Jorge Espinoza Sánchez

1952 , Perú

Poeta, novelista, editor, director del Fondo Editorial Cultura Peruana. La mañana del 25 de julio de 1992, la brigada especial contra el terrorismo, detuvo a Jorge Espinoza Sánchez acusándolo de pertenecer al MAP (Movimiento de Artistas Populares de Sendero Luminoso). A partir de entonces se entrelazan una serie de novelescas circunstancias que terminaron refundiendo al autor en las más sórdidas prisiones limeñas. Después de 15 meses de durísima prisión, el poeta fue absuelto. Los aciagos días vividos en el infierno, son retratados crudamente en la novela «Las cárceles del emperador» y en «Poeta en el infierno».

CELDA NÚMERO 10


Silenciosamente me tapiaron del mundo.
Cavafis

Tiene esta historia
dos metros de largo
por dos metros de ancho.
En esta tumba vivo hace un año
por orden de Ubú rey.
Niños del mundo,
el planeta tierra
mide ahora dos metros cuadrados,
pueden guardarlo en sus mochilas.
Con Miguel y Nelsón
en febriles jornadas
distribuimos este inmenso universo,
las rejas para cortejar a la luna,
la cama para lecturas serias,
el baño para la prensa adicta.
Todos los sueños del mundo
caben en este féretro,
vivimos en esta inmensa pradera
invadidos por inmundos pajarracos
de plumaje multicolor.
¡Jamás fue tan pequeña la tierra
ni más grande la vida!
Miguel solemne ejecuta el acto
de los fantasmas del trapecio,
lo aplauden y lo silban
los espectros de los caídos.
El buen Nelson juiciosamente ha enloquecido,
elogio de la locura,
dirige la puesta en escena
de un farsesco tribunal político,
los guardias lo contemplan con el alma al revés.
Desollado de amor
escribo unos versos
para la misma muchacha de todos mis versos,
me acechan los soplones,
tanto amor es subversivo.
Por orden y gracia de la Real Cédula
estamos a punto de ser condenados a perpetuidad,
el tribunal nos aguarda con las fauces abiertas,
hoy más que nunca creo
en la luminosa belleza del arte.
Nuestro nombre da la vuelta al mundo,
no podemos dar un paso
en esta estrecha tumba,
un estornudo provoca el caos total.
Director de teatro, Actor, Poeta,
extraídos del bosque de altos sueños
habitan hace un año la suite número diez del infierno,
sueñan con cautela,
Ubú rey los observa,
sus micciones son filmadas.

de Poeta en el infierno

Ilustración de Alex Sotero Flores (del Poeta en el infierno); ruinas del antiguo penal de máxima seguridad en la isla El Frontón; fotograma de «El rey Ubu» de Piotr Szulkin (2004)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Poeta, powieściopisarz, dyrektor Fondo Editorial Cultura Peruana. Rankiem 25 lipca 1992 roku specjalne odziały brygady antyterrorystycznej aresztowały Jorge Espinozę Sáncheza, oskarżając go o przynależność do MAP (Ruch Artystów Ludowych pozwiązanych ze Świetlistym Szlakiem). Od tego momentu nastąpił splot szeregu absurdalnych okoliczności, które zakończyły się uwięzieniem autor w jednym z najbardziej rygorystycznych więzień w Limie. Po 15 miesiącach pobytu w więzieniu poeta został uniewinniony. Fatalne dni spędzone w piekle zostały dosadnie przedstawione w powieści «Więzienia cesarza» i w tomiku «Poeta w piekle».

CELA NUMER 10

Po cichu odgrodzili mnie od świata.
Kavafis

Ta historia ma
dwa metry długości
na dwa metry szerokości.
W tym grobowcu żyłem przez rok
z rozkazu Ubu króla.
Dzieci świata,
planeta Ziemia
ma teraz dwa metry kwadratowe,
możecie włożyć ją sobie do plecaka.
Wraz z Michaelem i Nelsonem
w dniach naznaczonych gorączką
podzieliliśmy ten bezmierny wszechświat,
kraty, by wzdychać do księżyca,
łóżko do poważnej lektury,
łazienkę dla nałogowej prasy.
Wszystkie marzenia świata
mieszczą się w tej trumnie,
żyjemy na bezkresnej łące
atakowani przez ohydne ptaszyska
o wielobarwnym upierzeniu.
Nigdy ziemia nie była tak mała.
ani życie tak wielkie!
Miguel uroczyście odgrywa przedstawienie
o duchach na trapezie,
zbiera oklaski i gwizdy
od poległych widm.
Poczciwy Nelson rozsądnie zwariował,
pochwała szaleństwa,
kieruje inscenizacją
trybunału politycznego z farsy rodem,
strażnicy przyglądają mu się z duszą na wspak.
Obdarty z miłości
piszę kilka wierszy
dla tej samej dziewczyny ze wszystkich moich wierszy,
donosiciele czyhają na mnie,
tyle miłości jest wywrotowe.
Z rozkazu i łaski królewskiego dekretu
jesteśmy o krok od skazania na dożywocie,
sąd czeka na nas z rozdziawioną paszczą,
dziś bardziej niż kiedykolwiek wierzę
w świetliste piękno sztuki.
Nasze imię obiega świat,
nie możemy zrobić kroku
w tym wąskim grobie,
kichnięcie powoduje kompletny chaos.
Reżyser teatralny, Aktor, Poeta,
wyciągnięci z lasu wzniosłych marzeń
zamieszkują od roku dziesiąty apartament piekła,
śnią ostrożnie,
Ubu król patrzy,
filmuje się ich jak oddają mocz.

z tomiku Poeta w piekle

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

imagen del mundo

Te despierta el batir de las alas, o tal vez el batir de una venda
al viento. El tiempo es una gota de mercurio. Esta mujer

recoge del suelo un trozo de espejo roto, o tal vez un trozo
de hielo del barreño que de noche colocaste bajo

el techo con goteras. Recoge una aguja plateada, un negro
hilo que enrolla en su dedo -hilo para coser la herida-. Si

susurraras una pregunta para no producir eco, para no apagar
la antorcha que proyecta dos sombras. Esta mujer contestará

con la danza sobre el fondo de la imagen del mundo. Para
     consolidar tu sueño.

Fotogramas y collages de El espejo de Andréi Tarkovsky y La cueva de los sueños olvidados Werner Herzog

Bezsenność

Budzi cię łopot skrzydeł, a może łopot bandaża
na wietrze. Czas jest kroplą rtęci. Ta kobieta

podnosi z podłogi odłamek lustra, a może odłamek
lodu z miednicy, którą podstawiłeś nocą pod

przeciekający strop. Podnosi srebrną igłę, czarną
nić nawija na palec – nić do zszywania rany. Gdybyś

zapytał szeptem, by nie wywołać echa, nie zdmuchnąć
pochodni, która rzuca dwa cienie. Ta kobieta odpowie

tańcem – na tle obrazu świata. Żeby utrwalić twój sen.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

insomio

Un sueño con la muerte del mundo, en una casa hecha
de sombra, hecha de idea pura, adonde lleva una senda,
la empinada senda del pasado. Hecha bajo el cielo,
barbecho y desierto del cielo. Piedra, o quizá cristal,
que alguien, sin rostro, sin nombre, tiró a la ventana,
la ventana nocturna. ¿Qué hace la lámpara? Ilumina
la isla de las tinieblas, ilumina las alas de la sombra
que sobrevuela la casa en medio de la noche. El sabor
nocturno del agua del grifo. Algo como el mercurio
de un termómetro roto, la descomposición, el óxido.

Fotogramas de Stalker de Tarkovsky y Short fairy tale y Largo viaje hacia la noche de Bi Gan

Bezsenność

Sen o śmierci świata, w domu, który zbudowano
z cienia, zbudowano z czystej idei, do którego
prowadzi ścieżka, stroma ścieżka czasu przeszłego.
Zbudowano pod niebem, ugorem, pustynią nieba.
Kamień, a może kryształ, który ktoś, bez twarzy,
bez imienia, rzucił w okno, nocne okno. Co czyni
lampa? Ona oświetla wyspę mroku, oświetla
skrzydła cienia, który krąży nad domem pośród
nocy. Nocny smak wody z kranu. Coś jak rtęć
z pękniętego termometru, rozpad, rdza.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Regresa

Rodará una moneda, falsa, con dos águilas*. Se atascará en una grieta en el suelo, justo al lado de la estufa. Abrirás el libro del Apocalipsis, marcarás un párrafo con la uña. Todavía en tu mano se posa una secular mariposa, anterior a la catástrofe. Todavía cruje el eje de la tierra. Todavía en la palangana, olvidada sobre el tronco para trocear la carne, se sumerge el cielo. Regresa aquí, habita entre los tuyos. Regresa, sacúdete de la chaqueta el polvo de estrellas, responde a la pregunta planteada en un sueño. Regresa, esta ilusión viva es apenas una aproximación, apenas un columpio que se mece sobre el abismo. Apenas un balón para jugar al quemado que cae por las escaleras de buhardilla. Cuando la casa está tan desierta como un depósito de papeles viejos. Libro y música. Libro y arco iris sobre el huerto -son la señal-.

*el águila se encuentra en el anverso de la moneda polaca, esloty.

Fotogramas de Eleni (2004), I parte de la inacabada trilogía de Theo Angelopoulos (1935-2012)

Wróć

Potoczy się moneta, fałszywa, o dwóch orłach. Ugrzęźnie
w szczelinie podłogi, tuż obok pieca. Otworzysz księgę
z opisem Apokalipsy, zaznaczysz paznokciem akapit. Jeszcze
na dłoń siada motyl, wiekowy, sprzed katastrofy. Jeszcze
skrzypi ziemska oś. Jeszcze w miednicy, co na pniaku do
rąbania mięsa, zanurza się niebo. Wróć tu, zamieszkaj wśród
samych swoich. Wróć, otrzep marynarkę z gwiezdnego pyłu,
odpowiedz na pytanie zadane we śnie. Wróć, ta jawa jest
ledwie przybliżeniem, ledwie huśtawką, która kołysze się
nad otchłanią. Ledwie piłeczką do gry w zabijanego, która
spada ze schodów, co prowadzą na piętro. Gdy dom jest
bezludny jak skład makulatury. Księga i muzyka. Księga
i tęcza nad sadem – na znak.

Jan Polkowski

1953 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Hace mucho tiempo escribí un poema
sobre el amor
ahora el amor no tiene donde ir
llama a mi puerta y quiere volver a empezar
Dice paga tu deuda, decide y vive
por mí tal y como yo he sufrido
sin aliento
para que pudieras pensar
que estabas vivo

Cojo pan y cuchillo
No tengo hambre
La nieve está trepando cada vez más alto
Se alejan del hogar
las blancas huellas del futuro
Detrás de la pared azul de la cocina
se mueve se acerca
un bosque mudo
un fuego ennegrecido
de la penitencia

Fotogramas de Armonías de Werckmeister (2000) de Béla Tarr

***

Dawno temu napisałem wiersz
o miłości
teraz miłość nie ma dokąd pójść
dobija się do mnie i chce zacząć od nowa
Mówi spłać dług decyduj i żyj
za mnie tak jak ja cierpiałam
i oddawałam oddech
byś mógł myśleć
że żyjesz

Biorę nóż i chleb
Nie czuję głodu
Śnieg wspina się coraz wyżej
Od domu oddalają się
białe ślady przyszłości
Za niebieską kuchenną ścianą
porusza się nadchodzi
niemy las
sczerniały ogień
pokuty

Jan Polkowski

1953 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

la gran belleza

Mi sueño me es querido y más querido este ser de piedra,
mientras dure la agonía y la vergüenza.
No ver, no oír [o sentir] es para mí la mejor fortuna.;
¡Así que no me despiertes! Habla suavemente
Miguel Ángel

Los labios de mármol recitan sonetos de Miguel Ángel
y la lluvia fresca de los pies infantiles
mitiga el dolor del cuerpo enfermo
Una monja con hábito blanco acaricia la mejilla de un muchacho
Su mano de alabastro agita los espíritus revueltos de los árboles
pasa las páginas de los años tiernos de las estatuas
y resucita la espina de la hora muerta
Los higos y las naranjas se frotan contra las togas
de los antiguos sabios
desprecian las formas del cono, la esfera y el cubo
buscan el sentido imperfecto
en la siembra infinita de las generaciones
La Fornarina muestra con coquetería
sus pechos pequeños y duros
De las nubes ajenas cae sobre Roma
una lágrima eterna
¿La belleza no salva?
¿Es sólo un fondo para la desesperación?
¿Su causa?
¿Ornamento? El sentido de
del final? Un intento del engaño
reiterado con persistencia? ¿Silencio de un
Dios solitario?

Imagen propia

wielkie piękno

Sen cenię, głazem być fest lepszym
Póki zło z hańbą w świecie się panoszą.
Nie wiedzieć, nie czuć jest dla mnie rozkoszą;
Przeto mnie nie budź, cyt! mów cichym głosem
Michał Anioł

Marmurowe usta recytują sonety Michała Anioła
a chłodny deszcz stóp biegnących dzieci
uśmierza ból schorowanego ciała
Zakonnica w białym habicie gładzi policzek chłopca
Jej alabastrowa dłoń porusza rozwiane duchy drzew
przewraca stronice młodych lat posągów
i wskrzesza cierń umarłej godziny
Figi i pomarańcze ocierają się o togi
antycznych mędrców
gardzą kształtami stożka kuli i sześcianu
szukają niedoskonałego sensu
w nieskończonym zasiewie pokoleń
La Fornarina zalotnie odsłania
drobne twarde piersi
Z obcych obłoków spada na Rzym
wiekuista łza
Piękno nie ocala?
Jest tylko tłem dla rozpaczy?
Jej przyczyną?
Ornamentem? Sensem
końca? Ponawianą z uporem próbą
oszustwa? Milczeniem samotnego
Boga?

Paul Celan

1920-1970, Rumanía/Alemania

Trad. Griselda Mársico

7 Ingeborg Bachmann a Paul Celan

Viena, 24 de junio de 1949.

Querido:
Porque ni lo pensé, hoy, el día anterior –el año pasado también fue así–, llegó tu postal, en vuelo directo a mi corazón, sí, es así, te quiero, en aquel entonces jamás lo dije. He vuelto a sentir la amapola, profunda, muy profundamente, tu magia ha sido tan maravillosa, jamás podré olvidarlo.
A veces lo único que quisiera es irme y llegar a París, sentir que tocas mis manos, que me tocas entera con flores, y después otra vez no saber de dónde vienes y adónde vas. Para mí eres de la India, o de un país aun más lejano, oscuro, marrón; para mí eres desierto y mar y todo lo que es misterio. Sigo sin saber nada de ti y por eso muchas veces tengo miedo por ti, no puedo imaginarme que tú debas hacer lo que los otros hacemos aquí, yo debería tener un castillo para nosotros y traerte conmigo, para que puedas ser allí mi señor encantado, tendremos muchas alfombras allí y música, e inventaremos el amor.
 He estado pensando mucho. “Corona” es tu poema más bello, es la anticipación perfecta de un instante donde todo se vuelve mármol y es para siempre. Pero para mí aquí no será “tiempo”. Tengo hambre de algo que no me darán, todo es chato y flojo, está cansado y gastado antes del uso.
Para mediados de agosto quiero estar en París, un par de días solamente. No me preguntes por qué, para qué, pero quiero que estés para mí, una noche o dos, tres… Llévame al Sena, vamos a mirar y mirar bien adentro hasta que nos hayamos vuelto pececitos y nos reconozcamos.
Ingeborg

9 Paul Celan a Ingeborg Bachmann,

31, Rue des Ecoles París,
20 de agosto de 1949

Mi querida Ingeborg:
Así que vienes recién dentro de dos meses… ¿por qué? No lo dices, tampoco dices por cuánto tiempo, no dices si recibirás la beca. Mientras tanto, propones, podemos “intercambiar cartas”. ¿Sabes, Ingeborg, por qué te escribí tan poco durante este último año? No sólo porque París me empujó a un silencio terrible del que no podía salir, sino también porque no sabía qué piensas sobre aquellas pocas semanas en Viena. ¿Qué podía inferir de tus primeras líneas, Ingeborg, garrapateadas al vuelo?
Tal vez me equivoco, tal vez lo que sucede es que nos esquivamos justo allí donde tanto quisiéramos encontrarnos, tal vez la culpa sea de los dos. Sólo que a veces me digo que mi silencio tal vez es más entendible que el tuyo, porque la oscuridad que me lo impone es más vieja.
Las grandes decisiones uno siempre tiene que tomarlas solo, lo sabes. Cuando llegó aquella carta en la que me preguntabas si debías elegir París o Estados Unidos, me hubiera gustado decirte lo mucho que me alegraría que vinieras. ¿Puedes entender, Ingeborg, por qué no lo hice? Me dije que si realmente te importara algo (es decir, más que algo) vivir en la ciudad en la que también vivo yo, no me hubieras pedido consejo, al contrario.
Ha pasado un largo año, un año en el que seguramente te ha ocurrido más de una cosa. Pero no me dices cuán lejos han quedado nuestros propios mayo y junio detrás de este año…
¿Cuán lejos o cuán cerca estás, Ingeborg? Dímelo, para que yo sepa si cierras los ojos si ahora te beso.
Paul

de Tiempo del corazón. Correspondencia. Ingeborg Bachmann Paul Celan. (FCE, 2012)

Fotograma de Los soñados (docuficción) recreación de la correspondencia entre Ingeborg y Paul Celan, película de Ruth Beckermann (2016)

Tłum. Małgorzata Łukasiewicz

7 Ingeborg Bachmann do Paula Celana,

Wiedeń, 24 czerwca 1949

Miły Mój,
nawet o tym nie myślałam i dlatego dziś, w przeddzień – w zeszłym roku było przecież tak samo – przyfrunęła Twoja kartka i trafiła mnie w samo serce, tak właśnie jest, kocham Cię, nigdy tego wtedy nie powiedziałam. Znowu czułam mak, głęboko, bardzo głęboko, Twoje czary tak cudow­nie działały, nie potrafię tego nigdy zapomnieć.
Czasem chciałabym po prostu ruszyć w drogę i dotrzeć do Paryża, po­czuć, jak dotykasz moich rąk, jak całej mnie dotykasz kwiatami, i znów nie wiedzieć, skąd przychodzisz i dokąd idziesz. Dla mnie jesteś z Indii albo z jakiegoś jeszcze dalszego, mrocznego, brunatnego kraju, dla mnie jesteś pustynią i morzem, i wszystkim, co jest tajemnicą. Wciąż jeszcze nic o Tobie nie wiem i dlatego często boję się o siebie, nie umiem sobie wyobrazić, że miałbyś robić coś, co my, inni, tu robimy, powinnam mieć dla nas zamek i sprowadzić Cię do siebie, żebyś był w tym zamku moim zaczarowanym władcą, będziemy tam mieć mnóstwo dywanów i muzykę, i odkryjemy miłość.
Często się zastanawiałam, Corona to Twój najpiękniejszy wiersz, naj­doskonalsze przeczucie chwili, kiedy wszystko staje się marmurem i jest na zawsze. Ale dla mnie tu nie nastał „czas”. Łaknę czegoś, czego nie do­stanę, wszystko jest płaskie i mdłe, martwe i zużyte, nim jeszcze zostało użyte.
W połowie sierpnia będę w Paryżu, tylko na parę dni. Nie pytaj mnie dlaczego, po co, ale bądź dla mnie, przez jeden wieczór, albo dwa, trzy..
Zaprowadź mnie nad Sekwanę, będziemy się wpatrywać w wodę, tak dłu­go, aż staniemy się małymi rybkami i znowu się rozpoznamy.
Ingeborg

9 Paul Celan do Ingeborg Bachrnann

31, Rue des Ecoles Paryż,
20 sierpnia 1949

Droga moja Ingeborg,
przyjedziesz więc dopiero za dwa miesiące – dlaczego? Nie mówisz, nie mówisz też, na jak długo, nie mówisz, czy dostałaś stypendium. Tymcza­sem możemy przecież, jak proponujesz, „wymieniać listy” Czy Ty wiesz, dlaczego przez ten ostatni rok tak rzadko pisałem? Nie tylko dlatego, że Paryż wtrącił mnie w straszliwe milczenie, z którego nie mogę się wydobyć, ale także dlatego, że nie wiedziałem, co myślisz o tych krótkich tygodniach w Wiedniu. Co mogłem wywnioskować z Twoich pierw­szych, pobieżnie skreślonych linijek, Ingeborg?
Może się łudzę, może jest tak, że rozmijamy się akurat wtedy, kiedy tak bardzo chcielibyśmy się spotkać, może wina leży po obu stronach. Tylko czasem powiadam sobie, że moje milczenie jest może bardziej zro­zumiale niż Twoje, bo mrok, który mi je narzuca, jest starszy.
Wiesz: wielkie decyzje trzeba zawsze podejmować samemu. Gdy przy­szedł tamten list, w którym pytałaś, czy masz wybrać Paryż, czy Stany Zjednoczone, miałem chęć Ci powiedzieć, jak bardzo bym się cieszył, gdybyś przyjechała. Czy potrafisz zrozumieć, Ingeborg, dlaczego tego nie zrobiłem? Powiedziałem sobie, że gdyby naprawdę zależało Ci trochę (to jest więcej niż trochę) na tym, żeby mieszkać w mieście, w którym i ja mieszkam, nie pytałabyś mnie o radę, przeciwnie.
Minął długi rok, rok, w którym z pewnością niejedno Ci się zdarzy­ło. Ale nie mówisz mi, jak daleko w tyle za tym rokiem leży nasz własny maj i czerwiec.
Jak daleko i jak blisko jesteś, Ingeborg? Powiedz mi, żebym wiedział, czy zamykasz oczy, kiedy Cię teraz całuję.
Paul

Z Czas serca. Ingeborg Bachmann, Paul Celan. Listy (A5, 2010)

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

IN MEMORIAM

*Somos pasto del tiempo, cada día nos estamos ejercitando en el arte de perder lo que más amamos (como lo cuenta E. Bishop con cierta dosis de ironía). No hay día en el que el horizonte no se oscurezca por las sombras de las guerras, las desgracias, las catástrofes naturales, enfermedad, la presión social que nos oprime. Esta es la realidad más contigua, el mundo donde trata de sobrevivir un ser contemporáneo sometido a una crisis continua. El poeta polaco Adam Zagajewski, lo describe como mundo herido, mutilado. Sin embargo, trascender nos lleva a descubrir que tampoco el ángel, criatura limítrofe y fronteriza, nos oye. Trascender, por tanto, tampoco trae alivio. Lo único que nos queda, insinúa Rilke y tras él, Zagajewski, es alabar la belleza trágica de nuestra circunstancia:

Trad. Xavier Farré

Intenta celebrar el mundo mutilado

Intenta celebrar el mundo mutilado.
Recuerda los largos días de junio
y las fresas silvestres, las gotas de vino rosé.
Las ortigas, que con esmero cubrían
las fincas abandonadas de los exiliados.
Tienes que celebrar el mundo mutilado.
Mirabas los yates y los barcos lujosos;
uno de ellos tenía un largo viaje por hacer,
a otros sólo les aguardaba un vacío salado.
Has visto a refugiados con rumbo a ninguna parte,
has oído a verdugos que cantaban con gozo.
Deberías celebrar el mundo mutilado.
Recuerda los momentos cuando estabais juntos,
en una habitación blanca se movió la cortina.
Que tu pensamiento vuelva al concierto cuando estalló la música.
Durante el otoño cogías bellotas en el parque
mientras las hojas se arremolinaban en las cicatrices de la tierra.
Celebra el mundo mutilado,
y la pluma gris que un tordo ha perdido,
y la luz delicada que yerra y desaparece
y regresa.

Mi videopoema, trabajo hecho los últimos días,una manera de alabar y celebrar el mundo

*Padamy łupem czasu, każdego dnia ćwiczymy się w sztuce utraty tego, co najbardziej kochamy (jak twierdzi E. Bishop z pewną dozą ironii). Nie ma dnia, w którym horyzont nie rysowałby się ciemniej przez widmo wojen, nieszczęść, katastrof naturalnych, presji społecznej chorób. To najbliższa nam rzeczywistość, świat, w którym istota współczesna pogrążona w bezustannym kryzysie próbuje przetrwać. Polski poeta Adam Zagajewski opisuje go jako okaleczony świat. Jednak próby transcendencji prowadzą nas do odkrycia, że ​​Rilkeański anioł, stworzenie żyjące na pograniczu dwóch wymiarów, również nas nie słyszy. Dlatego też poszukiwanie transcendencji również nie przynosi ulgi. Jedyne, co nam pozostało, insynuuje Rilke, a za nim, Zagajewski, jest opiewanie tragicznego piękna naszych okoliczności. Szczególnie w tym trudnym momencie, kiedy pandemia znaczy nas w sposób nieodwołalny.

Spróbuj opiewać okaleczony świat

Spróbuj opiewać okaleczony świat.
Pamiętaj o długich dniach czerwca
i o poziomkach, kroplach wina rosé.
O pokrzywach, które metodycznie zarastały
opuszczone domostwa wygnanych.
Musisz opiewać okaleczony świat.
Patrzyłeś na eleganckie jachty i okręty;
jeden z nich miał przed sobą długą podróż,
na inny czekała tylko słona nicość.
Widziałeś uchodźców, którzy szli donikąd,
słyszałeś oprawców, którzy radośnie śpiewali.
Powinieneś opiewać okaleczony świat.
Pamiętaj o chwilach, kiedy byliście razem
w białym pokoju i firanka poruszyła się.
Wróć myślą do koncertu, kiedy wybuchła muzyka.
Jesienią zbierałeś żołędzie w parku
a liście wirowały nad bliznami ziemi.
Opiewaj okaleczony świat
i szare piórko, zgubione przez drozda,
i delikatne światło, które błądzi i znika
i powraca.

Moja adaptacja wiersza Adama Zagajewskiego. Wideo montowane już w tych trudnych chwilach pandemii, moja próba opiewania świata, który cierpi.

*We become prey to time , every day we are exercising ourselves in the art of losing what we love the most (as E. Bishop tells us with a certain dose of irony). There is no day when the horizon is not darkened by the shadows of wars, misfortunes, natural disasters, the social pressure that oppresses us. This is the most contiguous reality, the world where a contemporary being in continual crisis tries to survive. The Polish poet Adam Zagajewski describes it as a wounded, mutilated world. However, transcending leads us to discover that the angel, a bordering creature, does not hear us. Therefore, transcending does not bring relief either. All that remains, Rilke insinuates and with him, Zagajewski, is to praise the tragic beauty of our circumstance. Especially in these days that are marking us forever.

Trans. Clare Cavanagh

Try to praise the mutilated world

Try to praise the mutilated world.
Remember June’s long days,
and wild strawberries, drops of rosé wine.
The nettles that methodically overgrow
the abandoned homesteads of exiles.
You must praise the mutilated world.
You watched the stylish yachts and ships;
one of them had a long trip ahead of it,
while salty oblivion awaited others.
You’ve seen the refugees going nowhere,
you’ve heard the executioners sing joyfully.
You should praise the mutilated world.
Remember the moments when we were together
in a white room and the curtain fluttered.
Return in thought to the concert where music flared.
You gathered acorns in the park in autumn
and leaves eddied over the earth’s scars.
Praise the mutilated world
and the gray feather a thrush lost,
and the gentle light that strays and vanishes
and returns.

My adaptation of these poem, my attempt to praise the world that suffers in a pandemic moment.

Paul Celan

1920-1970, Rumanía/Alemania

Trad. José Luis Reina Palazón

En el arrebol de la tarde

En el arrebol de la tarde duermen los nombres:
a uno
despierta tu noche
y lo lleva, tanteando con blancos bastones
hacia la pared sur del corazón,
bajo los pinos:
uno, de estatura humana,
camina a la ciudad de los alfareros
donde la lluvia entra como amiga
de una hora marina.
En el azul,
pronuncia una palabra
que da sombra de árbol fuerte,
y sus sílabas se añaden
al nombre de tu amor.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Późną czerwienią

Późną czerwienią śpią imiona:
jedno,
budzi twoja noc
i prowadzi je macając białą laską
ku południowej ścianie serca,
pod sosnami:
jedno, ludzkich rozmiarów,
idzie w stronę miasta garncarzy,
gdzie deszcz przychodzi jako przyjaciel
morskiej godziny.
Na niebiesko
wypowiada cieniodajne słowo-drzewo
i do imienia twojej miłości
dodaje swoje sylaby.

Fotograma de Alterned States de Ken Russell

Transl. Pierre Joris

In late-red

In late-red the names sleep:
one,
your night wakes
and leads, with white staffs groping
along the heart’s south wall,
under the pine trees:
one, of human size,
walks toward the potter’s town,
where rain comes to visit as friend
of a seahour.
In the blue
it speaks a shadow-promising treeword,
and your love’s name
adds its own syllables.

Im Spätrot

Im Spätrot schlafen die Namen:
einen
weckt deine Nacht
und führt ihn, mit weißen Stäben entlang-
tastend am Südwall des Herzens,
unter die Pinien:
eine, von menschlichem Wuchs,
schreitet zur Töpferstadt hin,
wo der Regen einkehrt als Freund
einer Meeresstunde.
Im Blau
spricht sie ein schattenverheißendes Baumwort,
und deiner Liebe Namen
zählt seine Silben hinzu.

César Vallejo

1892-1938, Perú

Avestruz

Melancolía, saca tu dulce pico ya;
no cebes tus ayunos en mis trigos de luz.
Melancolía, basta! Cuál beben tus puñales
la sangre que extrajera mi sanguijuela azul!

No acabes el maná de mujer que ha bajado;
yo quiero que de él nazca mañana alguna cruz,
mañana que no tenga yo a quién volver los ojos,
cuando abra su gran O de burla el ataúd.

Mi corazón es tiesto regado de amargura;
hay otros viejos pájaros que pastan dentro de él…
Melancolía, deja de secarme la vida,
y desnuda tu labio de mujer…!

Tłum. Ada Trzeciakowska

Struś

Melancholio, wyjmij już swój słodki dziób;
nie czyń zadość postom w moich łanach światła.
Melancholio, basta! Jakże piją krew twoje sztylety,
jakby ssała moja błękitna pijawka!

Nie tamuj ożywczych soków schodzącej kobiety,
chcę by z nich narodził się jutro jakiś krzyż,
jutro, gdy nie będę miał na kogo spojrzeć,
kiedy trumna otworzy swoje pełne drwiny O.

Moje serce to skorupa podlana goryczą;
są tam inne stare ptaki pasące się wewnątrz…
Melancholio, nie wysysaj ze mnie życia,
i odsłoń swoje kobiece usta…!

1.Buster Keaton 2 y 3. Luis Buñuel, fotograma de El perro andaluz y La edad de oro.

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

*Somos pasto del tiempo, cada día nos estamos ejercitando en el arte de perder lo que más amamos (como lo cuenta E. Bishop con cierta dosis de ironía). No hay día en el que el horizonte no se oscurezca por las sombras de las guerras, las desgracias, las catástrofes naturales, enfermedad, la presión social que nos oprime. Esta es la realidad más contigua, el mundo donde trata de sobrevivir un ser contemporáneo sometido a una crisis continua. El poeta polaco Adam Zagajewski, lo describe como mundo herido, mutilado. Sin embargo, trascender nos lleva a descubrir que tampoco el ángel, criatura limítrofe y fronteriza, nos oye. Trascender, por tanto, tampoco trae alivio. Lo único que nos queda, insinúa Rilke y tras él, Zagajewski, es alabar la belleza trágica de nuestra circunstancia:

Trad. Xavier Farré

Intenta celebrar el mundo mutilado

Intenta celebrar el mundo mutilado.
Recuerda los largos días de junio
y las fresas silvestres, las gotas de vino rosé.
Las ortigas, que con esmero cubrían
las fincas abandonadas de los exiliados.
Tienes que celebrar el mundo mutilado.
Mirabas los yates y los barcos lujosos;
uno de ellos tenía un largo viaje por hacer,
a otros sólo les aguardaba un vacío salado.
Has visto a refugiados con rumbo a ninguna parte,
has oído a verdugos que cantaban con gozo.
Deberías celebrar el mundo mutilado.
Recuerda los momentos cuando estabais juntos,
en una habitación blanca se movió la cortina.
Que tu pensamiento vuelva al concierto cuando estalló la música.
Durante el otoño cogías bellotas en el parque
mientras las hojas se arremolinaban en las cicatrices de la tierra.
Celebra el mundo mutilado,
y la pluma gris que un tordo ha perdido,
y la luz delicada que yerra y desaparece
y regresa.

Mi videopoema, trabajo hecho los últimos días,una manera de alabar y celebrar el mundo

*Padamy łupem czasu, każdego dnia ćwiczymy się w sztuce utraty tego, co najbardziej kochamy (jak twierdzi E. Bishop z pewną dozą ironii). Nie ma dnia, w którym horyzont nie rysowałby się ciemniej przez widmo wojen, nieszczęść, katastrof naturalnych, presji społecznej chorób. To najbliższa nam rzeczywistość, świat, w którym istota współczesna pogrążona w bezustannym kryzysie próbuje przetrwać. Polski poeta Adam Zagajewski opisuje go jako okaleczony świat. Jednak próby transcendencji prowadzą nas do odkrycia, że ​​Rilkeański anioł, stworzenie żyjące na pograniczu dwóch wymiarów, również nas nie słyszy. Dlatego też poszukiwanie transcendencji również nie przynosi ulgi. Jedyne, co nam pozostało, insynuuje Rilke, a za nim, Zagajewski, jest opiewanie tragicznego piękna naszych okoliczności. Szczególnie w tym trudnym momencie, kiedy pandemia znaczy nas w sposób nieodwołalny.

Spróbuj opiewać okaleczony świat

Spróbuj opiewać okaleczony świat.
Pamiętaj o długich dniach czerwca
i o poziomkach, kroplach wina rosé.
O pokrzywach, które metodycznie zarastały
opuszczone domostwa wygnanych.
Musisz opiewać okaleczony świat.
Patrzyłeś na eleganckie jachty i okręty;
jeden z nich miał przed sobą długą podróż,
na inny czekała tylko słona nicość.
Widziałeś uchodźców, którzy szli donikąd,
słyszałeś oprawców, którzy radośnie śpiewali.
Powinieneś opiewać okaleczony świat.
Pamiętaj o chwilach, kiedy byliście razem
w białym pokoju i firanka poruszyła się.
Wróć myślą do koncertu, kiedy wybuchła muzyka.
Jesienią zbierałeś żołędzie w parku
a liście wirowały nad bliznami ziemi.
Opiewaj okaleczony świat
i szare piórko, zgubione przez drozda,
i delikatne światło, które błądzi i znika
i powraca.

Moja adaptacja wiersza Adama Zagajewskiego. Wideo montowane już w tych trudnych chwilach pandemii, moja próba opiewania świata, który cierpi.

*We become prey to time , every day we are exercising ourselves in the art of losing what we love the most (as E. Bishop tells us with a certain dose of irony). There is no day when the horizon is not darkened by the shadows of wars, misfortunes, natural disasters, the social pressure that oppresses us. This is the most contiguous reality, the world where a contemporary being in continual crisis tries to survive. The Polish poet Adam Zagajewski describes it as a wounded, mutilated world. However, transcending leads us to discover that the angel, a bordering creature, does not hear us. Therefore, transcending does not bring relief either. All that remains, Rilke insinuates and with him, Zagajewski, is to praise the tragic beauty of our circumstance. Especially in these days that are marking us forever.

Trans. Clare Cavanagh

Try to praise the mutilated world

Try to praise the mutilated world.
Remember June’s long days,
and wild strawberries, drops of rosé wine.
The nettles that methodically overgrow
the abandoned homesteads of exiles.
You must praise the mutilated world.
You watched the stylish yachts and ships;
one of them had a long trip ahead of it,
while salty oblivion awaited others.
You’ve seen the refugees going nowhere,
you’ve heard the executioners sing joyfully.
You should praise the mutilated world.
Remember the moments when we were together
in a white room and the curtain fluttered.
Return in thought to the concert where music flared.
You gathered acorns in the park in autumn
and leaves eddied over the earth’s scars.
Praise the mutilated world
and the gray feather a thrush lost,
and the gentle light that strays and vanishes
and returns.

My adaptation of these poem, my attempt to praise the world that suffers in a pandemic moment.

Nelly Sachs

1891-1970, Alemania

Trad. J. L. Reina Palazón

Divídete noche

Divídete noche
tus dos alas iluminadas
tiemblan de espanto
pues quiero irme
y te traigo de vuelta la sangrienta
tarde

Tłum. Ryszard Krynicki

Rozstąp się nocy

Rozstąp się nocy
oba twoje opromienione skrzydła
drżą z przerażenia
bo chcę już iść
i odnoszę ci ten krwawy
wieczór

Transl. Andrew Shanks

Night divide

O night divide
Well may your darkling wings
begin to shake
My spells – beware – will conjure back
the bloodstained carcase
of the dusk

Teile dich Nacht

Teile dich Nacht
Deine beiden Flügel angestrahlt
Zittern vor Entsetzen
Denn ich will gehen
Und bringen dir den blutigen
Abend zurück

Tomas Tranströmer

1931-2015, Suecia

Trad. Roberto Mascaró

Apuntes de fuego

Durante los meses tristes, centelleó mi vida sólo cuando hice el amor contigo.
Como la luciérnaga se enciende y se apaga, se enciende y se apaga- a medias puede uno seguir su camino
en la noche oscura del olivar.

Durante los meses tristes, estaba el alma desesperada y sin vida
pero el cuerpo caminó directo hacia ti.
El cielo de la noche rugió.
Sigilosamente ordeñábamos cosmos y sobrevivimos.

Fotograma en negativo de Historia de un pecado de W. Borowczyk y foto propia (Povedilla)

Tłum. Leonard Neuger 

Ogniste gryzmoły

W te ponure miesiące moje życie roziskrzyło się tylko gdy się z tobą kochałem.
Jak świetlik: zapala się i gaśnie, zapala się i gaśnie – w przebłyskach można iść w jego ślady
w mroku nocnym wśród drzew oliwnych.

W te ponure miesiące dusza siedziała skulona i bez życia
lecz ciało poszło prostą drogą do ciebie.
Ryczało nocne niebo.
Doiliśmy kosmos ukradkiem i przeżyliśmy.

Fire Jottings

Throughout the dismal months my life sparkled alive only when I made
love with you.
As the firefly ignites and fades out, ignites and fades out — in glimpses we
can trace its flight
in the dark among the olive trees

Throughout the dismal months the soul lay shrunken, lifeless,
but the body went straight to you.
The night sky bellowed.
Stealthily we milked the cosmos and survived.

.

Paul Celan

1920-1970, Rumanía/Alemania

Trad. José Luis Reina Palazón

***Cuenta las almendras

Cuenta las almendras,
cuenta lo que era amargo y te mantuvo en vela,
cuéntame con ellas:

Yo busqué tu ojo cuando lo abriste y nadie te miraba,
hilé aquel hilo secreto
por el que el rocío que pensaste
resbaló hasta los cántaros
que protege un proverbio que de nadie encontró el corazón.

Sólo allí entraste enteramente en ese nombre que es el tuyo,
avanzaste con pie firme hasta ti,
libres batieron los mazos en la cabeza de campana de tu silencio,
llegó a tu encuentro lo bien oído,también lo muerto ciñó con su brazo,
y los tres os fuisteis a través de la tarde.

Hazme amargo.
Cuéntame con las almendras.

Trad. Jesús Munárriz

***Cuenta las almendras

Cuenta las almendras,
cuenta lo que era amargo y te mantuvo en vela,
inclúyeme en la cuenta:

Busqué tu ojo cuando lo abriste y nadie te vio,
hilé aquel hilo secreto
por el que el rocío que pensaste
resbaló hasta los cántaros
que una sentencia, que en nadie encontró corazón, preserva.

Sólo allí entraste del todo en el nombre que es tuyo,
avanzaste con pie seguro hacia ti,
batieron los martillos libremente en la melena de la campana
de tu silencio,
se reunió contigo lo escuchado,
echó también lo muerto el brazo sobre ti,
y los tres avanzasteis por la noche.

Hazme amargo.
Cuéntame entre las almendras.

Tłum. Tymoteusz Karpowicz 

***Policz migdały

Policz migdały,
policz, co było gorzkie i ciebie wzmacniało,
dolicz mnie do nich.

Szukałem twego oka, gdy je otwarłaś i nikt nie spoglądał na ciebie,
przędłem tajemną nić,
po której twoja wymyślona rosa
uciekła do dzbanów
strzeżonych sentencją, która nie dotarła do żadnego serca.

Tam dopiero wkroczyłaś całkowicie w imię, które do ciebie należy,
weszłaś nogą w siebie,
kołysały się młoty w więźbie dzwonów twego milczenia.
To, co podsłuchałaś, dotarło do ciebie,
a umarłe objęło także i ciebie ramieniem –
poszliście samotrzeć poprzez wieczór.

Uczyń mnie gorzkim,
zalicz mnie do migdałów.

Carteles de Wiktor Sadowski

Zähle die Mandeln

Zähle die Mandeln,
zähle, was bitter war und dich wachhielt,
zähl mich dazu:

Ich suchte dein Aug, als du’s aufschlugst und niemand dich ansah,
ich spann jenen heimlichen Faden,
an dem der Tau, den du dachtest,
hinunterglitt zu den Krügen,
die ein Spruch, der zu niemandes Herz fand, behütet.

Dort erst tratest du ganz in den Namen, der dein ist,
schrittest du sicheren Fußes zu dir,
schwangen die Hämmer frei im Glockenstuhl deines Schweigens,
stieß das Erlauschte zu dir,
legte das Tote den Arm auch um dich,
und ihr ginget selbdritt durch den Abend.

Mache mich bitter.
Zähle mich zu den Mandeln.

A %d blogueros les gusta esto: