Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

sobre lo que hemos perdido

y después por la noche recordé,
cómo nos iban las cosas, cuando gritabas en sueños: cairo, cairo,
pero yo no te oía en absoluto,

y nuestras manos a través del temblor de la hierba
no se abrieron paso jamás. Y estaba dios,
noté su presencia en el lago,
sentado bajo la superficie

jugaba con las algas,
pero yo no veía nada, sin cesar: cairo, cairo,
y entonces salió del agua,
para que creyéramos que se había burlado de la muerte,

pero no de la carne ni de la sangre, si es que vivió una vez.

Fotogramas de Tarde para morir joven de Dominga Sotomayor; El verano de los peces voladores de Marcela Said; fotografía de Juan Millas.

o tym, co utraciliśmy

a później w nocy przypomniałem sobie,
jak kiedyś było z nami, kiedy wołałaś przez sen – kair, kair,
ale ja ciebie nie słyszałem wcale,

a nasze ręce poprzez drżenie trawy
nie przedarły się nigdy. i był bóg,
czułem jego obecność w jeziorze,
siedział pod powierzchnią

i bawił się wodorostami,
ale nic nie widziałem, ciągle – kair, kair,
i wtedy wyszedł z wody,
abyśmy uwierzyli, że zakpił ze śmierci,

ale nie z krwi i ciała, jeżeli sam żył

z tomiku Żal, może on (2022)

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

ABRÍ UN SUEÑO QUE NO ERA MÍO

Corrientes de polvo detrás de la ciudad. Polvo
y maizales, como si se hubiera estrellado aquí
una sonda espacial y de ella cayeran moradas
figuras, discos, sillones tirados en la hierba.
aquí entendí lo que quería decir la provincia,
este espasmo indiferente ante la inmensidad.
el viento: sombra de un hombre que se inclina 
solitario sobre una caja de ajedrez magnético.
se acabaron los días en que corríamos al cementerio,
para alimentar a las abejas (creíamos
que se nutrían con aplausos y canto – comida,
que los muertos no lograron llevarse), o tal vez no fue
así, eso es todo. tal vez inventé los nombres
y las fechas, abrí un sueño que no era mío.
en vano. tal vez las abejas son una especie de mal del aire,
y los muertos —niños que comen canto—

Fotogramas del maravilloso film-ensayo La metamorfosis de los pájaros de Catarina Vasconcelos

OTWORZYLEM SEN NIE MÓJ

strumienie pyłu za miasteczkiem. Pył
i pola kukurydziane, jakby rozbiła się tutaj
kosmiczna sonda i z niej wypadły fioletowe
figury, tarcze, fotele leżące w trawie.
tu zrozumiałem, co znaczy prowincja,
ten obojętny spazm wobec bezkresu.
wiatr — cień mężczyzny schylony samotnie
nad skrzynką magnetycznych szachów.
nie ma już dni, gdy biegaliśmy na cmentarz,
żeby karmić pszczoły (myśleliśmy,
że jedzą klaskanie i śpiew – pokarm,
którego zmarli nie zdążyli zabrać), a może to było
nie tak, to wszystko. może zmyśliłem imiona
i daty, otworzyłem sen nie mój.
na darmo. może pszczoły to rodzaj choroby powietrza,
umarli — dzieci, które jedzą śpiew

Robert Krajewski

1970 – 1991, Polonia

Después de ocho meses he vuelto a Polonia, a casa de mi madre y a la ciudad donde crecí. Lo celebro hoy con la vodka de frambuesa de mi madre y este poema de Robert.

Robert fue un poeta que creció en la misma ciudad que yo, una mediana y postindustrial ciudad de provincia en Polonia central. También estudiábamos en el mismo instituto. Las clases de Lengua y Literatura nos marcaron a ambos. Nos enseñaba el profesor Włodzimierz Rutkowski, que convertía estas horas en obras de arte, en unas clases magistrales de nivel académico. Participábamos en los mismos concursos literarios solo que yo lo hice siete años más tarde. Robert murió a los 21 años a causa de un hematoma intracraneal cuya existencia ignoraba. Dejó 77 poemas, que los críticos incluyen dentro de la corriente de la imaginación envalentonada (junto con Roman Honet). Le obsesionaba la muerte, la búsqueda de la ternura en un mundo donde el amor es imposible. Su fuerza radica en la absoluta sinceridad que implica nihilismo y una postura crítica. Su último poemario (1991) se titula Algo de una tortura latente.

Trad. Ada Trzeciakowska

EN LA ORILLA DE NADIE

Del dolor justo mejor
No te protejas, ni pienses
que la pena justa te ofenderá.
(C.K. Norwid)

Vinisteis  de un país
donde todos los ojos se apagaron una noche

Amasteis esta orilla no invadida por el dolor

alimentasteis a los cisnes
que, con su blancura, os separaban de las cenizas

a veces salían a la orilla
visteis
cómo se arrancaban las plumas
cómo se contoneaban por la orilla
de nadie

poco a poco acortaron la distancia
pensasteis en lo hermoso que sería
cuando sus grandes alas los elevasen con estrépito al cielo

se adormecieron vuestras almas encanecidas

pensasteis que sería hermoso
pero ellos no alzaron el vuelo
cayeron envenenados por vuestro pan

La consagración de la primavera de Pina Busch (collage propoo)

Po ośmiu miesiącach jestem z powrotem w Polsce, w domu mamy, w mieście, w kórym dorastałam. Świętuję malinówką mamy i tym oto wierszem Roberta.

Robert był poetą, który dorastał w tym samym mieście co ja – średniej wielkości, postindustrialnym, prowincjonalnym mieście w centralnej Polsce. Uczyliśmy się również w tym samym liceum. Zajęcia z języka i literatury odcisnęły piętno na nas wszystkich. Uczył nas profesor Włodzimierz Rutkowski, który potrafił zamienić te godziny w dzieła sztuki, w mistrzowskie wykady na poziomie akademickim. Braliśmy udział w tych samych konkursach literackich, tylko, że ja siedem lat później. Robert zmarł w wieku 21 lat z powodu krwiaka śródczaszkowego, o istnieniu którego nie wiedział. Pozostawił 77 wierszy, które krytycy zaliczają do nurtu wyobraźni ośmielonej (obok Romana Honeta). Jego obsesją była śmierć, poszukiwanie czułości w świecie, w którym miłość jest niemożliwa. Jego siła tkwi w absolutnej szczerości, która implikuje nihilizm i postawę krytyczną. Jego ostatni zbiór wierszy (1991) nosi tytuł Coś z utajonej kaźni.

NA BRZEGU NICZYIM

Oto lepiej smutku sprawiedliwego
Nie chroń się, ani myśl, że boleść
Sprawiedliwa obrazi cię.
(C.K. Norwid)

przyszliście z kraju
gdzie jednej nocy wszystkie oczy pogasły

pokochaliście ten brzeg nie porośnięty boleścią

karmiliście łabędzie
które bielą swoją oddzielały was od popiołów

czasami wychodziły na ląd
widzieliście
jak łuskają swoje pióra
jak stąpają po brzegu
niczyim

stopniowo zmniejszały dystans
myśleliście jak będzie pięknie
gdy wielkie skrzydła wzniosą je z łoskotem do nieba

ukołysały się wasze dusze siwiejące

myśleliście że będzie pięknie
lecz one nie wzleciały
padły zatrute waszym chlebem

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Susurro de un hombre solitario sobre las noches pasadas

si un hombre solitario susurra
sobre noches pasadas -da igual si fue ayer, o-
dios las inventará este año, significa que
sus ojos no podrán sanar. no es que
sienta pena, las briznas de hierba entreabriéndose
como aletas nasales de los zorros de vidrio maleable
con una franja de sangre encima, por eso
fluyen tan silenciosas y tiemblan. el pasado
es el vodka o un hueso bajo el párpado,
reduciéndolo todo,
salvo a sí mismo. no es que
quiera buscar herramientas y nombres, lámparas de señales
junto a los aeropuertos -eso ha iniciado
y concluirá allí, en aquel pueblo
situado entre las colinas:
donde discurría la vida
y donde discurría la muerte -para este susurro
de las noches pasadas, aunque sólo para burlarse-
pudieron no haber coincidido.

Escultura de Christina Bothwell

szept samotnego o ubiegłych nocach

jeśli samotny o ubiegłych nocach
szepcze – to wczoraj, albo –
bóg je wymyśli dopiero w tym roku,
to jego oczu nie da się uleczyć. nie
żeby żal, trawy rozchylające się
jak nozdrza lisów z giętkiego szkła
z prążkiem krwi na wierzchu, dlatego
płyną tak cicho i drżą. przeszłość
to wódka lub kość pod powieką,
pomniejszająca wszystko,
oprócz siebie samej. nie
żeby szukać narzędzi i nazw, lamp naprowadzających
przy lotniskach – to rozpoczęło się
i skończy tam, w miasteczku
położonym wśród wzgórz:
gdzie biegło życie
i gdzie biegła śmierć – dla tego szeptu
o ubiegłych nocach, choćby dla żartu –
mogły się nie spotkać

Robert Krajewski

1970 – 1991, Polonia

Robert fue un poeta que creció en la misma ciudad que yo, una mediana y postindustrial ciudad de provincia en Polonia central. También estudiábamos en el mismo instituto. Las clases de Lengua y Literatura nos marcaron a ambos. Nos enseñaba el profesor Włodzimierz Rutkowski, que convertía estas horas en obras de arte, en unas clases magistrales de nivel académico. Participábamos en los mismos concursos literarios solo que yo lo hice siete años más tarde. Robert murió a los 21 años a causa de un hematoma intracraneal cuya existencia ignoraba. Dejó 77 poemas, que los críticos incluyen dentro de la corriente de la imaginación envalentonada (junto con Roman Honet). Le obsesionaba la muerte, la búsqueda de la ternura en un mundo donde el amor es imposible. Su fuerza radica en la absoluta sinceridad que implica nihilismo y una postura crítica. Su último poemario (1991) se titula Algo de una tortura latente.

Trad. Ada Trzeciakowska

Ensayando las alas

está sola y no duerme todavía
observa a un torpe perro
tumbado en el suelo

es bella y espera con humildad el dolor

contempla sonriente la ventana
donde brincan los rayos de sol
«no hace mucho tiempo
era independiente
y a su manera bondadosa
estaba atenta
y se amaba a sí misma por su inquebrantable poder»

ahora le gustaría
ser una mujer más frívola
sensible a los halagos posesivos
desearía curar a las golondrinas
y hacer ofrendas de cuerpos consumidos por el fuego

está sola y no duerme todavía
piensa en una vida
que no le hacía falta

antes de que llegue el dolor
desplegará su poder una vez más
una última vez

Fotografías de Bernard Plossu (1945, Francia) 

Robert był poetą, który dorastał w tym samym mieście co ja – średniej wielkości, postindustrialnym, prowincjonalnym mieście w centralnej Polsce. Uczyliśmy się również w tym samym liceum. Zajęcia z języka i literatury odcisnęły piętno na nas wszystkich. Uczył nas profesor Włodzimierz Rutkowski, który potrafił zamienić te godziny w dzieła sztuki, w mistrzowskie wykady na poziomie akademickim. Braliśmy udział w tych samych konkursach literackich, tylko, że ja siedem lat później. Robert zmarł w wieku 21 lat z powodu krwiaka śródczaszkowego, o istnieniu którego nie wiedział. Pozostawił 77 wierszy, które krytycy zaliczają do nurtu wyobraźni ośmielonej (obok Romana Honeta). Jego obsesją była śmierć, poszukiwanie czułości w świecie, w którym miłość jest niemożliwa. Jego siła tkwi w absolutnej szczerości, która implikuje nihilizm i postawę krytyczną. Jego ostatni zbiór wierszy (1991) nosi tytuł Coś z utajonej kaźni.

próba skrzydeł

jest sama i nie śpi jeszcze
przygląda się pokracznemu psu
leżącemu na podłodze

jest piękna i pokornie czeka na ból

wpatruje się z uśmiechem w okno
po którym skaczą promyki słońca

„tak niedawno
była niepodległa
i na swój sposób przecież dobroduszna
była czujna
i kochała siebie za tę nieprzejednaną moc”

teraz chciałaby
zostać małą płochą kobietką
uległą zaborczym pochlebstwom
chciałaby leczyć jaskółki
i składać ofiary całopalenia

jest sama i nie śpi jeszcze
myśli o życiu
które jej nie było potrzebne

zanim nadejdzie ból
dźwignie swą moc raz jeszcze
raz ostatni

Robert Krajewski

1970 – 1991, Polonia

Robert fue un poeta que creció en la misma ciudad que yo, una mediana y postindustrial ciudad de provincia en Polonia central. También estudiábamos en el mismo instituto. Las clases de Lengua y Literatura nos marcaron a ambos. Nos enseñaba el profesor Włodzimierz Rutkowski, que convertía estas horas en obras de arte, en unas clases magistrales de nivel académico. Participábamos en los mismos concursos literarios solo que yo lo hice siete años más tarde. Robert murió a los 21 años a causa de un hematoma intracraneal cuya existencia ignoraba. Dejó 77 poemas, que los críticos incluyen dentro de la corriente de la imaginación envalentonada (junto con Roman Honet). Le obsesionaba la muerte, la búsqueda de la ternura en un mundo donde el amor es imposible. Su fuerza radica en la absoluta sinceridad que implica nihilismo y una postura crítica. Su último poemario (1991) se titula Algo de una tortura latente.

Trad. Ada Trzeciakowska

la nieve que ha caído

creo
que tiene que ser una nieve hermosa

bella como una ensoñación
que se fue ayer
junto con las aves del Estínfalo

lloré durante toda la noche

ahora estoy jugando
con los dioses sobornables
-lo que está en juego es Platón-

Fotografías de Kansuke Yamamoto (1914–1987) 

Robert był poetą, który dorastał w tym samym mieście co ja – średniej wielkości, postindustrialnym, prowincjonalnym mieście w centralnej Polsce. Uczyliśmy się również w tym samym liceum. Zajęcia z języka i literatury odcisnęły piętno na nas wszystkich. Uczył nas profesor Włodzimierz Rutkowski, który potrafił zamienić te godziny w dzieła sztuki, w mistrzowskie wykady na poziomie akademickim. Braliśmy udział w tych samych konkursach literackich, tylko, że ja siedem lat później. Robert zmarł w wieku 21 lat z powodu krwiaka śródczaszkowego, o istnieniu którego nie wiedział. Pozostawił 77 wierszy, które krytycy zaliczają do nurtu wyobraźni ośmielonej (obok Romana Honeta). Jego obsesją była śmierć, poszukiwanie czułości w świecie, w którym miłość jest niemożliwa. Jego siła tkwi w absolutnej szczerości, która implikuje nihilizm i postawę krytyczną. Jego ostatni zbiór wierszy (1991) nosi tytuł Coś z utajonej kaźni.

ŚNIEG, KTÓRY SPADŁ

myślę
że to musi być piękny śnieg

piękny jak sen
który odszedł wczoraj
z ptakami stymfalskimi

płakałem przez noc

teraz gram
z bożkami sprzedajnymi –
stawką jest Platon

Robert Krajewski

1970 – 1991, Polonia

Robert fue un poeta que creció en la misma ciudad que yo, una mediana y postindustrial ciudad de provincia en Polonia central. También estudiábamos en el mismo instituto. Las clases de Lengua y Literatura nos marcaron a ambos. Nos enseñaba el profesor Włodzimierz Rutkowski, que convertía estas horas en obras de arte, en unas clases magistrales de nivel académico. Participábamos en los mismos concursos literarios solo que yo lo hice siete años más tarde. Robert murió a los 21 años a causa de un hematoma intracraneal cuya existencia ignoraba. Dejó 77 poemas, que los críticos incluyen dentro de la corriente de la imaginación envalentonada (junto con Roman Honet). Le obsesionaba la muerte, la búsqueda de la ternura en un mundo donde el amor es imposible. Su fuerza radica en la absoluta sinceridad que implica nihilismo y una postura crítica. Su último poemario (1991) se titula Algo de una tortura latente.

Trad. Ada Trzeciakowska

ESCALERA DE JACOB

no hay claridad omnipresente
y no puedo ver tus ojos

te sorprenderá
dicen con desprecio
que no he visto
ejecuciones realizadas con destreza
que no conocí el olor
de la cal muerta

en verdad
los veo a todos
cada día
mientras suben por una escalera alta
de uno en uno ascienden
a los cielos

también veo a un joven
que expiró bajo el látigo
va subiendo lentamente
peldaño a peldaño
se detiene en la cima
de la escalera de jacob
mira a mi lado
suspira 
y se lanza al cielo
agitando sus flacos brazos
como un pájaro alcanzado por una bala

vuela sólo un momento
cae de bruces con estrépito
muere
pero su espalda, endurecida por la sangre
se pone más y más
azul

Fotografías de Francesca Woodman (1958-1981)

Robert był poetą, który dorastał w tym samym mieście co ja – średniej wielkości, postindustrialnym, prowincjonalnym mieście w centralnej Polsce. Uczyliśmy się również w tym samym liceum. Zajęcia z języka i literatury odcisnęły piętno na nas wszystkich. Uczył nas profesor Włodzimierz Rutkowski, który potrafił zamienić te godziny w dzieła sztuki, w mistrzowskie wykady na poziomie akademickim. Braliśmy udział w tych samych konkursach literackich, tylko, że ja siedem lat później. Robert zmarł w wieku 21 lat z powodu krwiaka śródczaszkowego, o istnieniu którego nie wiedział. Pozostawił 77 wierszy, które krytycy zaliczają do nurtu wyobraźni ośmielonej (obok Romana Honeta). Jego obsesją była śmierć, poszukiwanie czułości w świecie, w którym miłość jest niemożliwa. Jego siła tkwi w absolutnej szczerości, która implikuje nihilizm i postawę krytyczną. Jego ostatni zbiór wierszy (1991) nosi tytuł Coś z utajonej kaźni.

drabina jakubowa

mówią z pogardą
że nie widziałem
sprawnie prowadzonych egzekucji
że nie czułem zapachu
gaszonego wapna

zaprawdę
widzę ich wszystkich
codziennie
jak po wysokiej drabinie
wchodzą pojedynczo
w niebiosa
widzę też chłopca
który skonał pod pejczem
idzie powoli
szczebel po szczeblu
przystaje u szczytu
jakubowej drabiny
ogląda się w moją stronę
wzdycha
i rzuca się w niebiosa
wymachując chudymi rękami
jak postrzelony ptak

leci tylko chwilę
upada na twarz z łoskotem
umiera
ale jego zrogowaciałe od krwi plecy
błękitnieją
coraz bardziej

Robert Krajewski

1970 – 1991, Polonia

Robert fue un poeta que creció en la misma ciudad que yo, una mediana y postindustrial ciudad de provincia en Polonia central. También estudiábamos en el mismo instituto. Las clases de Lengua y Literatura nos marcaron a ambos. Nos enseñaba el profesor Włodzimierz Rutkowski, que convertía estas horas en obras de arte, en unas clases magistrales de nivel académico. Participábamos en los mismos concursos literarios solo que yo lo hice siete años más tarde. Robert murió a los 21 años a causa de un hematoma intracraneal cuya existencia ignoraba. Dejó 77 poemas, que los críticos incluyen dentro de la corriente de la imaginación envalentonada (junto con Roman Honet). Le obsesionaba la muerte, la búsqueda de la ternura en un mundo donde el amor es imposible. Su fuerza radica en la absoluta sinceridad que implica nihilismo y una postura crítica. Su último poemario (1991) se titula Algo de una tortura latente.

Trad. Ada Trzeciakowska

***

no hay claridad omnipresente
y no puedo ver tus ojos

te sorprenderá
que te toque
tiemblas
como una cuerda vidriosa

exiges
que hable de mujeres
que no eres
de hombres
que no soy

luego no dices nada más

antes de que pidas dolor
tengo que tocarte
una vez más
tan bellamente como pueda

Fotografía de Francesca Woodman (1958-1981)

Robert był poetą, który dorastał w tym samym mieście co ja – średniej wielkości, postindustrialnym, prowincjonalnym mieście w centralnej Polsce. Uczyliśmy się również w tym samym liceum. Zajęcia z języka i literatury odcisnęły piętno na nas wszystkich. Uczył nas profesor Włodzimierz Rutkowski, który potrafił zamienić te godziny w dzieła sztuki, w mistrzowskie wykady na poziomie akademickim. Braliśmy udział w tych samych konkursach literackich, tylko, że ja siedem lat później. Robert zmarł w wieku 21 lat z powodu krwiaka śródczaszkowego, o istnieniu którego nie wiedział. Pozostawił 77 wierszy, które krytycy zaliczają do nurtu wyobraźni ośmielonej (obok Romana Honeta). Jego obsesją była śmierć, poszukiwanie czułości w świecie, w którym miłość jest niemożliwa. Jego siła tkwi w absolutnej szczerości, która implikuje nihilizm i postawę krytyczną. Jego ostatni zbiór wierszy (1991) nosi tytuł Coś z utajonej kaźni.

***

nie ma wszechobecnej jasności
i nie widzę twoich oczu

pewno jesteś zdziwiona
że cię dotykam
dygoczesz
jak szklista cięciwa

żądasz
bym opowiadał o kobietach
którymi nie jesteś
o mężczyznach
którymi nie jestem

potem nie mówisz już nic

zanim poprosisz o ból
muszę cię dotknąć
raz jeszcze
najpiękniej jak potrafię

(1988)

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

limpieza de invierno

el muerto es un cuerpo en el que entra
Dios para echar un sueño. Lo rodea
una gélida noche de diciembre, lo envuelve
el tren parado en el campo, mujeres
con linternas en la frente -pequeños
cuadrados de latón y cristal temblando,
como si encerraran una libélula
o semillas-. de golpe rezos y aullidos
atraviesan las tinieblas, diáconos
del seminario traen respirador
y biblia. y plato, y cuchara,
y esponja. Nunca lo sabrán: el muerto es un cuerpo,
que ya está limpio. después de Dios
limpia la tierra, para eso la tiene.

Fotografías de René Greobli (1927, Suiza)

zimowe porządki

zmarły to ciało, w które wchodzi
bóg, żeby się przespać. otacza go
mroźna, grudniowa noc, owija
pociąg zatrzymany w polu, kobiety
z latarkami na czołach – małe
kwadraty z mosiądzu i szkła, trzęsące się,
jak gdyby miały w środku ważkę
lub nasienie. przez mrok
przechodzą naraz – modlitwy i wycie, diakoni
z seminarium niosą respirator
i biblię. i talerz, i łyżkę,
i gąbkę. nigdy się nie dowiedzą – zmarły to ciało,
które jest już czyste. po bogu sprząta
ziemia, od tego ją ma

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Inspector de campos de urnas

persiguiendo a una mujer pasas por pasarelas
sobre torrentes de montaña, junto a los escaparates
de las tiendas de jardinería donde florecen
cerezos en diciembre. como un barco
que transporta pinturas sagradas en estado líquido
-aguardiente que quema los labios-. como si
ensillaras un hueso, arrancando a mordiscos
su impulso y curvatura
en el aire. cuando persigues a una muerta,
todo pasa a tu lado. tu gen
-error del micelio- incluso eso se ha quedado atrapado,
esa tierra que te tiene sujeto- enorme
y sucia tierra- no duele 

Obra de Katia Chausheva

inspektor pól urnowych

goniąc kobietę, mijasz kładki
ponad górskimi rzekami, sklepy
ogrodnicze, gdzie na wystawie
w grudniu zakwita krzew wiśni. jak statek
przewożący w płynie święte obrazy,
wódkę szczypiącą w usta. jakbyś
osiodłał kość, wygryzając
w powietrzu jej pęd
i krzywiznę. gdy ścigasz zmarłą,
wszystko mija ciebie. twój gen – błąd
grzybni – nawet to utknęło,
ta trzymająca cię ziemia – wielka,
brudna ziemia nie boli

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

la leyenda blanca sobre las barcas y sus pueriles timoneles

el cielo vuelto de lado por engranajes huecos
de las galácticas estivales, los curanderos de ciudades enteras
que sustituyen nostalgia por otra peste. la sosa caustica se va evaporando,
las partículas de cesio vibran en las conchas
de acero -el hallazgo preferido de gerbert
 de aurillac, baluarte de luz-. en la lejanía
se hunden los semáforos, un susurro secular
del viento que funde los enseres y metales en un dulce
y asfixiante polvo. y también aquella mano,
levantada, los ojos entreabiertos,
aquel deambular por los polígonos
estivales perdidos en el bosque.

y también aquella,
la leyenda blanca sobre las barcas y sus pueriles timoneles,
sobre nosotros, hermanos y hermanas en las afiladas entrañas de las esferas

 

Fotograma de un videomontaje mío

biała legenda o łodziach i ich dziecinnych sternikach

niebo zwrócone na bok od wydrążonych przekładni
letnich galaktyk, uzdrowiciele miast
zastępujący tęsknotę inną dżumą. paruje ług,
drobiny cezu wibrujące w stalowych
konchach – ukochane odkrycie gerberta
z aurillac, opoki światła. w oddali
zapadają się semafory, odwieczny szelest
wiatru przetapiający sprzęty i metale w słodki,
duszący pył. a jeszcze tamta dłoń,
podniesiona, oczy zmrużone,
tamta wędrówka po letnich,
leśnych poligonach.

i jeszcze tamta,
biała legenda o łodziach i ich dziecinnych sternikach,
o nas, siostry i bracia w ostrych wnętrzach kul

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

manzanos

tal vez vea: el año
en que los cachorros caían en el río
y no se hundían en el agua tensa,
el remover el carbón junto a la panadería,
en él una estrella, visible únicamente
al entrecerrar los párpados, alumbra y guía a los
que nunca la buscaron, no la querían
mirar. como el amor:
fuerza con la que se empuja
a la gente y las cosas para que no se apeguen,
y sin embargo sigan cerca. como
nosotros. como la hierba. creo  
-pues no es la muerte-. fue así de sencillo,
justo delante de nosotros de repente creció un huerto
y yo me he quedado,
y tú has penetrado entre los manzanos,
manzanos blancos del humo del crematorio   

Fotograma de SmokeTree III de John Gerrard y fotogramas de La infancia de Iván de Andréi Tarkovsky

jabłonie

może widzę – rok,
gdy szczenięta wpadały do rzeki
i nie tonęły w naprężonej wodzie,
rozgrzebywanie węgla przy piekarni,
w nim gwiazda, widoczna wyłącznie
dzięki zmrużeniu powiek, przyświecająca tym,
którzy jej nie szukali, nie chcieli
oglądać. tak jak miłość –
siła, z jaką się odpycha
ludzi i rzeczy, by nie przylgnęli,
lecz byli w pobliżu. tak jak
my. jak trawa. myślę –
więc nie śmierć. po prostu tak było,
że tuż przed nami nagle wyrósł sad
i ja zostałem,
a ty weszłaś między jabłonie,
białe jabłonie z dymu z krematorium

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***ese negro se llama tierra

ese negro se llama tierra
y su ataúd-
resplandor sobre el cual cicatriza el cielo. muchachos
levantan sus carbonizadas bicicletas, arnés jugoso
de las zarzamoras. ese alejarse de los lugares primeros
meticulosamente marcados sobre el plano
de una remota tarde, rubí
acomodándose como mosto en las garrafas, brillo de
estaño. alguien pronto vendrá a por nosotros
y con fervor reproducirá el trascurrir de las temporadas,
explicará intrincados juegos. de momento
conviene tocar la piel raspada en los codos,
permanecer en la hierba,
hurgar en las tumbas

Fotogramas de La infancia de Iván de Andréi Tarkovsky

ta czerń nazywa się ziemia

ta czerń nazywa się ziemia
a jej trumna –
łuna, nad którą goi się niebo. chłopcy
unoszą zwęglone rowery, soczystą uprząż
ostrężyn. to oddalanie się od pierwszych
dokładnie zaznaczonych miejsc na planie
pewnego odległego wieczoru, rubin
moszczący się w butlach, blask
cyny. wkrótce ktoś po nas przyjdzie
i z żarliwością będzie odtwarzał przebieg sezonów,
wyjaśniał zawiłe gry. na razie
warto dotykać wytartej skóry na łokciach,
trwać w trawie,
grzebać w grobach

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

bailando entre las vacas

cuerpos con los que jugaba a la pelota,
saltaba al río al ponerse el sol
y besaba las navajas sobre un blanco terraplén,
me husmearon, me encontraron

y salieron de la tierra desnudos
y corren hacia mí atravesando prados, bailando entre las vacas,
y cada uno lleva un perro colgando del cuello
como un chal. un chal

la noche me descubre,
quién he sido ya. quiénes éramos
juntos -una llamada a las criaturas
hendidas por la cinta helada del relámpago

ingredientes de la nieve: zumbido y desinformación,
resplandor para recibir al muerto/
muerta -esperaba, llorando.
era tu ojo

Fotografías de Laura Makabresku y Cristina García Rodero

TAŃCZĄC WŚRÓD KRÓW

ciała, z którymi grałem w piłkę,
wskakiwałem do rzeki o zmierzchu
i całowałem noże na białym nasypie,
wywęszyły, odnalazły mnie

wyszły z ziemi nagie
i biegną do mnie przez łąki, tańcząc wśród krów,
i każde ma na szyi psa
jak szal. jak szal

noc mi odkrywa,
kim już byłem. kim byliśmy
razem – przywołanie istot
przeciętych mroźną szarfą błyskawicy

składniki śniegu: szum i deformacja,
blask na przyjęcie zmarłego/
umarłej – czekałem, płacząc.
byłem twoim okiem

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Ecos de una voz

el tiempo no entiende de atrocidades,
menos el silencio después de nosotros. cada verano
quema el suelo un alud de huellas de ayer,
el río lava los labios hinchados al morder
los frutos de espino y las letras oscuras
de una carta rota en silencio. aún
pertenecemos a fuegos pretéritos,
destellos tan puros como el pálido conde st ives,
a su regreso de inglaterra*. las semanas
saturan la sangre con hueso espumado,
cuando nos sorprendemos en el ascensor,
hospital, espejo. oscuridad
círculos en el agua, profundidad abismándose.
hasta aquí hemos llegado

* Alusión al protagonista de la novela de R.L Stevenson St. Ives: Las aventuras de un preso francés en Inglaterra

Fotografías de Vo Anh Kiet y Cristina García Rodero

echa jednego głosu

czas nie zna żadnych okrucieństw,
oprócz ciszy po nas. każdego lata
pali ziemię lawina wczorajszych śladów,
rzeka obmywa usta spuchnięte od rozgryzania głogu
i ciemnych liter na brzegach podartego
w milczeniu pisma. ciągle jeszcze
należymy do minionych pożarów,
odblasków czystych jak wracający z anglii,
blady hrabia st ives. tygodnie
nasycają krwiobieg spienioną kością,
kiedy przyłapujemy się w windach,
szpitalach, lustrach. ciemność
okręgi wody i zwijająca się głębia.
aż tu doszliśmy

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

El mar

la mujer se levanta de la orilla,
se va. con ella desaparecen -los residuos y los rostros enfundados
en papel de aluminio calentado,
quédate -un suspiro jamás oído
o un aullido. la mujer se levanta de la orilla,
con ella el fuego, el crepúsculo-
el mar se hace un ovillo,
hirviendo por su sombra -de noche se enfriará,
la evaporará, escupirá todo
lo que la recuerda

Fotograma de Solaris de A. Tarkovsky

MORZE

kobieta wstaje znad brzegu,
odchodzi. wraz z nią znikają – śmieci i twarze obleczone
w nagrzaną, aluminiową folię,
zostań – to niesłyszane nigdy westchnienie
lub skowyt. kobieta wstaje znad brzegu,
za nią pożar, zmierzch –
morze zwija się w okrąg,
wrzące od jej cienia – w nocy ostygnie,
odparuje go, wypluje wszystko,
co ją przypomina

A %d blogueros les gusta esto: