Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

imagen del mundo

Te despierta el batir de las alas, o tal vez el batir de una venda
al viento. El tiempo es una gota de mercurio. Esta mujer

recoge del suelo un trozo de espejo roto, o tal vez un trozo
de hielo del barreño que de noche colocaste bajo

el techo con goteras. Recoge una aguja plateada, un negro
hilo que enrolla en su dedo -hilo para coser la herida-. Si

susurraras una pregunta para no producir eco, para no apagar
la antorcha que proyecta dos sombras. Esta mujer contestará

con la danza sobre el fondo de la imagen del mundo. Para
     consolidar tu sueño.

Fotogramas y collages de El espejo de Andréi Tarkovsky y La cueva de los sueños olvidados Werner Herzog

Bezsenność

Budzi cię łopot skrzydeł, a może łopot bandaża
na wietrze. Czas jest kroplą rtęci. Ta kobieta

podnosi z podłogi odłamek lustra, a może odłamek
lodu z miednicy, którą podstawiłeś nocą pod

przeciekający strop. Podnosi srebrną igłę, czarną
nić nawija na palec – nić do zszywania rany. Gdybyś

zapytał szeptem, by nie wywołać echa, nie zdmuchnąć
pochodni, która rzuca dwa cienie. Ta kobieta odpowie

tańcem – na tle obrazu świata. Żeby utrwalić twój sen.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

insomio

Un sueño con la muerte del mundo, en una casa hecha
de sombra, hecha de idea pura, adonde lleva una senda,
la empinada senda del pasado. Hecha bajo el cielo,
barbecho y desierto del cielo. Piedra, o quizá cristal,
que alguien, sin rostro, sin nombre, tiró a la ventana,
la ventana nocturna. ¿Qué hace la lámpara? Ilumina
la isla de las tinieblas, ilumina las alas de la sombra
que sobrevuela la casa en medio de la noche. El sabor
nocturno del agua del grifo. Algo como el mercurio
de un termómetro roto, la descomposición, el óxido.

Fotogramas de Stalker de Tarkovsky y Short fairy tale y Largo viaje hacia la noche de Bi Gan

Bezsenność

Sen o śmierci świata, w domu, który zbudowano
z cienia, zbudowano z czystej idei, do którego
prowadzi ścieżka, stroma ścieżka czasu przeszłego.
Zbudowano pod niebem, ugorem, pustynią nieba.
Kamień, a może kryształ, który ktoś, bez twarzy,
bez imienia, rzucił w okno, nocne okno. Co czyni
lampa? Ona oświetla wyspę mroku, oświetla
skrzydła cienia, który krąży nad domem pośród
nocy. Nocny smak wody z kranu. Coś jak rtęć
z pękniętego termometru, rozpad, rdza.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Regresa

Rodará una moneda, falsa, con dos águilas*. Se atascará en una grieta en el suelo, justo al lado de la estufa. Abrirás el libro del Apocalipsis, marcarás un párrafo con la uña. Todavía en tu mano se posa una secular mariposa, anterior a la catástrofe. Todavía cruje el eje de la tierra. Todavía en la palangana, olvidada sobre el tronco para trocear la carne, se sumerge el cielo. Regresa aquí, habita entre los tuyos. Regresa, sacúdete de la chaqueta el polvo de estrellas, responde a la pregunta planteada en un sueño. Regresa, esta ilusión viva es apenas una aproximación, apenas un columpio que se mece sobre el abismo. Apenas un balón para jugar al quemado que cae por las escaleras de buhardilla. Cuando la casa está tan desierta como un depósito de papeles viejos. Libro y música. Libro y arco iris sobre el huerto -son la señal-.

*el águila se encuentra en el anverso de la moneda polaca, esloty.

Fotogramas de Eleni (2004), I parte de la inacabada trilogía de Theo Angelopoulos (1935-2012)

Wróć

Potoczy się moneta, fałszywa, o dwóch orłach. Ugrzęźnie
w szczelinie podłogi, tuż obok pieca. Otworzysz księgę
z opisem Apokalipsy, zaznaczysz paznokciem akapit. Jeszcze
na dłoń siada motyl, wiekowy, sprzed katastrofy. Jeszcze
skrzypi ziemska oś. Jeszcze w miednicy, co na pniaku do
rąbania mięsa, zanurza się niebo. Wróć tu, zamieszkaj wśród
samych swoich. Wróć, otrzep marynarkę z gwiezdnego pyłu,
odpowiedz na pytanie zadane we śnie. Wróć, ta jawa jest
ledwie przybliżeniem, ledwie huśtawką, która kołysze się
nad otchłanią. Ledwie piłeczką do gry w zabijanego, która
spada ze schodów, co prowadzą na piętro. Gdy dom jest
bezludny jak skład makulatury. Księga i muzyka. Księga
i tęcza nad sadem – na znak.

Krzysztof Kamil Baczyński

1921-1944, Polonia

Aves de retorno (De nuevo vagamos)

De nuevo vagamos por tierras cálidas,
prados de malaquita de los mares
Aves de retorno se están muriendo
entre los naranjos y matorrales.

En los prados de color gris violáceo
el cielo ligeramente tiende arcos
Los párpados se empapan del paisaje
y la sal cuaja encima de los labios.

Al atardecer con aguas abajo
la noche lame el mar con su saliva.
Como peras tiernas se hincha el verano
que el viento quema igual que las ortigas.

Junto a las fuentes de nácar y perla,
noche reparte racimos de estrellas.
De nuevo recorremos tierras cálidas
de nuevo vagamos por cálidas tierras.

Fotografías de Astrid Kruse Jensen

Ptaki powrotne (Znów wędrujemy)

Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.

Na fioletowoszarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.

A wieczorami w prądach zatok
noc liże morze słodką grzywą.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywą.

Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.

Blanca Varela

1926-2009, Perú

Dama de blanco

el poema es mi cuerpo
esto la poesía
la carne fatigada
el sueño el sol
atravesando desiertos
los extremos del alma se tocan
y te recuerdo Dickinson
precioso suave fantasma
errando tiempo y distancia
en la boca del otro habitas
caes al aire eres el aire
que golpea con invisible sal
mi frente
los extremos del alma se tocan
se cierran se oye girar la tierra
ese ruido sin luz
arena ciega golpeándonos
así será ojos que fueron boca
que decía manos que se abren
y se cierran vacías
distante en tu ventana
ves al viento pasar
te ves pasar el rostro en llamas
póstuma estrella de verano
y caes hecha pájaro
hecha nieve en la fuente
en la tierra en el olvido
y vuelves con falso nombre de mujer
con tu ropa de invierno
con tu blanca ropa de
invierno
enlutado

Fotos de Laura Makabresku

Maravilloso biopic de Terence Davis.

Trad. Ada Trzeciakowska

Dama w bieli

wiersz jest moim ciałem
a poezja to
zmęczone ciało
sen słońce
przemierzające pustynie
końce duszy stykają się
i pamiętam ciebie Dickinson
śliczny delikatny błędny
duchu czas i przestrzeń
zamieszkujesz na ustach innych
opadasz z powietrzem jesteś wiatrem
co smaga niewidzialną solą
czoło moje
końce duszy stykają się
zwierają się słychać obroty ziemi
ten łoskot bez światła
ślepy piach chłoszczący nas
tak stanie się oczami, które były ustami
mówiącymi dłonie, które otwierają się
i zamykają puste
daleka w twoim oknie
widzisz jak przetaczają się wichry
widzisz siebie niknącą twarz pośród płomieni
pośmiertna letnia gwiazdo
i opadasz jako ptak
jako śnieg na źródło
na ziemię w zapomnieniu
by powrócić pod przybranym kobiecym imieniem
w zimowym stroju
w twoich białych sukniach
na zimę
w żałobie

Philip Levine

1928-2015, Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Déjame empezar de nuevo

Déjame empezar de nuevo como una mota
de polvo arrastrada por los vientos nocturnos
soplando hacia el mar. Déjame empezar
esta vez sabiendo que el mundo es
agua salada y nubes oscuras, el mundo
rechina y suspira toda la noche, y el alba
llega despacio y no cambia nada. Déjame
regresar a la tierra después de una vida que
no lleva a ninguna parte. Esta vez enganchado
en las plumas de una gaviota hambrienta y
blanca sobre un barco negro que atraca
y se mece en las aguas aceitosas de
tu puerto. Este buque que tiene fugas
trae en la bodega una carga de horquillas
de España, enormes botijos con
oscuro vino argelino, plumas que no saben
escribir en inglés. Los marineros tambaleándose
se dirigen hacia los bares o casas llenas de luz.
El capitán cierra la bitácora y se queda dormido.
10 de enero de 1928. Esta noche entraré a mi vida
después de pasar siglos en el mar, en silencio,
en un hospital que debe su nombre a un coche.
El único niño de entre millones de niños
quien ha sobrevolado solitario entre las estrellas
el negro baldío de aguas sin luna
extendiéndose eternamente, quien se ha vuelto
dorado en pleno sol de un nuevo día.
Un niño pequeño y listo que esta vez va a amar
su vida ya que como la suya no hay otra.

Tłum. Ewa Hryniewicz-Yarbrough

Pozwól mi zacząć od nowa

Pozwól mi zacząć od nowa jako pyłek
kurzu schwytany przez nocne wiatry
wiejące w głąb morza. Pozwól mi zacząć,
tym razem wiedząc, że świat to
słona woda i ciemne chmury, że zgrzyta
i wzdycha całą noc, a świt nadchodzi
powoli i niczego nie zmienia. Pozwól
mi wrócić na ląd po życiu, które wiodło
donikąd. Tym razem będę wczepiony
w pióra wygłodniałej mewy bielejącej
nad zacumowanym czarnym statkiem,
który majaczy na oleistych wodach
Twojej przystani. Ten nieszczelny frachtowiec
przywiózł z Hiszpanii ładownię
pełną wideł, wielkich butli ciemnego
algierskiego wina i gęsich piór, które nie umieją
pisać po angielsku. Marynarze zataczając się
ruszyli do barów lub jasno oświetlonych domów.
Kapitan zamyka dziennik pokładowy i zasypia.
10.01.1928. Dziś w nocy wejdę w życie
po wiekach spędzonych na morzu, bezgłośnie,
w szpitalu nazwanym jak samochód.
Jedyne dziecko spośród milionów dzieci,
które leciało samotnie między gwiazdami
nad mrocznym pustkowiem bezkresnych
wód i rozzłociło się w słońcu nowego dnia.
Maleńkie mądre dziecko, które tym razem
pokocha swoje życie, gdyż nie jest jak żadne inne.

Let Me Begin Again

Let me begin again as a speck
of dust caught in the night winds
sweeping out to sea. Let me begin
this time knowing the world is
salt water and dark clouds, the world
is grinding and sighing all night, and dawn
comes slowly and changes nothing. Let
me go back to land after a lifetime
of going nowhere. This time lodged
in the feathers of some scavenging gull
white above the black ship that docks
and broods upon the oily waters of
your harbor. This leaking freighter
has brought a hold full of hayforks
from Spain, great jeroboams of dark
Algerian wine, and quill pens that can’t
write English. The sailors have stumbled
off toward the bars of the bright houses.
The captain closes his log and falls asleep.
1/10’28. Tonight I shall enter my life
after being at sea for ages, quietly,
in a hospital named for an automobile.
The one child of millions of children
who has flown alone by the stars
above the black wastes of moonless waters
that stretched forever, who has turned
golden in the full sun of a new day.
A tiny wise child who this time will love
his life because it is like no other.

Andrzej Stasiuk

1960 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Poemas. 1.

Así que deberíamos acudir aquí,
a estos interiores sobrios y vacíos. Hoy,
cuando no tenemos nada que llevar, nada
que tenga peso, nada
salvo cargas personales que 
nunca nadie para nada

Deberíamos venir justo antes del alba
cuando fuera de la ciudad se oye el llanto de los trenes,
los pájaros duermen aún y de la oscuridad
queda un jirón;
cuando nadie coge las llamadas, 
y a nadie encontraremos aquí.

Después de una larga noche
cuando nos despierta el miedo, pero
ya no sabemos pasarlo y,
calzados, bajamos a comprobar
si hay alguien en el pasillo.
Sin embargo, está vacío, más allá también,
y así llegamos hasta el fin del mundo.

Fotograma de El desierto rojo de M. Antonioni

Wiersze. 1.

Tak, tu powinniśmy przychodzić,
do próżnych i surowych wnętrz. Dziś,
kiedy nie mamy nic do przyniesienia, nic
co by miało ciężar, nic
prócz ciężarów własnych które
nikomu nigdy na nic.

Powinniśmy przychodzić tuż przed świtem
gdy za miastem słychać płacz pociągów,
ptaki jeszcze śpią a ciemności
został ledwo skrawek;
gdy nikt nie odbiera telefonów, wtedy
gdy nie zastaniemy tu nikogo.

Po jakiejś długiej nocy
gdy strach nas budzi lecz już
nie umiemy się przestraszyć i
po prostu, w butach, idziemy sprawdzić
czy nikt nie stoi w przedpokoju.
Lecz tam jest pusto, tak samo dalej,
aż dochodzimy do samego końca świata.

Ada Trzeciakowska

1977 – , Polonia/España

Una carta

Nada cambia, la misma obra de siempre, los mismos dramas, palabras, lamentos, alegrías que, de tanto repetirse, se vuelven impersonales. Somos una vida vivida por un ser inmortal, una vida que se respira siempre con el mismo dolor y se marcha (para continuar existiendo) dejando el mismo amargor en la boca. Y a las conchas se las come el viento.
Un ser verde y azul, tú y yo, dos poros, unas células de vida que se vive sola, esa voluntad de vivir que nos respira. Nuestro amor y su mirada devoradora son los del lobo y del corzo. Nos engullimos, mientras tu tristeza condensada en lágrima se vuelve mi saliva. En ellas circula la vida de antaño, la voluntad ciega y cruel de seguir durando. Porque el tiempo es la vida misma. Nos besamos y el tiempo pasa de tu boca a la mía, hincha las sienes, llena pulmones de un temblor translúcido. Mientras nuestras palabras se pierden en el infinito, las que escribiste a tu madre, vida, forman el antaño de Quignard. El mismo espasmo sin fecha. Te beso, busco tu lengua, el dorado pez ahumado, tus ojos febriles, salpicados de verde tristeza y me caigo atrás, al mismo fondo, me deslizo por tu garganta hacia el mismo principio. Eres el lobo cálido, el padre, el árbol, la piedra, el polvo, el océano que hierve de tanta vida, dios lejano, hermano, yo.
Ese beso: a la vez promesa y decepción -preciosa promesa de la decepción-. Dulce última promesa del amor que le daría sentido a la espera, mientras pausadamente llega la comprensión. Yo nostalgio, tú nostalgias, nosotros nostalgiamosNostalgio igual decepciono. En cuanto más nostalgio más decepciono. Lo ideal no existe, solo lo nostalgias mientras la decepción te lame el hígado y tiñe la sangre de amarillo. La sepia de siempre, nostalgia de un sueño casi perdido. Y así -hecho de sueño, sepia y telaraña- es como te amo, mi vida, vida misma, vida siempre.

Zdzisław Beksiński Los amantes 1963

List

Wszystko trwa niezmienne, ten sam dramat od zawsze, te same słowa, rozpacz, krzyk radości i tak aż do odosobowienia. Jesteśmy życiem, które żyje byt nieśmiertelny, życiem, które się oddycha zawsze przeszyte tym samym bólem i odchodzi (by żyć się dalej) z tą samą goryczą w ustach. Muszle zjada wiatr.
Zielonkawy i błękitny byt, ty i ja, dwa pory, dwie komórki życia, które się żyje samo, ta wola życia, która nami oddycha. Nasza miłość i jej łapczywe spojrzenie dzielone są przez wilka i sarnę. Pochłaniamy się podczas gdy twój smutek skrapla się w łzie, którą zmieniam w ślinę. W nich krąży dawne życie, ślepa i okrutna wola trwania. Czym innym jest czas jak nie życiem? Całujemy się i czas przepływa z twoich ust do moich, wzbierają skronie, płuca wypełniają się przezroczystym drżeniem. Podczas gdy nasze słowa gubią się w nieskończoności, te które napisałeś dla matki, życie moje, kształtują owe niegdyś, które prześladuje Quignarda. Ten sam spazm bez daty ważności. Całuję cię, szukam twojego języka, tej zadymionej złotej rybki, twoich rozpalonych oczu nakrapianych zielonych smutkiem i spadam wstecz, na samo dno, opadam gardłem twoim na sam początek. Jesteś ciepłym wilkiem, ojcem, drzewem, kamieniem, pyłem, oceanem wrzącym od życia, dalekim bogiem, bratem, mną.
Ten pocałunek to zarazem obietnica i zawód -przepiękna obietnica zawodu-. Ostatnia, słodka obietnica miłości, która nadać by mogła sens oczekiwaniu, podczas gdy powoli nadchodzi zrozumienie. Ja tęsknię, ty tęsknisz, my tęsknimy… Tęsknię znaczy rozczarowuję. Im bardziej tęsknię tym bardziej rozczarowuję. Ideał nie istnieje, tylko za nim tęsknisz podczas gdy rozczarowanie liże ci wątrobę i podbarwia krew żółcieniem. Ta sama sepia co zawsze, nostalgia za coraz prawie utraconym marzeniem. I takiego – ulepionego z sepii, snu i pajęczyn- kocham cię, życie moje, życie samo w sobie, życie zawsze.

A %d blogueros les gusta esto: