Miłosz Biedrzycki

1967 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Qué puedo decirles a ustedes

Qué puedo decirles a ustedes.
Esta no es una situación natural.
En la calle la gente conversa de esta forma.
Por la luna del autobús se ven unos rótulos en la parada,
por el parabrisas del coche otros. El flaco no comprenderá al gordo,
su disnea ni dificultades a la hora de comprar la ropa.
Y antes de que el grande se encoja,
del pequeño no quedará ni rastro.
Viajar en medio de una ventisca, en medio de la niebla como por un túnel,
buscar el mundo con la vista por un trozo de cristal libre de vaho.
Viajar en medio de una tormenta de arena que se arrastra
a través del paralelo.
La gente no se habla de esta forma. Si llega el caso,
antes aprietan los dientes sobre ellos, los brazos, la ropa, el dinero que deben.
Viajar entre ondulantes lonas de lluvia
con el signo de interrogación en lugar de la cabeza.
Con el signo de interrogación invertido, como en español,
que abre la oración, el camino en el túnel de escarcha.
Con el punto final en el lugar donde convergen las líneas paralelas –

Fotografías de Saul Leiter

Co ja mogę do państwa powiedzieć

Co ja mogę do państwa powiedzieć.
To nie jest naturalna sytuacja.
Ludzie w ten sposób nie rozmawiają ze sobą na ulicy.
Z okna autobusu widać inne napisy na przystanku,
z okna samochodu inne. Chudy grubego nie zrozumie,
jego zadyszki i kłopotów z kupowaniem ubrań.
A zanim wielki się obkurczy,
po małym nie zostanie śladu.
Jechać przez zadymkę, przez mgłę jak przez tunel,
wypatrywać świata w odchuchanym skrawku szyby.
Jechać przez burzę piaskową przewalającą się
w poprzek równoleżnika.
Ludzie tak do siebie nie mówią. Kiedy mają okazję,
raczej zaciskają na sobie zęby, ramiona, ubrania, należności.
Jechać przez faliste płachty deszczu
z pytajnikiem zamiast głowy.
Z hiszpańskim odwróconym pytajnikiem
otwierającym zdanie, drogę w tunelu z szadzi.
Z kropką w punkcie zbiegu równoległych linii –

Ada Trzeciakowska

1977 – , Polonia

Biosistemas

No te asomes
a la ventana,
que no hay nada en esta casa.
Asómate a mi alma.

Miguel Hernández

Poeta,
asómate a mi alma pedías.
Mira. Allí, en el vértigo
espumoso
gira un rascacielos,
Manhattan mengua,
cual un tallo inofensivo.
Nacárea
desciendo
en el azul
pensante
-tu Solaris.

Que ardan de malva y violeta
mis púas de erizo oriental,
que rasquen tu tristeza coralina.
Ciega he de tocar y negar
tus fosas abismales.

La lengua siempre se hunde en la sal ajena.

Y yo revisto, revisto
a tientas,
tus nidos submarinos
con el musgo de mis bosques y humedales,

incapaz de penetrar pura
en tu biosistema.

Foto propia

Biosystemy

Nie zaglądaj
przez okno,
bo nie ma nic w tym domu.
Zajrzyj do duszy mojej.

Miguel Hernández 

Poeto,
chciałeś żebym zajrzała do twojej duszy.
Spójrz tylko!
Tam, w spienionym
zawrocie głowy
wiruje drapacz chmur,
Manthatan kurczy się,
jest jak bezbronne źdźbło trawy.
Perłowa
opadam
w myślący
twój błękit-
Solaris.

Niech spłoną malwami i fioletem
moje kolce wschodniego jeża,
niech podrapią twój smutek koralowy.
Ślepa muszę dotykać i wypierać
twoje dna i przepaście.

Język zawsze tonie w obcej soli.

A ja wyścielam, wyścielam
po omacku,
twoje podwodne gniazdo
mchem z moich lasów i bagien,

niezdolna by zagłębić się nieskażona
w twoją biosferę.

Paula Giglio

1988 – , Argentina

Puntos de vista

Tłum. Ada Trzeciakowska

Punkty widzenia

1.

En este paisaje
las nubes van quedando abajo.
Aparece y desaparece
una vida en miniatura.
Si me lo propongo,
este espacio puede ser mi hogar.
La calidez no se pierde
a pesar de los roles.
Hasta podría cuidar una planta
de interior presurizado
a diez mil metros de altura.
Viviría más tiempo
que las plantas de la tierra;
el viento le resultaría un monstruo.

Na tym pejzażu
chmury leżą na dole.
Pojawia się i znika
życie w miniaturze.
Jeśli tylko zechcę,
ta przestrzeń może być mi domem.
Żaru się nie traci
pomimo ról.
Mogłabym nawet hodować roślinę
do wnętrz pod ciśnieniem
na dziesięciu tysiącach metrów.
Żyłaby dłużej
niż rośliny na ziemi;
a wiatr byłby dla niej potworem.

3.

A veces, una persona
es un cuerpo lleno de arena
que adquiere el gesto
de la preocupación
y no logra salir de ahí.
¿Qué forma tomar, ahora
que ya no tengo bronca?
No se distingue entre el nublado
y este color de cielo atardecido.
Se ha dicho: lo más difícil
de ser feliz es darse cuenta.
De a ratos, soy la carne
que el mar sala a cachetazos.
El viento parece escupido
por la boca de un dragón.

Czasami, człowiek
jest ciałem pełnym piasku,
które zastygło w geście
zmartwienia
i nie potrafi z niego wyjść.
Jaką przybrać formę, teraz
kiedy spór znikł?
Nie sposób rozróżnić zachmurzenie
od koloru zmierzchającego nieba.
Powiedziano: najtrudniejsze
w byciu szczęśliwym to zdać sobie sprawę.
Chwilami jestem mięsem
które morze soli wymierzając policzki.
A wiatr jakby był wypluty z
paszczy smoka.

Fotos propias

4.

Tender la ropa
como quien se alza políticamente.
Colgar las sábanas, plantar bandera.
Ser la nueva, la recién llegada,
asentarse; delimitar espacios
con paredes blancas que mueve el viento.

Powiesić pranie
jak manifest polityczny.
Rozciągnąć prześcieradła, wbić sztandar.
Być ta nową, dopiero co przybyłą,
osiąść; rozdzielić przestrzeń
białymi ścianami powiewającymi na wietrze.

Fotografía de Sandra Freij

Stanisław Barańczak

1946-2014, Polonia

Trad. Manel Bellmunt Serrano

Postal desde este mundo

Lástima que Tú no estés aquí. Me he instalado en un lugar
desde el que tengo gratuitas y vastas vistas:
ponga donde me ponga sobre la enfriada tierra
de este aplastado punto, por encima de la cabeza
ese vacío glacial de siempre
con su empedernida respuesta guarda
silencio. El clima llevadero, pero impredecible.
Seguramente el aire es mejor que en cualquier otra parte.
Pero hay diferencias: la bandada de grullas, las sombras
de las palmeras y los rascacielos, el trueno, las ahuecadas nubes.
Pero basta de hablar de mí. Cuéntame cómo te va todo,
qué puede verse
siendo Tú.
(…)

Fotos propias. Povedilla y Mar Báltico.

Widokówka z tego świata

 Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,
 z którego mam za darmo rozległe widoki:
 gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie
 tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową
 ta sama mroźna próżnia
 milczy swą nałogową
 odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.
 Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.
 Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie
 palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.
 Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie
 słychać, co można widzieć,
 gdy się jest Tobą.
 (…)