Manuel Altolaguirre

1905-1959, España

Recuerdo de un olvido

Se agrandaban las puertas. Yo gigante,
con el recuerdo de mi olvido dentro,
atravesaba las estancias,
golpeando las paredes sordas.

¡Qué collar interior en mi garganta
de palabras en germen, de lamentos
que no podían salir, que se estorbaban
en su gran muchedumbre!

¡Cuánto tiempo de olvido incomprensible!
Siempre ella en su ventana.
Su ventana entre dos nubes
-una y ella- siempre.

Y yo distante, agigantado, loco,
con el recuerdo de mi olvido dentro,
pesándome en el alma su naufragio,
agarrándose, hundiéndome,
en un espeso mar de cielos grises.

Collage propio

Tłum. Ada Trzeciakowska

Wspomnienie zapomnienia

Drzwi stawały się coraz większe. Olbrzymi ja,
ze wspomnieniem zapomnienia w sercu,
przemierzałem pomieszczenia,
uderzając w głuche ściany.

Cóż za wewnętrzny naszyjnik noszę w gardle
ze słów w zarodku, ze skarg
nie mogących się wydostać, blokujących
się w tak licznej gromadzie!

Ileż to czasu niepojętego zapomnienia!
Zawsze ona w swoim oknie.
Oknie między dwiema chmurami
-Jedna i ona- zawsze.

A ja, daleki, wyolbrzymiony, obłąkany,
ze wspomnieniem zapomnienia w sercu,
z duszą, której ciąży jej zatonięcie,
gdy czepia się kurczowo, a ja tonę,
w gęstym morzu szarego nieba.

Antonio Rodríguez Jiménez

1978 – , España (Albacete)

de la mera existencia

Tras la violencia de la cacería,
se reagrupa en un claro la manada.
Ya viene el aire limpio del olor del peligro
y amamantan las madres a sus crías.
Pacen tranquilamente los adultos y nadie
podría imaginar que hace muy poco
eran solo pavor, galope ciego.
 Atrás quedó la sangre de los miembros
menos afortunados, naturaleza muerta
alimentando el ciclo de la vida.
No hay espacio en la paz de los rumiantes
para albergar tristeza
ni para la memoria.
Esto es su tiempo: instantes sucesivos
de placidez y alarma. Es el decurso
de seres sin relato,
de la mera existencia.

del Los signos del derrumbe (2014)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Najczystsze istnienie

Po brutalnej przemocy polowania,
stado przegrupowuje się na polanie.
Powietrze wolne od zapachu zagrożenia
a matki karmią piersią swoje młode.
Dorosłe pasą się spokojnie, trudno
wyobrazić sobie, że tuż przed chwilą
były tylko trwogą, ślepym galopem.
Została za nimi krew osobników
mających mniej szczęścia, martwa natura
bezwiednie podtrzymująca cykl życia.
W spokoju przeżuwaczy nie ma miejsca
na gromadzenie smutku
ani na kult pamięci.
To jest ich czas: sukcesywne momenty
beztroski i strachu. Upływ czasu
u stworzeń bez historii,
najczystszego istnienia.

Tomas Tranströmer

1931-2015, Suecia

Trad. Roberto Mascaró

Retrato con comentarios

He aquí el retrato de un hombre que conocí.
Sentado a la mesa, el periódico abierto.
Los ojos se cierran tras las gafas.
El traje lavado con brillo de pinar.

Es un rostro pálido y a medio terminar.
Pero él siempre ha inspirado confianza. Por esto
la gente evitaba acercársele
y quizá, así, toparse con la desgracia.

Su padre ganaba dinero a raudales.
Pero en la casa nadie andaba seguro.
La sensación de que extraños pensamientos
se metían en la casa por las noches.

El periódico, gran mariposa sucia,
la silla y la mesa y el rostro, descansan.
La vida se detuvo en los grandes cristales.
¡Dejémoslo un momento suspendido!

                          *

Eso que soy yo en él descansa.
Existe. Él no lo siente
y por eso existe y está vivo.

¿Qué soy yo? A veces, hace mucho tiempo,
por unos segundos me acerqué
a qué es YO, qué es Yo, qué es YO.

Pero cuando precisamente vi a YO,
YO desaparecí y quedó un hueco
por el que yo caí como cayera Alicia.

Matthieu Bourel

Tłum. Leonard Neuger

Portret z komentarzem

Oto portret człowieka którego znałem.
Siedzi przy stole z rozłożoną gazetą.
Oczy zadomowiły się za okularami.
Ubranie obmyte blaskiem sosnowego lasu.

Jest to mizerna i półgotowa twarz.
Lecz zawsze budził zaufanie. Dlatego
zbliżano się do niego z oporem
by się nie przytrafiło jakieś nieszczęście.

Jego szanowny ojciec miał pieniędzy jak lodu
A jednak nikt nie szedł tam całkiem bezpiecznie
odnosiło się wrażenie, że obce myśli
wdzierają się do willi nocą.

Gazeta ten wielki brudny motyl,
krzesło i stół i twarz odpoczywają.
Życie trwa jeszcze w wielkich kryształach.
I bodaj sobie trwało aż do odwołania!

                               *

A to co w nim spoczywa to ja.
To jest. On tego wcale nie dostrzega
i dzięki temu to żyje i jest.

Czym jest ja? Czasem, dawno temu,
na kilka sekund byłem bardzo blisko
tego czym JA jest, czym JA jest, czym JA jest.

Lecz gdy już JA dostrzegłem
JA się rozwiało i powstała dziura,
przez którą ja spadłem w dół jak Alicja.

Transl. Robin Fulton

Portrait with Commentary

Here is a portrait of a man I knew.
He’s sitting at the table, his newspaper open.
The eyes settle down behind the glasses.
The suit is washed with the shimmer of pinewoods.

It’s a pale and half-complete face. –
Yet he always inspired trust. Which is why
people would hesitate to come near him
for fear of meeting some misfortune.

His father earned money like dew.
But no one felt secure there at home –
always a feeling that alien thoughts
broke into the house at night.

The newspaper, that big dirty butterfly,
the chair and the table and the face are at rest.
Life has stopped in big crystals.
But may it stop there only till further notice!

                           *

That which is I in him is at rest.
It exists. He doesn’t notice
and therefore it lives, exists.

What am I? Now and then long ago
I came for a few seconds quite close
to ME, to ME, to ME.

But the moment I caught sight of ME
I lost ME – there was only a hole
through which I fell like Alice.

Pablo Neruda

1904-1973, Chile

No hay olvido (sonata)

Si me preguntáis en dónde he estado
debo decir «Sucede».
Debo de hablar del suelo que oscurecen las piedras,
del río que durando se destruye:
no sé sino las cosas que los pájaros pierden,
el mar dejado atrás, o mi hermana llorando.
Por qué tantas regiones, por qué un día
se junta con un día? Por qué una negra noche
se acumula en la boca? Por qué muertos?

Si me preguntáis de dónde vengo, tengo que conversar con
                 cosas rotas,
con utensilios demasiado amargos,
con grandes bestias a menudo podridas
y con mi acongojado corazón.

No son recuerdos los que se han cruzado
ni es la paloma amarillenta que duerme en el olvido,
sino caras con lágrimas,
dedos en la garganta,
y lo que se desploma de las hojas:
la oscuridad de un día transcurrido,
de un día alimentado con nuestra triste sangre.

He aquí violetas, golondrinas,
todo cuanto nos gusta y aparece
en las dulces tarjetas de larga cola
por donde se pasean el tiempo y la dulzura.

Pero no penetremos más allá de esos dientes,
no mordamos las cáscaras que el silencio acumula,
porque no sé qué contestar:
hay tantos muertos,
y tantos malecones que el sol rojo partía,
y tantas cabezas que golpean los buques,
y tantas manos que han encerrado besos,
y tantas cosas que quiero olvidar.

Fotogramas de Tyrant Star de Diane Severin Nguyen.

Tłum. Zofia Szleyen

Nie ma zapomnienia

Jeśli mnie spytacie, gdzie bywałem,
winienem odpowiedzieć: „To się dzieje».
Winienem mówić o ziemi, którą zaciemniają głazy,
0 rzece, która niweczy się trwając;
nic nie wiem, prócz tego, co tracą ptaki
1 morze, co za mną zostało lub płacząca siostra.
Czemu tyle okolic, czemu jeden dzień
z drugim się łączy? Czemu noc czarna
w ustach się gromadzi? Czemu umarli?

Że mnie pytacie, skąd przybywam, muszę rozmawiać
                z rzeczami zdartymi,

z przedmiotami, co nazbyt żałosne,
z wielkimi bestiami, często przegniłymi
i z własnym, ściśniętym sercem.

Nie są to wspomnienia, które się krzyżują,
ni żółtawa gołąbka śpiąca w zapomnieniu,
tylko twarze we łzach,
tylko palce przy krtani
i to, co z liści się stacza:
ciemność jednego ubiegłego dnia,
dnia wykarmionego naszą smętną krwią.

Ot, tutaj fiołki, jaskółki,
wszystko, co lubimy i co się pojawia
na miłych pocztówkach z długim trenem,
po których spaceruje łagodność i czas.

Nie przekraczajmy jednak bariery tych zębów,
nie przegryzajmy skorup, które nakłada milczenie,
bo nie wiem, co odpowiedzieć:
tylu jest umarłych,
tyle falochronów ciętych przez czerwone słońce
i tyle głów przez statki obijanych
i tyle zaciśniętych dłoni na pocałunkach
i tyle spraw, o których pragnę zapomnieć.


Manuel Altolaguirre

1905-1959, España

3.

Mi presente una isla
rodeada de amor por todas partes,
sin esperanzas, sin recuerdos,
donde todas las aves
son besos que se esconden
en las frondas sangrientas.
Estoy tan insensible,
que el mundo inexistente
es como un doble sueño
que no me sobresalta.
El espacio está en fuga
y el tiempo lo persigue.
Vivo para olvidar,
perdida la esperanza,
surcado por un río
que brota de mi pecho,
que crece para ahogarme,
borrándome del mundo con sus aguas.

de Lo invisible

Tłum. Ada Trzeciakowska

3.

Teraźniejszość to wyspa
miłością otoczona z każdej strony,
bez nadziei, bez wspomnień,
gdzie wszystkie ptaki
to pocałunki kryjące się
w skrwawionym listowiu.
Nieczułość moja taka,
że nieistniejący świat
jest jak sen dwoisty,
nocami niestraszny.
Przestrzeń ucieka
a czas ją goni.
Żyję by zapomnieć,
straciwszy nadzieję,
żłobiony przez rzekę
co wypływa mi z piersi,
co wzbiera by mnie zadławić,
gdy wody jej zmyją mnie ze świata.

z Niewidzialne

Fotogramas de 2. Corn Island de George Ovashvili 3. Viaje a Citera de Theo Angelopoulos 3. Zama de Lucrecia Martel

Vladimir Nabokov

1988-1977, Rusia/Estados Unidos

Trad. David Molinet

Ada o el ardor

Recapitulemos.
 Fisiológicamente, el sentido del Tiempo es un sentido de continuo devenir, y, si el «devenir» tuviera voz, ésta podría ser, de modo bastante natural, una vibración sostenida; pero, por el amor del Leño, no confundamos el Tiempo con el Zumbido de oídos, ni el rumor de caracola marina de la duración con las pulsaciones de nuestra sangre. Por otra parte, el Tiempo, filosóficamente, no es sino el origen del recuerdo. La vida de cada individuo supone, desde la cuna a la tumba, la elaboración y consolidación progresivas de esa espina dorsal de la consciencia que es el Tiempo de los fuertes. «Ser», quiere decir saber que se «ha sido». «No. ser» implica la única «nueva» especie de (falso) tiempo: el futuro. Lo descarto. La vida, el amor, las bibliotecas, no tienen futuro.
 El Tiempo es cualquier cosa menos este tríptico popular: un pasado que ya no existe, el punto sin duración del «presente», y un «todavía no» que puede no llegar jamás. No. No hay más que dos paneles. El Pasado (existente para siempre en mi espíritu) y el Presente (al que mi espíritu confiere duración, y, en consecuencia, realidad). Si consideramos un tercer panel de la esperanza satisfecha: lo previsto, lo predestinado, la capacidad de previsión, de pronóstico perfecto, seguimos aplicando el espíritu al Presente.
 Si se percibe el Pasado como un almacenamiento del Tiempo, y si el Presente es el proceso de esa percepción, el futuro, por el contrario, no es un elemento del Tiempo, no tiene nada que ver con el Tiempo y la gasa vaporosa de su textura física El futuro no es más que un charlatán en la corte del Tiempo. Hay pensadores, pensadores sociales, que imagi nan un Presente distendido más allá de sí mismo hacia un «futuro» aún no realizado, pero eso es una utopía enteramente utópica, política progresista. Los sofistas de la tecnología demuestran que, aprovechando las Leyes de la Luz, utilizando nuevos telescopios capaces de descifrar tipos de imprenta ordinarios a distancias cósmicas a través de los ojos nostálgicos de nuestros agentes en algún otro planeta, tenemos realmente la posibilidad de ver nuestro propio pasado (el descubrimiento del Goodson por Goodson y cosas por el estilo), incluidos documentos que prueban que no sabíamos lo que el porvenir nos reservaba (y que sabemos ahora), y que, por consiguiente, el futuro existía ayer, de donde podemos inducir que existe hoy, Quizás eso sea buena física, pero es una malísima lógica, y la Tortuga del Pasado no alcanzará nunca al Aquiles del Porvenir, cualquiera que sea el modo que tengamos de analizar las distancias en nuestras brumosas pizarras.
 En el mejor de los casos, lo que hacemos cuando postulamos el futuro (en el peor de los casos no hacemos sino trucos triviales) es extender desmesuradamente el presente especioso, hasta hacerle impregnarse de cualquier cantidad de tiempo con todas las especies posibles de información, de anticipación, de precognición. En el mejor caso, el «futuro» es la idea de un hipotético presente basado en nuestra experiencia de la sucesión, en nuestra fe en la lógica y en la costumbre. Por supuesto que, en realidad, nuestras esperanzas no consiguen provocar su existencia más de lo que nuestras añoranzas consiguen cambiar el Pasado. Este último tiene al menos el sabor, la sal, el estilo de nuestro ser individual. Pero el futuro está fuera del alcance de nuestros sueños y de nuestras sensaciones. En cada instante, es una infinidad de posibles bifurcaciones. Un esquema determinista aboliría la noción misma de tiempo (aquí el comprimido hizo flotar su primera nubecilla). Lo desconocido, lo no experimentado, lo inesperado, y todas sus deslumbrantes intersecciones, son partes integrantes de la vida humana. El esquema preciso, arrebatando a la aurora su elemento de sorpresa, rasuraría por ese mismo hecho todos los rayos del sol.
El Favodormo comenzaba a obrar en serio. Van acabó de ponerse el pijama (operación que había necesitado una buena hora de tanteos y de gestos torpes, generalmente inacabados) y se metió no menos torpemente en la cama. Soñó que hablaba en la sala de conferencias de un trasatlántico, y que un hippie que se parecía al autoestopista de Hilden le preguntaba burlonamente cómo podía explicar el hecho de que en los sueños sabemos que vamos a despertar; ¿no era ésa una certeza análoga a la de la muerte, y, en ese caso, a la del futuro…?
(…)
—Ada, no te rías de nuestra prosa filosófica —le reconvino su amante—. Lo único que ahora importa es que yo he dado una nueva vida al Tiempo amputándole de su hermano siamés el Espacio y del falso futuro. Mi propósito era escribir una especie de novela en forma de tratado sobre la Textura del Tiempo, un estudio sobre el velo de su substancia, ilustrado con metáforas crecientemente numerosas, que construirían progresivamente una historia de amor lógica, progresando desde el pasado hacia el presente y desplegándose en un relato concreto, y anularían progresivamente las analogías para volver a desintegrarse en una dulce abstracción.
 —Me pregunto —dijo Ada —si esa tentativa de descubrimiento se merece la policromía de una vidriera. Podemos saber el tiempo que hemos tomado. Podemos saber el tiempo que hemos dado. Pero no podemos saber lo que es el Tiempo. Sencillamente, nuestros sentidos no han sido hechos para percibirlo. Es como…

Vladimir Nabokov

Tłum. Leszek Engelking

Ada albo żar

Zreasumujmy.
Fizjologicznie poczucie Czasu to poczucie ciągłego stawania się, a jeśli „stawanie się» ma głos, to może nim być, co nie byłoby nienaturalne, ciągła wibracja; ale na Loga, nie mylmy Czasu z Brzęczeniem w uszach ani jakby dobywającego się z muszli szumu trwania z pulsowaniem naszej krwi. Z drugiej strony, ujmując rzecz filozoficznie, Czas to tylko pamięć w trakcie powstawania. W każdym indywidualnym życiu od kolebki do śmiertelnego łoża przebiega formowanie i wzmacnianie tego k r ę g o s ł u p a ś w i a d o m o ś c i, który jest czasem silnych. „Być» znaczy wiedzieć, że „byłeś». „Nie być» zakłada tylko nowy rodzaj (fałszywego) czasu: przyszłość. Odrzucam go. Życie, miłość, biblioteki nie mają przyszłości.  
Czas to wszystko, co chcecie, tylko nie popularny tryptyk: nieistniejąca już Przeszłość, pozbawiony trwania punkt Teraźniejszości i „jeszcze nie», które może nigdy nie nadejść. Nie. Są tylko dwa skrzydła. Przeszłość (zawsze istniejąca w moim umyśle) i Teraźniejszość (której mój umysł nadaje trwanie, a więc realność). Nawet dorzucając trzecią część, skrzydło spełnionych oczekiwań, przewidzianego, przeznaczonego, zdolność przeczucia, doskonałą prognozę, ciągle zwracamy nasz umysł do Teraźniejszości.
 Przeszłość postrzegana jest jako magazynowanie Czasu, a Teraźniejszość to proces owego postrzegania, przyszłość zaś nie jest elementem Czasu, nie ma nic wspólnego z Czasem ani z mglącą gazą jego struktury fizycznej. Przyszłość jest szarlatanem na dworze Chronosa. Myśliciele, myśliciele społeczni odczuwają Teraźniejszość jako dążenie za granice siebie samej ku na razie nieurzeczywistnionej „przyszłości», ale to topienie się w utopii, lewicowa polityka. Technologiczni Sofiści dowodzą, że korzystając z Praw światła, używając nowoczesnych teleskopów odczytujących zwykły druk w kosmicznych dalach, oczami naszych nostalgicznych przedstawicieli na innej planecie, możemy w istocie zobaczyć własną przeszłość (Goodson odkrywający Goodsona i tego typu rzeczy) w tym dokumentalne świadectwo naszej niewiedzy o tym, co trzymano dla nas w zapasie (i naszej wiedzy t e r a z), w konsekwencji czego Przyszłość istniała wczoraj , z czego wolno wyciągnąć wniosek, że istnieje dzisiaj. Może to i dobra fizyka, ale logika obrzydliwa, i Żółw Przeszłości nigdy nie przegoni Achillesa przyszłości, niezależnie od tego, jak zanalizujemy odległości na naszych zamglonych szkolnych tablicach.   
Postulując przyszłość w najlepszym przypadku (w najgorszym uciekamy się do trywialnych trików), niezmiernie rozszerzamy zwodniczą teraźniejszość, każąc jej wypełnić dowolną ilość czasu wszelkiego rodzaju informacjami, przewidywaniami i przeczuciami. W najlepszym wypadku „przyszłość» to idea hipotetycznej teraźniejszości oparta na naszym doświadczeniu następstwa, na naszej wierze w logikę i nawyk. W istocie, rzecz jasna, nasze nadzieje nie w większym stopniu mogą powołać ją do życia niż nasze żale zmienić Przeszłość. Ta ostatnia ma przynajmniej smak, strój i styl naszego indywidualnego jestestwa. Natomiast przyszłość jest daleka od naszych wyobrażeń i uczuć. W każdej chwili przedstawia ona nieskończoność rozwidlających się możliwości. Determinizm zlikwidowałby samo pojęcie czasu (w tym momencie nadpłynęła pierwsza chmurka wypuszczona przez pigułkę). To, co nieznane, jeszcze niedoświadczone i niespodziewane, wszystkie wspaniałe iksy wzajemnych przecięć stanowią nieodłączną część ludzkiego życia. Determinizm, ogałacając wschód słońca z niespodzianki, wymazałby wszystkie słoneczne promienie…
Pigułka zaczęła naprawdę działać. Skończył się przebierać, wkładać piżamę, co polegało na serii ruchów, na ogół dotąd niedokończonych, które zaczął godzinę wcześniej, i wśliznął się do łóżka. Przyśniło mu się, że wygłasza jakiś tekst w sali wykładowej transatlantyku i że jakiś włóczęga podobny do autostopowicza z Hilden szyderczo pyta, jak wykładowca wyjaśni fakt, że w snach mamy świadomość czekającego nas obudzenia, czy nie jest to analogiczne do pewności śmierci, a jeśli tak, to przyszłość…
(…)
– Nie wyśmiewaj się, moja Ado, z naszej prozy filozoficznej – zaprotestował jej kochanek. – Wszystko, co w tej chwili ważne, to fakt, że dałem nowe życie Czasowi, odcinając od niego jego siostrę syjamską Przestrzeń oraz fałszywą przyszłość. Moim celem było napisanie swego rodzaju długiego opowiadania w formie traktatu o Fakturze Czasu, studium jego woalowatej substancji, ilustrowanego metaforami, coraz liczniejszymi, bardzo stopniowo tworzącymi logiczną historię miłosną, rozwijającą się od 673 przeszłości do teraźniejszości, rozkwitającą jako konkretna opowieść, i równie stopniowo odwracającą analogie i rozpadającą się znów w bezbarwną abstrakcję. – Zastanawiam się – powiedziała Ada – czy próba odkrycia tych rzeczy warta jest barw witrażu. Możemy poznać czas, możemy poznać jakiś czas. Nigdy nie zdołamy poznać Czasu. Nasze zmysły po prostu nie nadają się do jego percepcji. To tak, jakby…


 

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Hombre en el árbol

Me senté entre las ramas frías de un árbol
No llevaba ropa y soplaba el viento
Estabas de pie abajo con un abrigo pesado,
El abrigo que llevas puesto ahora.

Y cuando lo desabrochaste, dejando ver tu pecho,
Unas polillas blancas se levantaron y todo lo que dijiste,
cayó silenciosamente
Al suelo a tus pies.

La nieve cayó de las nubes y penetró en mis oídos
Las polillas de tu abrigo volaron hacia la nieve.
Y el viento al circular bajo mis brazos
Bajo tu mentón gimoteaba como un niño.

Ni tú ni yo nunca sabremos por qué
Nuestras vidas se deterioraron,
Las nubes cayeron en mis brazos y los brazos se alzaron
Están alzados ahora.

Me tambaleo en el aire blanco de invierno
Y el grito de los estorninos se posa en mi piel
El campo de helechos cubre mis gafas; las froto
Para verte

Doy la vuelta y el árbol gira conmigo
Las cosas no son solamente ellas mismas en esta luz
Cierras los ojos y el abrigo
Cae de tus hombros

El árbol se retira como una mano
El viento se acurruca en mi aliento, pero nada es cierto.
El poema que ha robado estas palabras de mi boca,
No es este poema a lo mejor.

Tłum. Agnieszka Kołakowska

Człowiek na drzewie

Siedziałem goły na drzewie
wśród zimnych gałęzi. Wiał wiatr.
Ty stałaś na dole w swoim zimowym palcie,
tym, które masz na sobie.

A kiedy je rozpięłaś i odsłoniłaś pierś,
wzleciały białe ćmy i wszystko, co mówiłaś,
opadło cicho na ziemię,
ziemię pod twymi nogami.

Z chmur spadły płatki śniegu i osiadły mi w uszach.
Ćmy poleciały w śnieg.
A wiatr szumiący wokół
kwilił jak małe dziecko.

Nie dowiemy się nigdy, ani ty ani ja,
dlaczego w naszym życiu coś zaczęło się psuć.
Chmury zleciały i wpadły mi w ramiona. Podniosłem ręce.
Tak jak podnoszę je teraz.

Chwieję się w białym zimowym powietrzu.
Na skórze czuję krzyk szpaka.
Pole paproci pokrywa mi okulary;
przecieram je, by cię widzieć.

Obracam się i drzewo obraca się wraz ze mną.
W tym świetle wszystko jest czymś więcej niż sobą.
Zamykasz oczy i palto
obsuwa ci się z ramion,

drzewo się cofa jak ręka,
wiatr wtula się w mój oddech, ale nic nie jest pewne.
I wiersz, co z moich ust powykradał te słowa,
może nie jest tym wierszem.

The Man in the Tree

I sat in the cold limbs of a tree
I wore no clothes and the wind was blowing
You stood below in a heavy coat
The coat you are wearing

And when you opened it, baring your chest
White moths flew out and whatever you said
At that moment fell quietly onto the ground
The ground at your feet

Snow floated down from the clouds into my ears
The moths from your coat flew into the snow
And the wind as it moved under my arms
Under your chin, whined like a child

I shall never know why
Our lives took a turn for the worse, nor will you
Clouds sank into my arms and my arms rose
They are rising now

I sway in the white air of winter
And the starlings cry…lies down on my skin
A field of ferns covers my glasses; i wipe
Them away in order to see you

I turn and the tree turns with me
Things are not only themselves in this light
You close your eyes and your coat
Falls from your shoulders

The tree withdraws like a hand
The wind fit into my breath yet nothing is certain
The poem that has stolen these words from my mouth
May not be this poem

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Adalber Salas Hernández

VII

Ah, puedes burlarte de los esplendores de la luna,
pero ¿qué sería del corazón humano si deseara
sólo oscuridad, si no deseara nada en la tierra

salvo la tinta del mar o la sombra negra de la roca?
Lanzarte, en medio de una noche de verano, al vacío
plateado del aire y observar los campos pálidos

descansando bajo la mirada hosca de la luna,
y permanecer en las profundidades de tu visión y preguntarte
cómo en esta blancura lo que amas es pena

pasada, y cómo en el largo valle de tu mirada
crece la esperanza, y ahí, bajo el fuego
distante de las estrellas, apenas perceptible,

sentirte despertar al cambio, como si tu cambio
fuera inmenso y contara en la nostalgia de los cielos.
Y sin embargo todo lo que quieres es salir de la sombra

de ti mismo, hasta la fría llama de la noche de verano,
cuando la luna brilla y la tierra misma
está cubierta y silenciosa en las rocas de su sueño.

en Puerto oscuro

Tłum. Ada Trzeciakowska

VII

Och, możesz się naśmiewać z księżycowej poświaty,
Lecz, czym byłoby ludzkie serce gdyby pragnęło
Tylko mroku, gdyby nie pragnęło niczego na ziemi

Oprócz morskiego atramentu czy czarnego cienia skały?
Letnią nocą rzucić się w srebrną
Pustkę powietrza i spojrzeć na blade pola

Odpocząwszy pod posępnym spojrzeniem księżyca,
I pozostać w głębinach twojej wizji pytając się
Jak w tej bieli to co kochasz jest minionym

Żalem i jak w podłużnej dolinie twojego spojrzenia
Rośnie nadzieja i tu, pod odległym
Ledwo dostrzegalnym, ogniem wszystkich gwiazd.

Poczuć, jak budzisz się na zmianę, jakby jej ogrom
przełożył się na tęsknotę za niebem
A przecież jedyne czego pragniesz to wydobyć się z cienia

Siebie samego wprost w zimny płomień letniego nieba
Kiedy księżyc świeci a sama ziemia
Jest okryta i cicha w skamieniałości snu

w Mrocznej przystani

VII

Oh you can make fun of the splendors of moonlight,
But what would the human heart be if it wanted
Only the dark, wanted nothing on earth

But the sea’s ink or the rock’s black shade?
On a summer night to launch yourself into the silver
Emptiness of air and look over the pale fields

At rest under the sullen stare of the moon,
And to linger in the depths of your vision and wonder
How in this whiteness what you love is past

Grief, and how in the long valley of your looking
Hope grows, and there, under the distant
Barely perceptible fire of all the stars,

To feel yourself wake into change, as if your change
Were immense and figured into the heaven’s longing
And yet all you want is to rise out of the shade

Of yourself into the cooling blaze of a summer night
When the moon shines and the earth itself
Is covered and silent in the stoniness of its sleep

in Dark Harbour

Adam Zagajewski

1945 – , Polonia

Trad. Elżbieta Bortkiewicz

Antaño

Antaño sabíamos creer en cosas
invisibles, en sombras y sus sombras,
en la luz oscura y rosada como el párpado.
Ah, la mandíbula de la cámara de fotos
muerde las imágenes. De manera que ya sólo
sabemos creer en antaño, al igual que el pobre
antaño había creído en nosotros, nietos y biznietos,
soñando con escapar de la trampa que
en cada generación escenifican Danton
y Robespierre, Beria y otros discípulos
ambiciosos. Puesto que no hay asilo,
hay asilo. Porque también las cosas invisibles
existen y los sonidos
que nadie oye. No hay
consuelo y hay consuelo bajo
el codo del deseo, allí donde las perlas
crecerían si las lágrimas tuviesen memoria.
No obstante, el patinador no pierde el equilibrio
alejándose del precipicio. No obstante
el alba y el lechero se levantan por la mañana
y corren por la nieve dejando blancas huellas
que se llenan de agua. Un pajarillo bebe
de esa agua y canta, y una vez más
salva el desorden de las cosas, nos salva a ti y a mí
y al canto.

1 Serguéi Eisenstein y su teoría del montaje de atracciones. 2 Fotograma propio (Videopoema Toast) 3 Póster de Wiesław Wałkuski de la película Danton

“El montaje será precisamente una de las respuestas fundamentales a ese problema de construcción de la historicidad. Porque no está orientado sencillamente, el montaje escapa de las teleologías, hace visibles las supervivencias, los anacronismos, los encuentros de temporalidades contradictorias que afectan a cada objeto, cada acontecimiento, cada persona, cada gesto. Entonces, el historiador renuncia a contar ‘una historia’ pero, al hacerlo, consigue mostrar que la historia no es sin todas las complejidades del tiempo, todos los estratos de la arqueología, todos los punteados del destino.” El montaje, de esta manera, permite establecer una relación crítica entre las imágenes que ayuda a escapar de la cadena de los estereotipos, de los clichés de la mirada que impiden ver muchas cosas.

De la entrevista con Georges Didi Huberman.

Dawniej

Dawniej potrafiliśmy wierzyć w rzeczy
niewidzialne, w cienie i ich cienie,
w światło ciemne i różowe jak powieka.
Ach, szczęka aparatu fotograficznego
gryzie obrazy. Więc umiemy wierzyć już
tylko w dawniej, tak samo jak biedne
dawniej wierzyło w nas, wnuków i prawnuków.
marząc, że wyjdziemy z pułapki, którą
w każdym pokoleniu inscenizują Danton
i Robespierre, Beria i inni ambitni
uczniowie. Ponieważ nie ma schronienia,
jest schronienie. Bo także rzeczy
niewidzialne istnieją i dźwięki,
których nikt nie słyszy. Nie ma
pocieszenia i jest pocieszenie pod
łokciem pragnienia, tam gdzie rosłyby
perły, gdyby łzy obdarzone były pamięcią.
A jednak łyżwiarz nie traci równowagi,
odpychając się od przepaści. A jednak
i świt i mleczarz zrywają się rano
i biegną w śniegu, zostawiając białe ślady,
które wypełniają się wodą. Tę wodę pije
mały ptak i śpiewa i jeszcze raz
ocala nieporządek rzeczy i ciebie i mnie
i śpiew.

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Dámaso López García 

Error

Nos dejamos llevar por la corriente bajo las dispersas estrellas
y dormimos hasta que se levantó el sol. Cuando llegamos a la capital,
que se hallaba en ruinas, hicimos un buen fuego con las sillas
y mesas que hallamos. El calor era tan intenso que los pájaros
que había arriba ardían y caían a tierra envueltos en llamas.
Los comimos, luego seguimos a pie hasta regiones
en las que el mar está helado y el suelo está sembrado
de cantos rodados parecidos a la luna. Si nos hubiéramos detenido,
si hubiéramos dado media vuelta, si hubiéramos vuelto al jardín del que veníamos,
con su urna rota, el montón de hojas podridas, y nos hubiéramos sentado
a mirar la casa y viendo sólo el paso
de la luz del sol por las ventanas, eso habría
bastado, incluso si el viento hubiera chillado y las nubes se hubieran precipitado hacia el mar
como las páginas de un libro en las que no hubiera nada escrito.

en Hombre y camello

Fotogramas de El espejo de Andréi Tarkovski

Trad. Agnieszka Kołakowska

Błąd

Popłynęliśmy w dół pod rozgwieżdżonym niebem
i spaliśmy do świtu. W zrujnowanej stolicy
rozpaliliśmy ogień z porozrzucanych wokół
szczątków krzeseł i stołów. Żar był tak silny, że ptaki
zapalały się w locie i płonąc spadały na ziemię.
Zjadłszy je, szliśmy dalej, w rejony, gdzie morze zamarzło
a ziemia jest usłana księżycowymi głazami.
Nie było wtedy za późno, by się zatrzymać i cofnąć,
powrócić do ogrodu, z któregośmy wyruszyli,
do połamanej urny i kupy gnijących liści,
i tam patrzeć na dom, i tylko śledzić, jak słońce
odbija się w jego oknach – i to by wystarczyło,
nawet gdyby wiatr jęczał i chmury sunęły ku morzu
jak przewracane kartki niezapisanej księgi.

Error

We drifted downstream under a scattering of stars
and slept until the sun rose. When we got to the capital,
which lay in ruins, we built a large fire out of what chairs
and table we could find. The heat was so fierce that birds
overhead caught fire and fell flaming to earth.
These we ate, then continued on foot into regions
where the sea is frozen and the ground is strewn
with moonlike boulders. If only we had stopped,
turned, and gone back to the garden we started from,
with its broken urn, its pile of rotting leaves, and sat
gazing up at the house and seen only the passing
of sunlight over its windows, that would have been
enough, even if the wind cried and clouds scudded seaward
like the pages of a book on which nothing was written.

in Man and Camel

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Adalber Salas Hernández

VIII

Si el amanecer rompiera el corazón y la luna fuera un horror
y el sol apenas una fuente de torpor, entonces
por supuesto que hubiera guardado silencio estos años

y no hubiera escogido salir esta noche,
vistiendo mi traje cruzado azul oscuro,
y sentarme en un restaurant con un plato

de sopa frente a mí para celebrar cuán buena ha sido
la vida y cómo ha culminado en este instante.
Las armonías de la salud han alcanzado su apogeo,

y me estremezco de satisfacción, y tú te ves bien
también. Me encantan tus dientes de oro y tu pelo teñido
–un poco verde, un poco amarillo– y tu peso,

que finalmente ha subido donde nunca pensamos que subiría.
Oh, mi compañera, mi muerte hermosa,
mi paraíso negro, mi estupefaciente rancio,
mi musa simbolista, dame tu pecho
o tu mano o tu lengua que duerme todo el día
tras su pared de encías rojizas.
Échate en el piso del restaurante
y recita todo lo que ha sido apartado de mi felicidad.
Dime que no he vivido en vano, que las estrellas
no morirán, que las cosas permanecerán como son,
que durará lo que he visto, que no nací en pleno
cambio, que lo que he dicho no ha sido dicho para mí.

en Puerto oscuro

Ilustraciones de Mark English (1933 -, EE.UU.)

Tłum. Ada Trzeciakowska

VIII

Gdyby świt łamał serce a księżyc był potworem,
A słońce było tylko źródłem apatii,
wtedy oczywiście, że milczałbym przez te wszystkie lata

I nie zdecydowałbym się wyjść dziś wieczorem
W moim nowym dwurzędowym ciemnoniebieskim garniturze
i usiąść w restauracji nad miską

zupy, by świętować to jak wspaniałe było
życie i jak nastąpiła jego kulminacja w tej chwili.
Harmonia wartości zdrowotnych osiągnęła apogeum,

I teraz drżę z zadowoleniem, a i ty wyglądasz
Dobrze. Kocham te twoje złote zęby i tlenione włosy-
lekko zielone, lekko żółte- i twoją wagę,

która ostatecznie wzrosła mocniej niż kiedykolwiek
pomyślelibyśmy. Och, towarzyszko moja, moja piękna śmierci,
Mój czarny raju, moja zwietrzała używko,

Moja symbolistyczna muzo, podaj mi twą pierś
dłoń lub język, co posypia cały dzień
za ścianą z czerwonawych dziąseł.

Połóż się na podłodze restauracji
i wyrecytuj wszystko co zostało zachowane z mojego szczęścia.
Powiedz, że nie żyłem na darmo, że gwiazdy

nie umrą, że rzeczy pozostaną takimi jakie są,
Że to co zobaczyłem będzie trwało, że nie urodziłem się
pośród zmian, że to co powiedziałem nie zostało powiedziane dla mnie.

w Mrocznej przystani

VIII

If dawn breaks the heart, and the moon is a horror,
And the sun is nothing but the source of torpor,
Then of course I would have been silent all these years

And would not have chosen to go out tonight
In my new dark blue double-breasted suit
And to sit in a restaurant with a bowl

Of soup before me to celebrate how good life
Has been and how it has culminated in this instant.
The harmonies of wholesomeness have reached their apogee,

And I am aquiver with satisfaction, and you look
Good, too. I love your gold teeth and your dyed hair—
A little green, a little yellow—and your weight,

Which is finally up where we never thought
It would be. O my partner, my beautiful death,
My black paradise, my fusty intoxicant,

My symbolist muse, give me your breast
Or your hand or your tongue that sleeps all day
Behind its wall of reddish gums.

Lay yourself down on the restaurant floor
And recite all that’s been kept from my happiness.
Tell me I have not lived in vain, that the stars

Will not die, that things will stay as they are,
That what I have seen will last, that I was not born
Into change, that what I have said has not been said for me

in Dark Harbour

W. H. Auden

1907-1973, Inglaterra/EE.UU.

*Un análisis exhaustivo del poema

Trad. Ada Trzeciakowska

¿Progreso?

Arraigada, ciega
la Planta se complace enteramente
con lo Adyacente.

Movilizada, vidente,
La Bestia puede distinguir Aquí y Ahora
de Allí y Aún No.

Locuaz, ansioso,
Hombre puede imaginar Lo Ausente
y No-Existente.

Tłum. S. Barańczak

Postęp?

Wkorzeniona i niewidząca,
Roślina zadowala się w pełni
tym, co Bezpośrednio Przyległe.

Obdarzone ruchem i wzrokiem,
Zwierzę potrafi odróżnić
Tu od Tam i Już od Jeszcze Nie.

Gadatliwy i niespokojny,
człowiek umie sobie przedstawić
Nieobecne i Nieistniejące.

Cuadro de Guillermo Pérez Villalta «El agua oculta»

«(…) quería contar era cómo la realidad exterior penetra, a través de los sentidos, en tu mundo interior y cómo, a partir de ese material, vas fraguando el pensamiento. Dándole vueltas, llegué a la conclusión de que el mundo de nuestros pensamientos es bastante más denso y complejo que las percepciones que recibimos del exterior. Fue entonces cuando se me ocurrió la idea de la cabeza como contenedor de una especie de líquido amniótico, un líquido que no es sino una condensación del pensamiento, incluso de aquel pensamiento que ni dominas ni controlas: del subconsciente, de todo ese mundo freudiano, de todo ese mundo junquiano cuyos posos ni tú mismo conoces… Un líquido en el que está flotando tu modo de ser».

Progress?

Sessile, unseeing,
the Plant is wholly content
with Adjacent.

Mobilised, sighted,
the Beast can tell Here from There
and Now from Not-Yet.

Talkative, anxious,
Man can picture the Absent
and Non-Existent.

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Adalber Salas Hernández

XVI

Es cierto que, como alguien ya ha dicho, en
un mundo sin cielo todo es despedida.
Sin importar que agites la mano o no,

es despedida, y si no hay lágrimas en tus ojos,
aún es despedida, y si pretendes no darte cuenta,
odiando lo que pasa, aún es despedida.

Despedida, sin importar qué suceda. Y las palmeras, mientras
se inclinan sobre la verde, brillante laguna, y los pelícanos
zambulléndose, y los cuerpos aceitados de los bañistas que descansan,

son estadios en una quietud máxima, y el movimiento
de la arena y del viento y los gestos ocultos del cuerpo
son parte de ella, una simplicidad que transforma el ser

en ocasión para el duelo, o en ocasión
para celebrar, pues ¿qué más hace uno,
sintiendo el peso de las alas del pelícano,

la densidad de las sombras de las palmeras, las células que se oscurecen
en las espaldas de los bañistas? Están más allá de las distorsiones
del azar, más allá de las evasiones de la música. El final

es actuado una y otra vez. Y lo sentimos
en las tentaciones del sueño, en el madurar de la luna,
en el vino mientras espera en la copa.

en Puerto oscuro

Fotografía de Isabel Muñoz y Gerard Lacz

Tłum. Ada Trzeciakowska

XVI

Prawdą jest, jak ktoś powiedział, że w
Świecie bez nieba wszystko jest pożegnaniem.
Czy pomachasz ręką czy nie,

to pożegnanie, nawet jeśli łzy nie napływają do oczu
To ciągle pożegnanie, nawet jeśli próbujesz je zignorować,
nienawidząc tego co przemija, to ciągle jest pożegnanie.

Pożegnanie nie ważne czego. Palmy nachylające się
nad zieloną, jasną laguną i nurkujące
pelikany, i świetliste ciała kąpielowiczów w spoczynku.

Są stadiami w ostatecznym bezruchu, a ruchy
Piasku, i wiatru, i sekretne poruszenia ciała
Są częścią tego samego, prostoty, która przeradza istnienie

W powód do żałoby lub powód do
Świętowania, bo cóż innego czyni człowiek
Odczuwając ciężar skrzydeł pelikana,

Gęstość palmowego cienia, komórek ciemniejących
Na plecach plażowiczów? Pozostają poza zniekształceniami
przypadku, poza ucieczką w muzykę. Koniec

Odgrywa się raz po raz. I odczuwamy go
W pokusach snu, w dojrzewaniu księżyca,
W winie, gdy czeka w kieliszku.

w Mrocznej przystani

XVI

It is true, as someone has said, that in
A world without heaven all is farewell.
Whether you wave your hand or not,

It is farewell, and if no tears come to your eyes
It is still farewell, and if you pretend not to notice,
Hating what passes, it is still farewell.

Farewell no matter what. And the palms as they lean
Over the green, bright lagoon, and the pelicans
Diving, and the glistening bodies of bathers resting,

Are stages in an ultimate stillness, and the movement
Of sand, and of wind, and the secret moves of the body
Are part of the same, a simplicity that turns being

Into an occasion for mourning, or into an occasion
Worth celebrating, for what else does one do,
Feeling the weight of the pelicans’ wings,

The density of the palms’ shadows, the cells that darken
The backs of bathers? These are beyond the distortions
Of chance, beyond the evasions of music. The end

Is enacted again and again. And we feel it
In the temptations of sleep, in the moon’s ripening,
In the wine as it waits in the glass.

in Dark Harbour

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Dámaso López García

2.

Ahora que el gran perro al que adoré durante años
Se ha convertido nada menos que en mí mismo, puedo mirar hacia dentro
Y ladrar y puedo mirar a las montañas calle abajo
Y ladrarles a ellas también. Soy un ojo que se ve a sí mismo
Mirar hacia atrás, una nariz que sigue la huella de las sombras
Al caer, un oído que oye los sonidos
Antes de que nazcan. Soy el último de los perros cobradores
Con el pelo de color platino, el último de una raza gloriosa.
Pero no consuela nada ser quien soy.
Doy vueltas por ahí considerando las aboliciones del destino
Hasta que mis ojos se llenan de lágrimas y me digo: «Ah, Rex,
Olvida. Olvida. Se han apagado las estrellas. Se desliza la luna de mármol».

«Cinco perros» en Tormenta de uno

Fotografías propias; cuadro de Pepe Enguídanos

Tłum. Ada Trzeciakowska

2.

Teraz kiedy wielki pies, którego uwielbiałem przez lata
stał się mną właśnie, mogę zajrzeć do środka
I szczekać i mogę patrzeć na góry na końcu ulicy
i je też oszczekać. Jestem okiem, które widzi siebie
patrzącego wstecz, nosem, śledzącym tropy padających
cieni, słuchem, który zbiera dźwięki zanim
jeszcze narodzą się. Jestem ostatnim z platynowych
retrieverów, zakończeniem wspaniałej linii.
Ale nie znajduję pociechy w byciu kim jestem.
Krążę po okolicy rozważając unieważnienia dokonane przez los,
Aż oczy napełniają się łzami i powtarzam sobie „Och Rex,
Zapomij. Zapomnij. Gwiazdy zgasły. Sunie marmurowy księżyc.”

«Pięć psów» w Blizzard of One

2.

Now that the great dog I worshipped for years
Has become none other than myself, I can look within
And bark, and I can look at the mountains down the street
And bark at them as well. I am an eye that sees itself
Look back, a nose that tracks the scent of shadows
As they fall, an ear that picks up sounds
Before they’re born. I am the last of the platinum
Retrievers, the end of a gorgeous line.
But there’s no comfort being who I am.
I roam around and ponder fate’s abolishments
Until my eyes are filled with tears and I say to myself, “Oh Rex,
Forget. Forget. The stars are out. The marble moon slides by. ”

«Five dogs» in Blizzard of One

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Eduardo Chirinos

Mapas negros

Ni la presencia de las piedras,
ni el aplauso del viento,
te dejarán saber
que has llegado,

ni el mar que sólo celebra
las partidas,
ni las montañas,
ni las moribundas ciudades.

Nada te dirá
dónde te encuentras.
Cada momento es un lugar
donde nunca has estado.

Puedes caminar
creyendo que arrojas
tu luz alrededor.
¿Pero cómo lo sabrás?

El presente es siempre oscuro.
Sus mapas son negros,
ascienden de la nada,
describen,

en su lenta ascensión
hacia ellos mismos,
sus propios viajes,
su vacío,

su triste y resignada
necesidad de completarse.
Como se elevan hacia el ser
son como el aliento.

Si los estudias un poco
será sólo para descubrir,
muy tarde, que todo aquello
que te importaba

no existe.
En ninguno de ellos
figura tu casa
tampoco la de tus amigos

que te esperan para aparecer,
ni la de tus enemigos
que enumeran tus faltas.
Sólo tú estás allí,

diciendo hola
a aquello que serás,
y el pasto negro
sostiene las estrellas negras.

Fotos propias. Povedilla.

Tłum. Agnieszka Kołakowska

Czarne mapy

Ani orszak kamieni
ani oklaski wiatru
nie powiedzą ci nigdy,
że oto już dotarłeś.

Nie powie ci tego morze,
co czci jedynie odjazdy.
Nie powiedzą ci góry
ani ginące miasta.

Nic ci nie powie, gdzie jesteś.
Każda chwila to miejsce,
w którym jeszcze nie byłeś:
jesteś tu po raz pierwszy.

Możesz iść w przekonaniu,
że idziesz otoczony
blaskiem jakiegoś światła.
Ale jak masz to stwierdzić?

„Teraz” zawsze jest ciemne.
Jego mapy są czarne,
wyrastają z nicości
i wznoszą się powoli

ku własnemu istnieniu,
opisując jedynie
swoją drogę, nie naszą,
pustkę, jaka tam zieje,

i smętny, beznamiętny,
nieodwołalny jej kres.
W tym ruchu
są jak oddech.

A gdybyś chciał je zbadać,
odkryjesz, lecz za późno,
że nie ma tam nic z tego,
co – jak ci się zdawało –

dotyczy ciebie. Nigdzie
o tobie nie ma nic.
Nie ma twojego domu
ani żadnych przyjaciół,

czekających na ciebie,
i nie ma żadnych wrogów,
liczących twoje wady.
Jesteś tam tylko ty,

witający sam siebie
nadchodzącego z przyszłości,
podczas gdy czarna trawa
podpiera czarne gwiazdy.

Black Maps

Not the attendance of stones,
nor the applauding wind,
shall let you know
you have arrived,

not the sea that celebrates
only departures,
nor the mountains,
nor the dying cities.

Nothing will tell you
where you are.
Each moment is a place
you’ve never been.

You can walk
believing you cast
a light around you.
But how will you know?

The present is always dark.
Its maps are black,
rising from nothing,
describing,

in their slow ascent
into themselves,
their own voyage,
its emptiness,

the bleak, temperate
necessity of its completion.
As they rise into being
they are like breath.

And if they are studied at all
it is only to find,
too late, what you thought
were concerns of yours

do not exist.
Your house is not marked
on any of them,
nor are your friends,

waiting for you to appear,
nor are your enemies,
listing your faults.
Only you are there,

saying hello
to what you will be,
and the black grass
is holding up the black stars.

Pascal Quignard

1948 – , Francia

La vida secreta (frag. del cap. XXXIII)

Trad. Encarna Castejón

Uno se cree liberado de los lugares que deja tras de sí. Pero el tiempo no es el espacio, y lo que está delante de nosotros es el pasado. Abandonarlo no nos aleja de él. Cada día nos acercamos un poco más a aquello de lo que huimos. Y, como somos criaturas interrumpidas, no abrazamos en el instante de la muerte aquello de lo que siempre hemos huido. (…)
No debemos creer en lo que vemos; se parece demasiado a lo que esperamos. Hay que cerrar los ojos en el ascensor, hay que cerrar los ojos delante del buzón, hay que cerrar los ojos en la calle, hay que cerrarlos ojos al cruzar la calle, en la oficina, en el restaurante, en el cine, etc. Si no lo hacemos, sólo veremos recuerdos.
Pero tampoco hay que creer en lo que vemos con los ojos cerrados cuando dormimos, se parece demasiado a los deseos.
Al final, no vemos nada. No hemos visto nada. Que es lo que dice la gente cuando muere.

Fotograma de La mirada de Ulises de Theo Angelopoulos (1995)

Tłum. Krzysztof Rutkowski

Życie sekretne (frag. roz. XXXIII)

Wierzy się w wyzwoliny od pozostawionych za sobą miejsc. Ale czas nie jest przestrzenią, a przeszłość jest przed nami. Pozostawienie od pozostawionego nie oddala. Każdego dnia wychodzimy na spotkanie tego, od czego uciekamy. A to, przed czym zawsze uciekaliśmy, my,
stworzenia przerwane, nie połączy się z nami w chwili śmierci. (…)
Nie trzeba wierzyć temu, co się widzi. Widziane za bardzo przypomina wyczekiwane. Trzeba zamykać oczy w windzie, trzeba zamykać oczy przed skrzynką na listy, trzeba zamykać oczy na ulicy, trzeba zamykać oczy przechodząc przez ulicę, w biurze, w restauracji, w kinie itd. W przeciwnym razie wszędzie zobaczy się wspomnienia. 
Ale nie trzeba też wierzyć temu, co widzi się z zamkniętymi oczyma, we śnie, bo ten widok za bardzo przypomina pragnienia. 
W końcu nie widzimy nic. Niczego nie widzieliśmy. Tak zresztą mówią ludzie, którzy umierają.