Raúl Zurita

1950 -, Chile

escena 472

El Paraíso vacío

Pero antes del final yo quería
todavía decirte algo más
de mis poemas,
contarte que abajo
sus movimientos son como
los flujos y los reflujos
del mar, escúchame Zura
yo necesitaba
todavía decirte que abajo
mis poemas son siempre el mar

Entonces ya al final proyectándose en los paredones del
mar como una película muda iba emergiendo el Paraíso

Mostrando miles de imágenes de Chile triturado debajo de
las cataratas con fotogramas de convoyes militares de
playas atestadas de gente de prisioneros hundidos entre
las olas

Mostrando las huecas rompientes las rodadas cataratas
donde millones de rostros con las bocas abiertas caían
girando mudos igual que una película insonora
iluminando abajo los oscuros paredones del mar como
una desolada alba como una desolada aurora como
un desolado cielo sobre el Paraíso vacío del amanecer

Tłum. Ada Trzeciakowska

Poezja Zurity jest opłakiwaniem martwych, płaczem nad przeklętym losem kraju -ofiary wojskowego reżimu. Stąd tez i jej forma, niczym nieustający, powracający lament. Za rządów Pinocheta zaginęli i zginęli prawie wszyscy przyjaciele poety. Zurita jest stałym kandydatem do literackiej nagrody Nobla. Chce by jego poezja stała się częścią natury, podlegała tym samym procesom korozji, wymywania się, wypalania przez słońce, stąd od wielu lat przygotowuje instalacje na zboczach gór, klifów czy pustyni Atacama.

SCENA 472

Pusty Raj

Ale przed końcem chciałem
jeszcze powiedzieć ci coś
o moich wierszach,
opowiedzieć ci, że pod spodem
ich poruszenia są jak
przypływy i odpływy
morza, posłuchaj mnie Zura
potrzebowałem
jeszcze powiedzieć ci, że pod spodem
moje wiersze są zawsze morzem.

Wtedy już pod koniec, wyświetlając się na ścianach morza
niczym niemy film powoli wyłaniał się Raj.

Ukazując tysiące obrazów zgniecionego Chile pod wodospadami
za pomocą zdjęć konwojów wojskowych
zatłoczonych plaż więźniów tonących wśród
fal

Ukazując puste falochrony, staczające się wodospady
gdzie miliony twarzy z otwartymi ustami spadły w dół
obracając się bezgłośnie jak film pozbawiony dźwięku
oświetlając ciemne ściany morza poniżej, niczym
niepocieszony świt niczym niepocieszony brzask niczym
niepocieszone niebo nad pustym Rajem poranka.


Manuel del Cabral

1097 – 1999, República Dominicana

En colaboración con LaReversible de Carlos Vitale.

AIRE DURANDO

¿Quién ha matado este hombre
que su voz no está enterrada?

Hay muertos que van subiendo
cuanto más su ataúd baja…
Este sudor… ¿por quién muere?
¿por qué cosa muere un pobre?
¿Quién ha matado estas manos?
¡No cabe en la muerte un hombre!
Hay muertos que van subiendo
cuanto más su ataúd baja…
¿Quién acostó su estatura
que su voz está parada?

Hay muertos como raíces
que hundidas… dan fruto al ala.
¿Quién ha matado estas manos,
este sudor, esta cara?
Hay muertos que van subiendo
cuanto más su ataúd baja…

1. Fotogramas de Tierra (1930) de Aleksandr Dovzhenko;

2 y 3. Tierra en trance (1967) y Dios y el diablo en la tierra del sol (1964) de Glauber Rocha;

4 y 5. ¡Qué viva México! (1932) de Serguéi Eisenstein

Tłum. Ada Trzeciakowska

ZACHOWANE TCHNIENIE

Kto zabił tego człowieka
którego głosu nie pogrzebano?
 
Są zmarli, którzy tym wyżej się wznoszą,
im niżej ich trumnę się opuszcza…
Ten pot… za kogo umiera?
w imię czego ginie nędzarz?
Kto zabił te ręce?
Śmierci nie pojmuje człowiek!
Są zmarli, którzy tym wyżej się wznoszą,
im niżej ich trumnę się opuszcza…
Kto w niej złożył swą postać
że jego głos na górze pozostał?
 
Są zmarli jak korzenie,
co zagrzebane… owocują skrzydłami.
Kto zabił te ręce,
ten pot, tę twarz?
Są zmarli, którzy tym wyżej się wznoszą
tym niżej ich trumnę się opuszcza…

Serhiy Zhadan / Serhij Żadan

1974, Ucrania

Poeta, escritor, traductor del alemán. Ha ganado numerosos premios, entre ellos el Premio de Literatura Centroeuropea Angelus 2015 por su novela Mesopotamia, el Premio Puentes de Berlín y el Premio Joseph Conrad. Vive en Járkov.

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Demasiada política, en todo, demasiada política.
La vida no necesita esta cantidad de nuestras correcciones.
Los poetas introducen la política en la vida a la fuerza
como un puño en el guante de boxeo.
Mientras los lectores finos se quejan:
otra vez la política, de nuevo escriben sobre ella.
 
Hay demasiada política en todo -se quejan los lectores-
mejor hablemos del cielo sobre la ciudad.
Un cielo alto que es tan hermoso este año.
Hablemos de cómo
se refleja en el ojo de una mujer.
 
De acuerdo, hablemos del cielo en el ojo de una mujer.
El ojo muerto de una mujer, en el que por la mañana
quedan reflejados los pájaros que pasan volando,
y por la noche se reflejan las constelaciones del norte.
Rojo por el calor del ocaso,
arco iris por la lluvia matutina,
ojo que mira desde la perspectiva de la muerte
-hablemos de él-.
 
O hablemos del futuro.
En el futuro habrá cielos altos y hermosos.
Nuestros hijos serán más fuertes que nosotros.
¿Por qué los poetas no hablan de la enconada
despreocupación infantil?
 
Al fin y al cabo, así es: nuestros hijos conocen bien el precio de la ciudadanía,
niños que, eligiendo entre la confianza y la seguridad,
a partir de ahora siempre elegirán el sótano seco del refugio antiaéreo.
¿Por qué los poetas no hablan con ellos?
¿Por qué a los poetas se les da mejor hablar de los cadáveres?
¿Por qué se les da tan bien justificar
la impotencia de los adultos?
 
Al menos hablemos con los que han sobrevivido.
Si no hemos conseguido llevarnos bien con los muertos.
Si no hemos conseguido debatir con los ahorcados y estrangulados.

¿Cómo podemos hablar de política en un país
que se lastima las encías con su propia lengua?
El manifiesto más accesible es la carne despiezada que
se expone por la mañana en los mercados, como la prensa.
Las rimas más convincentes son las regulares y ensordecedoras
series automáticas con las que rematan
a los animales heridos.
 
Todo el mundo estaba prevenido.
Todos conocían las condiciones del acuerdo.
Todos sabían que habría que pagar un precio inconmensurable.
Decid ahora que hubo demasiada política.
Hablas ahora de los soleados horizontes.
 
La última nieve fluye derretida.
Se escriben los finales de los libros más terribles.
El país, como un río, vuelve a su cauce,
ahonda su lecho,
madura dolorosamente para su navegación.

Collage propio: fotogramas de Sátántangó de Béla Tarr

Tłum. Bohdan Zadura

***

Za dużo polityki, we wszystkim — za dużo polityki.
Życie nie potrzebuje takiej ilości naszych poprawek.
Poeci wpychają politykę w życie
jak pięść w rękawicę bokserską.
Podczas gdy delikatni czytelnicy narzekają:
znowu polityka, oni znowu o niej piszą.
 
We wszystkim za dużo jest polityki — narzekają czytelnicy –
lepiej porozmawiajmy o niebie nad miastem.
Takie piękne wysokie jest niebo tego roku.
Porozmawiajmy o tym, jak ono
odbija się w oku kobiety.
 
Dobrze — porozmawiajmy o niebie w oku kobiety.
Martwe kobiece oko,  w którym o poranku
odbijają się przelatujące ptaki,
a w nocy odbijają się północne gwiazdozbiory.
Czerwone od gorącego zachodu słońca,
tęczowe od porannych deszczów,
oko, które patrzy z perspektywy śmierci –
porozmawiajmy o nim.
 
Albo porozmawiajmy o przyszłości.
W przyszłości będzie wysokie piękne niebo.
Nasze dzieci będą silniejsze od nas.
Dlaczego poeci nie mówią o zapiekłej
dziecięcej beztrosce?
 
Tak przecież jest  – nasze dzieci dobrze znają cenę obywatelskości,
dzieci, które wybierając między zaufaniem a bezpieczeństwem,
od teraz zawsze będą wybierały suchą piwnicę przeciwlotniczego schronu.
Czemu z nimi nie rozmawiają poeci?
Czemu poetom lepiej wychodzi rozmowa o trupach?
Czemu im tak dobrze wychodzi usprawiedliwianie
bezradności dorosłych?
 
Porozmawiajmy przynajmniej z tymi, którzy przeżyli.
Jeżeli już się nam nie udało dogadać z umarłymi.
Jeśli nie udało się podyskutować z powieszonymi i uduszonymi.
 
Jak można mówić o polityce w kraju,
który rani dziąsła własnym językiem?
Najdostępniejszym manifestem jest rąbane mięso, które
wykłada się rano na targach, jak prasę.
Najbardziej przekonującymi rymami są równe i głuche
automatyczne serie, którymi dobijają
ranne zwierzęta.
 
Wszyscy byli uprzedzeni.
Wszyscy znali warunki umowy.
Wszyscy wiedzieli, że przyjdzie zapłacić niepomiernie wysoką cenę.
Mówcie teraz, że tam było za dużo polityki.
Mówcie teraz o słonecznych horyzontach.
 
Spływają ostatnie śniegi.
Dopisują się najstraszniejsze książki.
Kraj jak rzeka powraca w swoje brzegi,
pogłębia koryto,
boleśnie dorasta do swojej nawigacji.

Ángel M. Alcalá

1981- , España (Albacete)

***

Vieja, bella, triste Europa
aquejada de melancolía crónica
y lagunas de amnesia
a veces recuerdas haber sido resplandeciente
pero te sabes apenas cielo gris y viento frío
y tratas de suicidarte una vez más
y otra
y otra más
sin conseguirlo nunca
y arrastrando nuevas secuelas
tras cada intento.

Pobre, rota, triste Europa
que abandonaste a tus hijos en la calle
sin volver siquiera la mirada
de madrugada
y ahora
no haces más que ir llorando por las esquinas
bajo la lluvia
entre relentes de niebla helada
con el pelo revuelto y el rímel corrido
preguntando a los transeúntes si alguna vez los vieron
pero a quién podría amamantar tu cuerpo seco
qué ibas a darles
te jugaste hasta el último níquel
entre cucarachas
en cuartuchos en la parte de atrás de un cabaret berlinés
tuviste que arrancar las puertas de tus palacios polacos
para calentarte
en el invierno congelado que no se acababa
que no se acaba
nunca
pero aún sales a pasearte como si fueras un cisne
recorres tus viejas ciudades
y la gente se aparta a tu paso
crees que abren paso a tu elegancia
pero ellos ven un cuervo cubierto de hollín
que les dispara dardos envenenados
con la mirada.
Te rehúyen, asqueados.

A quién darás cobijo en tu regazo,
mi querida,
vieja, bella, triste Europa,
si ya
no tienes alma que te anime.

Fotogramas de Páginas susurrantes (Páginas ocultas) (1994) de Aleksandr Sokúrov

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

Stara, piękna, smutna Europo
cierpiąca na chroniczną melancholię
i luki zapomnienia
choć nieraz przypominasz sobie dawny blask
wiesz, żeś tylko szarym niebem i zimnym wiatrem
i oto znów próbujesz się zabić
i raz jeszcze
i kolejny
bez powodzenia
męczysz się z nowymi bliznami
po każdej samobójczej próbie.

Biedna, rozdarta, smutna Europo,
porzuciłaś dzieci swe na ulicy
nie oglądając się za siebie
o świcie
i teraz
nic nie robisz, tylko wypłakujesz oczy na rogatkach
w deszczu
wśród rosy lodowatej mgły
z rozczochranymi włosami i rozmazanym tuszem do rzęs
pytasz przechodniów, czy kiedykolwiek je widzieli.
ale kogo mógłby wykarmić twoje wysuszone ciało
co chciałaś im dać
przegrałaś każdy grosz
wśród karaluchów
w barakach na tyłach berlińskiego kabaretu
musiałaś wyrwać drzwi ze swoich polskich pałaców,
aby się ogrzać
w mroźną zimę, która nie chciała się skończyć,
która nigdy się nie kończy
nigdy
ale i tak wychodzisz na spacer jak łabędź
płyniesz spacerowym krokiem po swoich starych miastach
a ludzie rozstępują się przed Tobą
myślisz, że to z podziwu dla twej elegancji,
a oni widzą kruka pokrytego sadzą
strzelającego do nich zatrutymi strzałami
spojrzeń.
Stronią od ciebie z obrzydzeniem.

Komu udzielisz schronienia na swoich kolanach,
moja ukochana,
stara, piękna, smutna Europo,
gdy już
nie masz duszy zdolnej cię pokrzepić

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

si rusia

Si Rusia hubiera sido fundada
por Anna Ajmátova, si
Mandelstam fuese su legislador
 y Stalin, sólo un personaje marginal
en una épopeya georgiana perdida,
si Rusia se hubiera quitado la piel de oso peludo,
si pudiera vivir en la palabra y no
en el puño, si Rusia, si Rusia

Fotogramas de L’histoire du cinéma y Vrai faux passeport de Jean-Luc Godard

Gdyby Rosja

Gdyby Rosja została założona
przez Annę Achmatową, gdyby
Mandelsztam był prawodawcą
a Stalin tylko marginesową
postacią w zaginionym gruzińskim
eposie, gdyby Rosja zdjęła swoje
nastroszone niedźwiedzie futro,
gdyby mogła żyć w słowie, a nie
w pięści, gdyby Rosja, gdyby Rosja

Adrienne Rich

1929-2012, EE. UU

Sobre Tina Modotti escribió Pablo Neruda:

“Puro tu nombre suave, pura tu frágil vida,
abejas, sombras, fuego, nieve, silencio y espuma,
combinaron con acero, alambre y
polen para crear tu firme  
y delicado ser”.

Trad. Natalia Carbajosa

modotti

Tus huellas de luz sobre papel fotosensible
la máquina de escribir que hiciste famosa
mis pasos tras de ti por el hueco de roble gastado
y con restos de periódico de la escalera
el vaho del aliento manchando las ventanas
pasillos de baldosa y enlucido amarillento
si es aquí donde te he de buscar
pues aquí es donde te he de encontrar

Desde el óvalo mojado de una farola inclinada
sobre un bordillo cubierto de periódicos
cuyos titulares te apuntan justo a los ojos
hasta la luz oscura en el aire condensado de una estancia
estos pasos con los que te sigo
por las baldosas de un pasillo rojo
si éste es el modo de encontrarte
claro está que es así como he de encontrarte

Tendidos a secar tus negativos en un cuarto oscuro
colgados sobre el óvalo de una bañera
tus huellas de luz sobre papel fotosensible
curvándose en montones bajo cristales ennegrecidos
tu guarida siempre arriba
el gesto severo de tus cejas
–estos pasos con los que te sigo
no son para apresarte–

Las rectas pestañas de tu mirada
la máquina de escribir que hiciste famosa
tu inmensa voluntad de capturar y encuadrar
lo que fue y es, aún líquido, fluido
sobre tus testimonios revelados, tu
bombilla en un techo descascarillado
pues si así es como te encuentro

Modotti así te encuentro
Bajo la luz roja de tu cuarto oscuro
desde tu vecindario de volcanes
hasta el geranio clavado en una lata
sobre la pared de tu guarida en lo alto
casi sin resuello una ventana
de la revolución te admitió
en esta escalera amarillenta en este ojo de largas pestañas
                                                                                                                                 estos
pasos con los que te sigo

Isabelle Huppert en Villa Amalia, adaptación de la novela homónima de Pascal Quignard

Tłum. Ada Trzeciakowska

modotti

Twoje odciski światła na czułym papierze
ta maszyna do pisania, którą uczyniłaś sławną
moje kroki podążające za tobą po schodach…
szyby ze spękanego dębu i strzępów gazet
te szyby okienne zamazane zduszonym oddechem
korytarze kafli i pożółkłego tynku
skoro mam cię tu szukać
to tu cię odnajdę

Od mokrego rombu ulicznej latarni wygiętego
nad krawężnikiem oklejonym gazetami
z nagłówkami wymierzonymi w twoje oczy
do mrocznego, zamglonego oddechem pokoju
tymi śladami podążam za tobą
po płytach czerwonego korytarza.
skoro to sposób, by cię znaleźć
oczywiście, że tak cię odnajdę

Twoje negatywy rozwieszone w ciemni
zamocowane nad zaokrąglonym rombem wanny
twoje odciski światła na czułym papierze
w stosy zwiniętych pod poczerniałymi szybami
twoja kryjówka zawsze na górze
surowa ekspozycja twoich brwi
– tymi śladach podążam z(a) tobą
lecz nie po to, by cię złapać.

Sztywne rzęsy twojego błyskowego oka
ta maszyna do pisania, którą uczyniłaś sławną
twoja wielka wola, by złapać i ująć w ramy
to co było, jest, wciąż płynne, potoczyste jak
twoja ekspozycja manifestów, twoja
żarówka pod spękanym sufitem
skoro w ten sposób cię odnajdę

Modotti, tak cię odnajduję
W czerwonym świetle twojej ciemni
od twojego sąsiedztwa wulkanów
po pelargonie wetknięte w puszkę
na ścianie twojej kryjówki na górze
w urwanym oddechu okno
rewolucji popchnęło cię
na te pożółkłe schody, w tym wielkim ocienionym rzęsami oku
                                                                                                                                    tymi
 śladami podążam z(a) tobą

MODOTTI

Your footprints of light on sensitive paper
that typewriter you made famous
my footsteps following you up stair-
wells of scarred oak and shredded newsprint
these windowpanes smeared with stifled breaths
corridors of tile and jaundiced plaster
if this is where I must look for you
then this is where I’ll find you

From a streetlamp’s wet lozenge bent
on a curb plastered with newsprint
the headlines aiming straight at your eyes
to a room’s dark breath-smeared light
these footsteps I’m following you with
down tiles of a red corridor
if this is a way to find you
of course this is how I’ll find you

Your negatives pegged to dry in a darkroom
rigged up over a bathtub’s lozenge
your footprints of light on sensitive paper
stacked curling under blackened panes
the always upstairs of your hideout
the stern exposure of your brows
—these footsteps I’m following you with
aren’t to arrest you

The bristling hairs of your eyeflash
that typewriter you made famous
your enormous will to arrest and frame
what was, what is, still liquid, flowing
your exposure of manifestos, your
lightbulb in a scarred ceiling
well if this is how I find you

Modotti so I find you
In the red wash of your darkroom
from your neighborhood of volcanoes
to the geranium nailed in a can
on the wall of your upstairs hideout
in the rush of breath a window
of revolution allowed you
on this jaundiced stair in this huge lashed eye
                                                                                              these
footsteps I’m following you with

Adam Gai

Página del autor

1941 – , Argentina/Israel

La procesión va por fuera

Entró al barrio musulmán
no en camino a la mezquita
sino camino al dios de prohibido nombre
y cuerpo velado por el muro antiguo.

Entró blandiendo una bandera, que cubría su cabeza y sus hombros
su dios lo esperaba y él llega
cantando y odiando, su clara manera de amar.

Ahora oye las palabras que brotan de la piedra: tengo una carta para ti,
sácala de la grieta, léela
la leyó, decía: mi piel está manchada
de tus deseos de sangre
ten piedad, no vuelvas

Barrio musulmán en Jerusalén: el Kotel HaKatan o pequeño Muro de las Lamentaciones situado a la izquierda de la «Puerta de Hierro», sitio frecuentado de forma regular por los judíos ultrarreligiosos y con una importante presencia policial.

Kotel HaKatan – Mała Ściana płaczu w dzielnicy muzułmańskiej Jerozolimy.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Pozory mylą

Wszedł do dzielnicy muzułmańskiej
nie kierując się do meczetu
lecz w drodze do boga, którego imienia zakazano
a ciała strzegła starożytna ściana.

Wszedł wymachując flagą, która zakrywała mu głowę i ramiona
jego bóg czeka na niego, kiedy nadchodzi
ze śpiewem i nienawiścią na ustach, bo właśnie tak okazywał swoją miłość.

Teraz słyszy słowa wydobywające się z kamienia: mam dla ciebie list,
wyjmij go ze ściany, przeczytaj
Przeczytał, napisano: moja skóra została splamiona
twoją żądzą krwi
miej litość, nie przychodź więcej.

Raúl Zurita

1950 -, Chile

verás ciudades de agua I

Las ciudades de agua en tus ojos

a PW

Un hombre que agoniza te ha soñado, un hombre
que agoniza te ha seguido. Uno que quiso morir
contigo cuando tú quisiste morir.
Allí está mi cuerpo estrellado contra los arrecifes
cuando ahogándome te vi emerger y eternamente
cerca y eternamente lejos eras tú la inalcanzable
playa.
Todo en ti es doloroso.
Te saludo entonces y saludo a lo eterno que vive
en la derrota, a lo irremediablemente destruido,
al infinito que se levanta desde los naufragios,
porque si agua fueron nuestras vidas, piedras
fueron las desgracias.
No soy yo, son mis patrias las que te hablan: el
sonido de océano que describo, las estrellas de
la recortada noche.
Iluminada de la noche tu cara sube cubriendo
el amanecer. Abres los párpados, entre ellos
millones de hombres dejan el sueño, toman sus
autobuses, salen,
                              las ciudades de agua en tus ojos


a PW

Todo en ti está vivo y está muerto: el fulgor del
pasto en la aurora y el hilo de voz creciendo en
el diluvio, el feroz amanecer y la mansedumbre,
el grito y la piedra.
Todo mi sueño se levanta desde las piedras y te
mira.
Toda mi sed te mira, el hambre, el ansia infinita
de mi corazón.
Te miro también en el viento. En las nieves de
la cordillera sudamericana.
Allí está la calle en que esperé que amanecieras,
la noche póstuma, el país muerto en el que no
morimos. Allí están todas las heridas y golpes
cuando emergiendo del destrozado sueño volví
hacia ti los ojos y vi las desmesuradas estrellas
flotando en el cielo.
Tu cara ahora flota en el cielo, detrás corre un
río. Hay un hombre muy viejo.
Hay un hombre muy viejo en el medio del río
y tú lo miras
                              las ciudades de agua en tus ojos


a PW

Sabes que estás muerta para el amor y no amas.
Todos los puentes están rotos y tus padres ya
cansados se devuelven sobre sus pasos, ya no
vendrán a visitarte.
Han pasado miles de años de todo eso y ahora
acabas de despertar.
Somnolienta te tocas la cara y palpas bajo la piel
el trabajo de la calavera que te sobrevivirá como
en el fondo del lago la piedra sobrevive al cuello
a la que fue atada.
Sabes que estás muerta para el amor y no amas.
Te preparas entonces un café y enciendes con
distracción la radio, te sientas, te levantas de
nuevo, abres la ducha como un cotidiano rezo
matutino y sientes el antiguo golpe.
Como hace miles de años todos los puentes han
sido arrancados y no hay salida:
Sabes que estás muerta para el amor.
Sabes que estás muerta para el amor, pero él te
ama. Levantas la cara,
                                        las ciudades de agua en tus ojos

“El proyecto expositivo hace tangible o “material” la obra poética y visual de Raúl Zurita: Escritura, Voz e Imagen. Se presentaron a partir de la proyección del video Escritura en Nueva York de Juan Downey cielo a la suelo y el paisaje chileno en soporte drá la investigación específica del poeta que transita entre la escritural a la visual, desde el fonema poético al espacio geográfico. Es el desplazamiento de la palabra poética que adquiere monumentalidad y avanza hacia ámbitos expresivos, hacia el land art donde el verso se convierte en imagen que interviene visualmente el cielo y la tierra. Es una palabra amplificada y monumental que es coherente con la voz poética de Raúl Zurita, sometida a las fricciones del aire, el viento, el sol y las condiciones climáticas, lo que hace que la dimensión material de la palabra poética se vea afectada, y corroída por la “propia existencia corporea”

Tłum. Ada Trzeciakowska

Poezja Zurity jest opłakiwaniem martwych, płaczem nad przeklętym losem kraju -ofiary wojskowego reżimu. Stąd tez i jej forma, niczym nieustający, powracający lament. Za rządów Pinocheta zaginęli i zginęli prawie wszyscy przyjaciele poety. Zurita jest stałym kandydatem do literackiej nagrody Nobla. Chce by jego poezja stała się częścią natury, podlegała tym samym procesom korozji, wymywania się, wypalania przez słońce, stąd od wielu lat przygotowuje instalacje na zboczach gór, klifów czy pustyni Atacama.

Ujrzysz wodne miasta I

Wodne miasta w twych oczach.

dla PW

Konający człowiek śnił o tobie, konający
człowiek szedł za tobą. Ten, który chciał umrzeć
wraz z tobą, kiedy chciałaś umrzeć.
Tam leży moje ciało roztrzaskane o rafy,
gdy tonąc ujrzałem, że wynurzasz się i na wieki
blisko i na wieki daleko stałaś się nieosiągalną plażą.
Wszystko w tobie jest bolesne.
Pozdrawiam cię zatem i pozdrawiam to, co wieczne i co żyje
w klęsce, to co nieodwołalnie zniszczone,
nieskończoność wypływającą z zatopionych wraków,
bo jeśli wodą były nasze życia, kamieniami były nieszczęścia.
To nie ja, to moje ojczyzny przemawiają do ciebie:
szum oceanu, który opisuję, gwiazdy
z przyciętej nocy.
Oświetlona nocą, twoja twarz unosi się zakrywając
świt. Otwierasz powieki, a między nimi
miliony ludzi opuszczają sen, łapią swoje
autobusy, wychodzą,
wodne miasta w twych oczach.


dla PW

Wszystko w tobie jest żywe i martwe: połysk
traw w jutrzence i strumień głosu narastający w
potopie, drapieżny świt i potulność,
krzyk i kamień.
Cały mój sen podnosi się z kamieni i patrzy na ciebie.
Całe moje pragnienie patrzy na ciebie, głód,
nieskończone łaknienie serca.
Patrzę na ciebie na wietrze. W śniegach
południowoamerykańskiej kordyliery.
Jest tam ulica, na której czekałem, aż wstaniesz,
pośmiertnej noc, martwy kraj, w którym
my nie umarliśmy. Są tam wszystkie rany i ciosy,
gdy wynurzając się z rozdartego snu zwróciłem
oczy na ciebie i ujrzałem niezmierzone gwiazdy
unoszące się na niebie.
Twoja twarz unosi się teraz na niebie, za nią płynie
rzeka. Jest też bardzo stary człowiek.
Jest też bardzo stary człowiek na środku rzeki,
patrzysz na niego
                                        wodne miasta w twoich oczach


dla PW

Wiesz, że dla miłości jesteś martwa i nie kochasz.
Wszystkie mosty zostały zerwane a twoi rodzice,
zmęczeni, wracają się po swoich śladach, już nie
przyjdą do ciebie z wizytą.
Minęły tysiące lat od tego wszystkiego i właśnie
się obudziłaś.
Zaspana dotykasz twarzy i wyczuwasz pod skórą
pracę czaszki, która przeżyje cię jak
kamień na dnie jeziora przeżywa szyję
do której był przywiązany.
Wiesz, że dla miłości jesteś martwa i nie kochasz.
Przygotowujesz zatem kawę i włączasz z
roztargnieniem radio, siadasz, znów wstajesz,
odkręcasz kran prysznica niczym codzienną poranną
modlitwę i czujesz dawny cios.
Jak tysiące lat temu wszystkie mosty zostały
wyrwane i nie ma wyjścia:
Wiesz, że dla miłości jesteś martwa.
Wiesz, że dla miłości jesteś martwa, lecz on
cię kocha. Unosisz twarz
                                        wodne miasta w twoich oczach

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

la derrota

Solo sabemos vivir de verdad en la derrota.
Las amistades se hacen más profundas,
el amor eleva la cabeza en alerta.
Incluso las cosas se vuelven puras.
Los vencejos bailan en el aire
instalados en el abismo.
Las hojas del álamo tiemblan,
sólo el viento está quieto.
Las oscuras siluetas de los enemigos destacan
sobre el fondo radiante de la esperanza.  El valor
el crece. Ellos, -hablamos de ellos-, nosotros, -de nosotros mismos-,
tú, -de mí-. El té amargo sabe
a profecías bíblicas. Ojalá
no nos sorprenda la victoria.

Ilustración a partir del fotograma de El estudiante de Praga (1926) de Henrik Galeen, con Conrad Veidt – estrella del cine de terror mudo alemán. Trabajó con Robert Wiene, F. W. Murnau, Victor Sjöström,  Michael Powell, George Cukor en papeles de Satanas, Ivan el Terrible, Rasputin, oficial nazi en Casablanca. La imagen de Veidt en la película The Man Who Laughs sirvió como inspiración para el irónico supervillano The Joker. La fama de Veidt durante los años de la guerra no se debió exclusivamente a su labor como actor. Donó parte de su sueldo y de su patrimonio para ayudar al esfuerzo bélico de los Aliados. Se distinguió desde sus comienzos por la defensa de los derechos de los homosexuales, las mujeres y los judíos y, tras el advenimiento del nazismo, por su beligerancia antinazi.

klęska

Naprawdę umiemy żyć dopiero w klęsce.
Przyjaźnie pogłębiają się,
miłość czujnie podnosi głowę.
Nawet rzeczy stają się czyste.
Jerzyki tańczą w powietrzu
zadomowione w otchłani.
Drżą liście topoli,
tylko wiatr jest nieruchomy.
Ciemne sylwetki wrogów odcinają się
od jasnego tła nadziei. Rośnie
męstwo. Oni, mówimy o nich, my, o sobie,
ty, o mnie. Gorzka herbata smakuje
jak biblijne przepowiednie. Oby
nie zaskoczyło nas zwycięstwo.

z Oda do wielkości (1982)

José Bergamín

1895-1983, España

En colaboración con LaReversible

No quiero…

No quiero, cuando me muera,
nada con el otro mundo:
quiero quedarme en la tierra.
Quedarme sólo en la tierra
sin paraíso ni infierno
ni purgatorio siquiera.
Quedarme como se quedan,
sobre el suelo humedecido
del bosque, las hojas muertas.

Tłum. Ada Trzeciakowska

NIE CHCę…

Nie chcę, gdy umrę,
z zaświatami mieć do czynienia:
chcę zostać na ziemi.
Pozostać na ziemi jedynie
bez raju bez piekła
bez czyśćca nawet.
Pozostać, jak pozostają,
na zawilgotniałej leśnej
ściółce, martwe liście.

Fotografías de Jerry Uelsmann (n. 1934, EE.UU.)

Charles Simic

1938 – 2023 , Serbia / EE. UU

Trad. Sandra Toro

Motel Paraíso

Habían muerto millones, inocentes todos.
Yo me quedé en mi cuarto. El presidente
hablaba de la guerra como de una poción de amor.
Los ojos se me abrían del asombro.
Mi cara en el espejo me parecía
una estampilla con dos sellos.

Vivía bien, pero la vida era horrible.
Había tantos soldados ese día,
tantos refugiados que llenaban las calles.
Naturalmente, al tocarlos con la mano
desaparecían todos.
La historia se lamía las comisuras de su boca ensangrentada.

En el canal pago, un hombre y una mujer
intercambiaban besos voraces y se arrancaban
la ropa entre ellos mientras yo los miraba
sin volumen y con la habitación a oscuras
excepto por la pantalla donde el color
tenía demasiado rojo, demasiado rosa.

Fotogramas de Un día más con vida de Raúl de la Fuente y Damian Nenow basada en un libro de reportajes de guerra en Angola de Ryszard Kapuściński.

Tłum. Krystyna Dąbrowska

Motel Paradise

Miliony zginęły; wszyscy niewinni.
Siedziałem w swoim pokoju. Prezydent
Mówił o wojnie jak o miłosnym eliksirze.
Miałem oczy otwarte ze zdumienia.
W lustrze moja twarz wyglądała
Jak dwukrotnie ostemplowany znaczek.

Dobrze żyłem, ale życie było straszne.
Tak wielu żołnierzy w tym czasie,
Tak wielu uchodźców tłoczyło się na drogach.
Naturalnie wszyscy zniknęli
Za dotknięciem ręki.
Historia oblizała kąciki krwawych ust.

Na płatnym kanale mężczyzna i kobieta
Wymieniali głodne pocałunki i zdzierali
Z siebie ubrania, a ja patrzyłem,
Z wyłączonym dźwiękiem, bez światła,
Nie licząc ekranu, którego kolory
Miały zbyt wiele czerwieni, zbyt wiele różu.

MOTEL PARADISE

Millions were dead; everybody was innocent.
I stayed in my room. The President
Spoke of war as of a magic love potion.
My eyes were opened in astonishment.
In a mirror my face appeared to me
Like a twice-canceled postage stamp.

I lived well, but life was awful.
there were so many soldiers that day,
So many refugees crowding the roads.
Naturally, they all vanished
With a touch of the hand.
History licked the corners of its bloody mouth.

On the pay channel, a man and a woman
Were trading hungry kisses and tearing off
Each other’s clothes while I looked on
With the sound off and the room dark
Except for the screen where the color
Had too much red in it, too much pink.

Fotogramas de Nuestra música y El libro de imágenes de Jean-Luc Godard

Adam Gai

Página del autor

1941 – , Argentina/Israel

Poemas de sobremesa

Derribaron la puerta y la agarraron entre dos
sin explicarle nada. Uno por delante, otro por detrás.
La mesa afirmó sus patas con la firmeza que pudo.
Fue inútil, la empujaron, no pasaba,
decidieron inclinarla, primero dos patas,
después las otras dos. No sospecharon que los versos
que estaban sobre la mesa cayeron sigilosos
y estaban seguros de que ella no los iba a delatar,
aunque agujerearan su madera.
La bajaron a patadas.
Los versos entretanto se arrastraron, antes de que volvieran para atraparlos,
se aferraron a las paredes con sus uñas consonantes
camuflados con palabras de color de lagartija
treparon a la terraza y de un salto a las nubes
para arrojar en la lluvia su mensaje gota a gota, rima a rima,
bocas sedientas estaban
esperando abajo
sin que los guardias notaran
que el agua es la resistencia.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Wiersze przy stole

Wyważyli drzwi i chwycili go we dwoje
bez słowa wyjaśnienia. Jeden z przodu, drugi z tyłu.
Stół zaparł się na nogach z całą zawziętością na jaką było go stać.
Na daremnie, popchnęli go, nie mieścił się,
zdecydowali się więc go przechylić, najpierw dwie nogi,
a potem kolejne dwie. Nie przypuszczali, że wersy
leżące na stole bezszelestnie spadły na ziemię,
byli pewni, że on ich nie wyda,
choćby przebili na wylot jego drewno.
Kopniakami zepchnęli go na dół.
A wersy w tym czasie powlekły się, nim jeszcze zdążyli je złapać,
wczepiły się w ściany swoimi spółgłoskowymi pazurami
zamaskowane słowami w kolorze jaszczurki
wspięły się na taras a potem jednym skokiem na chmury,
by słać przesłania deszczem, kropla za kroplą, rym za rymem,
spragnione usta
czekały na dole
a pełniący wartę nie zauważyli nawet,
że woda jest aktem oporu.

Ana Blandiana

1942 – , Rumanía

Trad. Viorica Patea y Natalia Carbajosa

Elegía matinal

Al principio prometí callarme, luego, por la mañana,
Os he visto aparecer con la ceniza en las puertas
Sembrando, como se siembra el trigo, la ceniza.
Y no aguante más y grité: ¿Qué hacéis? ¿Qué hacéis?
Para vosotros he nevado toda la noche sobre la ciudad,
Para vosotros he blanqueado toda la noche: ¡ah,
Si entendierais lo difícil que es nevar!
Anoche en cuanto os quedasteis dormidos salí afuera.
Allí hacía oscuro y frío. Yo debía
Volar hasta el punto único en el que
El vacío hace girar a su alrededor los soles y los apaga
Y tenía que hacer refulgir un momento más aquel ángulo
Para volver nevando entre vosotros.
Cada copo lo he pensado, pesado, probado,
Modelado, bruñido con la mirada,
Y ahora me caigo de sueño y cansancio, tengo fiebre.
Observo cómo sembráis el polvo del fuego muerto
Sobre mi blanca obra y sonriendo os confieso:
Vendrán nevadas mucho más copiosas después de mí
Y todo lo blanco del mundo nevará sobre vosotros,
Intentad entender su ley desde ahora,
Vendrán gigantescas nevadas blancas después de nosotros,
Y no vais a tener suficiente ceniza,
Y desde pequeños los niños aprenderán a hacer que nieve,
Y lo blanco cubrirá vuestro débil rechazo
Y la Tierra entrará en la rotación de las estrellas
Como un astro de nieve ardiendo.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Poranna elegia

Na początku przyrzekłem milczeć, potem, z rana,
Zobaczyłam, jak pojawiacie się z popiołem w drzwiach
Siejąc, jak sieje się pszenicę, popiół.
I nie wytrzymawszy dłużej krzyknąłem: Co robicie? Co robicie?
Dla was padałem przez całą noc nad miastem,
Dla was wybieliłem całą noc: ach!
Gdybyście tylko rozumieli jak trudno jest śnieżyć!
Minionej nocy, kiedy zasnęliście wyszedłem na zewnątrz.
Było ciemno i zimno. Powinienem
dolecieć aż do wyjątkowego punktu, w którym
Pustka rozpędziwszy wokół siebie słońca, gasi je
I miałem rozświetlać jeszcze przez chwilę tamten kąt
Żeby powrócić sypiąc śniegiem pośród was.
Każdy płatek był przemyślany, zważony, sprawdzony,
Uformowany, wypolerowany spojrzeniem,
A teraz padam ze zmęczenia i snu, mam gorączkę.
Patrzę, jak zasialiście pył martwego ognia
Na moim białym dziele i uśmiechając się wyznaję:
Nadejdą po mnie śnieżyce o wiele bardziej potężne-
I cała biel tego świata będzie się sypać na was,
Od tej pory spróbujcie zrozumieć to prawo,
Nadejdą olbrzymie białe śnieżyce po nas,
I nie wystarczy wam popiołów,
I od maleńkości dzieci nauczą się sprawić by sypał śnieg,
I biel pokryje waszą wątłą odmowę
I ziemia wpadnie w ruch obrotowy gwiazd
Jak płonąca śniegiem gwiazda.

Fotografías de Masao Yamamoto; erupción del volcán Taal en Filipinas.

Transl. Constantin Roman

Morning Elegy

At the beginning I promised to say nothing,
But later, in the morning
I saw you coming past the gates with bags of ashes
Scattering them as if one was sowing wheat.
As I could no longer contain myself, I shouted: What are you doing? What are you doing?
It is for you that I had snowed all over town, the whole night,
It is for you that I had blanched everything, the whole night, O if
You only could understand how difficult it is to snow!
Last night, you were hardly asleep, as I flew into space
It was dark and cold out there. I had to
Fly all the way to that single point where
The vacuum makes the suns spin and it snuffles them out,
And as I was still throbbing for a while in this corner
So that I could return and snow over you
The smallest snowflake I had to watch, weigh, approve,
Mature, make it glisten by looking at it,
And now I am feeling sleepy and exhausted and am feverish.
As I am watching you spreading the dust of that extinguished fire
Over my immaculately white work, I am smiling telling you:
Much higher snowdrifts will come after me
And they will cover you with all the white in the world.
Do try to understand, from the very beginning, this law,
Gigantic snowdrifts will come after us
And you will run out of ashes.
And even the smallest babies will learn how to snow
And the white will cover your poor attempts of denying it.
And planet Earth will enter the whirl of planets
Like a star glistening with snow.

Elegie de dimineaţa

La început făgăduisem să tac, dar apoi, dimineaţa,
V-am văzut apărând cu cenuşa în porţi,
Semănând cum se seamănă grâul, cenuşa,
Şi n-am mai putut , şi-am strigat: Ce faceţi? Ce faceţi ?
Pentru voi am nins toată noaptea deasupra oraşului,
Pentru voi am albit toată noaptea: o, dacă
Aţi pricepe ce greu e să ningi!
Aseară de cum v-aţi culcat am ieşit în văzduh.
Era întuneric acolo şi frig. Trebuia
Să zbor până-n punctul unic în care
Vidul roteşte în jurul lui sorii şi-i stinge
Şi eu trebuia să mai pâlpâi o clipă în unghiul acela
Ca să mă-ntorc ningând printre voi.
Orice fulg l-am gândit, cântărit, încercat,
Modelat, lustruit cu privirea,
Şi acum cad de somn şi de oboseală am febră .
Vă privesc semănând praful focului mort
Peste alba mea operă şi zâmbind vă destăinui —
Or să vină ninsori mult mai mari după mine
Şi tot albul din lume va ninge pe voi ,
Încercaţi să pricepeţi legea lui de pe-acuma ,
Or să vină uriaşe ninsori după noi,
Şi nu veţi avea destulă cenuşă ,
Şi copiii de mici învăţa-vor să ningă ,
Şi-o să -acopere albul slaba voastră tăgadă ,
Şi intra-va pământul în rotirea de stele
Ca un astru arzând de zăpadă.

Adam Zagajewski

1945 – , Polonia

Trad. Elżbieta Bortkiewicz

Antaño

Antaño sabíamos creer en cosas
invisibles, en sombras y sus sombras,
en la luz oscura y rosada como el párpado.
Ah, la mandíbula de la cámara de fotos
muerde las imágenes. De manera que ya sólo
sabemos creer en antaño, al igual que el pobre
antaño había creído en nosotros, nietos y biznietos,
soñando con escapar de la trampa que
en cada generación escenifican Danton
y Robespierre, Beria y otros discípulos
ambiciosos. Puesto que no hay asilo,
hay asilo. Porque también las cosas invisibles
existen y los sonidos
que nadie oye. No hay
consuelo y hay consuelo bajo
el codo del deseo, allí donde las perlas
crecerían si las lágrimas tuviesen memoria.
No obstante, el patinador no pierde el equilibrio
alejándose del precipicio. No obstante
el alba y el lechero se levantan por la mañana
y corren por la nieve dejando blancas huellas
que se llenan de agua. Un pajarillo bebe
de esa agua y canta, y una vez más
salva el desorden de las cosas, nos salva a ti y a mí
y al canto.

1 Serguéi Eisenstein y su teoría del montaje de atracciones. 2 Fotograma propio (Videopoema Toast) 3 Póster de Wiesław Wałkuski de la película Danton

“El montaje será precisamente una de las respuestas fundamentales a ese problema de construcción de la historicidad. Porque no está orientado sencillamente, el montaje escapa de las teleologías, hace visibles las supervivencias, los anacronismos, los encuentros de temporalidades contradictorias que afectan a cada objeto, cada acontecimiento, cada persona, cada gesto. Entonces, el historiador renuncia a contar ‘una historia’ pero, al hacerlo, consigue mostrar que la historia no es sin todas las complejidades del tiempo, todos los estratos de la arqueología, todos los punteados del destino.” El montaje, de esta manera, permite establecer una relación crítica entre las imágenes que ayuda a escapar de la cadena de los estereotipos, de los clichés de la mirada que impiden ver muchas cosas.

De la entrevista con Georges Didi Huberman.

Dawniej

Dawniej potrafiliśmy wierzyć w rzeczy
niewidzialne, w cienie i ich cienie,
w światło ciemne i różowe jak powieka.
Ach, szczęka aparatu fotograficznego
gryzie obrazy. Więc umiemy wierzyć już
tylko w dawniej, tak samo jak biedne
dawniej wierzyło w nas, wnuków i prawnuków.
marząc, że wyjdziemy z pułapki, którą
w każdym pokoleniu inscenizują Danton
i Robespierre, Beria i inni ambitni
uczniowie. Ponieważ nie ma schronienia,
jest schronienie. Bo także rzeczy
niewidzialne istnieją i dźwięki,
których nikt nie słyszy. Nie ma
pocieszenia i jest pocieszenie pod
łokciem pragnienia, tam gdzie rosłyby
perły, gdyby łzy obdarzone były pamięcią.
A jednak łyżwiarz nie traci równowagi,
odpychając się od przepaści. A jednak
i świt i mleczarz zrywają się rano
i biegną w śniegu, zostawiając białe ślady,
które wypełniają się wodą. Tę wodę pije
mały ptak i śpiewa i jeszcze raz
ocala nieporządek rzeczy i ciebie i mnie
i śpiew.

Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

Trad. Xaverio Ballester

Georg Heym: una aventura casi metafísica

1
Si es verdad
que la imagen precede al pensamiento
cabe pensar
que las ideas de Heym
surgieron mientras patinaba sobre el hielo

-facilidad para deslizarse
sobre una superficie helada

>estaba aquí y estaba allí
giraba en torno a un centro móvil
sin ser un planeta
ni una campana
ni un agricultor apegado a su arado

-relatividad del movimiento
especular penetración de sistemas

la orilla izquierda más cercana
(los rojos tejados de Gatow)
huía hacia atrás
como un mantel del que se tira con violencia
la derecha en cambio
permaneció (aparentemente) en su lugar

-derrumbe del determinismo
maravilloso coexistir de posibilidades

-mi grandeza –
decíase Heym a sí mismo
(ahora patinaba hacia atrás
con su pierna izquierda levantada)
se basa en haber descubierto
que en el mundo contemporáneo
no existe el resultado
la tiranía de las consecuencias
la dictadura de las relaciones causales

sino que todos los pensamientos
acciones
objetos
fenómenos
se presentan uno al lado del otro
como las huellas de patines
sobre una blanca superficie

una afirmación onerosa
para la física teórica
una afirmación inquietante
para la teoría poética

2

los que estaban en la orilla derecha
no se dieron cuenta de la desaparición de Heym

el alumno de bachillerato que lo estaba adelantando
lo vio todo en el orden inverso:

el blanco jersey
el pantalón abrochado bajo la rodilla
con dos botones de hueso
las medias anaranjadas en sus pantorrillas
y los patines causantes de la desgracia

dos policías
apartaron el tropel de mirones
parados junto al agujero en el hielo

(parecía más bien la entrada a un sótano
o la fría boca de una máscara)

humedecieron la punta de sus lápices
antes de intentar hacer el informe del incidente
de reintroducir el orden
conforme a la anticuada
lógica aristotélica
con esa obtusa indiferencia
tan propia de la autoridad
hacia nuestro descubridor
y su pensamiento
que ya entonces
erraban perplejos
bajo el hielo

Georg Heym – przygoda prawie metafizyczna

1
Jeśli jest prawdą
że obraz wyprzedza myśl
można mniemać
że idee Heyma
powstały w czasie ślizgawki

-łatwość poruszania się
po lodowej powierzchni

był tu i tam
krążył wokół ruchomego centrum
nie był planetą
ani dzwonem
ani rolnikiem przywiązanym do pługa

-względność ruchu
lustrzane przenikanie układów

lewy bliżej brzeg
(czerwone dachy Gatow)
uciekał do tyłu
jak gwałtownie szarpany obrus
prawy natomiast
stał (pozornie) w miejscu

-obalenie determinizmu
cudowna koegzystencja możliwości

-moja wielkość-
mówił do siebie Heym
(sunął teraz do tylu
z uniesioną lewą nogą)
polega na odkryciu
że w świecie współczesnym
nie ma wynikania
tyrani następstw
dyktatury związków przyczynowych

wszystkie myśli
działania
przedmioty
zjawiska
leżą obok siebie
jak ślady łyżew
na białej powierzchni

stwierdzenie ważkie
dla fizyki teoretycznej
stwierdzenie groźne
dla teorii poezji

2

ci którzy stali na prawym brzegu
nie zauważyli zniknięcia Heyma

gimnazjalista który go mijał
widział wszystko w odwróconym porządku:

biały sweter
spodnie zapięte pod kolanem
na dwa kościane guziki
łydki w pomarańczowych pończochach
łyżwy przyczynę nieszczęścia

dwaj policjanci
rozgarnęli tłum gapiów
stojących nad otworem w lodzie

(wyglądał jak wejście do lochu
jak zimne usta maski)

śliniąc ołówki
próbowali zanotować zdarzenie
wprowadzić porządek
zgodnie z przestarzałą
logiką Arystotelesa
z właściwą władzy
tępą obojętnością
dla odkrywcy
i jego myśli
które teraz
błąkały się bezradnie
pod lodem

Cuadro de Leonora Carrington animado.

Transl. Alissa Valles

Georg Heym-an almost metaphysical adventure

1
If it is true
that image precedes thought
one might imagine
that Heym’s ideas
arose while he was skating

—the ease of moving
across an icy surface

he went here and there
circling a mobile center
he wasn’t a planet
or a bell
or a farmer bound to a plow

—the relativity of motion
mirrored systems merging

the nearer left bank
(the red roofs of Gatow)
lurched backward
like a yanked tablecloth
the right bank however
(apparently) stood still

—the toppling of determinism
a wondrous coexistence of possibilities

—my greatness—
Heym said to himself
(pushing out with
his raised left leg)
lies in the discovery

that the modern world
knows no direct results
no tyranny of consequences
no dictatorship of causation

all thoughts
actions
objects
phenomena
lie beside each other
like a skater’s tracks
on a white surface

an important claim
for theoretical physics
an ominous claim
for a theory of poetry

2
(…)
licking their pencils
they tried to record the event
to introduce order
according to the obsolete
logic of Aristotle (…)

Ana Blandiana

1942 – , Rumanía

Trad. Viorica Patea y Antonio Colinas

Isla

Me gustaría ser una isla
Con la que sueñan los que desean quedarse solos,
Y que los náufragos ven en sus alucinaciones,
Una isla que las olas abrazan rítmicamente,
Abandonándola y regresando a ella sin cesar.

Unas cuantas playas, unos árboles, un promontorio,
Escueta definición de soledad
Para todos aquellos
Que no se imaginan que
Una isla es siempre la cima de una montaña,
En cuyas laderas viven miríadas de seres
En las profundidades del océano.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Wyspa

Chciałbym być wyspą
O której marzą ci, co chcą zostać sami,
I którą w halucynacjach widują rozbitkowie,
Wyspą, którą rytmicznie otaczają fale,
Porzucając ją zmieniające stale zdanie.

Kilka plaż, kilka drzew, cypel,
Zwięzła definicji samotności
Dla wszystkich tych
Którym w głowie się nie mieści, że
Wyspa jest zawsze szczytem góry
u stóp której zamieszkują miriady istot
Na dnie oceanu.

Fotogramas de La tortuga roja

Insulă

Aş vrea să fiu o insulă
Pe care să o viseze cei ce vor să rămână singuri,
Pe care să o vadă în halucinaţii naufragiaţii,
O insulă pe care valurile să o îmbrăţişeze ritmic,
Părăsind-o şi răzgândindu-se fără încetare.

Câteva plaje, câţiva arbori, un promontoriu,
Sumară definiţie a singurătăţii
Pentru toţi ceilalţi
Cărora nu le trece prin minte
Că o insulă este întotdeauna vârful unui munte
Cu poalele populate de miriade de fiinţe
Pe fundul oceanului.

Blaga Dmitrova

1922-2003, Bulgaria

Trad. Zhivka Baltadzhieva

Dimensiones o cruz

De ala a ala,
abierta,
la medida del ave
para el horizonte.

De mano a mano,
en la cruz clavada,
la medida del hombre
para el Universo.

Tłum. Seweryn Pollak

Ukrzyżowanie czyli wymiary

Od skrzydła do skrzydła
rozpięci –
miara horyzontu
dla ptaka.

Od dłoni do dłoni
przygwożdżeni –
miara wszechświata
dla człowieka.

Hazlo tú mismo escultura que se encuentra en la fachada de la iglesia de Santa Isabel, cerca de la Plaza Mayor en Breslavia, inspirada en la obra de Eugeniusz Get-Stankiewicz del año 1977 con la cual que pretendía profundizar en el tema de la responsabilidad personal, en este caso concreto, de la crucifixión de Jesús. Foto: halcón por Jack Wolf

Durs Grünbein

1962 – , Alemania

*Poeta ha sido galardonado hoy con el Premio Internacional Zbigniew Herbert 2020

Trad. Daniel Bencomo con cambios míos

Bomba motora

Mira, esa enorme bomba en herrumbre
de hierro colado y como una horca
o como un raro poste tótem

entre las vías, como si hubiera
en ella un secreto
de alguna lluvia… de alguna muerte…

Con dulce hedor, en olas, me golpea el rostro
el griterío de escamas sangrantes
que viene de vagones abiertos.

La lluvia amaina donde me congelo.
Pienso en Tláloc, el dios de la lluvia,
dios del agua en el antiguo México –

No estoy hambriento, lo sé,
aquí los andenes están callados.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Pompa kolejowa

Zobacz tę dużą zardzewiałą pompę
z żeliwa i jak szubienica
lub dziwny totemowy słup

między torami, jakby posiadała
trochę deszczu … trochę śmierci …
W tym sekret.

Słodko cuchnący, falami, uderza mnie w twarz
krzyk krwawych rybich łusek
bijący z otwartych wagonów.

Deszcz ustępuje tam, gdzie zamarzam.
Myślę o Tlalocu, bogu deszczu,
Bógu wody w starożytnym Meksyku –

Nie jestem głodny, wiem,
perony tutaj są milczące.

Lokpumpe

Sieh, diese große rostige Pumpe
gußeisern und wie ein Galgen
oder ein Totemrohr fremd

zwischen den Gleisen, als wäre da
irgendein Regen… irgendein Todes…
Geheimnis in ihr.

Süßlich stinkend, in Wellen, schlägt
das Geschrei blutiger Fischschuppen
aus offnen Waggons mir ins Gesicht.

Der Regen läßt nach, wo ich friere.
Ich denke an Tlaloc, den Regengott,
Gott des Wassers im Alten Mexico —

Ich bin nicht hungrig, ich weiß,
die Bahnsteige hier liegen still.

Joseph Brodsky

1940-1996, Rusia/EE. UU

III poema de doce que forman la reflexión poética sobre el exilio, la naturaleza del tiempo y el espacio más hermosa y profunda de las que he leído jamás (incluido en el poemario Parte de la oración).

Trad. A. Lacasa y R. Buenaventura

Canción de cuna de Cape Cod

La soledad enseña la esencia de las cosas,
que es también soledad. La piel de la espalda
agradece a la piel del sillón la frescura. Allá lejos,
la mano se torna madera, igual que el posabrazos.
Resplandores de roble tapizan los nudillos. Y el cerebro,
como un trozo de hielo, golpetea contra las paredes del vaso.

Bochorno. En la escalera de un salón de billar,
alguien rescata de la oscuridad el rostro de un viejo negro
al encender una cerilla. La dentadura blanca
de las columnas del Juzgado Comarcal,
esperando el destello de unos faros casuales,
se hinca en el espeso follaje. Rematando

el conjunto, se queman, igual que en el festín de Baltasar,
las letras de la Coca Cola. En el jardín abandonado,
una fuente musita sus secretos. A veces, una brisa,
incapaz de extraer de los juncos un simple tralará,
de tan lánguida, agita las hojas de un periódico,
junto a una valla de metal, extraña,

hecha sin duda con camas viejas. Bochorno. Apoyado
en su fusil, un Soldado Desconocido de la Unión
se vuelve mucho más desconocido. Se frota la nariz
una trainera herrumbrosa contra el atracadero de hormigón.
Y un ventilador tritura el aire cálido de los Estados Unidos
en sus roncas branquias de hierro.

Como una cantidad que se arrastra en la suma,
sube el océano en la oscuridad, señalando la arena:
dispuesto a mecer un madero en sus olas por millones de años.
Si resbalas del muelle, largo tiempo caerás
con los brazos pegados al cuerpo.
Y luego te hundirás sin hacer ruido.

Lullaby of Cape Cod

Being itself the essence of all things,
solitude teaches essentials. How gratefully the skin
receives the leathery coolness of its chair.
Meanwhile, my arm, off in the dark somewhere,
goes wooden in sympathetic brotherhood
with the chair’s listless arm of oaken wood.
A glowing oaken grain
cover the tiny bones of the joints. And the brain
knocks like the glass’s ice cube tinkling.

It’s stifling. On a pool hall’s steps, in a dim glow,
somebody striking a match rescues his face
of an old black man from the enfolding dark
for a flaring moment. The whithe-toothed portico
of the District Courthouse sinks in the thickened lace
of foliage, and awaits the random search
of passing headlights. High up on its perch,

like the fiery warning at Balthazar’s Feast,
the inscription Coca-Cola hums in red.
In the Country Club’s unweeded flower bed
a fountain whispers its secrets. Unable to rouse
a simple tirralirra in these dull boughs,
a strengthless breeze rustles the tattered, creased
news of the world, its obsolete events,
against an improvised, unlikely fence

of iron bedsteads. It’s stifling. Leaning on his rifle,
the Unknown Soldier grows even more unknown.
Against a concrete jetty, in dull repose
a trawler scrapes the rusty bridge of its nose.
A weary, buzzing ventilator mills
the U.S.A.’s hot air with metal gills.

Like a carried-over number in addition,
the sea comes up in the dark
and on the beach it leaves its delible mark,
and the unvarying, diastolic motion,
the repetitious, drugged sway of the ocean,
cradles a splinter adrift for a million years.
If you step sideways off the pier’s
edge, you’ll continue to fall toward those tides
for a long, long time, your hand stiff at your sides,
but you will make no splash.

Fotogramas de 1.Mullholand Drive de D. Lynch, 2. y 4. Fotografías de Gregory Crewdson. 3. Fotografía de Nadav Kander

Колыбельная Трескового Мыса

Одиночество учит сути вещей, ибо суть их тоже
одиночество. Кожа спины благодарна коже
спинки кресла за чувство прохлады. Вдали рука на
подлокотнике деревенеет. Дубовый лоск
покрывает костяшки суставов. Мозг
бьется, как льдинка о край стакана.

Духота. На ступеньках закрытой биллиардной некто
вырывает из мрака свое лицо пожилого негра,
чиркая спичкой. Белозубая колоннада
Окружного Суда, выходящая на бульвар,
в ожидании вспышки случайных фар
утопает в пышной листве. И надо

всем пылают во тьме, как на празднике Валтасара,
письмена «Кока-колы». В заросшем саду курзала
тихо журчит фонтан. Изредка вялый бриз,
не сумевши извлечь из прутьев простой рулады,
шебуршит газетой в литье ограды,
сооруженной, бесспорно, из

спинок старых кроватей. Духота. Опирающийся на ружье,
Неизвестный Союзный Солдат делается еще
более неизвестным. Траулер трется ржавой
переносицей о бетонный причал. Жужжа,
вентилятор хватает горячий воздух США
металлической жаброй.

Как число в уме, на песке оставляя след,
океан громоздится во тьме, миллионы лет
мертвой зыбью баюкая щепку. И если резко
шагнуть с дебаркадера вбок, вовне,
будешь долго падать, руки по швам; но не
воспоследует всплеска.

Tłum. Stanisław Barańczak

Kołysanka Dorszowego Przylądka

Samotność uczy natury przedmiotów, bo ich naturą
jest ta sama samotność. Chłodnej skórze, którą
obito fotel, wdzięczna jest skóra pleców za chłód.
Na poręczy ręka drętwieje: drewnieje w niej każdy muskuł,
fornir pokrywa kości stawów. Obija się mózg u
brzegów czaszki niby w szklance lód.

Duszno. Na schodkach nieczynnej bilardowni ktoś właśnie używa
zapałki, wykrzesując nią z mroku swą twarz starszawego Murzyna.
Białe i wyszczerzone jak dentystyczny eksponat
kolumny gmachu sądu kryją się w gęstwie liści,
czekając, aż kolejni automobiliści
omiotą je światłami. A ponad

wszystkim płonie w ciemności, jak nad Baltazarową ucztą,
ognisty znak Coca-Coli. Przed koncertową muszlą
szemrze w zaroślach fontanna. Niezdolny do grania gam
na prętach, ospały wietrzyk próbuje bez powodzenia
szeleścić z rzadka gazetą w żeliwie ogrodzenia,
zmajstrowanego najwyraźniej z ram

starych łóżek. Jest duszno. Spoglądając w przestrzeń,
wsparty o broń Nieznany Żołnierz robi się jeszcze
bardziej nieznany. Trawler z nasady dziobu rdzę ściera,
trąc nim o molo z betonu. Słychać buczący szmerek
wentylatora, który gorące powietrze Ameryki
wciąga w swe metalowe skrzela.

Pozostawiając na piasku ślad, jak w pamięci sumę,
ocean patrzy się w mroku, już od milionów lat z szumem
kołysząc do snu deseczkę na martwej fali. Zaledwie
jeden krok do niej z pomostu: lecz jeśli stąpnąć na zewnątrz,
można by długo spadać, z rękami wzdłuż szwów, a na pewno
plusk nigdy się nie rozlegnie.

Roberto Arlt

1900 – 1942, Argentina

Los siete locos

Con una lentitud derivada del exceso de atención para no equivocarse, Erdosain acumulaba angustias, humillaciones, recuerdos, sufrimientos, noches que paso sin dormir, riñas espantosas. Dijo entre otras cosas:
–Le parecerá mentira a usted que yo, yo que he venido a proponerle el asesinato de un hombre, le hable de inocencia, y, sin embargo, tenía veinte años y era un chico. ¿Sabe usted qué clase de tristeza es esa que le hace pasar a uno la noche en un asqueroso despacho de bebidas, perdiendo el tiempo entre conversaciones estúpidas y tragos de caña? ¿Sabe lo qué es estar en un prostíbulo y de pronto contenerse para no llorar desesperadamente? Usted me mira asombrado, claro, veía un hombre raro, quizá, pero no se daba cuenta de que toda esa rareza derivaba de la angustia que yo llevaba escondida en mí. Vea, hasta me parece mentira hablar con precisión como lo hago. ¿Quién soy? ¿Adonde voy? No lo sé. Tengo la impresión de que usted es igual a mí, y por eso he venido a proponerle el asesinato de Barsut. Con el dinero fundaremos la logia y quizá podamos remover los cimientos de esta sociedad.
El Astrólogo lo interrumpió:
–Pero, ¿por qué usted ha procedido siempre así?…
–Eso es lo que yo no sé. ¿Por qué usted quiere organizar la logia? ¿Por qué el Rufián Melancólico continúa explotando mujeres y lustrándose los botines a pesar de tener fortuna? ¿Por qué Ergueta se casó con una prostituta y dejó a la millonaria? ¿Cree usted acaso que yo he tolerado la bofetada de Barsut y la presencia del capitán, porque sí? Aparentemente soy un cobarde, Ergueta un loco, el Rufián un avaro, usted un obsesionado. Aparentemente somos todo eso, pero en el fondo, adentro, más abajo de nuestra conciencia y de nuestros pensamientos hay otra vida más poderosa y enorme… y si soportamos todo es porque creemos que soportando o procediendo como lo hacemos llegaremos por fin hasta la verdad… es decir, a la verdad de nosotros mismos.
El Astrólogo se levantó, avanzó hasta Erdosain y, poniéndole la mano sobre la cabeza, dijo caviloso:
–Tiene usted razón, hijo mío. Nosotros somos místicos sin saberlo. Místico es el Rufián Melancólico, místico es Ergueta, usted, yo, ella y ellos… El mal del siglo, la irreligión nos ha destrozado el entendimiento y entonces buscamos fuera de nosotros lo que está en el misterio de nuestra subconciencia. Necesitamos de una religión para salvarnos de esa catástrofe que ha caído sobre nuestras cabezas. Me dirá usted que yo no le digo nada nuevo. De acuerdo; pero acuérdese que en la tierra lo único que puede cambiar es el estilo, la costumbre, la substancia es la misma. Si usted creyera en Dios no habría pasado esa vida endemoniada, si yo creyera en Dios no estaría escuchando su propuesta de asesinar a un prójimo. Y lo más terrible es que para nosotros ha pasado ya el tiempo de adquirir una creencia, una fe. Si fuéramos a verlo a un sacerdote, éste no entendería nuestros problemas y sólo acertaría a recomendarnos que recitáramos un Padre Nuestro y que nos confesáramos todas las semanas.
–Y uno se pregunta qué es lo que debe hacerse…
–Ahí está. Lo que debe hacerse. En otras épocas para nosotros hubiera quedado el refugio de un convento o de un viaje a tierras desconocidas y maravillosas. Hoy usted puede tomar un sorbete a la mañana en la Patagonia y comer bananas a la tarde en el Brasil. ¿Qué es lo que debe hacerse? Yo leo mucho, y créame, en todos los libros europeos encuentro este fondo de amargura y de angustia que me cuenta de su vida usted. Vea Estados Unidos. Las artistas se hacen colocar ovarios de platino y hay asesinos que tratan de batir el récord en crímenes horrorosos. Usted que ha caminado lo sabe. Casas, más casas, rostros distintos y corazones iguales. La humanidad ha perdido sus fiestas y sus alegrías. ¡Tan infelices son los hombres que hasta a Dios lo han perdido! Y un motor de 300 caballos sólo consigue distraerlos cuando lo pilotea un loco que se puede hacer pedazos en una cuneta. El hombre es una bestia triste a quien sólo los prodigios conseguirán emocionar. O las carnicerías. Pues bien, nosotros con nuestra sociedad le daremos prodigios, pestes de cólera asiático, mitos, descubrimientos de yacimientos de oro o minas de diamantes. Yo lo he observado conversando con usted. Sólo se anima cuando lo prodigioso interviene en nuestra conversación. Y así le pasa a todos los hombres, canallas o santos.

Josef Koudelka Street life

Tłum. Rajmund Kalicki

Siedmiu szaleńców

Z powolnością wynikłą z nadmiernej troski o to, żeby się nie pomylić, Erdosain dawał upust żalom, zniewagom, wspomnieniom, mękom, bezsennym nocom i straszliwym kłótniom. Powiedział między innymi:
– Wyda się panu śmieszne, że to ja, ja, który przyszedłem zaproponować zabicie człowieka, mówię teraz o niewinności, a przecież i ja miałem kiedyś dwadzieścia lat i byłem dzieckiem. Czy wie pan, co każe człowiekowi siedzieć całą noc w jakiejś brudnej knajpie i tracić czas na głupią paplaninę przy wódce? Czy wie pan, co to znaczy być w burdelu i nagle powstrzymywać się ze wszystkich sił, żeby nie wybuchnąć płaczem? Patrzy pan na mnie zdziwiony, to jasne, widział pan być może we mnie dziwaka, ale nie zdawał sobie sprawy, że cała ta moja dziwność bierze się z żalu, przygnębienia, jakie mnie zżera. Widzi pan, nawet to, że mówię teraz o tym wszystkim tak dokładnie, wydaje mi się nieprawdą. Kim jestem? Dokąd idę? Nie wiem. Mam wrażenie, że pan jest taki sam jak ja, dlatego przyszedłem z pomysłem zabicia Barsuta. Za te pieniądze założymy lożę i być może poruszymy trochę fundamenty tego społeczeństwa.
Astrolog przerwał:
– Ale dlaczego postępował pan zawsze w ten sposób?…
– Tego właśnie nie wiem. Dlaczego chce pan zorganizować lożę? Dlaczego Smutny
Alfons nadal wykorzystuje kobiety i sam czyści sobie buty, choć ma przecież majątek? Dlaczego Ergueta ożenił się z prostytutką i rzucił milionerkę? Myśli pan, że ścierpiałem policzek Barsuta i obecność kapitana ot, tak sobie, bez powodu? Pozornie jesteśmy tym wszystkim, ale w istocie, w głębi, poniżej naszej świadomości i naszych myśli toczy się inne, potężniejsze i większe życie… a jeśli znosimy to wszystko, to dlatego, że wierzymy, iż cierpiąc lub postępując w ten właśnie sposób dotrzemy do prawdy… to znaczy do prawdy o nas samych.
Astrolog wstał, zbliżył się do Erdosaina i kładąc mu rękę na głowie powiedział w
zamyśleniu:
– Ma pan rację, synu. Jesteśmy, nie wiedząc o tym, mistykami. Mistykiem jest Smutny Alfons, mistykiem jest Ergueta, pan, ja, ona i oni… Choroba wieku, religia, zniszczyła zdolność rozumienia tajemnicy naszej podświadomości. Potrzebujemy takiej religii, która wyratuje nas z tej klęski, jaka zwaliła się na nasze głowy. Powie mi pan, że nie mówię nic nowego. Zgoda, ale niech pan pamięta, że na ziemi jedyne, co może się zmienić, to styl, przyzwyczajenia; istota rzeczy pozostaje taka sama. Gdyby pan wierzył w Boga, życie pana nie byłoby takie diabelskie, gdybym ja wierzył w Boga, nie słuchałbym pana propozycji, żeby zabić bliźniego. A najstraszliwsze jest to, że minął już dla nas czas, kiedy mogliśmy odzyskać wiarę, nadzieję. Gdybyśmy poszli teraz do jakiegoś klechy, nie zrozumiałby naszych problemów i doradziłby tylko zmówienie Ojcze Nasz i spowiedź raz w tygodniu.
– A człowiek pyta, co właściwie powinien ze sobą robić…
– Otóż to. Co powinien ze sobą robić. W innych epokach pozostawałby nam klasztor lub podróż do nieznanych i cudownych krain. Dzisiaj może pan rano pić sorbet w Patagonii, a wieczorem jeść banany w Brazylii. Co więc należy robić? Ja dużo czytam i, niech mi pan wierzy, we wszystkich europejskich książkach odkrywam tę gorycz i smutek, o jakim opowiadał mi pan mówiąc o własnym życiu. Niech pan spojrzy na Stany Zjednoczone. Aktorki każą sobie wszczepiać jakieś platynowe jajniki, a mordercy starają się pobić rekord najstraszliwszych zbrodni. Szedł pan pieszo, więc pan wie. Domy, coraz więcej domów, różne twarze i takie same serca. Ludzkość utraciła swoje święta i radości. Ludzie są już tacy nieszczęśliwi, że nawet zagubili Boga! A trzydziestokonny silnik jest dla nich rozrywką tylko wtedy, gdy prowadzi go jakiś szaleniec, który w przydrożnym rowie może rozwalić się na kawałki. Człowiek jest smutnym zwierzęciem, które tylko cuda zdolne jeszcze są poruszyć. Albo jatki. I my, dzięki naszemu stowarzyszeniu, dostarczymy mu cudów, cholery azjatyckiej, mitów, odkryjemy pokłady złota lub kopalnie diamentów. Obserwowałem pana podczas rozmowy. Ożywiał się pan tylko wtedy, gdy mówiliśmy o rzeczach niezwykłych. Tak jest ze wszystkimi ludźmi, świętymi i kanaliami.

Agi Mishol

1947 – , Israel

Trad. Ada Trzeciakowska

Transl. Shachar Beer

Nocturno

1
En casa
se almacena todo:
azúcar en el tarro,
pan
en la cesta de pan,
cuchillo en el cajón,
guiso en la olla,
espíritus malignos
en los pliegues de la cortina,
unas encima de otras
fundas de almohadas,
fundadas expectativas
bragas,
sujetadores
se almacena todo:
música en ranuras de los discos
una rata en el montículo
de artículos descartados.

2
Si ella se levantara de su cama
y abriera la nevera,
podrías ver su cara,
podrías ver su mirada
en el queso mirando desde detrás de sus agujeros,
pero en esa tenue luz,
vemos que está hambrienta
de una luz diferente,
no del azul parpadeante
de la televisión
ni del rojo que emite
el despertador
ni del neón de la luna
que reluce en la araña de luces de su alma.
Necesita
una luz diferente
aquella noche que la espera como un sillón de cuero negro
para tragársela.

3
No sin motivo estoy de pie,
inclinada sobre el fregadero
ocupando mi puesto
cantando
The Drunken Sailor

porque todo lo
que puede
deja el suelo:
el humo de la chimenea,
una oración,
saltos de alegría,

pero gente de la casa respira como un rebaño
durmiendo en sus habitaciones, dios, su pastor

y debajo de la casa aguas del abismo
y debajo del abismo
núcleo de fatiga fundido

Nocturne

1
In the house
everything is stored:
sugar in the jar,
bread
in the bread box,
knife in the drawer,
stew in the pot,
evil spirits
in the curtain folds,
one atop another
bedsheets
pillowcases
panties
bras,
everything is stored:
music in record furrows
a rat in the attic
of discarded items.

2
If she would rise from her bed
and open the fridge,
her face will appear,
her gaze will appear
in the cheese gazing back from its holes,
but in this dim light,
we see her gaping hunger
for a different light
and not the flickering blue
from the television
and not the red beaming
from the alarm clock
or the moon’s neon
glittering her heart’s chandelier.
Needs
a different light
in the night, waiting like a black leather chair
to swallow her.

3
It is not by chance that I stand at night
leaning over the sink
manning my post

singing away
a drifting rowboat
because everything
that can
leaves the ground:
chimney smoke,
a prayer,
leaps of joy

yet all in the house breathe like a flock
sleeping in their room, god is their shepherd

and under the house, ground water
and under the ground
molten core of fatigue.

Fotografías de Denise Grünstein

Nokturn

Tłum. Angelika Adamczyk i Justyna Radczyńska

1.
W domu
zgromadzone rzeczy:
cukier w słoiku,
chleb w koszu na chleb,
nóż w szufladzie,
jedzenie w garnku,
złe duchy
w fałdach firanek,
jedne na drugich
rzeczy do prania
i pragnienia,
majtki i staniki,
wszystko zgromadzone:
nawet muzyka w rowkach płyt,
i szczur na stercie
tylu niepotrzebnych rzeczy.

2.
Kiedy kobieta wstaje z łóżka
i otwiera lodówkę,
widać jej twarz,
widać jej spojrzenie,
gdy patrzą na nią dziury w serze,
w tym bladym świetle i widać też,
że jest głodna
innego światła,
nie niebieskości, co tańczy w telewizorze,
nie czerwieni wyzierającej z budzika,
nawet nie blasku księżyca,
który świeci w jej duszy jak neon.
Ona potrzebuje innego światła
w nocy, która czeka jak czarny, skórzany fotel
żeby ją połknąć.

3.
Nie ot tak sobie wstaję w środku nocy,
zajmuję swoje stanowisko
pochylona nad zlewem
śpiewam na głos
„Pijanego marynarza”

ponieważ wszystko
co może oddala się od ziemi:
dym z komina,
modlitwa,
człowiek skaczący ze szczęścia,

ale domownicy oddychają jak stado,
śpią w swoich pokojach – Boże, ich pasterzu
pod domem wody otchłani,
pod otchłanią
lawa zmęczenia.