Uno corría con la nariz junto al suelo, una sombra oxidada ni cazando ni jugando.
Uno se paró, se sentó, se tumbó y volvió a pararse.
Uno no se movió nada, Solamente ladeó un poco la cabeza cuando caminamos.
Finalmente nos acercamos demasiado y desaparecieron. El bosque los acogió como si nunca hubieran existido.
Ojalá se me hubiera ocurrido apoyar la cara en la hierba.
Pero seguimos caminando, hablando como extraños cuando se hacen amigos.
Hay cada vez más cosas que no cuento a nadie, ni a extraños ni a amores. Es algo que se desliza en el corazón sin prisa, como si nunca hubiera existido.
Y sin embargo, algo ha cambiado entre los árboles,
Algo me mira de entre las ramas y me conoce por quien soy.
Nos mostró el camino que llevaba hacia abajo. No nos perderemos, dijo, porque está iluminado. A través de huertos desiertos, viñedos y umbrales cubiertos de moras, fuimos a campo traviesa, y las luces, como prefieras, eran farolas de luciérnagas enormes o de planetas diminutos que descendían con un vuelo incierto. Pero cuando girar quisimos hacia arriba todo se apagó. Y en medio de la noche absoluta comprendí que sería bajar al fondo del precipicio porque sólo así el fuego fatuo nos guiará de nuevo. La tomé de la mano, nos unían recuerdos carnales y cómplices de expediciones amorosas es decir, hace tiempo, en el trigal o bosque espeso. El arroyo retumbó abajo, y chilló el pedregal espantoso con su color del azufre lunar.
23 de noviembre
Un largo tren se detiene en la estación y el andén está vacío. Invierno, noche, el cielo se tiñe glacialmente de rojo. Y solo se oye el llanto de una mujer. Suplica por algo en vano, a un oficial con abrigo de piedra.
1 de diciembre
Las naves de la estación infernal, con corrientes de aire y frío. Un golpe a la puerta, la puerta se abre y mi padre muerto aparece en ella pero joven, hermoso, bienamado. Me tiende la mano. Huyo de él, corro por las escaleras sinuosas, hacia el infinito.
de El álbum de los sueños
Imágenes propias (fotogramas coloreados por mí de “L’Atalante” de Jean Vigo
18 listopada
Pokazał nam drogę która wiodła w dół. Nie zgubimy się, mówił, bo dużo jest świateł. Przez opuszczone sady, winnice i progi zarośnięte jeżyną poszliśmy na przełaj, a światła, co kto woli, były latarniami olbrzymich świętojańskich robaczków czy planet małych i zniżających się niepewnym lotem. Kiedy raz jednak skręcić chcieliśmy do góry ´ wszystko pogasło. I w zupełnej nocy zrozumiałem, że iść nam aż na dno przepaści bo tylko wtedy znowu prowadzą nas ognie. Trzymałem ją za rękę, pamięć nas łączyła cielesna, zgodnych wypraw na łożu kochanków to znaczy kiedyś w zbożu albo w gęstym lesie. Nisko zahuczał potok, stały usypiska przeraźliwe, koloru księżycowej siarki.
23 listopada
Długi pociąg stoi na stacji i peron jest pusty. Zima, noc, niebo mroźnie podpływa czerwienią. I słychać tylko płacz kobiety. O coś błaga daremnie, oficera w kamiennym płaszczu.
1 grudnia
Hale infernalnego dworca, z przeciągiem i chłodem. Stuk stuk do drzwi, drzwi się otwierają i ukazuje się w nich mój umarły ojciec ale młody, piękny, ukochany. Podał mi rękę. Uciekam od niego, zbiegam po schodach krętych, w nieskończoność.
Nos dijeron que recogiéramos nuestras cosas porque la casa la iban a quemar. Llegué a escribir una carta, pero la tenía conmigo. Hicimos nuestros hatillos y nos sentamos junto a la pared. Nos miraron cuando pusimos el chelo* encima de los hatillos. Mis hijos no lloraron. Seriedad y curiosidad. Uno de los soldados llevaba un bidón de gasolina. Otros arrancaban las cortinas.
*chelo polaco, basetla, de cuatro cuerdas.
de El álbum de los sueños
Fotograma de El regreso de Andrey Zvyagintsev y Suite de Antoni Tàpies
14 sierpnia
Kazali nam zapakować rzeczy, bo dom będzie spalony. Zdążyłem napisać list, ale ten list był ze mną. Złożyliśmy węzełki, siedliśmy pod ścianą. Patrzyli kiedy na węzełki kładliśmy basetlę. Moi synkowie nie płakali. Powaga i ciekawość. Jeden z żołnierzy niósł bańkę benzyny. Inni zdzierali firanki.
La niña lee el alfabeto de los árboles y se vuelve ave clara. Cuánta paciencia ha de tener en aulas donde le enseñan a no ser. El temblor atascado en su garganta es mudo. También es mundo que acosan los que saben. Así aprende a montar monstruos de ojos pérfidos y cuando vuelve a la que fue ve el tiempo lastimado.
Tłum. Ada Trzeciakowska
lektury
Dziewczynka czyta alfabet drzew i staje się świetlistym ptakiem. Jakże cierpliwa musi być w klasach uczona jak nie być. Drganie ugrzęzłe w jej gardle jest nieme. Jest też światem dręczonym przez tych co wiedzą. Tak uczy się dosiadać bestii o perfidnych oczach a gdy na powrót staje się sobą widzi czas pokryty ranami.
Fotogramas de El laberinto del fauno de Guillermo del Toro (2006)
Minado está el túnel de Gotardo. Donde duerme la lana y la respiración de los niños mueve las mariposas de papel, donde caballos mojados al borde de una fuente saltan en el aire de mayo pasa un alambre subterráneo.
Minada está la tierra natal, diminuta, dulce para vosotros, europea. El olivo madura en ella y el centeno, el viento corre por el campo de lino y se calma entre el follaje negro bajo lámparas calientes de las naranjas.
Minado está el mar azul En la hora en que la barca sale de pesca de un pueblo, donde los gatos duermen entre las redes.
Minado está el corazón del hombre. El tiempo que le fue dado para vivir y el otro tiempo son en su conciencia como dos líneas en vez de ser uno en armonía.
*Sanary-sur-Mer, pueblo en Provenza donde encontraron refugio artistas y escritores alemanes que huían del régimen nazi. Entre ellos Bertolt Brecht, Thomas Mann, Ludwig Marcuse y también el inglés, Aldous Huxley.
Fotogramas de Mediterráneo de Jean-Daniel Pollet
Notatnik: Sanary
Podminowany jest tunel Gotarda. Gdzie wełna śpi i oddech dzieci porusza papierowe motyle, gdzie mokre konie na brzegu fontanny skaczą w powietrzu maja przebiega drut podziemny.
Podminowana jest rodzinna ziemia, nieduża, słodka dla was, europejska. Oliwka na niej dojrzewa i żyto, wiatr biegnie polem lnu i cichnie w czarnych liściach pod gorącymi lampami pomarańcz.
Podminowane jest niebieskie morze w godzinie, kiedy kuter wyjeżdża na połów z miasteczka, w którym koty śpią między sieciami.
Podminowane jest serce człowieka. Czas dany mu do życia i czas inny są w jego świadomości jak dwie linie zamiast być jednym w harmonii.
Observaba su cara con estupefacción. Las luces de la estación del metro pasaban volando, no las divisaba. ¿Qué se puede hacer, si la vista no tiene esa fuerza absoluta con la que absorber los objetos -embriagada con la velocidad-, dejando atrás únicamente el vacío de la forma ideal, un signo, como un jeroglífico, dibujo simplificado de un animal o de un pájaro? La nariz levemente respingona, la frente alta con el pelo liso, la línea de la barbilla -pero ¿por qué la vista no tiene fuerza absoluta? – y en la blancura rosácea recortados unos agujeros en los que hay una oscura y brillante lava. Absorber esa cara y, a la vez, tenerla sobre el fondo de todas las ramas de primavera, muros, olas, en el llanto, en la risa, hacerla retroceder quince años, adelantarla treinta años. Tener. Ni siquiera es el deseo. Es como una mariposa, un pez, el tallo de una planta, tan solo que aún más misterioso. Al fin, después de tantísimos esfuerzos por nombrar el mundo, sé únicamente ir repitiendo la suprema confesión, la única confesión fuera de la cual no llega ninguna fuerza: yo soy –ella es-. Gritad, tocad las trompetas, formad las marchas multitudinarias, saltad, desgarraos la ropa repitiendo una cosa: ¡es! ¿Y para qué se han escrito páginas, toneladas, catedrales de páginas, si balbuceo, como si fuera el primero que surgió del légamo en la orilla del océano? ¿De qué sirvieron las civilizaciones del Sol, el polvo rojo de las ciudades arruinadas, las corazas y motores en el polvo de los desiertos, si no han aportado nada a este sonido -es-? Ella bajó en Raspail. Me quedé solo con la inmensidad de cosas existentes. Esponja que sufre porque no puede absorber el agua, el río que sufre porque reflejos de nubes y árboles no son nubes ni árboles.
Esse
Przyglądałem się tej twarzy w osłupieniu. Przebiegały światła stacji metra, nie zauważałem ich. Co można zrobić, jeżeli wzrok nie ma siły absolutnej, tak, żeby wciągał przedmioty z zachłyśnięciem się szybkości, zostawiając za sobą już tylko pustkę formy idealnej, znak, niby hieroglif, który uproszczono z rysunku zwierzęcia czy ptaka? Lekko zadarty nos, wysokie czoło z gładko zaczesanymi włosami, linia podbródka – ale dlaczego wzrok nie ma siły absolutnej? – i w różowawej bieli wycięte otwory, w których ciemna błyszcząca lawa. Wchłonąć tę twarz, ale równocześnie mieć ją na tle wszystkich gałęzi wiosennych, murów, fal, w płaczu, w śmiechu, w cofnięciu jej o piętnaście lat, w posunięciu naprzód o trzydzieści lat. Mieć. To nawet nie pożądanie. Jak motyl, ryba, łodyga rośliny, tylko rzecz bardziej tajemnicza. Na to mi przyszło, że po tylu próbach nazwania świata umiem już tylko powtarzać w kółko najwyższe, jedyne wyznanie, poza które żadna moc nie może sięgnąć: ja jestem – ona jest. Krzyczcie, dmijcie w trąby, utwórzcie tysiączne pochody, skaczcie, rozdzierajcie sobie ubrania, powtarzając to jedno: jest! I po co zapisano stronice, tony, katedry stronic, jeżeli bełkocę, jakbym był pierwszym, który wyłonił się z iłu na brzegach oceanu? Na co zdały się cywilizacje Słońca, czerwony pył rozpadających się miast, zbroje i motory w pyle pustyń, jeżeli nie dodały nic do tego dźwięku: jest? Wysiadła na Raspail. Zostałem z ogromem rzeczy istniejących. Gąbka, która cierpi, bo nie może napełnić się wodą, rzeka, która cierpi, bo odbicia obłoków i drzew nie są obłokami i drzewami.
Transl. Czeslaw Milosz and Robert Pinsky
Esse
I looked at that face, dumbfounded. The lights of métro stations flew by; I didn’t notice them. What can be done, if our sight lacks absolute power to devour objects ecstatically, in an instant, leaving nothing more than the void of an ideal form, a sign like a hieroglyph simplified from the drawing of an animal or bird? A slightly snub nose, a high brow with sleekly brushed-back hair, the line of the chin – but why isn’t the power of sight absolute? – and in a whiteness tinged with pink two sculpted holes, containing a dark, lustrous lava. To absorb that face but to have it simultaneously against the background of all spring boughs, walls, waves, in its weeping, its laughter, moving it back fifteen years, or ahead thirty. To have. It is not even a desire. Like a butterfly, a fish, the stem of a plant, only more mysterious. And so it befell me that after so many attempts at naming the world, I am able only to repeat, harping on one string, the highest, the unique avowal beyond which no power can attain: I am, she is. Shout, blow the trumpets, make thousands-strong marches, leap, rend your clothing, repeating only: is!
She got out at Raspail. I was left behind with the immensity of existing things. A sponge, suffering because it cannot saturate itself; a river, suffering because reflections of clouds and trees are not clouds and trees.
Feliz quien parte atado al corazón pues aunque no regrese nunca, siempre habitará su casa. Feliz quien viene y va a antojo de su dicha y sus senderos, en pos de sí y de sus misterios hondos, de su amor, su quimera, de su nada. Cuánto más si al susurro de su voz sujeto, atento sólo a su murmullo, se escucha y dice: heme: al mismo tiempo que presta tacto, vista, oído al mundo, y lo comprende o no, pero le incumbe, le inmuta, le conmueve, le anonada.
Pasa la brisa sobre tallo tierno, mece el aire los álamos combados: feliz la rama, si feliz la hoja.
Fotografías: André Kertész; Olivia Bee. Fotograma de Orfeo de Jean Cocteau
Tłum. Ada Trzeciakowska
Gniazdo
Szczęśliwy ten kto wyrusza sercem przywiązany choćby nie powrócił nigdy, na zawsze zamieszka we własnym domu. Szczęśliwy ten kto przychodzi i odchodzi zgodnie z wolą swojego losu, ścieżka swoją, w ślad za samym sobą i najgłębszą tajemnicą, za miłością, chimerą, za pustką. O ileż bardziej, gdy wsłuchany w szept własnego głosu, wyczulony na jego pomruk, słucha siebie i mówi: oto jestem: w tym samym czasie wysila wzrok, nadstawia ucha i komórki skóry na świat, i rozumiejąc go lub nie, lecz ciąży mu on, przejmuje trwogą, wzrusza, oszałamia.
Powiewa bryza nad młodym pędem, wiatr zakołysał zgiętymi topolami: szczęśliwa gałąź, gdy liść szczęśliwy.
ACOSTADO en la tierra que no me reconoce la brisa me susurra en la pinada verdades que ignoraba el pensamiento, que todo será arder en la angostura del ser y del no ser en apariencias si exijo una respuesta a la razón.
Si aspiras esta hierba que te acepta y te alcanza el milagro de su aroma real sabrás que ya no sirven bajo el cielo voluntad ni respuestas ni abandono. Tan sólo, desde el fondo, tus latidos al amparo de aquello que no está acogen esta luz desmoronada y libre, el resplandor oculto de tus días. Tan sólo las preguntas incapaces te muestran la humareda del amor, la música del tiempo, la inútil majestad de aquello que hemos sido.
Yo soy el amor de Luca Guadagnino (2011)
Tłum. Ada Trzeciakowska
W sosnowym lasku dreszcz
Przytulonemu do ziemi która mnie nie rozpoznaje bryza szepcze mi wśród sosen prawdy myśli nieznane, że wszystko z pozoru spłonie w szczelinie między bytem i niebytem gdy zażądam odpowiedzi od rozumu.
Gdy oddychasz trawą, które Cię przyjmuje i dosięga Cię cud jej prawdziwej woni zrozumiesz, że nie są Ci już potrzebne pod tym niebem ani wola ani odpowiedzi ani zaniechanie. Tylko, z głębi, uderzenia serca pod osłoną tego czego nie ma przyjmują to światło rozkruszone i wolne, ukryty blask twoich dni. Tylko nieudolne pytania ukazują chmurę miłości, muzykę czasu, zbędny majestat tego czym byliśmy.