1951 – , Bélgica/España
Tłum. Ada Trzeciakowska
Sin embargo…
Sin embargo,
sin embargo,
sin embargo… No me
fío de mí. Nada es
permanente. Menos
lo es la palabra. Esto
tampoco,
esto tampoco,
esto tampoco. No me fío,
no te fíes de quien
dice, de quien
habla, de lo que se
dice, de lo que dices,
de lo que digo,
no me fíes,
no te fío.
La lucidez es una chispa, un
estado de conciencia
en las multiplicadas estancias
de la conciencia o que hacen
conciencia, las estancias
que se alargan, se prolongan, se
continúan, y así
se le llama conciencia
a aquella continuidad.
No me fío, no te
fíes de las estancias,
se estrechan,
se acortan,
se invaden,
desaparecen,
la lucidez es un instante
entre estancias,
ventanas en la mónada que
si permanece bajo
la luz del foco se hace estancia,
también ella, y sufre
las mismas convulsiones.
Sin embargo,
sin embargo,
sin embargo… lo
que intuyo ahora
se borrará mañana,
luego,
ahora,
apenas se haga pensamiento,
conciencia: estancia. Atrapamos
la sensación que invade las entrañas,
muy abajo,
muy adentro,
muy homogénea, la atrapamos
y la hacemos eso: «sensación»,
la nombramos,
la describimos… la perdemos. Ya
no es ella, ya no es eso, ya no es.
Aún está allí pero
no es lo que digo,
lo es apenas,
no es lo que oís,
no es eso, no
os fiéis,
no me fíes,
no te fío.
De nuevo cae la tarde,
mengua la luz.
Los colores del otoño vienen del oeste,
decía aquel poeta chino.
El mundo está en mí.
No me apartaré.
Acojo todos los colores, el
estío dentro de mi otoño,
porque sé que no
hay fin, que no habrá término.
Todo comienza y termina en mí.
Yo soy el infinito proyecto de mí misma
por encima de mí
me sobrevuelo.
Jednak…
Jednak…
Jednak,
jednak,
jednak… Nie ufam
sobie. Nic nie
jest niezmienne. A najmniej
słowo. To
też nie,
to też nie,
to też nie. Nie ufam,
nie ufaj temu kto
mówi, temu co rozmawia, temu co
się mówi, temu co mówisz,
temu co mówię,
nie ufaj mi,
nie ufam tobie.
Jasność umysłu jest iskrą,
stanem świadomości
w pomnożonych bytnościach
świadomości lub stających się
świadomością, bytności
się wydłużają, przeciągają,
trwają, i tak oto
nazywamy świadomością
ową ciągłość.
Nie ufam, nie
ufaj bytnościom,
zwężają się,
skracają się,
nachodzą na siebie,
znikają,
jasność umysłu jest momentem
pomiędzy bytnościami,
oknami w monadzie, która
pozostając w
świetle reflektorów staje się bytnością,
ona również i wstrząsają nią
te same konwulsje.
Jednak,
jednak,
jednak…. to
co przeczuwam teraz
jutro się zatrze,
później,
teraz,
ledwo stanie się myślą,
świadomością: bytność. Chwytamy
wrażenie, które zalewa wnętrzności,
na samym dole,
w samym środku,
tak jednorodne, chwytamy je
i czynimy je tym: “wrażeniem”,
nazywamy je,
opisujemy je… tracimy je. To
już nie ono, to już nie to, już nie.
Nadal w niebezpieczeństwie, lecz
to nie jest tym co mówię,
ledwo jest tym,
to nie to co słyszycie,
to nie to, nie
ufajcie,
nie dajcie mi ufać,
nie ufam ci.
Znów zapada wieczór
światło się obkurcza.
Kolory jesieni nadchodzą z zachodu,
mawiał tamten chiński poeta.
Świat jest we mnie.
Nie odsunę się.
Przyjmuję wszystkie kolory,
lato wewnątrz mojej jesieni,
bo wiem, że nie
ma kresu, nie będzie końca.
Wszystko zaczyna i kończy się we mnie.
Jestem bezkresnym projektem siebie samej
ponad sobą
unoszę się.
