Jean-Luc Nancy

1940 – 2021, Francia

Trad. Daniel Álvaro

EL ARTE, FRAGMENTO

Lo que ha sido fragmentado -una cierta configuración del arte y de la obra, una cierta cosmética de lo ‘bello’ y de lo sublime­ tampoco ha desaparecido simplemente entre sus destellos. Antes que nada deberíamos saber qué es lo que queda en los destellos: ¿dónde está lo bello en los destellos de lo bello?, ¿cómo prorrumpe en destellos? (…)
Cuando Fréderic Schlegel comparaba el fragmento con un ‘erizo’ le confería toda la autonomía, todo el acabado y toda el aura de la ‘obra de arte menor’. Sólo lo menor, para finalizar, hace aquí la diferencia entre un arte del fragmento y un arte de la ‘gran obra’.
¿Por qué lo menor? Desde el romanticismo hay detrás de toda la historia del arte una inquietud por lo grande, por lo monumental, por el arte con dimensión cosmológica y cosmogónica, teogónica, de ‘gran estilo’, y por el’ arte supremo’. Esta inquietud es un deseo que desemboca de un modo u otro en el desastre: o bien un resulta infinitamente decepcionado, como en el caso de Nietzsche considerando a Wagner -y acaso para Wagner mismo-, o bien se prueba él mismo como desastroso y se desgarra, de Rimbaud a Bataille y más allá. A este desastre hubiese querido responderle lo ‘menor’, el destello meteórico arrancado al derrumbamiento sideral.
(El sentido obsceno de lo ‘menor’ en Bataille también pertenece a esta configuración, tal como lo muestran, por ejemplo, estas líneas: ‘Lo ‘menor’: resplandor de agonía, de la muerte, resplandor de una estrella muerta, destello del cielo que anuncia la muerte -belleza del día en el crepúsculo…’. Aún más que de la pérdida de lo ‘grande’ se trata del afianzamiento angustioso frente al vacío del cielo, y frente al mundo precipitado en lo inmundo.)
Sin embargo lo menor hace pareja con lo grande. No cesa de reenviar a él. La extremidad de lo fragmentario se logra aquí como un agotamiento, como una agonía, es decir, también como una lucha agotadora de lo menor contra lo grande, y por lo tanto contra su propia angustia, o bien para afirmar esta angustia en cuanto consumación, revelación. A la vez el fragmento deviene un fin (límite, fractura) y un retoque final (anulación de la fractura), los bordes desgarrados replegados en la benignidad de microcosmos. La exposición misma finaliza en introyección, en retorno en sí.
Más que del fin ambiguo del fragmento se trata de su apertura. Se trata del acceso abierto a una presentación, a una venida en presencia (…).
El acontecimiento no es el ‘tener-lugar’: es lo inconmensu­rable de la venida en relación con todo tener-lugar, lo inconmen­surable del espaciamiento, de la apertura, en relación con todo espacio dispuesto en el presente de una presentación. (…)
Entonces habría dos extremidades del fragmento: una en el agotamiento y el toque final, la otra en el acontecimiento y la presentación. Esto no quiere decir que los fragmentos efectiva­mente producidos, las obras o los documentos fragmentarios, simplemente se dejen clasificar de uno u otro lado. Todo fragmento, pero a decir verdad, sin dudas, toda obra, y desde que hay obras (desde Lascaux), se deja abordar de una y otra forma. Pero la cuestión es ésta: una vez pasadas las cosméticas y las estéticas de la totalidad y del fragmento, una vez agotado lo menor tanto como lo grande, ¿queda algo del arte o para el arte con esta venida a la que ninguna presencia le daría su toque final?

en El sentido del mundo

Fragmento de El jardín de las Delicias del Bosco

Tłum. Ada Trzeciakowska

Sztuka, Fragment

To, co zostało pofragmentowane -pewna konfiguracja sztuki i dzieła, pewna kosmetyka «piękna» i wzniosłości, nie zniknęło ot tak po prostu pośród rozbłysków. Przede wszystkim powinniśmy określić, co pozostało w rozbłyskach: gdzie kryje się piękno w rozbłyskach piękna, jak rozjarza się ono w rozbłyskach?
Kiedy Fréderic Schlegel porównał fragment do «jeża», przypisał mu całą niezależność, całe zwieńczenie i całą aurę «małego dzieła sztuki». Tylko to, co mniejsze, podsumowując, odróżnia tu sztukę fragmentu od sztuki «wielkiego dzieła».
Dlaczego to co mniejsze? Od czasów romantyzmu za historią sztuki kryje się troska o to, co wielkie, o to, co monumentalne, o sztukę o wymiarze kosmicznym, kosmogonicznym, teogonicznym, o «wielki styl», o «sztukę najwyższą». Ten niepokój to pragnienie, które w taki czy inny sposób prowadzi do katastrofy: albo jest się nieskończenie rozczarowanym, jak w przypadku Nietzschego rozważającego Wagnera – a może i samego Wagnera – albo okazuje się katastrofalne i rozdzierające, od Rimbauda do Bataille’a i dalej. Na tę katastrofę chciałby się odpowiedzieć «czymś mniejszym», meteorycznym błyskiem wyrwanym z gwiezdnej zapaści.
(Obsceniczny sens «czegoś mniejszego» u Bataille’a również należy do tej konfiguracji, jak pokazują na przykład te linijki: «Coś mniejszego»: blask agonii, śmierci, blask martwej gwiazdy, rozbłysk nieba zapowiadający śmierć – piękno dnia w porze zmierzchu…»). Jeszcze bardziej niż o utratę «wielkości» chodzi o pełne udręki utrwalenie w obliczu pustki nieba i w obliczu świata strąconego w plugawość).
Jednak małość jest połączona z wielkością. Nigdy nie przestaje się do niej odwoływać. Kraniec tego, co pofragmentowane, osiągany jest tu jako wyczerpanie, jako agonia, czyli także jako wyczerpująca walka małości z wielkością, a więc z własną udręką, czy też afirmacja tej udręki jako dopełnienia, objawienia. Jednocześnie fragment staje się końcem (granicą, zerwaniem) i ostatecznym uzyskaniem formy (unieważnieniem zerwania), rozdarte krawędzie zwijają się w łagodność mikrokosmosu. Sama ekspozycja kończy się introjekcją, powrotem do siebie.
Bardziej niż o niejednoznaczne zakończenie fragmentu, chodzi o jego otwartość. Chodzi o otwarty dostęp do uobecnienia, do zaistnienia, bycia obecnym (…)
Jako wydarzenie nie przyjmujemy, że coś «ma miejsce»: jest nim niezmierność zaistnienia relacji ze wszelkim «odbywaniem się», niezmierność rozprzestrzeniania się, otwarcia, w relacji z wszelką przestrzenią potencjalnie dostępną w czasie teraźniejszym uobecnienia.
(…)
Zatem istnieją dwa końce fragmentu: jeden w wyczerpaniu i ostatecznym kształcie, drugi w wydarzeniu i uobecnieniu. Nie oznacza to, że faktycznie powstałe fragmenty, pofragmentowane dzieła czy dokumenty, po prostu pozwalają się zaklasyfikować po jednej lub drugiej stronie. Każdy fragment, prawdę mówiąc bez wątpienia każde dzieło, od czasów, kiedy istnieje sztuka (od Lascaux), może być w taki czy inny sposób interpretowane. Ale pojawia się pytanie: czy po zastosowaniu kosmetyki i estetyki całości i fragmentu, po wyczerpaniu klucza małości i wielkości, pozostaje coś ze sztuki lub dla sztuki z tym zaistnieniem (byciem obecnym), któremu żadna obecność nie mogłaby nadać ostatecznego kształtu?

w Zmysł świata (Le Sens du monde, 1993)

Denise Levertov

1923-1997, Inglaterra/Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Un árbol antiguo

“No puedo librarme de
esta melodía”,

no puedo sacar este árbol
de

mis entrañas.
Ni quiero hacerlo:

la forma en la que
levanta sus brazos,
los abre, y

-pacientemente tal como un
caballo anciano es paciente-
los cruza, en lo alto,

para doblarlos y cruzar de nuevo:

su postura, su condición de
arraigado, su expresión
como de anhelo.
En cada bifurcación,
la decisión sufrida, las ramas
abriéndose caminos en el aire.

Alzo la mirada
por la ventana de la cocina;
la palabra de árbol,
aún permanece en el aire,
sobre el muro de piedra.

Mañanas de otoño, entre su corona
de ramitas levemente enderezadas,
unas manzanas
amarillas en la niebla plateada.

Fotograma de El sol del membrillo de Víctor Erice

Tłum. Julia Hartwig

Sędziwe drzewo

«Nie mogę pozbyć się z głowy
tej melodii»,

Nie mogę pozbyć się
z mojego wnętrza

tego drzewa i nie pragnę tego:
sposób w jaki
podnosząc w górę ramiona
otwiera je i –

cierpliwie jak
cierpliwy stary koń –
krzyżuje ramiona w górze
zginając i zaplatając je na nowo:

jego postawa, zakorzeniony
byt, wygląd jakby z czymś tęskniło.
Na każdym rozwidleniu
cierpliwy wybór, gałęzie
torujące sobie drogę w powietrzu.

Spoglądam w górę
przez kuchenne okno;
drzewne słowo
zostało już wypowiedziane
nad kamiennym murem.

W jesienne ranki
wśród nastroszonej
korony gałązek
jabłka
żółte w srebrnej mgle

An Ancient Tree

`Can’t get that tune
out of my head,’

can’t get that tree
out of

some place in me.
And don’t want to:

the way it
lifts up its arms,
opens them, and

—patient the way an
elderly horse is patient—
crosses them, aloft,

to curve and recross:

the standing, the being
rooted, the look
as of longing.
At each divide,
the choice endured, branches
taking their roads in air.

Glance up
from the kitchen window;
that tree word,
still being said,
over the stone wall.

Fall mornings, its head of twigs
vaguely lifted,
a few apples
yellow in silver fog.

Antonio Machado

1875-1939, España

Tal vez la mano

Tal vez la mano, en sueño,
del sembrador de estrellas,
hizo sonar la música olvidada
como una nota de la lira inmensa,
y la ola humilde a nuestros labios vino
de unas pocas palabras verdaderas.

El sembrador de estrellas de Lois Patiño recién presentada en la sección de cortometrajes en la Berlinale.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Być może ręka

Być może ręka, we śnie,
niebieskiego siewcy gwiazd,
wskrzesiła dźwięki przebrzmiałej muzyki
 nuta ogromnej liry rozległa się,
kiedy do naszych ust przybiła skąpa
fala przynosząc kilka prawdziwych słów.

Fotograma de Estratos de la imagen de Lois Patiño

Denise Levertov

1923-1997, Inglaterra/Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

El himno

¿Había muerto, o estaba
muy vieja y ciega, o acaso
era un sueño?
-este himno, esta extática plegaria
esta música tejida
de color y forma, del sentido
del espacio aéreo-
¿estaba el sueño
mostrando el poder
de la Memoria, ahora, hoy o en cualquier
momento de necesidad? O el poder
del ojo interior, distinto
de la Memoria, el poder de la Imaginación,
mayor de lo que podemos recordar,
en suspensión, el pozo en el que
raramente sumergimos nuestros vasos?
 
En todo caso,
vi una amplia ladera de árboles
todo hojas, árboles de toda clase,
de todos los tonos de verde, verde dorado, verde azul,
verde negro, verdes puro y esencial
verde verde, y el cálido y profundo
marrón, y el casi púrpura
de los árboles del humo, todos percibidos
como una masa de formas redondeadas y compuestas
a lo largo de media milla de aire con brisa,
a la vez, cada hoja estaba
ondulando, brillando
tanto que pude ver hasta la nervadura y su borde dentado:
 
en todo caso, esta vista
iba acompañada en el sueño
de tal gozo, que lloré
de gratitud
(nunca antes he llorado así, pero leí
que tales lágrimas a veces
se derraman) asombrada al entender
que este poder era mío, que me fue dado
ver tan bien, a pesar de estar dormida,
a pesar de estar ciega,
a pesar de haberme ido de la tierra.

Fotografías de Sarah Moon

Tłum. Julia Hartwig

Hymn

Niekiedy górę
Umarłam, a może byłam
bardzo stara i ślepa, a może
był to sen –
ten hymn, ten ekstatyczny pean,
ta muzyka utkana
z koloru i kształtu, z poczucia
powietrznej przestrzeni –
Może ten sen ukazać miał potęgę
Pamięci, teraz, dziś, w każdej
potrzebie? A może siłę
wewnętrznego oka, które jest czym innym
niż Pamięć, jest siłą Wyobraźni
większą niż myślimy,
a zaniedbywaną, źródłem, w którym
zbyt rzadko zanurzamy nasze naczynia.


Tak czy inaczej,
widziałam szerokie zbocze pokryte drzewami
o gęstym listowiu, drzewami różnych gatunków,
we wszystkich odmianach zieleni, złotej, granatowej,
czarnej, czystej i esencjonalnej
zieleni zielonej, a także ciepłej i głębokiej
brązowości i jakby przydymionego fioletu,
tworzące masę kulistych zwartych form
na pół mili poruszanego wiatrem powietrza,
a każdy liść widoczny był z osobna, połyskujący,
tak, że dostrzegało się jego żyłki i wykrój:

widok ten
niósł ze sobą we śnie
taką szczęśliwość, że płakałam
z wdzięczności
(nigdy nie doznałam takiego płaczu, czytałam tylko,
że takie łzy bywają), zdumiona wiedzą,
że moja, i że dana mi była władza
tak wyraźnego widzenia, choć trwałam w śnie,
byłam ślepa
i odeszłam już z tej ziemi.

The hymn

Had I died, or was I
very old and blind, or
was the dream—
this hymn, this ecstatic paean,
this woven music
of color and form, of the sense
of airy space—
was the dream
showing forth the power
of Memory, now, today or at any
moment of need? Or the power
of the inner eye, distinct
from Memory, Imagination’s power,
greater than we remember,
in abeyance, the well in which
we forget to dip our cups?
 
At all events,
that broad hillside of trees
all in leaf, trees of all kinds,
all hues of green, gold-greens, blue-greens,
black-greens, pure and essential
green-greens, and warm and deep
maroons, too, and the almost purple
of smoketrees—all perceived
in their mass of rounded, composed forms
across a half mile of breezy air,
yet with each leaf
rippling, gleaming,
visible almost to vein and serration:
 
at all events, that sight
brought with it, in dream
such gladness, I wept
tears of gratitude
(such as I’ve never wept, only read
that such tears sometimes
are shed) amazed to know
this power was mine, a thing given,
to see so well, though asleep,
though blind,
though gone from the earth.

Denise Levertov

1923-1997, Inglaterra/Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

testigo

A veces la montaña
se me oculta
detrás del velo de nubes, a veces
me escondo de ella
detrás del velo de la inatención, apatía, fatiga,
cuando se me olvida o me niego a
ajar a la orilla o subir unos pasos
por el camino, un día soleado
para volver a confirmar
esta presencia que es testigo.

Tłum. Czesław Miłosz

świadectwo

Niekiedy górę
chowa przede mną
zasłona chmur, niekiedy
ja chowam się przed nią
za zasłoną nieuwagi, apatii, zmęczenia,
kiedy zapominam albo nie chcę
zejść na brzeg, czy zrobić kilka kroków
po drodze, w pogodny dzień,
żeby potwierdzić obecność,
która niesie świadectwo. 

Fotografías de Marit Beer y Saul Leiter

Witness

Sometimes the mountain
is hidden from me in veils
of cloud, sometimes
I am hidden from the mountain
in veils of inattention, apathy, fatique,
when I forget or refuse to go
down to the shore or a few yards
up the road, on a clear day,
to reconfirm
that witnessing presence.

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Jerzy Sławomirski y Anna Rubió

La poesía y la duda

La poesía y la duda se necesitan recíprocamente, coexisten como el roble y la hiedra, el perro y el gato. Pero su unión no es ni armónica ni simétrica. La poesía necesita la duda mucho más que la duda a la poesía. Gracias a la duda la poesía se purifica de la insinceridad retórica, de la palabrería, de la falsedad, de la logorrea juvenil y de la euforia vacía (que no de la verdadera). Sin la mirada severa de la duda, la poesía—sobre todo en nuestros tiempos lóbregos —podría degenerar en una canción sentimental, un canto exaltado pero estulto o una alabanza irreflexiva de cualquier forma del mundo.
Con la duda no pasa lo mismo. La duda rehúye la compañía de la poesía; la poesía es para ella un adversario peligroso. Diré más: una amenaza mortal. La poesía, incluso la trágica y oscura, siempre se eleva por encima de la duda y la aniquila, le quita la razón de ser. La duda enriquece y dramatiza la poesía, pero la poesía anula la duda o por lo menos la debilita tanto que los escépticos pierden la cabeza y cierran la boca o bien se convierten en artistas.
La duda es más inteligente que la poesía, ya que nos dice algo malicioso sobre el mundo, algo que sabíamos desde siempre, pero que no queríamos ver; pero la poesía excede los límites de la inteligencia, señalándonos lo que no podemos saber.
La duda es narcisista: lo contemplamos todo críticamente, incluso a nosotros mismos, y tal vez nos sintamos aliviados. En cambio, la poesía da muestras de confianza en el mundo, nos saca con fuerza de la escafandra demasiado estrecha del yo, cree en la posibilidad de que la belleza exista y en su dimensión trágica.
La controversia entre la poesía y la duda no tiene nada que ver con el debate superficial entre el optimismo y el pesimismo.
El gran drama del siglo XX creó dos tipos de mentalidad: la resignada y la inquisidora. La duda es la poesía de los resignados. En cambio, la poesía es una búsqueda y un interminable peregrinaje.
La duda es un túnel; la poesía, una espiral.
El gesto preferido de la duda es el de cerrar, y el de la poesía, el de abrir.
La poesía ríe y llora; la duda ironiza.
La duda es la embajadora plenipotenciaria de la muerte y su sombra más larga y más graciosa; la poesía corre hacia un fin desconocido.
Por qué uno elige la poesía y otro la duda no lo sabemos y no lo sabremos jamás. No sabemos por qué uno nace Cioran y otro Milosz.

en Defensa del fervor

Poezja i wątpienie

Poezja i wątpienie potrzebują siebie nawzajem, współżyją ze sobą jak dąb i bluszcz, jak pies i kot. Ale ich związek nie jest ani harmonijny, ani symetryczny. Poezja potrzebuje wątpliwości dużo bardziej niż wątpliwość poezji. Dzięki wątpieniu poezja oczyszcza się – z retorycznej nieszczerości, z gadulstwa, z fałszu, z młodzieńczego rozgadania, z pustej euforii (nie z euforii prawdziwej). Pozbawiona surowego spojrzenia wątpliwości poezja – zwłaszcza w naszych ciemnych czasach – mogłaby się łatwo wyrodzić w sentymentalną piosenkę, w egzaltowaną ale niemądrą pień, w bezmyślną pochwałę każdej postaci świata.
Inaczej z wątpliwością: ucieka ona od towarzystwa poezji; poezja jest dla niej groźnym przeciwnikiem, ba, więcej, śmiertelnym zagrożeniem. Poezja, nawet tragiczna, ciemna, zawsze wyrasta ponad wątpliwość, unicestwia ją, odbiera jej rację bytu. Wątpienie wzbogaca i udramatycznia poezję, ale poezja likwiduje wątpliwość – albo przynajmniej osłabia ją tak bardzo, że sceptycy tracą głowę i milkną, lub też zamieniają się w artystów.
Wątpliwość jest inteligentniejsza od poezji, jako że mówi nam o świecie coś złośliwego, coś, co zawsze wiedzieliśmy, lecz ukrywaliśmy przed sobą; poezja jednak przekracza inteligencję, wskazując na to, czego nie możemy wiedzieć.
Wątpliwość jest narcystyczna: patrzymy na wszystko, także na nas samych, krytycznie – być może przynosi nam to ulgę. Poezja natomiast okazuje zaufanie światu, wyrywa nas z ciasnego skafandra naszego ja, wierzy w możliwość istnienia piękna i w jego tragiczność.
Spór poezji z wątpliwością nie ma nic wspólnego z płytką debatą optymizmu i pesymizmu.
Wielki dramat XX wieku sprawił, że mamy obecnie do czynienia z dwoma rodzajami umysłów: z umysłem zrezygnowanym i z umysłem poszukującym. Wątpliwość jest poezją zrezygnowanych. Poezja natomiast jest poszukiwaniem, wędrówką bez końca.
Wątpliwość jest tunelem, poezja – spiralą.
Ulubionym gestem wątpliwości jest zamykanie, poezji -. otwieranie.
Poezja śmieje się i płacze, Wątpliwość ironizuje.
Wątpliwość jest ambasadorem pełnomocnym śmierci, najdłuższym i najdowcipniejszym jej cieniem; poezja biegnie w stronę nieznanego celu.
Dlaczego kto wybiera poezję, a kto inny – wątpliwość, tego nie wiemy i nie będziemy wiedzieli. Nie wiemy, dlaczego kto jest Cioranem, a kto Miłoszem

w Obrona żarliwości

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Jerzy Sławomirski y Anna Rubió

Contra la poesía

En este punto alguien objetará (y con mucha razón): ¡hombre, en qué mundo vives, si la inmensa mayoría de los poemas que aparecen actualmente—y también los escritos en el siglo XIX—no se caracterizan precisamente por la alegría extática y el entusiasmo, sino más bien por la melancolía, la ironía, el desaliento y la desesperación! Hoy en día, tal vez el material más utilizado en la poesía sea una especie de ironía disecada por la tristeza. No es fácil, pues, hacer de los poetas mensajeros de la euforia.
(…) Tanto en los poemas románticos como en los contemporáneos no faltan ni la melancolía ni la ironía. Las encontramos ya en la poesía antigua; en el exilio, Ovidio no escribió versos alegres. Los románticos lloraron mucho. Los contemporáneos ya no lloran, sino que más bien permanecen en un estado de desesperación fría y elegante, interrumpido de vez en cuando por una carcajada lúgubre. Sin embargo, ¿acaso la alegría y la melancolía no forman pareja? Estos dos sentimientos, que la poesía eleva casi a la altura de una doctrina filosófica, proporcionan no obstante a los poemas un toque ambiental. La melancolía y la alegría constituyen el modesto patrimonio binario de la poesía, mientras que la afirmación y el rechazo tienen el resabio de un ademán algo psicòtico, del «sí» y el «no» tomados en préstamo a la ligera de los emperadores romanos (tanto el emperador como el poeta utilizan el pulgar). ¿Y si la melancolía poética no fuera más que alegría disfrazada, como si el poeta, a fin de seguir disfrutando del calor de la inspiración, lo guardara en la funda termoaislante de la tristeza? A menudo las afirmaciones y las negaciones son un poco ahistóricas y se pronuncian sin tomar en cuenta los hechos recientes ni las nuevas pruebas; el tribunal se reúne y en un golpe de inspiración, sin haber interrogado a los testigos, sin haber escuchado a la acusación ni a la defensa, pronuncia una sentencia apodíctica primorosamente elaborada. ¿El litigio de Baudelaire realmente difiere tanto del de Ovidio?
¿Qué tiene eso de malo? El enemigo de la poesía contestará con voz severa: no es la omnipresencia de una ironía barata lo que me hace aborrecer la poesía, sino el hecho de que ésta no participe del esfuerzo intelectual de su época, ignorando lo más interesante y tal vez lo más importante de la actividad humanista de la mente, a saber, la contemplación incesante, atenta y nada fácil del intrincado paisaje del mundo humano, donde algo cambia sin cesar y algo no cambia en absoluto. Sopesar estos dos elementos, descubrir nuevas variedades del mal y del bien, nuevos modelos de comportamiento y modelos de vida seculares, valorar un mundo siempre un poco nuevo y un poco viejo, arcaico en su inmutabilidad a la par que cambiante a causa de la invasión de la «modernidad», que cubre el universo con una capa de nailon resplandeciente, y sacudido por las convulsiones de los años treinta y cuarenta no sin que la misma modernidad tuviera en ello un papel decisivo: he aquí la magna tarea del escritor, entre otras ocupaciones tradicionales. Este esfuerzo intelectual de nuestra época, que mantiene tan ocupadas las mentes humanas, sigue orientado en gran medida a comprender las grandes desgracias del siglo XX. ¿Puede participar en él la poesía?
(…) A veces la búsqueda de la verdad adopta la forma de otro tipo de pesquisa: la tentativa de establecer una medida común para toda la humanidad. Cada poeta, cada escritor, es también juez del mundo humano (y de paso se juzga a sí mismo); cada verso contiene un juicio del mundo fruto de una reflexión previa. En cada línea se esconden los sufrimientos de Camboya y Auschwitz (lo sé, esto tal vez suene patético, pero ¡qué le vamos a hacer!). Cada línea esconde también la alegría de un día de primavera. En cada línea colisionan el sentimiento trágico y el júbilo.
Y algo más: en la poesía siempre debemos tener en cuenta por lo menos dos cosas: lo que es y lo que somos. Tenemos que ver con claridad y crueldad la comedia humana, la vanidad y la estupidez del prójimo y de nosotros mismos, pero no podemos abandonar a la ligera las aspiraciones a un mundo superior, a un orden superior, aun cuando el espectáculo de la locura humana nos descorazone. No nos faltan informantes magníficos que nos recuerdan la miseria del hombre, pero pocos son los que al mismo tiempo quieren recordar lo que nos eleva hacia el cielo. Y lo deseable es que ambos enfoques vayan siempre de la mano. Un informe sobre la iniquidad del hombre, por más honesto que sea, nos conducirá sólo a un naturalismo vulgar. Una exaltación de las posibilidades extáticas y de la dimensión teológica, abstraída del sentido común, creará una retórica insoportable y llena de soberbia carente de fundamento. Pero perdurar con ambas perspectivas al mismo tiempo es muy difícil. En el fondo, la poesía es imposible (al igual que, según Simone Weil, lo es la vida humana).

en Defensa del fervor

Fotogramas de EROS + MASSACRE de Yoshishige Yoshida (1,3); cartel Vida subterránea de Franciszek Starowieyski; fotgraf’ia de Duane Michals de The Adventures of Constantine Cavafy

Przeciwko poezji

Ktoś powie w tym miejscu (i bardzo słusznie): człowieku, gdzie ty żyjesz! Przecież ogromna, gigantyczna większość powstających obecnie wierszy -i także wierszy napisanych w wieku XIX- wcale nie charakteryzuje się ekstatyczną radością, entuzjazmem, tylko raczej melancholią, ironią, zwątpieniem i rozpaczą! Może szczególnie pewien rodzaj wysuszonej przez smutek ironii jest obecnie najczęściej używanym materiałem poezji. Niełatwo więc uczynić z poetów zwiastunów euforii.
(…) Owszem, nie brak melancholii i ironii w poezji i romantycznej, i współczesnej. Znajdziemy je już w poezji antycznej; Owidiusz na wygnaniu nie pisał radosnych wierszy. Romantycy dużo płakali. Współcześni już nie płaczą, raczej trwają w zimnej i eleganckiej rozpaczy, którą przerywa od czasu do czasu salwa ponurego śmiechu. Czy nie jest jednak tak, że radość i melancholia tworzą tu swego rodzaju parę; są to nastroje, podniesione w poezji do rangi nieomal światopoglądu, lecz pomimo to zachowujące w poematach coś z charakterystyki nastroju. Melancholia i radość są skromnym, binarnym majątkiem poezji; i afirmacja, i odrzucenie mają w sobie smak lekko psychotycznego gestu, gestu «tak» i gestu «nie», zapożyczonego nonszalancko od rzymskich cesarzy (i cesarz, i poeta posługują się kciukiem). I czy melancholia poetycka nie bywa czasem tylko przebraną radością, tak jakby poeta chciał się dłużej cieszyć ciepłem inspiracji i ukrywał je w termoodpornym pokrowcu smutku? I nieraz te afirmacje i negacje są może nieco ahistoryczne, wypowiadane bez uwzględnienia nowych faktów i dowodów; sąd zbiera się, doznaje natchnienia i nie wysłuchawszy świadków, nie wysłuchawszy ani oskarżyciela, ani obrońcy, wydaje swój apodyktyczny wyrok, bardzo ładnie skomponowany. Czy skarga Baudelaire’a tak bardzo różni się od skargi Owidiusza?
Co w tym złego? Przeciwnik poezji odpowie surowo: to nawet nie wszechobecność taniej ironii zniechęca mnie do poezji, ale fakt, że nie uczestniczy ona w intelektualnej pracy epoki, ignoruje to, co w działaniu humanistycznego umysłu jest najciekawsze i może nawet najważniejsze, to jest stałe, uważne i wcale niełatwe śledzenie złożonego krajobrazu ludzkiego świata, w którym wciąż coś się zmienia i wciąż coś jest niezmienne. Wyważenie tych dwu składników, wykrycie nowych odmian zła, nowych odmian dobra, nowych wzorów zachowań i odwiecznych modeli życia, ocena świata, zawsze nieco nowego i nieco starego, jednocześnie archaicznie takiego samego i zmieniającego się pod wpływem inwazji «nowoczesności», powlekającej świat jakby warstwą błyszczącego nylonu, a wcześniej, i nie bez wpływu tej samej nowoczesności, wstrząsanego konwulsjami lat trzydziestych i czterdziestych – oto ważne zadanie pisarza, obok innych tradycyjnych zatrudnień. Owa intelektualna praca epoki, która tak zajmuje umysły ludzkie, wciąż jeszcze w znacznej mierze skupiona jest na zrozumieniu wielkich nieszczęść XX wieku. Czy poezja może w niej uczestniczyć?
(…)
Niekiedy poszukiwanie prawdy staje się próbą ustanowienia wspólnej ludzkiej miary. Każdy pisarz, każdy poeta jest także sędzią ludzkiego świata (sądzi przy okazji i samego siebie); w każdej linijce wiersza zawiera się poddany wcześniej refleksji osąd świata. W każdej linijce kryje się cierpienie Kambodży i Oświęcimia (wiem, brzmi to może patetycznie, trudno). W każdej linijce kryje się także radość wiosennego dnia. W każdej linijce zderza się tragizm i radość.
I jeszcze jedno: w poezji musimy zawsze brać pod uwagę dwie rzeczy przynajmniej: to, co jest, to, jacy jesteśmy; musimy widzieć jasno i okrutnie komedię ludzką, próżność i głupotę naszych bliźnich i nas samych, ale nie wolno nam pochopnie porzucać aspiracji do wyższego świata, wyższego porządku, choćby spektakl ludzkiego szaleństwa zniechęcał nas do tego poszukiwania. Nie brak nam świetnych sprawozdawców, przypominających o nędzy człowieka; mało kto chce równocześnie pamiętać o tym, co porywa nas w górę. I chodzi o to, by oba te spojrzenia stale sobie towarzyszyły. Raport o nikczemności człowieka, najbardziej uczciwy, zaprowadzi nas jedynie do płaskiego naturalizmu. Zachwyt nad ekstatycznymi możliwościami, nad wymiarem teologicznym, jeśli oderwie się od trzeźwego punktu widzenia, stworzy nieznośną, pełną nieuzasadnionej pychy retorykę. Ale wytrwanie w obu tych perspektywach jednocześnie jest bardzo trudne; w gruncie rzeczy poezja jest niemożliwa (tak jak, według Simone Weil, niemożliwe jest życie ludzkie).

w Obrona żarliwości

Denise Levertov

1923-1997, Inglaterra/Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Comienza el día

Una ardilla decapitada, algo de sangre
Manando del cuello
Irregularmente mordido,

yace en la hierba rociada con la lluvia
cerca del cobertizo.
Junto a la entrada

Los primeros lirios
se han abierto al alba,
etéreos, su tono malva

casi de gris transparente,
sus venas oscuras
de azul-moretón.

Tłum. Czesław Miłosz

Zaczyna się dzień

Wiewiórka bez głowy, trochę krwi
sączy się z nierówno
urwanej szyi,

leży na zroszonej
deszczem trawie koło drzwi drewutni.
Obok podjazdu

pierwsze irysy
otworzy się o świcie,
eteryczne, ich fiołkowa różowość

prawie przezroczyście szara,
ich żyły, ciemne,
siniakowo niebieskie.

Laura Makabresku

A Day Begins

A headless squirrel, some blood
oozing from the unevenly
chewed-off neck

lies in rainsweet grass
near the woodshed door.
Down the driveway

the first irises
have opened since dawn,
ethereal, their mauve

almost a transparent gray,
their dark veins
bruise-blue.

Bronisław Maj

1953 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Tarde de agosto

Tarde de agosto. Incluso aquí se oye
el murmullo del brillante Raba. Miramos la sierra,
mi madre y yo. Qué aire tan puro:
cada abeto negro en el Luboń se divisa
tan nítidamente como si creciese en nuestro jardín.
Un fenómeno asombroso -le asombra a mi madre
y a mí-.  Tengo cuatro años y no sé
qué significa “tener cuatro años”. Soy
feliz: no sé qué significa
“ser” ni “felicidad”. Sé que mi madre siente
y ve lo mismo que yo. Y sé,
lo sé con toda seguridad, que también hoy,
como cada tarde, iremos de paseo
lejos hasta el bosque. Ya
pronto.

Fotogramas de El espejo de Andrei Tarkovsky ; el monte Luboń y el río Raba

Sierpniowe popołudnie

Sierpniowe popołudnie. Aż tu słychać
szum błyszczącej Raby. Patrzymy na góry,
matka i ja. Jakie czyste powietrze:
każdy czarny świerk na Luboniu widać
tak wyraźnie jakby rósł w naszym ogrodzie.
Zdumiewające zjawisko – zadziwia i matkę,
i mnie. – Mam cztery lata i nie wiem,
co znaczy «mieć cztery lata». Jestem
szczęśliwy: nie wiem, co to znaczy
«być» i «szczęście». Wiem, że matka czuje
i widzi to samo, co ja. I wiem,
wiem na pewno, że i dziś,
jak co wieczór, pójdziemy na daleki
spacer pod las. Już
niedługo.

Mary Szybist

1970 – , Estados Unidos

Trad. Katherine M. Hedeen y Víctor Rodríguez Núñez

Los trovadores etc.

Solo por esta tarde, no nos burlemos de ellos.
Ni de sus reverencias, ni de sus ligas en cruz
ni de los renovados pimenteros de sus jardines
que prometen, prometen.

Por lo menos tenían ideas sobre el amor.

Todo el día hemos manejado entre maizales, ante vacas
que sacan la cabeza de los aparatos metálicos para comer.
Hemos seguido la carretera West 84, y ¿qué más?
Nos pasan volando rociadores de irrigación, enormes bobinas
de madera en los campos, ovejas que descansan, cables
telefónicos, arbustos en flor que amarillean.

Frente a nosotros, encima de nosotros, crecen las nubes, en capas,
el reverso violeta de las nubes.
Toda idea que tengo es nostalgia. Mira hacia arriba:
está el cielo que las palomas de paso oscurecían y llenaban
–que oscurecían durante días, eclipsando el sol, eclipsando
todo sonido con el trueno de sus alas.
Después de un rato, debía haber parecido que no seguían
ningún instinto ni patrón solo
a ellas mismas.

Cuando paraban, observó Audubon, rompían las ramas
de árboles recios con el peso de sus números.

Y cuando nos detengamos nosotros seguiremos ¿qué?
¿Nuestro corazón?

Los puritanos pensaban que se nos daba la capacidad de amar
solo como un milagro,
pero los trovadores sabían arder hasta consumirse,
volverse santuarios de su propio anhelo.
Lo espectacular nunca les quedó atrás.

Piensa en esos días de pájaros de pecho rojo y ala azul encima de ti.
Piensa en mí en el jardín, canturreando bajito
a mí misma en un vestido azul, un azul más oscuro que el cielo
encima de nosotros, un azul lo suficiente oscuro para tempestades
pero sin nubes.

¿En qué punto se va algo por completo?
Lo que queda de la luz del sol huye
aunque crece

–Solo por esta tarde, ¿me pondrás frente a ti
hasta que esté lo suficiente lejos que puedas
creer en mí?

Y entonces intenta, intenta acercarte
–mi maravilloso y menos de.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Trubadurzy itd.

Tylko przez ten jeden wieczór, nie śmiejmy się z nich.
Z ich ukłonów ani podwiązek
ani odwiecznych drzew pieprzowych w ich ogrodach,
które obiecują i obiecują.

Oni przynajmniej mieli pojęcie o miłości.

Cały dzień jechaliśmy przy polach kukurydzy, przy krowach
przystawiających głowy do metalowych przyrządów by jeść
Jechaliśmy drogą West 84 i co więcej?
Przeleciały zraszacze obok nas, olbrzymie drewniane szpule
na polach, przycupnięte owce, kable telefoniczne,
zażółcone kwitnące krzewy.

Przed nami, nad nami, puchną chmury, warstwami,
fioletowe podbrzusza chmur.
Przychodzi mi do głowy tylko nostalgia. Spójrz w górę:
zobaczysz pociemniałe i nabrzmiałe od przelatujących gołębi niebo-
pociemniałe na wiele dni, zaćmiewające słońce, zaćmiewające inne dźwięki
grzmotem skrzydeł.
Po chwili, wygląda na to, że nie podążały za
żadnym instynktem ani kursem tylko
wsłuchiwały się w siebie.

Kiedy się zatrzymały, Audubon zauważył,
że pod ciężarem ich liczby załamały się gałęzie rosłych drzew.

I kiedy się zatrzymamy będziemy istnieć dalej -co?
Nasze serca?

Purytanie myśleli, że dana jest nam umiejętność kochania
wyłącznie za pomocą cudu,
ale trubadurzy wiedzieli, jak w niej płonąć,
jak stać się świątynią dla własnego pragnienia.
Spektakularność nigdy nie została na bocznym torze.

Pomyśl o dniach o ptakach o czerwonych piersiach i błękitnych skrzydłach nad tobą.
Pomyśl o mnie w ogrodzie, cicho
Nucącej sobie, w niebieskiej sukience
której błękit ciemniejszy jest niż niebo nad nami, wystarczająco ciemny dla burz,
lecz bezchmurny.

W którym punkcie coś zupełnie odchodzi?
Resztki słonecznego światła znikają
Nawet gdy ono rośnie-

Tylko przez ten jeden wieczór, postawisz mnie przed sobą.
Aż oddalę się wystarczająco byś
Mógł we mnie uwierzyć?

Wtedy spróbuj, spróbuj podejść bliżej
Mój cudowny i mniejszy niż.

The Troubadours Etc.

Just for this evening, let’s not mock them.
Not their curtsies or cross-garters
or ever-recurring pepper trees in their gardens
promising, promising.

At least they had ideas about love.

All day we’ve driven past cornfields, past cows poking their heads
through metal contraptions to eat.
We’ve followed West 84, and what else?
Irrigation sprinklers fly past us, huge wooden spools in the fields,
lounging sheep, telephone wires,
yellowing flowering shrubs.

Before us, above us, the clouds swell, layers of them,
the violet underneath of clouds.
Every idea I have is nostalgia. Look up:
there is the sky that passenger pigeons darkened and filled—
darkened for days, eclipsing sun, eclipsing all other sound
with the thunder of their wings.
After a while, it must have seemed that they followed
not instinct or pattern but only
one another.

When they stopped, Audubon observed,
they broke the limbs of stout trees by the weight of the numbers.

And when we stop we’ll follow—what?
Our hearts?

The Puritans thought that we are granted the ability to love
only through miracle,
but the troubadours knew how to burn themselves through,
how to make themselves shrines to their own longing.
The spectacular was never behind them.

Think of days of those scarlet-breasted, blue-winged birds above you.
Think of me in the garden, humming
quietly to myself in my blue dress,
a blue darker than the sky above us, a blue dark enough for storms,
though cloudless.

At what point is something gone completely?
The last of the sunlight is disappearing
even as it swells—

Just for this evening, won’t you put me before you
until I’m far enough away you can
believe in me?

Then try, try to come closer—
my wonderful and less than.

Adam Zagajewski

1945 -2021 , Polonia

Trad. Ángel Díaz-Pintado Hilario

En la belleza ajena (frag.)

La categoría de lo sublime en poesía –imprescindible allí donde se llega al encuentro con el misterio– es un puro fraude para los cínicos o los escépticos; en el mejor de los casos, hipocresía. Usted está fingiendo, eso no existe, usted lo hace por dinero, o tal vez para hacerse famoso… O por esnobismo… Pero, al cabo del tiempo, incluso el poeta mismo empieza a sospechar un fraude, por dos motivos: primero, porque oye esas maledicencias (a veces pronunciadas de un modo balbuciente y, por lo menos, divertido); y segundo, porque él mismo se acerca raramente a esa categoría, muy de tarde en tarde. Puede incluso imaginarse a un poeta que experimente lo sublime y necesita para ello un estilo exaltado, pero precisamente porque se trata aquí de una experiencia de día de fiesta, que se hace esperar mucho, entre semana se convierte en un tanto irónico perseguidor de la poesía. Ocurre así porque, debido a razones desconocidas, todo lo grande sólo consigue crecer en nuestro mundo con dificultad. Lo sublime se convierte en duda fácilmente, con una facilidad extraordinaria. El regreso a la cumbre es ya más difícil. Las leyes de la gravedad actúan incluso aquí… Cuán frágil es la categoría de lo sublime, cuán amenazada está; y, sin embargo, es nuestro último punto de observación, una avanzadilla alejada hacia la cumbre.

Fotograma de Correspondencias de Rita Azevedo Gomes (basado en cartas en los poetas Sophia de Mello y Jorge de Sena)

W cudzym pięknie (fragm.)

Kategoria wzniosłości w poezji – niezbędna tam, gdzie dochodzi do spotkania z tajemnicą – dla cyników czy sceptyków jest czystym oszustwem, w najlepszym razie obłudą. Pan udaje tylko, tego nie ma, pan to robi dla pieniędzy, albo może dla rozgłosu… Lub ze snobizmu… Ale po jakimś czasie nawet i sam poeta zaczyna się podejrzewać o oszustwo, z dwu powodów: po pierwsze, ponieważ słyszy te złośliwości (nieraz wypowiadane w sposób błyskotliwy, a przynajmniej zabawny) i, po drugie, ponieważ on także dostępuje tej kategorii rzadko, tylko od wielkiego dzwonu. Można nawet wyobrazić sobie poetę, który doznaje wzniosłości i potrzebuje dla niej wysokiego stylu, lecz – właśnie dlatego, że chodzi tu o przeżycie odświętne, dające na siebie długo czekać – na co dzień zamienia się w nieco ironicznego prześladowcę poezji. Dzieje się tak dlatego, że, z niewiadomych powodów, wszystko co wielkie z trudem tylko wegetuje w naszym świecie. Wzniosłość zamienia się w wątpliwość, altwo, nadzwyczaj łatwo. Powrót na wyżynę jest już trudniejszy. Prawa ciążenia działają nawet tutaj… Jakże krucha jest kategoria wzniosłości, jak zagrożona – a przecież to jes nasz ostatni posterunek, wysunięty daleko w wysokość.

Adam Zagajewski

1945 -2021 , Polonia

Trad. Jerzy Sławomirski y Anna Rubió

En defensa del fervor (frag.)

[…] es cierto que la cotidianidad es bella. Pero si la cotidianidad es bella es porque también percibimos en ella el suave temblor de posibles acontecimientos heroicos, extraordinarios y misteriosos. La cotidianidad es como la superficie de un río pacífico que cruza una llanura; se dibujan en ella las corrientes sutiles y los torbellinos, presagio de los dramas y las inundaciones que quizá nunca, o sólo al cabo de mucho tiempo, se hagan realidad. De momento no nos inquietan los relámpagos mudos en el cielo por ser sólo señales de tormentas lejanas. Pero un día aquellas tormentas llegarán hasta nosotros. La cotidianidad privada a hachazos de cualquier posibilidad de heroísmo y santidad –del temblor de una tragedia aún lejana– se vuelve llana y aburrida. Carece de la verdad de la vida y no puede constituir la base ontológica de una estética convincente. Espero que no me tachen de poseído por «la venerable locura del sentimiento trágico», de la cual en otro tiempo escribió Karol Irzykowski, sin embargo la amputación radical de lo sublime tiene que conducir irremediablemente a un paisaje donde pueden existir ordenadores que juegan al ajedrez, pero no personas vivientes (y mortales).

Fotograma de Correspondencias de Rita Azevedo Gomes (basado en cartas en los poetas Sophia de Mello y Jorge de Sena)

Obrona żarliwości

[…] prawdą jest, iż codzienność jest piękna. Ale codzienność jest piękna także dlatego, żewyczuwamy w niej ciche drżenie możliwych wydarzeń heroicznych, niezwykłych, zagadkowych. Codzienność jest jak skóra spokojniej, nizinnej rzeki, na której rysują się delikatne prądy i wiry, zapowiedź dramatów i powodzi, które może nigdy się nie zrealizują, albo zrealizują się dużo później. Nieme błyskawice na niebie nie niepokają nas na razie, są sygnałami odległych burz. Ale te burze przyjdą kiedys do nas. Codzienność, z której wytnie się możliwość bohaterstwa i świętości – owo drżenie odległej może na razie tragiczności – jest płaska i nudna. Nie ma w niej też prawdy życiowej i nie może ona być ontologiczną podstawą przekonującej estetyki. Nie jestem, mam nadzieję, owładnięty „dostojnym bzikiem tragiczności”, o którym pisał kiedyś Karol Irzykowski, lecz całkowita amputacja wzniosłości musi prowadzić do krajobrazu, w którym egzystować mogą grające w szachy komputery, lecz nie żywi – i śmiertelni – ludzie.