Francisco Brines

1932 – 2021, España (Oliva)

El largo viaje a Oriente

En aquella mañana de luz azul,
en barcas jubilosas, las velas desplegadas, partimos al Oriente.
Y entramos en el bronce del pecho de aquel sol.
El mar quedó desierto tras nosotros, bajo una lluvia de oro.
Así tuvo lugar el único viaje.

A la tarde volvimos, caídas ya las velas,
derramada en las aguas la púrpura extendida
de aquel día cansado.

(Ya solo miro el mar por la abierta ventana,
y otras velas que parten, matutinas,
regresan a la tarde, sin color,
fatigadas.)

Me han borrado los años con piedad,
y el cuerpo es solo un bulto. Aún con vida en los ojos
vigilo los navíos de luz, distantes y amarrados,
en el puerto celeste.
Igual que en la niñez los miro ahora.
                                                                Son eternos,
y tiemblan sus fanales en lo oscuro. Son el feliz engaño
del mundo que no ha sido.
Y allí, me lo dijeron y nunca les creí,
habita Dios.

Fotogramas de Nostos: El retorno de Franco Plavoli

Tłum. Ada Trzeciakowska

Długa podróż na Wschód

W tamten poranek z niebieskiego światła
w beztroskich łodziach, rozpostarłszy żagle, wyruszyliśmy na Wschód.
I wniknęliśmy w brązową pierś tamtego słońca.
Morze opustoszało za nami, pod złotym deszczem.
Tak oto odbyła się ta wyjątkowa podróż.

Wieczorem wróciliśmy, opuściwszy już żagle,
rozlana na wodach rozciągała się purpura
znużonego dnia.

(Teraz spoglądam na morze tylko przez otwarte okno,
i inne żagle odpływają, poranne,
by powrócić wieczorem, wyblakłe,
umęczone).

Lata wymazały mnie litościwie,
a ciało jest już tylko niewyraźnym garbem. Żywe pozostały moje oczy:
czuwam nad statkami ze światła, w oddali, przycumowanymi
w błękitnym porcie.
Tak jak w dzieciństwie patrzę na nie teraz.
                                                                     Są wieczne,
a ich lampy drżą w ciemnościach. Są szczęśliwą złudą
świata, którego nie było.
I właśnie tam, mówiono mi, choć nie wierzyłem,
mieszka Bóg.

Krzysztof Karasek

1937 – , Polonia

El día de su cumpleaños

Trad. Ada Trzeciakowska

pájaros

Pájaros de sangre se posaron en mis manos
los llevaba delante de mí bulliciosos y trémulos
instalados en los nidos de mis manos los llenaban hasta el borde
Pastaban deprisa
ávidos
adivinando el amor
Cuando llegaste te los enseñé
pájaros blancos
pendiendo inertes
del rojo que cubrió sus cuerpos
Lo comprendiste
Liberaste el blanco
y sacudiendo el rojo dijiste
Largoooooooooooooooo

Imágenes de Laura Makabresku (Kamila Kansy, 1987, Polonia)

Ptaki

Ptaki krwi usiadły mi na rękach
niosłem je przed sobą zgiełkliwe rozedrgane
siedziały w gniazdach dłoni wypełniały je po brzegi
Pasły się szybko
Zachłanne
odgadywały miłość
Kiedy przyszłaś pokazałem ci je
białe ptaki
zwisające i bezwładne
od czerwieni która je obsiadła
Zrozumiałaś
Uwolniłaś białe
i strząsając czerwień powiedziałaś:
Siooooooooooooooooo



Austen Leah Rose

1990? – , Estados Unidos

Trad. Adam Gai

El río no ahogado

Durante catorce años, mi hermana y yo navegábamos río abajo.
Ella estaba a estribor; yo estaba a babor. Juntas, una cosmología completa.

Navegábamos a través de praderas de trigo sarraceno y milenrama.
Navegábamos a través de valles de niebla.
A veces, yo me volvía loca y mi hermana transcribía mi jerigonza con ambas manos
en un pedazo de corteza de sauce
antes de enviarla en el pico de un águila pescadora.
A veces, yo trenzaba huesos de pescado en su cabello oscuro.

Tratábamos de establecer un punto de vista, el modo en que el agua se establece en la base de una cascada.

A la noche, yo dormía y ella miraba las estrellas o yo miraba las estrellas y ella dormía, o las dos
las mirábamos y ninguna de nosotras dormía, o la noche estaba nublada y no había estrellas.

Yo decía, la luz lunar es una forma de empatía radical y ella decía, la distancia es de color azul
y yo decía, mirar un avión despegar es el mejor remedio para la depresión.
Dios es una montaña en translación, ella decía
y yo pensaba en esto por unos días, finalmente inclinaba la cabeza en señal de asentimiento.

En un momento dado, ella tuvo un hijo,
y, como una mariposa, él nació con las memorias de nuestra infancia olvidada.

Cuando ella decía, hermana, yo decía, mi cuerpo como una piedra contra tu pena brillante
Cuando ella decía, amor, yo decía, un tipo de fotografía.
Esto era así durante horas. Yo sé que no sé nada, decía el río.

Todos los días mirábamos salir el sol en el mundo no ahogado.
Todos los días reinventábamos el río.

Collage propio

Tłum. Ada Trzeciakowska

Niezatopiona rzeka

Przez czternaście lat razem z siostrą żeglowałyśmy w dół rzeki.
Ona była sterburtą; ja lewą burtą. Razem, kompletną kosmologią.

Żeglowałyśmy przez łąki gryki i krwawnika.
Żeglowałyśmy przez doliny mgieł.
Czasami popadałam w obłęd, a siostra spisywała mój bełkot dwoma rękami
na kawałku wierzbowej kory
przed wysłaniem go w dziobie rybołowa.
Czasem wplatałam w jej ciemne włosy rybie ości.

Próbowaliśmy skrystalizować punkt widzenia, tak jak woda krystalizuje się
u stóp wodospadu.

Nocą ja spałam, a ona patrzyła na gwiazdy lub ja patrzyłam na gwiazdy, a ona spała, albo obie
patrzyłyśmy na gwiazdy i żadna z nas nie spała, lub noc była pochmurna i nie było gwiazd.

Mówiłam, że światło księżyca jest formą radykalnej empatii, a ona, że odległość ma kolor niebieski, mówiłam, że oglądanie startującego samolotu jest najlepszym lekiem na depresję.
Bóg jest górą w tłumaczeniu, mówiła,
a ja myślałam o tym przez kilka dni, by wreszcie jej przytaknąć.
W pewnym momencie pojawił się jej syn,
jak motyl, przyszedł na świat pełen wspomnień z naszego zapomnianego dzieciństwa.

Kiedy mówiła, siostro, ja mówiłam, moje ciało jest jak głaz przeciwko twojemu lśniącemu bólowi.
Kiedy mówiła miłość, ja mówiłam, że to rodzaj fotografii.
Trwało to godzinami. Wiem, że nic nie wiem, mówiła rzeka.

Każdego ranka oglądaliśmy wschód słońca nad niezatopionym światem.
Każdego ranka wymyślałyśmy rzekę na nowo.

the undrowned world

For fourteen years, my sister and I sailed down a river.
She was starboard; I was port. Together, a complete cosmology.

We sailed through meadows of buckwheat and yarrow.
We sailed through valleys of fog.
Sometimes, I went mad and my sister transcribed my gibberish with both hands
on a piece of willow bark
before sending it away in an osprey’s beak.
Sometimes, I braided fish bones into her dark hair.

We were trying to establish a point of view, the way water establishes itself
at the base of a waterfall.

At night, I slept and she watched the stars, or I watched the stars and she slept, or we both
watched the stars and neither of us slept, or the night was cloudy and there were no stars.

I said, moonlight is a form of radical empathy, and she said, distance is the color blue,
and I said, watching an airplane take off is the best cure for depression.
God is a mountain in translation, she said,
and I thought about this for a few days, ultimately nodding in agreement.
At one point, she had a son,
and, like a butterfly, he was born with the memories of our forgotten childhood.

When she said sister, I said, my body like a boulder against your bright pain.
When she said love, I said, a type of photograph.
It went on like this for hours. I know that I know nothing, the river said.

Every morning, we watched the sunrise over the undrowned world.
Every morning, we reinvented the river. 



Eugenio Montejo

1938-2008, Venezuela

En el bosque

En el bosque, donde es pecado hablar, pasearse,
no poseer raíz, no tener ramas,
¿qué puede hacer un hombre?

La soledad no basta para engañar al viento,
de ningún brazo se construye una puerta,
la piel, las uñas nunca sirven
para un nido de pájaros.

Y el viento lo sabe.

En el bosque, quien no ha logrado ser un árbol,
solo puede llegar de parte del otoño
a pedir unas hojas,
mejor si lleva harapos de mendigo,
algún morral raído, un palo, un perro
y ninguna esperanza.
Verá como lo trata el viento,
cómo su ofrenda le llenará las manos.

Fotos propias. Aranjuez.

Tłum. Ada Trzeciakowska

w lesie

W lesie, gdzie grzechem jest rozmawiać, przechadzać się,
nie posiadać korzeni, nie mieć gałęzi,
co może robić człowiek?

Samotność nie wystarczy, by zwieść wiatr,
z ramion nie da się wystrugać drzwi,
paznokcie ani skóra nie nadają się
na ptasie gniazdo.

I wiatr to wie.

W lesie, ten, komu nie udało się być drzewem,
może przychodzić tylko z jesienią
by prosić o liście,
najlepiej w żebraczych łachmanach,
z postrzępioną sakwą, psem, kijem
i pozbawiony nadziei.
Zobaczy, jak potraktuje go wiatr,
jak jego dar napełni mu ręce.

Piedad Bonnett

1951 – , Colombia

Los estudiantes

Los saludables, los briosos estudiantes de espléndidas sonrisas
y mejillas felposas, los que encienden un sueño en otro sueño
y respiran su aire como recién nacidos,
los que buscan rincones para mejor amarse
y dulcemente eternos juegan ruleta rusa,
los estudiantes ávidos y locos y fervientes,
los de los tiernos cuellos listos frente a la espada,
las muchachas que exhiben sus muslos soleados
sus pechos, sus ombligos
perfectos e inocentes como oscuras corolas,
qué se hacen
mañana qué se hicieron
qué agujero
ayer se los tragó
bajo qué piel
callosa, triste, mustia
sobreviven.

Tłum. Ada Trzeciakowska

studenci

Tryskający zdrowiem, pełni werwy studenci o promiennych uśmiechach
i pluszowych policzkach, ci którzy rozpalają sen w innym śnie
i napełniają płuca powietrzem jak noworodki,
ci, którzy szukają zakamarków, by kochać się lepiej
i słodko wieczni grają w rosyjską ruletkę,
studenci łapczywi i szaleni i żarliwi,
ci z delikatnymi szyjami gotowymi na ostrze szabli,
dziewczęta, wystawiające swe słoneczne uda
piersi, pępki
doskonałe i niewinne jak ciemne korony kwiatów,
co się z nimi stanie
jutro co się z nimi stało
jaka dziura
wczoraj ich połknęła
pod jaką skórą
stwardniałą, smutną, zwiędłą
przeżyją.

Krzysztof Karasek

1937 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

INFORME DE LA CAÍDA DE íCARO

Sobrevolaba un mundo muerto
donde el entusiasmo crea milagros
y todo lo envuelve en pinturas doradas de la esperanza
Pasaba por las capas de aire y las capas de tierra
imágenes y postimágenes se desplegaron en mí
pasé por una capa de arena
Cada vez más hondo, al interior de la tierra
yo era un topo
estaba mordiendo el último rayo de la luz jónica
apagaba en mi mano
la escoria de la última estrella
huyendo de mí a las profundidades de la tierra, hormigas

¿Cómo superar este geotropismo? Pasé por
una capa de putrefacción
y aún no he llegado a la mitad del vuelo
Oh planear sobre los abismos
al otro lado del habla-hierba
al otro lado de la trama de las cosas, allí
donde se extiende el reino del hambre
hambre amarilla y hambre verde
se abrían las puertas de los siete sentidos
Planeaba en el tiempo y a través del tiempo
me engullía el espacio
me inclinaba hacia la tierra, en un vuelo precipitado
percibiendo ya las partículas
de granos de arena, el polvo de la tierra
me inclinaba hacia mí mismo
yo que surgí del polvo
en polvo me convertía

«A medio camino a media frase
medio-hombre medio-mujer
medio-animal medio-hombre
medio-amigo medio-enemigo
medio-pez medio-búho
medio-aliento medio-palabra
medio-rosa medio-cebolla
medio-valle medio-montaña
medio-niño medio-anciano
medio-estrella medio-roca
medio-porvenir medio-pasado
no nacido ya pero aún muerto
medio-Apolo medio-Dionisio
medio-diablo medio-ángel
medio-odio medio-amor
mediovida mediomuerte».

-Te reconozco, dijo la Esfinge. –
Ahora te voy a comer.

Imágenes de Icaro, fotolibro de Irene Zottola

SPRAWOZDANIE Z UPADKU IKARA

Leciałem nad martwym światem
kędy zapał tworzy cudy
i obleka w nadziei złote malowidła
mijałem warstwy powietrza, warstwy ziemi
rozwijały się we mnie widoki i powidoki
minąłem warstwę piachu
Coraz głębiej, w głąb ziemi
byłem kretem
podgryzałem ostatnią belkę jońskiego światła
gasiłem w ręku
żużel ostatniej gwiazdy
uciekającej przede mną w głąb ziemi, mrówki

Jak pokonać ten geotropizm? Minąłem
warstwę gnilną
a nie dotarłem jeszcze do połowy lotu
O szybowanie ponad przepaściami
po drugiej stronie mowy-trawy
po drugiej stronie zmowy rzeczy, tam
gdzie rozciąga się królestwo głodów
głód żółty i głód zielony
otwierały bramy siedmiu zmysłów
Szybowałem w czasie i poprzez czas
pochłaniała mnie przestrzeń
pochylałem się ku ziemi, w stromym locie
dostrzegając już drobiny
ziarenek piasku, kurz ziemi
pochylałem się ku sobie
z prochu powstały
obracałem się w proch

„W pół drogi w pół zdania
wpół mężczyzna wpół kobieta
wpół zwierzę wpół człowiek
wpół przyjaciel wpół wróg
wpół ryba wpół sowa
wpół oddechu wpół słowa
wpół róża wpół cebula
wpół dolina wpół góra
wpół dziecko wpół starzec
wpół gwiazda wpół skała
wpół przyszły wpół wczorajszy
nienarodzony już jeszcze umarły
wpół Apollo wpół Dionizos
wpół diabeł wpół anioł
wpół nienawiść wpół miłość
wpółżycia wpółśmierć”

– Poznaję ciebie – powiedział Sfinks. –
Teraz ciebie zjem.



Krzysztof Karasek

1937 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

reducción

Antes me esforzaba por enriquecer mi mundo, hoy me esfuerzo por reducirlo. Reducirlo a elementos inalienables, pan, bolsa de viaje, imagen de mi familia a la mesa, debajo de los párpados, un libro, algunos objetos sencillos necesarios durante el viaje hacia uno mismo, recuerdo de la infancia, imágenes que me llevo, lavadas por el fluir del tiempo; es el único equipaje que llevo conmigo.
La reducción abarca círculos cada vez más amplios de mi mundo. Elementos inalienables: aire, fuego, agua. Oscuridad y luz. Y también vino y pan. Los restos de la forma de alguien atrapados en la pupila, guardados en la caja de la memoria, un pájaro en una rama, rostro de alguien y benévola rama del cielo inclinadas sobre mí, este es el territorio hacia el cual navego con mi mirada. ¿Y el infierno? Son despertares repentinos del espacio, grietas que se asientan sobre las cosas, que flotan en el mar ardiente del aire, con el cielo claro del día. Los llevo bajo mi corazón, colgado de la cinta azul de la desesperación con la que he ceñido mi noche.

Ilustraciones de Gabriel Pacheco

redukcja

Kiedyś trudziłem się nad wzbogaceniem mojego świata, dziś trudzę się nad jego redukcją. Sprowadzeniem go do niezbywalnych elementów, chleb, torba podróżna, obraz rodziny przy stole, uniesiony w oczach, jakaś książka, kilka prostych przedmiotów koniecznych w podróży ku sobie, wspomnienie z dzieciństwa, obrazy zabrane ze sobą, wypłukane przez strumień czasu; to jedyny ekwipunek, który ze sobą zabieram.
Redukcja obejmuje coraz to szersze kręgi mojego świata. Elementy niezbywalne: powietrze, ogień, woda. Ciemność i światło. I jeszcze wino i chleb. Szczątek czyjegoś kształtu uwięzły w źrenicy oka, przechowany w pudle pamięci, ptak na gałęzi, czyjaś twarz pochylona nade mną, przychylająca mi gałąź nieba, oto kraj, ku któremu żegluję spojrzeniem. A piekło? To nagłe przebudzenia przestrzeni, szczeliny osiadające na rzeczach, pływające w płonącym morzu powietrza, przy czystym niebie dnia. Noszę je pod sercem, na błękitnej tasiemce rozpaczy, którą przewiązana jest moja noc.



José Ángel Valente

1929-2000, España

Me cruzas, muerte, con tu enorme
manto de enredaderas amarillas.

Me miras fijamente.
                                Desde antiguo
me conoces y yo a ti.

Lenta, muy lenta, muerte, en la belleza
tan lenta del otoño.

Si ésta fuese la hora
dame la mano, muerte, para entrar contigo
en el dorado reino de las sombras.

de Fragmentos de un libro futuro

collage propio (Francesca Woodman y foto propia)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Mijasz mnie, śmierci, pod ogromną
peleryną z żółtych pnączy.

Przyglądasz się.
                              Od dawien dawna
znasz mnie, a ja ciebie.

Wolna, wolna, śmierci, w
powolnym w pięknie jesieni.

Jeśli to ta godzina
podaj mi rękę, śmierci, bym wkroczył z tobą
w złotą krainę cieni.

Eugenio Montejo

1938-2008, Venezuela

lo nuestro

Mira setiembre: nada se ha perdido
con fiarnos de las hojas.
La juventud vino y se fue, los árboles no se movieron.
El hermano al morir te quemó en llanto
pero el sol continúa.
La casa fue derrumbada, no su recuerdo.
Mira setiembre con su pala al hombro
cómo arrastra hojas secas.

La vida vale más que la vida, sólo eso cuenta.
Nadie nos preguntó para nacer,
¿qué sabían nuestros padres?¿los suyos que supieron?
Ningún dolor les ahorró sombra y sin embargo
se mezclaron al tiempo terrestre.
Los árboles saben menos que nosotros
y aún no se vuelven.
La tierra va más sola ahora sin dioses
pero nunca blasfema.
Mira setiembre cómo te abre el bosque
y sobrepasa tu deseo.
Abre tus manos, llénalas con estas lentas hojas,
no dejes que una sola se te pierda.

Fotos propias. Aranjuez.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Wrzesień

Spójrz na wrzesień: nic nie stracono
zaufawszy liściom.
Młodość nastała i odeszła, a drzewa nie drgnęły.
Umierając brat oparzył cię płaczem
ale słońce nadal świeci.
Dom zburzono, ale nie pamięć o nim.
Spójrz na wrzesień jak z szuflą na ramieniu.
powłóczy suchymi liśćmi.

Życie jest warte więcej niż życie, tylko to jest ważne.
Nikt nas nie pytał o narodziny.
cóż wiedzieli nasi rodzice? ich rodzice? co wiedzieli?
Żaden ból nie oszczędził im cienia, a jednak
zmieszały się z ziemskim czasem.
Drzewa wiedzą mniej niż my
lecz jeszcze nie wracają.
Ziemia kroczy coraz bardziej samotna bez bogów
lecz nigdy nie złorzeczy.
Spójrz na wrzesień, jak otwiera las przed tobą
i wyprzedza twoje życzenie.
Otwórz ramiona, wypełnij je tymi powolnymi liśćmi,
nie dopuść, by choć jeden się utracił.

José Ángel Valente

1929-2000, España

Imágenes tardías

A las niñas les crecen largas piernas, delicadas orejas, incandes­centes vellos, moluscos sumergidos, muslos húmedos, cabelleras doradas por el viento de otoño, insondables ojeras, párpados y pétalos, cinturas inasibles, precipitados límites del cuerpo hacia la lenta noche del amor, su infinita mirada.

Fotogramas de Moonrise Kingdom

Tłum. Ada Trzeciakowska

Późne obrazy

Dziewczętom wyrastają smukłe nogi, delikatne uszy, rozżarzony puszek, sekretnie skryte perłopławy, wilgotne uda, warkocze złocone jesiennym wiatrem, niezgłębione kręgi pod oczami, powieki i płatki, nieuchwytne talie, krawędzie ciała osuwające się ku powolnej nocy miłości, jej nieskończonemu spojrzeniu.

Jakub Sajkowski

1985 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Perlas

Tiene encima un préstamo educativo, pero le compra perlas
o más bien » Pearl milk tea «,
(Té con leche al estilo taiwanés,
con bolas de tapioca negras dentro). Si los padres se enteran,
le prohibirían a su hija salir con ese pordiosero
sin coche y sin apartamento en alguna gran ciudad.
El chico le dice que no pasa nada, que trabajará duro.
Lee autobiografías de gente rica
y sus discursos motivadores. Luego ven juntos una película
donde las perlas de tapioca son lo más dulce del mundo
y todo comienza con ellas.

(De Ilha Formosa*, 2021)

*Ilha Formosa: nombre de Taiwán en la época colonial

Fotogramas de Millenium mambo de Hou Hsiao-Hsien

Perły

Ma kredyt studencki na głowie, ale kupuje jej perły
czy też raczej „Pearl milk tea”,
(herbata z mlekiem w stylu tajwańskim,
w niej czarne kulki z tapioki). Jakby rodzice się dowiedzieli,
zakazaliby córce spotykać się z tym dziadem
bez samochodu i mieszkania w dużym mieście.
Chłopak mówi jej, że nic nie szkodzi, będzie ciężko pracował.
Czyta autobiografie bogatych ludzi
i ich przemówienia motywacyjne. Potem ogląda z nią film,
w którym perły z tapioki są najsłodsze na świecie
i wszystko się od nich zaczyna.

(z Ilha Formosa*, 2021)

*Ilha Formosa – port. „piękna wyspa”, kolonialna nazwa Tajwanu.

Juan Carlos Friebe

1968 -, España (Granada)

Un nido

Feliz quien parte atado al corazón
pues aunque no regrese nunca, siempre
habitará su casa. Feliz quien viene y va
a antojo de su dicha y sus senderos,
en pos de sí y de sus misterios hondos,
de su amor, su quimera, de su nada.
Cuánto más si al susurro de su voz
sujeto, atento sólo a su murmullo,
se escucha y dice: heme: al mismo tiempo
que presta tacto, vista, oído al mundo,
y lo comprende o no, pero le incumbe,
le inmuta, le conmueve, le anonada.

Pasa la brisa sobre tallo tierno,
mece el aire los álamos combados:
feliz la rama, si feliz la hoja.

Fotografías: André Kertész; Olivia Bee. Fotograma de Orfeo de Jean Cocteau

Tłum. Ada Trzeciakowska

Gniazdo

Szczęśliwy ten kto wyrusza sercem przywiązany
choćby nie powrócił nigdy, na zawsze
zamieszka we własnym domu. Szczęśliwy ten
kto przychodzi i odchodzi
zgodnie z wolą swojego losu, ścieżka swoją,
w ślad za samym sobą i najgłębszą tajemnicą,
za miłością, chimerą, za pustką.
O ileż bardziej, gdy wsłuchany w szept własnego głosu,
wyczulony na jego pomruk,
słucha siebie i mówi: oto jestem: w tym samym czasie
wysila wzrok, nadstawia ucha i komórki skóry na świat,
i rozumiejąc go lub nie, lecz ciąży mu on,
przejmuje trwogą, wzrusza, oszałamia.

Powiewa bryza nad młodym pędem,
wiatr zakołysał zgiętymi topolami:
szczęśliwa gałąź, gdy liść szczęśliwy.

Diane Wakoski

1937 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Leche agria

No puedes hacer
que vuelva a ser
dulce.
             Una vez
fue de un color inocente
como las flores de las fresas silvestres,
y la textura era tan simple
que pasaba a través de un trozo de gasa,
el sabor era fresco.
Y ahora
sin más culpable que el paso del tiempo
para reprocharle,
la misma sustancia
se volvió agria y grumosa.

La leche cortada
sirve para hacer masas deliciosas e interesantes,
se la puede llevar a un nivel superior de acción bacteriana
para crear platos nuevos,
puede considerársela
compleja en sí misma y de textura más interesante
para quien la estudie de cerca,
se parece a un mapamundi.

Pero
para la mayoría de nosotros:
se echó a perder.
Está agria.
La echamos,
por el desagüe -no en el del patio de atrás-
con cuidado de no volcar nada
porque el olor es fuerte.
Un buen cocinero
estaría escandalizado
con semejante desperdicio.
Pero no vivimos en un mundo de buenos cocineros.

Yo soy la leche.
Pasa el tiempo.
No me puedes volver
a hacer
dulce.
Me siento llena de culpa en el estante del frigorífico,
temblando con la esperanza de un cocinero
que sueñe con barquillos,
con biscochos, con empanadillas
y otros deliciosos panes,
aterrada del ama de casa moderna que
va a bajarme del estante y con un diestro giro
de muñeca
… ya sabes cómo continua.

Tú eres la leche.
Cuando llegue tu turno
acuérdate:
no hay nada que podamos reprocharte
más que el paso del tiempo.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Zsiadle mleko

Nie możesz sprawić
by znów było
słodkie.
             Kiedyś
miało niewinny kolor
kwiatów poziomek,
i jego struktura była prosta
przelatywało przez czysty prostokąt gazy,
miało świeży smak.
A teraz
choć zawinił tylko upływający czas
i jemu tylko można robić wyrzuty
ta sama substancja
stała się kwaśna i pełna grudek.

Z zsiadłego mleka
można zrobić interesujące i pyszne ciasta,
można się wznieść na wyżyny działań bakteryjnych
by stworzyć nowe potrawy,
a samo w sobie może być uważane
za skomplikowane i o ciekawszej strukturze
gdy przyjrzeć się mu z bliska,
podobnie jak mapa świata.

Jednak
dla większości z nas:
jest zepsute.
Kwaśne.
Wylewamy je
do zlewu -nie do ogródka-
ostrożnie by nie rozlać ani kropli
ze względu na ostry zapach.
Dobry kucharz
zdenerwowałaby się
takim marnotrawstwem.
Ale nie żyjemy w świecie dobrych kucharzy.

Ja jestem mlekiem.
A czas płynie.
Nie możesz sprawić
by znów była
słodka.
Stoję przepełniona winą na półce lodówki,
drżąca i z nadzieją, że znajdzie się kucharz
marzący o waflach,
biszkoptach, pierogach
i innych pysznych wypiekach,
drżąc ze strachu przed nowoczesną panią domu
która ściągnie mnie z półki i sprawnym ruchem
nadgarstka
… wiesz jak dalej się potoczy.

Ty jesteś mlekiem.
Kiedy przyjdzie kolej na ciebie
pamiętaj:
jedyne co możemy ci wyrzucić
to upływ czasu.

Sour Milk

You can’t make it
turn sweet
again.
           Once
it was an innocent color
like the flowers of wild strawberries,
and its texture was simple
would pass through a clean cheese cloth,
its taste was fresh.
And now
with nothing more guilty than the passage of time
to chide it with,
the same substance
has turned sour and lumpy.

The sour milk
makes interesting & delicious doughs,
can be carried to a further state of bacterial action
to create new foods,
can in its own right
be considered complicated and more interesting in texture
to one who studies it closely,
like a map of all the world.

But
to most of us:
it is spoiled.
Sour.
We throw it out,
down the drain –not in the back yard—
careful not to spill any
because the smell is strong.
A good cook
would be shocked
with the waste.
But we do not live in a world of good cooks.

I am the milk.
Time passes.
You cannot make it
turn sweet
again.
I sit guiltly on the refrigerator shelf
trembling with hope for a cook
who dreams of waffles,
biscuits, dumplings
and other delicious breads
fearing the modern houswife
who will lift me off the shelf and with one deft twist
of a wrist. . .
you know the rest.

You are the milk.
When it is your turn
remember.
there is nothing more than the passage of time
we can chide you with.

W. S. Merwin

1927-2019, EE. UU

Trad. Ada Trzeciakowska

Esta vez

Muchas cosas parece que quise hacerlas al revés
de pequeño quería ser mayor
ahora intento recordar por qué
y qué es lo me imaginaba
día tras día veía lugares que
que no reconocí hasta mucho después
cuando ya no quedaba nada de ellos
había encuentros y despedidas que pasaban
en ese momento como ventanillas del tren con los días
escurriéndose en ellas y mucho después
al darme cuenta de su significado se quedaban
abrasados los rostros conocidos aquellos años
y los empecé a sentir cercanos justo cuando
desaparecieron y había épocas de
angustia que recuerdo con afecto
alegrías perdidas sin advertir y buscadas más tarde
sin rastro que indicara cuándo estuvieron conmigo
la última vez y el amor considerado
una cosa de la juventud y que encontré
seguro que era eso que era eso cuando
acudía a él una vez más y más a veces
sin darme cuenta a veces insistiendo
en vano en el nombre pero llegué a
lo mejor de él al final y pensé que a lo mejor así era
más breve pero estoy tan contento
siempre sería demasiado corto
ya que mucho de lo que había encontrado pronto
se perdió cuando me abría camino
a lo que iba a saber después.

W. S. Merwin con Paula Schwartz en 2015 en su casa en Haiku (Hawái). Paula murió en 2017, William Stanley dos años después.

Tłum. Franek Wygoda

Tym razem

Wydaje się że wiele rzeczy robiłem na odwrót
jako dziecko chciałem być starszy
teraz próbuję przypomnieć sobie dlaczego
i co ja sobie wyobrażałem
każdego dnia widziałem miejsca których
nie rozpoznawałem dopiero później
gdy już nic z nich nie zostało
spotkania i rozstania mijały mnie
wtedy jak okna pociągu dni
przemykały się w nich i długo potem
ich chwila i znaczenie docierały do mnie
parząc twarze które znałem latami
ale ich bliskość zaczęła się dopiero
gdy ich zabrakło i były czasy
smutku które ciepło wspominam
radości nieopatrznie stracone i szukane później
bez śladu wskazującego kiedy ostatnio były
ze mną i była miłość uważana
za sprawę młodości i znalazłem ją
byłem pewien że to było to gdy
wracałem do niej wciąż od nowa czasem
bezwiednie czasem upierając się
na próżno przy imieniu ale doszedłem
do najlepszego w niej na koniec i choć może
być krótsza teraz rad jestem że tak jest
zawsze byłaby za krótka
i wiele z tego co znalazłem wcześnie
zostało stracone gdy zmierzałem drogą do tego
co jest tym co miałem wiedzieć później

This time

Many things I seem to have done backward
as a child I wanted to be older
now I am trying to remember why
and what it was like to have to pretend
day after day I saw places that I
did not recognize until later on
when nothing was left of them any more
there were meetings and partings that passed me
at the time like train windows with the days
slipping across them and long afterward
the moment and sense of them came to me
burning there were faces I knew for years
and the nearness of them began only
when they were missing and there were seasons
of anguish I recalled with affection
joys lost unnoticed and searched for later
with no sign to show where they had last been
there with me and there was love which is thought
to be a thing of youth and I found it
I was sure that was what it was as I
came to it again and again sometimes
without knowing it sometimes insisting
vainly upon the name but I came to
the best of it last and though it may be
shorter this way I am glad it is so
it would have been too brief at any time
and so much of what I had found early
had been lost as I made my way to this
which is what I was to know afterward

Linda Gregg

1942-2019, EE.UU.

Trad. Bernardo Gómez (con algún cambio mío)

Adulta

A la tierra donde crecí feliz regresé 
cambiada. Ya no siento el opresivo peso de la pasión.
Me pregunto qué ocupará el lugar del deseo.
Yo podría ser el fantasma de mi propia vida que retorna
a los lugares donde mejor vivió. Que camina aquí y allá
asintiendo cuando veo algo que antes me importaba profundamente.
Ahora, desde mi casa escucho el ulular de los búhos
y me pregunto si lentamente encarnaré de nuevo.

Foto propia

Tłum. Czesław Miłosz

Dorosła

Wróciłam w okolice, gdzie byłam szczęśliwa,
Już odmieniona. Nie udręcza mnie już namiętność.
Ciekawe, co przyjdzie na miejsce pożądania.
Mógłby to być duch mego własnego życia
Odwiedzający miejsca, gdzie było mu najlepiej,
Chodzący to tu i tam, witający skinieniem
Wszystko, co było mu najbardziej bliskie.
Teraz jestem w moim domu, słucham, jak krzyczą sowy
I myślę, czy powoli znów się ucieleśnię.

Adult

I’ve come back to the country where I was happy 
changed. Passion puts no terrible strain on me now. 
I wonder what will take the place of desire. 
I could be the ghost of my own life returning 
to the places I lived best. Walking here and there, 
nodding when I see something I cared for deeply. 
Now I’m in my house listening to the owls calling 
and wondering if slowly I will take on flesh again.

Rafael Fombellida

1959 – , España

Nadadores

En el lago mi hijo es una cuerda atirantada.
Hemos nadado juntos hasta que mis pulmones se han abierto
y dejado escapar su poco hálito. Lo veo regresar suculento y desnudo
desde la orilla en donde espero. La tiniebla escarlata del crepúsculo
encapota mi piel abandonada a un húmedo estremecimiento.
Cuánto detesto esta rojez de gasa adherida a una honda cortadura.
A mi lado, mi hijo está secándose envuelto en esta luz color fresón maduro.
Silba Lady Tonight, se tiende soberano sobre el entarimado
y remece sus sólidos tobillos en la maraña tosca de las plantas acuáticas.
Me habla con mi voz, pero su idioma no es mi lengua muerta, es un desperdigarse
suelto, vivaz, sincero lo mismo que un galope de caballo.
Soy el padre de un hombre, un hombre grave, meditativo, oculto,
que se gobierna con pericia mientras cabe pensar
que su mano, ya enorme, clausurará mis párpados como se sella un ataúd de plomo.
Su cuerpo se ha acostado bajo la vena cárdena del cielo.
Miro su trazo hermoso, la cabellera untada con arcilla de un ocaso granate.
El braceó más lejos con mi salud, mi fuerza, mi enconada constancia,
y se reclina ufano como un bárbaro después de violentar a sus mujeres.
Es la masa engreída que yo amo con el temple del nadador de fondo.
Es el rival que aguarda mi ahogamiento con el bravo estupor del aspirante.
Ocupa mi lugar porque es su padre joven, prematuro,
inconsciente de toda dentellada del tiempo. Disfruto esa codicia
de converger conmigo, arriesgada ambición de parecérseme.
Miro el milagro de su mocedad. La atmósfera bermeja
de la última hora da a su pecho el impulso de un incendio.
Ha cerrado los ojos. Silabea sin ganas Love, hate, love.
Despreocupado, ajeno. Sólo espera que el púrpura del aire
me desintegre. Adoro el esplendor de su avidez.

Foto de Mohamed Nohassi

Tłum. Ada Trzeciakowska

Pływacy

W jeziorze mój syn jest napiętą struną.
Pływaliśmy razem aż otwarły się moje płuca
i pozwoliły ujść nikłemu tchnieniu. Z brzegu, gdzie czekam
patrzę, jak wraca soczysty i nagi. Szkarłatny mrok zmierzchu
okrywa płaszczem moją skórę opuszczoną na wilgotnym dreszczu.
Jakże nie znoszę tej czerwieni gazy przywartej do głębokiej rany.
Tuż obok mój syn wyciera się otulony tym światłem koloru dojrzałej truskawki.
Gwiżdże Lady Tonight, kładzie się władczy na deskach
i mąci masywnymi kostkami zmierzwioną gmatwaninę wodnych roślin.
Mówi do mnie moim głosem, ale jego język nie jest moim martwym językiem, to rozpierzchiwanie się nieokiełznane, rzutkie, szczere niczym koński galop.
Jestem ojcem mężczyzny, mężczyzny poważnego, skłonnego do kontemplacji, skrytego,
który umiejętnie steruje życiem podczas gdy wypada pomyśleć,
że jego dłoń, ogromna już, przysłoni moje powieki tak jak się zamyka ołowianą trumnę.
Jego ciało położyło się pod fioletową żyłą nieba.
Patrzę na jago piękny zarys, włosy powleczone glinką wiśniowego zmierzchu.
Jego rozwarte ramiona dotarły dalej mając moje zdrowie, moją siłę, zażartą wytrwałość,
a on rozkłada się teraz jak zaspokojony barbarzyńca po zniewoleniu swoich kobiet.
Jest próżną materią, którą kocham z wytrwałością długodystansowego pływaka.
Jest rywalem, który czeka aż utonę ze śmiałym zdumieniem aspiranta.
Zajmuje moje miejsce, bo jego ojciec jest młody, przedwczesny,
nieświadomy działania zęba czasu. Czerpię przyjemność z tej żądzy
zbiegnięcia się ze mną, ryzykownej ambicji upodobnienia się do mnie.
Spoglądam na cud jego młodzieńczych lat. Bordowa atmosfera
ostatniej godziny przelewa na jego pierś podnietę płomieni.
Przymknął oczy. Pogwizduje leniwie Love, hate, love.
Beztroski, nieznany. Czeka tylko aż purpura powietrza
mnie unicestwi. Uwielbiam blask jego zachłanności.

Luis Cernuda

1902 – 1963, España

Belleza oculta (en Ocnos)

Pisaba Albanio ya el umbral de la adolescencia, e iba a dejar la casa donde había nacido, y hasta entonces vivido, por otra en las afueras de la ciudad. Era una tarde de marzo tibia y luminosa, visible ya la primavera en aroma, en halo, en inspiración, por el aire de aquel campo entonces casi solitario.
Estaba en la habitación aún vacía que había de ser la suya en la casa nueva, y a través de la ventana abierta las ráfagas de la brisa le traían el olor juvenil y puro de la naturaleza, enardeciendo la luz verde y áurea, acrecentando la fuerza de la tarde. Apoyado sobre el quicio de la ventana, nostálgico sin saber de qué, miró al campo largo rato.
Como en una intuición, más que en una percepción, por primera vez en su vida adivinó la hermosura de todo aquello que sus ojos contemplaban. Y con la visión de esa hermosura oculta se deslizaba agudamente en su alma, clavándose en ella, un sentimiento de soledad hasta entonces para él desconocido.
El peso del tesoro que la naturaleza le confiaba era demasiado para su solo espíritu aún infantil, porque aquella riqueza parecía infundir en él una responsabilidad y un deber, y le asaltó el deseo de aliviarla con la comunicación de los otros. Mas luego un pudor extraño le retuvo, sellando sus labios, como si el precio de aquel don fuera la melancolía y aislamiento que lo acompañaban, condenándole a gozar y a sufrir en silencio la amarga y divina embriaguez, incomunicable e inefable, que ahogaba su pecho y nublaba sus ojos de lágrimas

Ukryte piękno (w Oknos)

Albanio przekroczył już próg dzieciństwa i miał opuścić dom, gdzie się urodził, na przedmieściu. Popołudnie marcowe było cieple i jasne, wiosnę czuło się już w zapachu, w blasku, w chęci do życia, w wietrze z pól.
Znajdował się w pokoju jeszcze nie umeblowanym, który miał być jego pokojem w nowym domu. Powiew wiatru wnosił przez otwarte okno młody, czysty zapach natury, ożywiając zieloność i złocistość światła, potęgując blask popołudnia. Oparty o framugę okna, w tęsknocie za czymś nieznanym, długą chwilę spoglądał na pola.
Jakby intuicją bardziej niż zmysłami po raz pierwszy w życiu pojął piękno tego, na co patrzyły jego oczy. I wraz z ujrzeniem tego tajemnego piękna przeniknęło do jego duszy dojmujące uczucie samotności, dotychczas mu nie znane, żeby tam zostać na zawsze.
Ciężar skarbu, który natura mu powierzyła, był zbył wielki dla jego jeszcze dziecinnej duszy. To bogactwo wydawało się wzbudzać w nim poczucie odpowiedzialności i odczuwał silną chęć ulżenia mu poprzez rozmowy z innymi. Lecz powstrzymywała go, zamykając mu usta, dziwna wstydliwość, jak gdyby ceną owego dam były melancholia i samotność, które miały mu towarzyszyć, skazując go na rozkosz i cierpienie przeżywania w milczeniu gorzkich i boskich uniesień, nieprzekazywalnych i niewyrażalnych, powodujących ucisk w sercu i zasnuwających oczy łzami