En aquella mañana de luz azul, en barcas jubilosas, las velas desplegadas, partimos al Oriente. Y entramos en el bronce del pecho de aquel sol. El mar quedó desierto tras nosotros, bajo una lluvia de oro. Así tuvo lugar el único viaje.
A la tarde volvimos, caídas ya las velas, derramada en las aguas la púrpura extendida de aquel día cansado.
(Ya solo miro el mar por la abierta ventana, y otras velas que parten, matutinas, regresan a la tarde, sin color, fatigadas.)
Me han borrado los años con piedad, y el cuerpo es solo un bulto. Aún con vida en los ojos vigilo los navíos de luz, distantes y amarrados, en el puerto celeste. Igual que en la niñez los miro ahora. Son eternos, y tiemblan sus fanales en lo oscuro. Son el feliz engaño del mundo que no ha sido. Y allí, me lo dijeron y nunca les creí, habita Dios.
Fotogramas de Nostos: El retorno de Franco Plavoli
Tłum. Ada Trzeciakowska
Długa podróż na Wschód
W tamten poranek z niebieskiego światła w beztroskich łodziach, rozpostarłszy żagle, wyruszyliśmy na Wschód. I wniknęliśmy w brązową pierś tamtego słońca. Morze opustoszało za nami, pod złotym deszczem. Tak oto odbyła się ta wyjątkowa podróż.
Wieczorem wróciliśmy, opuściwszy już żagle, rozlana na wodach rozciągała się purpura znużonego dnia.
(Teraz spoglądam na morze tylko przez otwarte okno, i inne żagle odpływają, poranne, by powrócić wieczorem, wyblakłe, umęczone).
Lata wymazały mnie litościwie, a ciało jest już tylko niewyraźnym garbem. Żywe pozostały moje oczy: czuwam nad statkami ze światła, w oddali, przycumowanymi w błękitnym porcie. Tak jak w dzieciństwie patrzę na nie teraz. Są wieczne, a ich lampy drżą w ciemnościach. Są szczęśliwą złudą świata, którego nie było. I właśnie tam, mówiono mi, choć nie wierzyłem, mieszka Bóg.
Pájaros de sangre se posaron en mis manos los llevaba delante de mí bulliciosos y trémulos instalados en los nidos de mis manos los llenaban hasta el borde Pastaban deprisa ávidos adivinando el amor Cuando llegaste te los enseñé pájaros blancos pendiendo inertes del rojo que cubrió sus cuerpos Lo comprendiste Liberaste el blanco y sacudiendo el rojo dijiste Largoooooooooooooooo
Ptaki krwi usiadły mi na rękach niosłem je przed sobą zgiełkliwe rozedrgane siedziały w gniazdach dłoni wypełniały je po brzegi Pasły się szybko Zachłanne odgadywały miłość Kiedy przyszłaś pokazałem ci je białe ptaki zwisające i bezwładne od czerwieni która je obsiadła Zrozumiałaś Uwolniłaś białe i strząsając czerwień powiedziałaś: Siooooooooooooooooo
Durante catorce años, mi hermana y yo navegábamos río abajo. Ella estaba a estribor; yo estaba a babor. Juntas, una cosmología completa.
Navegábamos a través de praderas de trigo sarraceno y milenrama. Navegábamos a través de valles de niebla. A veces, yo me volvía loca y mi hermana transcribía mi jerigonza con ambas manos en un pedazo de corteza de sauce antes de enviarla en el pico de un águila pescadora. A veces, yo trenzaba huesos de pescado en su cabello oscuro.
Tratábamos de establecer un punto de vista, el modo en que el agua se establece en la base de una cascada.
A la noche, yo dormía y ella miraba las estrellas o yo miraba las estrellas y ella dormía, o las dos las mirábamos y ninguna de nosotras dormía, o la noche estaba nublada y no había estrellas.
Yo decía, la luz lunar es una forma de empatía radical y ella decía, la distancia es de color azul y yo decía, mirar un avión despegar es el mejor remedio para la depresión. Dios es una montaña en translación, ella decía y yo pensaba en esto por unos días, finalmente inclinaba la cabeza en señal de asentimiento.
En un momento dado, ella tuvo un hijo, y, como una mariposa, él nació con las memorias de nuestra infancia olvidada.
Cuando ella decía, hermana, yo decía, mi cuerpo como una piedra contra tu pena brillante Cuando ella decía, amor, yo decía, un tipo de fotografía. Esto era así durante horas. Yo sé que no sé nada, decía el río.
Todos los días mirábamos salir el sol en el mundo no ahogado. Todos los días reinventábamos el río.
Collage propio
Tłum. Ada Trzeciakowska
Niezatopiona rzeka
Przez czternaście lat razem z siostrą żeglowałyśmy w dół rzeki. Ona była sterburtą; ja lewą burtą. Razem, kompletną kosmologią.
Żeglowałyśmy przez łąki gryki i krwawnika. Żeglowałyśmy przez doliny mgieł. Czasami popadałam w obłęd, a siostra spisywała mój bełkot dwoma rękami na kawałku wierzbowej kory przed wysłaniem go w dziobie rybołowa. Czasem wplatałam w jej ciemne włosy rybie ości.
Próbowaliśmy skrystalizować punkt widzenia, tak jak woda krystalizuje się u stóp wodospadu.
Nocą ja spałam, a ona patrzyła na gwiazdy lub ja patrzyłam na gwiazdy, a ona spała, albo obie patrzyłyśmy na gwiazdy i żadna z nas nie spała, lub noc była pochmurna i nie było gwiazd.
Mówiłam, że światło księżyca jest formą radykalnej empatii, a ona, że odległość ma kolor niebieski, mówiłam, że oglądanie startującego samolotu jest najlepszym lekiem na depresję. Bóg jest górą w tłumaczeniu, mówiła, a ja myślałam o tym przez kilka dni, by wreszcie jej przytaknąć. W pewnym momencie pojawił się jej syn, jak motyl, przyszedł na świat pełen wspomnień z naszego zapomnianego dzieciństwa.
Kiedy mówiła, siostro, ja mówiłam, moje ciało jest jak głaz przeciwko twojemu lśniącemu bólowi. Kiedy mówiła miłość, ja mówiłam, że to rodzaj fotografii. Trwało to godzinami. Wiem, że nic nie wiem, mówiła rzeka.
Każdego ranka oglądaliśmy wschód słońca nad niezatopionym światem. Każdego ranka wymyślałyśmy rzekę na nowo.
the undrowned world
For fourteen years, my sister and I sailed down a river. She was starboard; I was port. Together, a complete cosmology.
We sailed through meadows of buckwheat and yarrow. We sailed through valleys of fog. Sometimes, I went mad and my sister transcribed my gibberish with both hands on a piece of willow bark before sending it away in an osprey’s beak. Sometimes, I braided fish bones into her dark hair.
We were trying to establish a point of view, the way water establishes itself at the base of a waterfall.
At night, I slept and she watched the stars, or I watched the stars and she slept, or we both watched the stars and neither of us slept, or the night was cloudy and there were no stars.
I said, moonlight is a form of radical empathy, and she said, distance is the color blue, and I said, watching an airplane take off is the best cure for depression. God is a mountain in translation, she said, and I thought about this for a few days, ultimately nodding in agreement. At one point, she had a son, and, like a butterfly, he was born with the memories of our forgotten childhood.
When she said sister, I said, my body like a boulder against your bright pain. When she said love, I said, a type of photograph. It went on like this for hours. I know that I know nothing, the river said.
Every morning, we watched the sunrise over the undrowned world. Every morning, we reinvented the river.
En el bosque, donde es pecado hablar, pasearse, no poseer raíz, no tener ramas, ¿qué puede hacer un hombre?
La soledad no basta para engañar al viento, de ningún brazo se construye una puerta, la piel, las uñas nunca sirven para un nido de pájaros.
Y el viento lo sabe.
En el bosque, quien no ha logrado ser un árbol, solo puede llegar de parte del otoño a pedir unas hojas, mejor si lleva harapos de mendigo, algún morral raído, un palo, un perro y ninguna esperanza. Verá como lo trata el viento, cómo su ofrenda le llenará las manos.
Fotos propias. Aranjuez.
Tłum. Ada Trzeciakowska
w lesie
W lesie, gdzie grzechem jest rozmawiać, przechadzać się, nie posiadać korzeni, nie mieć gałęzi, co może robić człowiek?
Samotność nie wystarczy, by zwieść wiatr, z ramion nie da się wystrugać drzwi, paznokcie ani skóra nie nadają się na ptasie gniazdo.
I wiatr to wie.
W lesie, ten, komu nie udało się być drzewem, może przychodzić tylko z jesienią by prosić o liście, najlepiej w żebraczych łachmanach, z postrzępioną sakwą, psem, kijem i pozbawiony nadziei. Zobaczy, jak potraktuje go wiatr, jak jego dar napełni mu ręce.
Los saludables, los briosos estudiantes de espléndidas sonrisas y mejillas felposas, los que encienden un sueño en otro sueño y respiran su aire como recién nacidos, los que buscan rincones para mejor amarse y dulcemente eternos juegan ruleta rusa, los estudiantes ávidos y locos y fervientes, los de los tiernos cuellos listos frente a la espada, las muchachas que exhiben sus muslos soleados sus pechos, sus ombligos perfectos e inocentes como oscuras corolas, qué se hacen mañana qué se hicieron qué agujero ayer se los tragó bajo qué piel callosa, triste, mustia sobreviven.
Tłum. Ada Trzeciakowska
studenci
Tryskający zdrowiem, pełni werwy studenci o promiennych uśmiechach i pluszowych policzkach, ci którzy rozpalają sen w innym śnie i napełniają płuca powietrzem jak noworodki, ci, którzy szukają zakamarków, by kochać się lepiej i słodko wieczni grają w rosyjską ruletkę, studenci łapczywi i szaleni i żarliwi, ci z delikatnymi szyjami gotowymi na ostrze szabli, dziewczęta, wystawiające swe słoneczne uda piersi, pępki doskonałe i niewinne jak ciemne korony kwiatów, co się z nimi stanie jutro co się z nimi stało jaka dziura wczoraj ich połknęła pod jaką skórą stwardniałą, smutną, zwiędłą przeżyją.
Sobrevolaba un mundo muerto donde el entusiasmo crea milagros y todo lo envuelve en pinturas doradas de la esperanza Pasaba por las capas de aire y las capas de tierra imágenes y postimágenes se desplegaron en mí pasé por una capa de arena Cada vez más hondo, al interior de la tierra yo era un topo estaba mordiendo el último rayo de la luz jónica apagaba en mi mano la escoria de la última estrella huyendo de mí a las profundidades de la tierra, hormigas
¿Cómo superar este geotropismo? Pasé por una capa de putrefacción y aún no he llegado a la mitad del vuelo Oh planear sobre los abismos al otro lado del habla-hierba al otro lado de la trama de las cosas, allí donde se extiende el reino del hambre hambre amarilla y hambre verde se abrían las puertas de los siete sentidos Planeaba en el tiempo y a través del tiempo me engullía el espacio me inclinaba hacia la tierra, en un vuelo precipitado percibiendo ya las partículas de granos de arena, el polvo de la tierra me inclinaba hacia mí mismo yo que surgí del polvo en polvo me convertía
«A medio camino a media frase medio-hombre medio-mujer medio-animal medio-hombre medio-amigo medio-enemigo medio-pez medio-búho medio-aliento medio-palabra medio-rosa medio-cebolla medio-valle medio-montaña medio-niño medio-anciano medio-estrella medio-roca medio-porvenir medio-pasado no nacido ya pero aún muerto medio-Apolo medio-Dionisio medio-diablo medio-ángel medio-odio medio-amor mediovida mediomuerte».
-Te reconozco, dijo la Esfinge. – Ahora te voy a comer.
Leciałem nad martwym światem kędy zapał tworzy cudy i obleka w nadziei złote malowidła mijałem warstwy powietrza, warstwy ziemi rozwijały się we mnie widoki i powidoki minąłem warstwę piachu Coraz głębiej, w głąb ziemi byłem kretem podgryzałem ostatnią belkę jońskiego światła gasiłem w ręku żużel ostatniej gwiazdy uciekającej przede mną w głąb ziemi, mrówki
Jak pokonać ten geotropizm? Minąłem warstwę gnilną a nie dotarłem jeszcze do połowy lotu O szybowanie ponad przepaściami po drugiej stronie mowy-trawy po drugiej stronie zmowy rzeczy, tam gdzie rozciąga się królestwo głodów głód żółty i głód zielony otwierały bramy siedmiu zmysłów Szybowałem w czasie i poprzez czas pochłaniała mnie przestrzeń pochylałem się ku ziemi, w stromym locie dostrzegając już drobiny ziarenek piasku, kurz ziemi pochylałem się ku sobie z prochu powstały obracałem się w proch
„W pół drogi w pół zdania wpół mężczyzna wpół kobieta wpół zwierzę wpół człowiek wpół przyjaciel wpół wróg wpół ryba wpół sowa wpół oddechu wpół słowa wpół róża wpół cebula wpół dolina wpół góra wpół dziecko wpół starzec wpół gwiazda wpół skała wpół przyszły wpół wczorajszy nienarodzony już jeszcze umarły wpół Apollo wpół Dionizos wpół diabeł wpół anioł wpół nienawiść wpół miłość wpółżycia wpółśmierć”
– Poznaję ciebie – powiedział Sfinks. – Teraz ciebie zjem.
Antes me esforzaba por enriquecer mi mundo, hoy me esfuerzo por reducirlo. Reducirlo a elementos inalienables, pan, bolsa de viaje, imagen de mi familia a la mesa, debajo de los párpados, un libro, algunos objetos sencillos necesarios durante el viaje hacia uno mismo, recuerdo de la infancia, imágenes que me llevo, lavadas por el fluir del tiempo; es el único equipaje que llevo conmigo. La reducción abarca círculos cada vez más amplios de mi mundo. Elementos inalienables: aire, fuego, agua. Oscuridad y luz. Y también vino y pan. Los restos de la forma de alguien atrapados en la pupila, guardados en la caja de la memoria, un pájaro en una rama, rostro de alguien y benévola rama del cielo inclinadas sobre mí, este es el territorio hacia el cual navego con mi mirada. ¿Y el infierno? Son despertares repentinos del espacio, grietas que se asientan sobre las cosas, que flotan en el mar ardiente del aire, con el cielo claro del día. Los llevo bajo mi corazón, colgado de la cinta azul de la desesperación con la que he ceñido mi noche.
Ilustraciones de Gabriel Pacheco
redukcja
Kiedyś trudziłem się nad wzbogaceniem mojego świata, dziś trudzę się nad jego redukcją. Sprowadzeniem go do niezbywalnych elementów, chleb, torba podróżna, obraz rodziny przy stole, uniesiony w oczach, jakaś książka, kilka prostych przedmiotów koniecznych w podróży ku sobie, wspomnienie z dzieciństwa, obrazy zabrane ze sobą, wypłukane przez strumień czasu; to jedyny ekwipunek, który ze sobą zabieram. Redukcja obejmuje coraz to szersze kręgi mojego świata. Elementy niezbywalne: powietrze, ogień, woda. Ciemność i światło. I jeszcze wino i chleb. Szczątek czyjegoś kształtu uwięzły w źrenicy oka, przechowany w pudle pamięci, ptak na gałęzi, czyjaś twarz pochylona nade mną, przychylająca mi gałąź nieba, oto kraj, ku któremu żegluję spojrzeniem. A piekło? To nagłe przebudzenia przestrzeni, szczeliny osiadające na rzeczach, pływające w płonącym morzu powietrza, przy czystym niebie dnia. Noszę je pod sercem, na błękitnej tasiemce rozpaczy, którą przewiązana jest moja noc.
Mira setiembre: nada se ha perdido con fiarnos de las hojas. La juventud vino y se fue, los árboles no se movieron. El hermano al morir te quemó en llanto pero el sol continúa. La casa fue derrumbada, no su recuerdo. Mira setiembre con su pala al hombro cómo arrastra hojas secas.
La vida vale más que la vida, sólo eso cuenta. Nadie nos preguntó para nacer, ¿qué sabían nuestros padres?¿los suyos que supieron? Ningún dolor les ahorró sombra y sin embargo se mezclaron al tiempo terrestre. Los árboles saben menos que nosotros y aún no se vuelven. La tierra va más sola ahora sin dioses pero nunca blasfema. Mira setiembre cómo te abre el bosque y sobrepasa tu deseo. Abre tus manos, llénalas con estas lentas hojas, no dejes que una sola se te pierda.
Fotos propias. Aranjuez.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Wrzesień
Spójrz na wrzesień: nic nie stracono zaufawszy liściom. Młodość nastała i odeszła, a drzewa nie drgnęły. Umierając brat oparzył cię płaczem ale słońce nadal świeci. Dom zburzono, ale nie pamięć o nim. Spójrz na wrzesień jak z szuflą na ramieniu. powłóczy suchymi liśćmi.
Życie jest warte więcej niż życie, tylko to jest ważne. Nikt nas nie pytał o narodziny. cóż wiedzieli nasi rodzice? ich rodzice? co wiedzieli? Żaden ból nie oszczędził im cienia, a jednak zmieszały się z ziemskim czasem. Drzewa wiedzą mniej niż my lecz jeszcze nie wracają. Ziemia kroczy coraz bardziej samotna bez bogów lecz nigdy nie złorzeczy. Spójrz na wrzesień, jak otwiera las przed tobą i wyprzedza twoje życzenie. Otwórz ramiona, wypełnij je tymi powolnymi liśćmi, nie dopuść, by choć jeden się utracił.
A las niñas les crecen largas piernas, delicadas orejas, incandescentes vellos, moluscos sumergidos, muslos húmedos, cabelleras doradas por el viento de otoño, insondables ojeras, párpados y pétalos, cinturas inasibles, precipitados límites del cuerpo hacia la lenta noche del amor, su infinita mirada.
Fotogramas de Moonrise Kingdom
Tłum. Ada Trzeciakowska
Późne obrazy
Dziewczętom wyrastają smukłe nogi, delikatne uszy, rozżarzony puszek, sekretnie skryte perłopławy, wilgotne uda, warkocze złocone jesiennym wiatrem, niezgłębione kręgi pod oczami, powieki i płatki, nieuchwytne talie, krawędzie ciała osuwające się ku powolnej nocy miłości, jej nieskończonemu spojrzeniu.
Tiene encima un préstamo educativo, pero le compra perlas o más bien » Pearl milk tea «, (Té con leche al estilo taiwanés, con bolas de tapioca negras dentro). Si los padres se enteran, le prohibirían a su hija salir con ese pordiosero sin coche y sin apartamento en alguna gran ciudad. El chico le dice que no pasa nada, que trabajará duro. Lee autobiografías de gente rica y sus discursos motivadores. Luego ven juntos una película donde las perlas de tapioca son lo más dulce del mundo y todo comienza con ellas.
(De Ilha Formosa*, 2021)
*Ilha Formosa: nombre de Taiwán en la época colonial
Fotogramas de Millenium mambo de Hou Hsiao-Hsien
Perły
Ma kredyt studencki na głowie, ale kupuje jej perły czy też raczej „Pearl milk tea”, (herbata z mlekiem w stylu tajwańskim, w niej czarne kulki z tapioki). Jakby rodzice się dowiedzieli, zakazaliby córce spotykać się z tym dziadem bez samochodu i mieszkania w dużym mieście. Chłopak mówi jej, że nic nie szkodzi, będzie ciężko pracował. Czyta autobiografie bogatych ludzi i ich przemówienia motywacyjne. Potem ogląda z nią film, w którym perły z tapioki są najsłodsze na świecie i wszystko się od nich zaczyna.
(z Ilha Formosa*, 2021)
*Ilha Formosa – port. „piękna wyspa”, kolonialna nazwa Tajwanu.
Feliz quien parte atado al corazón pues aunque no regrese nunca, siempre habitará su casa. Feliz quien viene y va a antojo de su dicha y sus senderos, en pos de sí y de sus misterios hondos, de su amor, su quimera, de su nada. Cuánto más si al susurro de su voz sujeto, atento sólo a su murmullo, se escucha y dice: heme: al mismo tiempo que presta tacto, vista, oído al mundo, y lo comprende o no, pero le incumbe, le inmuta, le conmueve, le anonada.
Pasa la brisa sobre tallo tierno, mece el aire los álamos combados: feliz la rama, si feliz la hoja.
Fotografías: André Kertész; Olivia Bee. Fotograma de Orfeo de Jean Cocteau
Tłum. Ada Trzeciakowska
Gniazdo
Szczęśliwy ten kto wyrusza sercem przywiązany choćby nie powrócił nigdy, na zawsze zamieszka we własnym domu. Szczęśliwy ten kto przychodzi i odchodzi zgodnie z wolą swojego losu, ścieżka swoją, w ślad za samym sobą i najgłębszą tajemnicą, za miłością, chimerą, za pustką. O ileż bardziej, gdy wsłuchany w szept własnego głosu, wyczulony na jego pomruk, słucha siebie i mówi: oto jestem: w tym samym czasie wysila wzrok, nadstawia ucha i komórki skóry na świat, i rozumiejąc go lub nie, lecz ciąży mu on, przejmuje trwogą, wzrusza, oszałamia.
Powiewa bryza nad młodym pędem, wiatr zakołysał zgiętymi topolami: szczęśliwa gałąź, gdy liść szczęśliwy.
No puedes hacer que vuelva a ser dulce. Una vez fue de un color inocente como las flores de las fresas silvestres, y la textura era tan simple que pasaba a través de un trozo de gasa, el sabor era fresco. Y ahora sin más culpable que el paso del tiempo para reprocharle, la misma sustancia se volvió agria y grumosa.
La leche cortada sirve para hacer masas deliciosas e interesantes, se la puede llevar a un nivel superior de acción bacteriana para crear platos nuevos, puede considerársela compleja en sí misma y de textura más interesante para quien la estudie de cerca, se parece a un mapamundi.
Pero para la mayoría de nosotros: se echó a perder. Está agria. La echamos, por el desagüe -no en el del patio de atrás- con cuidado de no volcar nada porque el olor es fuerte. Un buen cocinero estaría escandalizado con semejante desperdicio. Pero no vivimos en un mundo de buenos cocineros.
Yo soy la leche. Pasa el tiempo. No me puedes volver a hacer dulce. Me siento llena de culpa en el estante del frigorífico, temblando con la esperanza de un cocinero que sueñe con barquillos, con biscochos, con empanadillas y otros deliciosos panes, aterrada del ama de casa moderna que va a bajarme del estante y con un diestro giro de muñeca … ya sabes cómo continua.
Tú eres la leche. Cuando llegue tu turno acuérdate: no hay nada que podamos reprocharte más que el paso del tiempo.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Zsiadle mleko
Nie możesz sprawić by znów było słodkie. Kiedyś miało niewinny kolor kwiatów poziomek, i jego struktura była prosta przelatywało przez czysty prostokąt gazy, miało świeży smak. A teraz choć zawinił tylko upływający czas i jemu tylko można robić wyrzuty ta sama substancja stała się kwaśna i pełna grudek.
Z zsiadłego mleka można zrobić interesujące i pyszne ciasta, można się wznieść na wyżyny działań bakteryjnych by stworzyć nowe potrawy, a samo w sobie może być uważane za skomplikowane i o ciekawszej strukturze gdy przyjrzeć się mu z bliska, podobnie jak mapa świata.
Jednak dla większości z nas: jest zepsute. Kwaśne. Wylewamy je do zlewu -nie do ogródka- ostrożnie by nie rozlać ani kropli ze względu na ostry zapach. Dobry kucharz zdenerwowałaby się takim marnotrawstwem. Ale nie żyjemy w świecie dobrych kucharzy.
Ja jestem mlekiem. A czas płynie. Nie możesz sprawić by znów była słodka. Stoję przepełniona winą na półce lodówki, drżąca i z nadzieją, że znajdzie się kucharz marzący o waflach, biszkoptach, pierogach i innych pysznych wypiekach, drżąc ze strachu przed nowoczesną panią domu która ściągnie mnie z półki i sprawnym ruchem nadgarstka … wiesz jak dalej się potoczy.
Ty jesteś mlekiem. Kiedy przyjdzie kolej na ciebie pamiętaj: jedyne co możemy ci wyrzucić to upływ czasu.
Sour Milk
You can’t make it turn sweet again. Once it was an innocent color like the flowers of wild strawberries, and its texture was simple would pass through a clean cheese cloth, its taste was fresh. And now with nothing more guilty than the passage of time to chide it with, the same substance has turned sour and lumpy.
The sour milk makes interesting & delicious doughs, can be carried to a further state of bacterial action to create new foods, can in its own right be considered complicated and more interesting in texture to one who studies it closely, like a map of all the world.
But to most of us: it is spoiled. Sour. We throw it out, down the drain –not in the back yard— careful not to spill any because the smell is strong. A good cook would be shocked with the waste. But we do not live in a world of good cooks.
I am the milk. Time passes. You cannot make it turn sweet again. I sit guiltly on the refrigerator shelf trembling with hope for a cook who dreams of waffles, biscuits, dumplings and other delicious breads fearing the modern houswife who will lift me off the shelf and with one deft twist of a wrist. . . you know the rest.
You are the milk. When it is your turn remember. there is nothing more than the passage of time we can chide you with.
Muchas cosas parece que quise hacerlas al revés de pequeño quería ser mayor ahora intento recordar por qué y qué es lo me imaginaba día tras día veía lugares que que no reconocí hasta mucho después cuando ya no quedaba nada de ellos había encuentros y despedidas que pasaban en ese momento como ventanillas del tren con los días escurriéndose en ellas y mucho después al darme cuenta de su significado se quedaban abrasados los rostros conocidos aquellos años y los empecé a sentir cercanos justo cuando desaparecieron y había épocas de angustia que recuerdo con afecto alegrías perdidas sin advertir y buscadas más tarde sin rastro que indicara cuándo estuvieron conmigo la última vez y el amor considerado una cosa de la juventud y que encontré seguro que era eso que era eso cuando acudía a él una vez más y más a veces sin darme cuenta a veces insistiendo en vano en el nombre pero llegué a lo mejor de él al final y pensé que a lo mejor así era más breve pero estoy tan contento siempre sería demasiado corto ya que mucho de lo que había encontrado pronto se perdió cuando me abría camino a lo que iba a saber después.
W. S. Merwin con Paula Schwartz en 2015 en su casa en Haiku (Hawái). Paula murió en 2017, William Stanley dos años después.
Tłum. Franek Wygoda
Tym razem
Wydaje się że wiele rzeczy robiłem na odwrót jako dziecko chciałem być starszy teraz próbuję przypomnieć sobie dlaczego i co ja sobie wyobrażałem każdego dnia widziałem miejsca których nie rozpoznawałem dopiero później gdy już nic z nich nie zostało spotkania i rozstania mijały mnie wtedy jak okna pociągu dni przemykały się w nich i długo potem ich chwila i znaczenie docierały do mnie parząc twarze które znałem latami ale ich bliskość zaczęła się dopiero gdy ich zabrakło i były czasy smutku które ciepło wspominam radości nieopatrznie stracone i szukane później bez śladu wskazującego kiedy ostatnio były ze mną i była miłość uważana za sprawę młodości i znalazłem ją byłem pewien że to było to gdy wracałem do niej wciąż od nowa czasem bezwiednie czasem upierając się na próżno przy imieniu ale doszedłem do najlepszego w niej na koniec i choć może być krótsza teraz rad jestem że tak jest zawsze byłaby za krótka i wiele z tego co znalazłem wcześnie zostało stracone gdy zmierzałem drogą do tego co jest tym co miałem wiedzieć później
This time
Many things I seem to have done backward as a child I wanted to be older now I am trying to remember why and what it was like to have to pretend day after day I saw places that I did not recognize until later on when nothing was left of them any more there were meetings and partings that passed me at the time like train windows with the days slipping across them and long afterward the moment and sense of them came to me burning there were faces I knew for years and the nearness of them began only when they were missing and there were seasons of anguish I recalled with affection joys lost unnoticed and searched for later with no sign to show where they had last been there with me and there was love which is thought to be a thing of youth and I found it I was sure that was what it was as I came to it again and again sometimes without knowing it sometimes insisting vainly upon the name but I came to the best of it last and though it may be shorter this way I am glad it is so it would have been too brief at any time and so much of what I had found early had been lost as I made my way to this which is what I was to know afterward
A la tierra donde crecí feliz regresé cambiada. Ya no siento el opresivo peso de la pasión. Me pregunto qué ocupará el lugar del deseo. Yo podría ser el fantasma de mi propia vida que retorna a los lugares donde mejor vivió. Que camina aquí y allá asintiendo cuando veo algo que antes me importaba profundamente. Ahora, desde mi casa escucho el ulular de los búhos y me pregunto si lentamente encarnaré de nuevo.
Foto propia
Tłum. Czesław Miłosz
Dorosła
Wróciłam w okolice, gdzie byłam szczęśliwa, Już odmieniona. Nie udręcza mnie już namiętność. Ciekawe, co przyjdzie na miejsce pożądania. Mógłby to być duch mego własnego życia Odwiedzający miejsca, gdzie było mu najlepiej, Chodzący to tu i tam, witający skinieniem Wszystko, co było mu najbardziej bliskie. Teraz jestem w moim domu, słucham, jak krzyczą sowy I myślę, czy powoli znów się ucieleśnię.
Adult
I’ve come back to the country where I was happy changed. Passion puts no terrible strain on me now. I wonder what will take the place of desire. I could be the ghost of my own life returning to the places I lived best. Walking here and there, nodding when I see something I cared for deeply. Now I’m in my house listening to the owls calling and wondering if slowly I will take on flesh again.
En el lago mi hijo es una cuerda atirantada. Hemos nadado juntos hasta que mis pulmones se han abierto y dejado escapar su poco hálito. Lo veo regresar suculento y desnudo desde la orilla en donde espero. La tiniebla escarlata del crepúsculo encapota mi piel abandonada a un húmedo estremecimiento. Cuánto detesto esta rojez de gasa adherida a una honda cortadura. A mi lado, mi hijo está secándose envuelto en esta luz color fresón maduro. Silba Lady Tonight, se tiende soberano sobre el entarimado y remece sus sólidos tobillos en la maraña tosca de las plantas acuáticas. Me habla con mi voz, pero su idioma no es mi lengua muerta, es un desperdigarse suelto, vivaz, sincero lo mismo que un galope de caballo. Soy el padre de un hombre, un hombre grave, meditativo, oculto, que se gobierna con pericia mientras cabe pensar que su mano, ya enorme, clausurará mis párpados como se sella un ataúd de plomo. Su cuerpo se ha acostado bajo la vena cárdena del cielo. Miro su trazo hermoso, la cabellera untada con arcilla de un ocaso granate. El braceó más lejos con mi salud, mi fuerza, mi enconada constancia, y se reclina ufano como un bárbaro después de violentar a sus mujeres. Es la masa engreída que yo amo con el temple del nadador de fondo. Es el rival que aguarda mi ahogamiento con el bravo estupor del aspirante. Ocupa mi lugar porque es su padre joven, prematuro, inconsciente de toda dentellada del tiempo. Disfruto esa codicia de converger conmigo, arriesgada ambición de parecérseme. Miro el milagro de su mocedad. La atmósfera bermeja de la última hora da a su pecho el impulso de un incendio. Ha cerrado los ojos. Silabea sin ganas Love, hate, love. Despreocupado, ajeno. Sólo espera que el púrpura del aire me desintegre. Adoro el esplendor de su avidez.
Foto de Mohamed Nohassi
Tłum. Ada Trzeciakowska
Pływacy
W jeziorze mój syn jest napiętą struną. Pływaliśmy razem aż otwarły się moje płuca i pozwoliły ujść nikłemu tchnieniu. Z brzegu, gdzie czekam patrzę, jak wraca soczysty i nagi. Szkarłatny mrok zmierzchu okrywa płaszczem moją skórę opuszczoną na wilgotnym dreszczu. Jakże nie znoszę tej czerwieni gazy przywartej do głębokiej rany. Tuż obok mój syn wyciera się otulony tym światłem koloru dojrzałej truskawki. Gwiżdże Lady Tonight, kładzie się władczy na deskach i mąci masywnymi kostkami zmierzwioną gmatwaninę wodnych roślin. Mówi do mnie moim głosem, ale jego język nie jest moim martwym językiem, to rozpierzchiwanie się nieokiełznane, rzutkie, szczere niczym koński galop. Jestem ojcem mężczyzny, mężczyzny poważnego, skłonnego do kontemplacji, skrytego, który umiejętnie steruje życiem podczas gdy wypada pomyśleć, że jego dłoń, ogromna już, przysłoni moje powieki tak jak się zamyka ołowianą trumnę. Jego ciało położyło się pod fioletową żyłą nieba. Patrzę na jago piękny zarys, włosy powleczone glinką wiśniowego zmierzchu. Jego rozwarte ramiona dotarły dalej mając moje zdrowie, moją siłę, zażartą wytrwałość, a on rozkłada się teraz jak zaspokojony barbarzyńca po zniewoleniu swoich kobiet. Jest próżną materią, którą kocham z wytrwałością długodystansowego pływaka. Jest rywalem, który czeka aż utonę ze śmiałym zdumieniem aspiranta. Zajmuje moje miejsce, bo jego ojciec jest młody, przedwczesny, nieświadomy działania zęba czasu. Czerpię przyjemność z tej żądzy zbiegnięcia się ze mną, ryzykownej ambicji upodobnienia się do mnie. Spoglądam na cud jego młodzieńczych lat. Bordowa atmosfera ostatniej godziny przelewa na jego pierś podnietę płomieni. Przymknął oczy. Pogwizduje leniwie Love, hate, love. Beztroski, nieznany. Czeka tylko aż purpura powietrza mnie unicestwi. Uwielbiam blask jego zachłanności.
Pisaba Albanio ya el umbral de la adolescencia, e iba a dejar la casa donde había nacido, y hasta entonces vivido, por otra en las afueras de la ciudad. Era una tarde de marzo tibia y luminosa, visible ya la primavera en aroma, en halo, en inspiración, por el aire de aquel campo entonces casi solitario. Estaba en la habitación aún vacía que había de ser la suya en la casa nueva, y a través de la ventana abierta las ráfagas de la brisa le traían el olor juvenil y puro de la naturaleza, enardeciendo la luz verde y áurea, acrecentando la fuerza de la tarde. Apoyado sobre el quicio de la ventana, nostálgico sin saber de qué, miró al campo largo rato. Como en una intuición, más que en una percepción, por primera vez en su vida adivinó la hermosura de todo aquello que sus ojos contemplaban. Y con la visión de esa hermosura oculta se deslizaba agudamente en su alma, clavándose en ella, un sentimiento de soledad hasta entonces para él desconocido. El peso del tesoro que la naturaleza le confiaba era demasiado para su solo espíritu aún infantil, porque aquella riqueza parecía infundir en él una responsabilidad y un deber, y le asaltó el deseo de aliviarla con la comunicación de los otros. Mas luego un pudor extraño le retuvo, sellando sus labios, como si el precio de aquel don fuera la melancolía y aislamiento que lo acompañaban, condenándole a gozar y a sufrir en silencio la amarga y divina embriaguez, incomunicable e inefable, que ahogaba su pecho y nublaba sus ojos de lágrimas
Ukryte piękno (w Oknos)
Albanio przekroczył już próg dzieciństwa i miał opuścić dom, gdzie się urodził, na przedmieściu. Popołudnie marcowe było cieple i jasne, wiosnę czuło się już w zapachu, w blasku, w chęci do życia, w wietrze z pól. Znajdował się w pokoju jeszcze nie umeblowanym, który miał być jego pokojem w nowym domu. Powiew wiatru wnosił przez otwarte okno młody, czysty zapach natury, ożywiając zieloność i złocistość światła, potęgując blask popołudnia. Oparty o framugę okna, w tęsknocie za czymś nieznanym, długą chwilę spoglądał na pola. Jakby intuicją bardziej niż zmysłami po raz pierwszy w życiu pojął piękno tego, na co patrzyły jego oczy. I wraz z ujrzeniem tego tajemnego piękna przeniknęło do jego duszy dojmujące uczucie samotności, dotychczas mu nie znane, żeby tam zostać na zawsze. Ciężar skarbu, który natura mu powierzyła, był zbył wielki dla jego jeszcze dziecinnej duszy. To bogactwo wydawało się wzbudzać w nim poczucie odpowiedzialności i odczuwał silną chęć ulżenia mu poprzez rozmowy z innymi. Lecz powstrzymywała go, zamykając mu usta, dziwna wstydliwość, jak gdyby ceną owego dam były melancholia i samotność, które miały mu towarzyszyć, skazując go na rozkosz i cierpienie przeżywania w milczeniu gorzkich i boskich uniesień, nieprzekazywalnych i niewyrażalnych, powodujących ucisk w sercu i zasnuwających oczy łzami