Francisco Brines

1932 – 2021, España (Oliva)

Experiencia con K.

Has salido al centro de la noche
con la cabeza desolada,
y has abierto los ojos para sentirte ciego,
mientras las ruinas de los vientos te iban destruyendo los labios.
Y has entrado con el talón izquierdo en el vacío,
donde esperabas ser feliz, o tener paz;
mira, percibes todavía, sin piedad, un mayor abandono.
Vuelves, por un momento, al adorado Dios que quiso hacer el mundo para ti,
y ves su sinrazón,
y la piedad que a ti te niegas a Él se la concedes.
Ahora has entrado en la dura punta de la estaca del vacío,
y lo has hecho por el derecho riñón,
con agudo dolor y sin lágrimas.
Y así rueda la tarde en esta habitación, que no es de amor,
mientras un cuerpo duerme a ti abrazado.
Mira cómo la vida es poca muerte, aunque su gesto quiera complacerte,
y en la esterilidad abocas el amor, que solo tuyo es, y pudo ser la dicha,
y vale en el rincón como un poco de polvo.

Y has regresado de la noche, porque pudiste ver,
pues el ángel más torpe, el que no existe,
le ha devuelto a tus ojos, con un tizón desnudo,
el poder de las aguas,
y lloras como el niño que, perdido en el bosque, no quiso haber nacido,
y el cuerpo que te abraza, con fingido calor, sigue aún destruyendo tu envejecido cuerpo.

Todas las imágenes ha sido generadas mediante IA (Stable Diffusion)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Doznanie z K.

Wyszedłeś i trafiłeś w oko nocy
udręczony szeroko
otworzyłeś oczy, by poczuć się ślepym,
gdy ruiny wiatrów powoli zdzierały ci wargi.
A lewą piętą wdepnąłeś w pustkę,
tam, gdzie miałeś znaleźć szczęście lub spokój;
Spójrz, wciąż dostrzegasz, bezlitosne, jeszcze więcej opuszczenia.
Wracasz, na chwilę, do uwielbianego Boga, chciał stworzyć świat dla ciebie,
a widzisz tylko jego nierozsądek,
litością, której odmawiasz sobie, obdarzasz Jego.
Teraz wszedłeś na twardy szpic kołka pustki,
i zrobiłeś to prawą nerką,
boleśnie i bez łez.
I tak wieczór toczy się w tym pokoju, bez miłości
podczas gdy jakieś ciało śpi w twoich ramionach.
Przyjrzyj się w jaki sposób życie to błaha śmierć, choć swym gestem chciałoby ci dogodzić,
i sterylnie przelewasz miłość, która jest tylko twoja, a mogła być szczęściem,
zaś warta jest w ukryciu tyle, co pyłek kurzu.

Wróciłeś z jądra nocy, bo mogłeś widzieć,
wtedy, najbardziej nieudolny anioł, ten, który nie istnieje,
nagą klingą przywrócił twoim oczom
moc płynącej wody,
i płaczesz jak dziecko, które, zgubiwszy się w lesie, nie chciało się urodzić,
a ciało obejmujące cię z udawanym żarem, wciąż pustoszy twoje stetryczałe ciało.

Alda Merini

1931-2009, Italia

Trad. Emilio Coco

***

Padre, si escribir es una culpa
¿por qué Dios me ha dado la palabra
para hablar con trémulos lenguajes
de amor a quien me escucha?
 
Ya vieja de años y senescente
¿dónde hallar una brizna de hierba buena?
¿Qué sabes de mis conventos, de la gracia
madura de las santas, de las grandes
almas locas? ¿Qué puedo yo encontrar
entre los vivas del hombre de cultura?
en otra parte está el canto, en otra parte la palabra
y Dios no la pronuncia.

Fotografía de Yann Gross y Arguiñe Escandón

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

Ojcze, jeśli pisanie jest winą
dlaczego Bóg dał mi słowo
by mówić drżącymi językami
miłości do tego, kto mnie słucha?
 
Teraz wiekowa i postarzała
gdzie mogę znaleźć źdźbło dobrej trawy?
Co wiesz o mych konwentach, o dojrzałej
łasce świętych, o wielkich
obłąkanych duszach? Co mogę znaleźć
wśród hosann człowieka kultury?
Gdzie indziej jest śpiew, gdzie indziej słowo
a Bóg go nie wymawia.

***

Padre, se scrivere è una colpa
perché Dio mi ha dato la parola
per parlare con trepidi linguaggi
d’amore a chi mi ascolta?
 
Ormai vecchia di anni e senescente
dove trovare un filo di erba buona?
Che sai dei miei conventi, della grazia
matura delle sante, delle grandi
anime folli? Che posso io trovare
tra gli osanna dell’uomo di cultura?
Altrove è il canto, altrove è la parola
e Dio non la pronuncia.

Francisco Brines

1932 – 2021, España (Oliva)

El largo viaje a Oriente

En aquella mañana de luz azul,
en barcas jubilosas, las velas desplegadas, partimos al Oriente.
Y entramos en el bronce del pecho de aquel sol.
El mar quedó desierto tras nosotros, bajo una lluvia de oro.
Así tuvo lugar el único viaje.

A la tarde volvimos, caídas ya las velas,
derramada en las aguas la púrpura extendida
de aquel día cansado.

(Ya solo miro el mar por la abierta ventana,
y otras velas que parten, matutinas,
regresan a la tarde, sin color,
fatigadas.)

Me han borrado los años con piedad,
y el cuerpo es solo un bulto. Aún con vida en los ojos
vigilo los navíos de luz, distantes y amarrados,
en el puerto celeste.
Igual que en la niñez los miro ahora.
                                                                Son eternos,
y tiemblan sus fanales en lo oscuro. Son el feliz engaño
del mundo que no ha sido.
Y allí, me lo dijeron y nunca les creí,
habita Dios.

Fotogramas de Nostos: El retorno de Franco Plavoli

Tłum. Ada Trzeciakowska

Długa podróż na Wschód

W tamten poranek z niebieskiego światła
w beztroskich łodziach, rozpostarłszy żagle, wyruszyliśmy na Wschód.
I wniknęliśmy w brązową pierś tamtego słońca.
Morze opustoszało za nami, pod złotym deszczem.
Tak oto odbyła się ta wyjątkowa podróż.

Wieczorem wróciliśmy, opuściwszy już żagle,
rozlana na wodach rozciągała się purpura
znużonego dnia.

(Teraz spoglądam na morze tylko przez otwarte okno,
i inne żagle odpływają, poranne,
by powrócić wieczorem, wyblakłe,
umęczone).

Lata wymazały mnie litościwie,
a ciało jest już tylko niewyraźnym garbem. Żywe pozostały moje oczy:
czuwam nad statkami ze światła, w oddali, przycumowanymi
w błękitnym porcie.
Tak jak w dzieciństwie patrzę na nie teraz.
                                                                     Są wieczne,
a ich lampy drżą w ciemnościach. Są szczęśliwą złudą
świata, którego nie było.
I właśnie tam, mówiono mi, choć nie wierzyłem,
mieszka Bóg.

Guadalupe Grande

1965 – 2021, España (Madrid)

Las estaciones y el pájaro afilador

Hace extraño en las primeras lluvias
esto nadie lo sabe, pero siempre hace más verdad
en la sabiduría de las terceras nieves.

Pero dónde entonces la marca del herrero.
Llega el invierno y los que se aman
acuden al frío como acudieron al vuelo
los cormoranes en tiempo de guerra.

Es difícil seguir vivos, amor mío
pero es más triste aún abandonar la casa de las palomas ciegas.
No es en la tarde de los cuadros
donde dejamos la caja fuerte de las pérdidas
sino en la cuchara de palo
que regalamos al afilador.

Nada salpica nuestra inocencia
salvo la casi certeza de que regresará el verano
a la hoguera del frío
y habremos de ocuparnos de quienes más nos necesitan.

Fotogramas de Memoria (2021) de Apichatpong Weerasethakul

Tłum. Ada Trzeciakowska

Pory roku i ptak szlifierz

Dziwnie pada przy pierwszych deszczach
nikt o tym nie wie, lecz zawsze pada więcej prawdy
z mądrością trzecich śniegów.

Ale gdzie wtedy znak kowala.
Nadchodzi zima i kochający się ludzie
ciągną do zimna jak kormorany ciągnęły do lotu
w porze wojny.

Trudno jest wytrwać przy życiu, kochanie,
i jeszcze smutniej opuszczać ten dom ślepych gołębi.
Nie w wieczorze obrazów
zdeponowaliśmy skrytkę na straty
lecz w drewnianej łyżce
ofiarowanej szlifierzowi.

Nic nie mąci naszej niewinności
oprócz niemal pewności, że lato powróci
do ogniska chłodu
i przyjdzie nam zająć się tymi, co potrzebują nas najbardziej.

Kateryna Mikhalitsyna

1982- , Ucrania

Trad. Ada Trzeciakowska

(casa sin hogar)

el tercer verano en la vieja casa inclinada
en sus oscuros rincones vaga el pavor de ciempiés
cuarenta pies – rectifica una voz desde por encima de la cama-
ya sea de la Virgen María o de una araña
que posada sobre sus telarañas frunce el ceño al mirar
insolente con todos sus cuatro pares ojos
¿Qué puedes saber? – preguntas y te enfadas tan impotente
el tercer verano sin estar donde deberías estar
y no así y a veces ni siquiera con ellos
el tercer verano el hielo esparce agujas por tu piel
en la peor ola de calor en la mejor tarde melosa
y corres hacia la pantalla hacia la radio hacia el monitor
como si estuvieran proyectando heridas abiertas
de la vida de otras personas y las manos que no han alcanzado
la última brizna de hierba en esta gran agua
y ahora te vuelves más frágil
te estás ahogando
ahogándote
en la coja penumbra de la vieja casa
(ella también sufre, – de repente sus patas se quiebran
no importa sean cien o cuarenta)
y a ti te harán falta cuarenta días para rezar
y pedir un hilo de la tela de araña
para tender un salvavidas precario
entre paredes y libros
que ya no sostienen
ni tu voz
ni este mundo
únicamente la oscuridad
únicamente el pavor
ya el tercer verano

Fotos propias

Trad. Aneta Kamińska

(dom bez domu)

trzecie lato w starym pochylonym domu
w jego kącikach ciemnych stunoga trwoga chodzi
czterdziestonoga – poprawia znad łóżka głos
czy to Matki Bożej czy pająka
który siedzi w sieciach i spode łba patrzy
grubiańsko wszystkimi ośmioma oczami
co ty wiesz? – pytasz i złościsz się bezsilnie
trzecie lato nie tam gdzie miałaś być
i nie tak i nawet czasem nie z tymi
trzecie lato mróz po skórze sypie igły
w najgorszy upał w najlepszy miodowy wieczór
i biegniesz do ekranu do radioodbiornika do monitora
jakby te projektowały otwarte rany
z cudzych żyć i dłoni które nie dosięgły
ostatniej w tej wielkiej wodzie słomki
i teraz ty delikatniejesz
toniesz
toniesz
w ciemności kulawej starego domu
(u niej też nagle – złamania łapek
nieważne setnych czy czterdziestych)
i tobie chyba trzeba czterdzieści dni modlić się
i prosić o nić z sieci pajęczych
na takie nietrwałe koło ratunkowe
pośród ścian i książek
które już nie utrzymują
ani twojego głosu
ani tego świata
tylko ciemność
tylko trwogę
już trzecie lato

Kateryna Mikhalitsyna

1982- , Ucrania

Trad. Ada Trzeciakowska

(simple things)

los niños derriban las últimas manzanas de los árboles desnudos
y que alguien derriba un avión
le resulta más fácil
habrá desaprendido ya: manzanas
con un palo
en un huerto transparente
donde no hay nada
sólo el viento
y los árboles desnudos
y los movimientos más naturales:
lanzar y agarrar

y no conseguirás agarrar un avión
aquí incluso la tierra es incapaz
y los ángeles
y más aún tú, tan diminuto

No conseguirás agarrar un avión
no lo agarrarás
en el cielo desnudo
donde ni siquiera hay ramas
para sujetarse

y los niños se ríen
y derriban

manzanas
rojas
agusanadas
marchitas al sol

Collage propio

Trad. Aneta Kamińska

(simple things)

dzieci strącają ostatnie jabłka z nagich drzew
a ktoś strąca samolot
 komuś tak łatwiej
bo oduczył się już po prostu: jabłka
kijem
w przezroczystym sadzie
gdzie nie ma niczego
tylko wiatr
i nagie drzewa
i najbardziej naturalne ruchy:
rzucić i złapać

a samolotu nie złapiesz
tu nawet ziemia jest bezsilna
i anioły
a co dopiero maleńki ty

samolotu nie złapiesz
nie złapiesz
na nagim niebie
gdzie nawet gałęzi nie ma
żeby się zaczepić

a dzieci się śmieją
i strącają

czerwonoboczne
robaczywe
wyschnięte od słońca
jabłka


Mary Oliver

1935-2019, Estados Unidos

Trad. Regina López Muñoz

La escritura indómita

Humanos o tigres, tigres o lirios atigrados: ¡obsérvense sus diferencias y aun así, lo mucho que se parecen! ¿Acaso todos nosotros, un puñado de veranos, no nos detenemos aquí, miramos hacia el mar y con la mucha o poca destreza física e intelectual que logremos reunir, mejoramos nuestro estado… y luego, silenciosamente, nos dejamos caer en la hierba, nube verde de la muerte? ¿Qué puede ser bonito o fascinante cuando se yergue, cuando desfallece? La vida es el Niágara, o no es nada. Yo no sería soberana ni de una sola brizna de hierba, mientras pueda ser su hermana. Acerco mi rostro al lirio, que se alza por encima de la hierba, y lo saludo desde el tallo de mi corazón. Vivimos, y de esto estoy segura, en el mismo territorio, en el mismo hogar, y nuestra luz proviene del mismo farol. Todos somos salvajes, audaces, asombrosos. Y ni uno solo de nosotros es bonito.

Tłum. Ada Trzeciakowska

błękitne pastwiska

Ludzie czy tygrysy, tygrysy czy tygrysie lilie – spójrzcie, jak bardzo się różnią, a jednocześnie jak bardzo są do siebie podobne! Czy nie przystajemy tu wszyscy, przez kilka letnich miesięcy, zwróceni ku morzu, z tą odrobiną fizycznej i intelektualnej sprawności, na jaką nas stać, by poprawić naszą kondycję, a potem w milczeniu opadamy z powrotem na trawę, na zieloną chmurę śmierci? Czy coś może być urocze i wdzięczne, kiedy się wznosi, kiedy słabnie? Życie jest Niagarą, albo niczym zgoła. Nie chciałbym być władcą ani jednego źdźbła trawy o ile mogę być jego siostrą. Zbliżam twarz do lilii, która wyrasta tuż ponad trawą, i pozdrawiam ją z łodyżki mojego serca. Żyjemy, jestem tego pewna, na tym samym terytorium, w tym samym domu, a nasz płomień pochodzi z tej samej latarni. Wszyscy jesteśmy dzicy, waleczni, niesamowici. Nie jesteśmy, żaden z nas nie jest, uroczy.

Blue Pastures

Humans or tigers, tigers or tiger lilies — note their differences and still how alike they are! Don’t we all, a few summers, stand here, and face the sea and, with whatever physical and intellectual deftness we can muster, improve our state—and then, silently, tall back into the grass, death’s green cloud? What is cute or charming as it rises, as it swoons? Life is Niagara, or nothing. I would not be the overlord of a single blade of grass, that I might be its sister. I put my face close to the lily, where it stands just above the grass, and give it a good greeting from the stem of my heart. We live, I am sure of this, in the same country, in the same household, and our burning comes from the same lamp. We are all wild, valorous, amazing. We are, none of us, cute.

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

la leyenda blanca sobre las barcas y sus pueriles timoneles

el cielo vuelto de lado por engranajes huecos
de las galácticas estivales, los curanderos de ciudades enteras
que sustituyen nostalgia por otra peste. la sosa caustica se va evaporando,
las partículas de cesio vibran en las conchas
de acero -el hallazgo preferido de gerbert
 de aurillac, baluarte de luz-. en la lejanía
se hunden los semáforos, un susurro secular
del viento que funde los enseres y metales en un dulce
y asfixiante polvo. y también aquella mano,
levantada, los ojos entreabiertos,
aquel deambular por los polígonos
estivales perdidos en el bosque.

y también aquella,
la leyenda blanca sobre las barcas y sus pueriles timoneles,
sobre nosotros, hermanos y hermanas en las afiladas entrañas de las esferas

 

Fotograma de un videomontaje mío

biała legenda o łodziach i ich dziecinnych sternikach

niebo zwrócone na bok od wydrążonych przekładni
letnich galaktyk, uzdrowiciele miast
zastępujący tęsknotę inną dżumą. paruje ług,
drobiny cezu wibrujące w stalowych
konchach – ukochane odkrycie gerberta
z aurillac, opoki światła. w oddali
zapadają się semafory, odwieczny szelest
wiatru przetapiający sprzęty i metale w słodki,
duszący pył. a jeszcze tamta dłoń,
podniesiona, oczy zmrużone,
tamta wędrówka po letnich,
leśnych poligonach.

i jeszcze tamta,
biała legenda o łodziach i ich dziecinnych sternikach,
o nas, siostry i bracia w ostrych wnętrzach kul

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

manzanos

tal vez vea: el año
en que los cachorros caían en el río
y no se hundían en el agua tensa,
el remover el carbón junto a la panadería,
en él una estrella, visible únicamente
al entrecerrar los párpados, alumbra y guía a los
que nunca la buscaron, no la querían
mirar. como el amor:
fuerza con la que se empuja
a la gente y las cosas para que no se apeguen,
y sin embargo sigan cerca. como
nosotros. como la hierba. creo  
-pues no es la muerte-. fue así de sencillo,
justo delante de nosotros de repente creció un huerto
y yo me he quedado,
y tú has penetrado entre los manzanos,
manzanos blancos del humo del crematorio   

Fotograma de SmokeTree III de John Gerrard y fotogramas de La infancia de Iván de Andréi Tarkovsky

jabłonie

może widzę – rok,
gdy szczenięta wpadały do rzeki
i nie tonęły w naprężonej wodzie,
rozgrzebywanie węgla przy piekarni,
w nim gwiazda, widoczna wyłącznie
dzięki zmrużeniu powiek, przyświecająca tym,
którzy jej nie szukali, nie chcieli
oglądać. tak jak miłość –
siła, z jaką się odpycha
ludzi i rzeczy, by nie przylgnęli,
lecz byli w pobliżu. tak jak
my. jak trawa. myślę –
więc nie śmierć. po prostu tak było,
że tuż przed nami nagle wyrósł sad
i ja zostałem,
a ty weszłaś między jabłonie,
białe jabłonie z dymu z krematorium

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***ese negro se llama tierra

ese negro se llama tierra
y su ataúd-
resplandor sobre el cual cicatriza el cielo. muchachos
levantan sus carbonizadas bicicletas, arnés jugoso
de las zarzamoras. ese alejarse de los lugares primeros
meticulosamente marcados sobre el plano
de una remota tarde, rubí
acomodándose como mosto en las garrafas, brillo de
estaño. alguien pronto vendrá a por nosotros
y con fervor reproducirá el trascurrir de las temporadas,
explicará intrincados juegos. de momento
conviene tocar la piel raspada en los codos,
permanecer en la hierba,
hurgar en las tumbas

Fotogramas de La infancia de Iván de Andréi Tarkovsky

ta czerń nazywa się ziemia

ta czerń nazywa się ziemia
a jej trumna –
łuna, nad którą goi się niebo. chłopcy
unoszą zwęglone rowery, soczystą uprząż
ostrężyn. to oddalanie się od pierwszych
dokładnie zaznaczonych miejsc na planie
pewnego odległego wieczoru, rubin
moszczący się w butlach, blask
cyny. wkrótce ktoś po nas przyjdzie
i z żarliwością będzie odtwarzał przebieg sezonów,
wyjaśniał zawiłe gry. na razie
warto dotykać wytartej skóry na łokciach,
trwać w trawie,
grzebać w grobach

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

bailando entre las vacas

cuerpos con los que jugaba a la pelota,
saltaba al río al ponerse el sol
y besaba las navajas sobre un blanco terraplén,
me husmearon, me encontraron

y salieron de la tierra desnudos
y corren hacia mí atravesando prados, bailando entre las vacas,
y cada uno lleva un perro colgando del cuello
como un chal. un chal

la noche me descubre,
quién he sido ya. quiénes éramos
juntos -una llamada a las criaturas
hendidas por la cinta helada del relámpago

ingredientes de la nieve: zumbido y desinformación,
resplandor para recibir al muerto/
muerta -esperaba, llorando.
era tu ojo

Fotografías de Laura Makabresku y Cristina García Rodero

TAŃCZĄC WŚRÓD KRÓW

ciała, z którymi grałem w piłkę,
wskakiwałem do rzeki o zmierzchu
i całowałem noże na białym nasypie,
wywęszyły, odnalazły mnie

wyszły z ziemi nagie
i biegną do mnie przez łąki, tańcząc wśród krów,
i każde ma na szyi psa
jak szal. jak szal

noc mi odkrywa,
kim już byłem. kim byliśmy
razem – przywołanie istot
przeciętych mroźną szarfą błyskawicy

składniki śniegu: szum i deformacja,
blask na przyjęcie zmarłego/
umarłej – czekałem, płacząc.
byłem twoim okiem

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Ecos de una voz

el tiempo no entiende de atrocidades,
menos el silencio después de nosotros. cada verano
quema el suelo un alud de huellas de ayer,
el río lava los labios hinchados al morder
los frutos de espino y las letras oscuras
de una carta rota en silencio. aún
pertenecemos a fuegos pretéritos,
destellos tan puros como el pálido conde st ives,
a su regreso de inglaterra*. las semanas
saturan la sangre con hueso espumado,
cuando nos sorprendemos en el ascensor,
hospital, espejo. oscuridad
círculos en el agua, profundidad abismándose.
hasta aquí hemos llegado

* Alusión al protagonista de la novela de R.L Stevenson St. Ives: Las aventuras de un preso francés en Inglaterra

Fotografías de Vo Anh Kiet y Cristina García Rodero

echa jednego głosu

czas nie zna żadnych okrucieństw,
oprócz ciszy po nas. każdego lata
pali ziemię lawina wczorajszych śladów,
rzeka obmywa usta spuchnięte od rozgryzania głogu
i ciemnych liter na brzegach podartego
w milczeniu pisma. ciągle jeszcze
należymy do minionych pożarów,
odblasków czystych jak wracający z anglii,
blady hrabia st ives. tygodnie
nasycają krwiobieg spienioną kością,
kiedy przyłapujemy się w windach,
szpitalach, lustrach. ciemność
okręgi wody i zwijająca się głębia.
aż tu doszliśmy

José Watanabe

1946-2007, Perú

El MITO QUE YA NO

Los esquiladores imponen su fuerza sobre las ovejas,
las maniatan
y con una tijera les quitan su candorosa metáfora
                                              de nube.
Y las ovejas súbitamente magras y desgarbadas
              se arraciman
avergonzadas
muy avergonzadas
y ahora el pescuezo deja ver el triste tragar.

Mas aquí el tiempo torna. El mito dice
que el tiempo taladra una espiral en la piedra
               y allí duerme
                  y despertará
y vendrá
               y el vellón de la oveja se habrá renovado
                                            y la metáfora.

Pienso en lo que a mí me rodea:
nada tiene regeneraciones estacionales.
Para entrar en el mito del eterno retorno primero hay que morir.
No tengo mitos inmediatos.
                                       Era ella y ya no:
el tiempo bajó de su fino rostro a sus finos pies
                                        y le empellejó todas sus
                                        metáforas.

Fragmento de La Adoración del Cordero Místico (1432) de Hubert y Jan van Eyck

Tłum. Ada Trzeciakowska

MIT, KTÓRY JUŻ NIE

Strzygacze siłą narzucają owcom swoją wolę,
wiążą je
i nożyczkami odbierają im naiwną metaforę
                                           chmury.
A owce nagle chude i pozbawione wdzięku
               zbijają się w kiście
zawstydzone
bardzo zawstydzone
a ich szyja pozwala dostrzec smutne przełykanie.

Ale tu czas zawraca. Mit mówi, że
że czas wierci spiralę w kamieniu
            tam śpi
              i obudzi się
i nadejdzie
            a runo owiec zostanie odnowione
                                           i metafora również.

Myślę o tym, co mnie otacza:
nic istnieje sezonowe odradzanie.
Aby wniknąć w mit wiecznego powrotu, trzeba najpierw umrzeć.
Nie istnieją bliskie mi mity.
                                           Ona nim była i już więcej nie:
czas opadł z jej drobnej twarzy do jej drobnych stóp
                                           i powlekł skórą wszystkie jej
                                           metafory. 


Luis Sáenz de la Calzada

1912-1994, España (León)

***

Detrás de esa pared,
donde el lagarto sube entre la hiedra
apretando en sus dientes el pálido, anillado
vientre del escorpión;
detrás de esa pared que oblicuo lame el sol, a hora precisa,
precisamente, cuando la mosca azul aire olfatea
para saber el sitio donde el caballo muere;
detrás de esa pared surcada de brillantes sendas de caracol;
detrás de esa pared, amor, duerme una niña blanca.

Fotogramas de La novia de Paula Ortiz

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

Za tą ścianą,
gdzie jaszczurka pnie się wśród bluszczu
zaciskając zęby na bladym, pierścieniowatym
podbrzuszu skorpiona;
za tą ścianą ukośne liże słońce, w ścisłych godzinach,
ściśle, kiedy niebieska mucha wietrzy w powietrzu
by poznać miejsce, gdzie dogorywa koń;
za ta ścianą pooraną błyszczącymi ścieżkami ślimaków;
za tą ścianą, miła, śpi biała dziewczynka.

Mary Oliver

1935-2019, Estados Unidos

Trad. Alba Lou Cotolí

Los gansos salvajes

No tienes que ser buena.
No tienes que atravesar el desierto
de rodillas, arrepintiéndote.
Solo tienes que dejar que ese delicado animal
que es tu cuerpo ame lo que ama
Cuéntame tu desesperación y te contaré la mía.
Mientras tanto, el mundo sigue.
Mientras tanto, el sol y los guijarros cristalinos
de la lluvia avanzan por los paisajes,
las praderas y los árboles frondosos, las montañas y los ríos.
Mientras tanto, los gansos salvajes, que vuelan alto
en el aire azul y puro,
vuelven nuevamente a casa.
Seas quien seas, por muy sola que te sientas
el mundo se ofrece a tu imaginación,
y te llama, como los gansos salvajes, chillando con excitación
anunciando una y otra vez
tu lugar en la familia de las cosas.

Fotos propias

Tłum. Czesław Miłosz

Dzikie gęsi

Nie musisz być dobra.
Nie musisz iść na kolanach
sto mil przez pustynię, pokutując.
Wystarczy jeżeli pozwolisz zwierzątku twego ciała
kochać, co pokochało.
Mów mi o twojej rozpaczy, ja opowiem moją.
A tymczasem dalej trwa świat.
Dalej słońce i przezroczyste kamyki deszczu
suną przez krajobrazy,
nad łąki i głębokie drzewa,
nad góry i rzeki.
Znów dzikie gęsi, wysoko w czystym błękicie,
lecą z powrotem do domu.
Kimkolwiek jesteś, choćbyś była bardzo samotna,
świat ofiarowuje się twojej wyobraźni,
woła do ciebie jak dzikie gęsi, cierpko, pobudzająco,
coraz to oznajmiając, gdzie jest twoje miejsce
w rodzinie ziemskich rzeczy.

Wild Geese

You do not have to be good.
You do not have to walk on your knees
for a hundred miles through the desert repenting.
You only have to let the soft animal of your body
love what it loves.
Tell me about despair, yours, and I will tell you mine.
Meanwhile the world goes on.
Meanwhile the sun and the clear pebbles of the rain
are moving across the landscapes,
over the prairies and the deep trees,
the mountains and the rivers.
Meanwhile the wild geese, high in the clean blue air,
are heading home again.
Whoever you are, no matter how lonely,
the world offers itself to your imagination,
calls to you like the wild geese, harsh and exciting –
over and over announcing your place
in the family of things

Anne Sexton

Tłum. Ada Trzeciakowska

Buscadores del mal

Hemos nacido con buena estrella
lo que quiere decir con el pan bajo el brazo.
Tan nuevos y tersos como las uvas,
tan puros como un estanque en Alaska,
tan buenos como la vaina de judías verdes-
hemos nacido y con eso debería bastarnos,
con eso deberíamos ser capaces de seguir,
pero uno ha de aprender sobre el mal,
aprender qué es lo subhumano,
aprender cómo la sangre brota como un grito,
uno tiene que ver la noche antes
para percatarse del día,
uno tiene que prestar oído al animal en su interior,
uno tiene que caminar como un sonámbulo
por el borde del tejado,
uno tiene que arrojar alguna parte de su cuerpo
dentro de la boca del diablo.
Qué cosas más raras, dirías.
Y yo te respondería
tienes que morir un poco,
sujetar una caja de cerillas explotando en la mano,
ver a tu mejor amigo copiar tu examen,
visitar una reserva india y ver
sus plumas de plástico,
un sueño muerto.
Uno tiene que ser un prisionero, al menos una vez
para oír cómo gira la llave en sus tripas.
Una vez hecho
uno es libre para agarrarse a los árboles, a las piedras,
al cielo, a los pájaros que dan el sentido al aire.
Pero incluso en una cabina telefónica
el mal puede rezumar del auricular
y tenemos que taparlo con un colchón,
y luego arrancarlo con raíces
y enterrarlo,
enterrarlo.

Trad. José Luis Reina Palazón

Los rastreadores del mal

Hemos nacido con suerte
que es como decir con oro en la boca.
Tan frescos y lisos como una uva,
tan puros como una laguna en Alaska,
tan buenos como el tallo de una habichuela verde-
hemos nacido y esto debería bastar,
debemos ser capaces de sacar provecho de esto,
pero hay que saber acerca del mal,
saber lo que es subhumano,
saber cómo la sangre brota como un grito,
hay que ver la noche
antes de que se pueda comprender el día
hay que oír al animal en uno
hay que andar como un sonámbulo
en el caballete del tejado,
hay que echar un pedazo de su cuerpo
en la boca del diablo.
Extraño material, dices tú.
Pero yo digo
tienes que morir un poco,
saber cómo una caja de cerillas se enciende en tu mano,
ver cómo tu mejor amigo copia tu examen,
visitar una reserva de indios y ver
sus plumas de plástico,
el sueño muerto.
Hay que ser prisionero una vez para oír
el cerrojo entrar en sus armellas.
Después de todo esto
uno está libre para alcanzar los árboles, las piedras,
el cielo, los pájaros que hacen algo curioso con el aire.
Incluso en una cabina de teléfono
puede el mal gotear del auricular
y debemos cubrir eso con una cubierta,
y arrancarlo de sus raíces
y enterrarlo,
enterrarlo.

1. Merry Alpern Dirty Windows 2. Brassaï La estirga y la paloma 3. Gerhard Richter

Tłum. Maria Korusiewicz

Poszukiwacze zła 

Urodzeni z nas szczęściarze,
można powiedzieć spod dobrej gwiazdy.
Tak nowi i gładcy jak winogrona,
tak czyści jak staw na Alasce,
tak niewinni jak łodyżka zielonej fasoli –
urodziliśmy się i to powinno wystarczyć,
powinniśmy umieć to wykorzystać,
ale trzeba jeszcze poznać zło,
poznać to, co nieludzkie,
wiedzieć, jak tryska krew podobna do krzyku,
trzeba zobaczyć noc,
by rozpoznać dzień,
trzeba uważnie wsłuchać się w zwierzę, które jest w nas,
trzeba przejść jak lunatyk
po szczycie dachu,
trzeba rzucić jakąś część swego ciała
diabłu w paszczę.
Bzdury, powiesz.
Ale ja rzekłabym,
musisz trochę umrzeć,
poczuć, jak wybucha ci w ręku pudełko zapałek,
ujrzeć, jak najlepszy przyjaciel ściąga twój egzamin,
odwiedzić indiański rezerwat,
zobaczyć ich plastikowe pióra,
martwy sen.
Przynajmniej raz trzeba być więźniem, by słyszeć
zgrzyt zamka, co wkręca się w brzuch.
Po tym wszystkim można sobie sięgnąć po drzewa, kamienie,
niebo, po ptaki, co nadają sens powietrzu.
Ale nawet w budce telefonicznej
zło może wysączyć się ze słuchawki
i wtedy trzeba zakryć je materacem,
a potem wyrwać z korzeniami
i pogrzebać,
pogrzebać.

The Evil Seekers

We are born with luck
which is to say with gold in our mouth.
As new and smooth as a grape,
as pure as a pond in Alaska,
as good as the stem of a green bean-
we are born and that ought to be enough,
we ought to be able to carry on from that
but one must learn about evil,
learn what is subhuman,
learn how the blood pops out like a scream,
one must see the night
before one can realize the day,
one must listen hard to the animal within,
one must walk like a sleepwalker
on the edge of a roof,
one must throw some part of her body
into the devil’s mouth.
Odd stuff, you’d say.
But I’d say
you must die a little,
have a book of matches go off in your hand,
see your best friend copying your exam,
visit an Indian reservation and see
their plastic feathers,
the dead dream.
One must be a prisoner just once to hear
the lock twist into his gut.
After all that
one is free to grasp at the trees, the stones,
the sky, the birds that make sense out of air.
But even in a telephone booth
evil can seep out of the receiver
and we must cover it with a mattress,
and then tear it from its roots
and bury it,
bury it.

A %d blogueros les gusta esto: