Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Juan Carlos Postigo Ríos

Poesía narrativa

Ayer en el supermercado oí a un hombre y a una mujer discutiendo sobre la poesía narrativa. Ella dijo: “Puede que todos esos llamados poemas narrativos no hagan más que señalar lo pobres que nos hemos vuelto, y cómo, cual utopistas sin esperanza, vivimos para el final. Muestran que nuestra vida está invalidada por las necesidades, sobre todo por la necesidad de seguir. He llegado a creer que la narrativa nace del odio a uno mismo”.
Él dijo: “Lo que a mí me preocupa es el poema narrativo que no proporciona un marco coherente para medir el desplazamiento temporal y espacial, el poema narrativo en el que el héroe viaja, creyendo que avanza cuando en realidad está quieto, convertido en la encarnación de la poesía narrativa, su terrible engaño, la pesadilla de su propia irrealidad”.
Quise recordarles que el poema narrativo ocupa el lugar de una narración ausente y absorbe en todo momento la ausencia del otro para poderla nombrar, a la vez que entrega su propia presencia a las soledades terribles del olvido. Quise decir que la narración ausente es aquella en la que nuestro destino está escrito. Pero se fueron antes de que yo pudiese hablar.
Cuando llegué a casa, mi hermana me esperaba sentada en el salón. Le dije: “Verás, hermanita, se me ha ocurrido que algunos poemas narrativos se mueven tan rápidamente que no podemos seguirles el paso, por lo que su avance nos lo tenemos que imaginar. Son los que más se parecen a la vida real y los menos reales”. “Sí –dijo mi hermana–, pero, ¿te has dado cuenta de que algunos poemas narrativos se mueven con tanta lentitud que nos adelantamos constantemente a ellos, imaginando lo que podrían ser?”. “Sí –dije–, me he dado cuenta”.
Después me acordé de aquel verano en Roma cuando estaba convencido de que los poemas narrativos en los que la memoria desempeña un papel importante se derrotan a sí mismos. Comprendí que la memoria es un mausoleo de acontecimientos que no se sostendrían en el presente, y por ello está impregnada de lástima y su música es siempre un canto fúnebre.
Sonó entonces el teléfono. Era mi madre, que llamaba para saber qué hacía. Le dije que estaba trabajando en un poema narrativo negativo, un poema que se niega a comenzar porque el comienzo es un sinsentido en un universo infinito, y que por esa misma razón se niega a terminar. Es, todo él, un espacio intermedio suprimido, una conjunción inagotable. “Y, mamá –le dije–, se niega a enmascarar la quietud esencial y universal, y por lo tanto limita sus observaciones a lo que nunca ocurre”.
Entonces dijo mi madre: “Tu padre me hablaba a menudo de la poesía narrativa. Decía que era una mujer con un vestido largo y que portaba flores. Era pelirroja y el pelo le caía suavemente sobre los hombros. Decía que la poesía narrativa sucedía habitualmente en primavera y que tenía que ver con un hombre. La mujer se acercaba a la casa de él, lo saludaba y dejaba caer sus flores. Por lo visto esto –añadió mamá– pretendía dar a entender la inutilidad de la poesía narrativa”.
“Pero mamá –dije–, lo que llamamos narración es simplemente la sumisión a los insufribles reclamos del predicado sobre el futuro; perpetúa su continuación, florece en otro predicado. ¡No pienses que las nociones de conclusión se fundan en nuestra añoranza de un predicado estéril!”. “Eso es absolutamente cierto –dijo mi madre–, no hay otra forma de concebirlo”. Y colgó.

de Sobre nada y otros escritos

Fotografía de Muna Nazak

Tłum. Ada Trzeciakowska

Poezja narracyjna

Wczoraj w supermarkecie podsłuchałem, jak pewna kobieta i mężczyzna dyskutowali o poezji narracyjnej. Ona mówiła: «Być może wszystkie tak zwane wiersze narracyjne są jedynie ironiczne, łańcuchy zdarzeń wskazują tylko na to, jak bardzo ubodzy się staliśmy, na to, że, jak pozbawieni nadziei utopiści, żyjemy by dotrwać do końca. Pokazują, że nasze życie jest unieważnione przez nasze potrzeby, zwłaszcza przez potrzebę trwania. Doszłam do przekonania, że narracja rodzi się z nienawiści do siebie samego».
On zaś powiedział: «To, co mnie niepokoi, to narracja, która nie zapewnia żadnych spójnych ram dla pomiaru przesunięcia w czasie bądź przestrzeni, narracja, w której bohater podróżuje, wierząc, że idzie do przodu, podczas gdy w rzeczywistości stoi w miejscu. Staje się on pojedynczym łącznikiem, ucieleśnieniem narracji, jej straszliwym złudzeniem, koszmarem własnej nierealności.»
Chciałem im przypomnieć, że wiersz narracyjny zajmuje miejsce nieobecnej narracji i zawsze wchłania nieobecność drugiego człowieka, po to by można było ją nazwać, a jednocześnie zrzeka się własnej obecności na rzecz okropnej samotności zapomnienia. Chciałem powiedzieć, że nieobecna narracja to ta, w której zapisany jest nasz los. Lecz odeszli, zanim zdążyłem się odezwać.
Kiedy wróciłem do domu, moja siostra siedziała w salonie i czekała na mnie. Powiedziałam do niej: «Wiesz, Sis, właśnie przyszło mi do głowy, że niektóre wiersze narracyjne poruszają się tak szybko, że nie można za nimi nadążyć, a ich progresja jest dziełem wyobraźni. One są najbardziej życiowe i najmniej realne».
«Tak», powiedziała moja siostra, «ale czy przyszło ci do głowy, że niektóre wiersze narracyjne poruszają się tak wolno, że ciągle wybiegamy przed nie, wyobrażając sobie, czym mogą być? I czy przyszło ci do głowy, że pisywane są najczęściej w młodości?».
Później przypomniałem sobie lato w Rzymie, kiedy nabrałem przekonania, że narracje, w których pamięć gra ważną rolę, są samoniszczące. Było gorąco, a ja zrozumiałem, że pamięć jest pomnikiem wydarzeń, które nie mogły utrwalić się w teraźniejszości, dlatego też pamięć jest zabarwiona żalem, a jej muzyka jest zawsze żałobnym śpiewem.
Wtedy zadzwonił telefon. Dzwoniła matka, by zapytać, co robię. Powiedziałem jej, że pracuję nad negatywną narracją, która odmawia rozpoczęcia, ponieważ początek w nieskończonym wszechświecie nie ma znaczenia, i odmawia zakończenia z tego samego powodu. Wszystko jest zawieszoną strefą środka, niewyrażalnym i niewyczerpywalnym łącznikiem. «I, mamo», powiedziałem, «to jest jak narracja, która odmawia tuszowania istotnego i uniwersalnego bezruchu, a więc ogranicza swoje komentarze do tego, co nigdy się nie wydarza».
Wtedy moja mama powiedziała: «Twój tata opowiadał mi kiedyś o poezji narracyjnej. Mówił, że jest to kobieta w długiej sukni, niosąca kwiaty. Miała rude włosy, które lekko opadały na ramiona. Mówił, że poezja narracyjna zdarza się zwykle na wiosnę i wiąże się z mężczyzną. Kobieta zbliżała się do swojego domu, machała do mężczyzny i rzucała mu kwiaty. To – kontynuowała mama – wydawało się objawem bezcelowości poezji narracyjnej. Gdziekolwiek ta kobieta się znalazła, rozsiewała nasiona obojętności».
«Mamo», wyraziłem przypuszczenie, «to, co nazywamy narracją, jest po prostu poddaniem się nieznośnym roszczeniom predykatu dotyczącym przyszłości; sprzyja ciągłości, rozkwita w następny predykat. Nie sądzisz, że koncepcje zakończenia wywodzą się z naszej tęsknoty za jałowym predykatem!».
«Masz całkowitą rację», powiedziała moja matka, «nie sposób myśleć o tym inaczej». I rozłączyła się.

Narrative Poetry 

Yesterday at the supermarket I overheard a man and a woman discussing narrative poetry. She said: «Perhaps all so-called narrative poems are merely ironic, their events only pointing out how impoverished we are, how, like hopeless utopians, we live for the end. They show that our lives are invalidated by our needs, especially the need to continue. I’ve come to believe that narrative is born out of self-hatred.»
He said: «What concerns me is the narrative that provides no coherent framework for measuring temporal or spatial passage, the narrative in which the hero travels, believing he goes forward when in fact he stands still. He becomes the single connective, the embodiment of narrative, its terrible delusion, the nightmare of its own unreality.»
I wanted to remind them that the narrative poem takes the place of an absent narrative and is always absorbing the other’s absence so it can be named, and, at the same time, relinquishing its own presence to the awful solitudes of forgetfulness. The absent narrative is the one, I wanted to say, in which our fate is written. But they had gone before I could speak.
When I got home my sister was sitting in the living room, waiting for me. I said to her: «You know, Sis, it just occurred to me that some narrative poems move so quickly they cannot be kept up with, and their progress must be imagined. They are the most lifelike and least real.»
«Yes,» said my sister, «but has it occurred to you that some narrative poems move so slowly we are constantly leaping ahead of them, imagining what they might be? And has it occurred to you that these are written most often in youth?»
Later I remembered the summer in Rome when I became convinced that narratives in which memory plays a part are self-defeating. It was hot, and I realized that memory is a memorial to events that could not sustain themselves into the present, which is why memory is tinged with pity and its music is always a dirge.
Then the phone rang. It was my mother calling to ask what I was doing. I told her I was working on a negative narrative, one that refuses to begin because beginning is meaningless in an infinite universe, and refuses to end for the same reason. It is all a suppressed middle, an unutterable and inexhaustible conjunction. «And, Mom,» I said, «it is like the narrative that refuses to mask the essential and universal stillness, and so confines its remarks to what never happens.»
Then my mother said: «Your Dad used to talk to me about narrative poetry. He said it was a woman in a long gown who carried flowers. Her hair was red and fell lightly over her shoulders. He said narrative poetry happened usually in spring and involved a man. The woman would approach her house, wave to the man, and drop her flowers. This,» Mom continued, «seemed a sign of narrative poetry’s pointlessness. Wherever the woman was, she sowed seeds of disinterest.»
«Mom,» I ventured, «what we call narrative is simply submission to the predicate’s insufferable claims on the future; it furthers continuance, blooms into another predicate. Don’t you think that notions of closure rest on our longing for a barren predicate!»
«You’re absolutely right,» said my mother, «there’s no other way to think of it.» And she hung up.

from Ploughshares


Diane Wakoski

1937 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

dibujo de una chica hecho en blanco y negro

Una chica está sentada en un cuarto negro.
Es tan blanca que
de los árboles se han caído las ciruelas.
Vientos helados arrastran a los gansos
hacia su cabello.
El cuarto es negro
pero los gansos deambulan por allí,
irrumpiendo en su mente
y cerrando el cuarto
en su propio secreto negro.
No está sola, porque llega el sonido
de cien alas batiendo,
y de la fruta que fermenta en la oscuridad de la tierra
el olor a tiempo que pasa.

Una chica está sentada en un cuarto irreal
peinando su irreal cabello.
El batir de las alas de los gansos ha
arrancado las ciruelas
de los árboles fuera,
y el viento las ha congelado todas
para retener a la chica en el cuarto negro
allí, peinando su
irreal cabello invernal.

Una chica está sentada en un cuadro
con el fondo negro
y peina su cabello.
Es tan blanca que el viento ha arrancado las ciruelas y esparcido los gansos.
Ha llegado el invierno.
El ruido del batir de alas es tan fuerte que no oigo
nada
solamente me quedo mirando desde el cuadro
y sigo peinando mi
irreal cabello negro.

Tłum. Ada Trzeciakowska

obrazek dziewczyny wykonany w czerni i bieli

W czarnym pokoju siedzi dziewczyna.
Jest taka jasna, że
śliwki pospadały z drzew na zewnątrz.
Lodowaty wiatr wplata gęsi
w jej włosy.
Pokój jest czarny
ale gęsi po nim błądzą,
wdzierając się do jej głowy
i zamykając pokój
w swej własnej czarnej tajemnicy.
Nie jest sama, dochodzi tam dźwięk
stu trzepoczących skrzydeł,
a z owoców gnijących w ciemności ziemi
zapach przemijającego czasu.

Dziewczyna siedzi w nierealnym pokoju
czesząc swoje nierealne włosy.
Trzepoczące skrzydła gęsi
zerwały śliwki
z drzew na zewnątrz,
a wiatr wszystkie je zamroził
by zatrzymać dziewczynę w czarnym pokoju
gdy tak czesze swoje
nierealne, zimowe włosy.

Dziewczyna siedzi na obrazie
z tłem pokrytym czarną farbą
i czesze swoje włosy.
Jest tak jasna, że wiatr zerwał śliwki i rozproszył gęsi.
Nadeszła zima.
Dźwięk trzepoczących skrzydeł jest tak głośny, że nie słyszę
nic
tylko wyglądam z obrazu
i czeszę dalej moje czarne
nierealne włosy.

picture of a girl drawn in black and white

A girl sits in a black room.
She is so fair
the plums have fallen off the trees outside.
Icy winds blow geese
into her hair.
The room is black
but geese are wandering there,
breaking into her mind
and closing the room off
into its own black secret.
She is not alone, for there is the sound
of a hundred flapping wings,
and from fruit rotting in the dark earth
the smell of passing time.

A girl sits in an unreal room
combing her unreal hair.
The flapping wings of geese have
broken plums
from the trees outside,
and the wind has frozen them all
to keep the girl in the black room
there, combing her
unreal wintry hair.

A girl sits in a picture
with the background painted solid black
and combs her hair.
She is so fair the wind has broken plums and scattered geese.
Winter has come.
The sound of flapping wings is so loud I hear
nothing
but most only stare out of the picture
and continue combing my black
unreal hair.

Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

Trad. Xaverio Ballester

POR QUÉ CLÁSICOS

Para A. H.


1

en el libro cuarto de La guerra del Peloponeso
cuenta Tucídides la historia de su fallida expedición

entre largos discursos de caudillos
batallas asedio peste
tupida red de intrigas
ajetreos diplomáticos
aquel episodio es como un alfiler
en un bosque

la colonia ateniense de Anfípolis
cayó en manos de Brásidas
al retrasarse Tucídides con los refuerzos

por ello tuvo que pagar a su ciudad natal
con un destierro de por vida

exiliados de todos los tiempos
saben cuál es el precio

2

los generales de las últimas guerras
de producirse un escándalo similar
gimotean de rodillas ante la posteridad
se glorian de su heroísmo
e inocencia

inculpan a sus subordinados
a los colegas envidiosos
y los vientos hostiles
Tucídides se limita a decir
que disponía de siete naves
era invierno y navegó con rapidez

3

siempre que el objeto del arte
sea un jarrón hecho pedazos
una pequeña alma en pedazos
con gran conmiseración de sí misma

lo que tras nosotros quedará
será como el llanto de amantes
en algún hotelucho sucio
cuando el empapelado albea

Estatua en mármol del filósofo e historiador ateniense Tucídides, tallada en el siglo XIX por Theophilus Hansen (1813-1891) en Viena; fotograma de A little chaos de Alan Rickman, fotografía de Josef Sudek

Dlaczego klasycy

1

w księdze czwartej Wojny peloponeskiej
Tukidydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy

pośród długich mów wodzów
bitew oblężeń zarazy
gęstej sieci intryg
dyplomatycznych zabiegów
epizod ten jest jak szpilka
w lesie

kolonia ateńska Amfipolis
wpadła w ręce Brazydasa
ponieważ Tukidydes spóźnił się z odsieczą

zapłacił za to rodzinnemu miastu
dozgonnym wygnaniem

egzulowie wszystkich czasów
wiedzą jaka to cena

2

generałowie ostatnich wojen
jeśli zdarzy się podobna afera
skomlą na kolanach przed potomnością
zachwalają swoje bohaterstwo
i niewinność

oskarżają podwładnych
zawistnych kolegów
nieprzyjazne wiatry

Tukidydes mówi tylko
że miał siedem okrętów
była zima
i płynął szybko

3

jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą

to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety

Transl. Czesław Miłosz and Peter Dale Scott

Why the Classics

1

in the fourth book of the Peloponnesian War
Thucydides tells among other things
the story of his unsuccessful expedition

among long speeches of chiefs
battles sieges plague
dense net of intrigues of diplomatic endeavours
the episode is like a pin
in a forest

the Greek colony Amphipolis
fell into the hands of Brasidos
because Thucydides was late with relief

for this he paid his native city
with lifelong exile

exiles of all times
know what price this is

2

generals of the most recent wars
if a similar affair happens to them
whine on their knees before posterity
praise their heroism and innocence

they accuse their subordinates
envious colleagues
unfavourable winds

Thucydides says only
that he had seven ships
it was winter
and he sailed quickly

3

if art for its subject
will have a broken jar
a small broken soul
with a great self-pity

what will remain after us
will be like lovers’ weeping
in a small dirty hotel
when wall-paper dawns

Andréi Tarkovski

1932-1986, Rusia

Trad. Ada Trzeciakowska

El complejo de tolstói*

¿Qué es la poesía?

¿Qué es la poesía? Es una forma muy original de pensar y expresar el mundo. Un simple mortal no es capaz de expresar una concepción general del mundo. Le resulta imposible. Sus visiones siempre serán fragmentarias. El poeta es alguien quien, a través de una sola imagen, puede lanzar un mensaje universal. Un hombre pasa junto a otro, lo mira, pero no lo ve. Otra persona mirando al mismo hombre sonreirá inesperadamente. Un desconocido desencadenará en él una explosión de asociaciones. Lo mismo ocurre con el arte. El poeta toma un pequeño fragmento como punto de partida y lo convierte en un todo coherente. A algunos hombres este proceso les parece aburrido. Son personas a las que les gustaría conocerlo todo al detalle, como los contables o los abogados. Para un poeta, basta con mostrar un dedo del pie sobresaliendo de un calcetín para evocar una imagen del mundo entero. La poesía no es un género artístico, sino una visión del mundo, una forma de vida, un medio de explorar la realidad. ¿No son poetas Pushkin, Dostoievski o Gogol? Bach, Leonardo da Vinci, van Gogh… La poesía no es sólo un género literario -aunque también es eso, como sabemos-, un pensamiento revestido de palabras rítmicas. También se dice de la poesía que lo impregna todo: la vida y el arte.

Sobre la esencia del arte

La causa del conflicto es nuestra suspensión entre el ideal espiritual y la necesidad de vivir en el mundo material. En mi opinión, se trata de un conflicto fundamental: la causa de todos los problemas de la sociedad contemporánea. Llamémoslo «complejo de Tolstoi».
(…)
Este mundo no es el lugar de nuestra felicidad. No fue creado para que el hombre fuera feliz, aunque muchos piensen que precisamente el sentido del mundo en que viven se reduce a ello. Sin embargo, me parece que el mundo existe para que se libre una batalla, una lucha entre el bien y el mal en nuestro interior, para que triunfe el bien y así las personas se desarrollen espiritualmente. (…)
El arte contiene en sí mismo el anhelo de un ideal. Debe despertar la esperanza y la fe en el hombre. Incluso si el mundo del que habla el artista no deja lugar a la esperanza. Yo diría más: cuanto más sombrío es el mundo que aparece en la pantalla, más claramente debe revelarse el ideal subyacente en el concepto creativo del director, más nítidamente debe abrirse ante el espectador la posibilidad de elevarse espiritualmente.

*Selección de extractos de entrevistas, declaraciones y publicaciones de Andréi Tarkovski del periodo comprendido entre 1960 y 1986. Seleccionado, editado y prologado por S. Kuśmierczyk. Publicado en Polonia en 1989.

Fotograma de Stalker (1979)

Tłum. Seweryn Kuśrnierczyk

Kompleks Tołstoja*

Co to jest poezja?

Co to jest poezja? To niezwykle oryginalny sposób myślenia i wyrażania świata. Zwykły śmiertelnik nie jest zdolny do wyrażenia ogólnego poglądu na świat. Jest to dla niego niemożliwe. Jego wizje będą zawsze fragmentaryczne. Poeta jest kimś, kto dzięki pośrednictwu pojedynczego obrazu może wysłać przekaz uniwersalny. Człowiek przechodzi obok drugiego człowieka, patrzy na niego, lecz go nie widzi. Inny człowiek patrząc na tą samą osobę niespodziewanie się uśmiechnie. Nieznajomy wywoła w nim eksplozje skojarzeń. Ze sztuką jest podobnie. Poeta biorąc za punkt wyjścia niewielki fragment obraca go w spójną całość. Niektórym ludziom proces ten wydaje się nudny. Są to osoby, które chciałyby poznać wszystko w najdrobniejszych szczegółach, jak księgowi lub prawnicy. Poecie wystarczy pokazać wystający ze skarpetki palec u nogi, by wywołać w nim obraz całego świata. Poezja nie jest gatunkiem sztuki, tylko światopoglądem, sposobem życia, środkiem badania rzeczywistości. Czyż Puszkin, Dostojewski lub Gogol nie są poetami? Bach, Leonardo da Vinci, van Gogh… Poezja nie jest jedynie gatunkiem literackim — choć tym też jest, jak wiadomo — myślą ubraną w rytmiczne słowa. Mówi się także o poezji, że przenika wszystko — życie i sztukę.

O istocie sztuki

Przyczyną konfliktu jest nasze zawieszenie pomiędzy ideałem duchowym a koniecznością życia w świecie materialnym. Jest to moim zdaniem konflikt fundamentalny – przyczyną wszystkich problemów współczesnego społeczeństwa. Nazwijmy go „kompleksem Tołstoja”
(…)
Świat ten nie jest miejscem naszego szczęścia. Nie został stworzony po to, by człowiek był szczęśliwy, chociaż wiele ludzi uważa, że właśnie sens istnienia świata, w którym żyją, do tego się sprowadza. Wydaje mi się jednak, że świat istnieje po to, by toczyła się walka, walka dobra ze złem wewnątrz nas, by dobro zwyciężyło i tym samym ludzie rozwijali się duchowo. (…)
Sztuka zawiera w sobie tęsknotę za ideałem. Powinna budzić w człowieku nadzieję i wiarę. Nawet jeśli świat, o którym mówi artysta, nie zostawia miejsca na nadzieję. Powiem więcej: im bardziej posępny jest świat pojawiający się na ekranie, tym jaśniej powinien ujawniać się uwidaczniać leżący u podstaw twórczej koncepcji reżysera ideał, tym wyraźniej powinien się otwierać przed widzem możliwość wzniesienia się na wyżynę duchową.

*Wybór fragmentów wywiadów, wypowiedzi i publikacji Andrieja Tarkowskiego z lat 1960-1986. Wybrał, opracował i przedmową opatrzył S. Kuśmierczyk. Wydano w 1989 roku.





Juan Gelman

1930-2014, Argentina

no cesa

A ver si esta pena se deshace
en cuatro pájaros, uno
que toque tu cristal
con mano suave. Es
lo oculto que a veces
saca cabeza y pía
en el incendio de lo andado.
Tanto se vive sin vivir.
Bracea la medialma en órbitas
de voces, frases, la marea
de lo que se perdió.
Allá lo arriba, aquí
la lengua del burlado.
Una inocencia pasa
a horcajadas de la culpa, cae
el otoño en
la muerte íntima.

Dibujos de Judith Roston Freilich

Tłum. Ada Trzeciakowska

Nie ustaje

Zobaczmy, czy ból się rozpadnie
na cztery ptaki, jeden
niech dotknie twej szyby
łagodnym ramieniem. Jest
tym co ukryte, co czasem
wystawia łepek i kwili
w pożodze tego co przebyliśmy.
Przeżywamy tyle nie doświadczając.
Półduszy macha skrzydłami na orbitach
głosów, zdań, pływów
tego, co utracone.
Tam, to co w górze, tu
język wyszydzonych.
Niewinność uchodzi
okrakiem na winie, jesień
zapada w
intymną śmierć.

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Ezequiel Zaidenwerg

PARA JESSICA, MI HIJA

Esta noche, salí a caminar
cerca de casa, y tuve miedo no
del camino sinuoso que tomé
en el amor y el ego, sino más
bien de lo oscuro y lo lejano. Anduve
oyendo el viento y percibiendo el frío,
pero a mí me afligían las estrellas
que ardían en el gran arco del cielo.

Jessica, es más sencillo concebir
nuestras vidas andando entre el efímero
resplandor de las hojas, disfrutando
de aquello que tenemos, que pensar
cómo será posible que unos seres
como nosotros, tan pequeños, puedan
atravesar lo oscuro sin buscar
algún rumbo visible o un destino.

Sin embargo, recuerdo que hubo veces
en que debajo de ese mismo cielo
cada hueso del cuerpo se hizo luz
y la herida del cráneo se abrió para
que entrara el cosmos con sus fríos rayos,
y fueron, un instante nada más,
ellos mismos el cosmos; hubo veces
en que llegué a creer que éramos hijos
de las estrellas, que nuestras palabras
estaban hechas de ese mismo polvo
que flamea en el espacio; aquellas veces
sentía en lo incorpóreo del aliento
que el peso de un día entero se apoyaba.

Sin embargo, esta noche es diferente.
Con miedo de las sombras en que andamos
o desaparecemos por completo,
me imagino una luz que no permita
que vaguemos muy lejos; una luna
secreta o un espejo; alguna hoja
de papel, o algo que puedas llevar
por lo oscuro cuando yo ya no esté.

Fotografías de Isabella Ståhl

Tłum. Ada Trzeciakowska

Jessice, mojej córce

Idąc na nocny spacer,
pogrążony w myślach,
przeraziłem się,
nie labiryntu
który zbudowałem z miłości i siebie samego
ale tego, co odległe i ciemne.
Szedłem, nasłuchując wiatru wśród drzew,
czując ukłucia zimna na skórze,
lecz źródłem mojej udręki
były gwiazdy płonące
na strzelistym łuku nieba.

Jessico, o wiele łatwiej
przychodzi nam pojąć życie,
gdy idziemy świetlistym tunelem migoczącycg liści,
radując się tym, co mamy,
niż rozmyślając nad tym, jak to możliwe,
że stworzenia tak małe jak my
wędrują w ciemnościach
nie trzymając się żadnej drogi
nie mając celu w zasięgu wzroku.

Jednak, pamiętam chwile
pod tym samym niebem,
gdy kości w ciele stały się światłem
a rana w czaszce
otworzyła się na przyjęcie
zimnych promieni kosmosu,
i same, przez moment,
były kosmosem,
w takich chwilach, byłem stanie uwierzyć
że jesteśmy dziećmi gwiazd
a nasze słowa usnute zostały z tego samego
pyłu, który płonie w przestrzeni,
mogłem, wtedy, wyczuć po lekkości oddechu
że ciężar całego dnia
został złożony.

Ale dziś w nocy
jest inaczej.
Bojąc się ciemności
w której dryfujemy lub całkiem giniemy,
wyobrażam sobie światło
które nie pozwoliłoby nam odejść od siebie za daleko,
sekretny księżyc lub lustro,
kartkę papieru,
coś, co mogłabyś nieść
w mroku
gdy ja zgasnę.

For Jessica, My Daughter


Tonight I walked,
lost in my own meditation,
and was afraid,
not of the labyrinth
that I have made of love and self
but of the dark and faraway.
I walked, hearing the wind in the trees,
feeling the cold against my skin,
but what I dwelled on
were the stars blazing
in the immense arc of sky.

Jessica, it is so much easier
to think of our lives,
as we move under the brief luster of leaves,
loving what we have,
than to think of how it is
such small beings as we
travel in the dark
with no visible way
or end in sight.

Yet there were times I remember
under the same sky
when the body’s bones became light
and the wound of the skull
opened to receive
the cold rays of the cosmos,
and were, for an instant,
themselves the cosmos,
there were times when I could believe
we were the children of stars
and our words were made of the same
dust that flames in space,
times when I could feel in the lightness of breath
the weight of a whole day
come to rest.

But tonight
it is different.
Afraid of the dark
in which we drift or vanish altogether,
I imagine a light
that would not let us stray too far apart,
a secret moon or mirror,
a sheet of paper,
something you could carry
in the dark
when I am away.

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Dámaso López García

Mañana, mediodía y noche

III

Estas noches de rosas y púrpuras que se desvanecen, de extraño calor
Que nos acaricia la piel hasta que caemos dormidos y vagamos hacia lugares
Que esperábamos que siempre estuvieran fuera de nuestro alcance…
las profundidades
En las que nada florece, donde todo lo que ocurre parece que es
Para siempre. Sudamos, rogamos que nos liberen
En el día siguiente a tiempo y nos asusta la idea
De no llegar allí nunca y de no tener más remedio que vagar a la deriva olvidados
En un mar de media noche donde cada mil años se avista un barco o un cisne
O un nadador ahogado cuya imaginación ha sobrevivido a su destino y que nada
Para demostrar, a nadie en concreto, cuán falsa ha sido su vida.

Fotograma de Un viaje alucinante al fondo de la mente de Ken Russel; cuadro de Montserrat Gudiol; fotografía propia

Tłum. Ada Trzeciakowska

Ranek, południe i noc

III

Te noce rozpraszających się różów i purpur, dziwnego ciepła
muskającego nam skórę, póki nie zaśniemy i zabłądzimy w miejsca
które, oczekiwaliśmy, że pozostaną niedosięgłe, w głębiny
gdzie nie kwitnie nic, gdzie wszystko co się dzieje wydaje się
być na zawsze. Pocimy się i błagamy o uwolnienie
następnego dnia na czas, i ogarnia nas panika na myśl
że nigdy się tam nie dostaniemy i przyjdzie nam dryfować w zapomnieniu
po nocnym morzu, gdzie raz na tysiąc lat widuje się statek, lub łabędzia
lub pływaka topielca, którego wyobraźnia przerosła jego los, i pływa
by dowieść, nie wiadomo komu, jak nieprawdziwym było jego życie.

Morning, Noon, and Night

III

These Nights of pinks and purples vanishing, of freakish heat
That strokes our skin until we fall asleep and stray to places
We hoped would always be beyond our reach the deeps
Where nothing flourishes, where everything that happens seems
To be for keeps. We sweat, and plead to be released
Into the coming day on time, and panic at the thought
Of never getting there and being forced to drift forgotten
On a midnight sea where every thousand years a ship is sighted, or a swan,
Or a drowned swimmer whose imagination has outlived his fate, and who swims
To prove, to no one in particular, how false his life had been.

Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Enhorabuena a Eva, por segundo año consecutivo nominada al Premio Literario Gdynia.

Trad. Ada Trzeciakowska

Interior:

tienes en el corazón un corazón de piedra, tienes una roca
en la mirada y hueles a grava. Muerto
de nacimiento, tu madre te infectó con el frío.
es un virus llamado la lengua de los carámbanos.
dices, escribe cuando estás irritada. escribo, pues, mi frío,
porque la vida no me acaricia, me azota,
como si tuviera la piel de rinoceronte, como si mi piel fuera
de metal, a ser posible duro como las nueces. A veces las recojo
y las casco, miro y dentro está la tierra, está la gente
y ahí está mi vida en la piel de rinoceronte. es un error –
dices. lo sé, la gente de la nuez está equivocada e incluso
yo de la nuez tengo un problema con ello.

de Incendiemos mi sangre (junio 2022)

Póster de Romuald Socha

wnętrze:

masz w sercu serce z kamienia, masz głaz
w spojrzeniu i pachniesz żwirem. Martwy
od urodzenia, matka zainfekowała cię zimnem.
to wirus zwany językiem sopli.
mówisz pisz, gdy jesteś zła. więc piszę, moje zimno,
bo życie mnie nie głaszcze, tylko smaga,
jakbym miała skórę nosorożca, jakby moja skóra była
z metalu, najlepiej twardego jak orzechy. czasem zbieram je
i łupię, patrzę, a w środku jest ziemia, są ludzie
i jest moje życie w skórze nosorożca. to pomyłka –
mówisz. wiem, ci ludzie z orzecha się mylą i nawet
ja z orzecha mam z tym zagwozdkę.

z Zapalmy moją krew (czerwiec 2022)

Edward Stachura

1937-1979, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Verás

Ah, cuando ella deje de amarte:
¡Ya lo verás!
Verás la noche en medio del día,
Negro cielo en lugar de estrellas;
Lo verás todo igual
Como lo veo yo.

Y la tierra, ya lo verás,
La tierra no será más tierra:
No te querrá llevar.

Y el fuego, ya lo verás,
El fuego no será más fuego:
No podrás vadearlo.

Y el agua, ya lo verás,
El agua no será más agua:
No te refrescará.

Y el viento, ya lo verás,
El viento no será más viento:
No te calmará.

Ah, cuando ella deje de amarte:
Ya lo verás.
Verás tu propio rostro extraño,
Los ojos tan grandes que tiene el miedo;
Lo verás todo igual
Como lo veo yo.

Y todos los elementos,
Todos te maldecirán:
¡Más vale que desaparezcas sin dejar rastro!

Fotografías: René Groebli

Zobaczysz

Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz noc w środku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.

A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.

A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.

A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.

A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić.

Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obcą własną twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.

I wszystkie żywioły,
Wszystkie będą ci złorzeczyć:
Lepiej byś przepadł bez wieści!

Minerva Margarita Villarreal

1957 – 2019 México

A EDUARDO CHILLIDA

La pátina del hierro el amarillo adobe el óxido adoquín
Un eco un chillido un pájaro elevando
los incendiados muros
que el fuego amó
Gravitaciones torceduras
En el margen turbio de las cosas
brilla el silencio
La paila
bajo la teja
que da al patio
de mosaicos rojos
Entro y salgo
y la puerta es tu pecho
entro y salgo
y tus labios me besan
me besa tu inclemencia
me atraviesa tu aliento
Verde sed
a la orilla del río
suntuosidad de hojas flotantes
de viñas y de higueras
cuyos frutos
devoran los pájaros
Las perlas o la sangre
manteles de alabastro
las copas esparcidas
el hierro donde clavaste
el corazón
Todo flota
y el espacio deja de serlo
La muerte y lo que llama de la muerte
Entro y salgo
en el instante en que el vino
se vierte sobre la mesa
y de la lluvia
vuelven tus pies
a mi pecho
y mi lengua en tus dedos
Porque la noche fue
contada entre los días
y vino entre los meses
y prendió su grano de luz
Cuando este templo asciende
en este espacio
en esta mesa

Proyecto Tindaya de Eduardo Chillida

Tłum. Ada Trzeciakowska

DO EDUARDO CHILLIDY

Patyna żelaza żółta glina rdzawy bruk
Echo, krzyk, ptak unoszący
nadpalone mury
który ukochał ogień
Grawitacje skręty
Na mętnym marginesie rzeczy
lśni cisza
Misa
pod glinianym daszkiem
wychodzącym na dziedziniec
z czerwonej mozaiki
Wchodzę i wychodzę
a drzwi to twoja klatka piersiowa
Wchodzę i wychodzę
a twoje usta całują mnie
całuje mnie twoja nieugiętość
twój oddech mnie przeszywa
Zielone pragnienie
na brzegu rzeki
przepych unoszących się liści
winorośli i drzew figowych
których owoce
pożerają ptaki
Perły lub krew
alabastrowe obrusy
rozrzucone kielichy
żelazo, w które wbiłeś
serce
Wszystko się unosi
a przestrzeń przestaje być sobą
Śmierć i to, co od śmierci przyzywa
Wchodzę i wychodzę
w chwili, gdy wino
wylewa się na stół
i z deszczu
powracają twoje stopy
do mojej piersi
a mój język w twoich palcach
Ponieważ noc była
opowiadana w ciągu dnia
i nadszedł przeciągu miesięcy
i zapalił swoją bryłkę światła
Gdy ta świątynia wznosi się
w tej przestrzeni
przy tym stole

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Adalber Salas Hernández

Puerto oscuro. XXX

Hay un camino que cruza el desfiladero,
un río junto al camino, un bosque.
Si hay más, aún no lo veo.

Puede decirse, sin embargo, que ha sido
un siglo sorprendente cuando menos para la moda;
las valientes modelos retienen las lágrimas

al pensar en los millones de judíos y serbios
asesinados por Hitler. El fotógrafo mantiene firme
el pulso mientras reflexiona

sobre los mujiks despachados por Stalin.
Subieron y bajaron las faldas. Los pechos se estilaron
y pasaron de moda, cambió el largo del pelo.

Pero el camino que serpentea en el desfiladero
está cubierto de nieve y el río fluye bajo el hielo.
Los esquiadores se mueven, como los secretos,

entre los árboles del bosque aprisionados en cristal.
El día forma una fabulosa jaula de frío alrededor de mi cara.
Cada vez que respiro escucho algo quebrándose.    

Fotogramas: Blow up de M. Antonioni; La tierra de Aleksander Dovzhenko, Montaña en sombra Lois Patiño

Tłum. Ada Trzeciakowska

Mroczna przystań. XXX

Wąwozem biegnie droga,
Przy drodze rzeka, a obok las.
Jeśli jest coś ponadto, nie zauważyłem.

Mimo wszystko można powiedzieć, że było to
Wspaniałe stulecie, przynajmniej dla mody;
Brawura z jaką modelki tłumiły łzy

Myśląc o milionach Żydów i Serbów
Zabitych przez Hitlera, z którą fotograf
Trzymał aparat bez poruszenia, rozmyślając

O mużykach, którymi zaopiekował się Stalin.
Z którą spódnice się podnosiły i obniżały; piersi
Obnażały i chowały; a włosy rosły i skracały się.

Lecz drogę wijącą się wąwozem
Pokrywa śnieg, a rzeka płynie
Skuta lodem. Narciarze posuwają się szusami

Jak sekrety wśród lasu kryształowych drzew.
Dzień wykuł mi z mrozu baśniową klatkę wokół
Twarzy. Gdy biorę oddech, słyszę trzask rys.

dark harbour

There is a road through the canyon,
A river beside the road, a forest.
If there is more, I haven’t seen it yet.

Still, it is possible to say this has been
An amazing century for fashion if for nothing else;
The way brave models held back their tears

When thinking of the millions of Jews and Serbs
That Hitler killed, and how the photographer
Steadied his hand when he considered

The Muzhiks that Stalin took care of.
The way skirts went up and down; how breasts
Were in, then out; and the long and the short of hair.

But the road that winds through the canyon
Is covered with snow, and the river flows
Under the ice. Cross-country skiers are moving

Like secrets between the trees of the glassed-in forest.
The day has made a fabulous cage of cold around
My face. Whenever I take a breath I hear cracking.

José Lezama Lima

1910-1976, Cuba

Analecta del reloj

X y XX

(…) Claro está que la discontinuidad tiene la misma raíz que la esencia perfectible, es solo el arco tenso. Es imposible representarse la corriente del devenir que choca con la discontinuidad. La poiesis es la forma o máscara de esa discontinuidad, es la única forma de provocar la visibilidad de lo creativo. (…) Me parece feliz la frase de Valéry, aristocracia discontinua, hablando de Mallarmé. Así como Platón no pudo llegar en el Parménides a una definición de la unidad, podemos seguir pensando en la continuidad misteriosa, casi diríamos anteriormente resuelta de la poesía. Discontinuidad aparente; enlace difícil de las imágenes. Continuidad de esencias; prolongación del discurso y solución incomprensible de los enlaces, que nos hacen pensar en que el papel en que se apoyan desaparecería, seguiría trazando los signos en el aire, que de ese modo afirmaría su necesidad, su presencia incontrovertible, ¿es entonces el papel una red?; pero añadamos ¿el pensamiento pescado tiene que ser un pez muerto?
¿La poesía tiene que ser discontinuidad o un ente? ¿Es lo más valioso de ella el momento en que se verifica su ruptura? ¿Es posible una adaptación al no ser y después constituirse en ente? Si acaso existiera una proliferación incesante de lo discontinuo, no sabemos si tendríamos la suficiente fuerza óptica y si ello pudiera nacer con una imantación coincidente. O tal vez pudiéramos integrar un cuerpo de semejanzas cuando uno de sus extremos se humedece en las desemejanzas más laboriosas. Por eso creemos que algún día tendrá una justificación óntica el tamaño de un poema. Es decir, el tiempo que resiste en palabras la fluencia de la poesía, puede convertirse en una sustancia establecida entre dos desemejanzas, entre dos paréntesis que comprenden a un ser sustantivo, que hace visible en estática momentánea una terrible fluencia, limitada entre el eco que se precisa y una coincidencia en el no ser, con los enemigos de nuestro cuerpo y de nuestra conciencia, que están prestos a destruirse en un ruido arenoso, pero que es la única nube que puede trasladar la piedra del río al espejo asustado de nuestra conciencia, despertada en el amanecer de lo desconocido incorporado como soplo.

Fotograma de Stromboli de Roberto Rossellini

Tłum. Rajmund Kalicki

Wazy orfickie

X i XX

(…) Oczywiście, że brak continuum, nieciągłość, ma to samo źródło, co każda istota niedoskonała; jest tylko napiętym łukiem. Nie sposób ukazać ciągłego strumienia przemijania zderzającego się z nieciągłością. Poiesis jest formą lub maską owej nieciągłości, jest jedyną formą unaocznienia tego, co twórcze. (…) Nieciągła arystokracja, określenie Paula Valéry’ego w odniesieniu do Mallarmégo wydaje mi się nadzwyczaj trafne. Tak jak Platon nie był w stanie ogarnąć w Parmenidesie pojęcia jedni, tak i my możemy tylko rozmyślać o tajemniczej, można by rzec ustalonej uprzednio, ciągłości poezji. Pozorna nieciągłość; znojne połączenia obrazów. Ciągłość prawd istotnych; trwałość myśli i niepojęte rozwiązanie owych łączeń, które każą nam myśleć, że wspierający je papier znika, że kreślą dziwne figury w powietrzu, aby w ten sposób dać świadectwo swej niezbędności, dowód swego nieodwracalnego istnienia. Czyżby papier był zatem siecią? I dodajmy: czy złowiona myśl musi być śniętą rybą?
Czy poezja powinna być nieciągłością, czy też bytem? Czy najcenniejsza jest w niej owa chwila, kiedy słowa się urywają? Czy można przystosować się do niebytu, a potem stać się bytem? Gdyby przypadkiem owa nieciągłość nieustannie się rozszerzała, nie wiemy nawet, czy starczyłoby nam sil, żeby to dostrzec, i czy owo rozszerzanie się nie przerodziłoby się we wzajemne przyciąganie. A może potrafilibyśmy utworzyć z podobieństw ciało, którego jeden kraniec nurzałby się jeszcze w mozolnych niepodobieństwach. Dlatego wierzymy, że pewnego dnia rozmiar wiersza znajdzie swe ontyczne usprawiedliwienie. Znaczy to, że czas, jaki poezja więzi w słowach, może przekształcić się w materię wtłoczoną między dwa niepodobieństwa, dwie otchłanie zawierające jakiś byt, który przez swój chwilowy bezruch unaocznia cały ów okrutny strumień przemijania między echem i niebytem, wrogami naszego ciała i naszej świadomości, łatwo zniszczalnymi w piaszczystym poszumie – strumień, który jest zarazem jedyną siłą zdolną przynieść rzeczny kamień przed wylęknione zwierciadło naszej świadomości, przebudzonej pod tchnieniem nieznanego.

Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

Trad. Xaverio Ballester

Los Cinco

1
Se los llevan de buena mañana
al patio de piedra
y los colocan contra la pared

cinco hombres
dos muy jóvenes
los demás en plena madurez

nada más
se puede decir de ellos

2
cuando el pelotón levanta
el arma y apunta
todo de repente aparece
bajo la deslumbrante luz
de la evidencia

la tapia amarilla
el frío azul del cielo
una negra alambrada sobre la tapia
haciendo de horizonte

este es el momento
para la rebeldía de los cinco sentidos
que de buen grado huirían
como las ratas del barco que naufraga

antes de que la bala alcance su objetivo
el ojo percibirá el vuelo del proyectil que se acerca
el oído registrará un susurro de acero
las narices se llenarán de un humo acre
un pétalo de sangre rozará el paladar
y el tacto se contraerá y relajará

ahora yacen ya sobre tierra
cubiertos por una sombra hasta sus ojos
el pelotón se aleja
sus botones correas
y cascos de acero
están más vivos
que los yacentes al pie del muro

3
no me he enterado hoy de esto
lo sabía no precisamente desde ayer
entonces por qué estuve escribiendo
fútiles poemas sobre flores

de qué hablaban los cinco
la noche antes de su ejecución

de sueños proféticos
de una aventurilla en un burdel
de recambios de coche
de una travesía en barco
de que cuando le salieron las picas
no debía haber abierto
de que el vodka es mejor
el vino da dolor de cabeza
de chicas
de frutas
de la vida

así pues podemos
usar en poesía nombres de pastores griegos
podemos dejarnos tentar por perpetuar el color del cielo matinal

escribir sobre el amor
y también
una vez más
con seriedad de mortales
ofrecer al mundo traicionado
una rosa

Foto propia

Pięciu

1
Wyprowadzają ich rano
na kamienne podwórze
i ustawiają pod ścianę
pięciu mężczyzn 
dwu bardzo młodych
pozostali w sile wieku

nic więcej
nie da się o nich powiedzieć

2
kiedy pluton podnosi
broń do oka
wszystko nagle staje
w jaskrawym świetle
oczywistości

żółty mur
zimny błękit
czarny drut na murze
zamiast horyzontu

jest to moment
buntu pięciu zmysłów
które rade by uciec
jak szczury z tonącego okrętu

zanim kula dojdzie do miejsca przeznaczenia
oko zauważy nadlatujący pocisk
słuch utrwali stalowy szelest
nozdrza napełnią się ostrym dymem
muśnie podniebienie płatek krwi
a dotyk skurczy się i rozluźni

teraz już leżą na ziemi
cieniem nakryci po oczy

pluton odchodzi
ich guziki rzemienie
i stalowe hełmy
Są bardziej żywe
od tych leżących pod murem

3
nie dowiedziałem się dzisiaj
wiem o tym nie od wczoraj
więc dlaczego pisałem
nieważne wiersze o kwiatach
o czym mówiło pięciu
w nocy przed egzekucją

o snach proroczych
o przygodzie w burdelu
o częściach samochodu
o morskiej podroży
o tym że jak miał piki
nie trzeba było zaczynać
o tym że wódka najlepsza
po winie boli głowa
o dziewczynach
owocach
o życiu

a zatem można
używać poezji imion greckich pasterzy
można kusić się o utrwalenie barwy porannego nieba
pisać o miłości
a także
jeszcze raz
ze śmiertelną powaga
ofiarować zdradzonemu światu
różę

Transl. Czesław Miłosz and Peter Dale Scott

Five men

1
They take them out in the morning
to the stone courtyard
and put them against the wall

five men
two of them very young
the others middle-aged

nothing more
can be said about them

2
when the platoon
level their guns
everything suddenly appears
in the garish light
of obviousness

the yellow wall
the cold blue
the black wire on the wall
instead of a horizon

that is the moment
when the five senses rebel
they would gladly escape
like rats from a sinking ship

before the bullet reaches its destination
the eye will perceive the flight of the projectile
the ear record a steely rustle
the nostrils will be filled with biting smoke
a petal of blood will brush the palate
the touch will shrink and then slacken

now they lie on the ground
covered up to their eyes with shadow
the platoon walks away
their buttons straps
and steel helmets
are more alive
than those lying beside the wall

3
I did not learn this today
I knew it before yesterday
so why have I been writing
unimportant poems on flowers
what did the five talk of
the night before the execution

of prophetic dreams
of an escapade in a brothel
of automobile parts
of a sea voyage
of how when he had spades
he ought not to have opened
of how vodka is best
after wine you get a headache
of girls
of fruit
of life

thus one can use in poetry
names of Greek shepherds
one can attempt to catch the color of morning sky

write of love
and also
once again
in dead earnest
offer to the betrayed world
a rose

Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Me miro las manos

me miro las manos

me recuerdan la vejez, un puñado de
hojas secas, han estado conmigo toda la vida,
y ahora se están agrietando como la polipiel.
les gustaría humedecerse, para poder guardar silencio.

para poder llorar las lágrimas que contengo
con los párpados igual que aprieto la mandíbula.

cruzo las manos en forma de pirámide,
como si me estuviera disparando.

me arranco los padrastros de las uñas.
quiero acelerar mi muerte, porque puedo.
tal vez un día, junto con las rebabas, perderé
las uñas, el pelo, la piel, las ciudades,
pueblos, bosques, animales y niños
humanos, a los hombres adultos les perdonaré la vida

para que lloren por nosotros

Brazo olvidado de Francisco Remiseiro #franciscoremiseiro

patrzę na swoje dłonie

patrzę na swoje dłonie

przypominają mi starość, trochę
suchych liści, całe życie były ze mną,
a teraz pękają jak skaj. najchętniej
by zawilgotniały, by móc milczeć.

by móc płakać łzami, które ściskam
powiekami tak. jak zaciskam szczękę.

składam dłonie w piramidkę,
jakbym strzelała do siebie.

skubię skórki przy paznokciach.
chcę przyśpieszyć swoją śmierć, bo mogę.
może kiedyś razem z zadziorami stracę
paznokcie, włosy, skórę. dom. miasta,
wsie, lasy i zwierzęta oraz ludzkie
dzieci, dorosłych mężczyzn oszczędzę,

by płakali po nas


Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

¡Felices fiestas, paz e ilusión

(por muy modesta que sea)!

Trad. Ada Trzeciakowska

JARDÍN DE INVIERNO

Como hojas se caían los párpados se corroían tiernas miradas
bajo la tierra temblaban las gargantas sofocadas de las aguas
al final calló la voz del ave la última hendidura entre la piedra
y entre las plantas más diminutas la inquietud murió como un lagarto

verticales líneas de árboles en báscula del horizonte
un rayo oblicuo cayó sobre la tierra que se quedó inmóvil
La ventana ya está cerrada Se detuvo el jardín de invierno
Los ojos están húmedos y una nube junto a los labios

– quién fue el pastor que rescató los árboles Quién tocó
para reconciliarlo todo mano rama y cielo
su forminge real como brazos de la muerta
lleva el boreal Orfeo

pataleo de angelicales pies sobre la cabeza
como escamas de alas cae la nieve
la calma es una línea perfecta que
iguala la tierra con la constelación de Libra

para huerto blanco brotes de miradas – que no vuelva a herirnos jamás el amor
para hados crueles un puñado de pelos – que en el aire purísimo se consuman

Fotos propias. Vaciamadrid.

¡wesołych Świąt, pełnych spokoju i nadziei

(choćby najskromniejszej)!

zimowy ogród

Jak liście opadały powieki kruszyła się czułość spojrzeń
drżały pod ziemią jeszcze zduszone gardła źródeł
na koniec zamilkł głos ptaka ostatnia szczelina w kamieniu
i wśród najniższych roślin niepokój zmarł jak jaszczurka
 
pionowe linie drzew na horyzontów wadze
ukośny promień padł na zatrzymaną ziemię
Okno zamknięte jest Stanął zimowy ogród
Oczy wilgotne są i mały przy ustach obłok
 
– jaki to pasterz wyprowadził drzewa Kto grał
tak aby wszystko pogodzić rękę gałąź i niebo
formirtgę pewną jak ramiona zmarłej
północny niesie Orfeusz
 
tupot anielskich ponad głową stóp
jak łuska skrzydeł leci śnieg
cisza jest linią doskonałą która
porówna ziemię z gwiazdozbiorem Waga
 
zimowym sadom pąki spojrzeń – niech miłość nas już nie kaleczy
okrutnym losom włosów garść – niech spala się w powietrzu czystym 

Transl. Alissa Valles

Winter Garden

Eyelids fell like leaves the tenderness of glances crumbled
the stifled throats of springs still trembled under the earth
finally the bird’s voice fell silent the last crevice in a rock
and down amid the lowest plants unrest froze like a lizard

plumb lines of trees on the horizon’s scales
a slanting ray fell on an earth come to a halt
The window is shut The winter garden froze
Eyes are teary little clouds form at the mouth

—what shepherd led the trees off Who played
to reconcile everything hand branch and skies
a phorminx sure as a dead woman’s shoulders
carried by a northern Orpheus

a patter of angelic feet over our heads
snow falls like wings shedding scales
quietness is a perfect line which brings
earth level with the constellation Libra

buds of glances for winter orchards—may love not wound us
a clutch of hair for cruel destiny—may it burn in the pure air

Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

(….) hay realidades que, si se relataran de forma realista, causarían heridas tan profundas que tenemos que desacelerar su comunicación, para que la experiencia pueda alcanzarlas. Con esta noción describió lo que hace una metáfora, lo que genera la poesía. Frente a la experiencia insoportable, la poesía configura los vasos, los laberintos, los hilos, en los que el terror se desacelera lo suficiente como para que nuestra experiencia sensorial pueda enfrentarse a él sin resultar herida.

Alexander Kluge «The moment of tragic recognition with a happy ending» (The Power of Intellectuals in Contemporary Germany» ed. Michael Geyer

Trad. Xaverio Ballester

dos gotas

Los bosques ardían –
mas ellos
en sus cuellos enredaban los brazos
como ramos de rosas

la gente corría a los refugios –
él decía que su esposa tenía cabellos
en los que uno podía esconderse

cubiertos con una sola manta
musitaban impúdicas palabras
la letanía de los amantes

Si la cosa se ponía muy fea
saltaban en los ojos del otro
y los cerraban con fuerza

con tanta fuerza que no sintieron el fuego
que alcanzaba sus pestañas

hasta el final fueron audaces
hasta el final fueron fieles
hasta el final fueron parecidos
 como dos gotas
detenidas al borde de la cara

Posters y fotogramas de El último día de verano y El Día de los Fieles Difuntos de Tadeusz Konwicki (escritor, guionista, director polaco)

(…) istnieją rzeczywistości, które, gdyby je realistycznie przedstawić, spowodowałyby tak głębokie rany, że musimy spowolnić ich przekazanie, aby umożliwić doświadczeniu ich dogonienie. Tym pojęciem opisał, jak działa metafora, jak powstaje poezja. W obliczu doświadczenia nie do zniesienia poezja kształtuje naczynia, labirynty, nici, w których groza zwalnia na tyle, że nasze doznania zmysłowe mogą sobie z nią poradzić bez doznania urazów.

Alexander Kluge «The moment of tragic recognition with a happy ending» (The Power of, Intellectuals in Contemporary Germany ed. Michael Geyer)

Transl. Alssa Valles

Dwie krople

Lasy płonęły –
a oni
na szyjach splatali ręce
jak bukiety róż

ludzie zbiegali do schronów –
on mówił że żona ma włosy
w których się można ukryć

okryci jednym kocem
szeptali słowa bezwstydne
litanię zakochanych

Gdy było bardzo źle
skakali w oczy naprzeciw
i zamykali je mocno

tak mocno że nie poczuli ognia
który dochodził do rzęs

do końca byli mężni
do końca byli wierni
do końca byli podobni
jak dwie krople
zatrzymane na skraju twarzy

(…) there are realities which, if they were reported realistically, would cause such deep injuries that we have to decelerate information about them, so that experience can catch up with them. With this notion he described what a metaphor does, what poetry produces. In the face of unbearable experience, poetry shapes the vessels, labyrinths, threads, in which terror decelerates enough so that our sense experience can deal with it without being injured

Alexander Kluge «The moment of tragic recognition with a happy ending» (The Power of, Intellectuals in Contemporary Germany ed. Michael Geyer)

Two Drops

No time to grieve for roses, when the forests are burning.

—JULIUSZ SLOWACKI

The forests were on fire —
they however
wreathed their necks with their hands
like bouquets of roses

People ran to the shelters—
he said his wife had hair
in whose depths one could hide

Covered by one blanket
they whispered shameless words
the litany of those who love

When it got very bad
they leapt into each other’s eyes
and shut them firmly

So firmly they did not feel the flames
when they came up to the eyelashes

To the end they were brave
To the end they were faithful
To the end they were similar
like two drops
struck at the edge of a face

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

El sueño (el dormir)

Existe el sueño de mi lengua
que habla un idioma irrecordable
-palabras que concilian el sueño de las palabras
una vez pronunciadas-.

También existe el sueño de un instante
oculto en el interior del siguiente que alarga la noche,
y el sueño con el que duerme la ventana
que convierte en cristal el alto sueño de los árboles.

El sueño de las novelas cuando son leídas es insonoro
como el sueño de los vestidos en el cálido cuerpo de las mujeres.
Y el sueño de los truenos que acumulan polvo en días de sol
y el sueño de las cenizas una vez apagado el fuego.

El viento si se queda dormido llena el cielo.
El largo sueño del aire queda encerrado en los pulmones de los muertos.
Existe el sueño de una habitación con alguien dentro.
Incluso es posible que la luna concilie el sueño de madera.

Y existe el sueño que exige que me acueste
y deslice dentro de la oscuridad que se acerca
como otra piel en la que nunca me encontrarán
fuera de la cual jamás resurgiré.

Fotografías de René Groebli (1927, Suiza)

Tłum. Agnieszka Kołakowska

SEN

Jednym ze snów jest sen, w który zapada mój język
mówiący nieznaną mową –
słowami, które zaraz
zasypiają snem słów.

Jest też sen śpiącej chwili
ukrytej w chwili następnej, przeciągającej noc.
I sen, jakim śpi okno, przemieniający w szkło
wysoki sen śpiących drzew.

Jest sen, w który zapada powieść, gdy się ją czyta,
bezgłośny jak sen sukienki na ciepłym ciele kobiety.
Sen grzmotów pokrytych kurzem podczas słonecznych dni.
I sen, jakim śpi popiół po czymś, co dawno wygasło.

Sen, w jaki wiatr zapada, wypełnia czasem niebo.
Jest długi sen powietrza śpiącego w płucach zmarłych.
I sen, jakim śpi pokój, kiedy ktoś w nim oddycha.
Jest nawet sen księżyca śpiącego snem drewnianym.

Lecz jest jeszcze inny sen – który mi rozkazuje,
bym się położył i wślizgnął w ogarniającą mnie ciemność
jak gdyby w drugą skórę, z której nigdy nie wyjdę
i w której nikt mnie nie znajdzie.

The sleep

There is the sleep of my tongue
speaking a language I can never remember—
words that enter the sleep of words
once they are spoken.

There is the sleep of one moment
inside the next, lengthening the night,
and the sleep of the window
turning the tall sleep of trees into glass.

The sleep of novels as they are read is soundless
like the sleep of dresses on the warm bodies of women.
And the sleep of thunder gathering dust on the sunny days
and the sleep of ashes long after.

The sleep of wind has been known to fill the sky.
The long sleep of air locked in the lungs of the dead.
The sleep of a room with someone inside it.
Even the wooden sleep of the moon is possible

And there is the sleep that demands I lie down
and be fitted to the dark that comes upon me
like another skin in which I shall never be found,
out of which I shall never appear.

Edward Stachura

1937-1979, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Puesta de sol en la Provenza

Mi padre solía matar al conejo
con justicia y justo detrás de las orejas
más con cuánta más demora morían
los esbeltos candelabros de las tuyas
y las cuestas suaves
como los ojos de las odaliscas de Mongolia
Se desvanecían con el humo
los tulipanes de las exaltaciones
mientras la luna…
oh, la luna
como una pata de conejo arrojada al aire

Foto: Gramhir

Zachód słońca w Prowansji

Mój ojciec zabijał królika
sprawiedliwie i tuz za uszami
a jakże powolniej umierały
wysmukle świeczniki drzew tujowych
i zbocza łagodne
jak oczy mongolskich nałożnic
Ulatywały z dymem
tulipany snutych zachwytów
dopóki księżyc…
o, księżyc
jak podrzucona wysoko łapka królika

Maricela Guerrero

1977 – , México

A Centrax Runner por haber sugerido el poema y aportar las imágenes

Superficies en contacto

Cuando dos superficies entran en contacto y una de ellas se pone en movimiento existe una fuerza que se opone, dicha fuerza recibe el nombre de fricción y es la causa de que se produzca calor cuando se frota una superficie contra otra.

Desperté sobre una plancha,
millones de mariposas blancas aleteando alrededor de mi cuello:
como una nube de arroz sobre un novio en negro y una novia en blanco
en las escalinatas de una catedral.

Afuera el ruido blanco de un televisor sin señal: estática.
Desperté sobre una plancha, estática,
como una ecuación con dos incógnitas.

Lo que no conozco, lo que no intuyo es cómo atajar este problema.
 
¿Tú crees que el mobiliario de los parques sobreviva a los planes sexenales y a las promesas de campaña?
¿Tú crees que la vida tal y como la conocemos siga un plan cósmico?

Hubo una vez un parque con una resbaladilla gigante: una mole de concreto porcelanizada, lisa y brillante.

Dice el ingeniero que habrá que plantearse un problema.
Plantearse un problema es una forma de entrar en movimiento.
Los ingenieros se plantean problemas y sonríen. Hay problemas con soluciones y problemas sin soluciones:
problemas redondos y alegres que rebosan: se deslizan en las conversaciones de los que menos tienen, se esparcen
esporádicos, ¿cuántas formas posibles de fecundación habrá en el plan cósmico?

Un problema puede ser el desgaste de los materiales:
otro problema puede ser, cuánto dura una ficción al ponerse en contacto con una realidad posible e imposible al mismo tiempo:
como cuando tu mano izquierda no sabe lo que hace tu mano derecha y al revés: el revés es una hermosa y blanca ficción.
¿Puede la vida sobrevivir en una luna donde llueve metano y otros gases?

Como en los chistes puede que haya ficciones blancas y ficciones coloridas o coloradas.
Más vale una vez colorada que cien descoloridas, eso mi abuela decía y parecía una ley de la física, una verdad científica probada por ingenieros y mentes brillantes.
Otro problema podría plantearse así: dígame usted, señor, señora, señorita ¿cuánto calor produce la fricción entre dos superficies conocidas o desconocidas?
Si el movimiento produce fricción y la fricción calor, ¿Por qué estoy tan fría?
Pensó y pensó mientras mariposas blancas aleteaban alrededor de su cuello.
Otro y otro y otro y la anémona se quedó pensando en los miles y millones de problemas que podría plantearse
y cada problema era una mariposa blanca aleteando alrededor del cuello de una ballena blanca y hambrienta varada en una plancha de disección.

Las bacterias que pueden sobrevivir en charcos de ácido a veces son las que menos tienen.
La vida en una luna de Saturno es como rara como los organismos que respiran nitrógeno e hidrocarburos y excretan metano.
El plan sexenal impulsará traer hidrocarburos de charcos lejanísimos y bacterias para los que menos tienen.
La vida como la conocemos es una fricción infinita de fuerzas que se caen bien y de fuerzas que se repelen:
de fuerzas que danzan y de fuerzas que se paralizan sobre planchas de disección infinitas.

Gráficas de Centrax Runner, collage propio a partir de un fotograma de Mediterráneo de Jean-Daniel Pollet

Z podziękowaniami dla Centrax Runnera:

Tłum. Ada Trzeciakowska

Stykające się płaszczyzny

Kiedy dwie płaszczyzny stykają się ze sobą a jedna z nich zaczyna się poruszać, działa na nie przeciwna siła, którą nazywamy tarciem i która jest przyczyną powstawania ciepła, kiedy jedna z płaszczyzn ociera się o drugą.

Obudziłam się na stalowym blacie,
miliony białych motyli trzepotały wokół mojej szyi:
jak chmura ryżu nad panem młodym w czerni i panną młodą w bieli
na schodach katedry.

Na zewnątrz biały szum telewizora bez sygnału: statyka.
Obudziłam się stalowym blacie, statyczna,
jak równanie z dwiema niewiadomymi.

To, czego nie wiem, czego nie przeczuwam, to jak rozwiązać ten problem.

Jak myślicie, czy wyposażenie placów zabaw parku przetrwa sześcioletnie plany i wyborcze obietnice?
Czy uważasz, że życie, takim jakie je znamy, jest zgodne z kosmicznym planem?

Był sobie kiedyś park z gigantyczną zjeżdżalnią: masa porcelanowego betonu, gładka i lśniąca.
 
Inżynier mówi, że trzeba będzie sformułować problem.
Formułowanie problemu jest sposobem na wprowadzenie go w ruch.
Inżynierowie formułują problemy i uśmiechają się. Istnieją problemy z rozwiązaniami i problemy bez rozwiązań:
okrągłe i radosne problemy, które wylewają się: wślizgują się w rozmowy tych, którzy mają najmniej, rozpierzchają się
sporadycznie, ile możliwych form zapłodnienia zawiera się w kosmicznym planie?

Jednym z problemów może być zużycie materiałów:
innym problemem może być to, jak długo trwa fikcja w zetknięciu z rzeczywistością możliwą i niemożliwą zarazem:
jak wtedy, gdy lewa ręka nie wie, co robi prawa i na odwrót: a na odwrocie piękna biała fikcja.
Czy życie może przetrwać na księżycu, na którym pada metan i inne gazy?
 
Podobnie jak w przypadku humoru być może istnieją fikcje białe i podkolorowane lub czarne.
Lepsza raz podkolorowana niż sto bezbarwnych, tak mawiała moja babcia i wydawało mi się to prawem fizyki, naukową prawdą potwierdzoną przez inżynierów i genialne umysły.
Kolejny problem można by sformułować tak: niech mi pan powie, proszę pana, proszę pani, ile ciepła wytwarza tarcie między dwiema znanymi lub nieznanymi ciałami?
Jeśli ruch wytwarza tarcie, a tarcie wytwarza ciepło, to dlaczego jest mi tak zimno?
Rozmyślała bez przerwy, podczas gdy białe motyle trzepotały wokół jej szyi.
Jeszcze jeden i kolejny i ukwiał rozmyślał o tysiącach i milionach problemów, które może sobie stworzyć.
a każdy problem był białym motylem trzepoczącym się na szyi głodnego białego wieloryba, który utknął na stalowym blacie sekcyjnym.

Bakterie, które mogą przetrwać w morzach kwasu, czasami są tymi, które mają najmniej.
Życie na księżycu Saturna jest tak rzadkie, jak organizmy oddychające azotem i węglowodorami oraz wydalające metan.
Sześcioletni plan będzie dążył do dostarczenia węglowodorów z odległych mórz i bakterii dla tych, którzy mają najmniej.
Życie, takie jakim je znamy, to nieskończone ścieranie się sił, które się lubią i sił, które się odpychają:
sił, które tańczą i sił, które leżą sparaliżowane na nieskończonych stalowych blatach sekcyjnych stołów.

Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

Trad. Xaverio Ballester

LAS ENAJENACIONES DE DON COGITO

Don Cogito sujeta entre sus brazos
la caliente ánfora de una cabeza

el resto del cuerpo le queda oculto
y puede verlo solo su tacto

examina la cabeza durmiente
ajena pero llena de sensibilidad

una vez más
constata con asombro
que existe alguien más allá de él
impenetrable
como una piedra

con unos límites
que se abren
solo por un instante
después el mar lo lanza
contra un acantilado

con su propia sangre
con sus sueños ajenos
armado de su propia piel

Don Cogito aparta
con delicadeza
la dormida cabeza
para no dejar
sus huellas digitales
en la mejilla

y parte
a solas
entre la cal de las sábanas

Alienacje Pana Cogito

Pan Cogito trzyma w ramionach
ciepłą amforę głowy

reszta ciała jest ukryta
widzi ją tylko dotyk

przygląda się śpiącej głowie
obcej a pełnej czułości

jeszcze raz
stwierdza ze zdumieniem
że istnieje ktoś poza nim
nieprzenikniony
jak kamień

o granicach
które otwierają się
tylko na moment
potem morze wyrzuca
na skalisty brzeg

o własnej krwi
obcym śnie
uzbrojony w swoją skórę

Pan Cogito oddala
śpiącą głowę
delikatnie
żeby nie zostawić
na policzku
odcisków palców

i odchodzi
samotny
w wapno pościeli

Obra de Ron Hicks

Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Poema del nuevo libro de Ewa «Sombras de los perros que gimen» nominado, hace pocos días, al Premio Literario Gdynia (unos de los premios más importantes de Polonia)

Trad. Ada Trzeciakowska

puedo demostrarlo

la tapa del frasco se ha aflojado.
tal vez alguien quiso abrir el tarro con un cuchillo,
introduciendo dentro un poco de cristal, es tan
insensato, meter el ojo en el interior, girar el fondo del frasco,
a ver si afloja la tapa y la vida sabe a frambuesa.
es el otoño quien se metió dentro, lo encierro ahora
en el frigorífico y lo relamo, no quiere hablar conmigo
porque maté una araña, aunque la pude haber domesticado.
no sé de amor, ¿qué le podría haber ofrecido?
¿segunda vida en la que alimentarla con azúcar
y dejar que coma carne? Yo misma
engulliría frambuesas, como si se tratara de una enfermedad.

Fotograma de Amélie de Jean-Pierre Jeunet

Wiersz z nowego tomiku Ewy «Cienie piszczących psów», kilka dni nominowano go do Nagrody Literackiej Gdynia.

mam na to papiery

pokrywka od słoika poluzowała się.
być może ktoś chciał otworzyć słój nożem,
wprowadzając do środka trochę szkła, to takie
niemądre, pchać oko do wnętrza, przekręcać dno słoika,
bo może pokrywka odskoczy, a życie będzie malinowe.
to jesień władowała się do środka, wciskam ją teraz
do lodówki i oblizuję, nie chce ze mną gadać,
bo zabiłam pająka, a mogłam go oswoić.
nie znam się na miłości, co mogłabym mu dać?
drugie życie, w którym karmiłabym go cukrem
i pozwoliłabym mu jeść mięso? sama
żarłabym maliny, jakby to była jakaś choroba.

Juan Gelman

1930-2014, Argentina

la rueda

El arco o puente que va
de tu mano a la mía cuando
no se tocan, abre
una flor intermedia.
¿Qué toca, qué retoca, qué trastoca
ese vacío de las manos
solas en su fatiga?
Nace una flor, sí,
se agosta en mayo como una
equivocación de la lengua
que se equivoca, sí.
¿Por qué este horror?
En la página de nosotros mismos
tu cuerpo escribe.

Tłum. Ada Trzeciakowska

koło

Pomost czy łuk prowadzący
z twojej ręki do mojej kiedy
się nie dotykają, otwiera
między nimi kwiat.
Czego dotyka, co styka, co przetyka
ta próżnia rąk samotnych
w swoim znużeniu?
Rodzi się kwiat, o tak,
marznie w maju jak jakiś
błąd języka, który
błądzi, właśnie tak.
Skąd ta potworność?
Na stronie nas samych
to twoje ciało pisze.

Francesca Woodman