Michael Krüger

1943 – , Alemania

Trad. Sandra Santana

HISTORIA DE LA PINTURA

Leí una historia de la pintura,
desde sus comienzos hasta la actualidad.
Una historia de corderos blancos
antes de ser alcanzados por el rayo.
Una historia de pequeños ángeles alados
y de céspedes virginales
cubiertos de margaritas.
Una historia de la materia
y de la obtención del oro.
Una historia de lágrimas finísimas
sobre pálidos rostros.
Una historia de frentes arqueadas
y mejillas caídas.
Una historia del agua
y de cómo pintarla.
Una historia de las escuelas,
del silencio, de la lucha por la verdad.
Una historia de la violencia,
de la insidia y de la infamia,
de la infidelidad y de la traición,
de juramentos rotos, de revueltas,
y de carnicerías interminables.
En las notas al pie, también leí
una historia de la vergüenza,
una confusa historia de consuelo.
En conjunto, una bella historia,
la historia de la pintura,
Y no sólo para los ojos.
En el epílogo explica el autor
detenidamente que lo que vemos son
únicamente colores en distintos encargos.
Se olvidó del veneno
con el que estaban mezclados,
veneno para los ojos.

Fotogramas de Histoire(s) du cinéma de J.-L. Godard. «El arte» –escribía en Las voces del silencio en 1951 André Malraux, amigo de Godard y una de sus fuentes de inspiración– «no libera al hombre de ser tan solo un accidente en el universo; pero es el alma del pasado. Asegura a sus fieles que, aun cuando el hombre haya nacido para la soledad, existe en él un lazo profundo que lo une a los dioses que se alejan. Tras cada obra maestra, rueda o ruge un destino domado. Y la voz del artista extrae su fuerza de haber nacido en una soledad que apela a imponer al universo acento humano». Esa fuerza, que la obra de arte materializa, es la que nos permite «soñar con la primera noche glacial en la que una especie de gorila se sintió misteriosamente hermano del cielo estrellado»

Tłum. Ada Trzeciakowska

Historia Malarstwa

Przeczytałem historię malarstwa
od początków aż po dziś.
Historia białych jagniąt,
nim porazi je promień.
Historia małych skrzydlatych aniołów
i dziewiczych trawników,
obsypanych stokrotkami.
Historia materii
i pozyskiwania złota.
Historia najsubtelniejszych łez
na pobladłych twarzach.
Opowieść o łukowatych czołach
i zapadniętych policzkach.
Historia wody
i tego, jak ją malować.
Historia szkół,
stylów, walki o prawdę.
Historia gwałtu,
intryg i nikczemności,
wiarołomstwa i zdrady,
złamanych przysiąg, buntów
i niekończącej się rzezi.
W przypisach przeczytałem też
historię wstydu,
zawiłą historię pociechy.
W sumie piękna historia,
historia malarstwa,
i to nie tylko dla oczu.
W posłowiu autor wyjaśnia
pokrętnie, że to, co widzimy, to
to tylko farby nałożone na zlecenie.
Zapomniał o truciźnie
z nimi zmieszanej,
truciźnie dla oczu.

GESCHICHTE DER MALEREI

Ich las eine Geschichte der Malerei
von den Anfängen bis heute.
Eine Geschichte der weißen Lämmer,
bevor sie der Strahl trifft.
Eine Geschichte der kleinen, geflügelten Engel
und des jungfräulichen Rasens,
von Gänseblümchen übersät.
Eine Geschichte der Stoffe
und der Durchsetzung des Goldes.
Eine Geschichte der feinsten Tränen
auf blassen Gesichtern.
Eine Geschichte der gewölbten Stirnen
und der eingefallenen Wangen.
Eine Geschichte des Wassers
und wie man es malt.
Eine Geschichte der Schulen,
der Stile, des Kampfes um Wahrheit.
Eine Geschichte der Gewalt,
der Tücke und Gemeinheit,
der Treulosigkeit und des Verrats,
der gebrochenen Eide, der Revolten
und der nie aufhörenden Schlächtereien.
In den Fußnoten las ich auch
eine Geschichte der Scham,
eine verwickelte Geschichte des Trostes.
Insgesamt eine schöne Geschichte,
die Geschichte der Malerei,
und nicht nur für die Augen.
In seinem Nachwort erklärt der Autor
umständlich, was wir sähen, sei
nur Farbe in verschiedenem Auftrag.
Er hatte das Gift vergessen,
das ihr beigemengt war,
das Gift für die Augen.

Hans Magnus Enzensberger

1929 – 24 de noviembre de 2022 (Alemania)

Trad. Heberto Padilla

Separación

deja que se haga trizas
el cielo entre tú y yo,
que se haga trizas la bandera blanca
con que nos envolvimos en el sueño
suavemente injertados uno al otro
echando hojas futuras.

pero el lunes llegó.

quiero que llegue un viento
a borrar la verde memoria
de las coronas
y que llegue una nieve
y que se pierda el humo
encima de la casa
y que el cielo vomite
frías cenizas pacientes
y haga girar en torno a tu cabeza
y envuelva lentamente a la mía
esta nieve hecha trizas.

Fotograma de Fresas salvajes de Ingmar Bergman

Tłum. Grzegorz Prokop

Rozstanie

Niebo jest chyba rozcięte
pomiędzy tobą a mną,
i rozcięta biała flaga,
w którąśmy się otulali we śnie,
wsparci o siebie jak drzewa
i obsypani liśćmi przyszłości.
 
Nastał już poniedziałek.
 
Chyba nadejdzie wiatr
i powyrywa z koron
ich pamięć zieloną,
chyba nadejdzie śnieg
i nie będzie dymu nad domem,
i będzie rozcięty czas,
niebo, które wyrzucą
zimny cierpliwy popiół,
a na głowie twojej osiada
i osiada na mojej głowie:
rozcięty śnieg.

Charles Simic

1938 – 9 de enero de 2023 , Serbia / EE. UU

Ayer nos ha dejado Charles Simic, quedamos un poco más huérfanos de la eternidad, más solos estos días…

Trad. Ada Trzeciakowska

Fragmento de la entrevista con Charles Simic por Grzegorz Jankowicz (2011).

Mis primeros poemas aparecieron en 1959. Son muy diferentes entre sí, como si no hubieran sido escritos por el mismo autor. En ese momento, así es como escribía. Estaba abandonando a Crane por Whitman, a Whitman por Pound. Bajo la influencia de este último, por ejemplo, escribí un poema de 80 páginas sobre la Inquisición española.
Un tema sorprendente, teniendo en cuenta que separa la historia como relato de los grandes acontecimientos de la narración poética que se ocupa de los individuos y de los acontecimientos secundarios. A pesar de este claro enaltecimiento de lo individual, su poesía es a menudo impersonal…
Sí, sobre todo en mis primeros poemas. Estaba terriblemente cansado de los poetas que decían repetidamente: hago esto, hago aquello.
Esa forma poética impersonal fue una reacción a la moda de aquella época. Esto no quiere decir que en los 50 años en los que escribo y publico poemas nunca haya hablado en mi nombre o sobre mis propias experiencias. Lo he hecho muchas veces. Pero, sobre todo, he intentado compartir con el lector alguna experiencia poética sin aburrirle con cuentos sobre mis problemas.
Te gusta decir que toda la poesía auténtica es, de hecho, antipoesía.
Los poetas han dicho o escrito algunas de las cosas más estúpidas y vergonzosas de la historia del mundo, a la vez que han añadido algunas de las más bellas. Me gustan los poemas que miran con recelo los sentimientos poéticos y la retórica elevada. Los ignoran deliberadamente. Cuando el lector espera flores de papel y fruta artificial, le doy un plato de salchichas y pepinillos.
También le interesa la poesía porque complica los planes de los filósofos. ¿Cómo consigue hacerlo?
A la poesía le atormenta el miedo a la abstracción. Le interesa más el dedo meñique de la amante que cualquier teoría del universo. Insiste en que la única verdad de la que disponemos es la del momento intensamente vivido. Los poemas saben muy bien que la vida es caótica, llena de contradicciones, que las preguntas importantes siguen sin respuesta. Estoy hablando de la poesía lírica, que es el tipo de escritura que más me interesa.
Me encanta la mezcla de la tragedia y la comedia, no sólo en la poesía, sino también en cualquier relato, porque de su choque surge la imagen de la condición humana. Todavía hay gente que piensa que un poema que evoca la risa es de categoría baja. Piensan, tan equivocados, que para ser serio y prudente hay que evitar la risa como el mayor de los males.

Fragment wywiadu z Charles Simicem z 2011 roku, autor Grzegorz Jankowicz

Moje pierwsze wiersze ukazały się w 1959 r. Bardzo się między sobą różnią, jakby nie zostały napisane przez tego samego autora. W tamtym okresie tak właśnie pisałem. Crane’a porzucałem dla Whitmana, Whitmana dla Pounda. Pod wpływem tego ostatniego napisałem na przykład 80-stronicowy poemat o hiszpańskiej Inkwizycji!
Zaskakujący temat, biorąc pod uwagę, że oddziela Pan od siebie historię jako opowieść o wielkich wydarzeniach i narrację poetycką, która zajmuje się jednostkami oraz zdarzeniami pobocznymi. Pomimo tak wyraźnej nobilitacji tego, co jednostkowe, Pańska poezja bywa często bezosobowa…
Dotyczy to zwłaszcza moich wczesnych wierszy. Byłem potwornie zmęczony twórczością poetów powtarzających w kółko: robię to, robię tamto.
Bezosobowa forma poetycka była reakcją na obowiązującą podówczas modę pisarską. Nie oznacza to wcale, że w ciągu tych 50 lat, w trakcie których pisałem i publikowałem wiersze, nigdy nie mówiłem w swoim imieniu czy o własnych doświadczeniach. Robiłem to wielokrotnie. Ale ponad wszystko starałem się podzielić z czytelnikiem pewnym doświadczeniem poetyckim, nie zanudzając go przy tym opowieściami o moich problemach.
Powiada Pan z upodobaniem, że wszelka autentyczna poezja jest w istocie antypoezją.
Poeci powiedzieli lub zapisali niektóre spośród najgłupszych i najbardziej żenujących rzeczy w historii świata, dodając do tego również kilka najpiękniejszych. Lubię te wiersze, które z podejrzliwością odnoszą się do poetyckich uczuć i podniosłej retoryki. Rozmyślnie je lekceważą. Gdy czytelnik spodziewa się papierowych kwiatów i sztucznych owoców, daję mu talerz kiełbasek i pikli.
Interesuje się Pan poezją także z tego powodu, że komplikuje ona szyki filozofom. Jak udaje się jej ta sztuka?
Poezję nęka strach przed abstrakcją. Bardziej ją interesuje mały palec kochanki niż jakaś teoria wszechświata. Z uporem twierdzi, że jedyną dostępną nam prawdą jest prawda intensywnie przeżywanej chwili. Wiersze doskonale wiedzą, że życie jest chaotyczne, pełne sprzeczności, że ważne pytania pozostają bez odpowiedzi. Mówię teraz o poezji lirycznej, ma się rozumieć, czyli o tym rodzaju pisania, który interesuje mnie najbardziej.
Uwielbiam mieszankę tragizmu i komizmu – nie tylko w poezji, ale także w każdej opowieści, albowiem z ich zderzenia powstaje obraz ludzkiej kondycji. Wciąż słyszymy o ludziach, którym wydaje się, że wiersz wywołujący śmiech należy do pośledniejszego sortu. Myślą – jakże niesłusznie! – że aby być poważnym i roztropnym, trzeba unikać śmiechu jak największego zła.

Paul Celan/ H-G. Gadamer 

1920-1970, Rumanía/Alemania; 1900 – 2002, Alemania

para Adam Górski con gratitud

Trad. Adan Kovacsics / José Luis Reina Palazón

Cristal de aliento

1

PUEDES tranquilamente
agasajarme con nieve:
las veces que atravesé el verano
hombro con hombro con la morera blanca,
gritó su última
hoja.

1

PUEDES confiadamente
agasajarme con nieve:
siempre que hombro con hombro
anduve con el moral a través del verano
gritó su más joven
hoja.

Trad. Adan Kovacsics

¿Quién soy yo y quién eres tú?*

En consecuencia, volvemos a preguntar: ¿qué significa nieve en este caso? ¿Hay aquí una referencia a la experiencia de la poesía? ¿Será quizá incluso la propia palabra del poema que se afirma aquí en tanto que otorga, mediante su discreción, una quietud invernal, ofrecida como dádiva? ¿O se refiere a todos nosotros y es entonces ese mutismo que se produce tras demasiadas palabras, que todos conocemos y que a todos puede parecernos un verdadero alivio? No podemos contestar a la pregunta. La distinción entre yo y tú, entre el yo del poeta y todos nosotros, a quienes llega su poema, no se consigue. El poema dice tanto al poeta como a todos nosotros que la quietud es bienvenida. Es el mismo silencio que se oye en el cambio de aliento, en ese suavísimo reinicio en el momento de tomar aliento. Pues esto es sobre todo el “cambio de aliento”: la experiencia sensible del instante silencioso e inmóvil que transcurre entre la aspiración y la espiración. No quiero negar que Celan no sólo relaciona este momento en que cambia la respiración, el instante en que el aliento se invierte, con una autocontención inmóvil, sino que hace sonar también el matiz de la leve esperanza ligada a toda transformación. En El meridiano dice, por ejemplo: “La poesía: puede significar un cambio de aliento.” Sin embargo, difícilmente podemos atenuar por eso el significado del aliento “suave”, dominante en todo este ciclo. El presente poema es un verdadero proemio que, como en una composición musical, marca con la primera nota el tono del conjunto. En efecto, los poemas de esta serie son suaves y casi imperceptibles como el cambio de aliento. Dan testimonio de una última angustia vital y al mismo tiempo representan también una y otra vez su solución o mejor dicho: no su solución, sino su elevación a una forma sólida en el lenguaje. Se los oye como se oye la profunda quietud invernal que todo lo envuelve. Algo suavísimo cristaliza, algo pequeñísimo, ligerísimo y al mismo tiempo absolutamente preciso: la palabra verdadera.

*Comentario a Cristal de aliento de Paul Celan de Hans-Georg Gadamer

Fotografías de Wiktor Wołkow de Podlaquia

Tłum. Ryszard Mierzejewski

Kryształ oddechu

1

MOŻESZ mnie bez obaw
ugościć śniegiem:
ilekroć ramię w ramię
z drzewem morwy szedłem przez lato,
krzyczał jego najmłodszy
liść. 

Tłum. Małgorzata Łukasiewicz

Kim jestem ja i kim jesteś Ty?*

Spytajmy więc ponownie, co oznacza tu „śnieg”. Czy to aluzja do doświadczenia twórczości poetyckiej? Czy słowo samego wiersza, wypowiedź, która swą dyskrecją stwarza zimową ciszę, ofiarowywaną jak dar? Czy też odnosi się do nas wszystkich i wówczas jest umilknięciem po zbyt wielu słowach, takim umilknięciem, które wszyscy znamy i które może się wy dawać prawdziwymi dobrodziejstwem. Niepodobna na to pytanie odpowiedzieć. Nie udaje się tu przeprowadzić rozróżnienia między ja i Ty, między Ja poety i nami wszystkimi, do których wiersz dociera. Poecie, tak jak nam wszystkim, wiersz mówi. ze cisza jestczymś upragnionym. To ta sama cisza, którą słychać w chwili zaczerpnięcia tchu, kiedy tchnienie zaledwie w nas wzbiera Tym bowiem przede wszystkim jest Atemwende — zmysłowym doświadczeniem bezgłośnej, znieruchomiałej chwili między wdechem a wydechem. Otóż bezsprzecznie Celan ten moment przełamywania się oddechu, chwilę, gdy oddech nawraca, nie tylko łączy z nieruchomym trwaniem w sobie, ale pozwala, by zabrzmiała w niej cicha nadzieja związana z każdym zwrotem. Wszak w Południku Celan mówi: „Poezja: to może oznaczać zwrot w oddychaniu”. Ale wzgląd na to nie powinien osłaniać dominującego w całym cyklu znaczenia „lekkiego’ oddechu”. Ten wiersz jest prawdziwym prooemium, które niby w kompozycji muzycznej pierwszym tonem nadaje tonację całości. Wiersze z tego cyklu istotnie są tak lekkie i niemal niepostrzegalne jak zwrot w oddychaniu. Dają świadectwo skrajnej trwogi życia i zarazem wciąż na nowo ją rozpraszają — albo raczej me rozpraszają, lecz nadają jej trwały kształt językowy. Słyszy się je tak jak słychać otulającą wszystko głęboka ciszę zimowa To. co najcichsze, obraca się w kryształ to. co najmniejsze, najlżejsze i zarazem najbardziej precyzyjne: prawdziwe słowo.

* Z Czy poeci umilkną? Hansa-Georga Gadamera

Atemwende

1

DU DARFST mich getrost
mit Schnee bewirten:
sooft ich Schulter an Schulter
mit dem Maulbeerbaum schritt durch den Sommer,
schrie sein jüngstes
Blatt.

Hans Magnus Enzensberger

1929 – 24 de noviembre de 2022 (Alemania)

Trad. Heberto Padilla

Nuevos motivos por los que los poetas mienten

Porque el instante
en que la palabra feliz
se pronuncia
no es nunca el instante de la felicidad.
Porque los labios del sediento
no hablan de sed.
Porque por boca de la clase obrera
nunca oiréis las palabras clase obrera.
Porque el desesperado
no tiene ganas de decir
«estoy desesperado».
Porque orgasmo y Orgasmo
son incompatibles.
Porque el moribundo, en lugar de decir,
«me estoy muriendo»
no emite más que un ruido sordo
que nos resulta incomprensible.
Porque los vivos
son los que rompen el tímpano de los muertos
con sus terribles noticias.
Porque las palabras acuden siempre demasiado tarde
o demasiado pronto.
Porque de hecho es otro,
siempre otro,
el que habla,
y porque aquel de quien se habla
calla.

de El hundimiento del Titanic

Collage de Val Telberg (1910, Rusia-1995, EE.UU)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Nowe powody, dla których poeci kłamią

Ponieważ chwila
gdy wymawia się
szczęśliwe słowa
nigdy nie jest chwilą szczęścia.
Bo usta spragnionego
nie mówią o pragnieniu.
Ponieważ z ust klasy robotniczej
nigdy nie usłyszysz słowa klasa robotnicza.
Ponieważ człowiek w rozpaczy
nie ma ochoty mówić
«Jestem w rozpaczy».
Bo orgazm i Orgazm
są niekompatybilne.
Bo umierający, miast powiedzieć,
«Umieram»
nie wydaje nic poza głuchym dźwiękiem
która dla nas pozostaje niezrozumiały.
Ponieważ to ludzie żywi
przebijają bębenki uszu zmarłym
straszliwymi wiadomościami.
Bo słowa zawsze nadchodzą zbyt późno
lub zbyt wcześnie.
Bo tak naprawdę to drugi człowiek,
zawsze ten drugi,
jest tym, który mówi
i dlatego, że ten, o którym się mówi
milczy.

Z Zagłady Titanica

Hans Magnus Enzensberger

1929 – 24 de noviembre de 2022 (Alemania)

Trad. Heberto Padilla

Apocalipsis. Escuela umbría, hacia 1490

No es joven ya, suspira,
saca un gran lienzo, medita,
discute tenaz y largamente con el cliente,
un carmelita avaro llegado de los Abruzzos.
Prior o superior. Ya comienza el invierno.
Crujen las articulaciones de sus dedos, crujen las ramas
en la chimenea. Suspirando imprimará el lienzo,
lo dejará secar, y lo imprimará de nuevo,
bosqueja deprisa sus figuras
en cartoncitos, simples esbozos que destaca
con blanco de plomo.
Vacila, tritura los colores, los deja unas semanas.
Y un buen día, tal vez el miércoles de Ceniza
o el día de la Candelaria, al despuntar el alba,
moja el pincel en sombra calcinada:
hará un cuadro sombrío. ¿Por dónde comenzar
cuando se quiere pintar el fin del mundo?
Conflagraciones, islas a la deriva, relámpagos
y torres y almenas y pináculos cayendo con tanta lentitud.
Cuestiones técnicas, problemas de composición.
Destruir todo un mundo es difícil tarea.
Muy arduos de pintar son los sonidos, por ejemplo,
el de la cortina rasgada en el templo,
el mugir de las bestias, el trueno; pues todo
debe desgarrarse o ser desgarrado,
todo menos el lienzo. Y no puede haber dudas
sobre el plazo de entrega: a más tardar para Todos los Santos.
Es necesario que, al fondo, el mar impetuoso una y mil veces
sea matizado con verdes destellos espumosos,
atravesado por mástiles
y los barcos hundiéndose verticalmente, naufragios,
mientras afuera, en pleno mes de julio, ni un perro
cruzará la plaza polvorienta.
El pintor se ha quedado solo en la ciudad,
sin mujeres, sin discípulos ni sirvientes.
Parece fatigado, quién lo hubiera creído,
mortalmente fatigado. Todo es ocre, sin sombra,
todo petrificado, fijo en una suerte de
eternidad maligna; salvo el cuadro, que va
adquiriendo forma, que se va ensombreciendo poco a poco,
que se inunda de sombra, gris acero, gris lívido,
gris tierra, violeta pálido,
caput mortuum; que se llena de diablos, de jinetes,
de masacres, hasta que el fin del mundo quede culminado.
Y el pintor,
por un instante reanimado,
absurdamente alegre como un niño,
como si le hubiesen regalado la vida,
invita esa misma tarde
a mujeres y niños, amigos y enemigos,
a disfrutar de su vino, sus trufas frescas y sus becadas,
mientras desde fuera llega el rumor de la primera lluvia del otoño.

de El hundimiento del Titanic

Collage propio con un cuadro de Zdzisław Beksiński

Tłum. Grzegorz Prokop

Apokalipsa. Szkoła umbryjska, około 1490

W końcu nie jest młodzikiem, wzdycha,
wyciąga duże płótno, rozmyśla, układa się długo
 i uparcie z człowiekiem zamawiającym obraz,
skąpym karmelitą z Abruzzów,
albo członkiem kapituły. Idzie zima,
palce trzeszczą w stawach, chrust
trzeszczy w kominie. On wzdycha, kładzie grunt,
czeka, aż podkład wyschnie, drugi raz gruntuje,
szkicuje, niecierpliwie, na małych kawałkach kartonu
swoje postacie, schematycznie, wydobywa je kryjącą bielą.
Zwleka, rozciera farby, guzdrze się
przez wiele, wiele tygodni. Potem, pewnego dnia,
nadeszła już tymczasem Środa Popielcowa
albo Matki Boskiej Gromnicznej, bladym świtem,
macza pędzel w umbrze naturalnej palonej, maluje:
To będzie ciemny obraz. Jak zacząć
malować zagładę, koniec świata? Morza ognia,
wyspy, które zniknęły i błyskawice; mury, blanki
i wieże, walące się zadziwiająco jednocześnie:
problemy techniczne, zagadnienia kompozycyjne.
Trzeba włożyć wiele pracy, żeby świat zniszczyć do końca.
Szczególnie trudno namalować dźwięki,
rozdzieranie się zasłon w świątyni,
ryk zwierząt, grzmot. Bo wszystko
musi się podrzeć, zostać rozdarte, wszystko
z wyjątkiem płótna. A termin już
ustalono: najpóźniej w Zaduszki.
Do tego czasu trzeba, w tle, polaserować
rozszalałe morze, po tysiąckroć, z zielonymi,
spienionymi światłami, przebite przez maszty
statków zapadających się prosto w głębinę.
wraków, tymczasem na dworze, jest już środek lipca,
nawet pies się nie rusza na zakurzonym placu.
Malarz sam został w mieście,
opuściły go kobiety, uczniowie, służba.
Chyba jest znużony, kto by pomyślał, śmiertelnie
znużony. Wszystko ma barwę ochry, nie ma cieni,
wszystko trwa w bezruchu, zatrzymane, martwe, w stylu
gniewnej wieczności; tylko nie obraz.
Obraz rośnie, powoli ciemnieje, wypełnia się
cieniami, stalowobłękitnymi, ziemiście szarymi, ponurym
fioletem, caput mortuum; wypełnia się diabłami, jeźdźcami,
rzeziami; aż wreszcie koniec świata
szczęśliwie jest ukończony, malarzowi
jest lżej, na króciutką chwilę;
bezgranicznie pogodny, jak dziecko,
jak gdyby darowano mu życie,
zaprasza, tego samego wieczora,
kobiety, dzieci, przyjaciół i wrogów
na wino, świeże trufle i bekasy,
a na dworze szumi tymczasem pierwszy jesienny deszcz.

Z Zagłady Titanica

Apokalypse. Umbrisch, etwa 1490

Er ist nicht mehr der Jüngste, er seufzt,
er holt eine große Leinwand hervor, er grübelt,
verhandelt lang und zäh mit dem Besteller,
einem geizigen Karmeliter aus den Abruzzen,
Prior oder Kapitular. Schon wird es Winter,
die Fingergelenke knacken, das Reisig
knackt im Kamin. Er seufzt, grundiert,
läßt trocknen, grundiert ein andermal,
kritzelt, ungeduldig, auf kleine Kartons
seine Figuren, schemenhaft, hebt sie mit Deckweiß.
Er zaudert, reibt Farben an, vertrödelt
mehrere Wochen. Dann, eines Tages, es ist
unterdessen Aschermittwoch geworden
oder Maria Lichtmeß, taucht er, in aller Frühe,
den Pinsel in die gebrannte Umbra und malt:
Das wird ein dunkles Bild. Wie fängt man es an,
den Weltuntergang zu malen? Die Feuersbrünste,
die entflohenen Inseln, die Blitze, die sonderbar
allmählich einstürzenden Mauern, Zinnen und Türme:
technische Fragen, Kompositionsprobleme.
Die ganze Welt zu zerstören macht viel Arbeit.
Besonders schwer sind die Geräusche zu malen,
das Zerreißen des Vorhangs im Tempel,
die brüllenden Tiere, der Donner. Alles
soll nämlich zerreißen, zerrissen werden,
nur nicht die Leinwand. Und der Termin
steht fest: Allerspätestens Allerseelen.
Bis dahin muß, im Hintergrund, das wütende Meer
lasiert werden, tausendfach, mit grünen,
schaumigen Lichtern, durchbohrt von Masten,
lotrecht in die Tiefe schießenden Schiffen,
Wracks, während draußen, mitten im Juli,
kein Hund sich regt auf dem staubigen Platz.
Der Maler ist ganz allein in der Stadt geblieben,
verlassen von Frauen, Schülern, Gesinde.
Müde scheint er, wer hätte das gedacht,
sterbensmüde. Alles ist ocker, schattenlos,
steht starr da, hält still in einer Art
böser Ewigkeit; nur das Bild nicht. Das Bild
nimmt zu, verdunkelt sich langsam, füllt sich
mit Schatten, stahlblau, erdgrau, trübviolett,
caput mortuum; füllt sich mit Teufeln, Reitern,
Gemetzeln; bis daß der Weltuntergang
glücklich vollendet ist, und der Maler
erleichtert, für einen kurzen Augenblick;
unsinnig heiter, wie ein Kind,
als war ihm das Leben geschenkt,
lädt er, noch für den selben Abend
Frauen, Kinder, Freunde und Feinde
zum Wein, zu frischen Trüffeln und Bekassinen,
während draussen der erste Herbstregen rauscht.

Halina Poświatowska

1935-1967, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

un recuerdo más
acabo de escribir una palabra

soy una palabra mayor
dos
tres
un poema

mayor -qué significa ser mayor-

en la abstracción llamada historia
me han asignado un rango estrecho
de allí – hasta ahora
crezco

en la abstracción llamada economía
me han ordenado vivir

en la abstracción llamada tiempo:
yerro
me pierdo
e yerro

en el Museo Metropolitano
en el departamento de escultura egipcia
una piedra sonríe con labios de mujer

Fotograma de Altered States de Ken Russell

***

jeszcze jedno wspomnienie
przed chwilą napisałam słowo

jestem starsza o słowo
o dwa
o trzy
o wiersz

starsza – co to znaczy starsza

w abstrakcji którą nazwano historia
wyznaczono mi wąski przedział
stąd – dotąd
rosnę

w abstrakcji którą nazwano ekonomia
nakazano mi żyć

w abstrakcji którą nazwano czas –
błądzę
gubię się
i błądzę

w Metropolitan Museum
w dziale egipskiej rzeźby
kamień uśmiecha się kobiecymi ustami

Polly Jean Harvey (PJ Harvey)

1969 – , Inglaterra

Trad. Ada Trzeciakowska

Inglaterra

Vivo y muero por Inglaterra
por Inglaterra
lo que me provoca cierta tristeza
y los remedios nunca estaban a mi alcance.
No puedo seguir como soy,
una vid marchita que se extiende desde el país
que amo -Inglaterra-
dejas un sabor
amargo en la boca.
He buscado tus manantiales
pero la gente, se estanca con el tiempo
como el agua, como el aire.
A ti, Inglaterra, me aferro
impávida, el amor por ti nunca se va a agotar,
Inglaterra.

Tłum. Ada Trzeciakowska

anglio

Żyję Anglią i umieram
przez Anglię,
i choć napełnia mnie to smutkiem
nie mam, jak temu zaradzić.
Nie mogę żyć dalej taka, jaka jestem,
jak uschnięte dzikie wino szerzące się po kraju
który kocham, Anglio,
zostaje po tobie smak
w ustach gorzki.
Poszukiwałam twoich źródeł
lecz ludzie, z czasem popadają w stagnację
jak woda, jak powietrze.
Do ciebie, Anglio, przylgnęłam
niezłomna, miłość do ciebie nigdy nie zgaśnie,
Anglio.

England

I live and die through England
Through England
It leaves a sadness
Remedies never were within my reach
I cannot go on as I am
Withered vine reaching from the country
That I love
England
You leave a taste
A bitter one
I have searched for your springs
But people, they stagnate with time
Like water, like air
To you, England, I cling
Undaunted, never failing love for you England

Michael Krüger

1943 – , Alemania

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Aunque ya no hay peces en el mar,
el pescador zarpa bajo la luna llena.
A veces se me permite acompañarlo.
Antes, era capitán de la Marina,
«cuatro estrellas en cada hombro,
si sabes lo que significa».
Conoce cada ola desde África
hasta aquí, cada cresta blanca, cada estrella de mar.
Navegamos hasta el lugar donde
más fácil resulta pescar la luz de luna
con nuestra red. Un cubo lleno
es más que suficiente. Así que a las siete
estamos de vuelta con nuestra pesca
y podemos empezar a contar.

Cuadro de Rafael Guzmán (1964-2021, Zamora)

Tłum. Ryszard Krynicki

***

Chociaż żadnych ryb już tu nie ma,
rybak wypływa daleko w morze przy pełni księżyca.
Niekiedy wolno mi jest mu towarzyszyć.
Wcześniej był kapitanem w Marynarce.
„Cztery gwiazdki na każdym barku,
jeżeli wiesz, co to znaczy”.
Zna każdą falę od Afryki do tutaj,
każdą grzywę na fali, każdą rozgwiazdę.
Płyniemy do miejsca, na którym najlepiej
łowi się naszym niewodem
światło księżyca. Jedno pełne wiadro
wystarczy – więc około siódmej
wracamy z naszym połowem
i możemy zacząć opowiadać.

***

Obwohl im Meer keine Fische mehr leben,
fährt der Fischer bei Vollmond hinaus.
Ich darf ihn manchmal begleiten.
Früher war er Kapitän bei der Marine ,
»vier Sterne auf jeder Schulte , 
wenn du weißt , was das heißt« . 
Er kennt jede Welle zwischen Afrika 
und hier , jede Schaumkrone , jeden Seestern .
Wir fahren an die Stelle, wo wir
am besten das Mondlicht fangen können
mit unserem Käscher. Einen Eimer voll,
das langt , gegen sieben sind wir dann
wieder zurück mit unserer Beute
und können erzählen.

María Ángeles Pérez López

Enhorabuena a María Ángeles Pérez López quien acaba de ganar el Premio Nacional de la Crítica Literaria en poesía castellana por el poemario Incendio mineral.

1967 – , España (Valladolid)

***

 ¿Y si eres nadie?
 Miras dentro de ti y solo hay un inmenso páramo en el que nada se oye. Ni siquiera la respiración agitada en el incendio de aquello que fuiste. ¿Adónde irás cargando tu vacío?
 Nada pesa lo que no tienes, pero no hay ligereza posible para ti porque el vacío te arrastra hacia sus pies. Ha arrasado con toda la flora, los días sin viento, las reservas de agua y de pardales. Quedan muchos más pájaros atrapados contra las vallas: vencejos, cormoranes, petirrojos. Un viejísimo albatros sacude su cabeza como si se hubiera atragantado con un mal verso. Entre ellos se disputan las raspas del sol y todos los poemas sobre ruiseñores o palomas que han sido capaces de digerir. Disputan también con quienes han quedado crucificados contra esas vallas, atrapados en la larga migración del hambre, de la guerra.
  Y mientras, tú sobre tu páramo vacío.
Te asomas con miedo al brocal de la boca y solo se ve un espejo negro que parece saludarte desde el fondo. También alguna mano de gente difusa tras tantas pantallas entreabiertas. Nada se oye sino la frugalidad de la desgana.
 A lo lejos, tal vez el agua pida que abras la puerta de tu cuerpo. ¿O vas a conformarte con ser páramo? ¿Eriazo que no habilitan las hormigas? ¿Pedregal que golpea con su sed?
 ¿Y si nadie somos todos? Pájaro perro, pájaro persona, población y polluelo enardecido. ¿Qué harás en el tránsito de las taxonomías?
 En ti están los cien mil caracteres hereditarios que te atan dulcemente a los demás, los tres mil millones de letras del genoma humano que has aprendido sin esfuerzo y silbas con felicidad al levantarte, veinticuatro de los noventa elementos químicos, todas las maletas que quedan extraviadas frente a las aduanas y las noches de Ítaca y Caronte.
 En ti, partículas lejanísimas de estrellas y otros parientes, piedras, peces, patronímicos, banderas deslucidas y otros trapos del dolor. Incluso meteoros en el festejo de la luz.
 Todos ellos te bendicen y completan.
 Bendicen cada una de las capas freáticas que alimentas con tu desesperación y tu amor radical a esta extrañeza que llamaron vivir, estar viviendo.
 Porque tú no eres suficiente para ti.
 Desconoces quién eres y no importa.
 De pronto apremian la vida y los tendones. De pronto estallan granos rojísimos de luz sobre la superficie torpe de tu lengua. Algunos estorninos los disputan y te besan con su canción de alambre.
 ¿Cómo dejar entonces que el día colisione? ¿Que haya personas aparcadas como muebles mientras viajan las mesas en primera?
 Alguna vez recibiste en herencia un baúl y una silla de esparto pero hoy todo ha sido arrasado por el fuego, hasta el flequillo que desordenó los días y la expiación y nota a lápiz del convenio laboral, mientras hay personas aparcadas como muebles y están dentro de ti, son tu apellido. Con el agua que mana de sus letras humedeces tu frente y te levantas.

                         con Fernando Pessoa
                          y Antonio Machado

                   (De Incendio mineral)

1.2.Fotos propias 3. Laura Makabresku

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

 A co, jeśli jesteś nikim?
Spoglądasz w głąb siebie samego, a tam rozciąga się tylko niezmierzone pustkowie, gdzie nie posłyszysz nic, nawet wzburzonego oddechu w ogniu tego, czym byłeś.  Dokąd się udasz obciążony pustką?
Nie waży nic, to czego nie masz, ale lekkość nie jest ci dana, pustka ciągnie cię i wlecze ku sobie. Wyniszczyła całą florę, skończyła z bezwietrznymi dniami, zasobami wody i wróbli. W ogrodzeniach ugrzęzło wiele ptaków: jerzyków, kormoranów, rudzików. Stary albatros potrząsa głową, jakby zadławił się złym wierszem. Sprzeczają się między sobą o słoneczne łuski i wszystkie wiersze o słowikach czy gołębiach, które zdołały przetrawić. Prowadzą też dysputy z tymi, którzy zostali ukrzyżowani na tych palisadach, uwięzieni w długiej wędrówce głodu i wojny.
 A ty tymczasem tkwisz na swym pustkowiu.
Zaglądasz z obawą w czeluść ust i dostrzegasz jedynie czarne lustro, które zdaje się witać Cię od dołu. Także czyjaś ręka niewyraźna za tyloma przymkniętymi ekranami. Nie dobiega nic poza umiarkowanym zniechęceniem.
W oddali, być może woda prosi cię, byś otworzył drzwi do swego ciała. A może zadowolisz się tym pustkowiem? Byciem nieużytkiem, którego nie przystosują mrówki? Kamienistą ziemią, która uderza swoim pragnieniem?
 A co, jeśli każdy z nas jest nikim? Pies-ptak, osoba-ptak, społeczeństwo i pobudzone pisklę – Co zrobisz w czasie przepływu taksonomii?
Kryje się tobie sto tysięcy znaków dziedzicznych słodko wiążących cię z innymi, trzy miliardy liter ludzkiego genomu, których nauczyłeś się bez wysiłku i wygwizdujesz z rozkoszą, gdy wstajesz, dwadzieścia cztery z dziewięćdziesięciu pierwiastków chemicznych, wszystkie walizki, które przepadły przed odprawą celną, noce Itaki i Charona.
W tobie – najodleglejsze drobiny gwiazd i innych krewnych, kamienie, ryby, odojcowskie imiona, wypłowiałe chorągwie i inne łachmany bólu. Nawet meteory wielbiące światło.
 Wszystkie one błogosławią cię i dopełniają.
 Błogosławią każdą strefę freatyczną wykarmioną twoją rozpaczą i radykalną miłością do tej dziwności, którą nazwali życiem, byciem żywym.
 Bo sam sobie nie wystarczasz.
 Nie wiesz, kim jesteś i nie ma to znaczenia.
 Nagle życie i ścięgna napierają. Nagle krwistoczerwone ziarenka światła wybuchają na zdrętwiałej powierzchni języka. Kilka szpaków toczy o nie spory i całuje cię swą drucianą piosenką.
Jak zatem można pozwolić, by dzień stał w sprzeczności? By ludzie byli upychani jak meble, podczas gdy stoły podróżują pierwszą klasą?
Dawno temu dostałeś w spadku kufer i krzesło z esparto, lecz dziś wszystko strawił ogień, nawet grzywkę, która splątała dni, i pokutę, i zapisaną ołówkiem stronę umowy o pracę, podczas gdy ludzie upchnięci jak meble istnieją, a ty nosisz ich w sobie, są twoim nazwiskiem. Wodą, która tryska z ich liter, zwilżasz sobie czoło i wstajesz.

z Fernando Pessoa
                          i Antonio Machado

                   (Z Incendio mineral)

Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Adalber Salas Hernández

Puerto oscuro. XXX

Hay un camino que cruza el desfiladero,
un río junto al camino, un bosque.
Si hay más, aún no lo veo.

Puede decirse, sin embargo, que ha sido
un siglo sorprendente cuando menos para la moda;
las valientes modelos retienen las lágrimas

al pensar en los millones de judíos y serbios
asesinados por Hitler. El fotógrafo mantiene firme
el pulso mientras reflexiona

sobre los mujiks despachados por Stalin.
Subieron y bajaron las faldas. Los pechos se estilaron
y pasaron de moda, cambió el largo del pelo.

Pero el camino que serpentea en el desfiladero
está cubierto de nieve y el río fluye bajo el hielo.
Los esquiadores se mueven, como los secretos,

entre los árboles del bosque aprisionados en cristal.
El día forma una fabulosa jaula de frío alrededor de mi cara.
Cada vez que respiro escucho algo quebrándose.    

Fotogramas: Blow up de M. Antonioni; La tierra de Aleksander Dovzhenko, Montaña en sombra Lois Patiño

Tłum. Ada Trzeciakowska

Mroczna przystań. XXX

Wąwozem biegnie droga,
Przy drodze rzeka, a obok las.
Jeśli jest coś ponadto, nie zauważyłem.

Mimo wszystko można powiedzieć, że było to
Wspaniałe stulecie, przynajmniej dla mody;
Brawura z jaką modelki tłumiły łzy

Myśląc o milionach Żydów i Serbów
Zabitych przez Hitlera, z którą fotograf
Trzymał aparat bez poruszenia, rozmyślając

O mużykach, którymi zaopiekował się Stalin.
Z którą spódnice się podnosiły i obniżały; piersi
Obnażały i chowały; a włosy rosły i skracały się.

Lecz drogę wijącą się wąwozem
Pokrywa śnieg, a rzeka płynie
Skuta lodem. Narciarze posuwają się szusami

Jak sekrety wśród lasu kryształowych drzew.
Dzień wykuł mi z mrozu baśniową klatkę wokół
Twarzy. Gdy biorę oddech, słyszę trzask rys.

dark harbour

There is a road through the canyon,
A river beside the road, a forest.
If there is more, I haven’t seen it yet.

Still, it is possible to say this has been
An amazing century for fashion if for nothing else;
The way brave models held back their tears

When thinking of the millions of Jews and Serbs
That Hitler killed, and how the photographer
Steadied his hand when he considered

The Muzhiks that Stalin took care of.
The way skirts went up and down; how breasts
Were in, then out; and the long and the short of hair.

But the road that winds through the canyon
Is covered with snow, and the river flows
Under the ice. Cross-country skiers are moving

Like secrets between the trees of the glassed-in forest.
The day has made a fabulous cage of cold around
My face. Whenever I take a breath I hear cracking.

Paul Celan

1920-1970, Rumanía/Alemania

Trad. José Luis Reina Palazón

Discurso con motivo de la concesión del Premio de Literatura de la ciudad de Bremen

Accesible, próxima y no perdida permaneció, en medio de todas las pérdidas, sólo una cosa: la lengua.
Sí, la lengua no se perdió a pesar de todo. Pero tuvo que pasar entonces a través de la propia falta de respuesta, a través de un terrible enmudecimiento, pasar a través de las múltiples tinieblas del discurso mortífero. Pasó a través y no tuvo palabras para lo que sucedió; pero pasó a través de lo sucedido. Pasó a través y pudo volver a la luz del día, «enriquecida» por todo ello.
En esa lengua he intentado yo escribir poemas en aquellos años y en los posteriores: para hablar, para orientarme, para averiguar dónde me encontraba y a dónde ir, para proyectarme una realidad.
Era, como ven, acontecimiento, movimiento, estar de camino, era el intento de encontrar una dirección. Y cuando pregunto por su sentido tengo que reconocer que en esta cuestión también tiene algo que decir la cuestión del sentido de las agujas del reloj.
Pues el poema no es intemporal. Por supuesto encierra una pretensión de infinitud, intenta pasar a través del tiempo: a través de él, no por encima de él.
Puesto que es una manifestación del lenguaje y por tanto esencialmente dialógico, el poema puede ser una botella de mensaje lanzada con la confianza -ciertamente no siempre muy esperanzadora- de que pueda ser arrojada a tierra en algún lugar y en algún momento, tal vez a la tierra del corazón. De igual forma, los poemas están de camino: rumbo hacia algo.
¿Hacia qué? Hacia algo abierto, ocupable, tal vez hacia un tú asequible, hacia una realidad asequible a la palabra.
Tales realidades son las que tienen relevancia para el poema.
Y creo que reflexiones como ésta no sólo acompañan mis propios esfuerzos, sino también los de otros poetas de las nuevas generaciones. Son los esfuerzos de aquel a quien sobrevuelan estrellas, obra del hombre, y que: sin amparo, en un sentido inimaginable hasta ahora, terriblemente al descubierto, va con su existencia al lenguaje, herido de realidad y buscando realidad.

Imágenes de películas de Stan Brakhage (A Child’s Garden and the Serious Sea y The Mammals of Victoria)

Tłum. Ada Trzeciakowska

przemowa w podziękowaniu za nagrodę literacką miasta bremen (1958)

Dostępna, bliska i nie utracona, pośród wszystkich strat przetrwała tylko jedna rzecz: język.
Tak, mimo wszystko język nie zaginął. Musiał przejść jednak przez własny brak odpowiedzi, przez straszliwą utratę głosu, przejść przez rozmaite ciemności i mrok śmiercionośnej mowy. Przeszedł i zabrakło mu słów by wyrazić, co się stało, lecz, mimo wszystko przeszedł. Przeszedł przez to i mógł powrócić do jasności dnia «bogatszy» o to co przeżył.
W tym języku próbowałem pisać wiersze w tamtych i następnych latach: aby mówić, aby rozeznać się, aby ustalić, gdzie jestem i dokąd mam zmierzać, aby nakreślić sobie rzeczywistość.
Było to, jak widać, działanie, ruch, bycie w drodze, była to próba znalezienia kierunku. A kiedy pytam o to jaki przybrała kurs, muszę przyznać, że kwestia kierunku ruchu wskazówek zegara również ma coś do powiedzenia w tej sprawie.
Wiersz nie pozostaje bowiem poza czasem. Oczywiście kryje w sobie dążenie do nieskończoności, próbuje przejść poprzez czas: przez niego, a nie ponad nim.
Ponieważ wiersz jest zjawiskiem językowym, a więc zasadniczo dialogowym, może stać się butelką z listem, rzuconą z ufnością – nie zawsze zresztą dającą nadzieję – że gdzieś i kiedyś zostanie wyrzucona na brzeg, być może docierając któregoś dnia do krainy serca. W ten sam sposób wiersze są w drodze: zmierzają ku czemuś.
Ku czemu? W stronę czegoś otwartego, możliwego do zajęcia, być może w stronę osiągalnego «ty», w stronę rzeczywistości osiągalnej dla słowa.
To właśnie takie wymiary rzeczywistości są istotne dla wiersza.
I sądzę, że refleksje tego rodzaju towarzyszą nie tylko moim własnym wysiłkom, ale także innym poetom nowych pokoleń. To wysiłek człowieka, nad którym krążą gwiazdy, dzieło tego, kto, pozbawiony schronienia, w sensie dotąd niewyobrażalnym, straszliwie obnażony, zmierza swoim istnieniem do języka, raniony rzeczywistością i jej poszukujący.

Transl. Pierre Joris

Bremen Prize acceptance speech (1958)

Only one thing remained reachable, close and secure amid all losses: language. Yes, language. In spite of everything, it remained secure against loss. But it had to go through its own lack of an swers, through terrifying silence, through the thousand darknesses of murderous speech. It went through. It gave me no words for what was happening, but went through it. Went through and could resurface, ‘enriched’ by it all.
In this language I tried, during those years and the years after, to write poems: in order to speak, to orient myself, to find out where I was, where I was going, to chart my reality.
It meant movement, you see, something happening, being on the way, an attempt to find a direction. Whenever I ask about the sense of it, I remind myself that this implies the question as to which sense is clockwise.
For the poem does not stand outside time. True, it claims the infinite and tries to reach across time-but across, not above.
A poem, being an instance of language, hence essentially dialogue, may be a letter in a bottle thrown out to sea with the-surely not always strong-hope that it may somehow wash up somewhere, perhaps on a shoreline of the heart. In this way, too, poems are on the way: they are headed toward.
Toward what? Toward something open, inhabitable, an approachable you, perhaps, an approachable reality.
Such realities are, I think, at stake in the poem. I also believe that this kind of thinking accompanies not only my own efforts, but those of other, younger poets. Efforts of those who, with man-made stars flying overhead, unsheltered even by the traditional tent of the sky, exposed in an unsuspected, terrifying way, carry their existence into language, racked by reality and in search of it.

María Ángeles Pérez López

Enhorabuena a María Ángeles Pérez López quien acaba de ganar el Premio Nacional de la Crítica Literaria en poesía castellana por el poemario Incendio mineral.

1967 – , España (Valladolid)

***(Por las mañanas marcho a cazar el bisonte)

Por las mañanas marcho a cazar el bisonte,
me cubro con la piel primera de mi mundo,
las flechas son del hombre que acompaña
su sueño y lo acompasa con el mío,
él marcha por su lado y su vereda
para escribir su parte de la historia.
En la mía estoy sola como siempre,
oliendo el miedo atroz y ese reguero
de huellas que conducen al combate.
Esas otras mujeres no cazaban
-las que miran desde antes y sonríen-,
alentaban el fuego y su videncia
ocultas en la sombra de su vientre,
maternas y cubiertas de maíz.
Pero ahora los tiempos son distintos,
la tribu no conoce la memoria,
he aprendido las marcas del venablo
y entonces hago mío el sufrimiento
de atrapar, de arrojar al animal
hasta su muerte escrita desde siempre
y llevarlo arrastrando, desollada,
también yo desteñida de su sangre.
Cuando vuelvo a la tarde me siento a llorar
porque advertí que el miedo es infinito,
y traigo roturadas sobre el rostro
las mías, las heridas de la lucha.
Soy responsable entonces de un pedazo
inmenso del dolor de la contienda,
de que cumplan su plazo algunas leyes
como la universal ferocidad,
de un trozo de la carne y de la lágrima
con que el bisonte sirve mi sustento.

Fotograma de Langosta de Yorgos Lanthimos

Tłum. Ada Trzeciakowska

***(Nad ranem wyruszam upolować bizona)

Nad ranem wyruszam upolować bizona,
okrywam się pradawną skórą mego świata,
strzały są mężczyzny, który podziela
jego sen synchronizując go z moim,
on idzie swoją ścieżką, w swoja stronę
by zapisać swoją kartę w historii.
W mojej jestem bowiem jak zawsze sama,
wietrząc dziki fetor lęku i smugę
śladów prowadzących na pole walki.
Nie, tamte kobiety nie polowały
– patrzą z tamtych czasów uśmiechając się-,
dbały o ogień i o dar widzenia,
zawsze skryte w cieniu swojego brzucha,
troskliwe i pokryte kukurydzą.
Teraz jednak nadeszły inne czasy,
plemię straciło wspomnienia i pamięć,
przyszło mi nauczyć się blizn po włóczni
i uczynić moimi ból i trudy
pochwycenia, wrzucenia zwierzęcia w śmierć,
która była mu pisana od zawsze
i wlokę je za sobą, obdarta
ze wstydu, cała zbroczona jego krwią.
Kiedy wracam wieczorem zasiadam do płaczu
zrozumiawszy, że trwoga nie ma końca,
i, że mam już wyorane na twarzy
moje i tylko moje bitewne rany.
I ja też jestem odpowiedzialna za
ogrom cierpienia wpisanego w walkę,
za dopełnienie się pewnych prawideł
jak ogólne okrucieństwo i dzikość,
za kęs tego oto mięsa i za łzę
dopóki bizon służy mi za strawę.

Katarina Lavmel

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

No puedo pensar que mi vulnerabilidad es como estar desnudo en invierno
Si el cuerpo aguanta, lo podré vencer todo
Si el dolor y el pánico se apoderan de mí, esa será mi mayor derrota
En los sueños veo las Termópilas
No queda tiempo, me aclaro los ojos con agua fría
El desfiladero se abre ante nosotros…

No de rodillas

Collage propio

***

Nie mogę myśleć, że moja bezbronność jest jak nagość zimą
Jeśli ciało to zniesie, ja pokonam wszystko
Jeśli ból i panika mną zawładną, to będzie moja największa porażka
W snach widzę Termopile
Nie ma czasu, przebywam oczy zimną wodą
Wąwóz przed nami…

Nie na kolanach

Ángel M. Alcalá

1981- , España (Albacete)

***

Vieja, bella, triste Europa
aquejada de melancolía crónica
y lagunas de amnesia
a veces recuerdas haber sido resplandeciente
pero te sabes apenas cielo gris y viento frío
y tratas de suicidarte una vez más
y otra
y otra más
sin conseguirlo nunca
y arrastrando nuevas secuelas
tras cada intento.

Pobre, rota, triste Europa
que abandonaste a tus hijos en la calle
sin volver siquiera la mirada
de madrugada
y ahora
no haces más que ir llorando por las esquinas
bajo la lluvia
entre relentes de niebla helada
con el pelo revuelto y el rímel corrido
preguntando a los transeúntes si alguna vez los vieron
pero a quién podría amamantar tu cuerpo seco
qué ibas a darles
te jugaste hasta el último níquel
entre cucarachas
en cuartuchos en la parte de atrás de un cabaret berlinés
tuviste que arrancar las puertas de tus palacios polacos
para calentarte
en el invierno congelado que no se acababa
que no se acaba
nunca
pero aún sales a pasearte como si fueras un cisne
recorres tus viejas ciudades
y la gente se aparta a tu paso
crees que abren paso a tu elegancia
pero ellos ven un cuervo cubierto de hollín
que les dispara dardos envenenados
con la mirada.
Te rehúyen, asqueados.

A quién darás cobijo en tu regazo,
mi querida,
vieja, bella, triste Europa,
si ya
no tienes alma que te anime.

Fotogramas de Páginas susurrantes (Páginas ocultas) (1994) de Aleksandr Sokúrov

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

Stara, piękna, smutna Europo
cierpiąca na chroniczną melancholię
i luki zapomnienia
choć nieraz przypominasz sobie dawny blask
wiesz, żeś tylko szarym niebem i zimnym wiatrem
i oto znów próbujesz się zabić
i raz jeszcze
i kolejny
bez powodzenia
męczysz się z nowymi bliznami
po każdej samobójczej próbie.

Biedna, rozdarta, smutna Europo,
porzuciłaś dzieci swe na ulicy
nie oglądając się za siebie
o świcie
i teraz
nic nie robisz, tylko wypłakujesz oczy na rogatkach
w deszczu
wśród rosy lodowatej mgły
z rozczochranymi włosami i rozmazanym tuszem do rzęs
pytasz przechodniów, czy kiedykolwiek je widzieli.
ale kogo mógłby wykarmić twoje wysuszone ciało
co chciałaś im dać
przegrałaś każdy grosz
wśród karaluchów
w barakach na tyłach berlińskiego kabaretu
musiałaś wyrwać drzwi ze swoich polskich pałaców,
aby się ogrzać
w mroźną zimę, która nie chciała się skończyć,
która nigdy się nie kończy
nigdy
ale i tak wychodzisz na spacer jak łabędź
płyniesz spacerowym krokiem po swoich starych miastach
a ludzie rozstępują się przed Tobą
myślisz, że to z podziwu dla twej elegancji,
a oni widzą kruka pokrytego sadzą
strzelającego do nich zatrutymi strzałami
spojrzeń.
Stronią od ciebie z obrzydzeniem.

Komu udzielisz schronienia na swoich kolanach,
moja ukochana,
stara, piękna, smutna Europo,
gdy już
nie masz duszy zdolnej cię pokrzepić

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

si rusia

Si Rusia hubiera sido fundada
por Anna Ajmátova, si
Mandelstam fuese su legislador
 y Stalin, sólo un personaje marginal
en una épopeya georgiana perdida,
si Rusia se hubiera quitado la piel de oso peludo,
si pudiera vivir en la palabra y no
en el puño, si Rusia, si Rusia

Fotogramas de L’histoire du cinéma y Vrai faux passeport de Jean-Luc Godard

Gdyby Rosja

Gdyby Rosja została założona
przez Annę Achmatową, gdyby
Mandelsztam był prawodawcą
a Stalin tylko marginesową
postacią w zaginionym gruzińskim
eposie, gdyby Rosja zdjęła swoje
nastroszone niedźwiedzie futro,
gdyby mogła żyć w słowie, a nie
w pięści, gdyby Rosja, gdyby Rosja

Paul Celan

1920-1970, Rumanía/Alemania

Trad. José Luis Reina Palazón

les globes

En los ojos extraviados – lee allí:

las órbitas de los soles, del corazón, el
bello-silbante en vano.
Las muertes y todo
lo nacido de ellas. La
cadena de las estirpes,
que yace aquí enterrada y
aquí todavía pende, en el éter,
abismos lindando. De todos
los rostros escritura donde se
incrustó silbante arena de palabra – algo minúsculo, eterno,
sílabas.

Todo,
lo más pesado incluso, era
vuelo, nada
lo retuvo.

Fotografía de Katia Chausheva

Tłum. Ryszard Krynicki

les globes

W zatraconych oczach – czytaj w nich:

 orbity słońc, serc,
 szumiąco-piękna nadaremność.
 Śmierci i wszystko
 co z nich zrodzone. Łańcuch
 pokoleń,
 który leży tu pogrzebany i
 który jeszcze tu wisi, w eterze,
 okalając przepaści. Pismo
 tych wszystkich twarzy, w jakie, świszcząc,
 wwiercał się piasek słów – krótkowieczność,
 sylaby.

 Wszystko,
 nawet najcięższe, było
 ulotne, nic
 nie chciało się zatrzymać.

Transl. Pierre Joris

les globes

In the muddled eyes—read there:

the sun’s, the heart’s ecliptics, the
gorgeously whizzing Fornothing.
The deaths and everything
they gave birth to. The
generation-chain,
that lies buried here and
that still hangs here, in the ether,
edging the abysses. All
the faces’ writing, into which
whirring wordsand drilled—Mini-eternal,
syllables.

Everything,
even the heaviest, was
fledged, nothing
held back.

LES GLOBES

 In den verfahrenen Augen – lies da:

 die Sonnen-, die Herzbahnen, das
 sausend- -schöne Umsonst.
 Die Tode und alles
 aus ihnen Geborene. Die
 Geschlechterkette,
 die hier bestattet liegt und
 die hier noch hängt, im Äther,
 Abgründe säumend. Aller
 Gesichter Schrift, in die sich
 schwirrender Wortsand gebohrt – Kleinewiges,
 Silben.

 Alles,
 das Schwerste noch, war
 flügge, nichts
 hielt zurück.

Polly Jean Harvey (PJ Harvey)

1969 – , Inglaterra

Las canciones que Harvey escribió para su álbum Let England Shake, fueron motivadas por los conflictos que se estaban produciendo en el mundo: «En The Dark Places, podría tratarse de Bosnia. Pero no se sabe dónde está. Quería mostrar el modo en que la historia se repite, en realidad no importa cuándo fue, porque este ciclo interminable sigue y sigue y sigue».

Trad. Ada Trzeciakowska

en los lugares oscuros

Nos levantamos temprano
Nos lavamos la cara
Caminamos por los campos
Y pusimos cruces
Atravesamos
Las malditas montañas
Fuimos hacia el infierno
Y algunos regresamos
Y otros no

En los campos y en los bosques
Bajo la luna y bajo el sol
Otro verano ha pasado ante nosotros
Y ni un solo hombre ha
Y ninguna mujer ha
Revelado los secretos de este mundo

Así que nuestros muchachos
Se escondieron con armas en el barro
Y en los lugares oscuros

Nuestros muchachos
Se escondieron con armas en la tierra
Y en los lugares oscuros

Nuestros muchachos
Se escondieron con armas en el bosque
Y en los lugares oscuros

Pero ni un solo hombre ha
Y ninguna mujer ha
Revelado los secretos
de este mundo

Motywacją do napisania piosenek z albumu Let England Shake, były trwające na świecie konflikty: „w The Dark Places, może chodzić o Bośnię. Lecz nie wiadomo, gdzie leży to miejsce. Chciałam pokazać w jaki sposób historia się powtarza, tak naprawdę nie ma znaczenia, kiedy to było, ponieważ ten niekończący się cykl trwa i trwa, i trwa.»

Tłum. Ada Trzeciakowska

w ciemnych miejscach

Wstaliśmy wcześnie
Umyliśmy twarze
Szliśmy polami.
I stawialiśmy krzyże
Przeszliśmy przez
te przeklęte góry
kierując się w stronę piekła
I jedni z nas wrócili
A niektórzy nie

Na polach i w lasach
W świetle księżyca i w świetle słońca
Kolejne lato przeminęło przed nami
I ani jeden mężczyzna
I ani jedna kobieta nie
Odkryła sekretów tego świata

Więc nasi młodzi chłopcy
Ukryli się z bronią w błocie.
I w ciemnych miejscach

Nasi młodzi chłopcy
Ukryli się z bronią w kurzu
I w ciemnych miejscach

Nasi młodzi chłopcy.
Ukryli się z bronią w lesie
I w ciemnych miejscach

Lecz ani jeden mężczyzna
Ani jedna kobieta nie
Odkryła sekretów tego świata

The songs Harvey wrote for her album Let England Shake, were motivated by the ongoing conflicts in the world. «In The Dark Places, that might be Bosnia. You don’t know where it is. I was wanting to show the way history repeats itself, really and so in some ways it doesn’t matter what time it was, because this endless cycle goes on and on and on.»

In The Dark Places

We got up early
Washed our faces
Walked the fields
And put up crosses
Passed through
The damned mountains
Went hellwards
And some of us returned
And some of us did not

In the fields and in the forests
Under the moon and under the sun
Another summer has passed before us
And not one man has
And not one woman has
Revealed the secrets of this world

So our young men
Hid with guns in the dirt
And in the dark places

Our young men
Hid with guns in the dirt
And in the dark places

Our young men
Hid with guns in the forest
And in the dark places

But not one man has
And not one woman has
Revealed the secrets
of this world

Emil Laine (Emanuel Łastik)

1943-1978, Kazajistán/ Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Comemos morcilla de historia Quién dio
el arroz y quién dio la sangre todos
por eso no me gusta la historia

11 de noviembre, día de la Independencia en Polonia, marchas «patrióticas»

***

Jemy kaszankę z historii Kto dał
na nią kaszę a kto krew wszyscy
dlatego nie lubię historii

Jarosław Markiewicz

1942-2010, Polonia

Hambriento como un actor

Cuanto más difícil es mantener el cuerpo
vivo, más valioso se vuelve. Porque la mente
se libera fácilmente, se vuelve
terriblemente independiente, se nutre de sí,
se alimenta de un pez que salta por el tejado, de un pozo
con el tintín de los cubos, del vuelo del pájaro hacia lo desconocido.
Mas al otro lado de la calle hay un teatro.
Llega a la panadería un actor famoso y pregunta
si hay panecillos. Los compra, luego olvida,
vuelve y pregunta: ¿tenéis panecillos?
Sí, tengo, digo, unos panecillos inexistentes
que son de los precisas.

Walker Evans (1903-1975, EE.UU.) Breadline

Głodny jak aktor

Ciało jest tym cenniejsze, im trudniej
utrzymać je przy życiu. Bo umysł
łatwo się wyzwala, staje się
straszliwie niezależny, żywi się sobą,
zjada rybę skaczącą po dachu, studnię
z brzękiem wiader, lot ptaka w nieznane.
A po drugiej stronie ulicy stoi teatr.
Przychodzi do sklepu znany aktor, pyta,
czy nie ma bułek. Kupuje, potem zapomina,
wraca i pyta znowu: czy nie ma bułek?
Mam, mówię, bułki, których nie ma,
bo takich bułek ci potrzeba.

Antonio Rodríguez Jiménez

1978 – , España (Albacete)

de la mera existencia

Tras la violencia de la cacería,
se reagrupa en un claro la manada.
Ya viene el aire limpio del olor del peligro
y amamantan las madres a sus crías.
Pacen tranquilamente los adultos y nadie
podría imaginar que hace muy poco
eran solo pavor, galope ciego.
 Atrás quedó la sangre de los miembros
menos afortunados, naturaleza muerta
alimentando el ciclo de la vida.
No hay espacio en la paz de los rumiantes
para albergar tristeza
ni para la memoria.
Esto es su tiempo: instantes sucesivos
de placidez y alarma. Es el decurso
de seres sin relato,
de la mera existencia.

del Los signos del derrumbe (2014)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Najczystsze istnienie

Po brutalnej przemocy polowania,
stado przegrupowuje się na polanie.
Powietrze wolne od zapachu zagrożenia
a matki karmią piersią swoje młode.
Dorosłe pasą się spokojnie, trudno
wyobrazić sobie, że tuż przed chwilą
były tylko trwogą, ślepym galopem.
Została za nimi krew osobników
mających mniej szczęścia, martwa natura
bezwiednie podtrzymująca cykl życia.
W spokoju przeżuwaczy nie ma miejsca
na gromadzenie smutku
ani na kult pamięci.
To jest ich czas: sukcesywne momenty
beztroski i strachu. Upływ czasu
u stworzeń bez historii,
najczystszego istnienia.

Michael Krüger

1943 – , Alemania

Trad. Ada Trzeciakowska

mi libro

En mi libro nunca hace sol;
Bajo el cielo gris de la gente pobre
un hombre ruega que le
dejen volver a casa,
lo llama, pues, el árbol.
Mi vida, leo, ha cambiado,
antes de que pudiera cambiarla yo.
Ahora entramos en la ciudad sagrada
que cuenta su historia en la lluvia.
La recordaba distinta.
La tormenta tensa sus músculos cómicamente
y al cura le quita la palabra
de la boca. Una oración muda.
¡En el parque veo a Hölderlin!
Charla en ruso
con Mandelstam y Dante,
con incertidumbre, con suavidad, sin impacientarse.
Qué gusto da oír hablar
de las catástrofes
en esta lengua.

Un cineasta ruso contemporáneo aparece de improviso, cual fantasma, en el Museo del Hermitage de San Petersburgo. Allí, encuentra a un cínico diplomático francés del siglo XIX, el marqués de Custine, que hace las veces de cicerone iniciándolo en un viaje en el tiempo por las suntuosas salas del Museo. Juntos atravesarán 300 años de la tormentosa Historia de Rusia, siendo testigos de excepción de algunos de los acontecimientos históricos más significativos que sucedieron en el otrora Palacio de Invierno.

Tłum. Andrzej Kopacki

Moja książka

W mojej książce nigdy nie świeci słońce;
Pod szarym niebem ubogich
jakiś człowiek prosi, żeby mu
pozwolono pójść do domu,
wzywa go bowiem drzewo.
Moje życie, czytam, uległo zmianie,
zanim sam mogłem je odmienić.
Teraz wkraczamy do świętego miasta,
które podczas deszczu opowiada swoją historię.
Pamiętałem ją inaczej.
Burza zabawnie pręży muskuły
i wyjmuje księdzu słowo
z ust. Niema modlitwa.
W parku widzę Holderlina!
Gawędzi po rosyjsku
z Mandelsztamem i Dantem,
niepewnie, łagodnie, bez niecierpliwości.
W tym języku miło
słucha się o katastrofach.

La obra más ambiciosa de Aleksandr Sokurov. 90 minutos de prodigioso plano secuencia a través de los pasillos del museo Hermitage de San Petersburgo. Sokurov hizo realidad el sueño de rodar «en un suspiro», y por primera vez en la historia del cine, una única toma ininterrumpida de 90 minutos con más de 2.000 actores y figurantes dispuestos en las 33 salas del mayestático Museo de Hermitage, mágica Arca de la Historia y la Cultura de todo un país.