Las hierbas. Yo me cortaré la mano derecha. Espera. Las hierbas. Tengo un guante de mercurio y otro de seda. Espera. ¡Las hierbas! No solloces. Silencio, que no nos sientan. Espera. ¡Las hierbas! Se cayeron las estatuas al abrirse la gran puerta. ¡¡Las hierbaaas!!
Primera obra del disco del 1996 que revolucionó flamenco. Poemas de F. García Lorca (del Poeta en Nueva York), música de Enrique Morente, Lagartija Nick y Leonard Cohen y mezcla de rock progresivo con flamenco.
Pierwszy utwór z ważnej płyty, plyty, która zmieniła oblicze flamenco w 1996. Wiersz F. Garcii Lorki (z tomiku Poeta w Nowym Jorku), muzyka legendy z Grenady cantaora Enrique Morente, Lagartija Nick i Leonarda Cohena plus muzyka fusion: flamenco połączone z rockiem progresywnym.
Trad. Ada Trzeciakowska
Omega (wiersz dla umarych)
Trawy. Prawą dłoń sobie utnę. Czekaj. Trawy. Rtęciową rękawicę mam z a drugą z jedwabiu. Czekaj. Trawy! Dość szlochów. Cisza, nie wyczują nas. Czekaj. Trawy! Runęły posągi drzwi się rozwarły. Traaawy!!
Transl. Paul Blackburn
Omega (poem for the dead)
Herbs. I’ll cut off my right hand. Hold it. The herbs. I have one glove of mercury & the other of silk. Hold it. The herbs! Don’t blubber. Keep quiet, they won’t sense us. Hold it. Herbs! The statues fell at the swinging wide of the great door. The herrrbs!!
Es muy triste volver hacia tu casa con la noche crecida y las calles cubiertas de serojas que anuncian el invierno y encontrar en las plazas y en los parques mendigos sin refugio, ancianos desahuciados, jóvenes sin hogar ni perspectivas en lucha contra el frío. Es muy triste ser hombre en este tiempo de plástico y mentiras donde cada remero va a su antojo; tiempo de confusión y de ignominia sin más norte y valores que el dinero. Es muy triste mirar frente por frente el derrumbe de un mundo donde tuviste puesta la esperanza.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Z powrotem
Smutno jest powrócić do domu gdy noc już głęboka a suche liście na ulicach obwieszczają zimę i spotkać na placach i w parkach żebraków bez dachu nad głową, wyeksmitowanych starców, młodych bez domu i perspektyw walczących z zimnem. Smutno być człowiekiem w czasach z plastiku i kłamstw gdzie każdy wioślarz wiosłuje w swoją stronę; w czasach nieładu i hańby, których celem jest tylko pieniądz. Smutno jest patrzeć jak przed nami wali się świat w którym pokładaliśmy tyle nadziei.
Fotograma de El muelle de las brumas (1938) de Marcel Carné
En las horas pisadas por las sombras en un gesto final de despedida, cuando es tarde y tardíamente escucho esta niebla o canción que me regresa, todos los muebles tienen una poblada soledad de incierta nostalgia telefónica.
Y los libros me miran con sus ojos de octubre y el cigarrillo clama urgido desde el piano con volutas que pasan transitan, me construyen la palabra de amor en que trabajo.
Sobre la mesa, intacta, la violeta de un nombre que desprende una página.
Yo ya sé que es domingo y que la brisa tiene una luz convocada que me recuerda el mar. Pero deja que guarde entre mis manos limosnas de silencio: siempre dejan sus huellas espacios de rocío en la mirada.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Pieśń ciszy
W godzinach nawiedzanych przez cienie w ostatecznym geście pożegnania, gdy późno i poniewczasie wsłuchuję się w tę mgłę czy pieśń powracającą do mnie, wszystkie meble posiadają zaludnioną samotność niepewnej telefonicznej nostalgii.
Książki wpatrują się we mnie swoimi październikowymi oczami i papieros wzywa pilnie znad pianina smużkami dymu, które przechodzą krążą, kreślą dla mnie miłosne słowo, nad którym pracuję.
Na stole, nietknięty, fiołek czyjegoś imienia wydobywa się ze strony.
Tak, wiem, że to niedziela i że bryza skupia sproszone światło, które przypomina mi morze. Ale pozwól, że w dłoniach zachowam jałmużny milczenia: zawsze zostawiają ślady krainy rosy w spojrzeniu.
Fotografías: 1 y 6 Marit Beer; 2, 3, 5, 7 Josef Sudek; 4 Rene Groebli
Feliz quien parte atado al corazón pues aunque no regrese nunca, siempre habitará su casa. Feliz quien viene y va a antojo de su dicha y sus senderos, en pos de sí y de sus misterios hondos, de su amor, su quimera, de su nada. Cuánto más si al susurro de su voz sujeto, atento sólo a su murmullo, se escucha y dice: heme: al mismo tiempo que presta tacto, vista, oído al mundo, y lo comprende o no, pero le incumbe, le inmuta, le conmueve, le anonada.
Pasa la brisa sobre tallo tierno, mece el aire los álamos combados: feliz la rama, si feliz la hoja.
Fotografías: André Kertész; Olivia Bee. Fotograma de Orfeo de Jean Cocteau
Tłum. Ada Trzeciakowska
Gniazdo
Szczęśliwy ten kto wyrusza sercem przywiązany choćby nie powrócił nigdy, na zawsze zamieszka we własnym domu. Szczęśliwy ten kto przychodzi i odchodzi zgodnie z wolą swojego losu, ścieżka swoją, w ślad za samym sobą i najgłębszą tajemnicą, za miłością, chimerą, za pustką. O ileż bardziej, gdy wsłuchany w szept własnego głosu, wyczulony na jego pomruk, słucha siebie i mówi: oto jestem: w tym samym czasie wysila wzrok, nadstawia ucha i komórki skóry na świat, i rozumiejąc go lub nie, lecz ciąży mu on, przejmuje trwogą, wzrusza, oszałamia.
Powiewa bryza nad młodym pędem, wiatr zakołysał zgiętymi topolami: szczęśliwa gałąź, gdy liść szczęśliwy.
Las palabras no llenan vacío, lo ahondan. Son vértigo, sombra de otra palabra con más luz, y ésta, sombra de la última deslumbradora, inasequible, inhumana. Las palabras no son piel sino entraña, con ellas queda a un lado la caricia y alcanzamos la penetración. Tal vez era mejor el sinsentido, el son preclaro, la música sin partitura de las letras. ¿Qué haríamos sin ellas?, están en el senda.
¡Quién fuera música y no lenguas! Hablarle sólo a la raíz. ¿Quién habla al efímero morador de la fosa?: ella. En tanto ellas hablan a los vivos aunque hablen de los muertos. ¿Quién será vibración muda hacia los sentidores?: ella. ¿Quién susurra con decires de lagartija en el oído de los extasiados?, ¿quién clama el lenguaje de dioses y vestales, de titanes y elfos?: ella. ¿Quién tararea a tucanes y orugas, quién trina para el sol, la lluvia y los mares?: ella. ¿Quién hace que la luna y Dios bajen para ser paladeados por humanos?: ella. Palidece la señal descarada de las lenguas ante la alusión pudorosa de la música. No alcanzan las brumas para fabricar vestidos ni los guisos se adoban con destinos, nuestra lengua no es de alondras ni ruiseñores. Eso es lo que hay, y no está mal.
¡Ay de aquél que para decir se calza máscara! ¡más le valiera ser olvidado! Ya no piedra de molino y río, ya no desmembración cruenta. Sólo olvido, con eso basta.
Beso los pies y me desarmo ante el discurso atlético que somete o se humilla en noble lid, mas caiga maldición sobre aquél cuya avaricia es la artimaña. ¿Sabéis?, siempre habrá un santo poseso, ese a quien eternamente mataremos, que arrase con el fuego de su furia los decires enarbolados desde un yo y un para mí, mas precedidos de un nos, o peor, de un vosotros y un para ustedes.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Drzewo (fragm.)
Słowa nie zapełniają pustki, pogłębiają ją. To zawrót głowy, cień innego, świetlistszego słowa, a ono, to cień słowa ostatniego oślepiającego, niedostępnego, nieludzkiego. Słowa nie są skórą, raczej wnętrznościami, pozostają z boku pieszczoty i doprowadzamy do przeniknięcia. Być może lepszy był bezsens, światły ton, muzyka bez partytury liter. Co zrobilibyśmy bez nich, są na naszej drodze.
Kto nie pragnąłby być muzyką a nie językiem! Przemawiać prosto do korzenia. Bo któż tak potrafi przemawiać do przemijalnych lokatorów mogił jak nie ona. Język przemawia do żywych choć w rzeczywistości mówi o zmarłych. Kto będzie głuchą wibracją ku odczuwającym: ona. Kto szepcze mową jaszczurek do ucha będących w ekstazie, kto pragnie języka bogów i westalek, tytanów i elfów: ona. Kto nuci tukanom i dżdżownicom, kto wyśpiewuje trele dla słońca deszczu i mórz: ona. Kto sprawia, że księżyc i Bóg schodzą na ziemię by mogli ich skosztować ludzie? Blednie bezwstydny znak języka wobec wstydliwej aluzji muzyki. Mgieł nie starcza by uszyć suknie ani potraw nie przyprawia się przeznaczeniem, nasz język nie tym, którym przemawiają skowronki ani słowiki. Jest jaki jest i cóż z tego.
Biedny ten co by przemówić maski przywdziewa! Lepiej by było dla niego byśmy o nim zapomnieli! Nie kamień młyński i rzeka, nawet nie krwawe rozczłonkowanie go czeka. Tylko zapomnienie, tyle wystarczy. Całuję stopy i składam broń wobec atletycznej mowy, która czyni podległym lub korzy się w szlachetnej walce, lecz niech spadnie przekleństwo na tego czyje skąpstwo jest wybiegiem. Wiecie? Zawsze zjawia się jakiś namaszczony święty, ten, którego wiecznie będziemy uśmiercać, który ogniem swej furii obali powiewające sztandary mów wychodzących od ja i dla mnie, lecz poprzedzone jakimś my, jakimś wy i Państwo.
Esta arenilla es de oro… Mi corazón se fue por las dunas doradas. Mi vida daba tumbos, de un dromedario, a lomos. Su pezuña durísima se inventó aquel camino. Y yo, bamboleante, me aferraba a su giba: un desierto de oro, un cielo azul, candente, y el traqueteo cansino del rumiante fantástico. Mordía el viento mi rostro y unas hojas mis dientes de fresquísima menta. A lomos voy —me dije— de un animal extraño. Sobre cisterna viva en la que suena el agua de hace ya varios días… Queda camino por delante y sol y arena y desierto sin fin, como en la vida.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Zafrane
Te drobinki piasku są ze złota… Serce moje odeszło złoconymi wydmami. Życie rozkołysało się mi niczym na grzbiecie wielbłąda. Jego kopyto najtwardsze wymyśliła owa droga. A ja, rozchybotany, kurczliwie garbu się czepiłem: pustynia złota, niebo niebieskie, rozżarzone, i nużące trzęsienie fantastycznego przeżuwacza. Gryzł wiatr twarz moją a zęby me liście najświeższej mięty. Na grzbiecie jadę -rzuciłem sobie- dziwnego zwierzęcia. Na żywym zbiorniku w którym chlupocze woda sprzed wielu dni… Długa droga przede mną i słońce i piach i pustynia bez końca, jak to w życiu.
Original y atrevida película de Isaki Lacuesta (premiada en San Sebastián): La mejor forma de huir de tus perseguidores sin dejar rastro es caminar hacia atrás, sobre tus propias huellas. Eso creía François Augiéras, que cubrió de pinturas un búnker militar en el desierto, y luego lo dejó hundirse en la arena para que nadie lo encontrara hasta el siglo XXI. ¿Pero quién es Augiéras? ¿Legionario, pintor, escritor, pistolero, santo, ladrón, diablo o una mezcla de todo ello?
En su perpetua marcha hacia las cosas va capturando el agua la dormida estampa del castillo. Tras su sueño boscoso sabe que la existencia es repetirse es dejarse arrastrar onda tras onda en el silencio. Yo miré las barcazas deslizarse tristes sobre la fiera mudanza de su música.
Sobre los puentes, Heidelberg se asoma a las honduras de mi cuerpo. Nunca antes supo cómo decir el largo engaño su margen prisionera y fugitiva. Los puentes sobre el río pasan de mí hasta mí, de una orilla a la otra, sin otro oficio que albergar la noche turbia del alma, su caudal dormido.
Su azul es un errante diálogo de cada imagen con su reflejo. Existe aquí mi sed porque sigue pidiendo mis preguntas, porque por las orillas se combate por otra luz más pura. El Néckar, de una a otra llamándome, sigue mirando en sus espejos mi fuga inmóvil por hacerla mía, incontenida muerte que de mi cuerpo fluye.
Fotografías de Heidelberg donde seformaron los filósófos G.W. Hegel, K. Jaspers, H. Arendt, H.-G. Gadamer.
Mosty Heidelbergu
W swym odwiecznym marszu w stronę rzeczy woda uchwyciła uśpione odbicie zamku. Gdzie za tym leśnym snem wie że istnienie jest powtarzaniem się to poddanie się fali za falą by uniosła nas w ciszę. Widziałem barki ślizgające się smutne na okrutnej zmienności jej muzyki.
Ponad mostami, Heidelberg przegląda się w głębinach mojego ciała. Nigdy wcześniej nie wiedział jak wyrazić długie złudzenie jego brzeg zniewolony i ulotny. Mosty nad rzeką rozciągają się ode mnie aż do mnie, z jednego na drugi brzeg, bez innego zajęcia niż danie schronienia mętnej nocy duszy, jej uśpionym wodom.
Jego błękit jest błędnym dialogiem obrazów z ich własnym odbiciem. Tutaj me pragnienie bowiem ciągle upomina mnie o pytania, bo gdzieś na brzegach toczy się walka o inne światło, bardziej czyste. Neckar, z jednego na drugi wzywa mnie, przegląda się w lustrach ma nieruchoma fuga by uczynić ją moją, niepowstrzymana śmierć, która z ciała mego wypływa.