Federico García Lorca

1898-1936, España

Imagen de Laura Makabresku
Omega (poema para muertos)

Las hierbas.
Yo me cortaré la mano derecha.
Espera.
Las hierbas.
Tengo un guante de mercurio y otro de seda.
Espera.
¡Las hierbas!
No solloces. Silencio, que no nos sientan.
Espera.
¡Las hierbas!
Se cayeron las estatuas
al abrirse la gran puerta.
¡¡Las hierbaaas!!

Primera obra del disco del 1996 que revolucionó flamenco. Poemas de F. García Lorca (del Poeta en Nueva York), música de Enrique Morente, Lagartija Nick y Leonard Cohen y mezcla de rock progresivo con flamenco.

Pierwszy utwór z ważnej płyty, plyty, która zmieniła oblicze flamenco w 1996. Wiersz F. Garcii Lorki (z tomiku Poeta w Nowym Jorku), muzyka legendy z Grenady cantaora Enrique Morente, Lagartija Nick i Leonarda Cohena plus muzyka fusion: flamenco połączone z rockiem progresywnym.

Trad. Ada Trzeciakowska

Omega (wiersz dla umarych)

Trawy.
Prawą dłoń sobie utnę.
Czekaj.
Trawy.
Rtęciową rękawicę mam z a drugą z jedwabiu.
Czekaj.
Trawy!
Dość szlochów. Cisza, nie wyczują nas.
Czekaj.
Trawy!
Runęły posągi
drzwi się rozwarły.
Traaawy!!

Transl. Paul Blackburn

Omega (poem for the dead)

Herbs.
I’ll cut off my right hand.
Hold it.
The herbs.
I have one glove of mercury & the other of silk.
Hold it.
The herbs!
Don’t blubber. Keep quiet, they won’t sense us.
Hold it.
Herbs!
The statues fell
at the swinging wide of the great door.
The herrrbs!!

Fernando de Villena

1956 – , España (Granada)

De regreso

Es muy triste volver hacia tu casa
con la noche crecida
y las calles cubiertas de serojas
que anuncian el invierno
y encontrar en las plazas y en los parques
mendigos sin refugio,
ancianos desahuciados,
jóvenes sin hogar ni perspectivas
en lucha contra el frío.
Es muy triste ser hombre en este tiempo
de plástico y mentiras
donde cada remero va a su antojo;
tiempo de confusión y de ignominia
sin más norte y valores que el dinero.
Es muy triste mirar frente por frente
el derrumbe de un mundo
donde tuviste puesta la esperanza.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Z powrotem

Smutno jest powrócić do domu
gdy noc już głęboka
a suche liście na ulicach
obwieszczają zimę
i spotkać na placach i w parkach
żebraków bez dachu nad głową,
wyeksmitowanych starców,
młodych bez domu i perspektyw
walczących z zimnem.
Smutno być człowiekiem w czasach
z plastiku i kłamstw
gdzie każdy wioślarz wiosłuje w swoją stronę;
w czasach nieładu i hańby,
których celem jest tylko pieniądz.
Smutno jest patrzeć
jak przed nami wali się świat
w którym pokładaliśmy tyle nadziei.

Fotograma de El muelle de las brumas (1938) de Marcel Carné

Mariluz Escribano

1935-2019, España (Granada)

*Traducción hecha para La Reversible.

Canción del silencio

En las horas pisadas por las sombras
en un gesto final de despedida,
cuando es tarde y tardíamente escucho
esta niebla o canción que me regresa,
todos los muebles tienen
una poblada soledad de incierta
nostalgia telefónica.

Y los libros me miran
con sus ojos de octubre
y el cigarrillo clama
urgido desde el piano
con volutas que pasan
transitan, me construyen
la palabra de amor en que trabajo.

Sobre la mesa, intacta,
la violeta de un nombre
que desprende una página.

Yo ya sé que es domingo
y que la brisa tiene una luz convocada
que me recuerda el mar.
Pero deja que guarde entre mis manos
limosnas de silencio:
siempre dejan sus huellas
espacios de rocío en la mirada.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Pieśń ciszy

W godzinach nawiedzanych przez cienie
w ostatecznym geście pożegnania,
gdy późno i poniewczasie wsłuchuję się w
tę mgłę czy pieśń powracającą do mnie,
wszystkie meble posiadają
zaludnioną samotność niepewnej
telefonicznej nostalgii.

Książki wpatrują się we mnie
swoimi październikowymi oczami
i papieros wzywa
pilnie znad pianina
smużkami dymu, które przechodzą
krążą, kreślą dla mnie
miłosne słowo, nad którym pracuję.

Na stole, nietknięty,
fiołek czyjegoś imienia
wydobywa się ze strony.

Tak, wiem, że to niedziela
i że bryza skupia sproszone światło,
które przypomina mi morze.
Ale pozwól, że w dłoniach zachowam
jałmużny milczenia:
zawsze zostawiają ślady
krainy rosy w spojrzeniu.

Fotografías: 1 y 6 Marit Beer; 2, 3, 5, 7 Josef Sudek; 4 Rene Groebli

Juan Carlos Friebe

1968 -, España (Granada)

Un nido

Feliz quien parte atado al corazón
pues aunque no regrese nunca, siempre
habitará su casa. Feliz quien viene y va
a antojo de su dicha y sus senderos,
en pos de sí y de sus misterios hondos,
de su amor, su quimera, de su nada.
Cuánto más si al susurro de su voz
sujeto, atento sólo a su murmullo,
se escucha y dice: heme: al mismo tiempo
que presta tacto, vista, oído al mundo,
y lo comprende o no, pero le incumbe,
le inmuta, le conmueve, le anonada.

Pasa la brisa sobre tallo tierno,
mece el aire los álamos combados:
feliz la rama, si feliz la hoja.

Fotografías: André Kertész; Olivia Bee. Fotograma de Orfeo de Jean Cocteau

Tłum. Ada Trzeciakowska

Gniazdo

Szczęśliwy ten kto wyrusza sercem przywiązany
choćby nie powrócił nigdy, na zawsze
zamieszka we własnym domu. Szczęśliwy ten
kto przychodzi i odchodzi
zgodnie z wolą swojego losu, ścieżka swoją,
w ślad za samym sobą i najgłębszą tajemnicą,
za miłością, chimerą, za pustką.
O ileż bardziej, gdy wsłuchany w szept własnego głosu,
wyczulony na jego pomruk,
słucha siebie i mówi: oto jestem: w tym samym czasie
wysila wzrok, nadstawia ucha i komórki skóry na świat,
i rozumiejąc go lub nie, lecz ciąży mu on,
przejmuje trwogą, wzrusza, oszałamia.

Powiewa bryza nad młodym pędem,
wiatr zakołysał zgiętymi topolami:
szczęśliwa gałąź, gdy liść szczęśliwy.

Miguel Arnas Coronado

1949 – , Granada

El blog de Miguel Arnas Coronado

El árbol (frg.)

Las palabras no llenan vacío, lo ahondan. Son vértigo, sombra de otra palabra con más luz, y ésta, sombra de la última deslumbradora, inasequible, inhumana. Las palabras no son piel sino entraña, con ellas queda a un lado la caricia y alcanzamos la penetración. Tal vez era mejor el sinsentido, el son preclaro, la música sin partitura de las letras. ¿Qué haríamos sin ellas?, están en el senda.

¡Quién fuera música y no lenguas! Hablarle sólo a la raíz. ¿Quién habla al efímero morador de la fosa?: ella. En tanto ellas hablan a los vivos aunque hablen de los muertos. ¿Quién será vibración muda hacia los sentidores?: ella. ¿Quién susurra con decires de lagartija en el oído de los extasiados?, ¿quién clama el lenguaje de dioses y vestales, de titanes y elfos?: ella. ¿Quién tararea a tucanes y orugas, quién trina para el sol, la lluvia y los mares?: ella. ¿Quién hace que la luna y Dios bajen para ser paladeados por humanos?: ella. Palidece la señal descarada de las lenguas ante la alusión pudorosa de la música. No alcanzan las brumas para fabricar vestidos ni los guisos se adoban con destinos, nuestra lengua no es de alondras ni ruiseñores. Eso es lo que hay, y no está mal.

¡Ay de aquél que para decir se calza máscara! ¡más le valiera ser olvidado! Ya no piedra de molino y río, ya no desmembración cruenta. Sólo olvido, con eso basta.

Beso los pies y me desarmo ante el discurso atlético que somete o se humilla en noble lid, mas caiga maldición sobre aquél cuya avaricia es la artimaña. ¿Sabéis?, siempre habrá un santo poseso, ese a quien eternamente mataremos, que arrase con el fuego de su furia los decires enarbolados desde un yo y un para mí, mas precedidos de un nos, o peor, de un vosotros y un para ustedes.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Drzewo (fragm.)

Słowa nie zapełniają pustki, pogłębiają ją. To zawrót głowy, cień innego, świetlistszego słowa, a ono, to cień słowa ostatniego oślepiającego, niedostępnego, nieludzkiego. Słowa nie są skórą, raczej wnętrznościami, pozostają z boku pieszczoty i doprowadzamy do przeniknięcia. Być może lepszy był bezsens, światły ton, muzyka bez partytury liter. Co zrobilibyśmy bez nich, są na naszej drodze.

Kto nie pragnąłby być muzyką a nie językiem! Przemawiać prosto do korzenia. Bo któż tak potrafi przemawiać do przemijalnych lokatorów mogił jak nie ona. Język przemawia do żywych choć w rzeczywistości mówi o zmarłych. Kto będzie głuchą wibracją ku odczuwającym: ona. Kto szepcze mową jaszczurek do ucha będących w ekstazie, kto pragnie języka bogów i westalek, tytanów i elfów: ona. Kto nuci tukanom i dżdżownicom, kto wyśpiewuje trele dla słońca deszczu i mórz: ona. Kto sprawia, że księżyc i Bóg schodzą na ziemię by mogli ich skosztować ludzie? Blednie bezwstydny znak języka wobec wstydliwej aluzji muzyki. Mgieł nie starcza by uszyć suknie ani potraw nie przyprawia się przeznaczeniem, nasz język nie tym, którym przemawiają skowronki ani słowiki. Jest jaki jest i cóż z tego.

Biedny ten co by przemówić maski przywdziewa! Lepiej by było dla niego byśmy o nim zapomnieli! Nie kamień młyński i rzeka, nawet nie krwawe rozczłonkowanie go czeka. Tylko zapomnienie, tyle wystarczy. Całuję stopy i składam broń wobec atletycznej mowy, która czyni podległym lub korzy się w szlachetnej walce, lecz niech spadnie przekleństwo na tego czyje skąpstwo jest wybiegiem. Wiecie? Zawsze zjawia się jakiś namaszczony święty, ten, którego wiecznie będziemy uśmiercać, który ogniem swej furii obali powiewające sztandary mów wychodzących od ja i dla mnie, lecz poprzedzone jakimś my, jakimś wy i Państwo.

Resultado de imagen de todas las mañanas del mundo

José Lupiáñez Barrionuevo

1955 – , España (Granada)

Zafrane

Esta arenilla es de oro…
Mi corazón se fue
por las dunas doradas.
Mi vida daba tumbos,
de un dromedario, a lomos.
Su pezuña durísima
se inventó aquel camino.
Y yo, bamboleante,
me aferraba a su giba:
un desierto de oro,
un cielo azul, candente,
y el traqueteo cansino
del rumiante fantástico.
Mordía el viento mi rostro
y unas hojas mis dientes
de fresquísima menta.
A lomos voy —me dije—
de un animal extraño.
Sobre cisterna viva
en la que suena el agua
de hace ya varios días…
Queda camino por delante
y sol y arena
y desierto sin fin,
como en la vida.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Zafrane

Te drobinki piasku są ze złota…
Serce moje odeszło
złoconymi wydmami.
Życie rozkołysało się mi
niczym na grzbiecie wielbłąda.
Jego kopyto najtwardsze
wymyśliła owa droga.
A ja, rozchybotany,
kurczliwie garbu się czepiłem:
pustynia złota,
niebo niebieskie, rozżarzone,
i nużące trzęsienie
fantastycznego przeżuwacza.
Gryzł wiatr twarz moją
a zęby me liście
najświeższej mięty.
Na grzbiecie jadę -rzuciłem sobie-
dziwnego zwierzęcia.
Na żywym zbiorniku
w którym chlupocze woda
sprzed wielu dni…
Długa droga przede mną
i słońce i piach
i pustynia bez końca,
jak to w życiu.

Original y atrevida película de Isaki Lacuesta (premiada en San Sebastián): La mejor forma de huir de tus perseguidores sin dejar rastro es caminar hacia atrás, sobre tus propias huellas. Eso creía François Augiéras, que cubrió de pinturas un búnker militar en el desierto, y luego lo dejó hundirse en la arena para que nadie lo encontrara hasta el siglo XXI. ¿Pero quién es Augiéras? ¿Legionario, pintor, escritor, pistolero, santo, ladrón, diablo o una mezcla de todo ello?

Juan José Castro

1977 – , España (Granada)

Puentes de Heidelberg

En su perpetua marcha hacia las cosas
va capturando el agua
la dormida estampa del castillo.
Tras su sueño boscoso sabe
que la existencia es repetirse
es dejarse arrastrar onda tras onda en el silencio.
Yo miré las barcazas deslizarse
tristes sobre la fiera mudanza de su música.

Sobre los puentes, Heidelberg se asoma
a las honduras de mi cuerpo.
Nunca antes supo cómo decir el largo engaño
su margen prisionera y fugitiva.
Los puentes sobre el río pasan de mí hasta mí,
de una orilla a la otra,
sin otro oficio que albergar la noche
turbia del alma, su caudal dormido.

Su azul es un errante diálogo de cada imagen
con su reflejo. Existe aquí mi sed
porque sigue pidiendo mis preguntas,
porque por las orillas se combate
por otra luz más pura.
                              El Néckar,
de una a otra llamándome, sigue mirando en sus espejos
mi fuga inmóvil por hacerla mía,
incontenida muerte que de mi cuerpo fluye.

Fotografías de Heidelberg donde seformaron los filósófos G.W. Hegel, K. Jaspers, H. Arendt, H.-G. Gadamer.

Mosty Heidelbergu

W swym odwiecznym marszu w stronę rzeczy
woda uchwyciła
uśpione odbicie zamku.
Gdzie za tym leśnym snem wie
że istnienie jest powtarzaniem się
to poddanie się fali za falą by uniosła nas w ciszę.
Widziałem barki ślizgające się
smutne na okrutnej zmienności jej muzyki.

Ponad mostami, Heidelberg przegląda się
w głębinach mojego ciała.
Nigdy wcześniej nie wiedział jak wyrazić długie złudzenie
jego brzeg zniewolony i ulotny.
Mosty nad rzeką rozciągają się ode mnie aż do mnie,
z jednego na drugi brzeg,
bez innego zajęcia niż danie schronienia mętnej
nocy duszy, jej uśpionym wodom.

Jego błękit jest błędnym dialogiem obrazów
z ich własnym odbiciem. Tutaj me pragnienie
bowiem ciągle upomina mnie o pytania,
bo gdzieś na brzegach toczy się walka
o inne światło, bardziej czyste.
                                           Neckar,
z jednego na drugi wzywa mnie, przegląda się w lustrach
ma nieruchoma fuga by uczynić ją moją,
niepowstrzymana śmierć, która z ciała mego wypływa.