Aurora Luque

1962 – , España

LA ESCARCHA

Madrugada de invierno. Insomnio. Oscuridad.
Sé que afuera está helando.
Hiela en el huerto, hiela en las montañas.
Traza abrazos la escarcha.
El frío atroz obliga a las moléculas
del agua a renunciar a su ser-danza.
La fluidez se torna abrazo rígido,
lazo de hielo blanco.
La gota sola aferra a la otra gota
y entretienen así el amargo clima.

Así, en el interior, ocurre a los recuerdos.
Una desolación helada los abraza.

Es tanto el frío adentro.
Un amago de vida recordada
extiende un brazo rígido y polar
hacia un recuerdo aún más entumecido.
Una red que construye sus destellos
en las desolaciones de los climas
con cristales tristísimos y rotos.
La memoria funciona como escarcha.

Collage propio (yo en 1983)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Szron

Zimowy poranek. Bezsenność. Mrok.
Wiem, że jest zimno na zewnątrz.
Sady ścina mróz, mróz ścina góry.
Szron bierze je w objęcia.
Potworne zimno zmusza cząsteczki
wody do wyrzeczenia się swej tanecznej natury.
Płynność staje się sztywnym uściskiem,
białą wstęgą z lodu.
Samotna kropla lgnie do drugiej kropli
i tak oto zabawia ten cierpki klimat.

To samo spotyka wewnątrz nasze wspomnienia.
Ogarnia je lodowe spustoszenie.

Tak strasznie zimno jest od wewnątrz.
Podszept zapamiętanego życia
wysuwa swe polarne zesztywniałe ramię
ku jeszcze bardziej odrętwiałemu wspomnieniu.
Sieć, która wznosi swoje błyski
w spustoszonych strefach klimatycznych
z przesmutych i potłuczonych kryształków.
Pamięć zachowuje (się) jak szron.

Félix Francisco Casanova

1956-1976, España (Santa Cruz de Tenerife)

Los viejos bosques

Oye, cuántos mares ahondé en su reflujo vesperal,
cuántas colinas bajo el azul, con mis
podencos mágicos, al chascar la yerba que me tuvo
con mi reina marina.
Devoré la ciudad de niños
meditabundos, los jardines con cuernos negros,
aún me veo en los espejos
sombra desdibujándose, los abanicos de
abuelitas enfermas, drogadas por
el vicio de la soledad.

Qué tristes todos los árboles que suben al monte
deshojados y con caras de viejos. El invierno
cubre el bosque con sus alas, las ratas amarillas
mueren con los pájaros en las cumbres.
Dónde están las piceas que trepé,
los bancos carcomidos por arañas, las alondras
roídas por los hilos del aire.

Qué pena cada plaza de la muerte,
las iglesias y el rifador,
las espumajosas calaveras.

Oye, qué vestuario usan las hojas del otoño y
qué viento las marea.
Indemnes las sangres que jóvenes intercambian y
graciosas sus palabras de pasión.
Paz. Al fondo, la noche de madera,
ya prisión húmeda. Los duendes
en las luces de cristal y el
verde susurrador. Es tiempo
para recordar qué hermoso fue
todo.

Felix Francisco Casanova. Collage propio.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Dawne lasy

Ej, ileż to mórz zgłębiłem w ich wieczornym odpływie,
ileż wzgórz pod błękitem, z mymi
magicznymi ogarami, gryząc trawę, która miała mnie
z moją królową mórz.
Pożarłem miasto medytujących
dzieci, ogrody o czarnych rogach,
wciąż widzę się w lustrach
zacierający się cień, wachlarze
schorowanych babć, odurzonych
nałogiem samotności.

Jakże smutne są wszystkie te drzewa co wspinają się na wzgórze,
opadły z nich liście i mają twarzach starców. Zima
przykrywa las swoimi skrzydłami, żółte szczury
umierają wraz z ptakami na szczytach.
Gdzież są te świerki, na które się wspinałem,
ławki pożarte przez pająki, skowronki
przeżarte przez nitki powietrza.

Jakże mi żal każdego placu umierania,
kościoły i siejący zamęt,
toczące pianę czaszki.

Ej, jakież to szaty wdziały jesienne liście i
cóż to za wiatr nimi buja.
Nieskalana jest krew, którą wymieniają się młodzi i
śmieszne są ich słowa namiętności.
Spokój. W głębi, drewniana noc,
już wilgotne więzienie. Duszki
w kryształowych światłach i
szepcząca zieleń. Nadszedł czas
wspomnień, jakże piękne było
wszystko.

Marcin Świetlicki

1961 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Los grillos

Dije: conozco tal lugar
donde vienen a morir los gatos.
Pregunté: ¿quieres verlo?
Ella respondió: no quiero.

Dije: es limpio e importante.
Dije: es claro y primero.
Pregunté: ¿quieres verlo?
Ella respondió: no quiero.

Lo dijo de tal manera
que tuve que alejarme de ella.
Desde aquel momento
lentamente
avanzo hacia la salida

Fotogramas de La jetée de Chris Marker

świerszcze

Powiedziałem: znam takie miejsce,
gdzie przychodzą umierać koty.
Zapytałem: chcesz je zobaczyć?
Odpowiedziała: nie chcę.

Powiedziałem: jest czyste i ważne.
Powiedziałem: jest jasne i pierwsze.
Zapytałem: chcesz je zobaczyć?
Odpowiedziała: nie chcę.

Powiedziała to w taki sposób,
że musiałem odwrócić się od niej.
Od tamtej pory
powoli
zbliżam się do wyjścia

César Vallejo

1892-1938, Perú

Trilce. Lxxv

Estáis muertos.

Qué extraña manera de estarse muertos. Quienquiera diría no lo estáis. Pero, en verdad, estáis muertos.

Flotáis nadamente detrás de aquesa membrana que, péndula del zenit al nadir, viene y va de crepúsculo a crepúsculo, vibrando ante la sonora caja de una herida que a vosotros no os duele. Os digo, pues, que la vida está en el espejo, y que vosotros sois el original, la muerte.

Mientras la onda va, mientras la onda viene, cuán impunemente se está uno muerto. Sólo cuando las aguas se quebrantan en los bordes enfrentados y se doblan y doblan, entonces os transfiguráis y creyendo morir, percibís la sexta cuerda que ya no es vuestra.

Estáis muertos, no habiendo antes vivido jamás. Quienquiera diría que, no siendo ahora, en otro tiempo fuisteis. Pero, en verdad, vosotros sois los cadáveres de una vida que nunca fue. Triste destino. El no haber sido sino muertos siempre. El ser hoja seca sin haber sido verde jamás. Orfandad de orfandades.

Y sin embargo, los muertos no son, no pueden ser cadáveres de una vida que todavía no han vivido. Ellos murieron siempre de vida.

Estáis muertos.

Fotografías de Tamara Dean

Tłum. Ada Trzeciakowska

Trilce. LXXV

Jesteście martwi.

Cóż za osobliwy sposób bycia martwymi. Ktoś mógłby powiedzieć, że wcale nimi nie jesteście. Lecz tak naprawdę jesteście martwi.

Unosicie się w niebycie za tąż membraną, co, wahadłem wachluje od zenitu do nadiru, przybywa i ubywa od zmierzchu do zmierzchu, drgając przed dźwięcznym pudłem rany, która wcale was nie boli. Powiadam wam przeto, że życie toczy się w zwierciadle, a wy jesteście oryginałem, jeno śmiercią.

Podczas gdy fala odpływa, podczas gdy fala się zbliża, jakże bezkarnie można sobie być martwym. Dopiero gdy wody przełamują się na przeciwległych brzegach i biją się i biją, dopiero wtedy przeobrażacie się i uwierzywszy w rychłą śmierć, dostrzegacie szóstą strunę, która już nie należy do was.

Jesteście martwi, nigdy wcześniej nie żyjąc. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie będąc teraz, niegdyś byliście. Lecz tak naprawdę jesteście zwłokami życia, którego nigdy nie było. Smutny to los. Zaznać tylko martwości. Suchości liścia, który nie przeszedł przez zieleni stadium. Osierocenie nad osieroceniami.

A przecież, zmarli nie są, nie mogą być zwłokami życia, którego jeszcze nie przeżyli. Zawsze umierali z powodu życia*.

Jesteście martwi.

*lub: za życia

César Vallejo

1892-1938, Perú

ROSA BLANCA

Me siento bien. Ahora
brilla un estoico hielo
en mí.
Me da risa esta soga
rubí
que rechina en mi cuerpo.
Soga sin fin,
como una
voluta
descendente
de mal…
soga sanguínea y zurda
formada de
mil dagas en puntal.
Que vaya así, trenzando
sus rollos de crespón;
y que ate el gato trémulo
del Miedo al nido helado,
al último fogón.
Yo ahora estoy sereno,
con luz.
Y maya* en mi Pacífico
un náufrago ataúd.

*Aunque el contexto favorece el análisis de maya como la forma matagráfica de malla (< mallar), varias voces podrían estar actuando in absentia, como enmallar(se) (supuesta aféresis), majar («machacar» / fig. «importunar o molestar»), o maullar (que admite la forma mayar). Sin embargo, no tiene, al parecer, cabida la voz plurisignificativa maya («tribu india…», «juego infantil…», «planta herbácea…», «máscara…»; comp. en este sentido: «y que ate el gato trémulo»: ) .

Metagrafos en César Vallejo Mario García-Page

Masao Yamamoto

Tłum. Ada Trzeciakowska

Biała Róża

Czuję się dobrze. Stoicki
lód lśni teraz
we mnie.
Śmieszy mnie ten sznur
rubinowy
skrzypiący w moim ciele.
Sznur bez końca
jak
opadająca
woluta
ze
zła…
krwisty i lewoskrętny sznur
utworzony z
tysiąca sztyletów w podporze.
Niech zatem opada, wyplatając
swe zwoje z krepiny;
i niech przymocuje dygocącego kocura
Strachu do skutego lodem gniazda,
do ostatniego paleniska.
Teraz jestem spokojny,
jest ze mną światło.
I miauczy* w mym Pacyfiku
trumna rozbitka.

*Gra znaczeń biorąca się za zapisu zagodnego z fonetyką. Czasownik mayar: mallar -wpadać w sieć, maullar- miauczeć, majar- uwierać

Marcin Świetlicki

1961 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Las cartas comunican lo frío y negro. Me doy cuenta:
sólo sirvo de intermediario. Se quejan a Dios.
Permanezco inmóvil contra un viento intenso, el viento sopla a través de mí.
La culpa es mía.

Fotogramas de Las Armonías Werckmeister y La condena de Béla Tarr

***

W listach zimno i czarno. Uświadamiam sobie:
jedynie pośredniczę. Żalą się do Boga.
Stoję na wielkim wietrze, wiatr przewiewa przeze mnie.
Moja wina.

Félix Francisco Casanova

1956-1976, España (Santa Cruz de Tenerife)

A veces cuando la noche me aprisiona

A veces cuando la noche
me aprisiona
suelo sentarme frente a una cabina
telefónica
y contemplo las bocas que hablan
para lejanos oídos.
Y cuando el hielo de la soledad
me ha desvenado, los barrenderos moros
canturrean tristemente
y las estrellas ocupan su lugar,
yo acaricio el teléfono
y le susurro sin usar monedas.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Czasami, gdy noc mnie osacza

Czasami, gdy noc
mnie osacza
siaduję naprzeciw budki
telefonicznej
i spoglądam na mówiące
do dalekich uszu usta.
Gdy żyły zetnie mi już
samotności mróz, a Arabowie zamiatający ulice
podśpiewują smutno
na ich miejscu pojawiają gwiazdy,
a ja pieszczotliwie dotykam słuchawki
i szepczę do niej nie wrzucając monet.

Marcin Świetlicki

1961 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Primera Nieve

Detrás de la pared un jardín pero por los ruidos
pareciera que hay un dormitorio más
los ratones lo han notado y han sacado
su ejército de esta casa

Un perro blanco gordo ángel blanco
te anunció ayer lo ahuyenté
barrí pedacitos del espejo roto
lavé los ojos encendí la lumbre

Entran salen me miran
y yo sonrío, aunque podría matar
cuando miraste por la ventana e hiciste seña con las cejas
decidí no salir para llevarte la contraria

Me defiendo y me quedo inventando el calor
tus trineos en la nevisca no conoceré el Reino
agarrado a la mesa no conoceré el Reino
agarrado a la mesa las pupilas las tengo blancas

Imágenes de Laura Makabresku y Masao Yamamoto

PIERWSZY ŚNIEG

Za ścianą ogród a takie odgłosy
jakby miał być tam jeszcze jeden pokój
myszy poczuły i wyprowadziły
swoje oddziały z tego domu

Biały pies tłusty biały anioł
wczoraj ciebie zwiastował odgoniłem go
zmiotłem okruchy stłuczonego lustra
przemyłem oczy napaliłem w piecu

Wchodzą wychodzą przyglądają się
ja się uśmiecham chociaż mógłbym zabić
gdy zajrzałaś przez okno i dałaś znak brwiami
postanowiłem na złość nie wychodzić

Bronię się i zostaję wymyślając ciepło
twoje sanie w zadymce nie zaznam Królestwa
trzymam się mocno stołu nie zaznam Królestwa
trzymam się mocno stołu źrenice mam białe

Miłosz Biedrzycki

1967 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Qué puedo decirles a ustedes

Qué puedo decirles a ustedes.
Esta no es una situación natural.
En la calle la gente conversa de esta forma.
Por la luna del autobús se ven unos rótulos en la parada,
por el parabrisas del coche otros. El flaco no comprenderá al gordo,
su disnea ni dificultades a la hora de comprar la ropa.
Y antes de que el grande se encoja,
del pequeño no quedará ni rastro.
Viajar en medio de una ventisca, en medio de la niebla como por un túnel,
buscar el mundo con la vista por un trozo de cristal libre de vaho.
Viajar en medio de una tormenta de arena que se arrastra
a través del paralelo.
La gente no se habla de esta forma. Si llega el caso,
antes aprietan los dientes sobre ellos, los brazos, la ropa, el dinero que deben.
Viajar entre ondulantes lonas de lluvia
con el signo de interrogación en lugar de la cabeza.
Con el signo de interrogación invertido, como en español,
que abre la oración, el camino en el túnel de escarcha.
Con el punto final en el lugar donde convergen las líneas paralelas –

Fotografías de Saul Leiter

Co ja mogę do państwa powiedzieć

Co ja mogę do państwa powiedzieć.
To nie jest naturalna sytuacja.
Ludzie w ten sposób nie rozmawiają ze sobą na ulicy.
Z okna autobusu widać inne napisy na przystanku,
z okna samochodu inne. Chudy grubego nie zrozumie,
jego zadyszki i kłopotów z kupowaniem ubrań.
A zanim wielki się obkurczy,
po małym nie zostanie śladu.
Jechać przez zadymkę, przez mgłę jak przez tunel,
wypatrywać świata w odchuchanym skrawku szyby.
Jechać przez burzę piaskową przewalającą się
w poprzek równoleżnika.
Ludzie tak do siebie nie mówią. Kiedy mają okazję,
raczej zaciskają na sobie zęby, ramiona, ubrania, należności.
Jechać przez faliste płachty deszczu
z pytajnikiem zamiast głowy.
Z hiszpańskim odwróconym pytajnikiem
otwierającym zdanie, drogę w tunelu z szadzi.
Z kropką w punkcie zbiegu równoległych linii –

Miłosz Biedrzycki

1967 – , Polonia

Trad. Manel Bellmunt Serrano

*** El frío

 El frío era tal que los árboles gritaban
las estrellas se apagaban en acompasados
intervalos de tiempo y se precipitaban
con el delicado tintineo
de un vaso golpeado con un cuchillo
también busco el silencio
pero el mero callar
seguramente no bastará

Fotografías de Masao Yamamoto

*** Mróz

Mróz był taki, że drzewa krzyczały
gwiazdy w miarowych odstępach
czasu gasły i osuwały się w dół
z delikatnym brzękiem
trącanej nożem szklanki
też szukam ciszy
ale samo milczenie
pewnie nie wystarczy?

Tomasz Różycki

1970 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Campaña de invierno 2003

8.

Desde que el mundo se nos haya roto, lo arreglamos en casa
con ayuda de movimientos mágicos. De esta manera
se produce el calor y es él el que hace subir
ligeramente la columna de mercurio. El deshielo. Él vencerá

pronto a las paredes y saldrá de casas a la calle
quemando sus estandartes hasta que termine
el período glaciar y en el fondo del valle
entre la cama y la pared descubran

una escritura secreta surcada por nuestros cuerpos.
Solamente aquel arqueólogo quien ponga
su cuerpo a medida, podrá reproducir
el ritmo y conocerá el carácter de la letra. Y en un destello

verá el mundo de nuevo: las nubes muy bajas,
tan bajas que de verdad habrá que tumbarse.

Fotografías de Francesca Woodman (1958-1981, EE.UU.)

Kampania zimowa 2003

8.

Odkąd świat nam się zepsuł, naprawiamy w domu
z pomocą czarodziejskich ruchów. W taki sposób
wytwarzane jest ciepło i ono podnosi
nieznacznie słupek rtęci. Odwilż. To ona pokona

wkrótce ściany i wyjdzie z mieszkań na ulice
paląc swoje sztandary, póki nie przeminie
epoka lodowcowa i na dnie doliny
między łóżkiem a ścianą zostanie odkryte

wyżłobione przez nasze ciała tajne pismo.
Tylko ten archeolog, który sam przyłoży
swoje ciało na miarę, będzie mógł odtworzyć
rytm i pozna krój liter. I w jednym przebłysku

zobaczy świat na nowo: chmury bardzo nisko,
tak nisko, że naprawdę trzeba się położyć.

Tomasz Różycki

1970 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Sobrevivimos este invierno

Sobrevivimos este invierno, esos días negros,
cuando nos iluminamos uno al otro,
frotando sin parar la cerilla contra el rascador,
el rascador contra la cerilla. Todo eso en un país,
en el cual el interdisciplinar
presentimiento de las desgracias flota gris,
lívido y pardo entre la reja y la ventana,
y presiona, presiona. Ha llegado la primavera,

y el fuego sigue ardiendo. Escribo cartas,
y sentado en la ventana lanzo aviones,
que aterrizan en los patios de los más cercanos
y más lejanos, y en cada uno hay una llama.
Un par de días así, mi pequeñito diario,
robados de las reservas divinas,
nos tienen que llegar para los meses largos.
Cuando abras uno, cien echarás en olvido.

Przetrwaliśmy tę zimę

Przetrwaliśmy tę zimę, te dni czarne,
kiedy się oświetlaliśmy nawzajem,
pocierając wciąż zapałką o draskę,
draską o zapałkę. To wszystko w kraju,
w którym to interdyscyplinarne
przeczucie nieszczęść wisi w barwie szarej,
burej i sinej w kratownicy okna,
i napiera, napiera. Przyszła wiosna,

a ogień wciąż płonie. Piszę listy
i siedząc w oknie, puszczam samoloty,
i one wylądują u najbliższych
i u najdalszych, a w każdym z nich płomień.
Kilka dni takich, mój mały dzienniczku,
wykradzionych z boskich zapasów, one
muszą nam starczyć na długie miesiące.
Kiedy jeden otworzysz, sto zapomnisz.

A %d blogueros les gusta esto: