¿En qué oscuro rincón del tiempo que ya ha muerto viven aún, ardiendo, aquellos muslos? Le dan luz todavía a estos ojos tan viejos y engañados, que ahora vuelven a ser el milagro que fueron: deseo de una carne, y la alegría de lo que no se niega.
La vida es el naufragio de una obstinada imagen que ya nunca sabremos si existió, pues solo pertenece a un lugar extinguido.
Fotografías de Francesca Woodman (1951- 1981, Estados Unidos)
Tłum. Ada Trzeciakowska
Miłosierdzie czasu
W jakim mrocznym zakątku czasu, który już się dokonał żyją wciąż, płonąc, te uda? Ciągle napełniają światłem te oczy takie stare i tyle razy oszukane, które znów stały się cudem, jakim były kiedyś: pragnienie innego ciała, i radość z tego, czego się nie odmawia.
Życie to wrak pewnego natarczywego obrazu, nigdy się już nie dowiemy, czy istniał naprawdę: przynależy wyłącznie do miejsca, które wygasło.
«Y, no obstante —le había respondido más tarde Rivière—, si la vida humana no tiene precio, nosotros obramos siempre como si alguna cosa sobrepasase, en valor, la vida humana… Pero ¿qué?» Y a Rivière, pensando en la tripulación, se le encogió el corazón. La acción, incluso la de construir un puente, destruye felicidades; Rivière no podía dejar de preguntarse: «¿En nombre de qué?» «Esos hombres —pensaba— que van tal vez a desaparecer, habrían podido vivir dichosos.» Veía rostros inclinados en el santuario de oro de esas lámparas nocturnas. «¿En nombre de qué los ha sacado de ahí? ¿En nombre de qué los ha arrancado de la felicidad individual? La primera ley, ¿no es precisamente la de defender esas dichas? Pero él las destroza. Y no obstante, un día, fatalmente, los santuarios de oro se desvanecen como espejismos. La vejez y la muerte, más implacables que él mismo, los destruyen. ¿Tal vez existe alguna otra cosa, más duradera, para salvar? ¿Tal vez hay que salvar esa parte del hombre que Rivière trabaja? Si no es así, la acción no se justifica.» «Amar, amar únicamente, ¡qué callejón sin salida!» Rivière tuvo la oscura conciencia de un deber más grande que el de amar. O se trataba también de una ternura, ¡pero tan diferente de las otras! Evocó una frase: «Se trata de hacerlos eternos…» ¿Dónde lo había leído? «Lo que vos perseguís en vos mismo muere.» Imaginó un templo al dios Sol de los antiguos incas del Perú. Aquellas piedras erguidas sobre la montaña. ¿Qué quedaría, sin ellas, de una civilización poderosa que gravitaba con el peso de sus piedras, sobre el hombre actual, como un remordimiento? «¿En nombre de qué rigor o de qué extraño amor, el conductor de pueblos de antaño, constriñendo a sus muchedumbres a construir ese templo sobre la montaña, les impuso la obligación de erguir su eternidad?» Rivière se imaginó aún a los habitantes de las pequeñas ciudades que, en el crepúsculo, dan vueltas alrededor de sus quioscos de música: «Esa especie de felicidad, ese arnés…», pensó. El conductor de pueblos de antaño, tal vez no tuvo piedad por el dolor del hombre; pero tuvo una inmensa piedad por su muerte. No por su muerte individual, sino piedad por la especie que el mar de arena borraría. Y él conducía a su pueblo a levantar, por lo menos, algunas piedras que el desierto no había de sepultar. (…) Habría podido luchar aún, probar suerte: no hay fatalidad externa. Pero sí hay una fatalidad interior: llega un momento en el que nos descubrimos vulnerables; entonces las faltas nos atraen como un vértigo. Y fue en este instante cuando lucieron en su cabeza, en un desgarrón de la tormenta, como cebo mortal en el fondo de una masa, algunas estrellas… Juzgó que era una trampa: se ven tres estrellas por un agujero, se sube hacia ellas, y ya no se puede descender, se permanece allí, mordiendo las estrellas… Sin embargo, era tal su hambre de luz, que remontó. (…) Fabien creyó haber arribado a limbos extraños, pues todo hacíase luminoso: sus manos, sus vestidos, sus alas. La luz no bajaba de los astros, sino que se desprendía, debajo de él, alrededor de él, de esas masas blancas. Las nubes, bajo él, devolvían toda la nieve que recibían de la Luna. Las de derecha e izquierda, altas como torres, hacían lo mismo. La luz era cual leche en la que se bañaba la tripulación. Fabien, volviéndose, vio que el «radio» sonreía. —¡Esto va mejor! —gritó. Pero la voz se perdía en el ruido del vuelo: las sonrisas solas hablaban. «Estoy completamente loco —pensaba Fabien— por sonreír; estamos perdidos.» Sin embargo, mil oscuros brazos le habían desatado de sus cadenas, como se desata a un prisionero al que se permite andar solo, por un tiempo, entre flores. «Demasiado hermoso», pensaba Fabien. Erraba entre las estrellas acumuladas con la densidad de un tesoro, en un mundo donde nada vivía fuera de él, absolutamente nada excepto él, Fabien y su camarada. Semejante a esos ladrones de ciudades fabulosas, emparedados en la cámara de los tesoros, de donde no sabría salir. Entre pedrerías heladas, erraban infinitamente ricos, pero condenados.
*Fragmentos de los cap. XIV-XVI
Tłum. Maria Czapska, Stanisław Stempkowski
Nocny lot*
„Ale jeżeli nawet życie ludzkie jest bezcenne, postępujemy zawsze tak, jak gdyby istniało coś, co jest więcej warte niż życie ludzkie… Ale co?» I Rivière, myśląc o załodze samolotu pocztowego, uczuł ciężar w sercu. Wszelki czyn, nawet budowa mostu, niszczy szczęście ludzkie. I nie mógł już uchylić się teraz od pytania: w imię czego? „Ci ludzie myślał którzy za chwilę może zginą, mogliby sobie żyć szczęśliwi.» Widział twarze pochylone w złotym sanktuarium wieczornej lampy. „W imię czego wyrwałem ich stamtąd?» W imię czego oderwał ich od szczęścia osobistego? Czyż nie jest pierwszym nakazem strzec i ochraniać to szczęście? A on je właśnie niszczy. Bo i tak nieodwołalnie nadejdzie dzień, gdy te złote sanktuaria rozwieją się jak fatamorgana. Zniszczą je starość i śmierć, bardziej nielitościwa niż on, Rivière. Ale jest może coś innego, bardziej trwałego, co należałoby ocalić; może jest do ocalenia ta właśnie cząstka człowieka, nad której urobieniem trudzi się właśnie on, Rivière? Jeżeli nie cała jego działalność nie ma usprawiedliwienia. „Kochać, tylko kochać — i cóż dalej!» Rivière miał niejasne poczucie obowiązku większego od kochania Być może, że i tu wchodziła w grę pewna tkliwość. ale zupełnie inna. Przypomniało mu się zdanie: „Rzecz w tym. ażeby ich uczynić wiecznymi…» Gdzież to był wyczytał? „To, o co zabiegacie wewnątrz siebie umrze.» Przypomniał sobie oglądaną niegdyś w Peru starożytną świątynię Inków, poświęconą bogu słońca Strome ściany głazów na szczycie góry. Gdyby nie one, cóż pozostałoby z potężnej ongi cywilizacji, która ciąży ciężarem tych głazów na dzisiejszym człowieku jak wyrzut?” W imię jakiej surowej konieczności czy w imię jakiej szczególnej miłości wódz tego zaginionego ludu, zmuszając tłumy do wzniesienia tej świątyni na górze, nakazał im tym samym utrwalić ich byt na wieki?» Potem przypomniały się jeszcze Riviere’owi owe tłumy z miasteczka tłoczące się dokoła kiosków z muzyką. Też swego rodzaju szczęście ten deptak…» pomyślał. Wódz dawnych ludów, jeżeli nie znał litości dla cierpienia człowieka, litował się jednak jego śmierci. Nie jego śmierci jako jednostki, lecz znikomości rodzaju skazanego na zagładę. I kazał swemu ludowi wznosić z głazów budowle, które ostoją się piaskom pustyni. (…) Mógłby jeszcze walczyć, próbować szczęścia — bo żadne fatum nie istnieje z zewnątrz. Fatum jest tylko w nas — przychodzi chwila, kiedy się poznaje własną niemoc. Wtedy błędy pociągają nas ku sobie jak otchłani. I w tej to chwili nad jego głową, w rozdarciu chmur, błysnęło kilka gwiazd — niby śmiertelna przynęta na dnie pułapki.
Zdał sobie sprawę z tego, że była to istotnie pułapka: leci się wzwyż ku gwiazdom, które migną w szczelinie chmur, a potem nie można już się zniżyć i pozostaje się tam na zawsze… Ale głód światła był tak nieodparty, że zaczął się wznosić. (…) Wydało się Fabienowi, że znajduje się w zaczarowanym kręgu świetlnym, gdyż jego ręce, ubranie, skrzydła — wszystko stało się świecące. Jasność nie spływała od ciał niebieskich, lecz jak gdyby wypromieniowywała zewsząd, spod niego, dokoła niego, z tego nagromadzenia wyiskrzonej bieli. Chmury pod nim jarzyły się śniegiem przejętym od księżyca. Tak samo jarzyły się na prawo i na lewo, wysokie niby olbrzymie wieże. Samolot płynął jak po świetlistej toni mlecznej. Obejrzawszy się za siebie, Fabien zobaczył uśmiechniętą twarz towarzysza. — Już lepiej! — krzyknął mu. Ale głos ginął w szumie lotu, porozumiewali się tylko uśmiechem…. Ależ to szaleństwo uśmiechać się pomyślał Fabien jesteśmy zgubieni.» A jednak czuł się wyzwolonym z ucisku ciemnych ramion. Opadły zeń krępujące więzy, jak z więźnia, któremu pozwolono na krótką chwilę pochodzić samemu wśród kwiatów. „Jest zbyt cudownie» — myślał Fabien. Błądził wśród nieprzebranego mnóstwa gwiazd, po świecie. w którym prócz niego i jego towarzysza nie było ani jednej żywej istoty. Byli obaj jak owi dwaj złodzieje z bajki, zamurowani w skarbcu, z którego już nie zdołają się wydostać. Wśród zimnego rozsypiska drogocennych kamieni błąkają się nieskończenie bogaci, ale skazani na zagładę.
**Fragmenty rozdz.. XIV-XVI
Antoine de Saint-Exupery
Vol de nuit
« Et pourtant, lui avait répondu plus tard Rivière, si la vie humaine n’a pas de prix, nous agissons toujours comme si quelque chose dépassait, en valeur, la vie humaine… Mais quoi ? » Et Rivière, songeant à l’équipage, eut le coeur serré. L’action, même celle de construire un pont, brise des bonheurs ; Rivière ne pouvait plus ne pas se demander « Au nom de quoi ? » « Ces hommes, pensait-il, qui vont peut-être disparaître, auraient pu vivre heureux. » Il voyait des visages penchés dans le sanctuaire d’or des lampes du soir. « Au nom de quoi les en ai-je tirés ? » Au nom de quoi les a-t-il arrachés au bonheur individuel ? La première loi n’est-elle pas de protéger ces bonheurs-là ? Mais lui-même les brise. Et pourtant un jour, fatalement, s’évanouissent, comme des mirages, les sanctuaires d’or. La vieillesse et la mort les détruisent, plus impitoyables que lui-même. Il existe peut-être quelque chose d’autre à sauver et de plus durable ; peut-être est-ce à sauver cette part-là de l’homme que Rivière travaille ? Sinon l’action ne se justifie pas. « Aimer, aimer seulement, quelle impasse ! » Rivière eut l’obscur sentiment d’un devoir plus grand que celui d’aimer. Ou bien il s’agissait aussi d’une tendresse, mais si différente des autres. Une phrase lui revint : « Il s’agit de les rendre éternels… » Où avait-il lu cela ? « Ce que vous poursuivez en vous-même meurt. » II revit un temple au dieu du soleil des anciens Incas du Pérou. Ces pierres droites sur la montagne. Que resterait-il, sans elles, d’une civilisation puissante, qui pesait, du poids de ses pierres, sur l’homme d’aujourd’hui, comme un remords ? « Au nom de quelle dureté, ou de quel étrange amour, le conducteur de peuples d’autrefois, contraignant ses foules à tirer ce temple sur la montagne, leur imposa-t-il donc de dresser leur éternité ? » Rivière revit encore en songe les foules des petites villes, qui tournent le soir autour de leur kiosque à musique. « Cette sorte de bonheur, ce harnais… » pensa-t-il. Le conducteur de peuples d’autrefois, s’il n’eut peut-être pas pitié de la souffrance de l’homme, eut pitié, immensément, de sa mort. Non de sa mort individuelle, mais pitié de l’espèce qu’effacera la mer de sable. Et il menait son peuple dresser au moins des pierres, que n’ensevelirait pas le désert. (…) Il aurait pu lutter encore, tenter sa chance : il n’y a pas de fatalité extérieure. Mais il y a une fatalité intérieure : vient une minute où l’on se découvre vulnérable ; alors les fautes vous attirent comme un vertige. Et c’est à cette minute que luirent sur sa tête, dans une déchirure de la tempête, comme un appât mortel au fond d’une nasse, quelques étoiles. Il jugea bien que c’était un piège : on voit trois étoiles dans un trou, on monte vers elles, ensuite on ne peut plus descendre, on reste là à mordre les étoiles… Mais sa faim de lumière était telle qu’il monta. (…) Fabien pensait avoir gagné des limbes étranges, car tout devenait lumineux, ses mains, ses vêtements, ses ailes. Car la lumière ne descendait pas des astres, mais elle se dégageait, au-dessous de lui, autour de lui, de ces provisions blanches. Ces nuages, au-dessous de lui, renvoyaient toute la neige qu’ils recevaient de la lune. Ceux de droite et de gauche aussi, hauts comme des tours. Il circulait un lait de lumière, dans lequel baignait l’équipage. Fabien, se retournant, vit que le radio souriait. — Ça va mieux ! criait-il. Mais la voix se perdait dans le bruit du vol, seuls communiquaient les sourires. « Je suis tout à fait fou, pensait Fabien, de sourire : nous sommes perdus. » Pourtant, mille bras obscurs l’avaient lâché. On avait dénoué ses liens, comme ceux d’un prisonnier qu’on laisse marcher seul, un temps, parmi les fleurs.
« Trop beau », pensait Fabien. Il errait parmi des étoiles accumulées avec la densité d’un trésor, dans un monde où rien d’autre, absolument rien d’autre que lui, Fabien, et son camarade, n’était vivant. Pareils à ces voleurs des villes fabuleuses, murés dans la chambre aux trésors dont ils ne sauront plus sortir. Parmi des pierreries glacées, ils errent, infiniment riches, mais condamnés.
¿Qué es la poesía? Es una forma muy original de pensar y expresar el mundo. Un simple mortal no es capaz de expresar una concepción general del mundo. Le resulta imposible. Sus visiones siempre serán fragmentarias. El poeta es alguien quien, a través de una sola imagen, puede lanzar un mensaje universal. Un hombre pasa junto a otro, lo mira, pero no lo ve. Otra persona mirando al mismo hombre sonreirá inesperadamente. Un desconocido desencadenará en él una explosión de asociaciones. Lo mismo ocurre con el arte. El poeta toma un pequeño fragmento como punto de partida y lo convierte en un todo coherente. A algunos hombres este proceso les parece aburrido. Son personas a las que les gustaría conocerlo todo al detalle, como los contables o los abogados. Para un poeta, basta con mostrar un dedo del pie sobresaliendo de un calcetín para evocar una imagen del mundo entero. La poesía no es un género artístico, sino una visión del mundo, una forma de vida, un medio de explorar la realidad. ¿No son poetas Pushkin, Dostoievski o Gogol? Bach, Leonardo da Vinci, van Gogh… La poesía no es sólo un género literario -aunque también es eso, como sabemos-, un pensamiento revestido de palabras rítmicas. También se dice de la poesía que lo impregna todo: la vida y el arte.
Sobre la esencia del arte
La causa del conflicto es nuestra suspensión entre el ideal espiritual y la necesidad de vivir en el mundo material. En mi opinión, se trata de un conflicto fundamental: la causa de todos los problemas de la sociedad contemporánea. Llamémoslo «complejo de Tolstoi». (…) Este mundo no es el lugar de nuestra felicidad. No fue creado para que el hombre fuera feliz, aunque muchos piensen que precisamente el sentido del mundo en que viven se reduce a ello. Sin embargo, me parece que el mundo existe para que se libre una batalla, una lucha entre el bien y el mal en nuestro interior, para que triunfe el bien y así las personas se desarrollen espiritualmente. (…) El arte contiene en sí mismo el anhelo de un ideal. Debe despertar la esperanza y la fe en el hombre. Incluso si el mundo del que habla el artista no deja lugar a la esperanza. Yo diría más: cuanto más sombrío es el mundo que aparece en la pantalla, más claramente debe revelarse el ideal subyacente en el concepto creativo del director, más nítidamente debe abrirse ante el espectador la posibilidad de elevarse espiritualmente.
*Selección de extractos de entrevistas, declaraciones y publicaciones de Andréi Tarkovski del periodo comprendido entre 1960 y 1986. Seleccionado, editado y prologado por S. Kuśmierczyk. Publicado en Polonia en 1989.
Fotograma de Stalker (1979)
Tłum. Seweryn Kuśrnierczyk
Kompleks Tołstoja*
Co to jest poezja?
Co to jest poezja? To niezwykle oryginalny sposób myślenia i wyrażania świata. Zwykły śmiertelnik nie jest zdolny do wyrażenia ogólnego poglądu na świat. Jest to dla niego niemożliwe. Jego wizje będą zawsze fragmentaryczne. Poeta jest kimś, kto dzięki pośrednictwu pojedynczego obrazu może wysłać przekaz uniwersalny. Człowiek przechodzi obok drugiego człowieka, patrzy na niego, lecz go nie widzi. Inny człowiek patrząc na tą samą osobę niespodziewanie się uśmiechnie. Nieznajomy wywoła w nim eksplozje skojarzeń. Ze sztuką jest podobnie. Poeta biorąc za punkt wyjścia niewielki fragment obraca go w spójną całość. Niektórym ludziom proces ten wydaje się nudny. Są to osoby, które chciałyby poznać wszystko w najdrobniejszych szczegółach, jak księgowi lub prawnicy. Poecie wystarczy pokazać wystający ze skarpetki palec u nogi, by wywołać w nim obraz całego świata. Poezja nie jest gatunkiem sztuki, tylko światopoglądem, sposobem życia, środkiem badania rzeczywistości. Czyż Puszkin, Dostojewski lub Gogol nie są poetami? Bach, Leonardo da Vinci, van Gogh… Poezja nie jest jedynie gatunkiem literackim — choć tym też jest, jak wiadomo — myślą ubraną w rytmiczne słowa. Mówi się także o poezji, że przenika wszystko — życie i sztukę.
O istocie sztuki
Przyczyną konfliktu jest nasze zawieszenie pomiędzy ideałem duchowym a koniecznością życia w świecie materialnym. Jest to moim zdaniem konflikt fundamentalny – przyczyną wszystkich problemów współczesnego społeczeństwa. Nazwijmy go „kompleksem Tołstoja” (…) Świat ten nie jest miejscem naszego szczęścia. Nie został stworzony po to, by człowiek był szczęśliwy, chociaż wiele ludzi uważa, że właśnie sens istnienia świata, w którym żyją, do tego się sprowadza. Wydaje mi się jednak, że świat istnieje po to, by toczyła się walka, walka dobra ze złem wewnątrz nas, by dobro zwyciężyło i tym samym ludzie rozwijali się duchowo. (…) Sztuka zawiera w sobie tęsknotę za ideałem. Powinna budzić w człowieku nadzieję i wiarę. Nawet jeśli świat, o którym mówi artysta, nie zostawia miejsca na nadzieję. Powiem więcej: im bardziej posępny jest świat pojawiający się na ekranie, tym jaśniej powinien ujawniać się uwidaczniać leżący u podstaw twórczej koncepcji reżysera ideał, tym wyraźniej powinien się otwierać przed widzem możliwość wzniesienia się na wyżynę duchową.
*Wybór fragmentów wywiadów, wypowiedzi i publikacji Andrieja Tarkowskiego z lat 1960-1986. Wybrał, opracował i przedmową opatrzył S. Kuśmierczyk. Wydano w 1989 roku.
La hermosura de la vida no acaba, y así nos lo parece a los humanos. Y amamos las cosas que aquí se continúan, los cuerpos que ocuparán, con más belleza, nuestro sitio, y vamos ya llegando a la quietud difícil, y aceptarán nuestro silencio en comprensión, porque nosotros antes habremos comprendido y aceptado la noche ya sin fin y sin estrellas.
Quizá hayas venido, ahora que nuestros cuerpos se han amado con furia y alegría, para escuchar de mí esta verdad sencilla, y que aún desconoces: ningún hombre es feliz.
Rtograma de Altered States de Ken Russell
Tłum. Ada Trzeciakowska
Perwersja
Piękno życia nie ma końca, tak nam, ludziom, się wydaje. Kochamy rzeczy, które trwają tutaj, ciała, które zajmą, jeszcze piękniej, nasze miejsca, i dochodzimy do trudnego stanu wyciszenia, oni zaś nasze milczenie przyjmą ze zrozumieniem, bo wcześniej i my zdążymy już zrozumieć i zaakceptować tę noc bez końca już i bez gwiazd.
A może przyszłaś, teraz, gdy nasze ciała kochały się z furią i radością, by usłyszeć ode mnie tę prostą prawdę, która wciąż jest ci obca: żaden człowiek nie jest szczęśliwy.
la noche de junio existe, la noche de junio existe, el cielo por fin como elevado a las alturas celestes y al mismo tiempo descendido tan delicadamente como cuando los sueños pueden vislumbrarse antes de ser soñados; un espacio como esfumado, como saturado de blancura, un repique
intemporal de rocío e insectos, y nadie en este verano fugitivo, nadie comprende que el otoño existe, el regusto y la reflexión existen, sólo esas vertiginosas filas de ultrasonidos inquietos y la oreja de jade del murciélago vuelta hacia el tictac de la niebla;
nunca había sido tan hermosa la inclinación del globo terráqueo nunca las noches blancas como el zinc tan blancas,
tan indefensamente disueltas, suavemente ionizadas blancas, y nunca el límite de la invisibilidad tan casi rozado; junio, junio, tus escaleras de Jacob existen, tus bichos durmientes y sus sueños de sueño existen, un revoloteo de gérmenes galácticos entre la tierra tan terrenal y el cielo tan celestial, el valle de lágrimas sereno, muy sereno, y el llanto hundido, hundido, como las aguas freáticas de nuevo
bajo tierra; la Tierra, la Tierra en su órbita alrededor del sol existe; la Tierra en su ruta por la Vía Láctea existe; la Tierra en camino con su cargamento de jazmines, con jaspe y hierro, telones de acero, presagios y júbilo, con besos de Judas dados promiscuamente e ira virginal en las calles, Jesús de sal; con la sombra de la jacaranda sobre el agua del río, con halcones, cazabombarderos y enero en el corazón, con el pozo Fonte Gaia de Jacopo della Quercia en Siena y con julio pesado como una bomba? con cerebros hogareños, con dolencia cardíaca y cedacillo y fresas, con las raíces de la casuarina en la tierra cansada de la tierra
la Tierra que Yaiádeva canta en su poema místico del siglo XII; la Tierra con la línea azul costera de la conciencia y con nidos donde la garza real existe con su espalda gris azulada y encorvada existe, o el avetorillo común existe, misterioso y tímido, o el martinete, la garceta existen, y las variaciones en el aleteo del acentor común, grullas y palomas; la Tierra con Jalandhar, Jabalpur y Jungfrau existe, con Jotunheimy Jura existe, con Jabrony Jambo, Jogjakarta existe, con corrimientos de tierras, fumaria existe, con masas de agua, masas de tierra, terremotos existe, con Judenburg, Johannesburgo, la Jerusalén de Jerusalén
Fotografías de Tamara Dean
Tłum. Bogusława Sochańska
Alfabet (10, frgm. 1)
jasność czerwcowej nocy istnieje, jasność czerwcowej nocy, niebo nareszcie jakby wzniesione na niebiańskie wysokości i zarazem chylące się tak tkliwie jak w chwilach gdy widzisz sny, nim ci się przyśnią; przestrzeń jakby omdlała, jak nasycona bielą, bezbrzeżne
dźwięczenie owadów i rosy, i nikt w to szybujące lato nie pojmuje że istnieje elegia jesieni, zaduma, posmak; tylko te oszalałe serie rozedrganych ultradźwięków istnieją i jadeitowe ucho nietoperza zwrócone ku tykającej mgle; nigdy przechylenie globu nie było tak cudowne, nigdy cynkowej bieli noce tak biale,
tak bezbronnie rozproszone, łagodnie zjonizowane białe, i nigdy granica niewidzialności tak niemal dotykalna; czerwcu, czerwcu, twoje drabiny Jakubowe istnieją, twoje śpiące stworzenia i ich sny istnieją, plankton galaktycznych zarodków między ziemią tak ziemską i niebem tak niebiańskim, dolina płaczu cicha, tak cicha, i płacz co jak wody gruntowe na powrót wsiąkł
w ziemię; Ziemia; Ziemia krążąca wokół Słońca istnieje; Ziemia w wędrówce przez Drogę Mleczną; Ziemia w drodze z bagażem jaśminów, jaspisu i żelaza, żelaznych kurtyn, znaków i wiwatów, Judaszowych pocałunków rozdawanych na prawo i lewo i dziewiczej złości na ulicach, Ziemia z Jezusem z soli, cieniem jakarandy nad rzeką, z jastrzębiami, jazgotem myśliwców, Ziemia ze styczniem w sercu, z fontanną Fonte Gaia Jacopa della Quercia w Sienie i z lipcem ciężkim jak bomba; Ziemia z lokalnymi mózgami, wadami serca, jaskrami i jagodami, z korzeniami jodeł w zmęczonej ziemią ziemi
Ziemia, którą w dwunastym wieku w mistycznym wierszu opiewał Dżajadewa; Ziemia z błękitną linią brzegową świadomości i gniazdami w których istnieją czaple o szaroniebieskim łukowatym grzbiecie lub bączki, tajemnicze i nieśmiałe, albo ślepowrony, czaple nadobne i rytm trzepotu skrzydeł jaskółek, jerzyków gołębi; Ziemia z Dźalandharem, Džabalpurem i Jungfrau istnieje, z Jotunheim Jurą Jabronem i Jambo, z Yogyakartą istnieje, z burzami pyłowymi jeżynami masami wód i lądów, trzęsieniami istnieje, z Judenburgiem, Johannesburgiem, Jerozolimą Jerozolimy
Transl. Susanna Nied
Alphabet (10, part I)
June nights exist, June nights exist, the sky at long last as if lifted to heavenly heights, simultaneously sinking, as tenderly as when dreams can be seen before they are dreamed; a space as if dizzied, as if filled with whiteness, an hourless
chiming of insects and dew, and no one in this gossamer summer, no one comprehends that early fall exists, aftertaste, afterthought; just these reeling sets of restless ultrasounds exist, the bat’s ears of jade turned toward the ticking haze; never has the tilting of the planet been so pleasant, never the zinc-white nights so white,
so defencelessly dissolved, gently ionized and white, never the limit of invisibility so nearly touched; June, June, your Jacob’s ladders, your sleeping creatures and their dreams exist, a drift of galactic seed between earth so earthly and sky so heavenly, the vale of tears so still, so still, and tears sinking, sinking like groundwater back
into earth; Earth; Earth in its trajectory around the sun exists, Earth on its journey along the Milky Way, Earth on its course with its cargo of jasmine, jasper, iron, iron curtains, omens, jubilation, Judas’s kiss kissed right and left, and virgin anger in the streets, Jesus of salt; with the shadow of the jacaranda over the river, with gyrfalcons, jet planes, and January in the heart, with Jacopo della Quercia’s well Fonte Gaia in Siena and with July heavy as a bomb, with domestic brains heart defects, quaking grass and strawberries the ironwood‘s roots in the earthworn earth
Earth sung by Jayadeva in his mystical poem from the 12th century, Earth with the coastline of consciousness blue, with nests where fisherbird herons exist, with their grey-blue arching backs, or where bitterns exist, cryptic and shy, or night herons, egrets, with the wingbeat variations of hedge sparrows, cranes and doves; Earth exists with Jullundur, Jabalpur and the Jungfrau, with Jotunheim, the Jura, with Jahrun, Jambo, Jogjakarta, with duststorms, Dutchman’s breeches with water and land masses jolted by tremors with Judenburg, Johannesburg, Jerusalem’s Jerusalem
Alfabet (10, I)
juninatten findes, juninatten findes, himlen omsider som løftet til himmelske højder og samtidig sænket så ømt som når drømme kan ses før de drømmes; et rum som besvimet, som mættet med hvidhed, en timeløs
kimen af dug og insekter, og ingen i denne flyvende sommer, ingen begriber at efteråret findes, eftersmagen og eftertanken findes, kun disse rastløse ultralydes svimlende rækker findes og flaggermusens jadeøre vendt mot den tikkende dis; aldrig var jordklodens hældning så dejlig, aldrig de zinkhvide nætter så hvide,
så værgeløst opløste, mildt ioniserede hvide, og aldrig usynlighedsgrændsen så næsten berørt; juni, juni, dine jakobsstiger findes, dine sovende kræ og deres søvndrømme findes, et svæv af galaktiske kim mellem jorden så jordisk og himlen så himmelsk, jammerdalen stille, så stille, og gråden sunket ned, sunket ned, som grundvand igen
i jorden; Jorden; Jorden i sit omløb om Solen findes; Jorden på sin rute gennem Mælkevejen findes; Jorden på vej med sin last af jasminer, med jaspis og jern, med jerntæpper, jærtegn og jubel, med Judaskys kysset i flæng og jomfruelig vrede i gaderne, Jesus af salt; med jacarandatræets skygge over flodvandet, med jagtfalke, jagerfly og januar i hjertet, med Jacopo della Quercias brønd Fonte Gaia i Siena og med juli så tung som en bombe; med hjemlige hjerner, med hjertefeil og hjertegræs og jordbær, med jerntræets rødder i den jordtrætte jord
Jorden Jayadeva besynger i sit mystiske digt fra det 12. århundrede; Jorden med bevidsthedens kystlinie blå og med reder hvor fiskehejren findes, med sin gråblå hvælvede ryg, eller dværghejren findes, kryptisk og sky, eller nathejren, siljehejren findes, og graden af vingeslag hos jernspurve, traner og duer; Jorden med Jullundur, Jabalpur og Jungfrau findes, med Jotunheim og Jura findes, med Jabron og Jambo, Jogjakarta findes, med jordfygning, jordrøg findes, med vandmasser, landmasser, jordskælv findes, med Judenburg, Johannesburg, Jerusalems Jerusalem
… si l’Être est caché, cela même est un trait de l’Être M. MERLEAU-PONTY
1 Según se va describiendo el escenario se hace cada vez más evidente que no se describe sino que se oculta Por ejemplo, la palabra desierto es en sí misma un desmentido de sí misma (de sí misma un desmentido en sí misma) Y cuando se dice que las palabras vuelan (como pájaros que llenan un espacio que desaparece interminablemente) seguro que es para ocultar el hecho de que las palabras no forman una unidad con el mundo que describen. Las palabras no tienen alas. Y no tienen flores ni las tendrán pero cogen las eventuales flores y las colocan en un jardín que a su vez ellas vuelven a colocar en una imagen de un jardín que a su vez vuelven a colocar en una imagen, etc. Las palabras se quedan donde están mientras el mundo desaparece Esto es una crítica del idioma que usamos Porque es una crítica de las circunstancias objetivas.
Avec comme pour langage rien qu’un battement aux cieux STÉPHANE MALLARMÉ
2 Lo que se escribe es siempre otra cosa Y lo que se describe es de nuevo otra cosa Entre ambos está lo indescrito que tan pronto como es descrito abre nuevos territorios indescritos Es indescriptible Aunque la oscuridad esté definida por luz y la luz por oscuridad siempre queda un resto fuera. Y aunque este resto «sea definido” como jardines arrasados detrás de las verjas de hierro que crecen siempre queda la lógica Pero aunque la lógica no esté definida sino oculta bajo capas de jardines pintada de jardín a jardín queda siempre una inquietud una desesperación un pulso sin cuerpo Esto es una crítica del cuerpo porque es una crítica de la vida.
(…)
vous êtes déjà mortes au monde SADE
4 «Yo” no tengo ganas de más decorados «Yo” no tengo ganas de más anécdotas sobre montañas pintadas «Yo” no quiero ver surgir más universos dentro de los límites de lo sensato «Yo” no quiero oír más alarmas de incendios cada vez que sale el sol
«Yo” no quiero desaparecer «Yo” soy la que ha escrito lo anterior y la que escribe lo siguiente «Yo” no quiero hacer como si estuviese muerta Tengo miedo Esto es una crítica de toda «poética” porque es una crítica del miedo ante la impotencia fáctica
les causes sont peut-être inutiles aux effets SADE
5 He tratado de relatar un mundo que no existe para que existiese. El aire que está inmóvil en el aire sobre los campos de los alrededores de la ciudad a los que ya no voy. La alegría de una distancia a la que te has acostumbrado. El sosiego de una desazón a la que te has acostumbrado. Como durante fiebre alta el júbilo de que no significas nada.
He tratado de mantener el mundo a distancia. Ha sido fácil. Estoy acostumbrada a mantener el mundo a distancia. Soy foras- tera. Como mejor me encuentro es siendo forastera. De esa manera me olvido del mundo. De esa manera ya no lloro ni me encolerizo más. De esa manera el mundo se vuelve blanco e indiferente.
Y yo camino por cualquier parte. Y permanezco completamente inmóvil. De esa manera me acostumbro a estar muerta.
Esto es una crítica del poder del hombre sobre el idioma porque es una crítica del poder del idioma sobre el hombre.
(…)
… la pleine réalité : J’imagine le début d’un livre… PHILIPPE SOLLERS
8 La felicidad es el cambio que me ocurre cuando describo el mundo Le ocurre al mundo La felicidad es el cambio que me ocurre cuando tengo miedo Le ocurre al mundo Yo puedo, p. ej., tener miedo del mundo miedo porque el mundo se compone entre otras cosas de mí que perezco rápidamente La felicidad es este cambio la felicidad es que me ocurre a mí esta desintegración lenta pena esta seguridad en ella estoy totalmente inquieto en ella estoy inconmensurablemente mudo en ella estoy sordo y ciego y tonto sin sentimientos En ella empiezo yo a desbarrar sobre el mundo
Tłum. Ada Trzeciakowska
to
SCENA spójności
… si l’Être est caché, cela même est un trait de l’Être M. MERLEAU-PONTY
1 W miarę opisywania sceny staje się coraz bardziej jasnym, że nie opisuje się, lecz ukrywa Na przykład, słowo opustoszały samo w sobie jest zaprzeczeniem samego siebie (samo z siebie jest zaprzeczeniem w samym sobie) A kiedy mówi się, że słowa ulatują (jak ptaki, które wypełniają przestrzeń która znika bez końca) jest to z pewnością ukrywanie faktu że słowa nie stanowią jedności ze światem, który opisują. Słowa nie mają skrzydeł. I nie mają kwiatów, ani nigdy ich nie będą miały ale zrywają potencjalne kwiaty i umieszczają je w ogrodzie który z kolei umieszczają z powrotem w obrazie ogrodu który z kolei umieszczają z powrotem w obrazie itp. Słowa pozostają tam, gdzie są podczas gdy świat znika To jest krytyka zastosowania języka Ponieważ jest to krytyka faktycznego stanu rzeczy.
Avec comme pour langage rien qu’un battement aux cieux STÉPHANE MALLARMÉ
2 To, co zapisane, jest zawsze czymś innym A to, co jest opisane, to znów coś innego Pomiędzy nimi znajduje się to, co nieopisane co jak tylko jest opisywane odkrywa nowe, nieopisane terytoria Jest nieopisywalne Choć ciemność jest definiowana poprzez światło a światło poprzez ciemność zawsze zostaje poza jakaś resztka. A nawet jeśli ta resztka jest «definiowana» jak zrównane z ziemią ogrody rosnącące za żelaznym ogrodzeniem zawsze pozostaje logika Ale nawet gdyby logika nie została zdefiniowana ale ukryta pod warstewami ogrodów namalowana od ogrodu do ogrodu zawsze pozostaje niepokój rozpacz puls bez ciała To jest krytyka ciała ponieważ jest to krytyka życia.
(…)
vous êtes déjà mortes au monde SADE
4 «Ja» nie życzę sobie więcej dekoracji. «Ja» nie życzę więcej anegdot o namalowanych górach «Ja» nie chcę patrzeć jak powstają kolejne wszechświaty w granicach rozsądku «Nie chcę słyszeć więcej alarmów przeciwpożarowych. za każdym razem, gdy wschodzi słońce
«Ja» nie chcę zniknąć «Ja» jestem tą osobą, która napisała to, co powyżej i tą, która pisze to, co następuje «Ja» nie chcę udawać martwej Boję się Jest to krytyka wszelkiej «poetyki». ponieważ jest to krytyka lęku przed faktyczną bezsilnością
les causes sont peut-être inutiles aux effets SADE
5 Starałam się opowiedzieć historię o świecie, który nie istnieje po to, by istniał. Powietrze, które wisi nieruchome w powietrzu nad polami wokół miasta, do którego już nie przychodzę. Radość z odległości, do której nawykłam. Spokój niepokoju, do którego nawykłam. Jak podczas wysokiej gorączki radość, że nic nie znaczysz.
Starałam się trzymać świat na dystans. Było łatwo. Nawykłam do trzymania świata na dystans. Jestem cudzo- ziemką. Najlepiej czuję się jako cudzoziemka. Tym sposobem zapominam o świecie. Tym sposobem już nie płaczę i nie złoszczę się więcej. Tym sposobem świat staje się biały i obojętny.
A ja chodzę wszędzie. I pozostaję w całkowitym bezruchu. Tym sposobem oswajam się z byciem martwą.
To jest krytyka władzy człowieka nad językiem ponieważ jest to krytyka władzy języka nad człowiekiem.
(…)
… la pleine réalité : J’imagine le début d’un livre… PHILIPPE SOLLERS
8 Szczęście to przemiana, która przydarza się mnie kiedy opisuję świat Przydarza się światu Szczęście to przemiana, która przydarza się mnie kiedy się boję Przydarza się światu Ja mogę, na przykład, bać się świata odczuwać strach, ponieważ świat składa się między innymi ze mnie, która szybko obumiera Szczęściem jest ta przemiana szczęściem jest to, że przydarza się to mnie ten powolny rozpad żałość ta pewność w niej jestem zupełnie niespokojny w niej jestem niezmiernie niemy w niej jestem ślepy, głuchy i tępy pozbawiony uczuć w niej zaczynam opowiadać bajki o świecie
la vida, el aire que respiramos existe una levedad en todo, una semejanza en todo, una ecuación, una declaración abierta y móvil en todo, y mientras árbol tras árbol estallan en espuma en este verano temprano, una pasión, pasión en todo, como si hubiese para el juego del aire con el maná que cae un sencillo boceto, sencillo como cuando la felicidad tiene montones de comida y la desgracia nada, sencillo como cuando la nostalgia tiene un montón de caminos y el sufrimiento ninguno, sencillo como el sagrado loto es sencillo porque es comestible, un dibujo tan sencillo como cuando la risa dibuja tu rostro en el aire
Fotografía de Astrid Kruse Jensen
Tłum. Bogusława Sochańska
Alfabet (12, frgm. 1)
Lekkość istnieje, łatwość, równość we wszystkim, życie istnieje, powietrze które wdychamy, równanie, twierdzenie otwarte i zmienne we wszystkim, a gdy wczesnym latem jedno po drugim eksplodują drzewa, pasja, pasja we wszystkim, jak gdyby istniał prosty rysunkowy wzór dla zabaw powietrza z manną nasion lip, tak prosty jak szczęście, kiedy ma w bród jedzenia i nieszczęście, kiedy nie ma nic, tak prosty jak tęsknota która ma mnóstwo dróg i cierpienie które nie ma żadnej, prosty jak prosty jest święty kwiat lotosu bo można go zjeść, rysunek tak prosty jak śmiech rysujący w powietrzu twoją twarz
Transl. Susanna Nied
Alphabet (12, part I)
life, the air we inhale exists a lightness in it all, a likeness in it all, an equation, an open and transferable expression in it all, and as tree after tree foams up in early summer, a passion, passion in it all, as if in the air’s play with elm keys falling like manna there existed a simply sketched design, simple as happiness having plenty of food and unhappiness none, simple as longing having plenty of options and suffering none, simple as the holy lotus is simple because it is edible, a design as simple as laughter sketching your face in the air
Alfabet (12, I)
livet, luften vi indånder findes. en lethed i alt, en lighed i alt, en ligning, et åbent bevægeligt udsagn i alt, og mens træ efter træ bruser op i den tidlige sommer, en lidenskab, lidenskab i alt, som fandtes der til luftens leg med den faldende manna en enkel principtegning, enkel som når lykken har masser af mad og ulykken ingen, enkel som når længslen har masser af veje og lidelsen ingen, enkel som den hellige lotus er enkel fordi den kan spises, en tegning så enkel som når latteren tegner dit ansigt i luft
En un charco de barro y sangre, entre el cuerpo medio carbonizado de un caballo y el cuerpo medio carbonizado de un hombre, junto a un canalón arrancado, un sillón con flecos, una tetera, y tres trozos de vidrio roto, yace quemado por los bordes un jirón de carta amorosa: «Soy tan feliz».
Fotogrmas de Largo Domingo de Noviazgo de Jean-Pierre Jeunet
MARTWA NATURA
W kałuży błota i krwi, pomiędzy na pół zwęglonym ciałem konia i na pół zwęglonym ciałem człowieka, obok urwanej rynny, fotela z frędzlami, imbryka, i trzech kawałków rozbitej szyby, leży spalony po brzegach strzęp miłosnego listu: „Jestem taka szczęśliwa».
Soy yo, Casandra. Y esta es mi ciudad bajo la ceniza. Y este es mi cayado y mis cintas de profeta. Y esta es mi cabeza colmada de dudas.
Es verdad, estoy triunfando. Mi razón hasta golpeó el cielo con un destello. Sólo los profetas a los que no se cree tienen semejantes vistas. Sólo aquellos que mal empezaron las cosas, y todo pudo haberse cumplido tan deprisa, como si ellos no hubiesen existido.
Ahora me acuerdo claramente, cómo la gente, al verme, callaba a mitad de palabra. Se cortaba la risa. Las manos ardían. Los niños corrían hacia sus madres. Ni siquiera conocía sus efímeros nombres. Y aquella canción sobre la hoja verde, nadie la terminó en mi presencia.
Yo les quería. Pero quería desde lo alto. Por encima de la vida. Desde el futuro. Donde siempre hay vacío y desde donde, ¿hay algo más fácil que ver la muerte? Me arrepiento porque mi voz era dura. Mírense desde las estrellas –gritaba–. Mírense desde las estrellas. Me oían y bajaban la mirada.
Vivían en la vida. Forrados de gran viento. Condenados. Desde el nacer en los cuerpos del adiós. Pero hubo en ellos una esperanza húmeda, una llama alimentándose de su propio reverberar. Ellos sabían lo que era un instante, ay, al menos uno antes de que…
Me salí con la mía. Sólo que eso no significa nada. Y esta es mi ropita manchada por el fuego. Y estos son mis trastos de profeta. Y esta es mi cara compungida. Cara que ignoraba que pudiera ser hermosa.
Obra de Władysław Hasior La Madre Dolorosa
Nieuwaga
To ja, Kasandra A to jest moje miasto pod popiołem. A to jest moja laska i wstążki prorockie. A to jest moja głowa pełna wątpliwości.
To prawda, tryumfuję. Moja racja aż łuną uderzyła w niebo. Tylko prorocy, którym się nie wierzy, mają takie widoki. Tylko ci, którzy źle zabrali się do rzeczy, i wszystko mogło spełnić się tak szybko, jakby nie było ich wcale.
Wyraźnie teraz przypominam sobie, jak ludzie, widząc mnie, milkli w pół słowa. Rwał się śmiech. Rozplatały ręce. Dzieci biegły do matki. Nawet nie znałam ich nietrwałych imion. A tu piosenka o zielonym listku – nikt jej nie kończył przy mnie.
Kochałam ich. Ale kochałam z wysoka. Sponad życia. Z przyszłości. Gdzie zawsze jest pusto i skąd cóż łatwiejszego jak zobaczyć śmierć. Żałuję, że mój głos był twardy. Spójrzcie na siebie z gwiazd – wołam – spójrzcie na siebie z gwiazd. Słyszeli i spuszczali oczy.
Żyli w życiu. Podszyci wielkim wiatrem. Przesądzeni. Od urodzenia w pożegnalnych ciałach. Ale była w nich jakaś wilgotna nadzieja, własną migotliwością sycący się płomyk. Oni widzieli, co to takiego chwila, och, bodaj jedna jakakolwiek zanim –
Wyszło na moje. Tyle że z tego nie wynika nic. A to jest moja szatka ogniem osmalona. A to są moje prorockie rupiecie. A to jest moja wykrzywiona twarz. Twarz, która nie wiedziała, że mogła być piękna.
Solo sabemos vivir de verdad en la derrota. Las amistades se hacen más profundas, el amor eleva la cabeza en alerta. Incluso las cosas se vuelven puras. Los vencejos bailan en el aire instalados en el abismo. Las hojas del álamo tiemblan, sólo el viento está quieto. Las oscuras siluetas de los enemigos destacan sobre el fondo radiante de la esperanza. El valor el crece. Ellos, -hablamos de ellos-, nosotros, -de nosotros mismos-, tú, -de mí-. El té amargo sabe a profecías bíblicas. Ojalá no nos sorprenda la victoria.
Ilustración a partir del fotograma de El estudiante de Praga (1926) de Henrik Galeen, con Conrad Veidt – estrella del cine de terror mudo alemán. Trabajó con Robert Wiene, F. W. Murnau, Victor Sjöström, Michael Powell, George Cukor en papeles de Satanas, Ivan el Terrible, Rasputin, oficial nazi en Casablanca. La imagen de Veidt en la película The Man Who Laughs sirvió como inspiración para el irónico supervillano The Joker. La fama de Veidt durante los años de la guerra no se debió exclusivamente a su labor como actor. Donó parte de su sueldo y de su patrimonio para ayudar al esfuerzo bélico de los Aliados. Se distinguió desde sus comienzos por la defensa de los derechos de los homosexuales, las mujeres y los judíos y, tras el advenimiento del nazismo, por su beligerancia antinazi.
klęska
Naprawdę umiemy żyć dopiero w klęsce. Przyjaźnie pogłębiają się, miłość czujnie podnosi głowę. Nawet rzeczy stają się czyste. Jerzyki tańczą w powietrzu zadomowione w otchłani. Drżą liście topoli, tylko wiatr jest nieruchomy. Ciemne sylwetki wrogów odcinają się od jasnego tła nadziei. Rośnie męstwo. Oni, mówimy o nich, my, o sobie, ty, o mnie. Gorzka herbata smakuje jak biblijne przepowiednie. Oby nie zaskoczyło nas zwycięstwo.
Una de las expectativas que hemos puesto en la clarificación de la temática del mundo de la vida, se podría recurrir al experimento mental de preguntar; ¿cómo nos comportaríamos si fuéramos felices? La pregunta apunta al estado duradero, porque con esto no se pretende poner en duda que todos de vez en cuando seamos efectivamente felices. Solo una visión huraña del mundo podrá negarlo. Pero podremos preguntarnos si alguien tendría todavía la motivación, la tendencia o aun las ganas de filosofar si pudiera decir sin cesar de sí mismo que es feliz. Porque no nos contentamos con afirmar que la felicidad es un producto de la teoría, y sobre todo de la teoría filosófica, como lo intentaron y podían intentarlo los griegos porque no les parecía muy problemático llegar a la verdad mediante la teoría y esperaban de la teoría realmente todo lo que podía necesitar un ser definido por su afán natural de conocimiento, como lo afirma el primer enunciado de la Metafísica de Aristóteles. La felicidad como satisfacción de un afán natural hacía de la teoría el medio para lograrlo. (…) Si no nuestra infelicidad, es la falta de seguridad respecto de la posesión de estados de felicidad lo que nos lleva a no olvidar el filosofar. Por «feliz» entiendo no los estados excepcionales de exaltación eufórica, sino ya el simple estar libre de dolor y temor, cuidado e inquietud, también de la duda respecto de la perdurabilidad de los estados de normalidad cotidiana evaluados positivamente. Feliz es también aquel a quien no se le ocurre pensar o no tiene motivo para pensar que también podría no ser, o no ser quien es sino otro. No saber nada de la propia muerte -lo cual en definitiva sería posible aun en vista de la muerte de otros- sería un presupuesto decisivo, porque la muerte tal vez es lo primero que conlleva como interrogante que será de todo aquello en lo que uno vive cuando uno ya no viva allí; es decir, también la idea de un mundo que es indiferente de un modo peculiar respecto de la existencia cada vez mía. Esta vivencia de la indiferencia surge de saber que el mundo existe antes y después de mí, indiferente a mi existencia. El experimento mental permite pensar que aquellos que toman conciencia de tener que morir simplemente se van, no se los ve más, caen en el olvido. El mundo de la vida no es un mundo con garantía de felicidad, pero un mundo en el que fuéramos, como tan bien se suele decir, «felices sin desear», sería en todo caso un mundo de la vida. Comienzo describiéndolo como una realidad en la que la filosofía no puede tener lugar, no por contingencia sino por falta de motivación. Sin lugar a duda no es una definición suficiente, sino solo una aproximación a uno de los elementos definitorios de un mundo de la vida. La filosofía es siempre abandonar un camino o abandonar un espacio. Si el mundo de la vida es la esfera en la que se puede vivir y desde la que resulta absolutamente inimaginable que pueda haber un afuera de esa esfera para contemplarla desde allí y para abandonarla hacia allí, entonces el mundo de la vida es esa esfera afilosófica que solo podemos representarnos como el comienzo del todavía no de la filosofía.
Fotograma de La fuente de la vida de Darren Aronofsky
Tłum. Ada Trzeciakowska
Theorie der Lebenswelt (teoria Swiata Zycia)
W związku z oczekiwaniami, jakie wiążemy z wyjaśnieniem tematu świata życia, można by uciec się do eksperymentu myślowego polegającego na pytaniu: jak byśmy się zachowywali, gdybyśmy byli szczęśliwi? Pytanie wskazuje na stan permanentny, ponieważ nie ma na celu poddania w wątpliwość faktu, że wszyscy jesteśmy szczęśliwi od czasu do czasu. Tylko bardzo ponury światopogląd zaprzeczyłby temu twierdzeniu. Możemy jednak zadać sobie pytanie, czy ktokolwiek miałby jeszcze motywację, skłonność lub nawet chęć do filozofowania, gdyby mógł stale mówić o sobie, że jest szczęśliwy. Nie zadowalamy się bowiem stwierdzeniem, że szczęście jest wytworem teorii, a przede wszystkim teorii filozoficznej, jak próbowali i mogli próbować Grecy, ponieważ dochodzenie do prawdy poprzez teorię nie sprawiało im większych trudności i oczekiwali od teorii naprawdę wszystkiego, czego może potrzebować istota określona przez swoje naturalne pragnienie wiedzy, jak to potwierdza pierwsze zdanie Metafizyki Arystotelesa. Szczęście jako zaspokojenie naturalnego pragnienia czyniło z teorii środek do jego osiągnięcia. (…) Jeśli nie nasz brak poczucia szczęścia, to właśnie brak pewności co do osiągania stanów szczęścia nie pozwala nam zapomnieć o filozofowaniu. Mówiąc «szczęśliwy» nie mam na myśli wyjątkowych stanów euforycznego uniesienia, ale zwykłą wolność od bólu i strachu, troski i niepokoju, nawet od wątpliwości co do trwałości pozytywnie ocenianych stanów codziennej normalności. Szczęśliwy jest również ten, kto nie myśli lub nie ma powodu myśleć, że mógłby nie być, lub nie być tym, kim jest, ale kimś innym. Nie wiedzieć nic o własnej śmierci – co ostatecznie byłoby możliwe nawet w obliczu śmierci innych – byłoby decydującym założeniem, ponieważ śmierć jest być może pierwszą rzeczą, która pociąga za sobą jako znak zapytania to, co stanie się ze wszystkim, w czym się żyje, gdy już się tam nie żyje; co obejmuje również ideę świata, który jest w swoisty sposób obojętny wobec mojego istnienia. To doświadczenie obojętności wynika ze świadomości, że świat istnieje przed i po mnie, obojętny na moje istnienie. Eksperyment myślowy pozwala nam sądzić, że ci, którzy uświadamiają sobie, że muszą umrzeć, po prostu odchodzą, nie są już widoczni, popadają w zapomnienie. Świat życia nie jest światem z gwarancją szczęścia, ale świat, w którym bylibyśmy, jak to się dobrze mówi, «szczęśliwi nie pragnąc», byłby w każdym razie światem życia. Zaczynam od opisania go jako rzeczywistości, w której filozofia nie może mieć miejsca, nie z powodu braku konieczności, ale z powodu braku motywacji. To z pewnością nie jest wystarczająca definicja, a jedynie przybliżenie jednego z elementów definiujących świat życia. Filozofia jest zawsze porzucaniem drogi lub porzucaniem przestrzeni. Jeśli świat życia jest sferą, w której można żyć i z wnętrza której absolutnie nie można sobie wyobrazić, że można istnieć poza nią i móc stamtąd ją kontemplować i porzucić, wówczas to świat życia staje się tą sferą afilozoficzną, którą możemy sobie przedstawić jedynie jako początek jeszcze nie filozofii.
El mar dormía y solo fugazmente sobre su espalda enamorada de la infinitud aparecía una trenza punzante del remolino, del escalofrío -Oh, pensábamos con ternura, de la misma forma sueñan los perros con correr-. Hablábamos poco y en voz baja, pisando con cautela la arena mojada; los sueños de los animales nos envuelven como el futuro.
Dibujos de Dawid Planeta (1,2) y Elicia Edijanto (3-5)
Morze spało
Morze spało i tylko czasem na jego rozkochanych w nieskończoności plecach pojawiał się ostry warkocz wiru, dreszczu — o, myśleliśmy z czułością, tak samo psy śnią o biegu. Rozmawialiśmy mało i cicho, ostrożnie stawialiśmy kroki w mokrym piasku; sen zwierząt otacza nas jak przyszłość.
En esta cafetería que se llama como un escritor francés, en una ciudad extranjera, leí Bajo el volcán, esta vez con menos entusiasmo. «Realmente, uno tiene que curarse», pensé. Quizá haya llegado a convertirme en un filisteo. México estaba muy lejos y sus enormes estrellas iluminaban, pero no para mí. Era el Día de Muertos. La fiesta de las metáforas y la luz. La muerte como protagonista. Algunas personas en las mesas de al lado, varios destinos: Reflexión, Tristeza, Sentido Común. Cónsul, Yvonne. Llovía. Noté una pequeña felicidad. Alguien entró, alguien salió, alguien finalmente dio con el perpetuum mobile. Estaba en un país libre. En un país que se quedó solo. No pasaba nada, los cañones habían callado. La música no diferenciaba a nadie; la música pop que fluía de los altavoces iba repitiendo: «Aún pasarán muchas cosas». Nadie sabía qué hacer, adónde ir, por qué. Pensé en ti, en nuestra intimidad, en cómo huelen tus cabellos cuando empieza el otoño. En el aeropuerto se elevó en el aire un avión como un discípulo aplicado que cree en lo que dijeron los antiguos maestros. Los astronautas soviéticos afirmaban no haber encontrado a Dios en el espacio, pero ¿lo habían buscado?
Foto propia
Kawiarnia
(w Berlinie)
W tej kawiarni w obcym mieście noszącej imię francuskiego pisarza czytałem Pod wulkanem, ale już z mniejszym entuzjazmem. Jednak trzeba się leczyć, pomyślałem. Chyba zamieniłem się w filistra. Meksyk był bardzo daleko i jego ogromne gwiazdy świeciły teraz nie dla mnie. Trwało święto zmarłych. Święto metafor i światła. Śmierć w roli głównej. Obok kilka osób przy stolikach, różne przeznaczenia: Rozwaga, Smutek, Zdrowy Rozsądek. Konsul, Yvonne. Padał deszcz. Czułem małe szczęście. Ktoś wchodził, ktoś wychodził, ktoś wreszcie wynalazł perpetuum mobile. Byłem w wolnym kraju. W samotnym kraju. Nic się nie działo, milczały armaty. Muzyka nikogo nie wyróżniała; pop sączył się z głośników leniwie powtarzając: jeszcze się wiele wydarzy. Nikt nie wiedział, co robić, dokąd iść, dlaczego. Myślałem o tobie, o naszej bliskości, o tym, jak pachną twoje włosy, kiedy zaczyna się jesień. Z lotniska wzbijał się w powietrze samolot, jak pilny uczeń, który wierzy w to, co mówili dawni mistrzowie. Sowieccy kosmonauci twierdzili, że nie znaleźli Boga w przestworzach, ale czy szukali?
Transl. Clare Cavanagh
Café
(in Berlin)
In that café in a foreign town bearing a French writer’s name I read Under the Volcano but with diminishing interest. You should heal yourself, I thought. I’d become a philistine. Mexico was distant, and its vast stars no longer shone for me. The day of the dead continued. A feast of metaphors and light. Death played the lead. Alongside a few patrons at the tables, assorted fates: Prudence, Sorrow, Common Sense. The Consul, Yvonne. Rain fell. I felt a little happiness. Someone entered, someone left, someone finally discovered the perpetuum mobile. I was in a free country. A lonely country. Nothing happened, the heavy artillery lay still. The music was indiscriminate: pop seeped from the speakers, lazily repeating: many things will happen. No one knew what to do, where to go, why. I thought of you, our closeness, the scent of your hair in early autumn. A plane ascended from the runway like an earnest student who believes the ancient masters’ sayings. Soviet cosmonauts insisted that they didn’t find God in space, but did they look?
«(…) quería contar era cómo la realidad exterior penetra, a través de los sentidos, en tu mundo interior y cómo, a partir de ese material, vas fraguando el pensamiento. Dándole vueltas, llegué a la conclusión de que el mundo de nuestros pensamientos es bastante más denso y complejo que las percepciones que recibimos del exterior. Fue entonces cuando se me ocurrió la idea de la cabeza como contenedor de una especie de líquido amniótico, un líquido que no es sino una condensación del pensamiento, incluso de aquel pensamiento que ni dominas ni controlas: del subconsciente, de todo ese mundo freudiano, de todo ese mundo junquiano cuyos posos ni tú mismo conoces… Un líquido en el que está flotando tu modo de ser».
Progress?
Sessile, unseeing, the Plant is wholly content with Adjacent.
Mobilised, sighted, the Beast can tell Here from There and Now from Not-Yet.
Talkative, anxious, Man can picture the Absent and Non-Existent.
La poesía es búsqueda de resplandor. La poesía es un camino real que más lejos nos lleva. Buscamos resplandor en la hora gris, al mediodía o en las chimeneas del alba, incluso en el autobús, en noviembre, cuando al lado dormita un viejo cura.
El camarero en el restaurante chino rompe en llanto y nadie adivina por qué. Quién sabe, quizás esto también es una búsqueda igual como aquel instante a la orilla del mar, cuando en el horizonte apareció un buque depredador y se detuvo, quedó inmóvil largo rato. Pero también, momentos de honda alegría
e incontables momentos de angustia. Déjame ver, digo. Déjame persistir, por favor. Por la noche cae una lluvia fría. En las calles y avenidas de mi ciudad en silencio y con fervor trabaja la oscuridad. La poesía es búsqueda de resplandor.
Fotos propias
Poezja jest poszukiwaniem blasku
Poezja jest poszukiwaniem blasku. Poezja jest królewską drogą, która prowadzi nas najdalej. Szukamy blasku o szarej godzinie, w południe lub w kominach świtu, nawet w autobusie, w listopadzie, kiedy tuż obok drzemie stary ksiądz.
Kelner w chińskiej restauracji wybucha płaczem i nikt się nie domyśla, dlaczego. Kto wie, może i to jest poszukiwaniem, podobnie jak chwila na brzegu morza, gdy na horyzoncie pojawił się drapieżny okręt i zatrzymał się, znieruchomiał na długo. A także momenty głębokiej radości
i niezliczone momenty niepokoju. Pozwól mi zobaczyć, proszę. Pozwól mi wytrwać, mówię. Wieczorem pada zimny deszcz. W ulicach i alejach mojego miasta bezgłośnie i żarliwie pracuje ciemność. Poezja jest poszukiwaniem blasku.
Transl. Clare Cavanagh
Poetry searches for radiance
Poetry searches for radiance, poetry is the kingly road that leads us farthest. We seek radiance in a gray hour, at noon or in the chimneys of the dawn, even on a bus, in November, while an old priest nods beside us.
The waiter in a Chinese restaurant bursts into tears and no one can think why. Who knows, this may also be a quest, like that moment at the seashore, when a predatory ship appeared on the horizon and stopped short, held still for a long while. And also moments of deep joy
and countless moments of anxiety. Let me see, I ask. Let me persist, I say. A cold rain falls at night. In the streets and avenues of my city quiet darkness is hard at work. Poetry searches for radiance.
*Del poemario que se estrena en Polonia el 26 de septiembre La verdadera vida (Prawdziwe życie)
Estambul
Vuelvo a ver a estos chiquillos, al sol de mediodía, cuando tapando la nariz con los dedos se lanzan al mar en Estambul desde un muelle no muy alto y de hormigón. Justo después salían del agua, relucientes como piedrecillas húmedas, para enseguida lanzarse otra vez- como si perpetuum mobile pese a todo fuera posible. No sé si eran felices, pero yo lo era, por un segundo, en el resplandor de un día de mayo, en el mirar.
Fotografías de Isabel Muñoz, serie Infancia
Istambul
Znowu widzę tych chłopców, w południowym słońcu, jak zaciskając palcami nos skaczą do morza w Istambule z niewysokiego betonowego nabrzeża. Zaraz potem wychodzili z wody, lśniący jak wilgotne kamyki, żeby natychmiast skoczyć ponownie – jakby perpetuum mobile było jednak możliwe. Nie wiem, czy byli szczęśliwi, ale ja byłem, przez moment, w blasku majowego dnia, w patrzeniu.
Habitar. Hablar a través de la luz. Construir el cristal. Andar mediante el rayo y la leche. Abrir el sol. Brillar en la transparencia. Poseer la tierra y el cielo. Acercar con un asentimiento de la cabeza la lejanía.
Cuadro de Erna Rosenstein
Szczęście
Mieszkać Mówić światłem. Budować kryształ. Chodzić promieniem i mlekiem. Otwierać słońce. Świecić w przejrzystości. Mieć ziemię i niebo. Zbliżać skinieniem dalekość.