Francisco Brines

1932 – 2021, España (Oliva)

La piedad del tiempo

¿En qué oscuro rincón del tiempo que ya ha muerto
viven aún,
ardiendo, aquellos muslos?
       Le dan luz todavía
a estos ojos tan viejos y engañados,
que ahora vuelven a ser el milagro que fueron:
deseo de una carne, y la alegría
de lo que no se niega.

La vida es el naufragio de una obstinada imagen
que ya nunca sabremos si existió,
pues solo pertenece a un lugar extinguido.

Fotografías de Francesca Woodman (1951- 1981, Estados Unidos)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Miłosierdzie czasu

W jakim mrocznym zakątku czasu, który już się dokonał
żyją wciąż,
płonąc, te uda?
                               Ciągle napełniają światłem
te oczy takie stare i tyle razy oszukane,
które znów stały się cudem, jakim były kiedyś:
pragnienie innego ciała, i radość
z tego, czego się nie odmawia.

Życie to wrak pewnego natarczywego obrazu,
nigdy się już nie dowiemy, czy istniał naprawdę:
przynależy wyłącznie do miejsca, które wygasło.

Antoine de Saint-Exupery

1900 – 1944, Francia

Vuelo nocturno*

Trad. J. Benavent

«Y, no obstante —le había respondido más tarde Rivière—, si la vida humana no tiene precio, nosotros obramos siem­pre como si alguna cosa sobrepasase, en valor, la vida humana… Pero ¿qué?»
Y a Rivière, pensando en la tripulación, se le encogió el corazón. La acción, incluso la de cons­truir un puente, destruye felicidades; Rivière no podía dejar de preguntarse: «¿En nombre de qué?»
«Esos hombres —pensaba— que van tal vez a desaparecer, habrían podido vivir dichosos.» Veía rostros inclinados en el santuario de oro de esas lámparas nocturnas. «¿En nombre de qué los ha sacado de ahí? ¿En nombre de qué los ha arran­cado de la felicidad individual? La primera ley, ¿no es precisamente la de defender esas dichas? Pero él las destroza. Y no obstante, un día, fatal­mente, los santuarios de oro se desvanecen como espejismos. La vejez y la muerte, más implaca­bles que él mismo, los destruyen. ¿Tal vez existe alguna otra cosa, más duradera, para salvar? ¿Tal vez hay que salvar esa parte del hombre que Rivière trabaja? Si no es así, la acción no se justifica.»
«Amar, amar únicamente, ¡qué callejón sin sa­lida!» Rivière tuvo la oscura conciencia de un de­ber más grande que el de amar. O se trataba tam­bién de una ternura, ¡pero tan diferente de las otras! Evocó una frase: «Se trata de hacerlos eter­nos…» ¿Dónde lo había leído? «Lo que vos per­seguís en vos mismo muere.» Imaginó un templo al dios Sol de los antiguos incas del Perú. Aque­llas piedras erguidas sobre la montaña. ¿Qué que­daría, sin ellas, de una civilización poderosa que gravitaba con el peso de sus piedras, sobre el hom­bre actual, como un remordimiento? «¿En nom­bre de qué rigor o de qué extraño amor, el con­ductor de pueblos de antaño, constriñendo a sus muchedumbres a construir ese templo sobre la montaña, les impuso la obligación de erguir su eternidad?» Rivière se imaginó aún a los habi­tantes de las pequeñas ciudades que, en el cre­púsculo, dan vueltas alrededor de sus quioscos de música: «Esa especie de felicidad, ese arnés…», pensó. El conductor de pueblos de antaño, tal vez no tuvo piedad por el dolor del hombre; pero tuvo una inmensa piedad por su muerte. No por su muerte individual, sino piedad por la especie que el mar de arena borraría. Y él conducía a su pue­blo a levantar, por lo menos, algunas piedras que el desierto no había de sepultar.
(…)
Habría podido luchar aún, probar suerte: no hay fatalidad externa. Pero sí hay una fatalidad interior: llega un momento en el que nos descu­brimos vulnerables; entonces las faltas nos atraen como un vértigo.
Y fue en este instante cuando lucieron en su cabeza, en un desgarrón de la tormenta, como cebo mortal en el fondo de una masa, algunas estrellas…
Juzgó que era una trampa: se ven tres estrellas por un agujero, se sube hacia ellas, y ya no se puede descender, se permanece allí, mordiendo las estrellas…
Sin embargo, era tal su hambre de luz, que re­montó.
(…)
Fabien creyó haber arribado a limbos extraños, pues todo hacíase luminoso: sus manos, sus ves­tidos, sus alas. La luz no bajaba de los astros, sino que se desprendía, debajo de él, alrededor de él, de esas masas blancas.
Las nubes, bajo él, devolvían toda la nieve que recibían de la Luna. Las de derecha e izquierda, altas como torres, hacían lo mismo. La luz era cual leche en la que se bañaba la tripulación. Fa­bien, volviéndose, vio que el «radio» sonreía.
—¡Esto va mejor! —gritó.
Pero la voz se perdía en el ruido del vuelo: las sonrisas solas hablaban. «Estoy completamente loco —pensaba Fabien— por sonreír; estamos perdidos.»
Sin embargo, mil oscuros brazos le habían de­satado de sus cadenas, como se desata a un pri­sionero al que se permite andar solo, por un tiem­po, entre flores.
«Demasiado hermoso», pensaba Fabien. Erra­ba entre las estrellas acumuladas con la densidad de un tesoro, en un mundo donde nada vivía fue­ra de él, absolutamente nada excepto él, Fabien y su camarada. Semejante a esos ladrones de ciu­dades fabulosas, emparedados en la cámara de los tesoros, de donde no sabría salir. Entre pedrerías heladas, erraban infinitamente ricos, pero con­denados.

*Fragmentos de los cap. XIV-XVI

Tłum. Maria Czapska, Stanisław Stempkowski

Nocny lot*

„Ale jeżeli nawet życie ludzkie jest bezcenne, postępujemy zawsze tak, jak gdyby istniało coś, co jest więcej warte niż życie ludzkie… Ale co?» I Rivière, myśląc o załodze samolotu pocztowego, uczuł ciężar w sercu. Wszelki czyn, nawet budowa mostu, niszczy szczęście ludzkie. I nie mógł już uchylić się teraz od pytania: w imię czego?
„Ci ludzie myślał którzy za chwilę może zginą, mogliby sobie żyć szczęśliwi.» Widział twarze pochylone w złotym sanktuarium wieczornej lampy. „W imię czego wyrwałem ich stamtąd?» W imię czego oderwał ich od szczęścia osobistego? Czyż nie jest pierwszym nakazem strzec i ochraniać to szczęście? A on je właśnie niszczy. Bo i tak nieodwołalnie nadejdzie dzień, gdy te złote sanktuaria rozwieją się jak fatamorgana. Zniszczą je starość i śmierć, bardziej nielitościwa niż on, Rivière. Ale jest może coś innego, bardziej trwałego, co należałoby ocalić; może jest do ocalenia ta właśnie cząstka człowieka, nad której urobieniem trudzi się właśnie on, Rivière? Jeżeli nie cała jego działalność nie ma usprawiedliwienia.
„Kochać, tylko kochać — i cóż dalej!» Rivière miał niejasne poczucie obowiązku większego od kochania Być może, że i tu wchodziła w grę pewna tkliwość. ale zupełnie inna. Przypomniało mu się zdanie: „Rzecz w tym. ażeby ich uczynić wiecznymi…» Gdzież to był wyczytał? „To, o co zabiegacie wewnątrz siebie umrze.» Przypomniał sobie oglądaną niegdyś w Peru starożytną świątynię Inków, poświęconą bogu słońca Strome ściany głazów na szczycie góry. Gdyby nie one, cóż pozostałoby z potężnej ongi cywilizacji, która ciąży ciężarem tych głazów na dzisiejszym człowieku jak wyrzut?” W imię jakiej surowej konieczności czy w imię jakiej szczególnej miłości wódz tego zaginionego ludu, zmuszając tłumy do wzniesienia tej świątyni na górze, nakazał im tym samym utrwalić ich byt na wieki?» Potem przypomniały się jeszcze Riviere’owi owe tłumy z miasteczka tłoczące się dokoła kiosków z muzyką. Też swego rodzaju szczęście ten deptak…» pomyślał. Wódz dawnych ludów, jeżeli nie znał litości dla cierpienia człowieka, litował się jednak jego śmierci. Nie jego śmierci jako jednostki, lecz znikomości rodzaju skazanego na zagładę. I kazał swemu ludowi wznosić z głazów budowle, które ostoją się piaskom pustyni.
(…)
Mógłby jeszcze walczyć, próbować szczęścia — bo żadne fatum nie istnieje z zewnątrz. Fatum jest tylko w nas — przychodzi chwila, kiedy się poznaje własną niemoc. Wtedy błędy pociągają nas ku sobie jak otchłani.
I w tej to chwili nad jego głową, w rozdarciu chmur, błysnęło kilka gwiazd — niby śmiertelna przynęta na dnie pułapki.

Zdał sobie sprawę z tego, że była to istotnie pułapka: leci się wzwyż ku gwiazdom, które migną w szczelinie chmur, a potem nie można już się zniżyć i pozostaje się tam na zawsze…
Ale głód światła był tak nieodparty, że zaczął się wznosić.
(…)
Wydało się Fabienowi, że znajduje się w zaczarowanym kręgu świetlnym, gdyż jego ręce, ubranie, skrzydła — wszystko stało się świecące. Jasność nie spływała od ciał niebieskich, lecz jak gdyby wypromieniowywała zewsząd, spod niego, dokoła niego, z tego nagromadzenia wyiskrzonej bieli.
Chmury pod nim jarzyły się śniegiem przejętym od księżyca. Tak samo jarzyły się na prawo i na lewo, wysokie niby olbrzymie wieże. Samolot płynął jak po świetlistej toni mlecznej. Obejrzawszy się za siebie, Fabien zobaczył uśmiechniętą twarz towarzysza.
— Już lepiej! — krzyknął mu.
Ale głos ginął w szumie lotu, porozumiewali się tylko uśmiechem…. Ależ to szaleństwo uśmiechać się pomyślał Fabien jesteśmy zgubieni.»
A jednak czuł się wyzwolonym z ucisku ciemnych ramion. Opadły zeń krępujące więzy, jak z więźnia, któremu pozwolono na krótką chwilę pochodzić samemu wśród kwiatów.
„Jest zbyt cudownie» — myślał Fabien. Błądził wśród nieprzebranego mnóstwa gwiazd, po świecie. w którym prócz niego i jego towarzysza nie było ani jednej żywej istoty. Byli obaj jak owi dwaj złodzieje z bajki, zamurowani w skarbcu, z którego już nie zdołają się wydostać. Wśród zimnego rozsypiska drogocennych kamieni błąkają się nieskończenie bogaci, ale skazani na zagładę.

**Fragmenty rozdz.. XIV-XVI

Antoine de Saint-Exupery

Vol de nuit

« Et pourtant, lui avait répondu plus tard Rivière, si la vie humaine n’a pas de prix, nous agissons toujours comme si quelque chose dépassait, en valeur, la vie humaine… Mais quoi ? »
Et Rivière, songeant à l’équipage, eut le coeur serré. L’action, même celle de construire un pont, brise des bonheurs ; Rivière ne pouvait plus ne pas se demander « Au nom de quoi ? »
« Ces hommes, pensait-il, qui vont peut-être disparaître, auraient pu vivre heureux. » Il voyait des visages penchés dans le sanctuaire d’or des lampes du soir. « Au nom de quoi les en ai-je tirés ? » Au nom de quoi les a-t-il arrachés au bonheur individuel ? La première loi n’est-elle pas de protéger ces bonheurs-là ? Mais lui-même les brise. Et pourtant un jour, fatalement, s’évanouissent, comme des mirages, les sanctuaires d’or. La vieillesse et la mort les détruisent, plus impitoyables que lui-même. Il existe peut-être quelque chose d’autre à sauver et de plus durable ; peut-être est-ce à sauver cette part-là de l’homme que Rivière travaille ? Sinon l’action ne se justifie pas.
« Aimer, aimer seulement, quelle impasse ! » Rivière eut l’obscur sentiment d’un devoir plus grand que celui d’aimer. Ou bien il s’agissait aussi d’une tendresse, mais si différente des autres. Une phrase lui revint : « Il s’agit de les rendre éternels… » Où avait-il lu cela ? « Ce que vous poursuivez en vous-même meurt. » II revit un temple au dieu du soleil des anciens Incas du Pérou. Ces pierres droites sur la montagne. Que resterait-il, sans elles, d’une civilisation puissante, qui pesait, du poids de ses pierres, sur l’homme d’aujourd’hui, comme un remords ? « Au nom de quelle dureté, ou de quel étrange amour, le conducteur de peuples d’autrefois, contraignant ses foules à tirer ce temple sur la montagne, leur imposa-t-il donc de dresser leur éternité ? » Rivière revit encore en songe les foules des petites villes, qui tournent le soir autour de leur kiosque à musique. « Cette sorte de bonheur, ce harnais… » pensa-t-il. Le conducteur de peuples d’autrefois, s’il n’eut peut-être pas pitié de la souffrance de l’homme, eut pitié, immensément, de sa mort. Non de sa mort individuelle, mais pitié de l’espèce qu’effacera la mer de sable. Et il menait son peuple dresser au moins des pierres, que n’ensevelirait pas le désert.
(…)
Il aurait pu lutter encore, tenter sa chance : il n’y a pas de fatalité extérieure. Mais il y a une fatalité intérieure : vient une minute où l’on se découvre vulnérable ; alors les fautes vous attirent comme un vertige.
Et c’est à cette minute que luirent sur sa tête, dans une déchirure de la tempête, comme un appât mortel au fond d’une nasse, quelques étoiles.
Il jugea bien que c’était un piège : on voit trois étoiles dans un trou, on monte vers elles, ensuite on ne peut plus descendre, on reste là à mordre les étoiles…
Mais sa faim de lumière était telle qu’il monta.
(…)
Fabien pensait avoir gagné des limbes étranges, car tout devenait lumineux, ses mains, ses vêtements, ses ailes. Car la lumière ne descendait pas des astres, mais elle se dégageait, au-dessous de lui, autour de lui, de ces provisions blanches.
Ces nuages, au-dessous de lui, renvoyaient toute la neige qu’ils recevaient de la lune. Ceux de droite et de gauche aussi, hauts comme des tours. Il circulait un lait de lumière, dans lequel baignait l’équipage. Fabien, se retournant, vit que le radio souriait.
— Ça va mieux ! criait-il.
Mais la voix se perdait dans le bruit du vol, seuls communiquaient les sourires. « Je suis tout à fait fou, pensait Fabien, de sourire : nous sommes perdus. »
Pourtant, mille bras obscurs l’avaient lâché. On avait dénoué ses liens, comme ceux d’un prisonnier qu’on laisse marcher seul, un temps, parmi les fleurs.

« Trop beau », pensait Fabien. Il errait parmi des étoiles accumulées avec la densité d’un trésor, dans un monde où rien d’autre, absolument rien d’autre que lui, Fabien, et son camarade, n’était vivant. Pareils à ces voleurs des villes fabuleuses, murés dans la chambre aux trésors dont ils ne sauront plus sortir. Parmi des pierreries glacées, ils errent, infiniment riches, mais condamnés.





Andréi Tarkovski

1932-1986, Rusia

Trad. Ada Trzeciakowska

El complejo de tolstói*

¿Qué es la poesía?

¿Qué es la poesía? Es una forma muy original de pensar y expresar el mundo. Un simple mortal no es capaz de expresar una concepción general del mundo. Le resulta imposible. Sus visiones siempre serán fragmentarias. El poeta es alguien quien, a través de una sola imagen, puede lanzar un mensaje universal. Un hombre pasa junto a otro, lo mira, pero no lo ve. Otra persona mirando al mismo hombre sonreirá inesperadamente. Un desconocido desencadenará en él una explosión de asociaciones. Lo mismo ocurre con el arte. El poeta toma un pequeño fragmento como punto de partida y lo convierte en un todo coherente. A algunos hombres este proceso les parece aburrido. Son personas a las que les gustaría conocerlo todo al detalle, como los contables o los abogados. Para un poeta, basta con mostrar un dedo del pie sobresaliendo de un calcetín para evocar una imagen del mundo entero. La poesía no es un género artístico, sino una visión del mundo, una forma de vida, un medio de explorar la realidad. ¿No son poetas Pushkin, Dostoievski o Gogol? Bach, Leonardo da Vinci, van Gogh… La poesía no es sólo un género literario -aunque también es eso, como sabemos-, un pensamiento revestido de palabras rítmicas. También se dice de la poesía que lo impregna todo: la vida y el arte.

Sobre la esencia del arte

La causa del conflicto es nuestra suspensión entre el ideal espiritual y la necesidad de vivir en el mundo material. En mi opinión, se trata de un conflicto fundamental: la causa de todos los problemas de la sociedad contemporánea. Llamémoslo «complejo de Tolstoi».
(…)
Este mundo no es el lugar de nuestra felicidad. No fue creado para que el hombre fuera feliz, aunque muchos piensen que precisamente el sentido del mundo en que viven se reduce a ello. Sin embargo, me parece que el mundo existe para que se libre una batalla, una lucha entre el bien y el mal en nuestro interior, para que triunfe el bien y así las personas se desarrollen espiritualmente. (…)
El arte contiene en sí mismo el anhelo de un ideal. Debe despertar la esperanza y la fe en el hombre. Incluso si el mundo del que habla el artista no deja lugar a la esperanza. Yo diría más: cuanto más sombrío es el mundo que aparece en la pantalla, más claramente debe revelarse el ideal subyacente en el concepto creativo del director, más nítidamente debe abrirse ante el espectador la posibilidad de elevarse espiritualmente.

*Selección de extractos de entrevistas, declaraciones y publicaciones de Andréi Tarkovski del periodo comprendido entre 1960 y 1986. Seleccionado, editado y prologado por S. Kuśmierczyk. Publicado en Polonia en 1989.

Fotograma de Stalker (1979)

Tłum. Seweryn Kuśrnierczyk

Kompleks Tołstoja*

Co to jest poezja?

Co to jest poezja? To niezwykle oryginalny sposób myślenia i wyrażania świata. Zwykły śmiertelnik nie jest zdolny do wyrażenia ogólnego poglądu na świat. Jest to dla niego niemożliwe. Jego wizje będą zawsze fragmentaryczne. Poeta jest kimś, kto dzięki pośrednictwu pojedynczego obrazu może wysłać przekaz uniwersalny. Człowiek przechodzi obok drugiego człowieka, patrzy na niego, lecz go nie widzi. Inny człowiek patrząc na tą samą osobę niespodziewanie się uśmiechnie. Nieznajomy wywoła w nim eksplozje skojarzeń. Ze sztuką jest podobnie. Poeta biorąc za punkt wyjścia niewielki fragment obraca go w spójną całość. Niektórym ludziom proces ten wydaje się nudny. Są to osoby, które chciałyby poznać wszystko w najdrobniejszych szczegółach, jak księgowi lub prawnicy. Poecie wystarczy pokazać wystający ze skarpetki palec u nogi, by wywołać w nim obraz całego świata. Poezja nie jest gatunkiem sztuki, tylko światopoglądem, sposobem życia, środkiem badania rzeczywistości. Czyż Puszkin, Dostojewski lub Gogol nie są poetami? Bach, Leonardo da Vinci, van Gogh… Poezja nie jest jedynie gatunkiem literackim — choć tym też jest, jak wiadomo — myślą ubraną w rytmiczne słowa. Mówi się także o poezji, że przenika wszystko — życie i sztukę.

O istocie sztuki

Przyczyną konfliktu jest nasze zawieszenie pomiędzy ideałem duchowym a koniecznością życia w świecie materialnym. Jest to moim zdaniem konflikt fundamentalny – przyczyną wszystkich problemów współczesnego społeczeństwa. Nazwijmy go „kompleksem Tołstoja”
(…)
Świat ten nie jest miejscem naszego szczęścia. Nie został stworzony po to, by człowiek był szczęśliwy, chociaż wiele ludzi uważa, że właśnie sens istnienia świata, w którym żyją, do tego się sprowadza. Wydaje mi się jednak, że świat istnieje po to, by toczyła się walka, walka dobra ze złem wewnątrz nas, by dobro zwyciężyło i tym samym ludzie rozwijali się duchowo. (…)
Sztuka zawiera w sobie tęsknotę za ideałem. Powinna budzić w człowieku nadzieję i wiarę. Nawet jeśli świat, o którym mówi artysta, nie zostawia miejsca na nadzieję. Powiem więcej: im bardziej posępny jest świat pojawiający się na ekranie, tym jaśniej powinien ujawniać się uwidaczniać leżący u podstaw twórczej koncepcji reżysera ideał, tym wyraźniej powinien się otwierać przed widzem możliwość wzniesienia się na wyżynę duchową.

*Wybór fragmentów wywiadów, wypowiedzi i publikacji Andrieja Tarkowskiego z lat 1960-1986. Wybrał, opracował i przedmową opatrzył S. Kuśmierczyk. Wydano w 1989 roku.





Francisco Brines

1932 – 2021, España (Oliva)

La perversión

La hermosura de la vida no acaba, y así nos lo parece a los humanos. Y amamos
las cosas que aquí se continúan, los cuerpos que ocuparán, con más belleza, nuestro sitio,
y vamos ya llegando a la quietud difícil, y aceptarán nuestro silencio en comprensión, porque nosotros antes
habremos comprendido y aceptado la noche ya sin fin y sin estrellas.

Quizá hayas venido, ahora que nuestros cuerpos se han amado con furia y alegría,
para escuchar de mí esta verdad sencilla, y que aún desconoces:
ningún hombre es feliz.

Rtograma de Altered States de Ken Russell

Tłum. Ada Trzeciakowska

Perwersja

Piękno życia nie ma końca, tak nam, ludziom, się wydaje. Kochamy
rzeczy, które trwają tutaj, ciała, które zajmą, jeszcze piękniej, nasze miejsca,
i dochodzimy do trudnego stanu wyciszenia, oni zaś nasze milczenie przyjmą ze zrozumieniem, bo wcześniej i my zdążymy już zrozumieć i zaakceptować tę noc bez końca już i bez gwiazd.

A może przyszłaś, teraz, gdy nasze ciała kochały się z furią i radością,
by usłyszeć ode mnie tę prostą prawdę, która wciąż jest ci obca:
żaden człowiek nie jest szczęśliwy.

Inger Christensen

1935-2009, Dinamarca

Trad. Francisco J. Uriz

Alfabeto (frag. 10, I)

la noche de junio existe, la noche de junio existe,
el cielo por fin como elevado a las alturas celestes
y al mismo tiempo descendido tan delicadamente
         como cuando
los sueños pueden vislumbrarse antes de ser soñados;
         un espacio como
esfumado, como saturado de blancura, un repique

intemporal de rocío e insectos, y nadie en
este verano fugitivo, nadie comprende que
el otoño existe, el regusto y la reflexión
existen, sólo esas vertiginosas filas
de ultrasonidos inquietos y la oreja de jade
del murciélago vuelta hacia el tictac de la niebla;

nunca había sido tan hermosa la inclinación del
         globo terráqueo
nunca las noches blancas como el zinc tan blancas,

tan indefensamente disueltas, suavemente ionizadas
blancas, y nunca el límite de la invisibilidad tan casi
rozado; junio, junio, tus escaleras de Jacob
existen, tus bichos durmientes y sus sueños de sueño
existen, un revoloteo de gérmenes galácticos entre
la tierra tan terrenal y el cielo tan celestial,
el valle de lágrimas sereno, muy sereno, y el llanto
hundido, hundido, como las aguas freáticas de nuevo

bajo tierra; la Tierra, la Tierra en su órbita
alrededor del sol existe; la Tierra en su ruta
por la Vía Láctea existe; la Tierra en camino
con su cargamento de jazmines, con jaspe y hierro,
telones de acero, presagios y júbilo, con besos de Judas
dados promiscuamente e ira virginal
en las calles, Jesús de sal; con la sombra de la jacaranda
sobre el agua del río, con halcones, cazabombarderos
y enero en el corazón, con el pozo Fonte Gaia
de Jacopo della Quercia en Siena y con julio
pesado como una bomba? con cerebros hogareños,
con dolencia cardíaca y cedacillo y fresas,
con las raíces de la casuarina en la tierra cansada de
         la tierra

la Tierra que Yaiádeva canta en su poema místico
del siglo XII; la Tierra con la línea
azul costera de la conciencia y con nidos donde
la garza real existe con su espalda
gris azulada y encorvada existe, o el avetorillo común
         existe, misterioso
y tímido, o el martinete, la garceta existen,
y las variaciones en el aleteo del acentor común, grullas
y palomas; la Tierra con Jalandhar, Jabalpur y
Jungfrau existe, con Jotunheimy Jura
existe, con Jabrony Jambo, Jogjakarta
existe, con corrimientos de tierras, fumaria existe,
con masas de agua, masas de tierra, terremotos existe,
con Judenburg, Johannesburgo, la Jerusalén de Jerusalén

Fotografías de Tamara Dean

Tłum. Bogusława Sochańska

Alfabet (10, frgm. 1)

jasność czerwcowej nocy istnieje, jasność czerwcowej nocy,
niebo nareszcie jakby wzniesione na niebiańskie
wysokości i zarazem chylące się tak tkliwie jak w chwilach
gdy widzisz sny, nim ci się przyśnią; przestrzeń jakby
omdlała, jak nasycona bielą, bezbrzeżne

dźwięczenie owadów i rosy, i nikt
w to szybujące lato nie pojmuje że
istnieje elegia jesieni, zaduma, posmak;
tylko te oszalałe serie rozedrganych
ultradźwięków istnieją i jadeitowe ucho
nietoperza zwrócone ku tykającej mgle;
nigdy przechylenie globu nie było tak cudowne,
nigdy cynkowej bieli noce tak biale,

tak bezbronnie rozproszone, łagodnie zjonizowane
białe, i nigdy granica niewidzialności tak niemal
dotykalna; czerwcu, czerwcu, twoje drabiny Jakubowe
istnieją, twoje śpiące stworzenia i ich sny
istnieją, plankton galaktycznych zarodków między
ziemią tak ziemską i niebem tak niebiańskim,
dolina płaczu cicha, tak cicha, i płacz
co jak wody gruntowe na powrót wsiąkł

w ziemię; Ziemia; Ziemia krążąca
wokół Słońca istnieje; Ziemia w wędrówce
przez Drogę Mleczną; Ziemia w drodze
z bagażem jaśminów, jaspisu i żelaza, żelaznych
kurtyn, znaków i wiwatów, Judaszowych pocałunków
rozdawanych na prawo i lewo i dziewiczej złości na
ulicach, Ziemia z Jezusem z soli, cieniem jakarandy
nad rzeką, z jastrzębiami, jazgotem myśliwców,
Ziemia ze styczniem w sercu, z fontanną Fonte Gaia
Jacopa della Quercia w Sienie i z lipcem
ciężkim jak bomba; Ziemia z lokalnymi mózgami,
wadami serca, jaskrami i jagodami,
z korzeniami jodeł w zmęczonej ziemią ziemi

Ziemia, którą w dwunastym wieku w mistycznym
wierszu opiewał Dżajadewa; Ziemia z błękitną
linią brzegową świadomości i gniazdami w których
istnieją czaple o szaroniebieskim łukowatym
grzbiecie lub bączki, tajemnicze
i nieśmiałe, albo ślepowrony, czaple nadobne
i rytm trzepotu skrzydeł jaskółek, jerzyków
gołębi; Ziemia z Dźalandharem, Džabalpurem
i Jungfrau istnieje, z Jotunheim Jurą
Jabronem i Jambo, z Yogyakartą
istnieje, z burzami pyłowymi jeżynami
masami wód i lądów, trzęsieniami istnieje,
z Judenburgiem, Johannesburgiem, Jerozolimą Jerozolimy

Transl. Susanna Nied

Alphabet (10, part I)

June nights exist, June nights exist,
the sky at long last as if lifted to heavenly
heights, simultaneously sinking, as tenderly as
when dreams can be seen before they are dreamed; a space
as if dizzied, as if filled with whiteness, an hourless

chiming of insects and dew, and no one in
this gossamer summer, no one comprehends that
early fall exists, aftertaste, afterthought;
just these reeling sets of restless ultrasounds
exist, the bat’s ears of jade
turned toward the ticking haze;
never has the tilting of the planet been so pleasant,
never the zinc-white nights so white,

so defencelessly dissolved, gently ionized and
white, never the limit of invisibility so nearly
touched; June, June, your Jacob’s ladders,
your sleeping creatures and their dreams exist,
a drift of galactic seed between
earth so earthly and sky so heavenly,
the vale of tears so still, so still, and tears
sinking, sinking like groundwater back

into earth; Earth; Earth in its trajectory
around the sun exists, Earth on its journey
along the Milky Way, Earth on its course with
its cargo of jasmine, jasper, iron,
iron curtains, omens, jubilation, Judas’s kiss
kissed right and left, and virgin anger in
the streets, Jesus of salt; with the shadow of the
jacaranda over the river, with gyrfalcons, jet planes,
and January in the heart, with Jacopo della Quercia’s
well Fonte Gaia in Siena and with July
heavy as a bomb, with domestic brains
heart defects, quaking grass and strawberries
the ironwood‘s roots in the earthworn earth

Earth sung by Jayadeva in his mystical
poem from the 12th century, Earth with
the coastline of consciousness blue, with nests where
fisherbird herons exist, with their grey-blue arching
backs, or where bitterns exist, cryptic
and shy, or night herons, egrets,
with the wingbeat variations of hedge sparrows, cranes
and doves; Earth exists with Jullundur, Jabalpur and
the Jungfrau, with Jotunheim, the Jura,
with Jahrun, Jambo, Jogjakarta,
with duststorms, Dutchman’s breeches
with water and land masses jolted by tremors
with Judenburg, Johannesburg, Jerusalem’s Jerusalem

Alfabet (10, I)

juninatten findes, juninatten findes,
himlen omsider som løftet til himmelske
højder og samtidig sænket så ømt som når
drømme kan ses før de drømmes; et rum som
besvimet, som mættet med hvidhed, en timeløs

kimen af dug og insekter, og ingen i
denne flyvende sommer, ingen begriber at
efteråret findes, eftersmagen og eftertanken
findes, kun disse rastløse ultralydes
svimlende rækker findes og flaggermusens
jadeøre vendt mot den tikkende dis;
aldrig var jordklodens hældning så dejlig,
aldrig de zinkhvide nætter så hvide,

så værgeløst opløste, mildt ioniserede
hvide, og aldrig usynlighedsgrændsen så næsten
berørt; juni, juni, dine jakobsstiger
findes, dine sovende kræ og deres søvndrømme
findes, et svæv af galaktiske kim mellem
jorden så jordisk og himlen så himmelsk,
jammerdalen stille, så stille, og gråden
sunket ned, sunket ned, som grundvand igen

i jorden; Jorden; Jorden i sit omløb
om Solen findes; Jorden på sin rute
gennem Mælkevejen findes; Jorden på vej
med sin last af jasminer, med jaspis og jern,
med jerntæpper, jærtegn og jubel, med Judaskys
kysset i flæng og jomfruelig vrede i
gaderne, Jesus af salt; med jacarandatræets
skygge over flodvandet, med jagtfalke, jagerfly
og januar i hjertet, med Jacopo della Quercias
brønd Fonte Gaia i Siena og med juli
så tung som en bombe; med hjemlige hjerner,
med hjertefeil og hjertegræs og jordbær,
med jerntræets rødder i den jordtrætte jord

Jorden Jayadeva besynger i sit mystiske
digt fra det 12. århundrede; Jorden med
bevidsthedens kystlinie blå og med reder hvor
fiskehejren findes, med sin gråblå hvælvede
ryg, eller dværghejren findes, kryptisk
og sky, eller nathejren, siljehejren findes,
og graden af vingeslag hos jernspurve, traner
og duer; Jorden med Jullundur, Jabalpur og
Jungfrau findes, med Jotunheim og Jura
findes, med Jabron og Jambo, Jogjakarta
findes, med jordfygning, jordrøg findes,
med vandmasser, landmasser, jordskælv findes,
med Judenburg, Johannesburg, Jerusalems Jerusalem




Inger Christensen

1935-2009, Dinamarca

Trad. Francisco J. Uriz

ESO

EL ESCENARIO                                                         conexidades

… si l’Être est caché,  
cela même est un trait de l’Être  
M. MERLEAU-PONTY

1
Según se va describiendo el escenario  
se hace cada vez más evidente que  
no se describe sino que se oculta  
Por ejemplo, la palabra desierto es  
en sí misma un desmentido de sí misma  
(de sí misma un desmentido en sí misma)
Y cuando se dice que las palabras vuelan  
(como pájaros que llenan un espacio  
que desaparece interminablemente)  
seguro que es para ocultar el hecho
de que las palabras no forman una unidad  
con el mundo que describen.
Las palabras no tienen alas.
Y no tienen flores ni las tendrán  
pero cogen las eventuales flores  
y las colocan en un jardín
que a su vez ellas vuelven a colocar  
en una imagen de un jardín  
que a su vez vuelven a colocar  
en una imagen, etc.
Las palabras se quedan donde están
mientras el mundo desaparece
Esto es una crítica del idioma que usamos
Porque es una crítica de las circunstancias objetivas.  
 

Avec comme pour langage  
rien qu’un battement aux cieux  
STÉPHANE MALLARMÉ

2
Lo que se escribe es siempre otra cosa
Y lo que se describe es de nuevo otra cosa  
Entre ambos está lo indescrito
que tan pronto como es descrito  
abre nuevos territorios indescritos  
Es indescriptible
Aunque la oscuridad esté definida por luz  
y la luz por oscuridad  
siempre queda un resto fuera.
Y aunque este resto «sea definido”  
como jardines arrasados
detrás de las verjas de hierro que crecen
siempre queda la lógica
Pero aunque la lógica no esté definida
sino oculta bajo capas de jardines
pintada de jardín a jardín
queda siempre una inquietud
una desesperación
un pulso sin cuerpo
Esto es una crítica del cuerpo
porque es una crítica de la vida.
  
(…)  

vous êtes déjà mortes au monde
SADE

4
«Yo” no tengo ganas de más decorados  
«Yo” no tengo ganas de más anécdotas
                                    sobre montañas pintadas  
«Yo” no quiero ver surgir más universos
                                    dentro de los límites de lo sensato  
«Yo” no quiero oír más alarmas de incendios  
                                    cada vez que sale el sol  
 
«Yo” no quiero desaparecer  
«Yo” soy la que ha escrito lo anterior
                                    y la que escribe lo siguiente  
«Yo” no quiero hacer como si estuviese muerta  
Tengo miedo
Esto es una crítica de toda «poética”
porque es una crítica del miedo ante la impotencia fáctica

 les causes sont peut-être  
inutiles aux effets
SADE

5
He tratado de relatar un mundo que no existe  
para que existiese. El aire que está inmóvil en el aire  
sobre los campos de los alrededores de la ciudad a los que ya no voy.  
La alegría de una distancia a la que te has acostumbrado. El sosiego  
         de una
desazón a la que te has acostumbrado. Como durante fiebre alta  
el júbilo de que no significas nada.
 
He tratado de mantener el mundo a distancia. Ha sido fácil.
Estoy acostumbrada a mantener el mundo a distancia. Soy foras-
tera. Como mejor me encuentro es siendo forastera. De esa manera  
me olvido del mundo. De esa manera ya no lloro ni me encolerizo  
más. De esa manera el mundo se vuelve blanco e indiferente.
 
Y yo camino por cualquier parte. Y permanezco completamente inmóvil.
De esa manera me acostumbro a estar muerta.
 
Esto es una crítica del poder del hombre sobre el idioma  
porque es una crítica del poder del idioma sobre el hombre.  
 
(…)

… la pleine réalité : J’imagine  
le début d’un livre…
PHILIPPE SOLLERS 

8
La felicidad es el cambio que me ocurre  
cuando describo el mundo  
Le ocurre al mundo
La felicidad es el cambio que me ocurre  
cuando tengo miedo  
Le ocurre al mundo
Yo puedo, p. ej., tener miedo del mundo
miedo porque el mundo se compone entre otras cosas
de mí que perezco rápidamente
La felicidad es este cambio
la felicidad es que me ocurre a mí
esta desintegración lenta pena
esta seguridad
en ella estoy totalmente inquieto  
en ella estoy inconmensurablemente mudo  
en ella estoy sordo y ciego y tonto sin sentimientos  
En ella empiezo yo a desbarrar sobre el mundo

Tłum. Ada Trzeciakowska

to

SCENA                                                         spójności

… si l’Être est caché,  
cela même est un trait de l’Être  
M. MERLEAU-PONTY

1
W miarę opisywania sceny
staje się coraz bardziej jasnym, że  
nie opisuje się, lecz ukrywa   
Na przykład, słowo opustoszały
samo w sobie jest zaprzeczeniem samego siebie  
(samo z siebie jest zaprzeczeniem w samym sobie)
A kiedy mówi się, że słowa ulatują  
(jak ptaki, które wypełniają przestrzeń  
która znika bez końca)  
jest to z pewnością ukrywanie faktu
że słowa nie stanowią jedności  
ze światem, który opisują.
Słowa nie mają skrzydeł.
I nie mają kwiatów, ani nigdy ich nie będą miały  
ale zrywają potencjalne kwiaty  
i umieszczają je w ogrodzie
który z kolei umieszczają z powrotem  
w obrazie ogrodu  
który z kolei umieszczają z powrotem  
w obrazie itp.
Słowa pozostają tam, gdzie są
podczas gdy świat znika
To jest krytyka zastosowania języka
Ponieważ jest to krytyka faktycznego stanu rzeczy.

Avec comme pour langage  
rien qu’un battement aux cieux  
STÉPHANE MALLARMÉ

2
To, co zapisane, jest zawsze czymś innym
A to, co jest opisane, to znów coś innego  
Pomiędzy nimi znajduje się to, co nieopisane
co jak tylko jest opisywane  
odkrywa nowe, nieopisane terytoria  
Jest nieopisywalne
Choć ciemność jest definiowana poprzez światło  
a światło poprzez ciemność  
zawsze zostaje poza jakaś resztka.
A nawet jeśli ta resztka jest «definiowana»  
jak zrównane z ziemią ogrody
rosnącące za żelaznym ogrodzeniem
zawsze pozostaje logika
Ale nawet gdyby logika nie została zdefiniowana
ale ukryta pod warstewami ogrodów
namalowana od ogrodu do ogrodu
zawsze pozostaje niepokój
rozpacz
puls bez ciała
To jest krytyka ciała
ponieważ jest to krytyka życia.
 
(…)

vous êtes déjà mortes au monde
SADE

4
«Ja» nie życzę sobie więcej dekoracji.  
«Ja» nie życzę więcej anegdot
                                    o namalowanych górach  
«Ja» nie chcę patrzeć jak powstają kolejne wszechświaty
                                    w granicach rozsądku  
«Nie chcę słyszeć więcej alarmów przeciwpożarowych.  
                                    za każdym razem, gdy wschodzi słońce  
 
«Ja» nie chcę zniknąć  
«Ja» jestem tą osobą, która napisała to, co powyżej
                                    i tą, która pisze to, co następuje
«Ja» nie chcę udawać martwej 
Boję się
Jest to krytyka wszelkiej «poetyki».
ponieważ jest to krytyka lęku przed faktyczną bezsilnością

 les causes sont peut-être  
inutiles aux effets
SADE

5
Starałam się opowiedzieć historię o świecie, który nie istnieje  
po to, by istniał. Powietrze, które wisi nieruchome w powietrzu  
nad polami wokół miasta, do którego już nie przychodzę.  
Radość z odległości, do której nawykłam. Spokój  
niepokoju, do którego nawykłam. Jak podczas wysokiej gorączki  
radość, że nic nie znaczysz.
 
Starałam się trzymać świat na dystans. Było łatwo.
Nawykłam do trzymania świata na dystans. Jestem cudzo-
ziemką. Najlepiej czuję się jako cudzoziemka. Tym sposobem  
zapominam o świecie. Tym sposobem już nie płaczę i nie złoszczę się
więcej. Tym sposobem świat staje się biały i obojętny.
 
A ja chodzę wszędzie. I pozostaję w całkowitym bezruchu.
Tym sposobem oswajam się z byciem martwą.
 
To jest krytyka władzy człowieka nad językiem  
ponieważ jest to krytyka władzy języka nad człowiekiem.
   
(…)

… la pleine réalité : J’imagine  
le début d’un livre…
PHILIPPE SOLLERS 

8
Szczęście to przemiana, która przydarza się mnie  
kiedy opisuję świat  
Przydarza się światu
Szczęście to przemiana, która przydarza się mnie  
kiedy się boję  
Przydarza się światu
Ja mogę, na przykład, bać się świata
odczuwać strach, ponieważ świat składa się między innymi  
ze mnie, która szybko obumiera
Szczęściem jest ta przemiana
szczęściem jest to, że przydarza się to mnie
ten powolny rozpad żałość
ta pewność
w niej jestem zupełnie niespokojny  
w niej jestem niezmiernie niemy
w niej jestem ślepy, głuchy i tępy pozbawiony uczuć  
w niej zaczynam opowiadać bajki o świecie

Transl. Susanna Nied

IT

STAGES connectivities




Inger Christensen

1935-2009, Dinamarca

Trad. Francisco J. Uriz

Alfabeto (frag. 12, I)

la vida, el aire que respiramos existe
una levedad en todo, una semejanza en todo,
una ecuación, una declaración abierta y móvil
en todo, y mientras árbol tras árbol estallan en espuma
en este verano temprano, una pasión, pasión
en todo, como si hubiese para el juego del aire
con el maná que cae un sencillo boceto,
sencillo como cuando la felicidad tiene montones de comida
y la desgracia nada, sencillo como cuando la nostalgia
tiene un montón de caminos y el sufrimiento ninguno,
sencillo como el sagrado loto es sencillo
porque es comestible, un dibujo tan sencillo
como cuando la risa dibuja tu rostro en el aire

Fotografía de Astrid Kruse Jensen

Tłum. Bogusława Sochańska

Alfabet (12, frgm. 1)

Lekkość istnieje, łatwość, równość we wszystkim,
życie istnieje, powietrze które wdychamy,
równanie, twierdzenie otwarte i zmienne
we wszystkim, a gdy wczesnym latem jedno
po drugim eksplodują drzewa, pasja,
pasja we wszystkim, jak gdyby istniał prosty rysunkowy
wzór dla zabaw powietrza z manną nasion lip,
tak prosty jak szczęście, kiedy ma w bród jedzenia
i nieszczęście, kiedy nie ma nic, tak prosty jak tęsknota
która ma mnóstwo dróg i cierpienie które nie ma żadnej,
prosty jak prosty jest święty kwiat lotosu
bo można go zjeść, rysunek tak prosty
jak śmiech rysujący w powietrzu twoją twarz

Transl. Susanna Nied

Alphabet (12, part I)

life, the air we inhale exists
a lightness in it all, a likeness in it all,
an equation, an open and transferable expression
in it all, and as tree after tree foams up in
early summer, a passion, passion in it all,
as if in the air’s play with elm keys falling
like manna there existed a simply sketched design,
simple as happiness having plenty of food
and unhappiness none, simple as longing
having plenty of options and suffering none,
simple as the holy lotus is simple
because it is edible, a design as simple as laughter
sketching your face in the air

Alfabet (12, I)

livet, luften vi indånder findes.
en lethed i alt, en lighed i alt,
en ligning, et åbent bevægeligt udsagn
i alt, og mens træ efter træ bruser op i
den tidlige sommer, en lidenskab, lidenskab
i alt, som fandtes der til luftens leg med
den faldende manna en enkel principtegning,
enkel som når lykken har masser af mad
og ulykken ingen, enkel som når længslen
har masser af veje og lidelsen ingen,
enkel som den hellige lotus er enkel
fordi den kan spises, en tegning så enkel
som når latteren tegner dit ansigt i luft




Anna Świrszczyńska

1909-1984, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

NATURALEZA MUERTA

En un charco de barro y sangre,
entre el cuerpo medio carbonizado de un caballo
y el cuerpo medio carbonizado de un hombre,
junto a un canalón arrancado, un sillón con flecos, una tetera,
y tres trozos de vidrio roto,
yace quemado por los bordes
un jirón de carta amorosa: «Soy tan feliz».

Fotogrmas de Largo Domingo de Noviazgo de Jean-Pierre Jeunet

MARTWA NATURA

W kałuży błota i krwi,
pomiędzy na pół zwęglonym ciałem konia
i na pół zwęglonym ciałem człowieka,
obok urwanej rynny, fotela z frędzlami, imbryka,
i trzech kawałków rozbitej szyby,
leży spalony po brzegach
strzęp miłosnego listu: „Jestem taka szczęśliwa».

Wisława Szymborska

1923 – 2012, Polonia

Trad. Gerardo Beltrán y Abel Murcia Soriano

Monólogo para Casandra

Soy yo, Casandra.
Y esta es mi ciudad bajo la ceniza.
Y este es mi cayado y mis cintas de profeta.
Y esta es mi cabeza colmada de dudas.

Es verdad, estoy triunfando.
Mi razón hasta golpeó el cielo con un destello.
Sólo los profetas a los que no se cree
tienen semejantes vistas.
Sólo aquellos que mal empezaron las cosas,
y todo pudo haberse cumplido tan deprisa,
como si ellos no hubiesen existido.

Ahora me acuerdo claramente,
cómo la gente, al verme, callaba a mitad de palabra.
Se cortaba la risa.
Las manos ardían.
Los niños corrían hacia sus madres.
Ni siquiera conocía sus efímeros nombres.
Y aquella canción sobre la hoja verde,
nadie la terminó en mi presencia.

Yo les quería.
Pero quería desde lo alto.
Por encima de la vida.
Desde el futuro. Donde siempre hay vacío
y desde donde, ¿hay algo más fácil que ver la muerte?
Me arrepiento porque mi voz era dura.
Mírense desde las estrellas –gritaba–.
Mírense desde las estrellas.
Me oían y bajaban la mirada.

Vivían en la vida.
Forrados de gran viento.
Condenados.
Desde el nacer en los cuerpos del adiós.
Pero hubo en ellos una esperanza húmeda,
una llama alimentándose de su propio reverberar.
Ellos sabían lo que era un instante,
ay, al menos uno
antes de que…

Me salí con la mía.
Sólo que eso no significa nada.
Y esta es mi ropita manchada por el fuego.
Y estos son mis trastos de profeta.
Y esta es mi cara compungida.
Cara que ignoraba que pudiera ser hermosa.

Obra de Władysław Hasior La Madre Dolorosa

Nieuwaga

To ja, Kasandra
A to jest moje miasto pod popiołem.
A to jest moja laska i wstążki prorockie.
A to jest moja głowa pełna wątpliwości.

To prawda, tryumfuję.
Moja racja aż łuną uderzyła w niebo.
Tylko prorocy, którym się nie wierzy,
mają takie widoki.
Tylko ci, którzy źle zabrali się do rzeczy,
i wszystko mogło spełnić się tak szybko,
jakby nie było ich wcale.

Wyraźnie teraz przypominam sobie,
jak ludzie, widząc mnie, milkli w pół słowa.
Rwał się śmiech.
Rozplatały ręce.
Dzieci biegły do matki.
Nawet nie znałam ich nietrwałych imion.
A tu piosenka o zielonym listku –
nikt jej nie kończył przy mnie.

Kochałam ich.
Ale kochałam z wysoka.
Sponad życia.
Z przyszłości. Gdzie zawsze jest pusto
i skąd cóż łatwiejszego jak zobaczyć śmierć.
Żałuję, że mój głos był twardy.
Spójrzcie na siebie z gwiazd – wołam –
spójrzcie na siebie z gwiazd.
Słyszeli i spuszczali oczy.

Żyli w życiu.
Podszyci wielkim wiatrem.
Przesądzeni.
Od urodzenia w pożegnalnych ciałach.
Ale była w nich jakaś wilgotna nadzieja,
własną migotliwością sycący się płomyk.
Oni widzieli, co to takiego chwila,
och, bodaj jedna jakakolwiek
zanim –

Wyszło na moje.
Tyle że z tego nie wynika nic.
A to jest moja szatka ogniem osmalona.
A to są moje prorockie rupiecie.
A to jest moja wykrzywiona twarz.
Twarz, która nie wiedziała, że mogła być piękna.

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

la derrota

Solo sabemos vivir de verdad en la derrota.
Las amistades se hacen más profundas,
el amor eleva la cabeza en alerta.
Incluso las cosas se vuelven puras.
Los vencejos bailan en el aire
instalados en el abismo.
Las hojas del álamo tiemblan,
sólo el viento está quieto.
Las oscuras siluetas de los enemigos destacan
sobre el fondo radiante de la esperanza.  El valor
el crece. Ellos, -hablamos de ellos-, nosotros, -de nosotros mismos-,
tú, -de mí-. El té amargo sabe
a profecías bíblicas. Ojalá
no nos sorprenda la victoria.

Ilustración a partir del fotograma de El estudiante de Praga (1926) de Henrik Galeen, con Conrad Veidt – estrella del cine de terror mudo alemán. Trabajó con Robert Wiene, F. W. Murnau, Victor Sjöström,  Michael Powell, George Cukor en papeles de Satanas, Ivan el Terrible, Rasputin, oficial nazi en Casablanca. La imagen de Veidt en la película The Man Who Laughs sirvió como inspiración para el irónico supervillano The Joker. La fama de Veidt durante los años de la guerra no se debió exclusivamente a su labor como actor. Donó parte de su sueldo y de su patrimonio para ayudar al esfuerzo bélico de los Aliados. Se distinguió desde sus comienzos por la defensa de los derechos de los homosexuales, las mujeres y los judíos y, tras el advenimiento del nazismo, por su beligerancia antinazi.

klęska

Naprawdę umiemy żyć dopiero w klęsce.
Przyjaźnie pogłębiają się,
miłość czujnie podnosi głowę.
Nawet rzeczy stają się czyste.
Jerzyki tańczą w powietrzu
zadomowione w otchłani.
Drżą liście topoli,
tylko wiatr jest nieruchomy.
Ciemne sylwetki wrogów odcinają się
od jasnego tła nadziei. Rośnie
męstwo. Oni, mówimy o nich, my, o sobie,
ty, o mnie. Gorzka herbata smakuje
jak biblijne przepowiednie. Oby
nie zaskoczyło nas zwycięstwo.

z Oda do wielkości (1982)

Hans Blumenberg

1920-1996, Alemania

Trad. Griselda Mársico

Teoría del mundo de la vida

Una de las expectativas que hemos puesto en la clarificación de la temática del mundo de la vida, se podría recurrir al experimento mental de preguntar; ¿cómo nos comportaríamos si fuéramos felices? La pregunta apunta al estado duradero, porque con esto no se pretende poner en duda que todos de vez en cuando seamos efectivamente felices. Solo una visión huraña del mundo podrá negarlo. Pero podremos preguntarnos si alguien tendría todavía la motivación, la tendencia o aun las ganas de filosofar si pudiera decir sin cesar de sí mismo que es feliz. Porque no nos contentamos con afirmar que la felicidad es un producto de la teoría, y sobre todo de la teoría filosófica, como lo intentaron y podían intentarlo los griegos porque no les parecía muy problemático llegar a la verdad mediante la teoría y esperaban de la teoría realmente todo lo que podía necesitar un ser definido por su afán natural de conocimiento, como lo afirma el primer enunciado de la Metafísica de Aristóteles. La felicidad como satisfacción de un afán natural hacía de la teoría el medio para lograrlo. (…) Si no nuestra infelicidad, es la falta de seguridad respecto de la posesión de estados de felicidad lo que nos lleva a no olvidar el filosofar.  
Por «feliz» entiendo no los estados excepcionales de exaltación eufórica, sino ya el simple estar libre de dolor y temor, cuidado e inquietud, también de la duda respecto de la perdurabilidad de los estados de normalidad cotidiana evaluados positivamente. Feliz es también aquel a quien no se le ocurre pensar o no tiene motivo para pensar que también podría no ser, o no ser quien es sino otro. No saber nada de la propia muerte -lo cual en definitiva sería posible aun en vista de la muerte de otros- sería un presupuesto decisivo, porque la muerte tal vez es lo primero que conlleva como interrogante que será de todo aquello en lo que uno vive cuando uno ya no viva allí; es decir, también la idea de un mundo que es indiferente de un modo peculiar respecto de la existencia cada vez mía. Esta vivencia de la indiferencia surge de saber que el mundo existe antes y después de mí, indiferente a mi existencia. El experimento mental permite pensar que aquellos que toman conciencia de tener que morir simplemente se van, no se los ve más, caen en el olvido. El mundo de la vida no es un mundo con garantía de felicidad, pero un mundo en el que fuéramos, como tan bien se suele decir, «felices sin desear», sería en todo caso un mundo de la vida.  
Comienzo describiéndolo como una realidad en la que la filosofía no puede tener lugar, no por contingencia sino por falta de motivación. Sin lugar a duda no es una definición suficiente, sino solo una aproximación a uno de los elementos definitorios de un mundo de la vida. La filosofía es siempre abandonar un camino o abandonar un espacio. Si el mundo de la vida es la esfera en la que se puede vivir y desde la que resulta absolutamente inimaginable que pueda haber un afuera de esa esfera para contemplarla desde allí y para abandonarla hacia allí, entonces el mundo de la vida es esa esfera afilosófica que solo podemos representarnos como el comienzo del todavía no de la filosofía.  

Fotograma de La fuente de la vida de Darren Aronofsky 

Tłum. Ada Trzeciakowska

Theorie der Lebenswelt (teoria Swiata Zycia)

W związku z oczekiwaniami, jakie wiążemy z wyjaśnieniem tematu świata życia, można by uciec się do eksperymentu myślowego polegającego na pytaniu: jak byśmy się zachowywali, gdybyśmy byli szczęśliwi? Pytanie wskazuje na stan permanentny, ponieważ nie ma na celu poddania w wątpliwość faktu, że wszyscy jesteśmy szczęśliwi od czasu do czasu. Tylko bardzo ponury światopogląd zaprzeczyłby temu twierdzeniu. Możemy jednak zadać sobie pytanie, czy ktokolwiek miałby jeszcze motywację, skłonność lub nawet chęć do filozofowania, gdyby mógł stale mówić o sobie, że jest szczęśliwy. Nie zadowalamy się bowiem stwierdzeniem, że szczęście jest wytworem teorii, a przede wszystkim teorii filozoficznej, jak próbowali i mogli próbować Grecy, ponieważ dochodzenie do prawdy poprzez teorię nie sprawiało im większych trudności i oczekiwali od teorii naprawdę wszystkiego, czego może potrzebować istota określona przez swoje naturalne pragnienie wiedzy, jak to potwierdza pierwsze zdanie Metafizyki Arystotelesa. Szczęście jako zaspokojenie naturalnego pragnienia czyniło z teorii środek do jego osiągnięcia. (…) Jeśli nie nasz brak poczucia szczęścia, to właśnie brak pewności co do osiągania stanów szczęścia nie pozwala nam zapomnieć o filozofowaniu.  
Mówiąc «szczęśliwy» nie mam na myśli wyjątkowych stanów euforycznego uniesienia, ale zwykłą wolność od bólu i strachu, troski i niepokoju, nawet od wątpliwości co do trwałości pozytywnie ocenianych stanów codziennej normalności. Szczęśliwy jest również ten, kto nie myśli lub nie ma powodu myśleć, że mógłby nie być, lub nie być tym, kim jest, ale kimś innym. Nie wiedzieć nic o własnej śmierci – co ostatecznie byłoby możliwe nawet w obliczu śmierci innych – byłoby decydującym założeniem, ponieważ śmierć jest być może pierwszą rzeczą, która pociąga za sobą jako znak zapytania to, co stanie się ze wszystkim, w czym się żyje, gdy już się tam nie żyje; co obejmuje również ideę świata, który jest w swoisty sposób obojętny wobec mojego istnienia. To doświadczenie obojętności wynika ze świadomości, że świat istnieje przed i po mnie, obojętny na moje istnienie. Eksperyment myślowy pozwala nam sądzić, że ci, którzy uświadamiają sobie, że muszą umrzeć, po prostu odchodzą, nie są już widoczni, popadają w zapomnienie. Świat życia nie jest światem z gwarancją szczęścia, ale świat, w którym bylibyśmy, jak to się dobrze mówi, «szczęśliwi nie pragnąc», byłby w każdym razie światem życia.  
Zaczynam od opisania go jako rzeczywistości, w której filozofia nie może mieć miejsca, nie z powodu braku konieczności, ale z powodu braku motywacji. To z pewnością nie jest wystarczająca definicja, a jedynie przybliżenie jednego z elementów definiujących świat życia. Filozofia jest zawsze porzucaniem drogi lub porzucaniem przestrzeni. Jeśli świat życia jest sferą, w której można żyć i z wnętrza której absolutnie nie można sobie wyobrazić, że można istnieć poza nią i móc stamtąd ją kontemplować i porzucić, wówczas to świat życia staje się tą sferą afilozoficzną, którą możemy sobie przedstawić jedynie jako początek jeszcze nie filozofii.  

Adam Zagajewski

1945 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

El mar dormía

El mar dormía y solo fugazmente sobre su
espalda enamorada de la infinitud
aparecía una trenza punzante del remolino, del escalofrío
-Oh, pensábamos con ternura, de la misma forma
sueñan los perros con correr-.
                                                                   Hablábamos poco
y en voz baja, pisando con cautela
la arena mojada; los sueños de los animales
nos envuelven como el futuro.

Dibujos de Dawid Planeta (1,2) y Elicia Edijanto (3-5)

Morze spało

Morze spało i tylko czasem na jego
rozkochanych w nieskończoności plecach
pojawiał się ostry warkocz wiru, dreszczu
— o, myśleliśmy z czułością, tak samo
psy śnią o biegu.
                                                                   Rozmawialiśmy mało
i cicho, ostrożnie stawialiśmy kroki
w mokrym piasku; sen zwierząt
otacza nas jak przyszłość.

Adam Zagajewski

1945 – 2021, Polonia

Trad. Xavier Farré

Cafetería

(en Berlín)

En esta cafetería que se llama como un escritor francés,
en una ciudad extranjera, leí Bajo el volcán,
esta vez con menos entusiasmo. «Realmente, uno tiene que curarse»,
pensé. Quizá haya llegado a convertirme en un filisteo.
México estaba muy lejos y sus enormes estrellas
iluminaban, pero no para mí. Era el Día de Muertos.
La fiesta de las metáforas y la luz. La muerte como protagonista.
Algunas personas en las mesas de al lado, varios destinos:
Reflexión, Tristeza, Sentido Común. Cónsul, Yvonne.
Llovía. Noté una pequeña felicidad. Alguien entró,
alguien salió, alguien finalmente dio con el perpetuum mobile.
Estaba en un país libre. En un país que se quedó solo.
No pasaba nada, los cañones habían callado.
La música no diferenciaba a nadie; la música pop que fluía
de los altavoces iba repitiendo: «Aún pasarán muchas cosas».
Nadie sabía qué hacer, adónde ir, por qué.
Pensé en ti, en nuestra intimidad, en cómo
huelen tus cabellos cuando empieza el otoño.
En el aeropuerto se elevó en el aire un avión
como un discípulo aplicado que cree
en lo que dijeron los antiguos maestros.
Los astronautas soviéticos afirmaban no haber encontrado
a Dios en el espacio, pero ¿lo habían buscado?

Foto propia

Kawiarnia

(w Berlinie)

W tej kawiarni w obcym mieście noszącej imię
francuskiego pisarza czytałem Pod wulkanem,
ale już z mniejszym entuzjazmem. Jednak trzeba się leczyć,
pomyślałem. Chyba zamieniłem się w filistra.
Meksyk był bardzo daleko i jego ogromne gwiazdy
świeciły teraz nie dla mnie. Trwało święto zmarłych.
Święto metafor i światła. Śmierć w roli głównej.
Obok kilka osób przy stolikach, różne przeznaczenia:
Rozwaga, Smutek, Zdrowy Rozsądek. Konsul, Yvonne.
Padał deszcz. Czułem małe szczęście. Ktoś wchodził,
ktoś wychodził, ktoś wreszcie wynalazł perpetuum mobile.
Byłem w wolnym kraju. W samotnym kraju.
Nic się nie działo, milczały armaty.
Muzyka nikogo nie wyróżniała; pop sączył się
z głośników leniwie powtarzając: jeszcze się wiele wydarzy.
Nikt nie wiedział, co robić, dokąd iść, dlaczego.
Myślałem o tobie, o naszej bliskości, o tym,
jak pachną twoje włosy, kiedy zaczyna się jesień.
Z lotniska wzbijał się w powietrze samolot,
jak pilny uczeń, który wierzy w to,
co mówili dawni mistrzowie.
Sowieccy kosmonauci twierdzili, że nie znaleźli
Boga w przestworzach, ale czy szukali?

Transl. Clare Cavanagh

Café

(in Berlin)

In that café in a foreign town bearing a French writer’s
name I read Under the Volcano
but with diminishing interest. You should heal yourself,
I thought. I’d become a philistine.
Mexico was distant, and its vast stars
no longer shone for me. The day of the dead continued.
A feast of metaphors and light. Death played the lead.
Alongside a few patrons at the tables, assorted fates:
Prudence, Sorrow, Common Sense. The Consul, Yvonne.
Rain fell. I felt a little happiness. Someone entered,
someone left, someone finally discovered the perpetuum mobile.
I was in a free country. A lonely country.
Nothing happened, the heavy artillery lay still.
The music was indiscriminate: pop seeped
from the speakers, lazily repeating: many things will happen.
No one knew what to do, where to go, why.
I thought of you, our closeness, the scent
of your hair in early autumn.
A plane ascended from the runway
like an earnest student who believes
the ancient masters’ sayings.
Soviet cosmonauts insisted that they didn’t find
God in space, but did they look?

W. H. Auden

1907-1973, Inglaterra/EE.UU.

*Un análisis exhaustivo del poema

Trad. Ada Trzeciakowska

¿Progreso?

Arraigada, ciega
la Planta se complace enteramente
con lo Adyacente.

Movilizada, vidente,
La Bestia puede distinguir Aquí y Ahora
de Allí y Aún No.

Locuaz, ansioso,
Hombre puede imaginar Lo Ausente
y No-Existente.

Tłum. S. Barańczak

Postęp?

Wkorzeniona i niewidząca,
Roślina zadowala się w pełni
tym, co Bezpośrednio Przyległe.

Obdarzone ruchem i wzrokiem,
Zwierzę potrafi odróżnić
Tu od Tam i Już od Jeszcze Nie.

Gadatliwy i niespokojny,
człowiek umie sobie przedstawić
Nieobecne i Nieistniejące.

Cuadro de Guillermo Pérez Villalta «El agua oculta»

«(…) quería contar era cómo la realidad exterior penetra, a través de los sentidos, en tu mundo interior y cómo, a partir de ese material, vas fraguando el pensamiento. Dándole vueltas, llegué a la conclusión de que el mundo de nuestros pensamientos es bastante más denso y complejo que las percepciones que recibimos del exterior. Fue entonces cuando se me ocurrió la idea de la cabeza como contenedor de una especie de líquido amniótico, un líquido que no es sino una condensación del pensamiento, incluso de aquel pensamiento que ni dominas ni controlas: del subconsciente, de todo ese mundo freudiano, de todo ese mundo junquiano cuyos posos ni tú mismo conoces… Un líquido en el que está flotando tu modo de ser».

Progress?

Sessile, unseeing,
the Plant is wholly content
with Adjacent.

Mobilised, sighted,
the Beast can tell Here from There
and Now from Not-Yet.

Talkative, anxious,
Man can picture the Absent
and Non-Existent.

Adam Zagajewski

1945 – 2021 , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

La poesía es búsqueda de resplandor

La poesía es búsqueda de resplandor.
La poesía es un camino real
que más lejos nos lleva.
Buscamos resplandor en la hora gris,
al mediodía o en las chimeneas del alba,
incluso en el autobús, en noviembre,
cuando al lado dormita un viejo cura.

El camarero en el restaurante chino
rompe en llanto y nadie adivina por qué.
Quién sabe, quizás esto también es una búsqueda
igual como aquel instante a la orilla del mar,
cuando en el horizonte apareció un buque depredador
y se detuvo, quedó inmóvil largo rato.
Pero también, momentos de honda alegría

e incontables momentos de angustia.
Déjame ver, digo.
Déjame persistir, por favor.
Por la noche cae una lluvia fría.
En las calles y avenidas de mi ciudad
en silencio y con fervor trabaja la oscuridad.
La poesía es búsqueda de resplandor.

Fotos propias

Poezja jest poszukiwaniem blasku

Poezja jest poszukiwaniem blasku.
Poezja jest królewską drogą,
która prowadzi nas najdalej.
Szukamy blasku o szarej godzinie,
w południe lub w kominach świtu,
nawet w autobusie, w listopadzie,
kiedy tuż obok drzemie stary ksiądz.
 
Kelner w chińskiej restauracji wybucha płaczem
i nikt się nie domyśla, dlaczego.
Kto wie, może i to jest poszukiwaniem,
podobnie jak chwila na brzegu morza,
gdy na horyzoncie pojawił się drapieżny okręt
i zatrzymał się, znieruchomiał na długo.
A także momenty głębokiej radości
 
i niezliczone momenty niepokoju.
Pozwól mi zobaczyć, proszę.
Pozwól mi wytrwać, mówię.
Wieczorem pada zimny deszcz.
W ulicach i alejach mojego miasta
bezgłośnie i żarliwie pracuje ciemność.
Poezja jest poszukiwaniem blasku. 

Transl. Clare Cavanagh

Poetry searches for radiance

Poetry searches for radiance,
poetry is the kingly road
that leads us farthest.
We seek radiance in a gray hour,
at noon or in the chimneys of the dawn,
even on a bus, in November,
while an old priest nods beside us.

The waiter in a Chinese restaurant bursts into tears
and no one can think why.
Who knows, this may also be a quest,
like that moment at the seashore,
when a predatory ship appeared on the horizon
and stopped short, held still for a long while.
And also moments of deep joy

and countless moments of anxiety.
Let me see, I ask.
Let me persist, I say.
A cold rain falls at night.
In the streets and avenues of my city
quiet darkness is hard at work.
Poetry searches for radiance.

Adam Zagajewski

1945 -2021 , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

*Del poemario que se estrena en Polonia el 26 de septiembre La verdadera vida (Prawdziwe życie)

Estambul

Vuelvo a ver a estos chiquillos, al sol
de mediodía, cuando tapando la nariz con los dedos
se lanzan al mar en Estambul
desde un muelle no muy alto y de hormigón.
Justo después salían del agua,
relucientes como piedrecillas húmedas,
para enseguida lanzarse otra vez-
como si perpetuum mobile pese a todo fuera posible.
No sé si eran felices, pero yo
lo era, por un segundo, en el resplandor
de un día de mayo, en el mirar.

Fotografías de Isabel Muñoz, serie Infancia

Istambul

Znowu widzę tych chłopców, w południowym
słońcu, jak zaciskając palcami nos
skaczą do morza w Istambule
z niewysokiego betonowego nabrzeża.
Zaraz potem wychodzili z wody,
lśniący jak wilgotne kamyki,
żeby natychmiast skoczyć ponownie –
jakby perpetuum mobile było jednak możliwe.
Nie wiem, czy byli szczęśliwi, ale ja
byłem, przez moment, w blasku
majowego dnia, w patrzeniu.

Erna Rosenstein

1913 – 2004, Polonia

La felicidad

Habitar.
Hablar a través de la luz.
Construir el cristal.
Andar mediante el rayo y la leche.
Abrir el sol.
Brillar en la transparencia.
Poseer la tierra y el cielo.
Acercar con un asentimiento de la cabeza la lejanía.

Cuadro de Erna Rosenstein

Szczęście

Mieszkać 
Mówić światłem. 
Budować kryształ. 
Chodzić promieniem i mlekiem. 
Otwierać słońce. 
Świecić w przejrzystości. 
Mieć ziemię i niebo. 
Zbliżać skinieniem dalekość.

A %d blogueros les gusta esto: