Él está solo, es Navidad. Por la colina suben tres árboles, los tres reyes magos. También hay una estrella Sobre el pesebre oscuro. ¿Pero dónde está el Niño?
Compadécete del hombre. Ha recorrido un largo camino Como los árboles ha sido Paciente. Pero lo ha adelantado La razón. El pesebre está vacío.
Casgob, decía, 2 millas. Pero nunca fui allí; lo dejé como un adorno en el estante de la mente, cubierto
con el polvo de sus veranos; un lugar a dieta de los ecos de las campanas calladas y las voces
de los niños; blanca es la arquitectura de sus nubes, inmóvil la luz del sol. Así fue mejor, necesito un museo
para almacenar las partículas más frágiles del sueño. El tiempo es un camino principal, la eternidad el desvío que no tomamos.
Fotos propias. El Museo Shōmei Yō en el pueblo de Minamiaso, prefectura de Kumamoto, exhibe los dibujos originales del ilustrador, Shōmei Yō (1946) y los recrea en el paisaje. Al abrir la puerta blanca desde el museo, se sale a una pradera de 66.000 m2. Subiendo la colina hacia el árbol solitario, sentado en un banco y contemplando la grandeza de la naturaleza, uno se siente como si estuviera suspendido dentro de una obra de arte.
Zdjęcia własne. Muzeum Shōmei Yō w mieście Minamiaso, w prefekturze Kumamoto, prezentuje oryginalne rysunki ilustratora Shōmei Yō (1946) i odtwarza je w przyległym terenie. Otwierając białe drzwi od strony muzeum, wychodzimy na łąkę o powierzchni 66 tys. m2. Wspinając się na wzgórze w kierunku samotnego drzewa, siadając na ławce i kontemplując wspaniałość natury, ma się wrażenie, że jest się zawieszonym wewnątrz dzieła sztuki.
Tłum. Andrzej Szuba
Drogowskaz
Casgob – czytam – 2 mile. Ale nigdy tam nie byłem; tkwi jak bibelot na półce pamięci,
pokryty kurzem lat; miejsce na diecie echa zamilkłych dzwonów i dziecięcych
głosów; biała jest architektura jego chmur, nieruchome promienie słońca. Tak było najlepiej. Potrzebne mi muzeum
do gromadzenia co wątlejszych drobin snu. Czas to droga główna, wieczność – zakręt, którego nie bierzemy.
THE SIGNPOST
Casgob, it said, 2 miles. But I never went there; left it like an ornament on the mind’s shelf, covered
with the dust of its summers; a place on a diet of the echoes of stopped bells and children’s
voices; white the architecture of its clouds, stationary its sunlight. It was best so, I need a museum
for storing the dream’s brittler particles in. Time is a main road, eternity the turning that we don’t take.
es fría la luz de la memoria lo apenas entrevisto brilla con insistencia gira buscando el casco de botella o el charco de lluvia
tras cualquier puerta que se abre está la luna tan grande y plana tan fuera de lugar como si de un cuadro se tratara óleo sobre el papel endurecido por el tiempo
así cayeron en la mente formas y colores casualidades azar que anuda sombras vuelcos en la negra marmita donde a borbotones se cuecen gozo y espanto
crece el yeso de un cielo mil veces lastimado mil veces blanqueado se borra el mundo y se vuelve a escribir hasta el último aliento
sólo esto eternidad aparente mísera astilla de luz en la entraña del animal que apenas estuvo
Fotos propias
Tłum. Ada Trzeciakowska
Zimne jest światło
zimne jest światło pamięci to, co ledwo dostrzegalne, lśni z uporem kręci się w poszukiwaniu szkła butelki albo kałuży deszczu
za każdymi otwierającymi się drzwiami jest księżyc taki duży i płaski tak nie na miejscu jakby był olejnym obrazem na papierze utwardzonym przez czas
tak powpadały do umysłu formy i kolory przypadki ślepy traf, który wiąże cienie fikołek w czarnym kotle gdzie bulgocząc wrą błogość i groza
rośnie tynk nieba tysiąc razy uszkodzonego tysiąc razy pobielonego świat wymazuje się i pisze na nowo aż do ostatniego tchnienia
tylko to pozorna wieczność żałosna drzazga światła w brzuchu zwierzęcia które ledwie było
Situado en el barrio rojo de Hamburgo, el Café Lehmitz era un lugar de encuentro de prostitutas, proxenetas, travestis, matones y delincuentes. Anders Petersen (Estocolmo, 1944) tenía dieciocho años cuando llegó a Hamburgo y encontró el Café Lehmitz casi por azar. En él trabó amistades que le marcarían durante mucho tiempo. En 1968 regresó al Lehmitz, conoció a nuevos clientes, entabló contactos y comenzó a hacer fotografías. Estas imágenes, publicadas por primera vez en 1978, se han convertido desde entonces en clásicas de su género. Turbadoras en su franqueza y autenticidad, desprovistas de voyerismo y falsa compasión, las imágenes de Petersen evocan la mirada de Brassaï. El Café Lehmitz ya no existe, pero ese mundo distinto, ese entorno considerado asocial, revela aquí toda su cohesión y su dignida . (Texto editorial)
Tłum. Ada Trzeciakowska
Petersen: Kleichen i Mężczyzna
Widziałem wieczność i wygląda tak: mężczyzna i kobieta tańczą, w tle bar, na biednej ulicy, na brudnej podłodze.
Wszystko się tam klei i knuje zrozpaczone, gdzieś na styku przemocy i wstrętu, między ciepłem a agorafobicznym lękiem.
Pozwól, że to obrócę i pogodzę się z lękiem. Pozwól, że pozbędę się oporów wobec wstrętu, skoro samo życie jest zrozpaczone,
i musi stąpać po brudnej podłodze ostrożnie i czule, podczas gdy bar unosi się w wieczności. Właśnie tak.
Petersen: Kleichen and a Man
I have seen eternity and it is like this, a man and woman dancing in a bar in a poor street on an unswept floor.
It clings and plots and is desperate, at a point between violence and abjection, between warmth and agoraphobic fear.
Let me reverse this and accept the fear. Let me drop all objections to abjection, since life itself is desperate
and has to tread the unswept floor carefully, lovingly, while the bar hovers in eternity. Like this.
Con el rostro entre las manos, con la cabeza hacia la luz, reconciliado susurro SÍ Sí Sí Sí: Amor, en el rincón del vagón de un tren que avanza entre las brumas del valle.
Iba a haber de todo: elevaciones mofa y muerte. No hubo nada. Nada justo estaba sucediendo, empezaba a correr, como la oscuridad -cedía mediante la luz-.
Hay solo un instante así a lo largo del día:
La eternidad perdura justo de esta manera.
Fotografías de René Groebli; Michal Lukasiewicz; Masao Yamamoto
***
Z twarzą w dłoniach, z głowa w stronę światła, pogodzony i wyszeptujący Tak Tak Tak Tak: Miłość, w samym kącie wagonu pociągu sunącego zamgloną doliną.
Wszystko miało być: wyniesienia szyderstwo i śmierć. Nie było nic. Nic właśnie działo się, rozpoczynało biec, jak mrok – ustępowało światłem.
Cuando ya el torrente de cascotes y lodo que se desliza por la ladera haya desgarrado el manto aluvial -la vida- y nos mezcle con el barro y las piedras,
te reconoceré por la raíz, por la diminuta roya en el limbo de la hoja pinada. Te reconoceré por la semilla y las trazas de hoja, por la escama que protege la yema hibernando:
y te besaré con labios de tierra
Fotografías impresas sobre las hojas por Hiro Chiba
***
Gdy już sunący zboczem gruzowo-błotny strumień rozerwie tę aluwialną pokrywę, życie, i wymiesza nas z gliną i kamieniami,
poznam cię po korzeniu, po drobnej rdzy na blaszce pierzastego liścia. Poznam cię po nasieniu i liściowych bliznach, po ochronnej łusce na zimującym pąku –
Lo mismo que la piedra que al naufragar en un estanque deja una explosión de anillos argentinos que danzan en la brisa, así has de procurar, cuando tu gesto se extinga, que sean tus palabras las que queden, como anillos concéntricos. Lo mismo que la piedra.
Tłum. Ada Trzeciakowska
Niczym kamień
Niczym kamień który tonąc w stawie pozostawia eksplozję srebrzystych pierścieni tańczących na wietrze, tak winieneś starać się, kiedy twoje gesty zanikną, by twoje słowa były tym co pozostanie, jak te koncentryczne pierścienie. Niczym kamień.
¿Cuál es nuestra inocencia, cuál es nuestra culpa? Todos estamos desnudos, nadie está seguro. Por lo tanto, es coraje: la pregunta sin contestar, la duda firme,- llamando muda, escuchando sorda- ¿eso en la desgracia, hasta la muerte, dando coraje a otros, y en su derrota, alentando
al alma a ser fuerte? Ve profundo y es alegre quien accede a la mortalidad y en su prisión se levanta a sí mismo como al mar en un abismo, luchando por ser libre aunque es incapaz, en su entrega, de encontrar su continuidad.
Entonces quien fuertemente siente, se comporta. El pájaro mismo, se ensancha; acerado en su forma, se endereza. Aunque está cautivo, sus poderosos cantos dice, la satisfacción es una cosa humilde, como pura una cosa es alegría. Eso es mortalidad, eso es eternidad.
Tłum. Julia Hartwig
Czym są lata?
Czym jest nasza niewinność i czym nasza wina? Wszyscy są nadzy, nikt nie jest bezpieczny. Skąd płynie męstwo: rzecz bez odpowiedzi, harda wątpliwość – co niema krzyczy, głucha nasłuchuje i sprawia, że na przekór nieszczęściu i śmierci rośnie odwaga i we własnej klęsce
duch krzepnie. Widzi do głębi i szczęśliwy ten, kto przystał na śmiertelność i w więzieniu własnym wznosi się ponad siebie jak morze, co szamocąc się w otchłani, aby być wolne, choć nim być nie może, w swoich porażkach odnajduje ciągłość.
Tak postępuje ten, kto czuje mocno. Nawet ptak gdy śpiewa, rośnie, prostuje swój kształt. Chociaż uwięziony, mocnym śpiewem głosi, że sytym być to rzecz pozioma, czysta jest radość. To jest śmiertelność. To wieczność.
What is our innocence, what is our guilt? All are naked, none is safe. And whence is courage: the unanswered question, the resolute doubt, — dumbly calling, deafly listening—that in misfortune, even death, encourage others and in its defeat, stirs
the soul to be strong? He sees deep and is glad, who accedes to mortality and in his imprisonment rises upon himself as the sea in a chasm, struggling to be free and unable to be, in its surrendering finds its continuing.
So he who strongly feels, behaves. The very bird, grown taller as he sings, steels his form straight up. Though he is captive, his mighty singing says, satisfaction is a lowly thing, how pure a thing is joy. This is mortality, this is eternity.
Una noche caminábamos tú y yo juntos. La luna era tan brillante que podíamos ver la senda entre los árboles. Luego las nubes la escondieron y tuvimos que tantear el camino hasta que sentimos la arena bajo los pies desnudos y escuchamos el rumor de las olas.
¿Recuerdas que me dijiste: «Todo, fuera de este momento, es mentira»? Nos desnudábamos en la oscuridad al borde del agua cuando arranqué el reloj de mi muñeca y sin ser visto ni decir nada, lo arrojé al mar.
Mi videopoema, adaptación del texto de Charles Simic
Tłum. Magda Heydel
Sieroty wieczności
Któregoś wieczoru na spacerze, ty i ja. Księżyc był tak jasny, Żeśmy widzieli ścieżkę pod drzewami. Potem zakryły go chmury, Więc dalej szliśmy po omacku, Aż pod bosymi stopami poczuliśmy piasek I usłyszeliśmy uderzenia fal.
Pamiętasz, że powiedziałaś: «Poza tą chwilą wszystko jest kłamstwem»? Rozbieraliśmy się w ciemności Tuż nad samą wodą, A ja zsunąłem z nadgarstka zegarek I, niewidziany, nie mówiąc niczego W odpowiedzi, cisnąłem go w morze.
Serie de fotogramas de la magnífico y oscuro «Fausto» de Alexander Sokurov (2011)
Eternity’s Orphans
One night you and I were walking. The moon was so bright We could see the path under the trees. Then the clouds came and hid it So we had to grope our way Till we felt the sand under our bare feet, And heard the pounding waves.
Do you remember telling me, ‘Everything outside this moment is a lie’? We were undressing in the dark Right at the water’s edge When I slipped the watch off my wrist And without being seen or saying Anything in reply, I threw it into the sea.
Pero preferiría ser horizontal. Yo No soy un árbol enraizado en la tierra, Absorbiendo minerales y amor materno Para rebrotar esplendoroso cada mes de marzo, Ni tampoco la belleza del arriate del jardín Que deja boquiabierto a todo el mundo y a la que Todo el mundo quiere pintar maravillosamente, Ignorando que muy pronto se deshojará. Comparado conmigo, un árbol es inmortal, Un racimo de flores, más bajo, aunque más llamativo, Y yo anhelo la longevidad de uno y la osadía del otro.
Esta noche, bajo la luz infinitesimal de los astros, Los árboles y las flores han estado esparciendo sus aromas frescos. Yo paseo entre ellos, aunque no se percaten de mi presencia. A veces pienso que cuando duermo Es cuando más me parezco a ellos— Desvanecidos ya los pensamientos. En mí, el estar tendida, es algo connatural. Entonces el cielo y yo conversamos abiertamente. Y seguro que seré más útil cuando al fin me tienda para siempre: Entonces quizás los árboles me toquen por una vez, Y las flores, finalmente, tengan tiempo para mí.
Trad. Ezequiel Zaindenwerg
Pero preferiría ser horizontal. No soy un árbol con raíces en el suelo, que sorba minerales y amor maternal, para que al llegar marzo sus hojas resplandezcan; ni encarno la belleza de un jardín, que atraiga exclamaciones y mueva a que lo pinten, sin saber que muy pronto sus pétalos caerán. Comparado conmigo, es inmortal el árbol. Y una corola, no muy alta, pero más sorprendente, y de uno anhelo la longevidad, y de la otra la audacia.
Esta noche, a la luz infinitesimal de las estrellas, las flores y los árboles han estado esparciendo su refrescante aroma. Yo camino entre ellos, pero ninguno se da cuenta. A veces pienso en eso cuando duermo, tengo que parecérmeles lo más posible: pensamientos que se han ido empañando. Yo, que estoy acostada, lo siento como algo natural. Así es que el cielo y yo tenemos nuestras charlas, y he de ser útil cuando yazca al fin: por una vez, entonces, me tocarán los árboles, y tendrán tiempo para mí las flores.
Fotos propias
Tłum. Teresa Truszkowska
Jestem pionowa
Lecz wolałabym być pozioma. Nie jestem drzewem zakorzenionym w ziemi, Ssącym minerały i macierzyńską miłość, Żeby każdego marca rozbłysnąć liściem, Nie jestem też tak piękna jak kłąb ogrodowy, By wzbudzać okrzyk zachwytu wspaniałą barwą, Nieświadoma, że wkrótce utracę swe płatki. W porównaniu ze mną drzewo jest nieśmiertelne A główka kwiatu bardziej godna podziwu. Ja zaś pożądam długowieczności drzewa i śmiałości kwiatu.
Dzisiejszej nocy, w bladym świetle gwiazd, Drzewa i kwiaty rozsiewają świeże zapachy. Przechadzam się pośród nich, lecz mnie nie widzą. Wyobrażam sobie, że kiedy śpię, Jestem do nich bardzo podobna- Myśli mi się mącą- To położenie jest dla mnie naturalne, Gdyż wtedy rozmawiam swobodnie z niebem, A stanę się użyteczna, gdy położę się już na zawsze: Wówczas drzewa choć raz mnie dotkną, a kwiaty znajdą dla mnie czas.
I am vertical
But I would rather be horizontal. I am not a tree with my root in the soil Sucking up minerals and motherly love So that each March I may gleam into leaf, Nor am I the beauty of a garden bed Attracting my share of Ahs and spectacularly painted, Unknowing I must soon unpetal. Compared with me, a tree is immortal And a flower-head not tall, but more startling, And I want the one’s longevity and the other’s daring.
Tonight, in the infinitesimal light of the stars, The trees and the flowers have been strewing their cool odors. I walk among them, but none of them are noticing. Sometimes I think that when I am sleeping I must most perfectly resemble them — Thoughts gone dim. It is more natural to me, lying down. Then the sky and I are in open conversation, And I shall be useful when I lie down finally: Then the trees may touch me for once, and the flowers have time for me.
El viaje termina aquí: en los mezquinos cuidados que separan el alma que ya no sabe dar un grito. Ahora los minutos son iguales y fijos como las vueltas de la rueda de una bomba. Una vuelta: un chorro de agua que retumba otra: más agua y de vez en cuando un chirrido.
El viaje termina en esta playa que prueban las asiduas y lentas mareas. Nada sino cansados humos revelan el mar tramado con conchas por suaves brisas: y es raro que aparezcan en la muda bonanza entre las islas del aire migratorio montañosa Córcega o Capraia.
Preguntas si todo así se desvanece en esta poca niebla de memoria si en la hora que adormece o en el suspiro del oleaje se cumple cada destino. Quisiera decirte que no, que se aproxima la hora en que pasarás más allá del tiempo; quizá sólo el que desea se hace infinito y tú podrás, tal vez, no yo. Y acaso tú puedas, yo no. Pienso que para la mayoría no hay salvación, pero alguien subvierte todo designio, atraviesa el umbral, y se reencuentra cuando desea. Antes de ceder quisiera señalarte esta vía de escape frágil como en los agitados campos del mar erizado o la espuma. Te entrego asimismo mi avara esperanza. Hasta nuevos días, cansado, no sé aumentarla: la ofrezco en prenda a tu destino, que te salve.
El camino termina en estas playas que la marea roe con movimiento alterno. Tu cercano corazón no me oye, tal vez zarpa ya hacia el infinito.
Tłum. Zygmunt Kubiak
Dom nad morzem
Podróż kończy się tu: w lichych troskach dzielących duszę, która krzyknąć już nie potrafi. Wszystkie minuty teraz bliźniacze są i stałe jak obroty koła u pompy. Obrót: wznosi się woda, spada głośnym pluskiem. Drugi obrót, woda znów, zgrzyt przy każdym obrocie.
Podróż kończy się na tym piasku wybrzeża Nawiedzanym przez uparte a powolne przypływy. Niczego, oprócz leniwych dymów, nie odsłania nadmorski ten płat, który przetykają konchami powiewy łagodne: rzadko się pojawi w niemym spokoju morza pośród wędrownych wysp powietrza szeroki grzbiet Korsyki albo Kapraja.
Pytasz, czy właśnie tak się wszystko rozwiewa w tej ulotnej mgle pamięci, czy w godzinie odrętwienia albo w westchnieniu niedoli wszelkie się przeznaczenie wypełnia. Chciałbym ci rzec: nie, powiedzieć, że dla ciebie zbliża się godzina, gdy poza czas odejdziesz; może tylko ten, kto chce, wchodzi w nieskończoność – i ty dokonasz tego, być może, ja nie. Myślę, że dla większości nie ma ocalenia, ale czasem ktoś obala wszelki wzór, przekracza wyłom i, czym być zapragnął, tym się staje. Chciałbym, zanim odejdę, tę ucieczki drogę wskazać tobie nietrwałą, jak nad wzdętym morza rozłogiem zmarszczka wody, piana fali. Daję ci także moją skąpą nadzieję. W nowych dniach, znużony, już bym jej nic nie przydał; pragnę nią przekupić twój los, niech się ocali.
Droga kończy się u tych morskich podwoi, które przypływy ruchem zmiennym przeżera. Serce twe, tak bliskie, niech słucha słów moich, pewnie już ku wieczności żagle rozpościera.
Fotogramas de Villa Amalia de Benoît Jacquot y de La mirada de Ulises de Theo Angelopoulos
Casa sul mare
ll viaggio finisce qui: nelle cure meschine che dividono l’anima che non sa più dare un grido. Ora i minuti sono eguali e fissi come i giri di ruota della pompa. Un giro: un salir d’acqua che rimbomba. Un altro, altr’acqua, a tratti un cigolio.
Il viaggio finisce a questa spiaggia che tentano gli assidui e lenti flussi. Nulla disvela se non pigri fumi la marina che tramano di conche i soffi leni: ed è raro che appaia nella bonaccia muta tra l’isole dell’aria migrabonde la Corsica dorsuta o la Capraia.
Tu chiedi se così tutto vanisce in questa poca nebbia di memorie; se nell’ora che torpe o nel sospiro del frangente si compie ogni destino. Vorrei dirti che no, che ti s’appressa l’ora che passerai di là dal tempo; forse solo chi vuole s’infinita, e questo tu potrai, chissà, non io. Penso che per i più non sia salvezza, ma taluno sovverta ogni disegno, passi il varco, qual volle si ritrovi. Vorrei prima di cedere segnarti codesta via di fuga labile come nei sommossi campi del mare spuma o ruga. Ti dono anche l’avara mia speranza. A’ nuovi giorni, stanco, non so crescerla: l’offro in pegno al tuo fato, che ti scampi.
Il cammino finisce a queste prode che rode la marea col moto alterno. Il tuo cuore vicino che non m’ode salpa già forse per l’eterno.
Transl. William Arrowsmith
House by the Sea
Here the journey ends: in these petty cares dividing a soul no longer able to protest. Now minutes are implacable, regular as the flywheel on a pump. One turn: a rumble of water rushing. Second turn: more water, occasional creakings.
Here the journey ends, on this shore probed by slow, assiduous tides. Only a sluggish haze reveals the sea woven with troughs by the mils breezes: hardly ever in that dead calm does spiny Corsica or Capraia loom through islands of migratory air.
You ask: Is this how everything vanishes, in this thin haze of memories? Is every destiny fulfilled in the torpid hour or the breaker’s sigh? I would like to tell you: No. For you the moment for your passage out of time is near: transcendence may perhaps be theirs who want it, and you, who knows, could be one of those. Not I. There is no salvation, I think, for most, but every system is subverted by someone, someone breaks through, becomes what he wanted to be. Before I yield, let me help you find such a passage out, a path fragile a ridge or foam in the furrowed sea. And I leave you my hope, too meager for my failing strength to foster in days to come. I offer it to you, my pledge to your fate, that you break free.
My journey ends on these shores eroded by the to-and-fro of the tides. Your heedless heart, so near, may even now be lifting sail for the eternities.
Detrás de la roja luz de la calle hojas jóvenes de los castaños. ¿Quién es él que ve? ¿De dónde viene, adónde va, quién Es el que aquí en su lugar seguirá Viendo lo mismo, pero no exactamente, dada la distinta pulsación de la sangre?
Y ramas de árboles enormes sobre un empinado camino Inclinadas una hacia la otra y en esta alameda, Detrás de la columnada de los troncos, claridad abierta. ¿Para quién? Y cómo cambia con cada vuelta de la mirada?
Sed vosotras mismas, cosas de esta tierra, sed vosotras. No confiéis en nosotros, ni en nuestro aliento, en fantasías de nuestro ojo ávido y traicionero. Os anhelamos, a vuestra esencia, Que continuéis inmutables dentro de vosotras mismas. Puras, no vistas por nadie.
Fotograma de El sol del membrillo Víctor Erice (1992)
Kto?
Za czerwonym ulicznym światłem młode liście kasztanów. Kim jest ten, który widzi? Skąd przychodzi, dokąd zniknie, kto Jest ten, który tu będzie zamiast niego Widzieć to samo ale nie to samo, Bo z innym pulsowaniem krwi?
I konary potężnych drzew nad stromą drogą pod górę Nachylone ku sobie, i w tej alei, Za kolumnadą pni, otwarta jasność. Dla kogo to? I jak się zmienia Za każdym nowym powrotem widzenia?
Bądźcie sobą, rzeczy tej ziemi, bądźcie sobą. Nie polegajcie na nas, na naszym oddechu, Na fantazjach zdradliwego i chciwego oka. Tęsknimy do was, do waszej istoty, Abyście trwały takie jak w sobie jesteście, Czyste i nie oglądane przez nikogo.
Fotos propias, huerto de mi madre, Włocławek.
Transl. VV.AA
Who?
Byond the red traffic light, young chestnut leaves. Who is the one seeing it, Where does he come from, where will he disappear to, who Is the one, instead of him, Seeing the same but not the same thing, For his is a different pulsation of the blood?
And limbs of huge trees over a steep road, Leaning into each other and in that lane, Beyond the colonnade of trunks, open brightness. For whom is this? And how does it vary? Is it present every time or just imaginary?
Be yourselves, things of this earth, be yourselves! Don’t rely on us, on our breath, On the fancies of our treacherous and avid eye. We long for you, for your essence, For you to last as you are in yourselves: Pure, not looked at by anybody.
Anchos dedos del helecho hawaiano Vistos a contraluz y mi alegría al pensar que estas hojas seguirán cuando falte yo. Intento comprender qué significa esa alegría
Fotos propias y fotogramas de Frágil como o Mundo de Rita Azevedo Gomes
***
Szerokie palce hawajskiej paproci Widziane pod słońce i moja radość Na myśl, że liście będą, kiedy mnie nie będzie. Próbuję zrozumieć, co ta radość znaczy.
***
Large finger-like leaves of an Hawaiian fern Seen against the sun and my joy At the thought that they will be when I am no more. I try to grasp what that joy signifies.
Y al fondo la eternidad en el centro del parque cuando los insectos y los árboles despiertan desde su luz y ya el viento en el sueño no aúlla Muchacho reverdecido por el agua estás aquí dentro de mí y dentro de mis días acaricio tu rastro
Pastoral de Leonora Carrington (1950)
Tłum. Ada Trzeciakowska
***I w głębi wieczność
A w głębi wieczność w środku parku kiedy owady i drzewa budzą się z jej światła i już wiatr we śnie nie zawodzi Pozieleniały od wody chłopcze jesteś tu we mnie i z głębi mych dni pieszczę twój ślad
primeros árboles (si podemos verlos) repletos de seriedad antes de la lluvia el muro de piedras campestres apretadamente concentrado: detrás de él el animal grita de noche. Únicamente desde los caballones avanza leve la niebla hacia la parte baja del camino: Dios, dicen, solía caminar por aquí de madrugada hace mucho tiempo antes de que apareciera el mundo.
Tłum. Marek Śnieciński
Ogród
pierwsze drzewa (o ile możemy zobaczyć) pełne powagi przed deszczem ściśle skupiony mur z polnych kamieni: za nim krzyczy nocą zwierzę. Jedynie od grządek mgła sunie lekko w dół drogi: Bóg podobno tu chodził wczesnym rankiem dawno temu zanim powstał świat
Mis manos contemplas son débiles – dices – cual flores
mi boca contemplas demasiado pequeña para pronunciar: mundo
– mejor balanceémonos en el tallo de los instantes bebamos el viento y contemplemos cómo nuestros ojos atardecen el aroma a marchito es el más hermoso y la forma de las ruinas nos anestesia
en mí hay una llama que piensa y viento para incendios y velas
poseo manos impacientes puedo modelar con aire la cabeza de un amigo repito el poema que querría
poner en sánscrito o sobre una pirámide:
cuando se extinga el manantial de estrellas iluminaremos las noches
cuando el viento se haga piedra conmoveremos el aire.
Fotograma de Altered states de Ken Russell (1980)
Napis
Patrzysz na moje ręce są słabe – mówisz – jak kwiaty
patrzysz na moje usta za małe by wyrzec: świat
– kołyszmy się lepiej na łodydze chwil pijmy wiatr i patrzmy jak zachodzą nam oczy woń więdnienia jest najpiękniejsza a kształt ruin znieczula
we mnie jest płomień który myśli i wiatr na pożar i na żagle
ręce mam niecierpliwe mogę głowę przyjaciela ulepić z powietrza
powtarzam wiersz który chciałbym przetłumaczyć na sanskryt lub piramidę: