Alda Merini

1931-2009, Italia

Trad. Emilio Coco

***

Padre, si escribir es una culpa
¿por qué Dios me ha dado la palabra
para hablar con trémulos lenguajes
de amor a quien me escucha?
 
Ya vieja de años y senescente
¿dónde hallar una brizna de hierba buena?
¿Qué sabes de mis conventos, de la gracia
madura de las santas, de las grandes
almas locas? ¿Qué puedo yo encontrar
entre los vivas del hombre de cultura?
en otra parte está el canto, en otra parte la palabra
y Dios no la pronuncia.

Fotografía de Yann Gross y Arguiñe Escandón

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

Ojcze, jeśli pisanie jest winą
dlaczego Bóg dał mi słowo
by mówić drżącymi językami
miłości do tego, kto mnie słucha?
 
Teraz wiekowa i postarzała
gdzie mogę znaleźć źdźbło dobrej trawy?
Co wiesz o mych konwentach, o dojrzałej
łasce świętych, o wielkich
obłąkanych duszach? Co mogę znaleźć
wśród hosann człowieka kultury?
Gdzie indziej jest śpiew, gdzie indziej słowo
a Bóg go nie wymawia.

***

Padre, se scrivere è una colpa
perché Dio mi ha dato la parola
per parlare con trepidi linguaggi
d’amore a chi mi ascolta?
 
Ormai vecchia di anni e senescente
dove trovare un filo di erba buona?
Che sai dei miei conventi, della grazia
matura delle sante, delle grandi
anime folli? Che posso io trovare
tra gli osanna dell’uomo di cultura?
Altrove è il canto, altrove è la parola
e Dio non la pronuncia.

Jean-Luc Nancy

1940 – 2021, Francia

Trad. Daniel Álvaro

58 INDICIOS SOBRE EL CUERPO: EXTENSION DEL ALMA

1
El cuerpo es material. Es denso. Es impenetrable. Si se lo penetra, se lo disloca, se lo agujerea, se lo desgarra.

2
El cuerpo es material. Es aparte. Distinto de los otros cuerpos. Un cuerpo empieza y termina contra otro cuerpo. Incluso el vacío es una especie muy sutil de cuerpo.

3
Un cuerpo no está vacío. Está lleno de otros cuerpos, pedazos, órganos, piezas, tejidos, rotulas, anillos, tubos, palancas y fuelles. También está lleno de sí mismo: es todo lo que es.

5
Un cuerpo es inmaterial. Es un dibujo, es un contorno, es una idea.

6
El alma es la forma de un cuerpo organizado, dice Aristóteles. Pero el cuerpo es precisamente lo que dibuja esta forma. Es la forma de la forma, la forma del alma.

9
El cuerpo es visible, el alma no lo es. Se ve que un paralítico no puede mover su pierna correctamente. No se ve que un mal hombre no puede mover su alma correctamente: pero se debe pensar que es el efecto de una parálisis del alma. Y que es preciso luchar contra ella y hacerla obedecer. Este es el fundamento de la ética, mi querido Nicómaco.

10
El cuerpo es también una prisión para el alma. Allí purga una pena cuya naturaleza no es fácil de discernir, pero que fue muy grave. Por eso el cuerpo es tan pesado y tan penoso para el alma. Necesita digerir, dormir, excretar, sudar, ensuciarse, lastimarse, caer enfermo.

11
Los dientes son los barrotes del tragaluz de la prisión. El alma se escapa por la boca en palabras. Pero las palabras son todavía efluvios del cuerpo, emanaciones, pliegues ligeros del aire salido de los pulmones y calentado por el cuerpo.

12
El cuerpo puede volverse hablante, pensante, sonante, imaginante. Todo el tiempo siente algo. Siente todo lo que es corporal. Siente las pieles y las piedras, los metales, las hierbas, las aguas y las llamas. No para de sentir.

13
Sin embargo, la que siente es el alma. Y el alma siente, en primer lugar, el cuerpo. De todas partes ella siente que él la contiene y la retiene. Si el cuerpo no la retuviera, se escaparía completamente en forma de palabras vaporosas que se perderían en el cielo.

18
El cuerpo es simplemente un alma. Un alma arrugada, grasa o seca, peluda o callosa, áspera, flexible, crujiente, graciosa, flatulenta, irisada, nacarada, pintarrajeada, cubierta de organdí o camuflada de caqui, multicolor, cubierta de mugre, de llagas, de verrugas. Es un alma en forma de acordeón, de trompeta, de vientre de viola.

19
La nuca es regida y es necesario sondear los corazones. Los lóbulos del hígado recortan el cosmos. Los sexos se mojan.

20
Los cuerpos son diferencias. Por consiguiente, son fuerzas. Los espíritus no son fuerzas: son identidades. Un cuerpo es una fuerza diferente de muchas otras. Un hombre contra un árbol, un perro delante de un lagarto. Una ballena y un pulpo. Una montaña y un glaciar. Tú y yo.

21
Un cuerpo es una diferencia. Como es diferencia de todos los otros cuerpos -mientras que los espíritus son idénticos- nunca termina de diferir. También difieren de sí. ¿Cómo pensar cerca el uno del otro al bebe y al anciano?

22
Diferentes, los cuerpos son todos algo deformes. Un cuerpo perfectamente formado es un cuerpo molesto, indiscrete en el mundo de los cuerpos, inaceptable. Es un diseño, no es un cuerpo.

28
Un cuerpo: un alma lisa o arrugada, grasa o magra, lampiña o peluda, un alma con chichones o heridas, un alma que danza o se hunde, un alma callosa, húmeda, caída al suelo…

Fuego de Claire Denis (sobre las correspondencias entre el cine de Claire Denis y los ensayos de Jean-Luc Nancy)

Tłum. Ada Trzeciakowska

58 przesłanek za Ciałem: rozszerzeniem duszy

1
Ciało jest materialne. Jest gęste. Jest nieprzeniknione. Jeśli się je penetruje, to dochodzi do zwichnięcia, przedziurawienia, rozerwania.

2
Ciało jest materialne. Jest osobne. Odróżnia się od innych ciał. Ciało zaczyna się i kończy innym ciałem. Nawet próżnia jest bardzo subtelnym rodzajem ciała.

3
Ciało nie jest puste. Jest pełne innych ciał, kawałków, organów, części, tkanek, stawów, pierścieni, rur, dźwigni i miechów. Jest też przepełnione sobą: jest wszystkim, czym jest.

5
Ciało jest niematerialne. Jest rysunkiem, jest konturem, jest ideą.

6
Dusza jest formą zorganizowanego ciała, mówi Arystoteles. Ale ciało jest właśnie tym, co rysuje tę formę. Jest formą formy, formą duszy.

9
Ciało jest widoczne, dusza nie. Widzimy, że paralityk nie może prawidłowo poruszać nogą. Nie widzimy, że zły człowiek nie może prawidłowo poruszać swoją duszą: ale należy sądzić, że jest to efekt paraliżu duszy. I że trzeba z nią walczyć i zmusić do posłuszeństwa. Oto podstawa etyki, mój drogi Nikomaszu.

10
Ciało jest również więzieniem dla duszy. Tam oczyszcza się z kary, której charakter nie jest łatwy do ustalenia, ale która była bardzo surowa. Dlatego ciało jest tak ciężkie i tak bolesne dla duszy. Potrzebuje trawić, spać, wydalać, pocić się, brudzić, ranić, chorować.

11
Zęby to kraty więziennego świetlika. Dusza ucieka przez usta za sprawą słów. Ale słowa to wciąż wycieki z ciała, emanacje, lekkie fałdy powietrza z płuc ogrzewane przez ciało.

12
Ciało może stać się mówiące, myślące, brzmiące, wyobrażające. Cały czas coś czuje. Czuje wszystko, co cielesne. Czuje skóry i kamienie, metale, zioła, wody i płomienie. Nigdy nie przestaje czuć.

13
Jednak to właśnie dusza czuje. A dusza czuje przede wszystkim ciało. Wszędzie czuje, że ono ją zawiera i przytrzymuje. Gdyby ciało jej nie utrzymało, wyparowałaby zupełnie poprzez słowa, które przepadłyby w przestworzach.

18
Ciało jest po prostu duszą. Duszą pomarszczoną, tłustą lub suchą, owłosioną lub zrogowaciałą, szorstką, giętką, chrupiącą, zgrabną, płaską, opalizującą, perłową, malowaną, pokrytą organdyną lub kamuflażem khaki, wielobarwną, pokrytą brudem, wrzodami, brodawkami. Jest to dusza w kształcie akordeonu, trąbki, brzucha violi.

19
Kark jest posuszny i niezbędne jest badanie sondą serc. Płaty wątroby zarysowują krawędzie kosmosu. Narządy płciowe wilgotnieją.

20
Ciała są różnicami. Zatem są też siłami. Dusze nie są siłami: są tożsamościami. Ciało to siła odmienna od wielu innych. Człowiek wobec drzewa, pies względem jaszczurki. Wieloryb i ośmiornica. Góra i lodowiec. Ty i ja.

21
Ciało jest różnicą. Ponieważ jest różnicą wszystkich innych ciał – podczas gdy dusze są identyczne – nigdy nie przestaje się zachodzić w nim różnica. Różne jest też od siebie. W jaki sposób można postawić dziecko i staruszka obok siebie?

22
Odmienne, wszystkie ciała są nieco zdeformowane. Doskonale uformowane ciało to ciało denerwujące, niedyskretne w świecie ciał, nie do przyjęcia. Jest to wzór, a nie ciało.

28
Ciało: dusza gładka lub pomarszczona, gruba lub chuda, bez zarostu lub owłosiona, dusza z wypustkami lub ranami, dusza tańcząca lub tonąca, dusza zrogowaciała, wilgotna, upadła na ziemię…

Pablo Anadón

1963, Argentina

RELEYENDO A SEFERIS EN LA NOCHE

Releyendo a Seferis en la noche
Después de tantos años, mientras duerme
Una joven mujer junto a tu almohada
Y entre los labios pende, ya apagada, la pipa.

Recostada a sus pies, la gata negra
Sueña también, también suspira a veces
Como si se quejara. En la ventana
Se arremolinan ciegas las estrellas.

Cuánta vida perdida en estos años,
Cuánto daño que hiciste y que te han hecho,
Cuánta obra no escrita, cuánta inútil

Dispersión en el viento de la época…
Pero vuelve, más hondo ahora, su verso:
“En el fondo soy cosa de la luz”.

Campos en Povedilla (sierra de Alcaraz)

NOCĄ CZYTAJĄC NA NOWO SEFERISA

Nocą czytając na nowo Seferisa
Po tych wszystkich latach, gdy śpi
U twego boku młoda dziewczyna
A z ust zwisa, już wygasła, fajka.

Rozciągnięta u twych stóp, czarna kotka
Również śni, czasem również wzdycha
Jakby się skarżyła. A za oknem
Kłębią się tłumy ślepych gwiazd.

Ileż straconego przez te lata życia,
Ileż krzywd wyrządziłeś i tobie wyrządzono,
Ileż niepisanych utworów, ileż niepotrzebnych

Rozproszeń w wichrach naszych czasów…
Lecz powraca, sięgając głębiej, jeden wers:
«W głębi duszy bliżej mi do światła».

Jacek Dehnel

1980 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Deberes


Al otro lado del lago los cristales rotos del hielo flotante,
más cerca las olas como suaves vertientes, sucesivamente
arribando a la orilla,
rebotando de la orilla.

Entonces vi una garza sobrevolar la misma superficie,
doble, espejada,
la real y la reflejada,
la reflejada y la real:

Aquel día no hice nada,
e hice todo lo que había que hacer.

Berlín, 10 II 2018

Grullas en la nieve, fotografía del artista Pedro Javier Pascual

Obowiązki

Po drugiej stronie jeziora stłuczona szyba kry,
bliżej fale jak miękkie pasma, kolejno
przybijające do brzegu,
odbijające od brzegu.

Potem patrzyłem na czaplę, jak leci nad samą taflą,
podwójna, lustrzana,
ta prawdziwa i ta odbita,
ta odbita i ta prawdziwa:

nic tego dnia nie zrobiłem,
a zrobiłem wszystko, co trzeba.

Berlín, 10 II 2018

Claudio Magris

1939 – , Italia

Trad. Joaquín Jordá

Otro mar

También Enrico da clases particulares y cobra, mucho, demasiado. Si alguien no puede pagar, que se apañe, no hay obligación de saber griego, cuantos menos escolares mejor. Después utiliza los billetes de banco para señalar los libros, olvidándolos dentro de los volúmenes. Lee el Cratilo y el Teeteto en la edición de Teubner que le regaló Carlo*, aparece incluso su firma, y las dos ediciones de La persuasión y la retórica, la de 1913 a cargo de Vladimiro Arangio-Ruiz, el amigo florentino, y la publicada por el primo de Carlo, Emilio, en 1922. Él ha visto nacer ese libro, cuando Carlo lo escribía mientras preparaba la tesis de doctorado en Florencia. La portada color marfil tiene un borde negro, un negro profundo que a trechos parece azul noche, en el cual unas líneas claras se persiguen y se encabalgan como olas. Son páginas que contienen la palabra definitiva, el diagnóstico de la enfermedad que corroe a la civilización. La persuasión, dice Carlo, es la posesión presente de la propia vida y de la propia persona, la capacidad de vivir plenamente el instante, sin sacrificarlo a algo venidero o supuestamente venidero, destruyendo así la vida en la esperanza de que pase lo más rápidamente posible. Pero la civilización es la historia de los. hombres incapaces de vivir persuadidos, que construyen la enorme muralla de la retórica, la organización social del saber y del hacer para ocultarse a sí mismos la visión y la conciencia de su vacío. Enrico roza con el dedo la cresta sinuosa de esas líneas, hojea el libro, anota los márgenes y el fondo de las páginas, escribe alguna observación en italiano y en alemán. Hubiera sido mejor no escribir, pero como no se puede evitar, estos garabatos son el género literario menos indecente, menos retórico.

*Carlo Michelstaedter, filósofo.

Fotografías de Herbert List (1903-1975, Alemania)

Tłum. Joanna Ugniewska

Inne morze

Również Enrico daje lekcje prywatne i każe sobie płacić dużo, za dużo. Jeśli ktoś nie ma pieniędzy, to jego sprawa, nie ma obowiązku znać greki, im mniej uczniów, tym lepiej. Potem używa banknotów jako zakładek do książek, zapominając o nich. Czyta Kratylosa i Teajteta w wydaniu Teubnera podarowanym mu przez Carla, jest nawet jego podpis, ma dwa egzemplarze „Perswazji i retoryki”, jeden z 1913 roku w opracowaniu Vladimira Arangio-Ruiza, przyjaciela z Florencji, drugi z 1922, opublikowany staraniem kuzyna Carla, Emilia. Widział, jak powstaje ta książka, Carlo pisał ją, przygotowując we Florencji pracę magisterską. Okładka w kolorze kości słoniowej ma czarne obramowanie, którego czerń przypomina ciemny granat, jaśnieją w nim ornamenty tworzące sinusoidalną linię goniących się fal. Na tych stronach padają ostateczne słowa, zarysowuje się diagnoza choroby dręczącej cywilizację. Perswazja, pisze Carlo, jest posiadaniem w teraźniejszości własnego życia i osoby, zdolnością przeżywania w pełni każdej chwili, bez poświęcania jej dla czegoś, co ma dopiero nadejść i czego oczekuje się niecierpliwie, marnując w ten sposób życie na oczekiwaniu, aby minęło jak najszybciej. Ale cywilizacja to historia ludzi niezdolnych żyć w perswazji, wznoszących ogromny mur retoryki, społecznej organizacji wiedzy i działania, mur mający ukryć widok ich pustki. Enrico dotyka palcem falistej linii ornamentów, kartkuje książkę, robi notatki po włosku i po niemiecku na marginesie, na dole, również między wierszami. Lepiej byłoby wcale nie pisać, lecz skoro nie można się powstrzymać, te bazgroły są gatunkiem literackim najmniej nieprzyzwoitym, najmniej retorycznym.

David Huerta

1949 – 3 de octubre de 2022, México

México pierde en dos días a sus dos grandes poetas, David Huerta y anteyer, Javier Raya con apenas 37 años.

El Remolino

Adentro, en las rajadas claridades
del remolino, el artista beckettiano
se agazapa, se curva, hecho un ovillo
de uranio, despidiendo toscos perfumes
de fenomenología. Sobre sus espaldas,
la tarde es un vaho de polimorfismo
perverso. El artista beckettiano
cierra los ojos para ver
la transparencia interior,
un dispositivo cómico que ha inventado
para contrarrestar el dolor de cabeza.
Circunda la escena
un teatro filosófico: alma, tiempo,
espacio, trascendencia, muescas
de sílabas. Samuel Beckett deja de escribir,
mete la mano en el remolino
y saca bolsas llenas de frías efigies
–monedas o máscaras de yeso.

Fotografía de la mano de William Kentridge por Daniel Ochoa de Olza

Tłum. Ada Trzeciakowska

Wir

Wewnątrz, wśród rozszczepionych jasności
wiru, Beckettowski artysta
kuli się, skręca, zwija w kłębek
uranu, wydzielając szorstkie wonie
fenomenologii. Na jego barkach,
wieczór jest wyziewem perwersyjnego
polimorfizmu. Beckettowski artysta
zamyka oczy chcąc dojrzeć
wewnętrzna przejrzystość,
wymyślony przez niego komiczny mechanizm
zwalczający ból głowy.
Scenę otacza
filozoficzny teatr: dusza, czas,
przestrzeń, transcendencja, karby
sylab. Samuel Beckett przerywa pisanie,
sięga ręką do wiru
i wyciąga siatki pełne zimnych podobizn
-monet lub gipsowych masek.

Louise Glück

1943 – , Estados Unidos

Trad. Ezequiel Zaidenwerg

Olmos

Me pasé todo el día intentando distinguir
la necesidad del deseo. Ahora, a oscuras,
siento sólo una amarga tristeza por nosotros,
los que construimos cosas con madera,
los que la cepillamos, porque me puse a mirar
con atención estos olmos,
y advertí que el proceso que da origen
a este árbol que se retuerce inmóvil
es una tortura, y entendí
que no produce más que formas retorcidas.

La última fotografía es de Zdzislaw Beksiński

Tłum. Ada Trzeciakowska

Wiązy

Przez cały dzień usiłowałam odróżnić
potrzebę od pragnienia. Teraz, w ciemnościach,
odczuwam jedynie gorzki smutek z naszego powodu,
nas, budowniczych, strugających drewno,
bo przyglądając się
wiązom z uwagą,
odkryłam, że proces, który stwarza
te zwijające się w bezruchu drzewo
to udręka, i zrozumiałam,
że zapoczątkować może ona tylko formy powykręcane.

elms

All day I tried to distinguish
need from desire. Now, in the dark,
I feel only bitter sadness for us,
the builders, the planers of wood,
because I have been looking
steadily at these elms
and seen the process that creates
the writhing, stationary tree
is torment, and have understood
it will make no forms but twisted forms.

Halina Poświatowska

1935-1967, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

un recuerdo más
acabo de escribir una palabra

soy una palabra mayor
dos
tres
un poema

mayor -qué significa ser mayor-

en la abstracción llamada historia
me han asignado un rango estrecho
de allí – hasta ahora
crezco

en la abstracción llamada economía
me han ordenado vivir

en la abstracción llamada tiempo:
yerro
me pierdo
e yerro

en el Museo Metropolitano
en el departamento de escultura egipcia
una piedra sonríe con labios de mujer

Fotograma de Altered States de Ken Russell

***

jeszcze jedno wspomnienie
przed chwilą napisałam słowo

jestem starsza o słowo
o dwa
o trzy
o wiersz

starsza – co to znaczy starsza

w abstrakcji którą nazwano historia
wyznaczono mi wąski przedział
stąd – dotąd
rosnę

w abstrakcji którą nazwano ekonomia
nakazano mi żyć

w abstrakcji którą nazwano czas –
błądzę
gubię się
i błądzę

w Metropolitan Museum
w dziale egipskiej rzeźby
kamień uśmiecha się kobiecymi ustami

Urszula Kozioł

1931 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

En el paseo

Te digo: mira,
¿acaso esta piedra, o el ala de un insecto
no forma tal diseño
como si el propósito principal de la naturaleza
fuera el ornamento?
Un pez avanza hacia él
una estrella en el firmamento
y una espina
aunque sea en esta flexible ramita de zarzamora.
Y tú, sumido en tus propios pensamientos
murmuras: ─es sólo una fachada─

y la palabra «fachada» en cuanto a
lo que estoy pensando
me provoca una repentina sensación de frío

Foto propia

z przechadzki

Mówię do ciebie: spójrz ─
czy ten kamień, albo skrzydło owada
nie układa się w taki deseń
jakby głównym celem natury
miał być ornament?
Zmierza ku niemu ryba
gwiazda na firmamencie
i kolec
choćby na tej giętkiej gałązce jeżyny.
A ty zaprzątnięty własnymi myślami
mruczysz: ─ to tylko fasada

─ i słowo „fasada” w odniesieniu do tego
o czym myślę ja
przejmuje mnie nagłym chłodem.

Urszula Kozioł

1931 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

EL RESPLADECER

Toda nuestra existencia es el resplandecer

con nuestro resplandor sustentamos a ambas: la palabra
y la estrella
que vigila sobre el oscuro camino
en el cual en la noche de pavor
nos abrimos paso el uno hacia el otro

Serie Endangered de Tamara Dean

ŚWIECENIE

Całe to nasze bycie jest świeceniem

tym świeceniem wspomagamy i swoje słowo
i gwiazdę
która czuwa nad ciemnym duktem
jakim w noc przerażenia
przedzieramy się wzajem ku sobie.

Urszula Kozioł

1931 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

más allá del color

Disipándose rápido el gris
como si esta sombra de aquí
quisiera aferrarse cuanto antes a aquella
otra sombra

no importa que este día se parezca a
tantos otros
no dejes que eso te confunda

te quedas inmóvil en una muda
desesperación
tu próximo versogris se muere por causas
no naturales
su sentido cristalizado de un regusto salado
imperceptiblemente
penetra bajo el caparazón de la siguiente palabra
se sobresiembra en ella
con su hueso duro durísimo
irisadamente gris
como si Terborch lo hubiese pintado

quieto
ya nada sirve
tal vez sea lo correcto

tal vez un día tú también
puedas ofrecer tu propia perla
segregada por tus entrañas laceradas

Collage propio con detalle de La carta de Gerard Terborch

spoza barwy

Szybko rozpraszająca się szarość
jakby ten tutaj cień
chciał co prędzej przylgnąć do tamtego
drugiego cienia

to nic nie znaczy że ten dzień podobny jest
tylu innym
niechże cię to nie zmyli

stoisz jak wryta w niemej
rozpaczy
twój kolejny szarowiersz umiera śmiercią
nienaturalną
jego zeszklony sens o słonawym posmaku
niedostrzegalnie
wnika pod powłokę następnego słowa
wsiewa się weń twardą
coraz twardszą pestką
połyskliwie szarą
jakby ją Terborch malował

cicho
już nic nic
może tak trzeba

może kiedyś ty także
przekażesz komuś tę utoczoną ze zranionego wnętrza
swą własną perłę

Jorge Boccanera

1952 – , Argentina

ALEJANDRA PIZARNIK ABRE SU CUADERNO DE APUNTES

A Jorge Arturo

El hombre que saca la cabeza del agua,
           es un pez y se asfixia.
El pez que mete la cabeza en el agua,
           es un hombre y se ahoga.

El poeta escribe en la línea del agua,
           y se asfixia,
           y se ahoga.

Collage propio

ALEJANDRA PIZARNIK OTWIERA notatnik

dla Jorge Arturo

Człowiek, który wynurza głowę z wody,
            jest rybą i dusi się.
Ryba, która zanurza głowę w wodzie,
            jest człowiekiem i tonie.

Poeta pisze na linii wody,
           i dusi się,
           i tonie.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

imagen del mundo

Te despierta el batir de las alas, o tal vez el batir de una venda
al viento. El tiempo es una gota de mercurio. Esta mujer

recoge del suelo un trozo de espejo roto, o tal vez un trozo
de hielo del barreño que de noche colocaste bajo

el techo con goteras. Recoge una aguja plateada, un negro
hilo que enrolla en su dedo -hilo para coser la herida-. Si

susurraras una pregunta para no producir eco, para no apagar
la antorcha que proyecta dos sombras. Esta mujer contestará

con la danza sobre el fondo de la imagen del mundo. Para
     consolidar tu sueño.

Fotogramas y collages de El espejo de Andréi Tarkovsky y La cueva de los sueños olvidados Werner Herzog

Bezsenność

Budzi cię łopot skrzydeł, a może łopot bandaża
na wietrze. Czas jest kroplą rtęci. Ta kobieta

podnosi z podłogi odłamek lustra, a może odłamek
lodu z miednicy, którą podstawiłeś nocą pod

przeciekający strop. Podnosi srebrną igłę, czarną
nić nawija na palec – nić do zszywania rany. Gdybyś

zapytał szeptem, by nie wywołać echa, nie zdmuchnąć
pochodni, która rzuca dwa cienie. Ta kobieta odpowie

tańcem – na tle obrazu świata. Żeby utrwalić twój sen.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

insomio

Un sueño con la muerte del mundo, en una casa hecha
de sombra, hecha de idea pura, adonde lleva una senda,
la empinada senda del pasado. Hecha bajo el cielo,
barbecho y desierto del cielo. Piedra, o quizá cristal,
que alguien, sin rostro, sin nombre, tiró a la ventana,
la ventana nocturna. ¿Qué hace la lámpara? Ilumina
la isla de las tinieblas, ilumina las alas de la sombra
que sobrevuela la casa en medio de la noche. El sabor
nocturno del agua del grifo. Algo como el mercurio
de un termómetro roto, la descomposición, el óxido.

Fotogramas de Stalker de Tarkovsky y Short fairy tale y Largo viaje hacia la noche de Bi Gan

Bezsenność

Sen o śmierci świata, w domu, który zbudowano
z cienia, zbudowano z czystej idei, do którego
prowadzi ścieżka, stroma ścieżka czasu przeszłego.
Zbudowano pod niebem, ugorem, pustynią nieba.
Kamień, a może kryształ, który ktoś, bez twarzy,
bez imienia, rzucił w okno, nocne okno. Co czyni
lampa? Ona oświetla wyspę mroku, oświetla
skrzydła cienia, który krąży nad domem pośród
nocy. Nocny smak wody z kranu. Coś jak rtęć
z pękniętego termometru, rozpad, rdza.

Jerzy Plutowicz

1947 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Regresa

Rodará una moneda, falsa, con dos águilas*. Se atascará en una grieta en el suelo, justo al lado de la estufa. Abrirás el libro del Apocalipsis, marcarás un párrafo con la uña. Todavía en tu mano se posa una secular mariposa, anterior a la catástrofe. Todavía cruje el eje de la tierra. Todavía en la palangana, olvidada sobre el tronco para trocear la carne, se sumerge el cielo. Regresa aquí, habita entre los tuyos. Regresa, sacúdete de la chaqueta el polvo de estrellas, responde a la pregunta planteada en un sueño. Regresa, esta ilusión viva es apenas una aproximación, apenas un columpio que se mece sobre el abismo. Apenas un balón para jugar al quemado que cae por las escaleras de buhardilla. Cuando la casa está tan desierta como un depósito de papeles viejos. Libro y música. Libro y arco iris sobre el huerto -son la señal-.

*el águila se encuentra en el anverso de la moneda polaca, esloty.

Fotogramas de Eleni (2004), I parte de la inacabada trilogía de Theo Angelopoulos (1935-2012)

Wróć

Potoczy się moneta, fałszywa, o dwóch orłach. Ugrzęźnie
w szczelinie podłogi, tuż obok pieca. Otworzysz księgę
z opisem Apokalipsy, zaznaczysz paznokciem akapit. Jeszcze
na dłoń siada motyl, wiekowy, sprzed katastrofy. Jeszcze
skrzypi ziemska oś. Jeszcze w miednicy, co na pniaku do
rąbania mięsa, zanurza się niebo. Wróć tu, zamieszkaj wśród
samych swoich. Wróć, otrzep marynarkę z gwiezdnego pyłu,
odpowiedz na pytanie zadane we śnie. Wróć, ta jawa jest
ledwie przybliżeniem, ledwie huśtawką, która kołysze się
nad otchłanią. Ledwie piłeczką do gry w zabijanego, która
spada ze schodów, co prowadzą na piętro. Gdy dom jest
bezludny jak skład makulatury. Księga i muzyka. Księga
i tęcza nad sadem – na znak.

María Ángeles Pérez López

Enhorabuena a María Ángeles Pérez López quien acaba de ganar el Premio Nacional de la Crítica Literaria en poesía castellana por el poemario Incendio mineral.

1967 – , España (Valladolid)

***

 ¿Y si eres nadie?
 Miras dentro de ti y solo hay un inmenso páramo en el que nada se oye. Ni siquiera la respiración agitada en el incendio de aquello que fuiste. ¿Adónde irás cargando tu vacío?
 Nada pesa lo que no tienes, pero no hay ligereza posible para ti porque el vacío te arrastra hacia sus pies. Ha arrasado con toda la flora, los días sin viento, las reservas de agua y de pardales. Quedan muchos más pájaros atrapados contra las vallas: vencejos, cormoranes, petirrojos. Un viejísimo albatros sacude su cabeza como si se hubiera atragantado con un mal verso. Entre ellos se disputan las raspas del sol y todos los poemas sobre ruiseñores o palomas que han sido capaces de digerir. Disputan también con quienes han quedado crucificados contra esas vallas, atrapados en la larga migración del hambre, de la guerra.
  Y mientras, tú sobre tu páramo vacío.
Te asomas con miedo al brocal de la boca y solo se ve un espejo negro que parece saludarte desde el fondo. También alguna mano de gente difusa tras tantas pantallas entreabiertas. Nada se oye sino la frugalidad de la desgana.
 A lo lejos, tal vez el agua pida que abras la puerta de tu cuerpo. ¿O vas a conformarte con ser páramo? ¿Eriazo que no habilitan las hormigas? ¿Pedregal que golpea con su sed?
 ¿Y si nadie somos todos? Pájaro perro, pájaro persona, población y polluelo enardecido. ¿Qué harás en el tránsito de las taxonomías?
 En ti están los cien mil caracteres hereditarios que te atan dulcemente a los demás, los tres mil millones de letras del genoma humano que has aprendido sin esfuerzo y silbas con felicidad al levantarte, veinticuatro de los noventa elementos químicos, todas las maletas que quedan extraviadas frente a las aduanas y las noches de Ítaca y Caronte.
 En ti, partículas lejanísimas de estrellas y otros parientes, piedras, peces, patronímicos, banderas deslucidas y otros trapos del dolor. Incluso meteoros en el festejo de la luz.
 Todos ellos te bendicen y completan.
 Bendicen cada una de las capas freáticas que alimentas con tu desesperación y tu amor radical a esta extrañeza que llamaron vivir, estar viviendo.
 Porque tú no eres suficiente para ti.
 Desconoces quién eres y no importa.
 De pronto apremian la vida y los tendones. De pronto estallan granos rojísimos de luz sobre la superficie torpe de tu lengua. Algunos estorninos los disputan y te besan con su canción de alambre.
 ¿Cómo dejar entonces que el día colisione? ¿Que haya personas aparcadas como muebles mientras viajan las mesas en primera?
 Alguna vez recibiste en herencia un baúl y una silla de esparto pero hoy todo ha sido arrasado por el fuego, hasta el flequillo que desordenó los días y la expiación y nota a lápiz del convenio laboral, mientras hay personas aparcadas como muebles y están dentro de ti, son tu apellido. Con el agua que mana de sus letras humedeces tu frente y te levantas.

                         con Fernando Pessoa
                          y Antonio Machado

                   (De Incendio mineral)

1.2.Fotos propias 3. Laura Makabresku

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

 A co, jeśli jesteś nikim?
Spoglądasz w głąb siebie samego, a tam rozciąga się tylko niezmierzone pustkowie, gdzie nie posłyszysz nic, nawet wzburzonego oddechu w ogniu tego, czym byłeś.  Dokąd się udasz obciążony pustką?
Nie waży nic, to czego nie masz, ale lekkość nie jest ci dana, pustka ciągnie cię i wlecze ku sobie. Wyniszczyła całą florę, skończyła z bezwietrznymi dniami, zasobami wody i wróbli. W ogrodzeniach ugrzęzło wiele ptaków: jerzyków, kormoranów, rudzików. Stary albatros potrząsa głową, jakby zadławił się złym wierszem. Sprzeczają się między sobą o słoneczne łuski i wszystkie wiersze o słowikach czy gołębiach, które zdołały przetrawić. Prowadzą też dysputy z tymi, którzy zostali ukrzyżowani na tych palisadach, uwięzieni w długiej wędrówce głodu i wojny.
 A ty tymczasem tkwisz na swym pustkowiu.
Zaglądasz z obawą w czeluść ust i dostrzegasz jedynie czarne lustro, które zdaje się witać Cię od dołu. Także czyjaś ręka niewyraźna za tyloma przymkniętymi ekranami. Nie dobiega nic poza umiarkowanym zniechęceniem.
W oddali, być może woda prosi cię, byś otworzył drzwi do swego ciała. A może zadowolisz się tym pustkowiem? Byciem nieużytkiem, którego nie przystosują mrówki? Kamienistą ziemią, która uderza swoim pragnieniem?
 A co, jeśli każdy z nas jest nikim? Pies-ptak, osoba-ptak, społeczeństwo i pobudzone pisklę – Co zrobisz w czasie przepływu taksonomii?
Kryje się tobie sto tysięcy znaków dziedzicznych słodko wiążących cię z innymi, trzy miliardy liter ludzkiego genomu, których nauczyłeś się bez wysiłku i wygwizdujesz z rozkoszą, gdy wstajesz, dwadzieścia cztery z dziewięćdziesięciu pierwiastków chemicznych, wszystkie walizki, które przepadły przed odprawą celną, noce Itaki i Charona.
W tobie – najodleglejsze drobiny gwiazd i innych krewnych, kamienie, ryby, odojcowskie imiona, wypłowiałe chorągwie i inne łachmany bólu. Nawet meteory wielbiące światło.
 Wszystkie one błogosławią cię i dopełniają.
 Błogosławią każdą strefę freatyczną wykarmioną twoją rozpaczą i radykalną miłością do tej dziwności, którą nazwali życiem, byciem żywym.
 Bo sam sobie nie wystarczasz.
 Nie wiesz, kim jesteś i nie ma to znaczenia.
 Nagle życie i ścięgna napierają. Nagle krwistoczerwone ziarenka światła wybuchają na zdrętwiałej powierzchni języka. Kilka szpaków toczy o nie spory i całuje cię swą drucianą piosenką.
Jak zatem można pozwolić, by dzień stał w sprzeczności? By ludzie byli upychani jak meble, podczas gdy stoły podróżują pierwszą klasą?
Dawno temu dostałeś w spadku kufer i krzesło z esparto, lecz dziś wszystko strawił ogień, nawet grzywkę, która splątała dni, i pokutę, i zapisaną ołówkiem stronę umowy o pracę, podczas gdy ludzie upchnięci jak meble istnieją, a ty nosisz ich w sobie, są twoim nazwiskiem. Wodą, która tryska z ich liter, zwilżasz sobie czoło i wstajesz.

z Fernando Pessoa
                          i Antonio Machado

                   (Z Incendio mineral)

Winfried Georg Sebald 

1944 – 2001, Alemania/ Inglaterra

Trad. Carmen Gómez Y Georg Pichler

Los anillos de Saturno

(…) Janine Dakyns vivía en una pequeña callejuela contigua al hospital, y había estudiado en Oxford, como Michael. A lo largo de su vida había desarrollado una ciencia de la novela francesa del siglo XIX, libre de toda presunción intelectual y particular, en cierto modo, que siempre parte de un detalle oscuro, nunca de uno obvio, especialmente con relación a Gustave Flaubert, a quien con mucho apreciaba en mayor medida, y de cuya correspondencia, de miles de páginas, me citaba, en la ocasión más dispar, largos pasajes que cada vez volvían a despertar mi asombro. Por lo demás, Janine, que, a menudo, cuando exponía sus pensamientos, caía en un estado de entusiasmo casi preocupante, intentaba indagar a fondo los escrúpulos literarios de Flaubert con el mayor interés personal posible, esto es, en su miedo a la falsedad que, como solía decir, lo encadenaba semanas y meses enteros a su canapé y le hacía temer que nunca más podría escribir siquiera media línea sin comprometerse de la forma más embarazosa.
En esa época, decía Janine, no sólo le parecía absolutamente impensable cualquier forma posterior de escritura, sino que más aún estaba convencido de que todo lo que había escrito hasta entonces se reducía a una yuxtaposición de los errores más inexcusables, de consecuencias trascendentales y de embustes. Janine afirmaba que los escrúpulos de Flaubert habían de ser atribuidos al embrutecimiento progresivo e incontenible que había observado y que, según creía, ya se estaba propagando por su propia cabeza. Una vez debió de decir que era como hundirse en la arena. Es posible que por este motivo, pensaba Janine, la arena tuviera un papel tan importante en todas sus obras. La arena lo conquistaba todo. Constantemente, seguía Janine, pasaban ingentes nubes de polvo a través de sus sueños diurnos y nocturnos, y arremolinadas sobre las áridas llanuras del continente africano, corrían hacia el norte, sobre el Mediterráneo y sobre la península Ibérica, hasta que en algún momento caían, como cenizas de fuego, sobre el jardín de las Tullerías, sobre un arrabal de Ruán o sobre un pequeño pueblo de Normandía, penetrando en los intersticios más diminutos. Flaubert veía el Sahara entero, decía Janine, en un grano de arena oculto en el dobladillo de un vestido de invierno de Emma Bovary, y, según él, cada átomo pesaba tanto como la cordillera del Atlas. A menudo, al finalizar el día, conversábamos sobre la visión del mundo de Flaubert en el despacho de Janine, donde había una cantidad tal de apuntes de clase, cartas y escritos de todo tipo, que uno podía imaginarse estar en medio de una marea de papel. Con el paso del tiempo, encima del escritorio, originariamente punto de partida o lo que es lo mismo, punto de convergencia de la asombrosa proliferación de papel, había surgido un verdadero paisaje con montañas y valles, que entre tanto, como un glaciar cuando alcanza el mar, se rompía en sus bordes, formando sobre el suelo en derredor nuevos sedimentos, que a su vez se deslizaban imperceptiblemente hacia el centro de la habitación. Ya hacía años, las masas de papel en constante crecimiento habían obligado a Janine a buscar refugio en otras mesas. Estas, sobre las que sucesivamente se habían ido consumando procesos semejantes de acumulación, representaban, por así decirlo, épocas tardías en el desarrollo del universo papelero de Janine. También la alfombra había desaparecido desde hacía mucho tiempo bajo unas cuantas capas de papel, que incluso, desde un suelo, al que descendía desde una media altura, había comenzado a escalar las paredes, cubiertas hasta el marco superior de la puerta con folios y documentos aislados, cada uno de ellos sujeto por una esquina con una chincheta y en parte unos sobre otros sin apenas espacio entre sí.
Sobre los libros de las estanterías, donde fuera posible, había montañas de papeles, y en todo este papel, a la hora del crepúsculo, se reunía el reflejo de la luz que se disipaba, de la misma forma que antaño, pensé una vez, la nieve se congregaba sobre los campos bajo el cielo de la noche, negro como la tinta. El último lugar de trabajo de Janine fue un sillón, más o menos emplazado hacia el centro del cuarto, en el que se la veía sentada cuando se pasaba por delante de su puerta, abierta constantemente, inclinada hacia delante garabateando sobre una carpeta que sostenía sobre la rodilla, o bien recostada y perdida en pensamientos. En una ocasión, cuando le dije que entre sus papeles se parecía al ángel de la Melancolía, de Durero, resistiendo inmóvil entre los instrumentos de destrucción, me contestó que el aparente caos de sus cosas representaba en realidad algo así como un orden perfecto o que aspiraba a la perfección.

Fotografía de Tacita Dean

Tłum. Małgorzata Łukasiewicz

Pierścienie Saturna

(…) Janine Dakyns, mieszkająca przy małej uliczce opodal szpitala, studiowała, podobnie jak Michael, w Oksfordzie i z biegiem życia stworzyła prywatną niejako, wolną od wszelkiego intelektualnego zadęcia, wychodzącą zawsze od niejasnego szczegółu, nigdy od tego, co jawne, naukę o dziewiętnastowiecznej powieści francuskiej, ze szczególnym uwzględnieniem najbardziej przez nią cenionego Gustave’a Flauberta, z którego obszernej, liczącej tysiące stron korespondencji przy najróżniejszych okazjach cytowała długie, za każdym razem na nowo wprawiające mnie w zdumienie fragmenty. Ponadto Janinę, która wykładając swoje myśli, popadała często w stan niemal zatrważającego uniesienia, z maksymalnym zaangażowaniem osobistym starała się zgłębić pisarskie skrupuły Flauberta, lęk przed fałszem, który, jak mówiła, sprawiał czasem, że Flaubert tygodniami i miesiącami tkwił na kanapie, w strachu, że nigdy już nie napisze choćby pół linijki, nie kompromitując się najfatalniej.
W takich okresach, mówiła Janinę, nie tylko wszelka przyszła praca pisarska wydawała mu się kompletnie wykluczona, ale był też przekonany, że wszystko, co napisał dotychczas, stanowi jedynie nagromadzenie najbardziej niewybaczalnych, nieprzewidywalnych w skutkach błędów i zakłamania. Janine utrzymywała, że przyczyną tych skrupułów były obserwowane przez Flauberta niepowstrzymane postępy głupoty, atakującej już, jak mniemał, jego własną głowę. To tak, miał kiedyś powiedzieć, jakby człowiek zapadał się w piach. Stąd prawdopodobnie, uważała Janine, tak wielkie znaczenie piasku w twórczości Flauberta. Piasek zagarnia wszystko. W dziennych i nocnych wizjach Flauberta, mówiła Janine, wciąż przetaczały się potworne chmury pyłu, wzbijały się nad suchymi równinami kontynentu afrykańskiego, ciągnęły potem na północ, ponad Morzem Śródziemnym i Półwyspem Iberyjskim, a wreszcie opadały niczym popiół na Tuilerie, na przedmieście Rouen albo na jakieś prowincjonalne miasteczko w Normandii, i wdzierały się w każdy kąt. W drobinie piasku z obrąbka zimowej toalety Emmy Bovary, mówiła Janine, Flaubert widział całą Saharę, a każdy pyłek ważył dlań tyle co góry Atlas. Często, pod koniec dnia, rozmawiałem z Janine o Flaubertowym oglądzie świata w jej gabinecie, gdzie wokół walało się takie mnóstwo notatek do wykładów, listów i wszelkiego rodzaju pism, aż człowiekowi wydawało się, że zalewa go powódź papieru. Na biurku, stanowiącym punkt wyjścia względnie punkt zbiorczy cudownego rozmnożenia papieru, z biegiem czasu uformował się prawdziwy papierowy krajobraz z górami i dolinami, który po brzegach, jak lodowiec z chwilą, gdy dociera do morza, urywał się gwałtownie i na podłodze dookoła tworzył nowe złogi, niepostrzeżenie sunące ku środkowi pokoju. Już przed paru laty pod naporem wciąż narastających na jej biurku stosów papieru Janinę zmuszona była wycofać się na inne stoły. Te stoły, na których następnie zachodziły podobne procesy akumulacji, reprezentowały, by tak rzec, późniejsze epoki rozwoju papierowego uniwersum Janinę. Dywan także od dawna zniknął pod pokładami papieru, ba, papier z podłogi, na którą stale opadał z poziomu średniego, zaczynał piąć się znów po ścianach, pokrytych aż po górną krawędź drzwi pojedynczymi, przytwierdzonymi pluskiewką zawsze tylko za róg, częściowo ponaczepianymi grubą warstwą jedne na drugie arkusikami i dokumentami.
Książki na regałach też nasadzone miały, gdzie się tylko dało, czapy papierzysk, i w porze zmierzchu cały ten papier skupiał na sobie odblask gasnącego światła, jak niegdyś – tak sobie raz pomyślałem – śnieg na polach pod atramentowym nocnym niebem. Ostatnim miejscem pracy Janinę było umieszczone mniej więcej pośrodku krzesło i mijając zawsze otwarte drzwi jej pokoju, widziało się ją, jak siedzi na tym krzesełku, albo zgarbiona, gryzmoląc coś na podkładce, którą trzyma na kolanach, albo odchylona w tył i pogrążona w myślach. Kiedyś powiedziałem jej, że w otoczeniu swoich papierów wygląda jak nieruchomo tkwiący pośród narzędzi zniszczenia anioł Dürerowskiej melancholii, na co Janine odrzekła, że pozorny nieład jej gospodarstwa naprawdę przedstawia doskonały lub przynajmniej dążący do doskonałości ład.

María Ángeles Pérez López

Enhorabuena a María Ángeles Pérez López quien acaba de ganar el Premio Nacional de la Crítica Literaria en poesía castellana por el poemario Incendio mineral.

1967 – , España (Valladolid)

***(Por las mañanas marcho a cazar el bisonte)

Por las mañanas marcho a cazar el bisonte,
me cubro con la piel primera de mi mundo,
las flechas son del hombre que acompaña
su sueño y lo acompasa con el mío,
él marcha por su lado y su vereda
para escribir su parte de la historia.
En la mía estoy sola como siempre,
oliendo el miedo atroz y ese reguero
de huellas que conducen al combate.
Esas otras mujeres no cazaban
-las que miran desde antes y sonríen-,
alentaban el fuego y su videncia
ocultas en la sombra de su vientre,
maternas y cubiertas de maíz.
Pero ahora los tiempos son distintos,
la tribu no conoce la memoria,
he aprendido las marcas del venablo
y entonces hago mío el sufrimiento
de atrapar, de arrojar al animal
hasta su muerte escrita desde siempre
y llevarlo arrastrando, desollada,
también yo desteñida de su sangre.
Cuando vuelvo a la tarde me siento a llorar
porque advertí que el miedo es infinito,
y traigo roturadas sobre el rostro
las mías, las heridas de la lucha.
Soy responsable entonces de un pedazo
inmenso del dolor de la contienda,
de que cumplan su plazo algunas leyes
como la universal ferocidad,
de un trozo de la carne y de la lágrima
con que el bisonte sirve mi sustento.

Fotograma de Langosta de Yorgos Lanthimos

Tłum. Ada Trzeciakowska

***(Nad ranem wyruszam upolować bizona)

Nad ranem wyruszam upolować bizona,
okrywam się pradawną skórą mego świata,
strzały są mężczyzny, który podziela
jego sen synchronizując go z moim,
on idzie swoją ścieżką, w swoja stronę
by zapisać swoją kartę w historii.
W mojej jestem bowiem jak zawsze sama,
wietrząc dziki fetor lęku i smugę
śladów prowadzących na pole walki.
Nie, tamte kobiety nie polowały
– patrzą z tamtych czasów uśmiechając się-,
dbały o ogień i o dar widzenia,
zawsze skryte w cieniu swojego brzucha,
troskliwe i pokryte kukurydzą.
Teraz jednak nadeszły inne czasy,
plemię straciło wspomnienia i pamięć,
przyszło mi nauczyć się blizn po włóczni
i uczynić moimi ból i trudy
pochwycenia, wrzucenia zwierzęcia w śmierć,
która była mu pisana od zawsze
i wlokę je za sobą, obdarta
ze wstydu, cała zbroczona jego krwią.
Kiedy wracam wieczorem zasiadam do płaczu
zrozumiawszy, że trwoga nie ma końca,
i, że mam już wyorane na twarzy
moje i tylko moje bitewne rany.
I ja też jestem odpowiedzialna za
ogrom cierpienia wpisanego w walkę,
za dopełnienie się pewnych prawideł
jak ogólne okrucieństwo i dzikość,
za kęs tego oto mięsa i za łzę
dopóki bizon służy mi za strawę.

Tomas Tranströmer

1931-2015, Suecia

Probablemente, el poeta es empleado por el inconsciente colectivo, como almacenista lírico en una corporación humana llamada «Memoria».

Tommy Olofsson

Trad. F. J. Uriz

Noche de diciembre, 72

Aquí llego yo, el hombre invisible, tal vez empleado
en una gran Memoria para vivir justo ahora. Y paso en coche
 
ante la blanca iglesia cerrada — dentro hay un santo de madera
sonriente, desamparado, como si le hubiesen quitado las gafas
 
Está solo. Todo lo demás es ahora, ahora, ahora. La ley de la gravedad
                                                                          que nos empuja
a ir al trabajo por el día y a la cama por la noche. La guerra.

Instalaciones de Do-Ho Suh

Poeta jest przypuszczalnie zatrudniony przez zbiorową nieświadomość jako liryczny pracownik magazynu w zwykłej ludzkiej korporacji «Pamięć«.

Tommy Olofsson

Tłum. Leonard Neuger

Wieczór grudniowy 1972

A oto ja, niewidzialny człowiek, zatrudniony może
przez jakąś wielką Pamięć by żyć właśnie teraz. No i mijam

zamknięty na cztery spusty biały kościół, w którym stoi świątek
uśmiechnięty, bezradny jakby mu odebrano okulary.

Samotny. Wszystko inne jest teraz teraz teraz. Prawo ciążenia
                                                                          które wtłacza nas
w pracę za dnia i w łóżko nocą. Wojna.


The poet is probably employed by the collective unconscious, as a lyrical warehouse worker in the general human corporation «Memory»

Tommy Olofsson

Transl. Robin Fulton

Here I come, the invisible man, perhaps employed
by a Great Memory to live right now. And I am driving past

The locked-up white church—a wooden saint stands
smiling, helpless, as if they had taken away his glasses.

He is alone. Everything else is now, now, now. The law of gravity
                                                                           presses us
against our work by day and against our beds by night. The war.


Poeten är antagligen anställd av det kollektivt omedvetna, som lyrisk lagerarbetare på det allmänmänskliga aktiebolaget »Minne«.

Tommy Olofsson

Decemberkväll -72

Här kommer jag den osynlige mannen, kanske anställd
av ett stort Minne för att leva just nu. Och jag kör förbi

den igenbommade vita kyrkan – därinne står ett helgon av trä
leende, hjälplös, som om man tagit ifrån honom glasögonen.

Han är ensam. Allt det andra är nu, nu, nu. Tyngdlagen som
                                                                            pressar oss
mot arbetet om dagen och mot sängen om natten. Kriget.

Jacek Dehnel

1980 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

De revolutionibus orbium coelestium

Sobre una semilla de amapola hay una casita,
hay perros que ladran a su luna vegetal
Cz. Milosz, “Parábola de la semilla de amapola”

Con ocho o diez años las dos caras del conocimiento,
los dos extremos del telescopio se unieron en mí
y por fin lo entendí: un átomo rodeado de
trayectorias de electrones y elipses de planetas
que orbitan alrededor del Sol en la oscura
enciclopedia de mis abuelos -son la misma cosa-.

Sobre cada electrón en el abismo del mar puede
navegar un ictiosaurio y una barca de pescador,
destellar un lago de mercurio y nacer el alba
sobre la tierra de turquesas u oro. En un dedo
o en un solo pelo, el más fino pelo del gato,
caben galaxias enteras extremadamente diminutas que,

a su vez, resultan extremadamente grandiosos a los que
observan sus lunas al terminar el turno de noche.
Mires por donde mires, o algo se pierde o renace,
mientras todo lo que te importa, en otra parte
es una partícula de polvo en invisibles órbitas estelares.

Desde entonces no he aprendido nada igual de vital.

Mundo en miniatura de Tatsuya Tanaka

De revolutionibus orbium coelestium

Na ziarnku maku stoi mały dom,
Psy szczekają na księżyc makowy
Cz. Miłosz, „Przypowieść o maku»


Miałem osiem lub dziesięć lat: dwie wiedzy strony,
dwa końce teleskopu złożyły się we mnie
i wreszcie zrozumiałem: atom otoczony
torami elektronów i elipsy planet
okrążających Słońce na obrazku w ciemnej
encyklopedii dziadków – to rzeczy te same.

Na każdym elektronie może w głębiach morza
pływać sobie ichtiozaur i rybak na kutrze,
łyskać jezioro rtęci, wstawać nocą zorza
nad szafirową albo złotą ziemią. Palec
czy włos, jeden jedyny włosek w kocim futrze,
ma w sobie galaktyki nieskończenie małe,

z kolei nieskończenie wielkie dla tych, którzy
patrzą w swoje księżyce po pracy o świcie.
Gdzie spojrzeć, to coś zniknie, to znów się wynurzy,
i wszystko, co istotne, gdzie indziej jest pyłem
na niewidocznej okiem kosmicznej orbicie.

Odtąd już nic ważnego się nie nauczyłem.

Pascal Quignard

1948 – , Francia

Retórica especulativa

Trad. Silvio Mattoni

Lo imaginario no hace más que herir el tiempo, mientras que el sueño lo ignora. Para que haya un mundo imaginario (mundo-que-no-existe), es preciso en verdad que el país desterrado desgarre el tiempo sin ofrecerle un flanco a la incredulidad.

Stendhal consideraba que al escribir se dedicaba a reparar desgarramientos imposibles en el tiempo y en el espacio. Sus libros están repletos de los destellos maravillosos debidos a esos cortocircuitos. Al mismo tiempo que se aboca a volver incicatrizable la llaga, e inconsolable la sexuación, cura y consuela entre los muertos.

Fotogramas de The Fall de Tarsem Singh

Tłum. Ada Trzeciakowska

Retoryka spekulatywna

To, co wyobrażone, jedynie rani czas, podczas gdy sen go ignoruje. Aby mógł istnieć świat wyobrażony (świat-który-nie-istnieje), konieczne jest, aby ten wygnańczy kraj rozerwał czas na strzępy, nie wystawiając przy tym żadnej flanki dla niedowierzania.

Stendhal uważał, że pisząc zajmuje się naprawianiem niemożliwych do załatania rozdarć i wyrw w czasie i przestrzeni. Jego książki pełne są cudownych przebłysków tych spięć. W tym samym czasie, gdy czyni ranę nie do zagojenia i seks nie do zaspokojenia, uzdrawia i pociesza wśród zmarłych.

Anne Sexton

1928-1974, EE. UU.

Trad. José Luis Reina Palazón

El cuarto de mi vida

Aquí,
en la habitación de mi vida
los objetos cambian sin cesar.
Ceniceros para llorar,
el hermano de pena de las paredes de madera,
las cuarenta y ocho teclas de la máquina de escribir,
cada una un ojo que nunca se cierra,
los libros cada uno un concursante de un concurso de belleza,
la silla negra, un ataúd de perros de Naugahyde,
los enchufes en la pared,
esperando como una colmena,
la alfombra dorada
una conversación de talones y dedos del pie,
la chimenea
un cuchillo esperando a uno para clavarse,
el sofá, exhausto por el trabajo de una ramera,
el teléfono
dos flores echando raíces en su entrepierna,
las puertas
que se cierran y abren como almejas del mar,
las lámparas
que me señalan,
iluminando el suelo y la risa.
Las ventanas,
las ventanas hambrientas
que hincan los árboles como uñas en mi corazón.
Cada día doy de comer al mundo exterior,
a pesar de que los pájaros explosionan
a derecha e izquierda.
También doy de comer al mundo de aquí dentro,
ofreciendo al escritorio galletas de perro.
A pesar de todo, nada es como parece.
Mis objetos sueñan y llevan trajes nuevos,
impulsados, como parece, por todas las palabras en mi mano
y por el mar que rompe en mi garganta.

El fabuloso destino de Amélie Poulain (2001) de Jean-Pierre Jeunet

Tłum. Ada Trzeciakowska

pokój mojego życia

Tutaj,
w pokoju mojego życia
przedmioty wciąż się przeobrażają.
Popielniczki, w które można się wypłakać,
boazeria ścian jak siostra łącząca się w bólu,
czterdzieści osiem klawiszy maszyny do pisania
a każdy jak oko, które nigdy się nie zamyka,
książki, wszystkie jakby brały udział w konkursie piękności,
czarne krzesło, trumna dla psa ze skaju od Naugahyde,  
gniazdka w ścianie
wyczekujące niczym ul,
złoty dywan
dyskusja palców i obcasów,
kominek
nóż, czekający, aż ktoś go chwyci,
kanapa, wykończona wyczerpaniem dziwki,  
telefon
dwa kwiaty zakorzeniające się w jej kroczu,
drzwi
otwierające się i zamykające jak morskie małże,
światła
łypiące na mnie,
oświetlające podłogę i zarazem śmiech.
Okna,
głodujące okna
wbijające drzewa jak gwoździe prosto w serce.  
Każdego dnia karmię świat tam na zewnątrz
choć ptaki wybuchają
na prawo i lewo.
Karmię świat także tutaj,
częstując biurko ciasteczkami dla szczeniąt.
Jednak nic nie jest takie, jakie się wydaje.  
Przedmioty śnią i wkładają nowe szaty,
popychane, jak sądzę, przez słowa w moich rękach  
i morze, huczące mi w gardle.

The room of my life

Here,
in the room of my life
the objects keep changing.
Ashtrays to cry into,
the suffering brother of the wood walls,
the forty-eight keys of the typewriter
each an eyeball that is never shut,
the books, each a contestant in a beauty contest,   
the black chair, a dog coffin made of Naugahyde,   
the sockets on the wall
waiting like a cave of bees,
the gold rug
a conversation of heels and toes,
the fireplace
a knife waiting for someone to pick it up,
the sofa, exhausted with the exertion of a whore,   
the phone
two flowers taking root in its crotch,
the doors
opening and closing like sea clams,
the lights
poking at me,
lighting up both the soil and the laugh.
The windows,
the starving windows
that drive the trees like nails into my heart.   
Each day I feed the world out there
although birds explode
right and left.
I feed the world in here too,
offering the desk puppy biscuits.
However, nothing is just what it seems to be.   
My objects dream and wear new costumes,
compelled to, it seems, by all the words in my hands   
and the sea that bangs in my throat.