Diane Wakoski

1937 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

dibujo de una chica hecho en blanco y negro

Una chica está sentada en un cuarto negro.
Es tan blanca que
de los árboles se han caído las ciruelas.
Vientos helados arrastran a los gansos
hacia su cabello.
El cuarto es negro
pero los gansos deambulan por allí,
irrumpiendo en su mente
y cerrando el cuarto
en su propio secreto negro.
No está sola, porque llega el sonido
de cien alas batiendo,
y de la fruta que fermenta en la oscuridad de la tierra
el olor a tiempo que pasa.

Una chica está sentada en un cuarto irreal
peinando su irreal cabello.
El batir de las alas de los gansos ha
arrancado las ciruelas
de los árboles fuera,
y el viento las ha congelado todas
para retener a la chica en el cuarto negro
allí, peinando su
irreal cabello invernal.

Una chica está sentada en un cuadro
con el fondo negro
y peina su cabello.
Es tan blanca que el viento ha arrancado las ciruelas y esparcido los gansos.
Ha llegado el invierno.
El ruido del batir de alas es tan fuerte que no oigo
nada
solamente me quedo mirando desde el cuadro
y sigo peinando mi
irreal cabello negro.

Tłum. Ada Trzeciakowska

obrazek dziewczyny wykonany w czerni i bieli

W czarnym pokoju siedzi dziewczyna.
Jest taka jasna, że
śliwki pospadały z drzew na zewnątrz.
Lodowaty wiatr wplata gęsi
w jej włosy.
Pokój jest czarny
ale gęsi po nim błądzą,
wdzierając się do jej głowy
i zamykając pokój
w swej własnej czarnej tajemnicy.
Nie jest sama, dochodzi tam dźwięk
stu trzepoczących skrzydeł,
a z owoców gnijących w ciemności ziemi
zapach przemijającego czasu.

Dziewczyna siedzi w nierealnym pokoju
czesząc swoje nierealne włosy.
Trzepoczące skrzydła gęsi
zerwały śliwki
z drzew na zewnątrz,
a wiatr wszystkie je zamroził
by zatrzymać dziewczynę w czarnym pokoju
gdy tak czesze swoje
nierealne, zimowe włosy.

Dziewczyna siedzi na obrazie
z tłem pokrytym czarną farbą
i czesze swoje włosy.
Jest tak jasna, że wiatr zerwał śliwki i rozproszył gęsi.
Nadeszła zima.
Dźwięk trzepoczących skrzydeł jest tak głośny, że nie słyszę
nic
tylko wyglądam z obrazu
i czeszę dalej moje czarne
nierealne włosy.

picture of a girl drawn in black and white

A girl sits in a black room.
She is so fair
the plums have fallen off the trees outside.
Icy winds blow geese
into her hair.
The room is black
but geese are wandering there,
breaking into her mind
and closing the room off
into its own black secret.
She is not alone, for there is the sound
of a hundred flapping wings,
and from fruit rotting in the dark earth
the smell of passing time.

A girl sits in an unreal room
combing her unreal hair.
The flapping wings of geese have
broken plums
from the trees outside,
and the wind has frozen them all
to keep the girl in the black room
there, combing her
unreal wintry hair.

A girl sits in a picture
with the background painted solid black
and combs her hair.
She is so fair the wind has broken plums and scattered geese.
Winter has come.
The sound of flapping wings is so loud I hear
nothing
but most only stare out of the picture
and continue combing my black
unreal hair.

José Emilio Pacheco

1939-2013, México

CRÍTICA DE LA POESÍA

He aquí la lluvia idéntica y su airada maleza
La sal, el mar deshecho…
Se borra lo anterior, se escribe luego:
Este convexo mar, sus migratorias
y arraigadas costumbres,
ya sirvió alguna vez para hacer mil poemas.

(La perra infecta, la sarnosa poesía
risible variedad de la neurosis,
precio que algunos pagan
por no saber vivir.
La dulce, eterna, luminosa poesía.)

Quizá no es tiempo ahora.
Nuestra época
nos dejó hablando solos.

Fotografías de Josef Koudelka (1938 -, Checoslovaquia/Francia)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Krytyka poezji

Oto jednostajny deszcz i jego gniewne gąszcze
Sól, morze rozmącone…

Skreślamy powyższe i piszemy:
To wypukłe morze, jego tułacze
i głęboko zakorzenione zwyczaje
,
posłużyło już do stworzenia tysiący wierszy.

(Zakażona suka, parszywa poezja
śmieszna odmiana nerwicy,
cena, którą płacą niektórzy
za to, że nie potrafią żyć.
Słodka, wieczna, świetlista poezja).

Może to nieodpowiednia pora.
Nasza epoka
zostawiła nas mówiących do siebie.

Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Enhorabuena a Eva, por segundo año consecutivo nominada al Premio Literario Gdynia.

Trad. Ada Trzeciakowska

Interior:

tienes en el corazón un corazón de piedra, tienes una roca
en la mirada y hueles a grava. Muerto
de nacimiento, tu madre te infectó con el frío.
es un virus llamado la lengua de los carámbanos.
dices, escribe cuando estás irritada. escribo, pues, mi frío,
porque la vida no me acaricia, me azota,
como si tuviera la piel de rinoceronte, como si mi piel fuera
de metal, a ser posible duro como las nueces. A veces las recojo
y las casco, miro y dentro está la tierra, está la gente
y ahí está mi vida en la piel de rinoceronte. es un error –
dices. lo sé, la gente de la nuez está equivocada e incluso
yo de la nuez tengo un problema con ello.

de Incendiemos mi sangre (junio 2022)

Póster de Romuald Socha

wnętrze:

masz w sercu serce z kamienia, masz głaz
w spojrzeniu i pachniesz żwirem. Martwy
od urodzenia, matka zainfekowała cię zimnem.
to wirus zwany językiem sopli.
mówisz pisz, gdy jesteś zła. więc piszę, moje zimno,
bo życie mnie nie głaszcze, tylko smaga,
jakbym miała skórę nosorożca, jakby moja skóra była
z metalu, najlepiej twardego jak orzechy. czasem zbieram je
i łupię, patrzę, a w środku jest ziemia, są ludzie
i jest moje życie w skórze nosorożca. to pomyłka –
mówisz. wiem, ci ludzie z orzecha się mylą i nawet
ja z orzecha mam z tym zagwozdkę.

z Zapalmy moją krew (czerwiec 2022)

José Emilio Pacheco

1939-2013, México

Informe de jonás

Intenté huir de Dios que me ordenaba
predicar contra Nínive.
Me embarqué rumbo a Tarsis.
Se desató la tempestad.
Fui arrojado
para aquietar las olas.

Me rodearon las aguas hasta el alma.
Las algas se enredaron en mi cabeza.
La tierra echó sobre mi sus cerrojos
Y me tragó el gran pez finalmente.


En el temible vientre de la ballena encontré
procesos digestivos, violencia pura, cardúmenes,
una teoría del estado moderno, una imagen
del desamparo humano, un retorno
al paraíso prenatal, irrigado
por el fluir de la corriente sanguínea.

Y en mi habitada soledad tuve tiempo
para reflexionar en la esperanza: algún día
muestra vida ya no será, como la llamó Hobbes
tan sólo breve, brutal y siniestra?

Fotogramas de Leviatán de Andréi Zviáguintsev (allí el Leviatán es Rusia; el nombre completo del tratado de Hobbes Leviatán, o La materia, forma y poder de un estado eclesiástico y civil )

Tłum. Ada Trzeciakowska

RAPORT JONASZA

Próbowałem uciec od Boga, który nakazał mi
nawoływać przeciwko Niniwie1.
Wypłynąłem do Tarszisz2.
Rozpętała się burza.
Wyrzucono mnie
by uspokoić fale.

Woda otoczyła mnie aż po duszę.
Wodorosty splątały mi się wokół głowy.
Ziemia zaryglowała nade mną swe podwoje3.
I w końcu połknęła mnie wielka ryba.

W straszliwym brzuchu wieloryba znalazłem
procesy trawienne, czystą przemoc, ławice,
teorię nowoczesnego państwa, obraz
ludzkiej bezsilności, powrót
do prenatalnego raju, nawadnianego
przez płynącą strumieniem krew.

I udomowiwszy samotność miałem czasu w bród
by rozważać nad nadzieją: nadejdzie taki dzień
gdy nasze życie nie będzie już, jak to określił Hobbes,
tylko krótkie, brutalne i zgubne4?


1. Niniwa (akad. Ninūa) – starożytne miasto w północnej Mezopotamii, leżące nad wschodnim, lewym brzegiem Tygrysu; jedna ze stolic Asyrii.

2.Tarszisz (hebr. תַּרְשִׁישׁ) – według Biblii miasto portowe na wybrzeżu Morza Śródziemnego, słynące z bogactw i handlu. Dziś zazwyczaj identyfikowane jako Tars w Azji Mniejszej lub Tartessos na Półwyspie Iberyjskim.

3. Wody ogarnęły mnie aż do duszy, przepaść mnie otoczyła, moją głowę owinęła trawa morska. Zstąpiłem aż do posad gór, swymi ryglami ziemia zamknęła się przede mną na wieki. (Księga Jonasza. Uwspółcześniona Biblia Gdańska)

4. Rozdział XIII w I części LEWIATANA Hobbsa jest wykładem o «Naturalnym Stanie Człowieczeństwa, jak to się tyczy ich Szczęścia i Niedoli» i zawiera znany cytat opisujący życie w stanie wojny każdego z każdym: samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie



Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Me miro las manos

me miro las manos

me recuerdan la vejez, un puñado de
hojas secas, han estado conmigo toda la vida,
y ahora se están agrietando como la polipiel.
les gustaría humedecerse, para poder guardar silencio.

para poder llorar las lágrimas que contengo
con los párpados igual que aprieto la mandíbula.

cruzo las manos en forma de pirámide,
como si me estuviera disparando.

me arranco los padrastros de las uñas.
quiero acelerar mi muerte, porque puedo.
tal vez un día, junto con las rebabas, perderé
las uñas, el pelo, la piel, las ciudades,
pueblos, bosques, animales y niños
humanos, a los hombres adultos les perdonaré la vida

para que lloren por nosotros

Brazo olvidado de Francisco Remiseiro #franciscoremiseiro

patrzę na swoje dłonie

patrzę na swoje dłonie

przypominają mi starość, trochę
suchych liści, całe życie były ze mną,
a teraz pękają jak skaj. najchętniej
by zawilgotniały, by móc milczeć.

by móc płakać łzami, które ściskam
powiekami tak. jak zaciskam szczękę.

składam dłonie w piramidkę,
jakbym strzelała do siebie.

skubię skórki przy paznokciach.
chcę przyśpieszyć swoją śmierć, bo mogę.
może kiedyś razem z zadziorami stracę
paznokcie, włosy, skórę. dom. miasta,
wsie, lasy i zwierzęta oraz ludzkie
dzieci, dorosłych mężczyzn oszczędzę,

by płakali po nas


Edgar Lee Masters

1868-1950, Estados Unidos

Trad. Jaime Priede

THEODORE EL POETA*

De niño, Theodore, pasaste largas horas sentado
a orillas del turbio Spoon,
la mirada fija en la madriguera del cangrejo,
esperando que asomara y se arrastrara fuera,
primero sus antenas ondulantes como paja de heno,
luego su cuerpo color de jabón
adornado con ojos de azabache.
Te preguntabas hipnotizado
qué sabía, qué deseaba, por qué vivía.
Más tarde volviste la mirada hacia los hombres y las mujeres
ocultos en las madrigueras de las grandes ciudades,
para ver
cómo vivían, para qué,
por qué seguían arrastrándose tan afanosos
por el arenoso camino donde escasea el agua,
en el declive del verano.

*Theodore Roethke. El poema publicado en Antología de Spoon River (1915), conjunto de 250 epitafios en forma del monólogo dramático, que ubica en un cementerio imaginario de un pueblo de su Illinois natal, escritos en verso libre y donde traza con lenguaje sencillo una radiografía de la América profunda, atacando sobre todo su aldeanismo, su estrechez de miras y su puritana hipocresía moral; también hay espacio en esos epitafios para los dramas íntimos y el fracaso del sueño americano, en medio de un pesimismo desolador; algunos de los personajes son reales, conocidos en su infancia, otros no; los monólogos se aluden a veces entre ellos, descubriendo otras historias enterradas; el libro empezó a componerse en 1913 (Wikipedia).

Fotografías de Nadav Kander (1961, Israel)

Tłum. Ada Trzeciakowska

POETA THEODORE*

Jako chłopiec, Teodorze, przesiadywałeś godzinami.
na brzegu mętnej rzeki Spoon.
Utkwiwszy wzrok w otwór jamki zamieszkałej przez raka,
czekając, aż pojawi się, pchając się do przodu,
najpierw falujące antenki, jak słomki siana,
a potem korpus, kolorowy jak kamień mydlany,
zdobiony oczkami z czarnego bursztynu.
A ty w zachwycie zastanawiałeś się
Co on wie, czego pragnie i dlaczego w ogóle żyje.
Lecz później twój wzrok przesunął na mężczyzn i kobiety
skrywających się w norach wielkich miast,
czekałeś, aż ich dusze wychylą się na zewnątrz,
byś mógł zobaczyć
jak żyją i po co,
i dlaczego tak pracowicie czołgają się
wzdłuż piaszczystej drogi, gdzie brakuje wody
gdy lato dobiega końca.

*Theodore Roethke. Wiersz pochodzi z Antologii Epitafia ze Spoon River (2000), zbioru 250 epitafiów będącego sprzeciwem wobec hipokryzji i wąskim horyzontom w małym miasteczku na amerykańskiej prowincji. Fikcyjnej miejscowości dał nazwę od rzeki Spoon w miasteczku jego młodości, Lewistown w Illinois.

THEODORE THE POET

As a boy, Theodore, you sat for long hours
On the shore of the turbid Spoon
With deep-set eye staring at the door of the crawfish’s burrow,
Waiting for him to appear, pushing ahead,
First his waving antennæ, like straws of hay,
And soon his body, colored like soap-stone,
Gemmed with eyes of jet.
And you wondered in a trance of thought
What he knew, what he desired, and why he lived at all.
But later your vision watched for men and women
Hiding in burrows of fate amid great cities,
Looking for the souls of them to come out,
So that you could see
How they lived, and for what,
And why they kept crawling so busily
Along the sandy way where water fails
As the summer wanes.


Maricela Guerrero

1977 – , México

A Centrax Runner por haber sugerido el poema y aportar las imágenes

Superficies en contacto

Cuando dos superficies entran en contacto y una de ellas se pone en movimiento existe una fuerza que se opone, dicha fuerza recibe el nombre de fricción y es la causa de que se produzca calor cuando se frota una superficie contra otra.

Desperté sobre una plancha,
millones de mariposas blancas aleteando alrededor de mi cuello:
como una nube de arroz sobre un novio en negro y una novia en blanco
en las escalinatas de una catedral.

Afuera el ruido blanco de un televisor sin señal: estática.
Desperté sobre una plancha, estática,
como una ecuación con dos incógnitas.

Lo que no conozco, lo que no intuyo es cómo atajar este problema.
 
¿Tú crees que el mobiliario de los parques sobreviva a los planes sexenales y a las promesas de campaña?
¿Tú crees que la vida tal y como la conocemos siga un plan cósmico?

Hubo una vez un parque con una resbaladilla gigante: una mole de concreto porcelanizada, lisa y brillante.

Dice el ingeniero que habrá que plantearse un problema.
Plantearse un problema es una forma de entrar en movimiento.
Los ingenieros se plantean problemas y sonríen. Hay problemas con soluciones y problemas sin soluciones:
problemas redondos y alegres que rebosan: se deslizan en las conversaciones de los que menos tienen, se esparcen
esporádicos, ¿cuántas formas posibles de fecundación habrá en el plan cósmico?

Un problema puede ser el desgaste de los materiales:
otro problema puede ser, cuánto dura una ficción al ponerse en contacto con una realidad posible e imposible al mismo tiempo:
como cuando tu mano izquierda no sabe lo que hace tu mano derecha y al revés: el revés es una hermosa y blanca ficción.
¿Puede la vida sobrevivir en una luna donde llueve metano y otros gases?

Como en los chistes puede que haya ficciones blancas y ficciones coloridas o coloradas.
Más vale una vez colorada que cien descoloridas, eso mi abuela decía y parecía una ley de la física, una verdad científica probada por ingenieros y mentes brillantes.
Otro problema podría plantearse así: dígame usted, señor, señora, señorita ¿cuánto calor produce la fricción entre dos superficies conocidas o desconocidas?
Si el movimiento produce fricción y la fricción calor, ¿Por qué estoy tan fría?
Pensó y pensó mientras mariposas blancas aleteaban alrededor de su cuello.
Otro y otro y otro y la anémona se quedó pensando en los miles y millones de problemas que podría plantearse
y cada problema era una mariposa blanca aleteando alrededor del cuello de una ballena blanca y hambrienta varada en una plancha de disección.

Las bacterias que pueden sobrevivir en charcos de ácido a veces son las que menos tienen.
La vida en una luna de Saturno es como rara como los organismos que respiran nitrógeno e hidrocarburos y excretan metano.
El plan sexenal impulsará traer hidrocarburos de charcos lejanísimos y bacterias para los que menos tienen.
La vida como la conocemos es una fricción infinita de fuerzas que se caen bien y de fuerzas que se repelen:
de fuerzas que danzan y de fuerzas que se paralizan sobre planchas de disección infinitas.

Gráficas de Centrax Runner, collage propio a partir de un fotograma de Mediterráneo de Jean-Daniel Pollet

Z podziękowaniami dla Centrax Runnera:

Tłum. Ada Trzeciakowska

Stykające się płaszczyzny

Kiedy dwie płaszczyzny stykają się ze sobą a jedna z nich zaczyna się poruszać, działa na nie przeciwna siła, którą nazywamy tarciem i która jest przyczyną powstawania ciepła, kiedy jedna z płaszczyzn ociera się o drugą.

Obudziłam się na stalowym blacie,
miliony białych motyli trzepotały wokół mojej szyi:
jak chmura ryżu nad panem młodym w czerni i panną młodą w bieli
na schodach katedry.

Na zewnątrz biały szum telewizora bez sygnału: statyka.
Obudziłam się stalowym blacie, statyczna,
jak równanie z dwiema niewiadomymi.

To, czego nie wiem, czego nie przeczuwam, to jak rozwiązać ten problem.

Jak myślicie, czy wyposażenie placów zabaw parku przetrwa sześcioletnie plany i wyborcze obietnice?
Czy uważasz, że życie, takim jakie je znamy, jest zgodne z kosmicznym planem?

Był sobie kiedyś park z gigantyczną zjeżdżalnią: masa porcelanowego betonu, gładka i lśniąca.
 
Inżynier mówi, że trzeba będzie sformułować problem.
Formułowanie problemu jest sposobem na wprowadzenie go w ruch.
Inżynierowie formułują problemy i uśmiechają się. Istnieją problemy z rozwiązaniami i problemy bez rozwiązań:
okrągłe i radosne problemy, które wylewają się: wślizgują się w rozmowy tych, którzy mają najmniej, rozpierzchają się
sporadycznie, ile możliwych form zapłodnienia zawiera się w kosmicznym planie?

Jednym z problemów może być zużycie materiałów:
innym problemem może być to, jak długo trwa fikcja w zetknięciu z rzeczywistością możliwą i niemożliwą zarazem:
jak wtedy, gdy lewa ręka nie wie, co robi prawa i na odwrót: a na odwrocie piękna biała fikcja.
Czy życie może przetrwać na księżycu, na którym pada metan i inne gazy?
 
Podobnie jak w przypadku humoru być może istnieją fikcje białe i podkolorowane lub czarne.
Lepsza raz podkolorowana niż sto bezbarwnych, tak mawiała moja babcia i wydawało mi się to prawem fizyki, naukową prawdą potwierdzoną przez inżynierów i genialne umysły.
Kolejny problem można by sformułować tak: niech mi pan powie, proszę pana, proszę pani, ile ciepła wytwarza tarcie między dwiema znanymi lub nieznanymi ciałami?
Jeśli ruch wytwarza tarcie, a tarcie wytwarza ciepło, to dlaczego jest mi tak zimno?
Rozmyślała bez przerwy, podczas gdy białe motyle trzepotały wokół jej szyi.
Jeszcze jeden i kolejny i ukwiał rozmyślał o tysiącach i milionach problemów, które może sobie stworzyć.
a każdy problem był białym motylem trzepoczącym się na szyi głodnego białego wieloryba, który utknął na stalowym blacie sekcyjnym.

Bakterie, które mogą przetrwać w morzach kwasu, czasami są tymi, które mają najmniej.
Życie na księżycu Saturna jest tak rzadkie, jak organizmy oddychające azotem i węglowodorami oraz wydalające metan.
Sześcioletni plan będzie dążył do dostarczenia węglowodorów z odległych mórz i bakterii dla tych, którzy mają najmniej.
Życie, takie jakim je znamy, to nieskończone ścieranie się sił, które się lubią i sił, które się odpychają:
sił, które tańczą i sił, które leżą sparaliżowane na nieskończonych stalowych blatach sekcyjnych stołów.

Jakub Sajkowski

1985 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Perlas

Tiene encima un préstamo educativo, pero le compra perlas
o más bien » Pearl milk tea «,
(Té con leche al estilo taiwanés,
con bolas de tapioca negras dentro). Si los padres se enteran,
le prohibirían a su hija salir con ese pordiosero
sin coche y sin apartamento en alguna gran ciudad.
El chico le dice que no pasa nada, que trabajará duro.
Lee autobiografías de gente rica
y sus discursos motivadores. Luego ven juntos una película
donde las perlas de tapioca son lo más dulce del mundo
y todo comienza con ellas.

(De Ilha Formosa*, 2021)

*Ilha Formosa: nombre de Taiwán en la época colonial

Fotogramas de Millenium mambo de Hou Hsiao-Hsien

Perły

Ma kredyt studencki na głowie, ale kupuje jej perły
czy też raczej „Pearl milk tea”,
(herbata z mlekiem w stylu tajwańskim,
w niej czarne kulki z tapioki). Jakby rodzice się dowiedzieli,
zakazaliby córce spotykać się z tym dziadem
bez samochodu i mieszkania w dużym mieście.
Chłopak mówi jej, że nic nie szkodzi, będzie ciężko pracował.
Czyta autobiografie bogatych ludzi
i ich przemówienia motywacyjne. Potem ogląda z nią film,
w którym perły z tapioki są najsłodsze na świecie
i wszystko się od nich zaczyna.

(z Ilha Formosa*, 2021)

*Ilha Formosa – port. „piękna wyspa”, kolonialna nazwa Tajwanu.

Adam Gai

Página del autor

1941 – , Argentina/Israel

Localidades numeradas

Para ir a la guerra tuve que comprar con anticipación el boleto con el asiento numerado para no viajar de parado. La estación desbordaba de pasajeros. No todos iban a la misma guerra, yo elegí la final, porque era la decisiva. Al bajar del tren sentí el ruido de los cañones, pero estaban lejos. Me puse en camino. Las señales de tránsito eran precisas, la primera era un muerto tirado apuntando el brazo a la derecha. No pude correr como había planeado, había un embotellamiento de cadáveres y los semáforos no funcionaban. Hacía calor, mucho calor, un poco por el verano, un poco más por las explosiones. Me sentí en casa en ese terreno. No era la primera en la que participaba, desde hace años hay una guerra cada dos semanas y la gente se acostumbra, es como ir de picnic. A mi lado pasó una familia: esposo, esposa, cuatro chicos y el perro, con bolsas de comida, y una carpa para no morir a la intemperie. En un cruce nos separamos, yo me moría de sed. Por suerte había un kiosco, una mujer pálida atendía. Tuve que repetir tres veces que quería una latita de Indian Tonic y me di cuenta por qué. La mujer se había tapado los oídos con algodón, para no oír los estruendos. Me preguntó si conocía a la guerra, le dije que no, que vine después de leer el aviso en el periódico. Me preguntó a qué bando pertenecía. Le dije que a los dos, que no hago diferencias.
Veo venir una guerra, le doy la mano y le digo mucho gusto, encantada, me responde. Nos sacamos un selfi y me morí otra vez.

Fotogramas de La jeteé de Chris Marker y Vals con Bashir de Ari Folman

Tłum. Ada Trzeciakowska

Bilet z miejscówką

Aby dostać się na wojnę musiałem z wyprzedzeniem kupić bilet z miejscówką, nie chciałem stać. Stacja pękała w szwach. Nie wszyscy jechali na tę samą wojnę, ja wybrałem tę ostateczną, bo zdawała mi się decydująca. Gdy tylko wysiadłem z pociągu, z oddali doleciał mnie huk dział. Ruszyłem piechotą. Znaki wskazujące drogę były precyzyjne, pierwszym było leżące na ziemi ciało celujące ramieniem w prawo. Nie mogłem zjeść, tak jak to sobie zaplanowałem, zrobił się zator z trupów i sygnalizacja nie działała. Panował upiorny upał, częściowo z powodu lata, częściowo z powodu wybuchów. Poczułem się jak w domu. To nie była pierwsza wojna, w której brałem udział, od wielu lat co dwa tygodnie wybucha jakaś wojna i ludzie się w końcu przyzwyczajają, to prawie jak wyjazd na piknik. Minęła mnie jakaś rodzina: mąż, żona, czwórka dzieci i pies, nieśli torby z zakupami, namiot, żeby nie umrzeć pod gołym niebem. Na skrzyżowaniu się rozdzieliliśmy, umierałem z pragnienia. Na szczęście natknąłem się na kiosk, obsługiwała go jakaś blada kobieta. Dopiero gdy powtórzyłem trzy razy, że chcę puszkę Indian Tonic, zauważyłem, że ma zatkane watą uszy, żeby nie ogłuchnąć od huku wybuchów, Zapytała, czy wiem co to wojna, odpowiedziałem, że nie, że przyjechałem po przeczytaniu ogłoszenia w gazecie. Zapytała wtedy po której stronie stoję. Powiedziałam, że po obu, że nie widzę różnicy.
Widzę, jak nadciąga wojna, podaję jej rękę mówię, że bardzo mi miło, mnie też odpowiada. Robimy sobie selfi, wtedy umieram po raz kolejny.

Tadeusz Różewicz

1921- 2014, Polonia

Trad. Fernando Presa González

Le grité

Le grité
hace diez años

se fue
en zapatillas de papel
negro brillante

«no te expliques
-decía-
no hace falta»

le grité
en el pasillo vacío
del hospital

era julio bochorno
se desconchaba la pintura correosa
en las paredes

olía a tilo
en el parque municipal
cubierto de hollín

yo impío
quería llorar una pradera para ella
cuando agonizando
ella desdeñaba jadeante
el vacío y terrible más allá

en un abrir y cerrar de ojos
volvió en sí al pueblo
quise conseguir para ella suplicando
en la última hora
un árbol
una nube un pájaro

veo sus diminutos pies
en unas zapatillas
de papel

me senté
entre la mesa y el féretro
impío quise un milagro
en una jadeante ciudad industrial
en la segunda mitad
del siglo XX
esta cosa
sacada de mí
a la luz llora

Fotografías de Tony Luciani

KRZYKNĄŁEM NA NIĄ…

krzyknąłem na Nią
przed dziesięciu laty

odeszła
w pantoflach z czarnego
błyszczącego papieru

«nie tłumacz się
-powiedziała-
nie trzeba»

krzyknąłem na Nią
w pustym
szpitalnym korytarzu

był lipiec upał
łuszczyła się farba olejna
na ścianach

pachniały lipy
w miejskim pokrytym kopciem
parku

ja bezbożny
chciałem dla niej wypłakać łąkę
kiedy konając
odpychała zdyszana
puste i straszne zaświaty

wróciła na mgnienie oka
do siebie na wieś
chciałem dla niej wyżebrać
w ostatniej godzinie
drzewo
chmurę ptaka

widzę jej stopy drobne
w czarnych papierowych
pantoflach

siedziałem między
stołem i trumną
bezbożny chciałem cudu
w przemysłowym zdyszanym
mieście w drugiej połowie
XX wieku
ta rzecz płacze
wyjęta ze mnie
na światło

Bohumil Hrabal

1914-1997, Chequia

Hrabal trabajó durante una época en una planta de reciclaje de papel de libros censurados.  Además, sus obras también fueron censurados por el régimen comunista.

Trad. Monika Zgustová

Una soledad demasiado ruidosa

Trabajé hasta bien entrada la noche y me refrescaba sacando la cabeza por el patio interior, y a través de aquella chimenea de cinco pisos miraba, como el joven Kant, un fragmento del cielo estrellado; después, tomando el asa de la jarra, a cuatro patas y con paso inseguro, subía la escalera y, tambaleándome, me dirigía a la taberna, compraba cerveza y volvía a bajar a tres patas a mi madriguera donde, sobre la mesa, a la luz de la bombilla, tenía abierto el libro Teoría general del cielo de Immanuel Kant… En el silencio de la noche, cuando los sentidos reposan calmados, habla un espíritu inmortal en un lenguaje difícil de designar, compuesto de conceptos, que es posible comprender pero imposible describir… Estas frases me afectaron de tal manera que me fui corriendo a sacar la cabeza al patio abierto para mirar el fragmento de cielo estrellado y sólo después continué cargando el papel asqueroso a la prensa con una horca, un papel lleno de familias de ratitas envueltas en una especie de algodón, de telaraña; de hecho los que trabajan con papel viejo no son humanos, de la misma manera que tampoco lo es el cielo, yo ya sé que alguien lo tiene que hacer, pero en el fondo mi trabajo se reduce a una matanza de inocentes, tal como la pintó Pieter Brueghel, la semana pasada envolví todas las balas con la reproducción de ese cuadro, hoy, en cambio, me iluminaba el amarillo y el dorado de los Girasoles de Van Gogh, de sus círculos y sus puntos, y este resplandor acrecentaba mi sentido de lo trágico. Así trabajaba, adornando las pequeñas tumbas de los ratoncitos, y de vez en cuando me iba a leer un fragmento de la Teoría general del cielo, cada vez tomaba una frase y la saboreaba como si fuese un caramelo de menta. Me inundaba la grandeza desmesurada y la infinita pluralidad, me invadía la belleza, la belleza caía sobre mí como un riego, de todos lados, el cielo visto a través del agujero del patio interior encima de mi cabeza, los combates y las guerras de dos clanes de ratas en las alcantarillas bajo mis pies, ante mí, en fila india, como un tren de veinte vagones, veinte paquetes iluminados por el centelleo de los girasoles; la máquina con su gran fuerza horizontal chafaba los ratoncitos silenciosos que no decían ni pío, como cuando les agarra un gato cruel y juega con ellos, y es que la misericordiosa naturaleza ha inventado el horror, es el horror que hace fundir los plomos, él, más fuerte que el dolor, envuelve a quien visita en el momento de la verdad. Todo eso me dejaba admiradísimo, súbitamente me sentí santificado, embellecido por dentro, por haber tenido el valor de soportarlo, por no haber perdido el juicio entre todas las cosas que veía y experimentaba en cuerpo y alma, aquí, en mi soledad demasiado ruidosa, me daba cuenta con estupefacción que este trabajo me había introducido en el campo infinito de la omnipotencia. Sobre mi cabeza brillaba una bombilla, los botones verde y rojo ponían en movimiento el cilindro de la prensa, hala, hala, ahora voy, ahora vuelvo, y yo, al fin y a la postre, llegué al pie de la montaña, tuve que coger una pala y, al igual que los excavadores de zanjas, ayudarme con una rodilla para poder vencer el papel convertido en una especie de arcilla. La última pala llena de aquella materia pegajosa y húmeda; me sentía como un limpiador de alcantarillas, trabajando en el profundo abismo de una cloaca abandonada. Deposité allí la Teoría general del cielo, abierta; até el paquete con alambres, el botón rojo interrumpió la presión y soltó el paquete hecho; lo arrastré a la cola, a la fila de sus compañeros gemelos, me senté en un peldaño, mis manos colgaban sobre el suelo de cemento mientras veintiún girasoles iluminaban la sombría penumbra de mi cueva. Los ratoncitos temblaban de frío porque ya no les quedaba papel donde excavar sus escondrijos, uno de ellos se me acercó y me atacó, un pequeño ratoncito se lanzaba contra mí, incorporado sobre sus patas traseras, tal vez me quería morder o echarme al suelo, o sólo hacerme un poco de daño, con toda la fuerza de su cuerpecito saltaba y me mordía la húmeda suela de los zapatos, yo rehusaba suavemente sus ataques, pero en vano, hasta que al final no pudo más, jadeando se retiró a un rincón para mirarme fijamente, directamente a los ojos; temblando como una hoja comprendí que en aquellos ojos de ratoncito había algo más que el cielo estrellado sobre mi cabeza y la ley moral en mi interior. Como un relámpago se me apareció Arthur Schopenhauer afirmando que la más elevada de las leyes es el amor y el amor es compasión, comprendí por qué Arthur odiaba tanto al forzudo de Hegel y me alegré de que ni Hegel ni Schopenhauer hubieran sido comandantes de dos ejércitos adversarios: estaba seguro de que aquellos dos habrían sido tan despiadados como los dos clanes de ratas en las alcantarillas del subsuelo de Praga. Por la noche me eché en la cama, medio muerto, bajo el baldaquín que soportaba dos toneladas de libros; en las tinieblas de mi habitación escasamente iluminada por los faroles de la calle distinguía los lomos de los libros y me parecía percibir en el silencio el roer de los pequeños dientes de los ratoncitos, de encima de mi cabeza me llegaba aquel sonido que me llenaba de pánico, me parecía oír el tictac de una bomba, y si había ratoncitos, se trataba sin duda de todo un nido, los nidos se convertirían en villorrios, los villorrios en pueblos y, de acuerdo con la progresión geométrica, al cabo de un año ese nido se convertiría en toda una ciudad de ratoncitos, que roerían tan bien y con tanta aplicación las vigas del baldaquín que pronto bastaría con hacer un gesto imprudente o emitir un sonido para que las dos toneladas de libros se desmoronasen sobre mí; ésa sería su venganza por haberlos prensado.

Película de 2007, adaptación del libro por Genevieve Anderson

1 Fotografía de Josef Koudelka; 2-4 Bohumil Hrabal

Tłum. Piotr Godlewski

Zbyt głośna samotność

Pracowałem do nocy i żeby się odświeżyć, wychodziłem do szybu wentylacyjnego i przez studnię pięciu pięter patrzyłem na skrawek gwiaździstego nieba jak młody Kant, a następnie na czworakach, dzierżąc ucho pustego dzbana, wytaczałem się do tylnego wyjścia i zataczając się szedłem po piwo, aby potem znów podpierając się ręką zejść tyłem ze schodów do piwnicy, jakbym schodził z góry po drabinie, i na stoliku pod świecącą żarówką miałem otwartą Teorię nieba, paczki stały przy windzie na baczność, a dziś napocząłem setkę mokrych i przemoczonych wielkich reprodukcji Słoneczników Vincenta van Gogha, więc boki każdej paczki jaśniały złocistym i pomarańczowym słonecznikiem na błękitnym tle, tak więc zmniejszał się smród sprasowanych myszek i ich gniazd, i starego, rozpadającego się papieru, suwak prasy poruszał się tam i z powrotem, gdy wciskałem to zielony, to czerwony guzik, w przerwach piłem piwo i do tego czytałem Teorię nieba Immanuela Kanta, o tym, że w ciszy, w powszechnej ciszy nocy oraz w spokoju zmysłów duch nieśmiertelny mówi nienazwanym językiem o pojęciach, które można wprawdzie zrozumieć, lecz nie opisać… I te zdania szokowały mnie tak, że wybiegałem do szybu wentylacyjnego i patrzyłem w górę na gwiaździsty wycinek nieba, a następnie nadal ciskałem widłami do koryta ohydny papier z mysimi rodzinami owiniętymi w taką ligninkę, taką watkę, lecz ten, kto pakuje stary papier, nie jest humanitarny, podobnie jak niebiosa, w gruncie rzeczy to, co robiłem, ktoś tę pracę musiał wykonać, ta praca była rzezią niewiniątek, tak jak to namalował Pieter Breughel, w tę reprodukcję owijałem wszystkie paczki w zeszłym tygodniu, ale dzisiaj jaśniały mi kręgi i tarcze złotej i żółtej barwy, Słoneczniki van Gogha, które wzmagały tylko poczucie tragedii. Tak więc pracowałem i ozdabiałem grobeczki myszek, a przy tym odbiegałem na bok i czytałem z Teorii nieba, jedno tylko zdanko brałem zawsze do ust jak ślazowy cukierek, tak więc byłem przy pracy napełniony niezmierną wielkością i nieskończoną mnogością, i pięknem, które tryskało na mnie ze wszystkich stron, gwiaździste niebo dziurawego szybu wentylacyjnego nade mną, wojna i bitwy dwóch szczurzych klanów we wszystkich kanałach i ściekach miasta stołecznego Pragi pode mną, dwadzieścia paczek ustawionych równo jak pociąg o dwudziestu wagonach zwrócony w stronę windy, a wszystkie obrócone ku mnie ściany paczek były rozświetlone lampami słoneczników, pełne koryto prasy, ściskane siłą poziomej śruby, zgniatało ciche myszki, które nie wydały nawet głosiku, tak samo jak gdy myszkę złapie i igra z nią okrutny kocur, tak oto miłosierna natura wynalazła zgrozę, w której wyłączają się bezpieczniki i zgroza silniejsza niż ból ogarnia tego, kogo nawiedzi w minucie prawdy. Wszystko to wprawiało mnie w osłupienie, nagle mnie uświęciło i wypiękniałem we własnych oczach, bowiem miałem odwagę nie oszaleć od tego wszystkiego, co w tej mojej zbyt głośnej samotności widziałem i ciałem oraz duszą osobiście zaznałem i przeżyłem, nabywałem pełnej zdumienia wiedzy, poprzez tę pracę rzucającej mnie w nieskończony obszar wszechmocy. A nade mną świeciła żarówka, czerwone i zielone guziki poruszały suwakiem prasy tam i na powrót, wreszcie dobrałem się łopatą do dna piwnicy i jak kopacze, gdy wyrzucają ziemię z wykopu, ja też musiałem pomagać sobie kolanem, by stylisko łopaty utrzymało ten papier, który przetworzył się już w jakiś margiel, w opokę. Tak więc wrzuciłem ostatnią łopatę mokrej i kleistej substancji, jakbym był kanalarzem i czyścił dno opuszczonego ścieku w podziemiach praskiej kanalizacji. Do ostatniej paczki włożyłem otwartą Teorię nieba i kiedy podwiązałem paczkę drutami, i czerwony guzik zwolnił nacisk, i wytoczyłem tę paczkę na wózek, i odwiozłem ją do tych dwudziestu pozostałych, siadłem na stopniu, ręce zwisały mi przez kolana na zimną cementową podłogę. Dwadzieścia jeden Słoneczników świeciło w ciemnej szarzyźnie piwnicy i kilka myszek, które trzęsły się z zimna, bo nigdzie nie było już papieru, jedna z tych myszek podeszła blisko i zaatakowała mnie, maleńka myszka doskakiwała do mnie na tylnych łapkach i chciała ugryźć mnie albo może przewrócić, możliwe, że chciała mnie jedynie zranić, całą siłą swego mysiego ciałka skakała i kąsała moją mokrą podeszwę, za każdym razem odsuwałem ją delikatnie, ale myszka wciąż od nowa rzucała się na moją podeszwę, aby wreszcie całkiem bez tchu przysiąść w kątku i patrzeć na mnie, patrzeć mi w oczy, i zacząłem dygotać, widziałem, że w tych mysich oczach jest w tej chwili coś więcej niż gwiaździste niebo nade mną, więcej niż prawo moralne we mnie. Uderzeniem pioruna oznajmił mi Artur Schopenhauer, że najwyższym prawem jest miłość, a ta miłość to współczucie, pojąłem, dlaczego Artur tak nienawidził głoszącego kult siły Hegla, byłem jednak zadowolony, że ani Hegel, ani Schopenhauer nie byli dowódcami wrogich armii, bo ci dwaj toczyliby wojnę dokładnie taką, jaką wiodą dwa szczurze klany we wszystkich kanałach i ściekach praskich podziemi. Dziś w nocy byłem taki zbiedzony, leżałem w poprzek łóżka pod baldachimem, nad którym belki podtrzymywały dwie tony książek, patrzyłem w półmrok wdzierający się ze skąpo oświetlonej ulicy i przez szpary między deskami widziałem grzbiety książek, a kiedy było cicho, nagle usłyszałem chrobot mysich ząbków, słyszałem, jak pracują na baldachimie nad moim łóżkiem, i z kilku książek dochodził mnie ten dźwięk, który napędzał mi strachu, jakby cykał tam stoper, a gdzie są myszki, tam gdzieś nade mną będzie też mysie gniazdo, a gdzie są gniazda, tam za kilka miesięcy powstanie mysia osada, a za pół roku wioski myszek, które w postępie geometrycznym, nim minie rok, utworzą miasteczko, zdolne podgryzać również tramy i belki tak przemyślnie, że pewnego razu – i to już wkrótce – trącę je tylko głosem, tylko nieznacznym ruchem ręki i zleci na mnie tych dwadzieścia kwintali książek, i tak myszki zgotują mi odpłatę za wszystkie paczki, w których je kiedykolwiek sprasowałem.

Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Poema del nuevo libro de Ewa «Sombras de los perros que gimen» nominado, hace pocos días, al Premio Literario Gdynia (unos de los premios más importantes de Polonia)

Trad. Ada Trzeciakowska

puedo demostrarlo

la tapa del frasco se ha aflojado.
tal vez alguien quiso abrir el tarro con un cuchillo,
introduciendo dentro un poco de cristal, es tan
insensato, meter el ojo en el interior, girar el fondo del frasco,
a ver si afloja la tapa y la vida sabe a frambuesa.
es el otoño quien se metió dentro, lo encierro ahora
en el frigorífico y lo relamo, no quiere hablar conmigo
porque maté una araña, aunque la pude haber domesticado.
no sé de amor, ¿qué le podría haber ofrecido?
¿segunda vida en la que alimentarla con azúcar
y dejar que coma carne? Yo misma
engulliría frambuesas, como si se tratara de una enfermedad.

Fotograma de Amélie de Jean-Pierre Jeunet

Wiersz z nowego tomiku Ewy «Cienie piszczących psów», kilka dni nominowano go do Nagrody Literackiej Gdynia.

mam na to papiery

pokrywka od słoika poluzowała się.
być może ktoś chciał otworzyć słój nożem,
wprowadzając do środka trochę szkła, to takie
niemądre, pchać oko do wnętrza, przekręcać dno słoika,
bo może pokrywka odskoczy, a życie będzie malinowe.
to jesień władowała się do środka, wciskam ją teraz
do lodówki i oblizuję, nie chce ze mną gadać,
bo zabiłam pająka, a mogłam go oswoić.
nie znam się na miłości, co mogłabym mu dać?
drugie życie, w którym karmiłabym go cukrem
i pozwoliłabym mu jeść mięso? sama
żarłabym maliny, jakby to była jakaś choroba.

José Emilio Pacheco

1939-2013, México

contra la kodak

Cosa terrible es la fotografía.
Pensar que en esos objetos cuadrangulares
yace un instante de 1959.
Rostros que ya no son,
aire que ya no existe.
Porque el tiempo se venga
de quienes rompen el orden natural deteniéndolo,
las fotos se resquebrajan, amarillean.
No son la música del pasado:
son el estruendo
de las ruinas internas que se desploman.
No son el verso sino el crujido
 de nuestra irremediable cacofonía.

Fotografía de mi abuela Bogusia, 1945 (a la derecha)

Tłum. Ada Trzeciakowska

przciwko kodakowki

Fotografia to straszna rzecz.
I pomyśleć, że w tych kwadratowych przedmiotach
spoczywa chwila z 1959.
Twarze, których już nie ma,
powietrze, które już nie istnieje.
Bo czas się mści
na tych, co zakłócają naturalny porządek rzeczy zatrzymując go,
Na fotografiach pojawiają się rysy, żółkną.
Nie są muzyką z przeszłości:
są łoskotem
walących się wewnętrznych ruin.
Nie są wersem, lecz trzaskiem
naszej nienaprawialnej kakofonii.

Diane Wakoski

1937 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Pequeña mancha de sangre encontrada después de hacer el amor

La revelación nos llega a todos,
a los bomberos y a las ancianas que queman las tostadas.
Hiciste el amor con la diosa del bosque cuyo pelo se enrollaba en espirales
de llamas en torno a sus pies en la senda.
La quisiste llevar contigo como la
imagen del pequeño hilo de
sangre en la sábana. Pero en cambio
estás sentado en un parque junto a una sibila sin hogar envuelta
en periódicos, y te sientes vacío,
como si la sangre rezumase de tu propio cuerpo. Pero
¿adónde se fue?
Ella no va a cambiar su vida, ¿por qué iba a hacerlo?
Solo puede verte a escondidas,
como si fuera un libro en una lengua extranjera
que un lector desentrañaría,
si tan solo supiera qué dice el texto. Por eso sólo puede
quedarse en la estantería,
sin traducir.
¿Tal vez sólo nuestros secretos
explican nuestras vidas, y al revelar cualquiera
perdemos todo el significado posible?
¿Tal vez esta mancha es todo
lo que queda
de un incendio forestal: aquel pino Ponderosa
que renació de una piña semienterrada,
la luna creciente
que ella dejó atrás
iluminándote
invisiblemente cada noche?

Autor: Sdanir. Estatua de Tanit hallada en la isla de Ibiza. Museo de Arqueología de Barcelona.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Plamka krwi znaleziona po uprawianiu miłości

Iluminacji może doznać każdy,
nawet strażacy i starsze panie przypalając tosty.
Kochałeś się z leśną boginką, której włosy zwijały się w płonące
spirale wokół jej stóp na ścieżce.
Pragnąłeś zabrać ją ze sobą jako
obraz strużki
krwi na prześcieradle. Lecz zamiast tego
siedzisz w parku przy bezdomnej sybilli owiniętej
gazetami, i czujesz się pusty,
jakby krew sączyła się po kropli z twojego ciała. A obraz,
gdzie jest?
Ona nie ma zamiaru zmieniać swojego życia,
niby z jakiego powodu miałaby?
Może widywać cię tylko po kryjomu;
jakby była książką w obcym języku,
którą czytelnik mógłby zgłębić
gdyby tylko wiedział o czym jest tekst. Może jedynie
leżeć na półce,
nieprzetłumaczona.
Być może tylko nasze sekrety
tłumaczą nasze życie, a wyjawienie któregokolwiek
pociąga za sobą utratę wszelkich możliwych znaczeń?
Być może ta plamka jest wszystkim
co zostało
z leśnego pożaru, po którym odrodziła się sosna Ponderosa
z na wpół pogrzebanej szyszki,
półksiężyc,
który pozostawiła po sobie, rzucający
blask na ciebie
niewidzialnie co noc?

Small Blood Stain Found after Making Love

Revelation come to everyone,
firefighters and old women burning toast.
You made love to the forest goddess whose hair wound in flaming
coils around her feet on the trail.
You wanted to take her with you, as the
image of the little curve of
blood on the sheet. But instead
you are sitting in a park next to a homeless sibyl wrapped
in newspapers, and feel empty,
as if the blood leaked out of your own body. But
where did it go?
She’s not going to change her life,
and why should she?
She can only see you clandestinely;
as it is as if she is some book in a foreign language
that a reader would give away
if they knew what the text said. She can only
remain on the shelf,
untranslated.
Perhaps only our secrets
explain our lives, and to reveal any secret
is to lose all possible meaning?
Perhaps this stain is all
that’s left
of a forest fire that rekindled Ponderosa
from a long buried-cone,
the crescent moon
she left behind shining
invisibly
on you every night?

José Emilio Pacheco

1939-2013, México

El silencio

La silenciosa noche. Aquí en el bosque
no se escuchan rumores.
Los gusanos trabajan.
Los pájaros de presa hacen lo suyo.
Pero yo no oigo nada.
Sólo el silencio que da miedo. Tan raro,
tan escaso se ha vuelto en este mundo
que ya nadie se acuerda de cómo suena,
nadie quiere
estar consigo mismo un instante.
Mañana
dejaremos de nuevo la verdadera vida para mañana.
No asco de ser ni pesadumbre de estar vivo:
extrañeza
de hallarse aquí y ahora en esta hora tan muda.
Silencio en este bosque, en esta casa
a la mitad del bosque.
¿Se habrá acabado el mundo?

Fotografías de Jerry Uelsmann

Tłum. Krystyna Rodowska

Cisza

Noc bezszelestna. W lesie
nic nie słychać, żadnych odgłosów.
Robactwo pracuje.
Ptaki drapieżne pełnią swą powinność
z pewnością,
lecz ja nic nie słyszę.
Boję się tylko ciszy. Przedziwnej,
prawie niespotykanej na tym świecie,
gdzie nikt nie wie, jak dźwięczy jego własny głos,
nikt nie pragnie
zostać przez chwilę sam na sam ze sobą.
Jutro,
znów odłóżmy na jutro autentyczne życie.
Nie dręczy mnie fakt, że istnieję,
lecz niezwykłość
tego tutaj i teraz o tak niemej porze.
Cisza w tym domu,
pod bandażem lasu.
Czyżby nastał koniec świata?

Trad. Philippe Chéron

Le silence

La gruta de las palabras Silencieuse nuit. Ici dans le bois
je ne distingue pas la moindre rumeur, non, d’aucune sorte.
Les vers travaillent.
Les oiseaux de proie font leur besogne
(certainement).
Mais je n’entends rien.
Rien que le silence qui fait peur. Il est devenu
si rare, si rare en ce monde
que personne ne se rappelle à quoi il ressemble,
plus personne ne veut
se retrouver avec soi-même un seul instant.
Demain
nous remettrons de nouveau la vraie vie
à demain.
Non par dégoût d’être ni par ennui de se sentir vivant :
étonnement de se trouver ici et maintenant à cette heure aussi muette.
Silence dans ce bois, dans cette maison
au milieu du bois.
Serait-ce la fin du monde ?

Transl. Consuelo Méndez

The Silence

La gruta de las palabras A silent night. Here in the forest 
I don’t distinguish rumors, no, of any kind. 
Worms work. 
Birds of prey do their thing 
(probably). 
But I don’t hear a thing. 
Only a silence that scares. So rare, 
so rare, so scarce this world has become
that no one remembers how it sounds, 
nobody wants 
to be with himself an instant. 
Tomorrow
we will leave the real life 
for tomorrow. 
Don’t get disgusted or grieve to be alive: 
strangeness of being here and now in this hour so silent. 
Silence in this forest, in this house 
in the middle of the forest. 
Did the world end? 


Tadeusz Różewicz

1921- 2014, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Flaquea el poeta
las imágenes pierden fuerza

las pinturas palidecen reptan
se desvanecen
blanquean en la desembocadura
caen
a un agujero negro

el 20 de octubre de 1850
vino al mundo
Artur Rimbaud

Temporada en el infierno
qué época tan bella
el cielo y el infierno

aún viva la metáfora
florecía en el interior
de la metafísica

maravillosamente insólitas
jugaban las letras y las palabras
A noir E blanc I rouge
O bleu U vert

A partir de ahí la poesía empezó a
tener fiebre delirar
entre dos guerras
blanquearon las imágenes
blanquearon las metáforas

A blanc E blanc I blanc
O blanc U blanc

en el destello de la bomba atómica
blanquearon los ojos las bocas
blanqueó el cuerpo del mundo

Altered States de Ken Russell; créditos de varias películas de Godard; cartel y fotograma de Hiroshima mon amour de M. Duras, foto propia del Museo de la Paz en Hiroshima; collage de Matthieu Bourel;

***

Słabnie poeta
obrazy tracą siłę

farby bledną pełzną
rozpływają się
bieleją u ujścia
spływają
do czarnej dziury

20 października 1850 roku
przyszedł na świat
Artur Rimbaud

Sezon w piekle
jaka piękna epoka
piekło niebo

żywa jeszcze metafora
rozkwitała we wnętrzu
metafizyki

zjawiskowo niezwykłe
bawiły się litery i słowa
A noir E blanc I rouge
O bleu U vert

Od tej chwili poezja zaczęła
gorączkować majaczyć
między dwoma wojnami
zbielały obrazy
zbielały metafory

A blanc E blanc I blanc
O blanc U blanc

w błysku bomby atomowej
zbielały oczy usta
zbielała postać świata

Luis Miguel Sanmartín

1967 – , España (Alicante)

abismo de sofá

he querido fingir todo este tiempo
fingir que no soy nadie y que no existo
fingir en los poemas
que sufro realmente

que vuelo sin el aire

he querido el abismo en los sillones
la odisea en la ducha
el personaje dentro de la ropa

he pretendido (profano jugador)
la exactitud sin apostar

y cuando el día acabe
tendré
otra lección sobre la mesa

non diligamus verbo
nec lingua sed opere et veritate

no quieras nada
no esperes nada

inventa otros adagios

abraza la emoción

alumno aventajado entre tus dudas

del poemario Frost (Escarcha)

Tłum. Ada Trzeciakowska

w Czeluściach kanapy

chciałem udawać przez cały ten czas
udawać że jestem nikim i że mnie nie ma
udawać w wierszach,
że cierpię prawdziwie

zawsze w locie choć bez skrzydeł

pragnąłem przepaści pod fotelem
odysei pod prysznicem
bohatera w bieliźnie

żądałem (ja światowy gracz)
precyzji nie stawiając na nic

nim dzień dobiegnie końca
czekać mnie będzie
kolejna lekcja do odrobienia

non diligamus verbo
nec lingua sed opere et veritate

nie pragnij niczego
na nic nie czekaj

wymyślaj inne adagia

nie unikaj wzruszenia

uczniu wybitny w godzinie zwątpienia

z tomiku Frost (Szron)

Fotgrafías de Philip-Lorca diCorcia

Tadeusz Różewicz

1921- 2014, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Narciso

Un joven agachado sobre el negro espejo del agua contempla el rostro del muerto su rostro que yace allí
rostro con ojos cerrados su perfil sobre el fondo
del traje plateado la boca entreabierta el rojo desvaneciéndose
en los labios sombra
en la cuenca del ojo
soledad retirada del mundo
el limitarse a su reflejo
el presentimiento del hombre
contemporáneo

de Escudo de telaraña

Narciso de Caravaggio y una reinterpretación moderna. Autor desconocido.

Narciso

Młodzieniec pochylony nad czarnym lustrem wody wpatruje się w leżącą tam twarz umarłego swoją
twarz z zamkniętymi oczami profil na tle
srebrniejącej sukni usta rozchylone niknąca czerwień
na wargach cień
w oczodole
samotność odcięcie od świata
ograniczenie się do swego odbicia
przeczucie współczesnego
człowieka

z Tarcza z pajęczyny

Ewa Jarocka

1980 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Mi amante me dio en el ojo con un trozo de cristal

y vi a un perro /en el balcón. olía el mundo /y sintió lo mismo que los que se hicieron una herida, /cuya realidad cobró el color /de la provocación. /¿sintió? /hm. /ando por el corral como el perro por el balcón /en vez de oler la tierra y el aire, miro el cristal /en el ojo, /miro una fábrica de cristal entera! /es como un arco iris, /rabioso de tanta de belleza. /pero el perro jamás lo podrá oler, /ni siquiera lo podrá ver, /porque no sabe que existe. /¿y si lo ve entero con sus raíces?  /y lo adivina todo. /si cava un agujero profundo. /si llega con sus patas a un núcleo /de la tierra, /a la verdad /y al dolor de la verdad /nadie jamás le volverá a echar en cara que no está vivo /por lo tanto qué es lo que puede saber/ del amor.

Fotogramas de Adiós al lenguaje de Jean-Luc Godard (superposición del rostro de Anna Karina por vaguevisage.com) y el ojo de dios (nebulosa de la Hélice)

Dostałam od kochanka w oko kawałkiem szkła

i zobaczyłam psa /na balkonie. wąchał świat /i czuł to, co skaleczeni, /których rzeczywistość nabrała barw /prowokacji. /czuł? /hm. /chodzę po podwórku jak pies po balkonie, /zamiast wąchać ziemię i powietrze, patrzę na szkło /w oku. /gapię się na całą hutę szkła! /jest jak tęcza, /wściekła od piękna. /pies nigdy jej nie powącha, /nawet nie zobaczy, /bo nie wie, /że jest. /a może dojrzy ją razem z korzeniami? /wszystko odgadnie. /będzie w niej kopał dół głęboki. /dotrze łapami do jakiegoś jądra /ziemi, /do prawdy /i bólu prawdy /i już nikt nigdy nie zarzuci mu, że nie żyje, /więc co może wiedzieć /o miłości.

Tadeusz Różewicz

1921- 2014, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Quitarse un peso

ha venido
y os dice

no sois responsables
ni del mundo ni del fin del mundo
os han quitado de los hombros un peso
sois como pájaros y niños

divertíos
y se divierten

olvidan
que la poesía contemporánea
es la lucha por el aliento

Rabbit – Jeff Koons, en mayo de 2019 se vendía en la casa de subastas Christie’s de New York por 91,1 millones de dólares. En ese momento el conejo-globo de Koons se convertía en la obra más cara vendida por un artista vivo en una subasta.

Zdjęcie ciężaru

Przyszedł do was
i mówi

nie jesteście odpowiedzialni
ani za świat ani za koniec świata
zdjęto wam z ramion ciężar
jesteście jak ptaki i dzieci
bawicie się

i bawią się

zapominają
że poezja współczesna
to walka o oddech

Robert Hass

1941 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Boceto primaveral 2

Un hombre dice: lilas frente a las casas blancas, dos gorriones, uno rayado, en un abedul mermante, y no encuentra manera de expresarlo.

Para ser anhelada, dijo Thorstein Veblen* -desesperado en Palo Alto- una cosa debe ser inservible, es decir, surgir de «una adaptación selectiva de formas a propósito de un desperdicio ostensible «.

Así que intentamos no tirar nada, como Keith, quien preparándonos la cena, tal como lo hacía su abuela en Jamaica -sin dejar nada; la cocina estaba tan limpia al final como cuando empezaba- aprovechó hasta los caparazones de gambas y las hojas de zanahoria,

y cuando tratamos de expresar nuestra admiración dijo: «Escuchad, debería enviaros al corral a por un clavo oxidado para enriquecer la sopa en hierro».

La primera tentación de Sakyamuni** fue el deseo, pero se dio cuenta de que conducía a la realización y luego, otra vez al deseo, así que la superó fácilmente.

Por haberla podado mal en años sucesivos, la rosa trepadora ha echado, entre los grandes capullos rosa pálido, unas blancas rosas silvestres.

Supongamos que, antes de decir plateado, luz de luna o hierba mojada, cada poeta tuvo que aceptar la responsabilidad por la inocencia de todo el sufrimiento en la tierra,

porque aprendió en aritmética, durante las largas jornadas escolares, que si quedaba algo,

tenías que llevarlo. La rosa silvestre parece ingrávida, mientras a los capullos grandes les pesan la riqueza y la tristeza de Europa

porque imitan la agonía, pétalo a pétalo, de las personas que los cultivaron.

Puedes oír cómo canta el dolor en los nervios de las cosas -no es un cántico-.

La cabeza de la gacela se tornó -tres chacales están devorando sus entrañas y ella está mirando-.

*Sociólogo y economista estadounidense. En «Teoría de la clase ociosa» explica que el producto no necesita tener un valor por sí mismo. Le basta con un valor atribuido por su novedad, escasez, rareza o cualquier otra circunstancia. De esta forma cumple la premisa de que cuanto más elevado es su precio, más demandado es.

** Uno de los nombres del Buda

Tłum. Mieczysław Godyń

Szkic wiosenny 2

Mężczyzna mówi: krzewy bzu na tle białych domów, dwa wróble, jeden prążkowany, na rzednącej brzozie – i nie potrafi ująć tego w zdanie.

Aby zaskarbiać sobie szacunek – głosił w Palo Alto zrozpaczony Thornstein Veblen – rzecz musi być bezużyteczna, stanowić owoc „selektywnej adaptacji form w celu ostentacyjnego marnotrawstwa”.

Staramy się więc niczego nie wyrzucać, wzorem Keitha, który przyrządzając dla nas obiad tak, jak to robiła na Jamajce jego babcia, niczego nie marnował; pod koniec gotowania kuchnia była równie czysta, jak na początku; wykorzystał nawet pancerzyki krewetek i nać marchwi,

a kiedy próbowaliśmy okazać mu swój podziw, odparł: „Słuchajcie, powinienem was wysłać na podwórko po jakiś zardzewiały gwóźdź do zupy, żeby miała więcej żelaza”.

Pierwszą pokusą Sakjamuniego była żądza, zobaczył jednak, że prowadzi ona do zaspokojenia, a później znów do pożądania, łatwo się więc z nią uporał.

Ponieważ w ciągu kilku kolejnych lat źle ją przycinałem, pnąca róża wypuściła między wielkimi bladoróżowymi pąkami kilka dzikich białych kwiatków.

Być może każdy z poetów, zanim wypowiadał słowa w rodzaju srebrny albo księżyc czy mokra trawa, musiał się zgodzić na przyjęcie odpowiedzialności za wszelkie niewinne cierpienie na ziemi,

bo w ciągu długich szkolnych dni wszystkich ich uczono na lekcjach arytmetyki, że jeśli coś zostaje, powinno być

przeniesione. Dzika róża wygląda jakby nic nie ważyła, ale kwiaty floribundy są ciężkie bogactwem i smutkiem Europy,

gdyż naśladują umieranie – płatek po płatku – ludzi, którzy je wyhodowali.

Słychać, jak w nerwach rzeczy zawodzi cierpienie; to nie jest pieśń.

Gazela odwróciła głowę; trzy szakale wyżerają jej wnętrzności, a ona na to patrzy.

Spring Drawing 2

A man says lilacs against white houses, two sparrows, one streaked, in a thinning birch, and can’t find his way to a sentence.

In order to be respectable, Thorstein Veblen said, desperate in Palo Alto, a thing must be wasteful, i.e., «a selective adaptation of forms to the end of conspicuous waste.»

So we try to throw nothing away, as Keith, making dinner for us as his grandmother had done in Jamaica, left nothing; the kitchen was as clean at the end as when he started; even the shrimp shells and carrot fronds were part of the process,

and he said, when we tried to admire him, «Listen, I should send you into the chickenyard to look for a rusty nail to add to the soup for iron.»

The first temptation of Sakyamuni was desire, but he saw that it led to fulfillment and then to desire, so that one was easy.

Because I have pruned it badly in successive years, the climbing rose has sent out, among the pale pink floribunda, a few wild white roses from the rootstalk.

Suppose, before they said silver or moonlight or wet grass, each poet had to agree to be responsible for the innocence of all the suffering on earth,

because they learned in arithmetic, during the long school days, that if there was anything left over,

you had to carry it. The wild rose looks weightless, the floribunda are heavy with the richness and sadness of Europe

as they imitate the dying, petal by petal, of the people who bred them.

You hear pain singing in the nerves of things; it is not a song.

The gazelle’s head turned; three jackals are eating his entrails and he is watching.

Fernando de Villena

1956 – , España (Granada)

De regreso

Es muy triste volver hacia tu casa
con la noche crecida
y las calles cubiertas de serojas
que anuncian el invierno
y encontrar en las plazas y en los parques
mendigos sin refugio,
ancianos desahuciados,
jóvenes sin hogar ni perspectivas
en lucha contra el frío.
Es muy triste ser hombre en este tiempo
de plástico y mentiras
donde cada remero va a su antojo;
tiempo de confusión y de ignominia
sin más norte y valores que el dinero.
Es muy triste mirar frente por frente
el derrumbe de un mundo
donde tuviste puesta la esperanza.

Tłum. Ada Trzeciakowska

Z powrotem

Smutno jest powrócić do domu
gdy noc już głęboka
a suche liście na ulicach
obwieszczają zimę
i spotkać na placach i w parkach
żebraków bez dachu nad głową,
wyeksmitowanych starców,
młodych bez domu i perspektyw
walczących z zimnem.
Smutno być człowiekiem w czasach
z plastiku i kłamstw
gdzie każdy wioślarz wiosłuje w swoją stronę;
w czasach nieładu i hańby,
których celem jest tylko pieniądz.
Smutno jest patrzeć
jak przed nami wali się świat
w którym pokładaliśmy tyle nadziei.

Fotograma de El muelle de las brumas (1938) de Marcel Carné