Anxo Pastor

1959, España (Pontevedra)

«Es la historia de un héroe caído, de un devoto, de un perdedor. Alguien atrapado entre dos mundos, el flamenco y la cultura samurai, de la que decía venir. No pudo, o no quiso, salir de ahí»

David López Canales en El tigre y la guitarra reconstruye la historia de Yoichro Yamada, el guitarrista japonés que murió en la indigencia en Madrid.

CARTA DE YOICHIRO YAMADA

En un banco al lado del Palacio de Oriente
escucho a mis guitarras
Muero día a día como un antiguo samurai
perdido en estas luminosas calles
edificios forrados con las más preciosas escamas
de un mar gélido…
Nubes de jade pasan por mi lejano país…
Recordadme
No he enloquecido
no he muerto
fui herido por un rayo.

junio 2023

David López Canales rekonstruuje w książce Tygrys i gitara historię Yoichiro Yamady, którego fascynacja muzyką flamenco («spadła na niego niczym piorun» gdy zobaczył przypadkowo w telewizji koncert Paco de Lucía) przywiodła z Japonii do Madrytu, gdzie przez wiele lat uczył się gry od wirtuoza gitary Serranito. Ostatecznie skończył żyjąc na ulicy, a jego ciało zostało znalezione na Plaza de Oriente, tuż przy Pałacu Królewskim. Autor wysuwa tezę, że nie mogąc dorównać Serranito, Yoichiro, honorowo, jak na samuraja przystało, nie zdecydował się na powrót do Japonii postrzegając wyjazd jako plamę na honorze. Jest to historia obsesji, skrajnego rozumienia pojmowania pojęcia honoru i porażki:

«To historia upadłego bohatera, człowieka oddanego i przegranego. Kogoś uwięzionego między dwoma światami, flamenco i kulturą samurajską, z której jak twierdził, pochodził. Nie potrafił lub nie chciał się z tej niemocy wyrwać».

Tłum. Ada Trzeciakowska

List YOICHIRO YAMADY

Na ławce obok Palacio de Oriente
słucham moich gitar
Z dnia na dzień umieram jak stary samuraj
zagubiony wśród tych świetlistych ulic
budynków wysadzanych drogocennymi łuskami
lodowatego morza…
Obłoki z jadeitu przepływają przez mój daleki kraj…
Wspomnijcie mnie
Nie oszalałem
nie umarłem
poraził mnie piorun.

Czerwiec 2023

Krzysztof Karasek

1937 – , Polonia

El día de su cumpleaños

Trad. Ada Trzeciakowska

pájaros

Pájaros de sangre se posaron en mis manos
los llevaba delante de mí bulliciosos y trémulos
instalados en los nidos de mis manos los llenaban hasta el borde
Pastaban deprisa
ávidos
adivinando el amor
Cuando llegaste te los enseñé
pájaros blancos
pendiendo inertes
del rojo que cubrió sus cuerpos
Lo comprendiste
Liberaste el blanco
y sacudiendo el rojo dijiste
Largoooooooooooooooo

Imágenes de Laura Makabresku (Kamila Kansy, 1987, Polonia)

Ptaki

Ptaki krwi usiadły mi na rękach
niosłem je przed sobą zgiełkliwe rozedrgane
siedziały w gniazdach dłoni wypełniały je po brzegi
Pasły się szybko
Zachłanne
odgadywały miłość
Kiedy przyszłaś pokazałem ci je
białe ptaki
zwisające i bezwładne
od czerwieni która je obsiadła
Zrozumiałaś
Uwolniłaś białe
i strząsając czerwień powiedziałaś:
Siooooooooooooooooo



Krzysztof Karasek

1937 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

INFORME DE LA CAÍDA DE íCARO

Sobrevolaba un mundo muerto
donde el entusiasmo crea milagros
y todo lo envuelve en pinturas doradas de la esperanza
Pasaba por las capas de aire y las capas de tierra
imágenes y postimágenes se desplegaron en mí
pasé por una capa de arena
Cada vez más hondo, al interior de la tierra
yo era un topo
estaba mordiendo el último rayo de la luz jónica
apagaba en mi mano
la escoria de la última estrella
huyendo de mí a las profundidades de la tierra, hormigas

¿Cómo superar este geotropismo? Pasé por
una capa de putrefacción
y aún no he llegado a la mitad del vuelo
Oh planear sobre los abismos
al otro lado del habla-hierba
al otro lado de la trama de las cosas, allí
donde se extiende el reino del hambre
hambre amarilla y hambre verde
se abrían las puertas de los siete sentidos
Planeaba en el tiempo y a través del tiempo
me engullía el espacio
me inclinaba hacia la tierra, en un vuelo precipitado
percibiendo ya las partículas
de granos de arena, el polvo de la tierra
me inclinaba hacia mí mismo
yo que surgí del polvo
en polvo me convertía

«A medio camino a media frase
medio-hombre medio-mujer
medio-animal medio-hombre
medio-amigo medio-enemigo
medio-pez medio-búho
medio-aliento medio-palabra
medio-rosa medio-cebolla
medio-valle medio-montaña
medio-niño medio-anciano
medio-estrella medio-roca
medio-porvenir medio-pasado
no nacido ya pero aún muerto
medio-Apolo medio-Dionisio
medio-diablo medio-ángel
medio-odio medio-amor
mediovida mediomuerte».

-Te reconozco, dijo la Esfinge. –
Ahora te voy a comer.

Imágenes de Icaro, fotolibro de Irene Zottola

SPRAWOZDANIE Z UPADKU IKARA

Leciałem nad martwym światem
kędy zapał tworzy cudy
i obleka w nadziei złote malowidła
mijałem warstwy powietrza, warstwy ziemi
rozwijały się we mnie widoki i powidoki
minąłem warstwę piachu
Coraz głębiej, w głąb ziemi
byłem kretem
podgryzałem ostatnią belkę jońskiego światła
gasiłem w ręku
żużel ostatniej gwiazdy
uciekającej przede mną w głąb ziemi, mrówki

Jak pokonać ten geotropizm? Minąłem
warstwę gnilną
a nie dotarłem jeszcze do połowy lotu
O szybowanie ponad przepaściami
po drugiej stronie mowy-trawy
po drugiej stronie zmowy rzeczy, tam
gdzie rozciąga się królestwo głodów
głód żółty i głód zielony
otwierały bramy siedmiu zmysłów
Szybowałem w czasie i poprzez czas
pochłaniała mnie przestrzeń
pochylałem się ku ziemi, w stromym locie
dostrzegając już drobiny
ziarenek piasku, kurz ziemi
pochylałem się ku sobie
z prochu powstały
obracałem się w proch

„W pół drogi w pół zdania
wpół mężczyzna wpół kobieta
wpół zwierzę wpół człowiek
wpół przyjaciel wpół wróg
wpół ryba wpół sowa
wpół oddechu wpół słowa
wpół róża wpół cebula
wpół dolina wpół góra
wpół dziecko wpół starzec
wpół gwiazda wpół skała
wpół przyszły wpół wczorajszy
nienarodzony już jeszcze umarły
wpół Apollo wpół Dionizos
wpół diabeł wpół anioł
wpół nienawiść wpół miłość
wpółżycia wpółśmierć”

– Poznaję ciebie – powiedział Sfinks. –
Teraz ciebie zjem.



Tomasz Różycki

1970 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

los mapas quemados

Viajaba por Ucrania, era junio cuando hundido
hasta las rodillas caminé en la hierba y el polen
flotaba en el aire. Busqué, mis antecesores
se escondieron bajo tierra, más hondo han seguido

que generaciones de hormigas. Pregunté mudo
por sus huellas, mas crecía la hierba, las hojas
y abejas se arremolinaban. Tumbado boca
abajo en el suelo pronuncié lento el conjuro:

podéis salir, todo ha terminado. Se agitaba
la tierra, y en ella topos y lombrices, temblaba
la tierra y las hormigas se enjambraban, abejas
volaban encima de todo, salid decía,

hablaba así a la tierra y sentí como crecía
la hierba salvaje y densa junto a mi cabeza.

Collage propio (a partir de ilustraciones de Gabriel Pacheco)

Spalone Mapy

Pojechałem na Ukrainę, to był czerwiec
i szedłem po kolana w trawach, zioła i pyłki
krążyły w powietrzu. Szukałem, lecz bliscy
schowali się pod ziemią, zamieszkali głębiej

niż pokolenia mrówek. Pytałem się wszędzie
o ślady po nich, ale rosły trawy, liście,
i pszczoły wirowały. Kładłem się więc blisko,
twarzą do ziemi i mówiłem to zaklęcie –

możecie wyjść, już jest po wszystkim. I ruszała
się ziemia, a w niej krety i dżdżownice, i drżała
ziemia i państwa mrówek roiły się, pszczoły
latały ponad wszystkim, mówiłem wychodźcie,

mówiłem tak do ziemi i czułem, jak rośnie
trawa ogromna, dzika wokół mojej głowy.

Tomasz Różycki

1970 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

la caída

¡Mirad, dioses! Qué luz tan maravillosa:
se puede ver a través de la piel, cuánta oscuridad
han bebido nuestros cuerpos a lo largo del invierno.
Si de verdad has de cambiar tu vida,
ponte derecho al sol. Deja que beba
de ti como de una botella. Que trague la oscuridad,
arroje la vasija vacía en los matorrales
y tambaleándose caiga triunfante
detrás de una cementera, detrás del negro horizonte,
como un avión que arde en vuelo,
del cual, cada tanto, se despega algún
objeto informe: ala, pluma, hombre.

Collage propio (a partir de un fotograma de Estratos de la imagen de Lois Patiño)

Upadek

Spójrzcie, bogowie! Światło tak wspaniałe –
widać przez skórę, ile nasze ciała
napiły się ciemności przez tę zimę.
Jeśli już musisz życie swe odmieniać,
stań prosto w słońcu. Niech ono wypije
z ciebie jak z flaszki. Niech wyssie tę ciemność,
puste naczynie niech wyrzuci w krzaki
i zataczając się triumfalnie spadnie
za cementownię, za czarny horyzont,
jak gorejący w locie odrzutowiec,
z którego co raz jakiś się odrywa
bezkształtny przedmiot: skrzydło, pióro, człowiek.

Gonzalo Rojas

1916-2011, Chile

RÉQUIEM DE LA MARIPOSA MUERTA

Sucio fue el día de la mariposa muerta.
                                                                    Acerquémonos
a besar la hermosura reventada y sagrada de sus pétalos
que iban volando libres, y esto es decirlo todo, cuando
sopló la Arruga, y nada
sino ese precipicio que de golpe,
y únicamente nada.

Guárdela el pavimento salobre si la puede
guardar, entre el aceite y el aullido
de la rueda mortal.
                                   O esto es un juego
que se parece a otro cuando nos echan tierra.
Porque también la Arruga…

O no la guarde nadie. O no nos guarde
larva, y salgamos dónde por último del miedo:
a ver qué pasa, hermosa.
                                             Tú que aún duermes ahí
en el lujo de tanta belleza, dinos cómo
o, por lo menos, cuándo.

De Réquiem de la mariposa (2001)

Collage propio

Tłum. Ada Trzeciakowska

Requiem dla martwego motyla

Brudny był dzień martwego motyla.
                                                                 Podejdźmy
by ucałować stłamszone i święte piękno jego płatków,
które unosiły się wolne, a to tyle co powiedzieć wszystko, kiedy
zdmuchnęła go Zmarszczka, i nic
ponad tą przepaścią, która nagle,
i wyłącznie nic.

Oszczędź jej słonawego chodnika, jeśli możesz
ocal go od oleju i skowytu
śmiertelnego koła.
                                  Czy to jest zabawa
przypominająca inną, gdy chowają nas.
Bo i Zmarszczka…

Albo niech go nikt nie ocala. Albo zachowaj dla nas
larwę, i otrząśnijmy się jak? w końcu ze strachu:
zobaczmy, co się stanie, piękności.
                                                              Ty, który wciąż śpisz tam
w luksusie nieopisanego piękna, powiedz nam jak?
lub, przynajmniej, kiedy?

Gonzalo Rojas

1916-2011, Chile

A quien vela, todo se revela

Bello es dormir al lado de una mujer hermosa,
después de haberla conocido
hasta la saciedad. Bello es correr desnudo
tras ella, por el césped
de los sueños eróticos.

Pero es mejor velar, no sucumbir
a la hipnosis, gustar la lucha de las fieras
detrás de la maleza, con la oreja pegada
a la espalda olorosa,
a mano como víbora en los pechos
de la durmiente, oírla
respirar, olvidada de su cuerpo desnudo.

Después, llamar a su alma
y arrancarla un segundo de su rostro,
y tener la visión de lo que ha sido
mucho antes de dormir junto a mi sangre,
cuando erraba en el éter;
como un día de lluvia.

Y, aún más, decirle: «Ven,
sal de tu cuerpo. Vámonos de fuga.
Te llevaré en mis hombros, si me dices
que, después de gozarte y conocerte,
todavía eres tú, o eres la nada»,

Bello es oír su voz: -«Soy una parte
de ti, pero no soy
sino la emanación de tu locura,
la estrella del placer, nada más que el fulgor
de tu cuerpo en el mundo».

Todo es cosa de hundirse,
de caer hacia el fondo, como un árbol
parado en sus raíces, que cae, y nunca cesa
de caer hacia el fondo.

De La miseria del hombre (1948)

Mi montaje sobre el caer…

Tłum. Ada Trzeciakowska

Temu kto w czuwa, noc wiedzę podsuwa

Słodko jest spać u boku pięknej kobiety,
po tym, gdy poznało się ją
aż do sytości. Słodko jest biec za nią nago, po murawie
erotycznych marzeń.

Lecz lepiej jest czuwać, nie ulec
hipnozie, polubić walkę dzikich stworzeń
wśród chaszczy, uchem przywartym
do wonnych pleców,
do dłoni jak żmii na piersiach
śpiącej, wsłuchać się w jej
oddech, gdy nieświadoma nagiego ciała.

Później, zawołać jej duszę
i zerwać ją na chwilę z jej twarzy,
i mieć obraz tego czym była
nim usnęła tuż przy mej krwi,
gdy błądziła w eterze;
niczym dzień w deszczu.

A nawet więcej, rzec: „Chodź,
wyjdź z twego ciała. Ucieknijmy razem.
Będę cię niósł w ramionach, gdy poznawszy cię
i nacieszywszy się tobą, powiesz mi, że
nadal jesteś sobą lub też nicością”,

Słodko jest słyszeć jej głos:-„Jestem częścią
ciebie, będąc zaledwie
emanacją twego obłąkania,
gwiazdą rozkoszy, niczym więcej jak poświatą
twego ciała na świecie”.

Istotą wszystkiego jest zapadanie się,
opadanie w głąb, niczym drzewo
co zatrzymało się dzięki swym korzeniom,
co spada, i nigdy nie przestaje
spadać w głąb.

Tomasz Różycki

1970 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

El pelele

¿Volverá a declinar el verano? – claman los titulares
e informativos locales. Por supuesto, con él también
se vendrán abajo los sucesivos planes de mudanza
a algún país cálido, del cambio de las condiciones

de vida por unas donde la avispa obstinada
del verano se caiga sucesivamente en cada vaso
de la terraza, y por la tarde un panal de miel
descienda lentamente al horizonte para derramarse

repentinamente por las ventanas vacías. Se vendrán abajo los sueños
con abandonar la zona de la sombra. A ella no la proyectan
los objetos, son ellos los que se escapan de ella
por un instante como chispas para como una chispa consumirse

con un siseo, un gimoteo. Por supuesto que el verano decaerá,
junto con las hojas y nuestra civilización. Entretanto
el amor, aquel pelele que precipitamos del tejado,
ha aprendido a volar y va dando golpecitos al alféizar.  

Kukła

Czy lato znów upadnie? – wołają nagłówki
oraz media lokalne. Oczywiście, padną
wraz z nim także kolejne plany przeprowadzki
do ciepłych krajów, zmiany tutejszych warunków

bytowania na takie, gdzie uparta osa
lata wpada po kolei do każdej szklanki
na tarasie, a wieczorem miodowy plaster
spływa powoli na horyzont, żeby rozlać

się naraz w pustych oknach. Upadną marzenia
o opuszczeniu strefy cienia. On z przedmiotów
tu nie pada, to one wypadają z cienia
na moment niczym iskry, by jak iskra spłonąć

z sykiem, kwileniem. Jasne, że lato upadnie,
z liśćmi i naszą cywilizacją. Tymczasem
miłość, ta kukła, którą zrzuciliśmy z dachu,
nauczyła się latać, stuka o parapet.