César Vallejo

1892-1938, Perú

NO VIVE YA NADIE…

—No vive ya nadie en la casa —me dices—; todos se han ido. La sala, el dormitorio, el patio, yacen despoblados. Nadie ya queda, pues que todos han partido.

Y yo te digo: Cuando alguien se va, alguien queda. El punto por donde pasó un hombre, ya no está solo. Unicamente está solo, de soledad humana, el lugar por donde ningún hombre ha pasado. Las casas nuevas están más muertas que las viejas, porque sus muros son de piedra o de acero, pero no de hombres. Una casa viene al mundo, no cuando la acaban de edificar, sino cuando empiezan a habitarla. Una casa vive únicamente de hombres, como una tumba. De aquí esa irresistible semejanza que hay entre una casa y una tumba. Sólo que la casa se nutre de la vida del hombre, mientras que la tumba se nutre de la muerte del hombre. Por eso la primera está de pie, mientras que la segunda está tendida.

Todos han partido de la casa, en realidad, pero todos se han quedado en verdad. Y no es el recuerdo de ellos lo que queda, sino ellos mismos. Y no es tampoco que ellos queden en la casa, sino que continúan por la casa. Las funciones y los actos se van de la casa en tren o en avión o a caballo, a pie o arrastrándose. Lo que continúa en la casa es el órgano, el agente en gerundio y en círculo. Los pasos se han ido, los besos, los perdones, los crímenes. Lo que continúa en la casa es el pie, los labios, los ojos, el corazón. Las negaciones y las afirmaciones, el bien y el mal, se han dispersado. Lo que continúa en la casa, es el sujeto del acto.

Fotos propias

Tłum. Ada Trzeciakowska

NIKT JUŻ Tutaj NIE MIESZKA…

-Nikt już w tym domu nie mieszka -mówisz-; wszyscy sobie poszli. Salon, sypialnia, podwórko, świecą pustkami. Nikt nie został, bo wszyscy odeszli.

A ja powiem ci: Kiedy ktoś odchodzi, ktoś inny pozostaje. Miejsce, przez które przewinął się człowiek, nie jest już samotne. Samotne jest jedynie, i to ludzką samotnością, miejsce, przez które on się nie przewinął. Nowe domy są bardziej martwe niż stare, bo ich ściany są z kamienia lub ze stali, ale nie z ludzi. Dom przychodzi na świat, nie wtedy, kiedy zostaje zbudowany, ale gdy zaczyna być zamieszkiwany. Dom żyje ludźmi, jak grobowiec. Stąd nieodparte podobieństwo między domem a grobowcem. Tyle, że dom żywi się życiem człowieka, a grób jego śmiercią. Dlatego ten pierwszy stoi, a ten drugi leży.

Wszyscy odeszli z domu, rzeczywiście, ale wszyscy tak naprawdę pozostali. I to nie wspomnienie o nich pozostaje, ale oni sami. Co nie oznacza, że pozostają w domu, lecz, że nadal w nim trwają. Przedstawienia i działania opuszczają dom pociągiem, samolotem, konno, pieszo lub czołgając się. To, co trwa w domu to łącznik, czynnik sprawczy w imiesłowie czynnym i zapętlony. Odeszły kroki, pocałunki, przeprosiny i zbrodnie. To, co trwa w domu, to stopy, usta, oczy, serce. Negacje i afirmacje, dobro i zło, rozproszyły się. To, co nadal trwa w domu jest podmiotem działania.

Juan Gelman

1930-2014, Argentina

LECTURAS

La niña lee
el alfabeto de los árboles
y se vuelve ave clara. Cuánta
paciencia ha de tener en aulas
donde le enseñan a no ser.
El temblor atascado
en su garganta es mudo.
También es mundo que
acosan los que saben. Así aprende
a montar monstruos de ojos pérfidos
y cuando vuelve a la que fue
ve el tiempo lastimado.

Tłum. Ada Trzeciakowska

lektury

Dziewczynka czyta
alfabet drzew
i staje się świetlistym ptakiem. Jakże
cierpliwa musi być w klasach
uczona jak nie być.
Drganie ugrzęzłe
w jej gardle jest nieme.
Jest też światem dręczonym
przez tych co wiedzą. Tak uczy się
dosiadać bestii o perfidnych oczach
a gdy na powrót staje się sobą
widzi czas pokryty ranami.

Fotogramas de El laberinto del fauno de Guillermo del Toro (2006)

Robert Hass

1941 – , Estados Unidos

Trad. Andrés Catalán

Miseria y esplendor

Convocados conscientemente por el recuerdo, ella
estará sonriendo, los dos estarán en la cocina hablando,
antes o después de la cena. Pero están en esta otra habitación,
la ventana está hecha de vidrios diminutos, y están en un sofá
abrazándose. Él la sujeta tan fuerte
como puede, ella se entierra en su cuerpo.
Es por la mañana o quizá por la tarde, la luz
fluye a través de la habitación. Fuera,
al día lo sucede lentamente la noche,
y después el día. El proceso se tambalea
y se acelera: semanas, meses, años. La luz en la habitación
permanece inalterable, así que es obvio lo que está sucediendo.
Intentan convertirse en una sola criatura,
pero algo no consiente. Son tiernos
el uno con el otro, temerosos
de que sus breves, agudos gritos les lleven a aceptar el momento
en que volverán a separarse. Así que se restriegan contra el otro,
secas sus bocas, después húmedas, después secas.
Se sienten en el centro de una poderosa
y desconcertada voluntad. Sienten
que son un único animal casi completo,
arrojado por las olas a la orilla de un mundo—
o acurrucado contra la puerta de un jardín—
del que no pueden admitir que jamás lograrán ser admitidos.

Fotograma de Vientos de agosto de Gabriel Mascaro, fotografías de Max Dupain y Duane Michaels

Tłum. Ada Trzeciakowska

Nędza i chwała

Przywołana świadomym wspomnieniem, ona
uśmiechałaby się, mogliby rozmawiać w kuchni,
przed lub po obiedzie. Ale są w tym drugim pokoju,
z oknem z mnóstwa małych szybek, siedzą na kanapie
i obejmują się. On ściska ją najmocniej
jak może, a ona zapada się w jego ciało.
Poranne, może wieczorne, światło
płynie przez pokój. Na zewnątrz,
dzień powoli przechodzi w noc,
a potem w dzień. Proces wibrując szalenie
przyspiesza: mijają tygodnie, miesiące, lata. Światło w pokoju
nie uległo zmianie, więc jasne jest, co się dzieje.
Próbują stać się jednym stworzeniem,
ale coś im na to nie pozwala. Są dla siebie czuli, wystraszeni,
że ich urywane, przenikliwe krzyki przygotują ich na chwilę
gdy znów od siebie odpadną. Więc ocierają się o siebie,
usta są suche, potem mokre, a potem suche.
Czują się jak w oku jakiejś potężnej
i zbitej z tropu woli. Czują
się zwierzęciem prawie kompletnym,
wyrzuconym przez fale na brzeg świata –
lub skulonym pod bramą do ogrodu –
do którego, czego nie potrafią przyjąć,
nie zostaną nigdy przyjęci.

Misery and Splendor

Summoned by conscious recollection, she
would be smiling, they might be in a kitchen talking,
before or after dinner. But they are in this other room,
the window has many small panes, and they are on a couch
embracing. He holds her as tightly   
as he can, she buries herself in his body.
Morning, maybe it is evening, light
is flowing through the room. Outside,
the day is slowly succeeded by night,
succeeded by day. The process wobbles wildly
and accelerates: weeks, months, years. The light in the room
does not change, so it is plain what is happening.
They are trying to become one creature,
and something will not have it. They are tender
with each other, afraid
their brief, sharp cries will reconcile them to the moment
when they fall away again. So they rub against each other,
their mouths dry, then wet, then dry.
They feel themselves at the center of a powerful
and baffled will. They feel
they are an almost animal,
washed up on the shore of a world—
or huddled against the gate of a garden—
to which they can’t admit they can never be admitted.

Idea Vilariño

1920-2009, Uruguay

Lo que siento por ti es tan difícil…

Lo que siento por ti es tan difícil.
No es de rosas abriéndose en el aire,
es de rosas abriéndose en el agua.
Lo que siento por ti. Esto que rueda
o se quiebra con tantos gestos tuyos
o que con tus palabras despedazas
y que luego incorporas en un gesto
y me invade en las horas amarillas
y me deja una dulce sed doblada.
Lo que siento por ti, tan doloroso
como pobre luz de las estrellas
que llega dolorida y fatigada.
Lo que siento por ti, y que sin embargo
anda tanto que a veces no te llega.

To co czuję do Ciebie jest tak trudne

To co czuję do Ciebie jest tak trudne.
Nie do róż otwierających się na wietrze podobne,
lecz do róż otwierających się na wodzie.
To co czuję do Ciebie. To co toczy się
lub ginie pośród tylu gestów twoich
lub to co słowami drzesz na kawałki
i później wcielasz jednym gestem
a mnie wypełnia w żółtych godzinach
podwajając słodkie pragnienie.
To co czuję do ciebie, tak bolesne
jak biedne światło gwiazd,
które dociera obolałe i zmęczone.
To co czuję do ciebie, i co jednak ruchome
jest tak bardzo, że czasem ciebie nie sięga.

Fotos propias

Juan Gelman

1930-2014, Argentina

Carta

te escribo en una hojita de papel
caída del cuaderno del hijo
con una baca un burro
sumas restas

esta carta que enviaré jamás
tiene delicias y tristezas
y cuando la leías
te ponías muy dulce

porque yo no escribía nada
pero cantaban los pájaros
azules de la izquierda

volaban a tu sombra y callaban
con los ojos abiertos
como memorias en la noche

Trad. Ada Trzeciakowska

List

piszę do ciebie na karteczce papieru
która wypadła z zeszytu syna
wraz z kruwką osiołkiem
dodawaniem i odejmowaniem

list ten którego nigdy nie wyślę
zawiera zachwyty i smutki
i kiedy go czytałaś
przepełniała cię słodycz

bo nie napisałem nic
ale śpiewały niebieskie
ptaki po lewej

przylatywały do twojego cienia i milczały
z otwartymi oczami
jak wspomnienia nocą

Fotografías de Bernard Plossu

Ariana Harwicz

1977 – , Argentina

Mátate amor (frg.)

Recuerdo lo que no está. Una isla habitada por hombres que buscan belleza y solo la encuentran en la vastedad del encierro. Me reconozco sádica. Digo que no hay posibilidad sin alma, como no hay imagen sin el otro. Pero no tengo otro. Ni alma. Escribiré el signo fatal sobre tu vientre y luego marcharemos hacia una tierra húmeda, me prometió un joven enamorado. ¿Qué fue de eso? Esa noche está a cien mil noches y el enamorado está perdido. Sigo esperando a que aparezca entre las espirales que surgen de mi boca. Llevo grabados olores como a fuego fatuo, el de unas manos en la penumbra, el de una espalda blanda, el de una garganta endiablada. Terminó y se fueron todos. Sigo siendo una pequeña bruja que espera encantar. El vecino sucumbió a una sobredosis de heroína con su bebé en brazos. La de las ventanas tapiadas se asfixió con el humo de su propio fuego. Los animales se extinguen antes de reproducirse. Eso es morir por estos pagos. En cambio, en mis noches soleadas en la isla, todo era tertulia, ensueño, besos furiosos. En cambio, en la dorada época en que existí, todo fue fruición de sexo redivivo. Una oleada de antipatía por el mundo brota desde lo íntimo. No sé qué pensarán las bestias que ahora forman un círculo y me miran atónitas, las mandíbulas desprendidas de sus cuerpos. Caigo de rodillas. Si un lugareño pasara con una canasta buscando setas y frutos creería que es un acto de misticismo.

(…)

Y así se levantó de la cama angosta en medio de la noche mientras yo seguía desnuda. Me había dejado una nota sin lírica. El comienzo del espanto seco. Algunas horas antes habíamos levitado, pero qué es al día siguiente la noche anterior. Salté de la camita con la boca descascarada. Abajo, los tres habían salido de compras. Cuántas veces entró y salió de mí, el aire del altillo hecho de miel.

Cuántas veces el deseo rozó lo insoportable, la boca de un caimán abierta a más no poder. El río me arrastró y fui una rama seca. Pedaleé los veinte kilómetros hasta mi casa queriendo vomitar. Pedaleé y pedaleé sin separarme de su gusto en mi saliva. El deseo me siguió a lo largo de toda la carretera, pegajoso, maloliente y servil.

Quiero un tratamiento agresivo con láser para olvidar su mandíbula, para deshacerme de su frente. Lejos, entre balas de pasto empaquetado, un joven que nunca vi iba haciendo equilibrio sobre la rueda trasera de un scooter, de su labio inferior colgaba un pucho. Tal vez mi hijo en unos años. Sigo pedaleando con mis piernas largas y quisiera patear el piso como una yegua con colmillos. No sé traducir lo que siento. Tengo quince años y acabo de hacerme la última prueba del vestido blanco.

Fotogramas de Un tranvía llamado Deseo de Elia Kazan (1951)

Tłum. Agata Ostrowska

Zgiń, kochanie (fragm.)

Wspominam to, czego nie ma. Wyspę zamieszkaną przez ludzi poszukujących piękna, którzy znajdują je tyl­ko w ogromie izolacji. Przyznaję, że jestem sadystką. Mówię, że nic nie jest możliwe bez duszy, tak jak obraz nie może istnieć bez tego drugiego. Ale ja nie mam tego drugiego. Ani duszy. „Zapiszę znak śmierci na twoim łonie i powędrujemy razem ku wilgotnym krainom” – obiecał mi kiedyś młody kochanek. Co się z nim stało? Od tamtej nocy upłynęło sto tysięcy innych, a kochanek przepadł. Wciąż mam nadzieję, że ukaże się między spiralnymi smużkami wydobywającymi się z moich ust. Zapa­chy towarzyszą mi jak błędne ogniki, zapach pewnych dłoni w półmroku, miękkich pleców, diabelskiego gardła. Skończyło się, wszyscy odeszli. Nadal jestem wiedźmą, która tylko cze­ka, żeby rzucić na kogoś urok. Sąsiad przedawkował heroinę, trzymając w ramionach niemowlę. Ta z domu z zabitymi okna­mi udusiła się dymem z własnego kominka. Zwierzęta wymie­rają, zanim zdążą się rozmnożyć. W tych stronach tak wygląda śmierć. Tymczasem tamte słoneczne noce na wyspie były pełne spotkań, rozmów, snów na jawie, szalonych pocałunków. Tymczasem w tamtym złotym okresie mojego życia wszystko kręciło się wokół odkrytej na nowo rozkoszy seksualnej. Fala antypatii do całego świata wzbiera gdzieś w najintymniejszym zakątku mojego jestestwa. Nie wiem, co sobie pomyślą zwie­rzęta, które uformowały teraz krąg i patrzą na mnie zbaraniałe, szczęki opadły im tak nisko, że prawie odseparowały się od reszty ciała. Padam na kolana. Gdyby w tej chwili minął mnie jakiś miejscowy z koszykiem na grzyby, uznałabym to za akt absolutnie mistyczny.

(…)

A później zwyczajnie wstał z tego wąskiego łóżka w środku nocy, ja nadal leżałam tam naga. Zostawił mi prozaiczny liścik. Ogarnęło mnie nagłe przerażenie. Kilka godzin wcześniej unosiliśmy się w powietrzu, ale czymże jest ubiegła noc następ­nego poranka. Wyskoczyłam z łóżka, czułam suchość w ustach. Cała trójka z dołu wyszła na zakupy. Ile razy wchodził we mnie i wychodził, powietrze na strychu było słodkie jak miód.

Ile razy pożądanie zdawało się nie do zniesienia, jak paszcza krokodyla rozdziawiona do granic możliwości. Porwała mnie rzeka, by­łam suchym badylem niesionym przez nurt. Pedałowałam przez dwadzieścia kilometrów do domu i chciało mi się wymiotować. Pedałowałam i pedałowałam, a w ślinie ciągle czułam jego smak. Żądza podążała za mną przez całą drogę powrotną, lepka, cuch­nąca, służalcza.

Potrzebuję intensywnej terapii, zabiegu laserem, żeby zapomnieć jego szczękę, żeby pozbyć się z myśli jego czoła. W oddali, między belami ciasno upakowanego siana, jakiś chło­pak, którego nigdy wcześniej nie widziałam, jeździł, balansu­jąc na tylnym kole skutera, do dolnej wargi miał przyklejonego papierosa. To mógłby być mój syn za kilkanaście lat. Pedałuję dalej długimi nogami i chciałabym tupać, deptać, skopać ziemię jak klacz z ostrymi kłami. Nie potrafię przetłumaczyć tego co czuję. Mam piętnaście lat i wzięłam ostatnią przymiarkę sukni ślubnej.

Juan Gelman

1930-2014, Argentina

Brillos

En la terraza
la niña mira a la luna y
se hace el amor.
¿Quién brilla para quién?
Ella canta canciones oscuras
al universo que tiembla.

Trad. Ada Trzeciakowska

Lśnienia

Na werandzie
dziewczyna patrzy w księżyc i
kocha się.
Kto lśni dla kogo?
Ona nuci ciemne pieśni
wszechświatowi, co drży.

Foto propia/ Man Ray

Jonathan Galassi

1949 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

Naturaleza muerta

En algún lugar siempre tienes veinticuatro años
y estás acostada en la arena
tan caliente que tienes que quedarte quieta
antes de poder moverte.
Es temprano, pero tienes la tez muy oscura,
y el cabello tan rubio que resulta incongruente.

Un cuerpo rico en posibilidades
como cada cuerpo: tienes largas manos
y ojos muy separados, nublados por algo
que llegas a sentir.
Quitando alcohol, quitando inteligencia,
podría ser algo real.

A la orilla del lago sabías que
guardamos silencio
cuando el sol bañado en sangre
bajaba en el escenario:
blancos establos y un árbol o dos
en el agua turbia.

Podríamos haber roto
su espejo con una piedra
o rama que a lo mejor sacaría
a la superficie algún trapo sucio.
En su lugar seguíamos observando
y el sol se puso varias veces.

En algún lugar ese estado se mantiene,
espera a uno de nosotros para inmovilizar
el hilo que zumba entre nosotros,
no de telaraña sino de acero.

En algún sito brillas como el lago,
la imagen en el espejo es real,
y uno de nosotros dice lo que no dijimos,
siente lo que no sentimos.

Tłum. Ryszard Mierzejewski

Życie w bezruchu

Gdzieś masz zawsze dwadzieścia cztery lata
i leżysz na piasku
tak gorącym, że musisz pozostać w bezruchu
zanim możesz się poruszyć.
Jest wcześnie, ale twoja cera jest ciemna jak u Araba,
a twoje włosy osobliwie jasne.

Ciało bogate w możliwości
jak każde ciało: masz dość długie ręce
i szeroko rozstawione oczy, zamglone przez coś
co musi sięgać uczuć.
Oddziel napój, oddziel inteligencję,
to może być prawdziwe.

Nad małym jeziorem wiedzieliśmy
że trzeba milczeć
kiedy krwawoczerwone słońce
układało się w dole na scenicznym widoku:
białe gęsi i jakieś drzewo lub dwa
w zapaskudzonej wodzie.

Mogliśmy rozłupać
jej lustro skałą,
czy gałęzią, która byłaby w stanie unieść
na powierzchnię coś zabłoconego.
Zamiast tego pozostawaliśmy zapatrzeni,
a słońce zachodziło wiele razy.

Gdzieś jest ten układ utrzymywany,
wciąż ktoś z nas czeka,
a nić szumów między nami jest
nie z pajęczyny, ale ze stali.

Gdzieś lśnisz jak jezioro,
obraz na szkle jest prawdziwy,
a jedno z nas mówi, czego nie mówimy,
czuje, czego nie czujemy.

Obra de Will Barnet (1911-2012, Estados Unidos)

Still life

Somewhere you’re always twenty-four
and lie on sand
so hot you have to stand still
before you can move.
It’s early but your tan is Arab-dark,
your hair incongruous blond.

A body rich in possibilities
like any body: you had longish hands
and wide eyes, blurred by something
you had to reach to feel.
Part liquor, part intelligence,
it might have been real.

At the little lake you knew about
we were silent
while the bloodred sun
rang down on the scenic view:
white barns and a tree or two
in the flyblown water.

We could have cracked
its mirror with a rock,
a branch that might have lifted
something muddy to the surface.
Instead we kept on staring
and the sun set, several times.

Somewhere it keeps setting,
waits for one of us to still
the thread that hums between us,
not gossamer but steel.

Somewhere you shimmer like the lake,
the picture on the glass is real,
and one of us says what we didn’t say,
feels what we didn’t feel.

Juan Gelman

1930-2014, Argentina

El bosque

En el borde de la locura hay
un bosque de pasiones cortas
que quien toca se quema. No es
vacío de palabras,
rayos que peinan su pelambre
en una cama fría. La tapa
del cerebro salta sin escolta
en hospitales mudos.
Resplandece lo amado contra
el cielo que flagela
un látigo pequeño.
La vida
arde en cuerdas de piano,
se equivoca si calla, se
equivoca si habla y la noche
se le retira de la mano.
Los puestos naturales del alma
crecen sin techo.

Reciente obra del pintor albaceteño Juanjo Jiménez («El Norte» inauguración el 13 de enero)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Las

Na skraju szaleństwa rośnie
las nietrwałych pasji
kto go tknie ten się sparzy. Nie
brak mu słów,
błyskawic, które przeczesują mu włosiska
w zimnym łożu. Strzela sobie
w łeb bez asysty
w niemych szpitalach.
Rozbłyskuje umiłowane przeciw
niebu co chłoszcze
mały bicz.
Życie
płonie w strunach pianina,
błądzi gdy milczy,
błądzi gdy mówi a noc
wycofuje się mu z dłoni.
Naturalne miejsca dla duszy
rosną pozbawione dachu.

W. S. Merwin

1927-2019, EE. UU

Trad. Ada Trzeciakowska

El nombre del aire

Podría ser como cuando el amado
viejo perro lo encuentra todo más difícil
más difícil respirar y comprender, pero viene
a preguntar si hay algo que se pueda
hacer con esto y vuelve otra vez a
preguntar y permanece ya sin preguntas

Fotografías de Traer Scott

Tłum. Franek Wygoda

Imię powietrza

To mogło być tak gdy staremu
dobremu psu coraz ciężej
oddychać i rozumieć a jednak przychodzi
zapytać czy nie da się czegoś z tym
zrobić i znów przychodzi
pytać i wreszcie tak stoi bez pytania

The name of the air

It could be like that then the beloved
old dog finding it harder and harder
to breathe and understanding but coming
to ask whether there is something that can
be done about it coming again to
ask and then standing there without asking

Juan Gelman

1930-2014, Argentina

Es grave grave grave

según otoña en mi experiencia
me hago más joven de verdad
las hojas amarillan
mis asambleas de ternura

invito a todos, al gran rey
es decir al gran pájaro que vuela en mi lugar
mientras ando ocupado
en descubrir cómo se vuela

me arranqué la camisa las manos la mirada
para ver de volar
pero no puedo gente
ayúdenme les pido

ayudenmé
la sangre pesa como pies
y los rostros que tiene
y los rostros que tiene

tus rostros gente como
plomo como dolor
como olvido y también
como las ganas de volar
que se pudren debajo
de almohadas infinitas

Fotogramas de No llores, vuela de Claudia Llosa (2014)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Jest ciężka ciężka ciężka

w miarę jak jesiennieje we mnie doświadczenie
w rzeczywistości młodnieję
liście barwią na żółto   
moje narady czułości
 
zapraszam wszystkich, wielkiego króla
myślę o wielkim ptaku, który lata zamiast mnie
gdy jestem zajęty
badaniem jak się lata
 
zdarłem z siebie koszulę ręce spojrzenie
by zrozumieć latanie
ale nie mogę ludzie
pomóżcie proszę
 
pomóżcie mi
krew ciąży jak stopy
i oblicza które przynosi
i oblicza które przynosi
 
wasze oblicza ludzie jak
ołów jak ból
jak zapomnienie ale i
jak chęci lotu
które gniją pod
niezliczonymi poduszkami

Adaptación musical del poema de Juan Gelman por Carlos Ann y Mariona Aupí

A %d blogueros les gusta esto: