Mark Strand

1934- 2014, Canadá/Estados Unidos

Trad. Ezequiel Zaidenwerg

PARA JESSICA, MI HIJA

Esta noche, salí a caminar
cerca de casa, y tuve miedo no
del camino sinuoso que tomé
en el amor y el ego, sino más
bien de lo oscuro y lo lejano. Anduve
oyendo el viento y percibiendo el frío,
pero a mí me afligían las estrellas
que ardían en el gran arco del cielo.

Jessica, es más sencillo concebir
nuestras vidas andando entre el efímero
resplandor de las hojas, disfrutando
de aquello que tenemos, que pensar
cómo será posible que unos seres
como nosotros, tan pequeños, puedan
atravesar lo oscuro sin buscar
algún rumbo visible o un destino.

Sin embargo, recuerdo que hubo veces
en que debajo de ese mismo cielo
cada hueso del cuerpo se hizo luz
y la herida del cráneo se abrió para
que entrara el cosmos con sus fríos rayos,
y fueron, un instante nada más,
ellos mismos el cosmos; hubo veces
en que llegué a creer que éramos hijos
de las estrellas, que nuestras palabras
estaban hechas de ese mismo polvo
que flamea en el espacio; aquellas veces
sentía en lo incorpóreo del aliento
que el peso de un día entero se apoyaba.

Sin embargo, esta noche es diferente.
Con miedo de las sombras en que andamos
o desaparecemos por completo,
me imagino una luz que no permita
que vaguemos muy lejos; una luna
secreta o un espejo; alguna hoja
de papel, o algo que puedas llevar
por lo oscuro cuando yo ya no esté.

Fotografías de Isabella Ståhl

Tłum. Ada Trzeciakowska

Jessice, mojej córce

Idąc na nocny spacer,
pogrążony w myślach,
przeraziłem się,
nie labiryntu
który zbudowałem z miłości i siebie samego
ale tego, co odległe i ciemne.
Szedłem, nasłuchując wiatru wśród drzew,
czując ukłucia zimna na skórze,
lecz źródłem mojej udręki
były gwiazdy płonące
na strzelistym łuku nieba.

Jessico, o wiele łatwiej
przychodzi nam pojąć życie,
gdy idziemy świetlistym tunelem migoczącycg liści,
radując się tym, co mamy,
niż rozmyślając nad tym, jak to możliwe,
że stworzenia tak małe jak my
wędrują w ciemnościach
nie trzymając się żadnej drogi
nie mając celu w zasięgu wzroku.

Jednak, pamiętam chwile
pod tym samym niebem,
gdy kości w ciele stały się światłem
a rana w czaszce
otworzyła się na przyjęcie
zimnych promieni kosmosu,
i same, przez moment,
były kosmosem,
w takich chwilach, byłem stanie uwierzyć
że jesteśmy dziećmi gwiazd
a nasze słowa usnute zostały z tego samego
pyłu, który płonie w przestrzeni,
mogłem, wtedy, wyczuć po lekkości oddechu
że ciężar całego dnia
został złożony.

Ale dziś w nocy
jest inaczej.
Bojąc się ciemności
w której dryfujemy lub całkiem giniemy,
wyobrażam sobie światło
które nie pozwoliłoby nam odejść od siebie za daleko,
sekretny księżyc lub lustro,
kartkę papieru,
coś, co mogłabyś nieść
w mroku
gdy ja zgasnę.

For Jessica, My Daughter


Tonight I walked,
lost in my own meditation,
and was afraid,
not of the labyrinth
that I have made of love and self
but of the dark and faraway.
I walked, hearing the wind in the trees,
feeling the cold against my skin,
but what I dwelled on
were the stars blazing
in the immense arc of sky.

Jessica, it is so much easier
to think of our lives,
as we move under the brief luster of leaves,
loving what we have,
than to think of how it is
such small beings as we
travel in the dark
with no visible way
or end in sight.

Yet there were times I remember
under the same sky
when the body’s bones became light
and the wound of the skull
opened to receive
the cold rays of the cosmos,
and were, for an instant,
themselves the cosmos,
there were times when I could believe
we were the children of stars
and our words were made of the same
dust that flames in space,
times when I could feel in the lightness of breath
the weight of a whole day
come to rest.

But tonight
it is different.
Afraid of the dark
in which we drift or vanish altogether,
I imagine a light
that would not let us stray too far apart,
a secret moon or mirror,
a sheet of paper,
something you could carry
in the dark
when I am away.

Stefan Zweig

1881-1942, Austria

Trad. Berta Conill

Carta de una desconcida

No temas, no te molestaré más. Discúlpame, tenía que dejar gritar a mi alma sólo una vez, en esta hora en la que mi hijo yace aquí, muerto y abandonado. Sólo he necesitado hablarte esta vez; después volveré a mi tenebrosidad, como siempre, muda, tan muda como siempre lo he sido a tu lado. Pero este grito no lo oirás mientras yo viva. Sólo cuando esté muerta recibirás este escrito de una que te ha querido más que ninguna y a la que no has reconocido nunca, que siempre te ha esperado y a la que no has convocado ninguna vez. Quizá, quizá me llamarás luego y entonces te seré infiel por primera vez; entonces, cuando esté muerta, ya no te podré oír. No te dejo ninguna fotografía ni ninguna señal, del mismo modo que tu no me has dejado nada y nunca me reconocerás, nunca. Era mi destino en la vida; que lo sea también en la muerte, pues. No quiero llamarte para que acudas en mi última hora, me voy sin que conozcas mi nombre ni mi cara. Muero fácilmente porque tú, desde lejos, no puedes sentirlo. Si te lamentaras por mi muerte, no podría hacerlo.
(…)
Pero, ¿quién… quién te enviará ahora las rosas blancas por tu cumpleaños? Ay, el jarrón estará vacío. Ese pequeño halo de mi vida que te llega una vez al año, eso también se irá. Amor mío, escúchame, te lo suplico… es la primera y última cosa que te pido… hazlo por mí, cada cumpleaños, ese día en que uno siempre piensa en sí mismo, coge unas rosas y ponías en el jarrón. Hazlo, querido, hazlo así, igual que otros hacen que se cante una misa una vez al año para su difunta querida. Yo ya no creo en Dios ni quiero ninguna misa, sólo creo en ti, sólo te quiero a ti y sólo quiero continuar viviendo dentro de ti… ay, sólo un día al año, muy, muy silenciosamente, como siempre he vivido a tu lado… Te lo suplico, hazlo, querido… es la primera y última cosa que te pido… te lo agradezco… te quiero… te quiero… adiós.
Él dejó caer la carta, las manos le temblaban. Entonces empezó a cavilar durante un buen rato. Recordaba vagamente a una niña vecina suya, a una joven, a una mujer que había encontrado en un local nocturno, pero era un recuerdo poco preciso y desdibujado, como una piedra que tiembla en el fondo del agua que corre y cuya forma no acaba de distinguirse. Eran sombras que brotaban abundantemente, que iban y venían, pero no fue capaz de hacerse una imagen concreta. Recordaba ciertos sentimientos y, aun así, no conseguía reconstruir todo aquello. Era como si todas esas figuras hubiesen aparecido en un sueño, como si las hubiera soñado a menudo y profundamente, pero sólo como si las hubiese soñado.
Entonces su mirada se posó en el jarrón azul que tenía ante él, encima del escritorio. Estaba vacío, por primera vez desde hacía años estaba vacío en el día de su cumpleaños, y se asustó: fue como si, de repente, se hubiese abierto una puerta invisible y un golpe de aire frío hubiera penetrado desde el más allá en su tranquila habitación. Sintió a la muerte y sintió un amor inmortal: algo le atravesó el alma y pensó en aquella mujer invisible, etérea y apasionada como el recuerdo de una lejana melodía.

Fotogramas de Carta de una desconocida (1948) de Max Ophüls

Adaptaciones cinematográficas de las novelas de Stefen Zweig

Tłum. Zofia Rittnerowa

List od nieznajomej

Nie obawiaj się już mego natręctwa — przebacz mi, musiałam zrzucić ten kamień z serca teraz, kiedy moje dziecko leży tam umarłe i opuszczone. Jeszcze ten jeden raz musiałam przemówić do Ciebie — zanim zamilknę… w ciemności. Ale dopóki żyję, nie usłyszysz mego krzyku — dopiero po mojej śmierci otrzymasz ten legat ode mnie, od kobiety, która Cię kochała bardziej niż wszyscy, a której Ty nigdy nie poznałeś, od kobiety, która zawsze na Ciebie czekała — i której nigdy nie zawołałeś. Może, może zawołasz mnie jeszcze, ale ja po raz pierwszy nie usłucham, bo Twój głos nie dotrze do krainy śmierci. I nie zostawiam Ci żadnej fotografii ani innej pamiątki, tak samo jak Ty nic nie zostawiłeś; nigdy mnie nie poznasz — nigdy! Jaki był los mój za życia, niech będzie także po śmierci. Nie wołam Cię w ostatniej godzinie, od chodzę niepoznana. Umieram lekko, bo wiem, że nic nie przeczuwasz. Myśl, że śmierć moja mogłaby Ci sprawić przykrość, nie dałaby mi umrzeć.
(…)
Ale kto… kto będzie teraz pamiętał o białych różach na Twoje urodziny? Wazon na biurku będzie pusty, tchnienie mojego życia, którym raz w roku oddychałeś, nie wróci… Proszę Cię, ukochany mój, jest to moja pierwsza i ostatnia prośba… zrób to dla mnie… na każde urodziny — to przecież dzień, kiedy się myśli o sobie — kup kilka białych róż i włóż do wazonu. Zrób to, ukochany mój, zrób, tak jak inni raz na rok zamawiają mszę za ukochanych zmarłych. Ja jednak nie wierzę już w Boga i nie chcę mszy, wierzę tylko w Ciebie, kocham tylko Ciebie i chcę w Tobie żyć dalej… tak, choćby ten jeden dzień w roku — tak cicho, tak cicho… jak żyłam obok Ciebie. Proszę Cię, zrób to, ukochany mój… to moja pierwsza i ostatnia prośba… Dziękuję Ci, kocham Cię… Kocham Cię… żegnaj!…”
Wypuścił list z drżących rąk. Pogrążył się w zadumie. Wspomnienie dziecka z sąsiedztwa wynurzyło się gdzieś z zaułka świadomości, potem — dziewczęcia, potem — kobiety w nocnym lokalu, ale wszystko tak niewyraźne i migotliwe jak kamień, który błyszczy i drży na dnie płynącej wody. Cienie ukazywały się i znikały, ale nie tworzyły obrazu. Już wydawało mu się, że przypomina sobie, ale nie mógł sobie przypomnieć niczego. Odnosił wrażenie, że tylko śnił o tych wszystkich postaciach, śnił często i i długo, ale tylko śnił…
Spojrzenie jego padło na niebieski wazon stojący przed nim na biurku. Był pusty, po raz pierwszy od lat pusty w dniu jego urodzin. I zdjął go lęk. Miał wrażenie, że ktoś niewidzialny naraz otworzył drzwi i zimny przeciąg wionął z innego świata w jego cichy pokój. Czuł śmierć i nieśmiertelną miłość, myślały o owej Niewidzialnej namiętnie i bezcieleśnie jak o dalekiej muzyce.

Película china Carta de una mujer desconocida dirigida por Xu Jinglei en 2004. La directora y guionista Xu Jinglei que es además la actriz protagonista, ganó la Concha de Plata del Festival de San Sebastián 2004.

Letter From An Unknown Woman

Do not fear that I shall pester you any more — forgive me, just this once I had to cry out what is in my heart, in this hour when my child lies there dead and abandoned. Just this once I had to speak to you — then I will go back into the darkness in silence again, as I have always been silent to you.
However, you will not hear my cries while I am still alive — only if I am dead will you receive this bequest from me, from one who loved you above all else and whom you never recognized, from one who always waited for you and whom you never summoned. Perhaps, perhaps you will summon me then, and I will fail to keep faith with you for the first time, because when I am dead I will not hear you. I leave you no picture and no sign, as you left me nothing; you will never recognize me, never. It was my fate in life, let it be my fate in death. I will not call for you in my last hour, I will leave and you will not know my name or my face. I die with an easy mind, since you will not feel it from afar. If my death were going to hurt you, I could not die.
(…)
But who… who will always send you white roses on your birthday now? The vase will be empty, the little breath of my life that blew around you once a year will die away as well! Beloved, listen, I beg you… it is the first and last thing I ask you… do it for me every year on your birthday, which is a day when people think of themselves — buy some roses and put them in that vase. Do it, beloved, in the same way as others have a Mass said once a year for someone now dead who was dear to them. I do not believe in God any more, however, and do not want a Mass — I believe only in you, I love only you, and I will live on only in you… oh, only for one day a year, very, very quietly, as I lived near you… I beg you, do that, beloved… it is the first thing that I have ever asked you to do, and the last… thank you… I love you, I love you… goodbye.
His shaking hands put the letter down. Then he thought for a long time. Some kind of confused memory emerged of a neighbour’s child, of a young girl, of a woman in the dance café at night, but a vague and uncertain memory, like a stone seen shimmering and shapeless on the bed of a stream of flowing water. Shadows moved back and forth, but he could form no clear picture. He felt memories of emotion, yet did not really remember. It was as if he had dreamt of all these images, dreamt of them often and deeply, but they were only dreams.

Brief einer Unbekannten

Fürchte nicht, daß ich Dich weiter bedränge – verzeih mir, ich mußte mir einmal die Seele ausschreien in dieser Stunde, da das Kind dort tot und verlassen liegt. Nur dies eine Mal mußte ich sprechen zu Dir – dann gehe ich wieder stumm in mein Dunkel zurück, wie ich immer stumm neben Dir gewesen. Aber du wirst diesen Schrei nicht hören, solange ich lebe – nur wenn ich tot bin, empfängst Du dies Vermächtnis von mir, von einer, die Dich mehr geliebt als alle und die Du nie erkannt, von einer, die immer auf Dich gewartet und die Du nie gerufen. Vielleicht, vielleicht wirst Du mich dann rufen, und ich werde Dir ungetreu sein zum erstenmal, ich werde Dich nicht mehr hören aus meinem Tod: kein Bild lasse ich Dir und kein Zeichen, wie Du mir nichts gelassen; nie wirst Du mich erkennen, niemals. Es war mein Schicksal im Leben, es sei es auch in meinem Tod. Ich will Dich nicht rufen in meiner letzten Stunde, ich gehe fort, ohne daß Du meinen Namen weißt und mein Antlitz. Ich sterbe leicht, denn Du fühlst es nicht von ferne. Täte es Dir weh, daß ich sterbe, so könnte ich nicht sterben.
(…)
Aber wer … wer wird Dir jetzt immer die weißen Rosen senden zu Deinem Geburtstag? Ach, die Vase wird leer sein, der kleine Atem, der kleine Hauch von meinem Leben, der einmal im Jahre um Dich wehte, auch er wird verwehen! Geliebter, höre, ich bitte Dich … es ist meine erste und letzte Bitte an Dich … tu mirs zuliebe, nimm an jedem Geburtstag – es ist ja Tag, wo man an sich denkt – nimm da Rosen und tu sie in die Vase. Tu’s, Geliebter, tu es so, wie andere einmal im Jahre eine Messe lesen lassen für eine liebe Verstorbene. Ich aber glaube nicht an Gott mehr und will keine Messe, ich glaube nur an Dich, ich liebe nur Dich und will nur in Dir noch weiterleben … ach, nur einen Tag im Jahr, ganz, ganz still nur, wie ich neben Dir gelebt … Ich bitte Dich, tu es, Geliebter … es ist meine erste Bitte an Dich und die letzte … ich danke Dir … ich liebe Dich, ich liebe Dich … lebe wohl …
Er legte den Brief aus den zitternden Händen. Dann sann er lange nach. Verworren tauchte irgendein Erinnern auf an ein nachbarliches Kind, an ein Mädchen, an eine Frau im Nachtlokal, aber ein Erinnern, undeutlich und verworren, so wie ein Stein fimmert und formlos zittert am Grunde fießenden Wassers. Schatten strömten zu und fort, aber es wurde kein Bild. Er fühlte Erinnerungen des Gefühls und erinnerte sich doch nicht. Ihm war, als ob er von all diesen Gestalten geträumt hätte, oft und tief geträumt, aber doch nur geträumt.
Da fel sein Blick auf die blaue Vase vor ihm auf dem Schreibtisch. Sie war leer, zum erstenmal leer seit Jahren an seinem Geburtstag. Er schrak zusammen: ihm war, als sei plötzlich eine Tür unsichtbar aufgesprungen, und kalte Zugluft ströme aus anderer Welt in seinen ruhenden Raum. Er spürte einen Tod und spürte unsterbliche Liebe: innen brach etwas auf in seiner Seele, und er dachte an die Unsichtbare körperlos und leidenschaftlich wie an eine ferne Musik.


Karol Maliszewski

1960 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Unas palabras en caso de muerte

                                                                para E. y J. Sołtyszczak

Ser padre y charlar con serenidad con tu hijo.
Acompañar a las niñas hasta el punto desde el cual abrazarán solas
la vida restante.

Ser hijo y charlar con serenidad con tu padre a través de una pared
de hierba, de barro, a través de raíces, rizomas.

No esperar nada extraordinario,
porque todo es extraordinario.

Tumbas, crestas de ola, crines de caballo,
el peine de hueso junto a las sienes.
Vestido de la madre y el tuyo. El susurro
de los pantalones en el armario, el gemido de los cajones.

Un aliento errante dará con
un poeta o un zapatero
como Boehme; resonará.

Ya es hora de creer en algo indestructible.

Fotos propias, Povedilla.

Zdania na wypadek śmierci

                                                        E. i J. Sołtyszczakom

Być ojcem i spokojnie rozmawiać z synem
Doprowadzić córki do miejsca, skąd same ogarną
pozostałość życia.

Być synem i spokojnie rozmawiać z ojcem przez ścianę
z trawy, gliny, przez korzenie, kłącza

Nie spodziewać się czegoś nadzwyczajnego
bo wszystko jest nadzwyczajne

Groby, grzbiety fal, grzywy koni
kościany grzebień u twojej skroni
Sukienka matki, i twoja. Szmer
Spodni w szafie, jęk szuflad

Błądzący oddech trafi na
poetę lub szewca
jak Boehme; pozostawi oddźwięk

Już trzeba wierzyć w coś niezniszczalnego.

Rafael Fombellida

1959 – , España

Nadadores

En el lago mi hijo es una cuerda atirantada.
Hemos nadado juntos hasta que mis pulmones se han abierto
y dejado escapar su poco hálito. Lo veo regresar suculento y desnudo
desde la orilla en donde espero. La tiniebla escarlata del crepúsculo
encapota mi piel abandonada a un húmedo estremecimiento.
Cuánto detesto esta rojez de gasa adherida a una honda cortadura.
A mi lado, mi hijo está secándose envuelto en esta luz color fresón maduro.
Silba Lady Tonight, se tiende soberano sobre el entarimado
y remece sus sólidos tobillos en la maraña tosca de las plantas acuáticas.
Me habla con mi voz, pero su idioma no es mi lengua muerta, es un desperdigarse
suelto, vivaz, sincero lo mismo que un galope de caballo.
Soy el padre de un hombre, un hombre grave, meditativo, oculto,
que se gobierna con pericia mientras cabe pensar
que su mano, ya enorme, clausurará mis párpados como se sella un ataúd de plomo.
Su cuerpo se ha acostado bajo la vena cárdena del cielo.
Miro su trazo hermoso, la cabellera untada con arcilla de un ocaso granate.
El braceó más lejos con mi salud, mi fuerza, mi enconada constancia,
y se reclina ufano como un bárbaro después de violentar a sus mujeres.
Es la masa engreída que yo amo con el temple del nadador de fondo.
Es el rival que aguarda mi ahogamiento con el bravo estupor del aspirante.
Ocupa mi lugar porque es su padre joven, prematuro,
inconsciente de toda dentellada del tiempo. Disfruto esa codicia
de converger conmigo, arriesgada ambición de parecérseme.
Miro el milagro de su mocedad. La atmósfera bermeja
de la última hora da a su pecho el impulso de un incendio.
Ha cerrado los ojos. Silabea sin ganas Love, hate, love.
Despreocupado, ajeno. Sólo espera que el púrpura del aire
me desintegre. Adoro el esplendor de su avidez.

Foto de Mohamed Nohassi

Tłum. Ada Trzeciakowska

Pływacy

W jeziorze mój syn jest napiętą struną.
Pływaliśmy razem aż otwarły się moje płuca
i pozwoliły ujść nikłemu tchnieniu. Z brzegu, gdzie czekam
patrzę, jak wraca soczysty i nagi. Szkarłatny mrok zmierzchu
okrywa płaszczem moją skórę opuszczoną na wilgotnym dreszczu.
Jakże nie znoszę tej czerwieni gazy przywartej do głębokiej rany.
Tuż obok mój syn wyciera się otulony tym światłem koloru dojrzałej truskawki.
Gwiżdże Lady Tonight, kładzie się władczy na deskach
i mąci masywnymi kostkami zmierzwioną gmatwaninę wodnych roślin.
Mówi do mnie moim głosem, ale jego język nie jest moim martwym językiem, to rozpierzchiwanie się nieokiełznane, rzutkie, szczere niczym koński galop.
Jestem ojcem mężczyzny, mężczyzny poważnego, skłonnego do kontemplacji, skrytego,
który umiejętnie steruje życiem podczas gdy wypada pomyśleć,
że jego dłoń, ogromna już, przysłoni moje powieki tak jak się zamyka ołowianą trumnę.
Jego ciało położyło się pod fioletową żyłą nieba.
Patrzę na jago piękny zarys, włosy powleczone glinką wiśniowego zmierzchu.
Jego rozwarte ramiona dotarły dalej mając moje zdrowie, moją siłę, zażartą wytrwałość,
a on rozkłada się teraz jak zaspokojony barbarzyńca po zniewoleniu swoich kobiet.
Jest próżną materią, którą kocham z wytrwałością długodystansowego pływaka.
Jest rywalem, który czeka aż utonę ze śmiałym zdumieniem aspiranta.
Zajmuje moje miejsce, bo jego ojciec jest młody, przedwczesny,
nieświadomy działania zęba czasu. Czerpię przyjemność z tej żądzy
zbiegnięcia się ze mną, ryzykownej ambicji upodobnienia się do mnie.
Spoglądam na cud jego młodzieńczych lat. Bordowa atmosfera
ostatniej godziny przelewa na jego pierś podnietę płomieni.
Przymknął oczy. Pogwizduje leniwie Love, hate, love.
Beztroski, nieznany. Czeka tylko aż purpura powietrza
mnie unicestwi. Uwielbiam blask jego zachłanności.