Adam Zagajewski

1945 – 2021, Polonia

Trad. Xavier Farré

Cafetería

(en Berlín)

En esta cafetería que se llama como un escritor francés,
en una ciudad extranjera, leí Bajo el volcán,
esta vez con menos entusiasmo. «Realmente, uno tiene que curarse»,
pensé. Quizá haya llegado a convertirme en un filisteo.
México estaba muy lejos y sus enormes estrellas
iluminaban, pero no para mí. Era el Día de Muertos.
La fiesta de las metáforas y la luz. La muerte como protagonista.
Algunas personas en las mesas de al lado, varios destinos:
Reflexión, Tristeza, Sentido Común. Cónsul, Yvonne.
Llovía. Noté una pequeña felicidad. Alguien entró,
alguien salió, alguien finalmente dio con el perpetuum mobile.
Estaba en un país libre. En un país que se quedó solo.
No pasaba nada, los cañones habían callado.
La música no diferenciaba a nadie; la música pop que fluía
de los altavoces iba repitiendo: «Aún pasarán muchas cosas».
Nadie sabía qué hacer, adónde ir, por qué.
Pensé en ti, en nuestra intimidad, en cómo
huelen tus cabellos cuando empieza el otoño.
En el aeropuerto se elevó en el aire un avión
como un discípulo aplicado que cree
en lo que dijeron los antiguos maestros.
Los astronautas soviéticos afirmaban no haber encontrado
a Dios en el espacio, pero ¿lo habían buscado?

Foto propia

Kawiarnia

(w Berlinie)

W tej kawiarni w obcym mieście noszącej imię
francuskiego pisarza czytałem Pod wulkanem,
ale już z mniejszym entuzjazmem. Jednak trzeba się leczyć,
pomyślałem. Chyba zamieniłem się w filistra.
Meksyk był bardzo daleko i jego ogromne gwiazdy
świeciły teraz nie dla mnie. Trwało święto zmarłych.
Święto metafor i światła. Śmierć w roli głównej.
Obok kilka osób przy stolikach, różne przeznaczenia:
Rozwaga, Smutek, Zdrowy Rozsądek. Konsul, Yvonne.
Padał deszcz. Czułem małe szczęście. Ktoś wchodził,
ktoś wychodził, ktoś wreszcie wynalazł perpetuum mobile.
Byłem w wolnym kraju. W samotnym kraju.
Nic się nie działo, milczały armaty.
Muzyka nikogo nie wyróżniała; pop sączył się
z głośników leniwie powtarzając: jeszcze się wiele wydarzy.
Nikt nie wiedział, co robić, dokąd iść, dlaczego.
Myślałem o tobie, o naszej bliskości, o tym,
jak pachną twoje włosy, kiedy zaczyna się jesień.
Z lotniska wzbijał się w powietrze samolot,
jak pilny uczeń, który wierzy w to,
co mówili dawni mistrzowie.
Sowieccy kosmonauci twierdzili, że nie znaleźli
Boga w przestworzach, ale czy szukali?

Transl. Clare Cavanagh

Café

(in Berlin)

In that café in a foreign town bearing a French writer’s
name I read Under the Volcano
but with diminishing interest. You should heal yourself,
I thought. I’d become a philistine.
Mexico was distant, and its vast stars
no longer shone for me. The day of the dead continued.
A feast of metaphors and light. Death played the lead.
Alongside a few patrons at the tables, assorted fates:
Prudence, Sorrow, Common Sense. The Consul, Yvonne.
Rain fell. I felt a little happiness. Someone entered,
someone left, someone finally discovered the perpetuum mobile.
I was in a free country. A lonely country.
Nothing happened, the heavy artillery lay still.
The music was indiscriminate: pop seeped
from the speakers, lazily repeating: many things will happen.
No one knew what to do, where to go, why.
I thought of you, our closeness, the scent
of your hair in early autumn.
A plane ascended from the runway
like an earnest student who believes
the ancient masters’ sayings.
Soviet cosmonauts insisted that they didn’t find
God in space, but did they look?

Pascal Quignard

1948 – , Francia

Vida secreta (cap. XXIII)

Trad. Encarna Castejón

Uno tiene que aceptar ser hijo de sus sueños si quiere llegar a habitar las moradas de los sueños. Aquellos cuya voluntad rige la conducta, los que se presentan como los padres de los días que gobiernan, los que se jactan de dominar sus decisiones, ignoran la impresión que viene del mundo que los precede y que los ha sometido a sus influencias y a sus modas. Negándose a ser los siervos de impulsos ridículos, se sustraen poco a poco a cualquier contacto con la vida que los rodea y que prosigue cada vez menos dentro de ellos y, para acabar, ya no saben cuál es el camino y dejan de estar vivos y se deslizan en la muerte aunque el hálito aún los anime y la sangre los siga irrigando.
Son los fantasmas.

***

La vida de cada uno de nosotros no es una tentativa de amar. Es el único intento.

***

¿Qué lazo existe entre los seres que hablan? Solo la nada, el sentido, la esperanza semántica, la melancolía.
¿Qué lazo hay entre los seres vivos sexuados, que nacen y mueren, que se renuevan mediante la muerte personal y a través de una escena que no es visible para ellos? Ni la palabra sola, que los convertiría en fantasmas, ni la muerte sola, que los convertiría en cadáveres, ni el goce masculino del apareamiento, que los convertiría en animales.
Queda el amor. Eso es el amor: ese resto indecible que no puede mostrarse. De ahí vienen los dos tabúes del lenguaje y de la luz.
Indecible: el lenguaje está prohibido.
Que no puede mostrarse: lo visible es tabú.

***

Argumento V.
El individuo no es un estado ni un origen. No hay una identidad atómica en el fondo del ser. No podemos suponer ninguna psicología en esta tierra. Llegar a ser individual es desear, volverse conflictivo, convertirse en infinitamente divisible, sin descanso. Es llegar a estar cada vez más desgarrado.
Lo individual es la fascinación desgarrada.
No mitigada: desgarrada.

Masao Yamamoto

Tłum. Krzysztof Rutkowski

Życie sekretne (roz. XXIII)

Trzeba przyjąć, że jest się synem snów, jeśli pragnie się w nich rozgościć i godziwie w nich zamieszkać. Ci, którzy kierują się wolą, ci, którzy samych siebie przedstawiają jako rodzicieli życia, ci, którzy pysznią się panowaniem nad podejmowanym i decyzjami nie wiedzą, z jak wielką siłą działa na nich świat, skąd przyszli, świat poprzedni, który wycisnął na nich swoje piętna i swoje pozostawił w nich tropy. Ci, którzy nie potrafią się przyznać, że są niewolnikami śmiesznych impulsów, stopniowo coraz bardziej tracą kontakt z żywym życiem, coraz ospałej się w nich toczącym, aż w końcu zupełnie gubią drogę. Przestają żyć żywym życiem, ześlizgują się w śmierć, chociaż nadal wdychają powietrze w płuca, krew krąży, usta oddychają.
To upiory.


***

Życie każdego z nas nie jest pokusą miłości. Jest jej jedyną próbą.

***

Jaka więź łączy dwie osoby mówiące? Nic więcej niż nic, sens, nadzieja znacząca, melancholia.
Jaka więź łączy dwie osoby żyjące obdarzone organami płciowymi, rodzące się i umierające, odnawiające się przez osobniczą śmierć i schodzące ze sceny, której nigdy nie zobaczą? Nie tylko mowa, bo czyni z nich upiory. Nie tylko śmierć, bo czyni z nich trupy. Nie tylko krycie, bo czyni z nich zwierzęta.
Pozostaje miłość. Oto czym jest miłość: całą resztą niewymowną i niepokazywalną.
Niewymowną: mowa jej zakazana.
Niepokazywalną: widzialne jest dla niej tabu.

***

Argument V
Osobnik nie jest ot tak. Osobnik nie jest z rodu. Nie ma w nas tożsamości stałej. Stać się sobą: pożądać, popadać w konflikty, dzielić się i dzielić znowu, bez końca, tchnienia. Stawać się coraz bardziej rozdartym.
Bycie osobnikiem osobnym: fascynacja rozdzierająca.
Nie kojąca – rozdzierająca.

Alda Merini

1931-2009, Italia

Trad.  Gina Saraceni

Carta de amor

Escribe una carta de amor solamente
que tenga la semilla de un gran suspiro
y después olvídala en la memoria
para que yo la pueda escuchar.
De noche, cuando duermes,
aunque tú no lo sabes, vengo a buscarte:
mi límite frío de sueño
se compagina con el tuyo,
vivimos sobre dos desiertos
que al atardecer se transforman en colinas
y desnudo mis senos en la noche
ansiosa de que tú los mires.

Tłum. Ada Trzeciakowska

List miłosny

Napisz tylko miłosny list
z zalążkiem głębokiego westchnienia
a potem do zapomnienia go wrzuć
bym usłyszeć go mogła.
Nocą, gdy śpisz
nieświadomy, przychodzę po ciebie:
zimne krawędzie mojego snu
nachodzą na twoje,
i oto żyjemy na dwóch pustyniach,
co o zmierzchu stają się wzgórzami
a ja wtedy piersi obnażam,
chcę tylko byś patrzył.

Fotografías de Kansuke Yamamoto (gracias a Dantébéa)

Olga Tokarczuk

1962 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

desnuda me miro en el cristal
que la nieve del exterior convirtió en espejo
el cuerpo de repente se ahueca por el frío
desnudo sobre el fondo de nieve

cómo desentona

para los ojos el cuerpo aún no existe
apenas se abre el paso como narciso en marzo
hemos perdido nuestra inocencia
susurran dos reflejos
las sábanas desechas el té se enfría
la noche borracha con trenes delira
¿dónde está nuestra inocencia tan cultivada
la piel se ha arañado
los labios se han hinchado
los pechos siguen iguales
el cabello guarda el aroma?

nada ha cambiado
solamente no llega el alba la noche no acaba
crece con soñolencia a pesar de los relojes
y miles de estrellas caen con la nieve
envolviendo las estaciones con el murmullo de diminutas revelaciones

Fotogramas de Tren nocturno de Jerzy Kawalerowicz 

***

przeglądam się naga w szybie
którą śnieg na zewnątrz pozamieniał w lustro
ciało nagle wklęśnieje od chłodu
na tle śniegu nagie

jak to nie pasuje

dla oczu ciało jeszcze nie istnieje
dopiero się przebija jak marcowy narcyz
straciłyśmy swoją niewinność
szepczą dwa odbicia
rozgrzebana pościel wystygła herbata
noc pijana pociągami majaczy
gdzie nasza niewinność tak pielęgnowana
czy skóra zadraśnięta
lub czy usta nabrzmiałe
czy piersi już nie te
czy we włosach zapach

nic się nie zmieniło
tylko świtu nie ma i noc się nie kończy
rozrasta się sennie na przekór zegarom
i tysiące gwiazd opada ze śniegiem
otulając dworce szeptem małych olśnień

Zygmunt Bauman

1925-2017, Polonia / Inglaterra

Trad. Mirta Rosenberg

Amor líquido

La orfandad y el desconsuelo fueron celebrados brevemente en cuanto liberación definitiva del sexo de la prisión en que la sociedad patriarcal, puritana, aguafiestas, pacata, hipócrita y rígidamente victoriana lo habían encerrado.
Por fin había una relación pura de toda pureza, un encuentro que no servía a otro propósito que el del placer y el goce. Un sueño de felicidad sin ataduras, una felicidad sin temor a efectos secundarios y alegremente despreocupada de sus consecuencias, una felicidad de tipo «si no está completamente satisfecho, devuelva el producto y su dinero le será reembolsado»: la encarnación misma de la libertad, tal como lo han definido la sabiduría popular y las prácticas de la sociedad de consumo.
Está bien, y quizás sea incluso excitante y maravilloso, que el sexo se haya liberado hasta tal punto. El problema es cómo sostenerlo en su lugar una vez que hemos arrojado el contrapeso por la borda, cómo hacer que no se desmadre cuando ya no existen marcos disponibles. Volar liviano produce alegría, volar a la deriva es angustiante. El cambio es embriagador, la volatilidad es preocupante. ¿La insoportable levedad del sexo?
Volkmar Sigusch practica la psicología: atiende a diario a víctimas del «sexo puro». Lleva un registro de sus quejas, y la lista de heridos que acuden en busca de la ayuda de expertos no deja de crecer. El resumen de sus hallazgos es sobrio y sombrío.
«Todas las formas de relaciones íntimas en boga llevan la misma máscara de falsa felicidad que en otro tiempo llevó el amor marital y luego el amor libre (…) A medida que nos acercamos para observar y retiramos la máscara, nos encontramos con anhelos insatisfechos, nervios destrozados, amores desengañados, heridas, miedos, soledad, hipocresía, egoísmo y repetición compulsiva (…) El rendimiento ha reemplazado al éxtasis, lo físico está de moda, lo metafísico no (…) Abstinencia, monogamia y promiscuidad están alejadas por igual de la libre vida de la sensualidad que ninguno de nosotros conoce.»
Las consideraciones técnicas no se llevan bien con las emociones. Preocuparse por el rendimiento no deja ni lugar ni tiempo para el éxtasis. El camino de lo físico no conduce hacia la metafísica. El poder seductor del sexo solía emanar de la emoción, el éxtasis y la metafísica, tal y como lo haría hoy, pero el misterio ha desaparecido y, por lo tanto, los anhelos sólo pueden quedar insatisfechos…
Cuando el sexo significa un evento fisiológico del cuerpo y la «sensualidad» no evoca más que una sensación corporal placentera, el sexo no se libera de sus cargas supernumerarias, superfluas, inútiles y agobiantes. Muy por el contrario, se sobrecarga. Se desborda sin ninguna expectativa que no sea la de simplemente cumplir.
Las íntimas conexiones del sexo con el amor, la seguridad, la permanencia, la inmortalidad gracias a la continuación del linaje, no eran al fin y al cabo tan inútiles y restrictivas como se creía, se sentía y se alegaba. Esas viejas y supuestamente anticuadas compañeras del sexo eran quizás sus apoyos necesarios (necesarios no en cuanto a la perfección técnica del rendimiento, sino por su potencial de gratificación). Quizás las contradicciones que la sexualidad entraña endémicamente no sean más fáciles de resolver (mitigar, diluir, neutralizar) en ausencia de sus «ataduras». Quizás esas ataduras no eran pruebas del malentendido o el fracaso cultural, sino logros del ingenio cultural.

Esculturas de Auguste Rodin

Tłum. Tomasz Kunz

Razem osobno

Przez krótki czas świętowano „osierocenie” seksu, widząc w tym ostateczne jego wyzwolenie z więzienia, w którym dotąd trzymało go patriarchalne, purytańskie, wciąż-beznadziejnie-wiktoriańskie, pełne hipokryzji, nadęte i namaszczone społeczeństwo.
Oto, nareszcie, związek najczystszy z czystych, spotkanie, które prócz przyjemności i zmysłowego szczęścia nie służy żadnym innym celom. Wymarzona szczęśliwość bez zobowiązań, szczęśliwość wyzbyta lęku o efekty uboczne i beztrosko niebaczna na swoje konsekwencje, szczęśliwość typu „jakość gwarantowana albo pełny zwrot kosztów”: najpełniejsze wcielenie wolności, w znaczeniu, jakie nadaje jej dzisiaj potoczna mądrość i codzienna praktyka społeczeństwa konsumentów.
To miłe, może nawet rozkoszne i koniec końców wspaniałe, że seks jest tak „wyzwolony”. Sęk w tym, jak uchronić go przed dryfowaniem, kiedy cały balast wyrzucono za burtę, jak sprawić, by zachował formę, kiedy wzorcownie całkiem opustoszały Przyjemnie jest latać, ale lot bez sterów jest już tylko koszmarem. Zmiana jest rozkoszna, chaotyczność drażniąca. Nieznośna lekkość seksu?
Volkmar Sigusch jest praktykującym psychoterapeutą; codziennie styka się z ofiarami „czystego seksu”. Notuje ich skargi — a lista żalów wymagających interwencji eksperta bez przerwy się wydłuża. Wnioski, jakie wyciąga Sigusch ze swoich obserwacji, są równie posępne, co trzeźwe.
„Wszystkie modne obecnie formy intymnych relacji przywdziewają tę samą maskę fałszywej szczęśliwości, którą nosiła kiedyś miłość małżeńska, a później wolna miłość (…) Kiedy przyjrzymy się uważniej i zedrzemy maskę, znajdziemy pod nią nie spełnione pragnienia, stargane nerwy, zawiedzioną miłość, rany, lęki, samotność, hipokryzję, egotyzm i przymus powtarzania (…) Jakość wykonania zastępuje ekstazę, fizyczność pozostaje, metafizyczność znika (…) Wstrzemięźliwość, monogamia i rozpusta, wszystkie one są równie dalekie od swobodnej gry zmysłów, której nikt z nas nie zna”.
Szczegóły techniczne trudno godzić z emocjami. Skupianie całej uwagi na wykonawstwie nie zostawia czasu ani miejsca na ekstazę. Fizyka nie jest przedsionkiem metafizyki. A jednak to z emocji, ekstazy i metafizyki płynęła zawsze zniewalająca moc seksu, i tak też dzieje się dzisiaj, gdy tajemnica znikła, a pragnienia muszą pozostać nie spełnione…
Kiedy seks sprowadza się do aktu fizjologicznego, a „zmysłowość” staje się źródłem co najwyżej przyjemnych doznań cielesnych, nie znaczy to wcale, że seks wyzwolił się od przesadnych, zbędnych, niepotrzebnych, nieporęcznych i kłopotliwych obciążeń. Przeciwnie; oznacza to, iż jest on przeciążony. Przytłoczony ciężarem oczekiwań, którym nie jest w stanie sprostać.
Intymne związki seksu z miłością, bezpieczeństwem, trwałością i nieśmiertelnością-którą-zapewnia-trwanie-rodu, nie były ostatecznie aż tak bezużyteczne i krępujące, jak to niegdyś sądzono, odczuwano i deklarowano. Być może ci starzy i ponoć staroświeccy towarzysze seksu byli jego niezbędnym wsparciem (niezbędnym nie dla technicznej perfekcji wykonania, lecz dla czerpania z niego satysfakcji). Być może sprzeczności tkwiące w samej naturze seksualności nie dają się pogodzić (złagodzić, zażegnać, zneutralizować), niezależnie od braku czy obecności „zobowiązań” łączących się z seksem. Być może te zobowiązania były raczej dowodem przenikliwości kultury niż symbolem jej zafałszowań lub błędnych wyobrażeń.

Liquid Love: On the Frailty of Human Bonds

Orphaning and bereavement were for a brief time celebrated as the ultimate liberation of sex from the prison in which patriarchal, puritan, still-haplessly-Victorian, spoilsport, killjoy and hypocritical society held it.
Here, at long last, there was a purer than pure relationship, an encounter that served no other purpose but pleasure and joy. A dream happiness without strings attached, a happiness unafraid of side-effects and so cheerfully oblivious to its consequences, a happiness of the ‘if not fully satisfied, return product for full refund’ kind: a fullest incarnation of freedom, as the popular wisdom and practice of consumer society has defined it.
It is all right, perhaps even exhilarating and altogether wonderful, for sex to be so liberated. The snag is how to hold it in place once the ballast has been thrown overboard; how to hold it in shape if frames are no longer available. Flying lightly is mirth, rudderless flying is distress. Change is blissful, volatility annoying. The unbearable lightness of sex?
Volkmar Sigusch is a practising therapist; daily, he meets the casualties of ‘pure sex’. He records their complaints – and the list of grievances calling for the expert’s intervention lengthens unstoppably. His summaries of findings are as sombre as they are sober.
All forms of intimate relationships currently in vogue bear the same mask of false happiness once worn by marital and later by free love… [A]s we took a closer look and pulled away the mask, we found unfulfilled yearnings, ragged nerves, disappointed love, hurts, fears, loneliness, hypocrisy, egotism, and repetition compulsion… Performances have replaced ecstasy, physics are in, metaphysics out… Abstinence, monogamy, and promiscuity are all equally far removed from the free life of sensuality that none of us knows.
Technical concerns square ill with emotions. Concentration on performance leaves no time or room for ecstasy. Physics is not the road to metaphysics. It was emotion, ecstasy and metaphysics from which the seductive power of sex used to flow – as it would do now, but the mystery is gone and so the yearnings cannot but stay unfulfilled…
When sex stands for a physiological event in the body and ‘sensuality’ invokes little except a pleasurable bodily sensation, sex is not liberated from supernumerary, superfluous, useless, cumbersome and cramping loads. It is, on the contrary, overloaded. Overflowing with expectations beyond its capacity to deliver.
Intimate connections of sex with love, security, permanence, immortality-through-continuation-of-kin were not after all as useless and constraining as they were thought and felt and charged to be. The old and allegedly old-fashioned companions of sex were perhaps its necessary supports (necessary not for the technical perfection of the performance, but for its gratifying potential). Perhaps the contradictions with which sexuality is endemically fraught are no more likely to be resolved (mitigated, defused, neutralized) in the absence of ‘strings attached’, than they could be in their presence. Perhaps those strings were feats of cultural ingenuity rather than tokens of cultural misconception or failure.

Tomas Tranströmer

1931-2015, Suecia

Trad. Roberto Mascaró

Apuntes de fuego

Durante los meses tristes, centelleó mi vida sólo cuando hice el amor contigo.
Como la luciérnaga se enciende y se apaga, se enciende y se apaga- a medias puede uno seguir su camino
en la noche oscura del olivar.

Durante los meses tristes, estaba el alma desesperada y sin vida
pero el cuerpo caminó directo hacia ti.
El cielo de la noche rugió.
Sigilosamente ordeñábamos cosmos y sobrevivimos.

Fotograma en negativo de Historia de un pecado de W. Borowczyk y foto propia (Povedilla)

Tłum. Leonard Neuger 

Ogniste gryzmoły

W te ponure miesiące moje życie roziskrzyło się tylko gdy się z tobą kochałem.
Jak świetlik: zapala się i gaśnie, zapala się i gaśnie – w przebłyskach można iść w jego ślady
w mroku nocnym wśród drzew oliwnych.

W te ponure miesiące dusza siedziała skulona i bez życia
lecz ciało poszło prostą drogą do ciebie.
Ryczało nocne niebo.
Doiliśmy kosmos ukradkiem i przeżyliśmy.

Fire Jottings

Throughout the dismal months my life sparkled alive only when I made
love with you.
As the firefly ignites and fades out, ignites and fades out — in glimpses we
can trace its flight
in the dark among the olive trees

Throughout the dismal months the soul lay shrunken, lifeless,
but the body went straight to you.
The night sky bellowed.
Stealthily we milked the cosmos and survived.

.

A %d blogueros les gusta esto: