Karol Maliszewski

1960 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Al Borde (en la orilla)

Insectos palo al borde de un gran
vidrio. La llave suena y no atina.
Las flores asoman las cabezas
de las macetas. En la mesa restos de ratafía.

Como en cuadros de los viejos maestros.
Sólo falta mover la copa de la campanilla.
Doblar la luz. Pero no las manos.
Una gran nada, sacada de la filosofía,

no se corresponde con el cálido interior.
Los que se han ido se han dejado a sí mismos
en fotografías, cabellos sobre toallas.
Hormigas en una isla desierta (el pan)

proclaman algo, callando, en una lengua ajena.
Así quedarse quieto al borde de la imagen,
girar la llave en la mano, mover la tierra;
los vecinos se han marchado por la noche

y ya deben de abordar Inglaterra.
Vencido por insomnio e impotencia
cierro bien los grifos, bajo las persianas.
Nuestra calle se va quedando desierta.

Fotos propias

Na brzegu

Patyczaki na brzegu wielkiej
szyby. Klucz dzwoni i nie trafia.
Kwiaty wychylają głowy
z donic. Na stole niedopita ratafia.

Wszystko jak u starych mistrzów.
Tylko kielich poprawić dzwonkowi.
Załamać światło. Ale nie ręce.
Wielkie nic, wzięte z filozofii,

nie pasuje do ciepłego wnętrza.
Wyjeżdżający zostawili siebie
na fotografiach, włosach na ręczniku.
Mrówki na bezludnej wyspie (chlebie)

coś, milcząc, głoszą w nieznanym języku.
Tak stawać cicho na brzegu obrazu,
klucz w ręce obracać, ziemię poruszać;
sąsiedzi wyjechali w nocy

i pewnie już są u brzegów Anglii.
Z bezsenności i niemocy
zamykam okna, dokręcam krany.
Nasza ulica się wyludnia.

Roberto Juarroz

1925-1995, Argentina

Quinta Poesía vertical

(en recuerdo de Alejandra Pizarnik)

54

La avalancha de los muertos,
la avalancha de los que se suicidan
por su mano o por otra,
porque vivir es un suicidio,
la avalancha de las sombras
que en vano amontonamos
en los rincones de la tierra,
la avalancha de lo que no sabemos ni pensar,
hace que cada tanto extendamos un brazo
y hagamos una señal en el vacío.

Y aunque el brazo no resiste
y se desmorona como los gestos de los tímidos,
la señal queda rodando por el aire
como un golpe de viento,
como la hilacha de un fúnebre planeta
que gira hacia algo menos que el olvido.

Sólo un desequilibrio de las cosas,
un fugaz desnivel inexplicable
permite todavía
este naufragio sin barco, sin mar y sin playa,
sin espectador, sin fondo y sin náufrago,
esta historia que nadie cuente y nadie escucha,
esta falla sin importancia del abismo.
Sólo queda la señal como un detalle.

Fotografías de Francesca Woodman

Tłum. Ada Trzeciakowska

Piąte Poezje pionowe

(pamięci Alejandry Pizarnik)

54

Lawina umarłych,
lawina tych, którzy się zabijają sami
własną lub cudzą ręką,
bo życie to samobójstwo,
lawina cieni
które na próżno składamy
w szczelinach ziemi,
lawina tego, o czym nawet myśleć nie umiemy,
sprawia, że co chwilę wyciągamy rękę
i w próżnię wysłyłamy znaki.

I chociaż ramię nie daje rady
i rozpada się jak gesty ludzi nieśmiałych,
znak krąży w powietrzu dalej
jak podmuch wiatru,
jak strzęp żałobnej planety
wirując ku czemuś mniej niż zapomnieniu.

Tylko brak równowagi wśród rzeczy,
ulotna, niewytłumaczalna nierówność
nadal zezwala na
tę morską katastrofę bez statku, bez morza i bez plaży,
bez widza, bez dna i bez rozbitka,
tę historię, której nikt nie opowiada i nikt nie słucha,
tę zapadlinę bez grozy otchłani.
Zostaje tylko znak jak drobna pamiątka.

Edward Stachura

1937-1979, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Verás

Ah, cuando ella deje de amarte:
¡Ya lo verás!
Verás la noche en medio del día,
Negro cielo en lugar de estrellas;
Lo verás todo igual
Como lo veo yo.

Y la tierra, ya lo verás,
La tierra no será más tierra:
No te querrá llevar.

Y el fuego, ya lo verás,
El fuego no será más fuego:
No podrás vadearlo.

Y el agua, ya lo verás,
El agua no será más agua:
No te refrescará.

Y el viento, ya lo verás,
El viento no será más viento:
No te calmará.

Ah, cuando ella deje de amarte:
Ya lo verás.
Verás tu propio rostro extraño,
Los ojos tan grandes que tiene el miedo;
Lo verás todo igual
Como lo veo yo.

Y todos los elementos,
Todos te maldecirán:
¡Más vale que desaparezcas sin dejar rastro!

Fotografías: René Groebli

Zobaczysz

Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz noc w środku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.

A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.

A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.

A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.

A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić.

Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obcą własną twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.

I wszystkie żywioły,
Wszystkie będą ci złorzeczyć:
Lepiej byś przepadł bez wieści!

Edward Hirsch

1950 – , Estados Unidos

Trad. Alejandro Bajarlia

Edward Hopper y la Casa junto a la vía del tren (1925)

Desde afuera, en punto del mediodía,
esa casa extraña y desgarbada tiene la expresión
de alguien que está siendo observado, de alguien que contiene
la respiración bajo el agua, en silencio, expectante;

esa casa tiene vergüenza de sí misma; vergüenza
de su fantástica buhardilla en el techo
y de su porche pseudo-gótico, vergüenza
de sus hombros y de sus manos grandes y torpes.

Pero el hombre detrás del caballete es implacable.
Es tan brutal como la luz del sol y cree que
la casa le ha hecho algo terrible
a la gente que alguna vez vivió allí

porque ahora está desesperadamente vacía,
debió haberle hecho algo al cielo
porque el cielo, también, está totalmente desolado
y desprovisto de significado. No hay

árboles ni arbustos por ningún lado: la casa
debió haber hecho algo contra la tierra.
La única presencia es un par de vías
que se prolonga en la distancia. Ningún tren pasa.

Ahora el extraño regresa todos los días a ese lugar
hasta que la casa comienza a sospechar que
el hombre, también, está desolado, desolado
e incluso avergonzado. Pronto la casa empieza

a mirar con franqueza al hombre. Y de algún modo
el lienzo blanco y vacío adopta poco a poco
la expresión de alguien que está enervado,
de alguien que contiene la respiración bajo el agua.

Y luego, un día el hombre simplemente desaparece.
Es la sombra de una última tarde que se mueve
a través de las vías, abriéndose paso
entre la penumbra de los vastos campos.

Ese hombre pintará otras mansiones abandonadas,
difusas ventanas de cafeterías y letreros mal grabados
de escaparates a las orillas de pequeñas ciudades.
Y siempre tendrán la misma expresión,

la mirada completamente desnuda de alguien
que está siendo observado, de un estadunidense desgarbado.
Alguien que está a punto de ser abandonado
una vez más, y ya no puede soportarlo.

Cuadros de Edward Hopper

Tłum. Ada Trzeciakowska

Ponad połowa drogi

Tutaj, dokładnie w środku dnia,
ten dziwny, niewydarzony dom ma minę
kogoś na kogo się gapią, kogoś wstrzymującego
oddech pod wodą, wyczekującego w ciszy;

Dom ten wstydzi się siebie, wstydzi się
swojego fantastycznego mansardowego dachu
i pseudogotyckiego ganku, wstydzi się
swoich ramion i dużych, niezręcznych rąk.

Lecz człowiek za sztalugą jest nieugięty.
Brutalny jak światło słoneczne uważa, że
dom musiał zrobić coś strasznego
ludziom, którzy go kiedyś zamieszkiwali,

ponieważ jest tak rozpaczliwie pusty,
musiał też zrobić coś z niebem.
bo niebo też jest całkowicie puste
i pozbawione znaczenia. Nigdzie ma

drzew ani krzewów: dom
musiał zatem zrobić też coś ziemi.
Obecna jest jedynie para torów
rozciągających się w oddali. Pociągów brak.

Teraz nieznajomy wraca tu codziennie,
aż dom zaczyna podejrzewać,
że mężczyzna też został opuszczony, opuszczony
a wręcz zawstydzony. Wkrótce dom zaczyna

otwarcie wpatrywać się w człowieka. I jakimś sposobem
puste, białe płótno powoli nabiera
wyrazu kogoś wytrąconego z równowagi,
kogoś wstrzymującego oddech pod wodą.

Aż pewnego dnia mężczyzna po prostu znika.
Jest ostatnim popołudniowym cieniem
podążającym torami, przecinającym
ciemniejące rozległe pola.

Człowiek ten namaluje inne porzucone posiadłości,
wyblakłe okna kawiarni i kiepsko wykonane
sklepowe szyldy na obrzeżach małych miast.
Zawsze będą miały ten sam wyraz,

całkowicie nagi wygląd kogoś,
na kogo się gapią, kogoś amerykańskiego i niewydarzonego.
Kogoś, kto ma zostać porzucony
i nie może już tego dłużej znieść.

More Than HaEdward Hopper and the House by the Railroad (1925)

Out here in the exact middle of the day,
This strange, gawky house has the expression
Of someone being stared at, someone holding
His breath underwater, hushed and expectant;

This house is ashamed of itself, ashamed
Of its fantastic mansard rooftop
And its pseudo-Gothic porch, ashamed
of its shoulders and large, awkward hands.

But the man behind the easel is relentless.
He is as brutal as sunlight, and believes
The house must have done something horrible
To the people who once lived here

Because now it is so desperately empty,
It must have done something to the sky
Because the sky, too, is utterly vacant
And devoid of meaning. There are no

Trees or shrubs anywhere–the house
Must have done something against the earth.
All that is present is a single pair of tracks
Straightening into the distance. No trains pass.

Now the stranger returns to this place daily
Until the house begins to suspect
That the man, too, is desolate, desolate
And even ashamed. Soon the house starts

To stare frankly at the man. And somehow
The empty white canvas slowly takes on
The expression of someone who is unnerved,
Someone holding his breath underwater.

And then one day the man simply disappears.
He is a last afternoon shadow moving
Across the tracks, making its way
Through the vast, darkening fields.

This man will paint other abandoned mansions,
And faded cafeteria windows, and poorly lettered
Storefronts on the edges of small towns.
Always they will have this same expression,

The utterly naked look of someone
Being stared at, someone American and gawky.
Someone who is about to be left alone
Again, and can no longer stand it.



Mirka Szychowiak

1956 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

alguien más

Quiero ser alguien más fuera de mí misma. Algo
me falta en esta relación conmigo a solas. Quizá
un gato que conozca unos lugares mejores donde
subirse y esconderse. Estaría cómoda
en el agua, con un pez no muy carnívoro,
invisible sobre el fondo, fundido con el limo.
Es un estado extraño cuando no quieres esforzarte
por agradarte y debes procurarte otras encarnaciones.
Piensas entonces: podría ser algo
que no necesariamente se mueve, pero que está vivo
y ve y piensa y tiene su lengua, su casa y un pequeño
trozo de tierra, donde nadie jamás podrá entrar
sin preguntar. Esta noche, algún sueño
medio inconsciente me dejó unas ideas.
Las hojeo con impaciencia, pero allí hay
demasiado de mí, demasiadas palabras mías.

Fotografías propia

jeszcze

Chcę być kimś jeszcze oprócz siebie. Czegoś
mi brakuje w tym związku sam na sam. Może
kota, który zna lepsze miejsca, gdzie można
się wdrapać i schować. Dobrze bym się czuła
w wodzie, z jakąś niezbyt mięsożerną rybą,
niewidoczną na dnie, wtopioną w muł.
Dziwny stan, gdy nie chcesz się starać na
swój temat i musisz szukać innych wcieleń.
Myślisz wtedy: mogłabyś być czymś,
co niekoniecznie się rusza, ale jest żywe
i widzi, myśli, ma swój język, dom i mały
kawałek ziemi, gdzie nikt nie wejdzie
bez pytania. Ta noc, jakiś półprzytomny
sen, podrzucił mi kilka pomysłów.
Kartkuję je niecierpliwie, ale tam jest
za dużo mnie, za dużo moich słów.



Mirka Szychowiak

1956 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Suspensión

El mundo se me ha estancado, desalentado.
Aún muestra aplomo, sin embargo, reluce.
La gente se va quedando pasmada. Si la empujas,
se cae. Uno quiere reventar esta quietud,
insinuar algo inofensivamente aterrador.
Los días aletargados se entibian, todo se deshidrata.

Espero a que la noche allane y me
sacuda y arroje dentro de un bullicio.

Fotografía de Katia Chausheva

Zawiesina

Świat mi się zasiedział, zmarkotniał.
Wciąż trzyma fason, ale tylko lśni.
Ludzie nieruchomieją. Popchniesz,
a upadną. Chce się rozerwać ten spokój,
wyjść z czymś niegroźnie przerażającym.
Śpiące dni stygną, odwadnia się wszystko.

Czekam, aż noc się włamie i mną
potrząśnie, porwie w jakiś zgiełk.



Mirka Szychowiak

1956 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

El Chillido

Las aguas decrecen, los días son cada vez más mortales,
los paisajes lloran en soledad. ¿Quién va a injertar
y esparcir esa fuerza, recolectar las gotas, ¿por qué no yo?
Nada se puede dividir por la mitad, ya nada quiere
estar entero y vivo. Lo que era mío, alguien se lo ha llevado sin preguntar.
Cosas encontradas, es todo que tengo ahora. Un paisaje
desecado, ríos vacíos y unos pájaros espantados
con síntomas de carencias afectivas. Qué poco nos
parecemos a todo lo que amo.

Fotos propias (Povedilla)

pisk

Ubywa wody, dni coraz bardziej śmiertelne,
krajobrazy płaczą samotnie. Kto będzie szczepił
i rozsiewał tę moc, zbierał krople, czemu nie ja?
Niczego nie można podzielić na pół, nic już nie chce
być całe i żywe. Co było moje, ktoś zabrał bez pytania.
Rzeczy znalezione, tylko to teraz mam. Wysuszony
pejzaż, puste rzeki i kilka wystraszonych ptaków
z objawami choroby sierocej. Jesteśmy tacy
niepodobni do wszystkiego, co kocham.



Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

El mar

la mujer se levanta de la orilla,
se va. con ella desaparecen -los residuos y los rostros enfundados
en papel de aluminio calentado,
quédate -un suspiro jamás oído
o un aullido. la mujer se levanta de la orilla,
con ella el fuego, el crepúsculo-
el mar se hace un ovillo,
hirviendo por su sombra -de noche se enfriará,
la evaporará, escupirá todo
lo que la recuerda

Fotograma de Solaris de A. Tarkovsky

MORZE

kobieta wstaje znad brzegu,
odchodzi. wraz z nią znikają – śmieci i twarze obleczone
w nagrzaną, aluminiową folię,
zostań – to niesłyszane nigdy westchnienie
lub skowyt. kobieta wstaje znad brzegu,
za nią pożar, zmierzch –
morze zwija się w okrąg,
wrzące od jej cienia – w nocy ostygnie,
odparuje go, wypluje wszystko,
co ją przypomina

Linda Gregg

1942-2019, EE.UU.

Trad. Ada Trzeciakowska

Verano en un pueblo

Cuando los hombres me dejan
me dejan en un lugar hermoso.
Siempre es el final del verano.
Cuando pienso en ellos ahora,
pienso en el lugar.
Y en ser feliz sola después.
Esta vez es en Clinton, Nueva York.
Nado en la piscina pública
a las seis, cuando los demás
se ha ido a casa.
El cielo es gris, el aire es caliente.
De vuelta camino por el césped recién cortado
amando el olor y las casas
tan completamente que mi corazón se queda vacío.

Fotografías de Nadev Kander

Tłum. Ada Trzeciakowska

Lato w małym mieście

Kiedy mężczyźni mnie opuszczają,
zostawiają mnie w pięknym miejscu.
Zawsze jest to późne lato.
Kiedy teraz o nich myślę,
myślę o tym miejscu.
I o tym, że potem jestem szczęśliwa sama.
Tym razem jest to Clinton, Nowy Jork.
Pływam w publicznym basenie
o szóstej, kiedy inni ludzie
poszli do domu.
Niebo jest szare, powietrze gorące.
Idę z powrotem przez skoszony trawnik
kochając zapach i domy
tak całkowicie, że moje serce staje się puste.

Summer in a Small Town

When the men leave me,
they leave me in a beautiful place.
It is always late summer.
When I think of them now,
I think of the place.
And being happy alone afterwards.
This time it’s Clinton, New York.
I swim in the public pool
at six when the other people
have gone home.
The sky is gray, the air is hot.
I walk back across the mown lawn
loving the smell and the houses
so completely it leaves my heart empty.



Bronisław Maj

1953 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Por qué no estás para mí. Por qué no veo
el rastro de Tu mano en la construcción tan inhumanamente
repleta de sentido de una brizna de hierba. Para mí
este canto del mirlo no es de nadie -no oigo tu oír-. No oigo
voz que traspase el bullicio del día. Y por la noche,
ahogado en su inmenso aliento, siento que todo surge
de mí: entre una ciega estrella y yo
transcurre un camino glacial del temor, mi medida
de lo infinito que concluirá conmigo. Más allá
no veo nada. No veo, porque creo poco
en que veo? A lo mejor es solo sed
de ver y que no hay nada más salvo aquella sed
que de golpe me traspasa en el bullicio del día, en la catedral
de hierba, bajo el ojo muerto de la estrella.

Fotogramas de Jauja de Lisandro Alonso

***

Dlaczego nie ma Cię dla mnie. Dlaczego nie widzę
 śladu Twojej ręki w nieludzko sensownej konstrukcji
 źdźbła trawy. Ten śpiew kosów jest dla mnie tylko
 bezpański, nie słyszę Twojego słyszenia. Nie słyszę
 głosu przeszywającego zgiełk dnia. I nocą
 utopiony w jej ogromnym oddechu czuję, że wszystko
 dzieje się ze mnie: pomiędzy mną a ślepą gwiazdą
 przebiega mroźna droga trwogi, moja miara
 nieskończoności, która skończy się ze mną. Dalej nic
 nie widzę. Nie widzę, bo za mało wierzę,
 że widzę? A może to jest tylko tym głodem
 ujrzenia i nie ma nic oprócz tego głodu
 przeszywającego nagle w zgiełku dnia, w katedrze
 trawy, pod martwym okiem gwiazdy.

Francisco Brines

1932 – , España (Valencia)

Mis tres fauces

El perro aquel aulló varios veranos,
siempre solo en la casa abandonada.
Aún sigue su terror en mis oídos,
dentro de mí aúllan
(con el miedo de Cristo abandonado
en el ciego olivar)
las fauces de aquel perro, tan sediento
de alguna compañía,
en aquel cielo azul que se apagaba
por entre las palmeras y naranjos
donde mi juventud
se miraba en el mundo.
Yo soy ahora el perro, que aún no ha muerto,
y soy también el miedo de Cristo abandonado
en el viejo olivar,
bajo los astros fríos.
Mis tres fauces:
del animal que soy
del Dios (que me abandona)
y estos restos de espíritu y de carne
que se muerden.

Cuadros expresionistas de Edvard Munch y Chaïm Soutine

Tłum. Ada Trzeciakowska

Moje trzy gardła

Tamten pies wył co lato,
zawsze sam w opuszczonym domu.
Ciągle jego trwoga dzwoni mi w uszach,
wyje wewnątrz mnie
(ze grozą Chrystusa opuszczonego
w ślepym oliwnym gaju)
gardło tamtego psa, tak złaknionego
czyjejś obecności,
w tamtym granatowym niebie, co gaśnie
pośród palm i drzew pomarańczy
gdzie moja młodość
przeglądała się w świecie.
Teraz ja jestem psem, który ciągle nie skonał,
jestem też grozą opuszczonego Chrystusa
w starym oliwnym gaju,
pod zimnymi gwiazdami.
Moje trzy gardła:
zwierzęcia, którym jestem
Boga (który mnie opuszcza)
i te resztki ducha i ciała
gryzące się nawzajem.

Andrés Trapiello

1953 – , España (León)

… avara somnolencia,
de vacíos laureles y jardines,
agrias tardes eternas
que tienen del olvido
la misteriosa rueca!

AT

La carta

He encontrado la casa
donde te llevaré a vivir. Es grande,
como las casas viejas. Tiene altos
los techos y en el suelo,
de tarima de enebro, duerme siempre
un rumor de hojas secas
que los pasos avivan. A los ocres
de las paredes nada ya parece
retenerles aquí. Igual que frágiles
pétalos, largo tiempo olvidados
en un libro, amarillean todos.
Entre rejas, trenzado,
un rosal sin podar.
En el jardín pequeño, una fuente
y un fauno. Y me dicen
que también unos mirlos.
Cuando en los meses fríos de otoño,
al escuchar sus silbos
cobren vida tus ojos, en el verde
del agua miraré contigo
cómo mueren los días.
Cómo se vuelve polvo en los muebles
oscuros tu silencio
que azotará la lluvia
allí donde te encuentres.

Tłum. Ada Trzeciakowska

… zachłanna ospalość,
pustych wawrzynów i ogrodów,
cierpkie wieczne popołudnia,
które posiadły zapomnienia
sekretną kądziel!

AT

List

Znalazłem dom
gdzie zamieszkamy. Jest duży,
jak to stare domy. Ma wysoki
strop a na podłodze,
na ławie z jałowca, śpi zawsze
pomruk suchych liści,
podsycane przez kroki. Ochry
ścian chyba już nic
tu nie trzyma. Tak jak i delikatnych
płatków, dawno temu zapomnianych
w książce, pożółkły wszystkie.
Wpleciony między kraty,
Nieprzycięty krzak róży.
W małym ogrodzie, fontanna
I faun. Mówią,
że są też kosy.
Kiedy w chłodzie jesiennych miesięcy,
Słysząc ich pogwizdywania,
nabiorą życia twoje oczy, w zieleni
wody będę patrzył z tobą
jak umierają dni.
Jak pokrywa kurzem ciemne
meble twoje milczenie,
smagane deszczem
gdziekolwiek jesteś.

Fotos propias

Dieu sait quoi es una obra maestra de la etapa madura del director francés Jean- Daniel Pollet. Es una meditación poética sobre el trabajo de Francis Ponge, un escritor que siempre ha sido inseparable de la fascinación por el «mundo silencioso» que recorre las películas de Pollet. «Es un cine sin escenarios como una mesa que se ha limpiado. Es un cine donde las piedras, el agua, el fuego y las cosas vuelven a una nueva vida y viven una existencia que aún no se ha visto ni escuchado …» (Pascal Bonitzer, 1996).

Bogdan Loebl & Breakout

1932 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Gran fuego

El sueño del día ha terminado
Los pájaros se han dormido
El fuego, el fuego aún arde latente

El nuevo día pronto llegará
El velo de la noche se ha consumido
El fuego, el fuego aún arde latente

Tanto sol en mi alrededor
Pero el frío
El frío agudo me atraviesa
Cada vez estoy más sola
Aquí
Mi sombra sobre la casa camina

Te llevaste contigo
Todo el calor
Ahora la oscuridad vive aquí
Y la casa se transforma
En una isla maldita
Flores de cardos
cubren las sendas

Cada noche
Alguien prende el fuego
Y clama tu nombre
Desde algún lugar lejano

Todo mi cuerpo muere de hambre
El hambre aguda, un anhelo
Hacia mis brazos
Hacia mis pies reptando vienen
Las llamas de tus manos

Cada noche
Alguien prende el fuego
Y clama tu nombre
Desde algún sito lejano

El fuego el fuego
Alguien prende el fuego
Y clama tu nombre desde algún lugar lejano

El sueño del día ha acabado
pájaros volando en él se han sumido
el fuego, el fuego aún arde latente
El nuevo día pronto llegará
El velo de la noche se consumirá
El fuego, el fuego que aún arde latente

Cada noche
Alguien prende el fuego
Y clama tu nombre
Desde algún lugar lejano

El fuego el fuego
Alguien prende el fuego
Y clama tu nombre desde algún lugar lejano

Wielki ogień

Prześnił się już dzień
Ptaki weszły w sen
Ogień ogień się jeszcze tli

Nowy idzie dzień
Spłonął nocy tren
Ogień ogień się jeszcze tli

Tyle słońca w koło
A mnie chłód
Ostry chłód przeszywa
Coraz bardziej sama
Jestem tu
Dom mój cień przykrywa

Całe ciepło z sobą
Wziąłeś stąd
Teraz mrok tu mieszka
Coraz bardziej wyspą
Jest mój dom
Ostów szum
Na ścieżkach

Każdej nocy
Ogień ktoś pali
Twoje imię
Woła w dali

Całe moje ciało trawi głód
Ostry głód łaknienie
Do rąk moich pełzną
Do mych nóg
Dłoni twych płomienie

Każdej nocy
Ogień ktoś pali
Twoje imię
Woła w dali

Ogień ogień
Ogień ktoś pali
Twoje imię woła w dali

Prześnił się już dzień
Ptaki lecą w sen
Ogień ogień się jeszcze tli
Nowy idzie dzień
Spłonie nocy tren
Ogień ogień się jeszcze tli

Każdej nocy
Ogień ktoś pali
Twoje imię
Woła w dali

Ogień ogień
Ogień ktoś pali
Twoje imię woła w dali

Un montaje propio basado en uno de los planos secuencia más conmovedores y dramáticos de la historia del cine que encontramos en la metafísica y metafórica Nostalgia de Andréi Tarkovsky (1983). El fuego, la determinación y la angustia con la letra y música de esta sobrecogedora canción de la época dorada de mis padres (Polonia, 1973) que es Gran fuego de Breakout.