¿dónde está mi falda de todas las flores del mundo recortada?
(kaj sy miri podźi)*
Señor, ¿dónde está mi falda, la roja y la blanca, de todas las flores recortada? ¿Quién la hizo jirones? ¿Dónde está? ¡Decidme! Dios mío, era tan bonita, ¿cómo puedo olvidarla?
Mis bosques blancos, rojos y verdes, mis noches negras, ni las horas grises del alba ya nada recuerdan, nada saben por dónde una campesina o quizás gitana, se pasea en mi falda, ¡riéndose y cantando!
Señor, ¡cómo la estuve cosiendo! ¡Cómo la estuve adornando! En las colinas y en los valles, me paro, miro por aquí y por allá ¿dónde está mi falda negra, roja, blanca, de todas las flores recortada?
Y grité: ¿Qué ha pasado? ¿Queréis perder mi falda? Todavía tiene que estar por ahí, vieja y desgastada.
La cosí hace tanto tiempo, de repente se me cayó de las manos cuando me venció el sueño. Pero ahora estoy despierta y os digo que la encontraré de nuevo.
*título en el idioma romaní en el que escribía Papusza (muñeca en romaní)
GDZIE JEST MOJA SPÓDNICA ZE WSZYSTKICH KWIATÓW ŚWIATA
(kaj sy miri podźi)
Panie, gdzie jest moja spódnica, ta czerwona i biała, ze wszystkich kwiatów świata? Kto mi ją podarł na strzępy? Gdzie jest ona, powiedzcie! Mój Boże, taka śliczna była, jakże mam ją zapomnieć?
Moje białe, czerwone i zielone lasy, moje czarne wieczory, godziny północne już nic nie pamiętają i nie wiedzą wcale, gdzie chłopka jakaś, a może Cyganka, chodzi w mojej spódnicy, śmieje się i śpiewa!
Panie, jak ja ją szyłam! Jak ją układałam! Daleko w górach, dolinach przystaję, tu i tam się rozglądam: gdzie jest moja spódnica czerwona, biała, czarna, ze wszystkich kwiatów świata?
I zawołałam: – co się stało? Chcecie gdzieś zgubić suknię moją? Jest ona jeszcze, choć już bardzo stara.
Dawno ja szyłam sobie, aż raz z rąk mi wypadła, kiedy sen mnie zmorzył. Alem się obudziła i wróże ci, panie, że ją znajdę jeszcze.
NO VOLVERÉ A PONER UN PIE, ALLÍ DONDE ANTES VAGABAN LOS GITANOS
(me na dźawa pre do droma, karik tradenys charga Roma)*
Ah, gente, ¿de nuestras vidas queréis saber, tener auténticas nuevas sobre los gitanos? Sé que no me vais a creer, pero, escuchad mi canto, por favor y creedme, ni una sola palabra he mentido
Os voy a cantar sobre una madre y sus hijos que grandes miserias han sufrido. No volveré a los bosques negros por los que antes vagaban los gitanos. -creedme, ¡antes me muero!- ¡Porque ese camino está maldito! Allí crecieron los pobres gitanillos. Por donde solía ir, eso deciros no puedo. Allí crecí, allí nací. En mi vejez a razonar aprendí.
No volveré a poner un pie en esa espesura que los gitanos atravesaban de noche oscura. Los niños prestaban oído -a ellos y a la luna los pájaros de la muerte los acunan-.
¡Caminos, rutas, sendas! ¡Espesuras negras, negras! Gente, qué difícil es contaros cómo era vivir bajo el cielo raso cómo era morar entre los pinos. Que se pierdan los viejos caminos que nos llevaban sin aliento, allí donde soplaban los vientos.
Por todos lados en el páramo no hay más que hojas secas, miedo a que los niños se congelen. ¿Cómo volver a aquellas sendas, a las moradas gitanas verdes?
Nuestras vidas eran extrañas, sabedlo. Pero un gitano no cambiaría con un campesino. En el bosque negro tantos años han resistido los gitanos, por tantos caminos han andado. Los cascos de los negros y rucios caballos resonaban al son de nuestro tambor. Los hijos dejaban huellas de pies descalzos. Y aunque las desgracias nos atormentaron estábamos felices y afortunados como en las hojas lo son los pájaros bajo el verde sol de mayo. ¡Oh, nuestra antigua vida, nuestro vagabundeo! ¡Ahí va la caravana, los carromatos con jaleo! Y en los vagones crujen las ruedas, relinchan los caballos, ladran los perros, el bosque lo difunde todo con el viento La gente sus casas cierra, ya de lejos nos ahuyenta.
Nuestros hijos piden pan… Hemos de buscar otra senda. Hasta un pueblo seguir el viaje, pedir el pan en otro paraje.
Si Dios nos diese noches negras, llenaría con carne la olla entera… Ojalá Dios no permita que llueva ¡y no rompa mi tienda una tormenta! No hay pan ni otro alimento, ¡salvo el cielo, salvo el viento!…
Ni a la derecha ni a la izquierda ni siquiera una pequeña senda. ¿Dónde puede ir el pobre gitano, si lo persigue hasta un extraño?… Así es como vivía el humilde gitano. ¡Malditos están aquellos caminos! No volveré a esos senderos malignos. Yo, que amo el bosque y su canto verde, cada animal y cada árbol que en él crece.
*título en el idioma romaní en el que escribía Papusza (muñeca en romaní)
Fotogramas de Papusza (2013) de Krzysztof Krauze; dos fotografías de Bronisława Wajs
JUŻ MOJA NOGA NIE POSTANIE, GDZIE NIEGDYŚ JEŻDZILI CYGANIE
(me na dźawa pre do droma, karik tradenys charga Roma)
Ach, ludzie, chcielibyście poznać nasze życie, prawdziwe o Cyganach wieści? Ja wiem, że mi nie uwierzycie, ale proszę – wysłuchajcie pieśni i wierzcie, żem w niej ani słowa nie skłamała.
Śpiewam, jak kiedyś z dziećmi matka biedowała. Nie pójdę już do czarnych lasów, wierzcie mi – niechaj zginę! – gdzie wędrowali kiedyś Cyganie. Bo ta droga – przeklęta! Tam rosły biedne Cyganięta. Gdzie ja bywałam – nie powiem. Tam rosłam, tam się urodziłam. Na stare lata rozumu się nauczyłam.
Już moja noga nie postanie tam, kędy ciemną nocą jeździli Cyganie. Przysłuchiwały się dzieci – to dla nich ptaki zmarłych śpiewały nocami.
Drogi, drogi, drożyny! Czarne, czarne gęstwiny! Ludzie, tak ciężko opowiedzieć, jak pod gołym niebem się wiedzie, jak żyło się w lasach Cyganom. Niech dawne drogi przepadną, co we wszystkie strony nas gnały, którędy wiatry wiały.
We wszystkich stronach na odludziu nic nie ma – tylko zeschły liść, strach, żeby dzieci nie pomarzły nam. Jak nam na tamte drogi iść, gdzie kiedyś żyli Cyganie?
Dziwne było nasze życie – wiedzcie o tym. Ale Cygan nie zamieniłby się z chłopem. Tyle lat w czarnym lesie przeżyli Cyganie przecie, drogami, drożynami jeździli po świecie. Kare konie, siwe konie kopytami na kamieniach naszym pieśniom wtórowały. Dzieci nasze bose ślady zostawiały. I choć biedy nam dojadły, to szczęśliwiśmy bywali, jak te ptaki pośród liści, pod zielonym słońcem maja. Och, to dawne życie nasze, wędrowanie! Jedzie tabor, wozów wiele, w nich Cyganie! A u wozów skrzypią koła, psy szczekają, rżenie koni słychać w lesie, las to wszystko z wiatrem niesie. Ludzie domy zamykają, z daleka nas odpędzają.
Dzieci nasze proszą chleba… Gdzie indziej nam jechać trzeba. Pojedziemy dalej do wsi, tam będziemy chleba prosić.
Żeby Bóg dał noce czarne, tobym zgotowała mięsa cały garnek… Da Bóg, żeby deszcze nie padały – namiot mój podarty cały! Nie ma wody ani chleba, nic oprócz wiatru, oprócz nieba!…
Ni na lewo, ni na prawo małej dróżki nie ma nawet. Gdzież pojedzie biedny Cygan, co go obcy człowiek ściga?… Tak żył kiedyś Cygan ubogi. Przeklęte są tamte drogi! Nie wrócę już na te drogi. Ja, która kocham las i pieśni leśne, i wszystko, co żyje i rośnie.