Dariusz Suska

1968 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

invierno

Recuerda el invierno: carboneros caían como carámbanos
sus cuerpos se rompían en mil piezas
se quebraban sus plumas de cristal sentíamos que el sol
era una casualidad tal vez graznábamos muerta 
está la materia clara y la oscura al contrario
queríamos que se apiadara de los pájaros carpinteros
muertos que se apretaron contra el espino prunifolio:
 
¿vas a decir algo sobre el tiempo una palabra al menos?
 
o recuerda la muerte en invierno: la primera vez en enero
cuando nos perdimos en la nieve negra y purísima
muertos navegábamos en témpanos en trineos
de dos en dos de tres en tres de una orilla sin orilla
pienso en ello todos los días porque tal vez sea Dios
la materia oscura y tal vez sea bueno lo que supondría
una cosa más preciosa en el mundo: ¿brincos de elefantillos?  
 
dime algo sobre el tiempo di una palabra al menos
 
o recuerda la noche en verano: lo escasa que parecía
junto a hogueras que acerezadas se estaban extinguiendo
alrededor del alba que amanecía blanquecina
cuando espoleaba el látigo de los días vividos contigo 
no entiendo nada de ellos -ni la vida ni la muerte
con más exactitud: la vidamuerte la inmateria de las horas-
si tú las entiendes conocerás la impotencia de los poemas:
 
¿vas a decir algo sobre el tiempo una palabra buena al menos?

de «100 poemas de Ucrania y Polonia» (Instituto de Literatura de Polonia y Editorial Austeria, 2022)

Fotografías de Arno Rafael Minkkinen

Dzień po świętach

Przypomnij zimę: sikorki spadały jak sople
na tysiąc kawałków tłukły się ich ciałka
szklane pióra pękały czuliśmy że słońce
może być przypadkiem krakaliśmy martwa
jest jasna materia ta ciemna na odwrót
chcieliśmy żeby współczuła zamarłym dzięciołom
które się wtuliły w śliwolistny głóg –
 
powiesz coś o czasie zdradzisz chociaż słowo?
 
lub przypomnij śmierć w zimie: pierwszy w styczniu raz
gdy się zgubiliśmy w czystym czarnym śniegu
zmarli płynęliśmy na sankach na krach
we dwójkę we trójkę do brzegu bez brzegów
myślę o tym codziennie bo może jest Bogiem
ciemna materia i dobrym to by oznaczało
coś ładnego w świecie – błotne harce słoniąt?
 
zdradź mi coś o czasie powiedz jedno słowo
 
lub przypomnij noc latem: jak było jej mało
przy ogniskach które gasły na wiśniowo
naokoło świtu wschodzącego biało
gdy szło w ruch wędzisko dni przeżytych z tobą
nic z nich nie rozumiem – życia ani śmierci
ściślej: życiaśmierci niematerii godzin
jeśli ty rozumiesz znasz bezradność wierszy –
 
powiesz coś o czasie jedno dobre słowo?

Dariusz Suska

1968 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Día después de la Navidad

Cada vez más tengo la sensación de ser un sueño.
A veces me temo poder ser un sueño
de nadie – en una antigua casa alemana
de ladrillo carmín donde fluía
la transparente sangre de los fantasmas y yo
ni siquiera supe que estabas tú.

Pero estabas. Unas colinas deshojadas detrás del arroyo
parecían unos erizos durmiendo. Cada hora
pasaba un coche -por mucho tiempo creí
que sus luces no tenían fin-.
Es día después de la Navidad pero nadie vio
a ese niño que había nacido.

Nada era una interpretación y nada era
un vacío. Justo iba a convertirme en
una nota explicativa a la infancia justo iba
a vivir y no vivir al mismo tiempo. Hasta ahora
solo vivía antes del anochecer cogiendo
agrietadas grosellas negras que quedaron del verano.

Fotos propias

Dzień po świętach

Coraz częściej czuję się snem.
Czasami boję się że mogę być snem
nikogo – w poniemieckim domu
z karminowej cegły gdzie płynęła
przezroczysta krew duchów a ja
nawet nie wiedziałem że jesteś.

Ale byłaś. Bezlistne góry za potokiem
przypominały śpiące jeże. Raz na godzinę
przejeżdżał samochód – długo wydawało
się że jego światła nie mają końca.
Dzień po świętach ale nikt nie zobaczył
tego dziecka które się urodziło.

Nic nie było interpretacją i nic nie było
nicością. Dopiero miałem stać się
przypisem do dzieciństwa dopiero miałem
żyć i nie żyć równocześnie. Na razie
tylko żyłem przed nocą zrywając
pozostałe z lata spierzchnięte czarne porzeczki

Dariusz Suska

1968 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Próxima parada Marymont

En la luna de enfrente ve que no está.
Ha cumplido los cuarenta y es transparente.
En los vagones del metro gotea tap, tap, el invierno.

Tiene la misma edad, aquel tío, pero sigue con la mirada
a otra, veinte años más joven, ella es el aire,
en la luna de enfrente ve, que no está.

Penetrante como una nubecilla que la luz pulverizará
en un millón de copos de nieve, cuando inicie la vida, 
en el suelo del metro gotea, tap, tap, en secreto,

se ve resumida en los compañeros de viaje,
este acaba de subir, aquel ya baja,
ha cumplido los cuarenta y es transparente,

mamá con un chiquillo, gugu gaga gigi,
sonríe preciosa, una escena bonita,
en la luna de enfrente ve, el tiempo no existe,

En el suelo del metro gotea, tap, entre los dedos,
próxima parada Marymont parece una broma,
han cumplido los cuarenta y son transparentes

para los asientos del metro. A ella le dieron las cartas
antes de que naciera. A él, cuando haya faltado un día.
En la luna de enfrente ven que están en todas partes.
En los vagones del metro, gotea, tap, tap, el invierno.

Fotografía de Denise Grünstein

Następna stacja Marymont

W szybie naprzeciwko widzi, że jej nie ma.
Skończyła czterdziestkę i jest przezroczysta.
Na wagony metra kapie, kap kap, zima.

Jest w jej wieku, ten facet, ale wodzi wzrokiem
za dwadzieścia lat młodszą, ona jest powietrzem,
w szybie naprzeciwko widzi, że jej nie ma.

Przenikliwie jak chmurka, którą światło zetrze
w milion płatków śniegu, kiedy ruszy życie,
na podłogę metra kapie, kap kap, skrycie,

widzi się na skróty we współpasażerach,
ten dopiero wsiada, a tamta się zbiera,
minęła czterdziestkę i jest przezroczysta,

mama z małym chłopcem, gugu gaga gigi,
ładnie się uśmiecha, urocza to scena,
w szybie naprzeciwko widzi, czasu nie ma,

na podłogę metra kapie, kap, przez palce,
następna stacja Marymont wydaje się żartem,
stuknęła im czterdziestka i są przezroczyści

dla krzesełek w metrze. To rozdało karty
jej przed urodzeniem. Jemu, gdy nie będzie.
W szybie naprzeciwko widzą, że są wszędzie.
Na wagony metra kapie, kap, kap, zima.

Dariusz Suska

Trad. Ada Trzeciakowska

Abril tardío

Vio cómo las abejas alzaban en el aire
un guindo truncado – sobre la charca fangosa-.
Esa tiene que ser una religión, pensó, y antes
Un digno insecto mutante alzó un ramo pesado
Sobre el cañal como si no hubiera gravedad
Y en el mundo de las abejas no la hay, o quizá
La haya, pero no pienses, así todo empeora.

Abrazaron esa rama sin pensar, pensó,
Sin pensar abrázame tú, seamos como ellas,
Aun si no estamos ya en los pensamientos de nadie
Nos hundiremos, las antiflores, abrazadas,
El enjambre soltó la rama, flotaba el guindo
Aun si no estamos, en aquellas aguas no turbias
Aún voló y se posó sobre sus ojos, cerca,

Como si deseara irse y cambiara de opinión,
Rozó delicadamente la primera flor
Con un beso, decía: eras todo para mí
Y entonces se desvaneció. Un momento duró
Aquel extraño amor abejero en el viento ártico,
Unos soplos furibundos y se acabó todo:
Aun si tú no estás, ni existes, abrazaré el aire,

Pensó, que sea una religión amar al aire
Sin sentido, sin importancia, cuando se aspira,
Solo aliento, sin palabra que todo empeora.
Que sea una religión despojada de fe
Que uno está y ha vivido, despojada de objetivo,
Aun si no estamos, nos levantarán las abejas
Caeremos, las antiflores, blancas no turbias.

Foto propia

Późny kwiecień

Zobaczył, jak pszczoły unoszą w powietrze
Ściętą wiśnię – nad oko błotnistego stawu.
To musi być religia, pomyślał, a wcześniej
Dostojny owad mutant wyniósł ciężką gałąź
Nad kępę trzcin tak, jakby nie było ciążenia
I w świecie pszczół go nie ma, pomyślał, lub może
Jest, lecz nie myśl, tak tylko jest gorzej.

Przytuliły tę gałąź nie myśląc, pomyślał,
Bez myślenia mnie przytul, bądźmy tak jak one,
Nawet jeśli nas nie ma w niczyich już myślach
Będziemy, antykwiaty, tonąć przytulone,
Rój zawisł, puścił gałąź, pławiła się wiśnia,
Nawet jeśli nas nie ma, w niezmąconej wodzie.
Jeszcze sfrunął i usiadł na jej oczach, blisko,

Jakby chciał odlecieć, ale się rozmyślił,
W końcu delikatnie musnął pierwszy z kwiatów
Pocałunkiem mówiącym: Byłaś dla mnie wszystkim
I dopiero zniknął. Chwilę jeszcze trwała
Dziwna pszczela miłość na arktycznym wietrze,
Jeden wściekły podmuch i było po wszystkim:
Nawet jeśli cię nie ma, przytulę powietrze,

Niech to będzie religia kochanie powietrza,
Bez znaczenia, bez sensu, gdy oddech przychodzi
Jak oddech, nie jak słowa, tak tylko jest gorzej.
Niech to będzie religia pozbawiona wiary,
Że się jest i żyło, pozbawiona celu,
Nawet jeśli nas nie ma, uniosą nas pszczoły
I spadniemy, antykwiaty, niezmąconą bielą.

Dariusz Suska

Trad. Ada Trzeciakowska

Autobiografía de junio de 2009

Vivió muchos años y fue muy feliz, después se ha curado.

Ayer las flores de acacia. Caían sobre él,
cuando estaba sentado en el banco, arriba el cielo
ciego miraba. A nadie, a él.
Ayer las flores de acacia. Caían sobre el cielo.

Estaba y no estaba, oh cubierto por la nieve cayendo.

Autobiografia z czerwca 2009

Żył długo i szczęśliwie, a potem mu przeszło.

Wczoraj kwiaty akacji. Spadały na niego,
kiedy siedział na ławce, a na górze niebo
niewidome patrzyło. Na nikogo, niego.
Wczoraj kwiaty akacji. Spadały na niebo.

Był i nie był, och cały w padającym śniegu.

Dariusz Suska

Trad. Ada Trzeciakowska

Dios será

A mis hijos

No hay Dios pero lo habrá un día. Lo pensé mucho
pensé en la ecuación en la que aparecerá
como un agazapado gato muerto.
De El espejismo de Dios de Dawkins me gustó únicamente
el último capítulo -somos un sueño en el borde
del que es imposible despertarse sin morir
sí la totalidad es espantosa sí miramos la nada.
Cierto día incierto cuando Dios era uno de nosotros
nos entregó unos fusiles de junco y nos mandó disparar a las libélulas-
me parece que morí una vez en la infancia
de allí todos mis problemas con el hablar simplemente
con la vida simplemente mis enfermedades encubiertas.
Sin embargo os amé ya entonces cuando no estabais
Desde que lo comprendí espero a nadie.
Desde que lo comprendí sé que nadie está

Foto propia

Bóg będzie

Moim dzieciom

Boga nie ma ale będzie. Myślałem o tym długo
myślałem o równaniu w którym się pojawi
jak przyczajony do skoku martwy kot.
Z Boga urojonego Dawkinsa podobał mi się tylko
ostatni rozdział – jesteśmy takim na krawędzi snem
z którego nie sposób obudzić się bez śmierci
tak całość jest przerażająca tak patrzymy w nic.
Pewnego niepewnego dnia kiedy Bóg był jednym z nas
wręczył nam karabiny z sitowia i rozkazał strzelać do ważek –
wydaje mi się że raz dwa umarłem w dzieciństwie
stąd wszystkie moje kłopoty z mówieniem po prostu
z życiem po prostu moje zakryte choroby.
Jednak kochałem was już wtedy kiedy was nie było.
Odkąd to zrozumiałem czekam na nikogo.
Odkąd to zrozumiałem wiem już że nikt jest

Dariusz Suska

Trad. Ada Trzeciakowska

Te acuerdas, tras la laguna

Te acuerdas, tras la laguna, has de recordarlo,
allí, donde solías traer a los ángeles asesinados,
te quemaste con el tiempo. Él decía que no dolía.

Hasta las rodillas en albas, cayéndote en los pozos
revestidos de días como la plata hirviendo,
te acuerdas, tras la laguna, has de recordarlo.

Allí, donde te aparecían los gatitos muertos
el primer viernes del mes, fiestas más solemnes,
te quemaste con el tiempo, y dejaste de sentir,

Ni una sola herida, ni una astilla que sacar,
estando allí un segundo, pero sin seguridad,
allí, donde colocabas a los ángeles muertos

Durante horas decían, que no iban a doler
los días al alcance de una mano invisible,
te acuerdas, tras la laguna, has de recordarlo,

La vida arde más de prisa y líneas de la mano,
en el aire hay menos oxígeno, habita otro verano
quemado con el tiempo, pero eso no duele nada,
te acuerdas, tras la laguna. ¿Cómo no te acuerdas?

Foto propia

Pamiętasz, za stawami

Pamiętasz, za stawami, musisz to pamiętać,
no tam, gdzie przynosiłaś zabite anioły,
oparzyłaś się czasem. Mówił, że nie boli.

Po kolana w świtach, zapadając w doły
wyściełane dniami jak kipiącym srebrem,
pamiętasz, za stawami, musisz to pamiętać,

No tam, gdzie ukazywały się zmarłe kocięta
w pierwszy piątek miesiąca, najważniejsze święta,
oparzyłaś się czasem, nic potem nie czując,

Żadnej ranki, drzazgi, którą można wyjąć,
będąc przez sekundę, ale nie na pewno,
no tam, gdzie układałaś zabite anioły

Godzinami mówiły, że nie będą boleć
dni na wyciągnięcie niewidzialnej ręki,
pamiętasz, za stawami, musisz to pamiętać,

Życie pali się szybciej i linie na rękach,
w powietrzu jest mniej tlenu, inne lato mieszka
poparzone czasem, a to nic nie boli,
pamiętasz, za stawami. Jak to, nie pamiętasz?