Hans Magnus Enzensberger

1929 – 24 de noviembre de 2022 (Alemania)

Trad. Heberto Padilla

Separación

deja que se haga trizas
el cielo entre tú y yo,
que se haga trizas la bandera blanca
con que nos envolvimos en el sueño
suavemente injertados uno al otro
echando hojas futuras.

pero el lunes llegó.

quiero que llegue un viento
a borrar la verde memoria
de las coronas
y que llegue una nieve
y que se pierda el humo
encima de la casa
y que el cielo vomite
frías cenizas pacientes
y haga girar en torno a tu cabeza
y envuelva lentamente a la mía
esta nieve hecha trizas.

Fotograma de Fresas salvajes de Ingmar Bergman

Tłum. Grzegorz Prokop

Rozstanie

Niebo jest chyba rozcięte
pomiędzy tobą a mną,
i rozcięta biała flaga,
w którąśmy się otulali we śnie,
wsparci o siebie jak drzewa
i obsypani liśćmi przyszłości.
 
Nastał już poniedziałek.
 
Chyba nadejdzie wiatr
i powyrywa z koron
ich pamięć zieloną,
chyba nadejdzie śnieg
i nie będzie dymu nad domem,
i będzie rozcięty czas,
niebo, które wyrzucą
zimny cierpliwy popiół,
a na głowie twojej osiada
i osiada na mojej głowie:
rozcięty śnieg.

Adam Górski

1976 – , Polonia (Cracovia)

Trad. Ada Trzeciakowska

***

En la mesa de la cocina un pequeño vaso de medicina su revelación
las ramas brotan de tu amor
nacen del aire
plantadas dentro
echados los dulces dados de las cosas.
las hemos perdido
como el habla el oído la memoria el jardín el silencio
que no responde.

De Anotaciones a miradas apartadas (2022)

Fotografías de Josef Sudek

***

Na stole w kuchni mały kubek po lekach jego objawienie
gałęzie wyrastają z twojej miłości
tworzą się z powietrza
zasadzone w środku
rzucone słodkie kości rzeczy.
Straciliśmy je
jak mowę słuch pamięć ogród ciszę
która nie odpowiada.

Z tomiku Notatki do odwróconych spojrzeń (2022)

Diane Wakoski

1937 – , Estados Unidos

Trad. Ada Trzeciakowska

dibujo de una chica hecho en blanco y negro

Una chica está sentada en un cuarto negro.
Es tan blanca que
de los árboles se han caído las ciruelas.
Vientos helados arrastran a los gansos
hacia su cabello.
El cuarto es negro
pero los gansos deambulan por allí,
irrumpiendo en su mente
y cerrando el cuarto
en su propio secreto negro.
No está sola, porque llega el sonido
de cien alas batiendo,
y de la fruta que fermenta en la oscuridad de la tierra
el olor a tiempo que pasa.

Una chica está sentada en un cuarto irreal
peinando su irreal cabello.
El batir de las alas de los gansos ha
arrancado las ciruelas
de los árboles fuera,
y el viento las ha congelado todas
para retener a la chica en el cuarto negro
allí, peinando su
irreal cabello invernal.

Una chica está sentada en un cuadro
con el fondo negro
y peina su cabello.
Es tan blanca que el viento ha arrancado las ciruelas y esparcido los gansos.
Ha llegado el invierno.
El ruido del batir de alas es tan fuerte que no oigo
nada
solamente me quedo mirando desde el cuadro
y sigo peinando mi
irreal cabello negro.

Tłum. Ada Trzeciakowska

obrazek dziewczyny wykonany w czerni i bieli

W czarnym pokoju siedzi dziewczyna.
Jest taka jasna, że
śliwki pospadały z drzew na zewnątrz.
Lodowaty wiatr wplata gęsi
w jej włosy.
Pokój jest czarny
ale gęsi po nim błądzą,
wdzierając się do jej głowy
i zamykając pokój
w swej własnej czarnej tajemnicy.
Nie jest sama, dochodzi tam dźwięk
stu trzepoczących skrzydeł,
a z owoców gnijących w ciemności ziemi
zapach przemijającego czasu.

Dziewczyna siedzi w nierealnym pokoju
czesząc swoje nierealne włosy.
Trzepoczące skrzydła gęsi
zerwały śliwki
z drzew na zewnątrz,
a wiatr wszystkie je zamroził
by zatrzymać dziewczynę w czarnym pokoju
gdy tak czesze swoje
nierealne, zimowe włosy.

Dziewczyna siedzi na obrazie
z tłem pokrytym czarną farbą
i czesze swoje włosy.
Jest tak jasna, że wiatr zerwał śliwki i rozproszył gęsi.
Nadeszła zima.
Dźwięk trzepoczących skrzydeł jest tak głośny, że nie słyszę
nic
tylko wyglądam z obrazu
i czeszę dalej moje czarne
nierealne włosy.

picture of a girl drawn in black and white

A girl sits in a black room.
She is so fair
the plums have fallen off the trees outside.
Icy winds blow geese
into her hair.
The room is black
but geese are wandering there,
breaking into her mind
and closing the room off
into its own black secret.
She is not alone, for there is the sound
of a hundred flapping wings,
and from fruit rotting in the dark earth
the smell of passing time.

A girl sits in an unreal room
combing her unreal hair.
The flapping wings of geese have
broken plums
from the trees outside,
and the wind has frozen them all
to keep the girl in the black room
there, combing her
unreal wintry hair.

A girl sits in a picture
with the background painted solid black
and combs her hair.
She is so fair the wind has broken plums and scattered geese.
Winter has come.
The sound of flapping wings is so loud I hear
nothing
but most only stare out of the picture
and continue combing my black
unreal hair.

Karol Maliszewski

1960 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Al Borde (en la orilla)

Insectos palo al borde de un gran
vidrio. La llave suena y no atina.
Las flores asoman las cabezas
de las macetas. En la mesa restos de ratafía.

Como en cuadros de los viejos maestros.
Sólo falta mover la copa de la campanilla.
Doblar la luz. Pero no las manos.
Una gran nada, sacada de la filosofía,

no se corresponde con el cálido interior.
Los que se han ido se han dejado a sí mismos
en fotografías, cabellos sobre toallas.
Hormigas en una isla desierta (el pan)

proclaman algo, callando, en una lengua ajena.
Así quedarse quieto al borde de la imagen,
girar la llave en la mano, mover la tierra;
los vecinos se han marchado por la noche

y ya deben de abordar Inglaterra.
Vencido por insomnio e impotencia
cierro bien los grifos, bajo las persianas.
Nuestra calle se va quedando desierta.

Fotos propias

Na brzegu

Patyczaki na brzegu wielkiej
szyby. Klucz dzwoni i nie trafia.
Kwiaty wychylają głowy
z donic. Na stole niedopita ratafia.

Wszystko jak u starych mistrzów.
Tylko kielich poprawić dzwonkowi.
Załamać światło. Ale nie ręce.
Wielkie nic, wzięte z filozofii,

nie pasuje do ciepłego wnętrza.
Wyjeżdżający zostawili siebie
na fotografiach, włosach na ręczniku.
Mrówki na bezludnej wyspie (chlebie)

coś, milcząc, głoszą w nieznanym języku.
Tak stawać cicho na brzegu obrazu,
klucz w ręce obracać, ziemię poruszać;
sąsiedzi wyjechali w nocy

i pewnie już są u brzegów Anglii.
Z bezsenności i niemocy
zamykam okna, dokręcam krany.
Nasza ulica się wyludnia.

Jorge Espinoza Sánchez

1952 , Perú

Poeta, novelista, editor, director del Fondo Editorial Cultura Peruana. La mañana del 25 de julio de 1992, la brigada especial contra el terrorismo, detuvo a Jorge Espinoza Sánchez acusándolo de pertenecer al MAP (Movimiento de Artistas Populares de Sendero Luminoso). A partir de entonces se entrelazan una serie de novelescas circunstancias que terminaron refundiendo al autor en las más sórdidas prisiones limeñas. Después de 15 meses de durísima prisión, el poeta fue absuelto. Los aciagos días vividos en el infierno, son retratados crudamente en la novela «Las cárceles del emperador» y en «Poeta en el infierno».

CELDA NÚMERO 10


Silenciosamente me tapiaron del mundo.
Cavafis

Tiene esta historia
dos metros de largo
por dos metros de ancho.
En esta tumba vivo hace un año
por orden de Ubú rey.
Niños del mundo,
el planeta tierra
mide ahora dos metros cuadrados,
pueden guardarlo en sus mochilas.
Con Miguel y Nelsón
en febriles jornadas
distribuimos este inmenso universo,
las rejas para cortejar a la luna,
la cama para lecturas serias,
el baño para la prensa adicta.
Todos los sueños del mundo
caben en este féretro,
vivimos en esta inmensa pradera
invadidos por inmundos pajarracos
de plumaje multicolor.
¡Jamás fue tan pequeña la tierra
ni más grande la vida!
Miguel solemne ejecuta el acto
de los fantasmas del trapecio,
lo aplauden y lo silban
los espectros de los caídos.
El buen Nelson juiciosamente ha enloquecido,
elogio de la locura,
dirige la puesta en escena
de un farsesco tribunal político,
los guardias lo contemplan con el alma al revés.
Desollado de amor
escribo unos versos
para la misma muchacha de todos mis versos,
me acechan los soplones,
tanto amor es subversivo.
Por orden y gracia de la Real Cédula
estamos a punto de ser condenados a perpetuidad,
el tribunal nos aguarda con las fauces abiertas,
hoy más que nunca creo
en la luminosa belleza del arte.
Nuestro nombre da la vuelta al mundo,
no podemos dar un paso
en esta estrecha tumba,
un estornudo provoca el caos total.
Director de teatro, Actor, Poeta,
extraídos del bosque de altos sueños
habitan hace un año la suite número diez del infierno,
sueñan con cautela,
Ubú rey los observa,
sus micciones son filmadas.

de Poeta en el infierno

Ilustración de Alex Sotero Flores (del Poeta en el infierno); ruinas del antiguo penal de máxima seguridad en la isla El Frontón; fotograma de «El rey Ubu» de Piotr Szulkin (2004)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Poeta, powieściopisarz, dyrektor Fondo Editorial Cultura Peruana. Rankiem 25 lipca 1992 roku specjalne odziały brygady antyterrorystycznej aresztowały Jorge Espinozę Sáncheza, oskarżając go o przynależność do MAP (Ruch Artystów Ludowych pozwiązanych ze Świetlistym Szlakiem). Od tego momentu nastąpił splot szeregu absurdalnych okoliczności, które zakończyły się uwięzieniem autor w jednym z najbardziej rygorystycznych więzień w Limie. Po 15 miesiącach pobytu w więzieniu poeta został uniewinniony. Fatalne dni spędzone w piekle zostały dosadnie przedstawione w powieści «Więzienia cesarza» i w tomiku «Poeta w piekle».

CELA NUMER 10

Po cichu odgrodzili mnie od świata.
Kavafis

Ta historia ma
dwa metry długości
na dwa metry szerokości.
W tym grobowcu żyłem przez rok
z rozkazu Ubu króla.
Dzieci świata,
planeta Ziemia
ma teraz dwa metry kwadratowe,
możecie włożyć ją sobie do plecaka.
Wraz z Michaelem i Nelsonem
w dniach naznaczonych gorączką
podzieliliśmy ten bezmierny wszechświat,
kraty, by wzdychać do księżyca,
łóżko do poważnej lektury,
łazienkę dla nałogowej prasy.
Wszystkie marzenia świata
mieszczą się w tej trumnie,
żyjemy na bezkresnej łące
atakowani przez ohydne ptaszyska
o wielobarwnym upierzeniu.
Nigdy ziemia nie była tak mała.
ani życie tak wielkie!
Miguel uroczyście odgrywa przedstawienie
o duchach na trapezie,
zbiera oklaski i gwizdy
od poległych widm.
Poczciwy Nelson rozsądnie zwariował,
pochwała szaleństwa,
kieruje inscenizacją
trybunału politycznego z farsy rodem,
strażnicy przyglądają mu się z duszą na wspak.
Obdarty z miłości
piszę kilka wierszy
dla tej samej dziewczyny ze wszystkich moich wierszy,
donosiciele czyhają na mnie,
tyle miłości jest wywrotowe.
Z rozkazu i łaski królewskiego dekretu
jesteśmy o krok od skazania na dożywocie,
sąd czeka na nas z rozdziawioną paszczą,
dziś bardziej niż kiedykolwiek wierzę
w świetliste piękno sztuki.
Nasze imię obiega świat,
nie możemy zrobić kroku
w tym wąskim grobie,
kichnięcie powoduje kompletny chaos.
Reżyser teatralny, Aktor, Poeta,
wyciągnięci z lasu wzniosłych marzeń
zamieszkują od roku dziesiąty apartament piekła,
śnią ostrożnie,
Ubu król patrzy,
filmuje się ich jak oddają mocz.

z tomiku Poeta w piekle

Krzysztof Karasek

1937 – , Polonia

El día de su cumpleaños

Trad. Ada Trzeciakowska

pájaros

Pájaros de sangre se posaron en mis manos
los llevaba delante de mí bulliciosos y trémulos
instalados en los nidos de mis manos los llenaban hasta el borde
Pastaban deprisa
ávidos
adivinando el amor
Cuando llegaste te los enseñé
pájaros blancos
pendiendo inertes
del rojo que cubrió sus cuerpos
Lo comprendiste
Liberaste el blanco
y sacudiendo el rojo dijiste
Largoooooooooooooooo

Imágenes de Laura Makabresku (Kamila Kansy, 1987, Polonia)

Ptaki

Ptaki krwi usiadły mi na rękach
niosłem je przed sobą zgiełkliwe rozedrgane
siedziały w gniazdach dłoni wypełniały je po brzegi
Pasły się szybko
Zachłanne
odgadywały miłość
Kiedy przyszłaś pokazałem ci je
białe ptaki
zwisające i bezwładne
od czerwieni która je obsiadła
Zrozumiałaś
Uwolniłaś białe
i strząsając czerwień powiedziałaś:
Siooooooooooooooooo



Delmore Schwartz

1913-1966, EE.UU.

Trad. Ada Trzeciakowska

Un perro llamado Ego

Un perro llamado Ego, los copos de nieve como besos
Revoloteaban, corrían, venían conmigo en diciembre,
Olfateando el aire frío, cambiando, y deteniéndose,
Allí donde caminaba hacia las siete,
Olisqueando algunos asuntos abiertos y ocultos,
Giraban, descendiendo, y se paraba, atento
Buscando reposo, el extraño, desconocido,
Conmigo, a mi lado, me besó, tocó mi herida,
Mi rostro sencillo, obsesionado y el placer, unidos.

‘Ni libre, ni suelto, carga con lo que llevas dentro,’
Así habló Ego con su voz agrietada y áspera,
Mientras los copos me besaban y saciaban los minutos,
Cayendo de algún lugar medio creíble e ignoto,
«No serás libre, ni jamás estarás solo».
Así habló Ego, ‘Esta tierra es mía,
El hueso de la dinastía: no serás libre,
Ve, corre, escoge más, no estarás solo jamás’.

«Ven, ven, ven», cantaron los copos de nieve,
Evadiendo al perro que ladraba por su nimiedad,
«¡Ven!» cantaban los copos de nieve, «¡Ven aquí! ¡Y aquí!
Qué pronto en la acera, se derritieron, y se extinguieron,
¡Uno me besó, dos me besaron! ¡Cuántos murieron!
Mientras Ego les ladraba, se tragaba su caricia,
Corría por acá. ¡Y por allá! Mientras caían al suelo,
Se lo llevaban más y más lejos,
Mientras la noche se arremolinaba en la nieve,
Me dejó en medio de la nada, lejos de mi hogar.
Me dejó en medio de la nada, lejos de mi hogar.

Collage propio

Tłum. Jarosław Marek Rymkiewicz

Pies zwany Ego

Pies zwany Ego, płatki śniegu niby pocałunki
Trzepotały, spadając, szedł ze mną przez grudzień,
Węszył w powietrzu chłodnym, przystawał i ruszał
Tam, gdzie kroczyłem o siódmej wieczorem,
Ukryte albo jawne kwestie obwąchiwał,
Wirowały, zstępując, stał cicho, warując,
Szukały odpoczynku, on obcy, nieznany,
Ze mną, tuż przy mnie, dotykał mych ran,
Moja twarz, obsesyjna, i radość, związane.

«Ni wolności, ni swobód, dźwigaj swe ciężary»,
Tak mówił Ego, a głos miał ochrypły,
Gdy pocałunki śniegu, czyniąc zadość chwilom,
Spadały z miejsc nieznanych, na wpół wiarygodnych;
«Nie będziesz wolny, nie będziesz samotny»,
Tak mówił Ego, «Moim jest królestwo,
Dynastii kość: ty nie będziesz wolny,
Idź, wybieraj, uciekaj, nie będziesz samotny.»

«Chodź, chodź, chodź», śpiewały płatki uchodzące
Psu, który szczekał na płatków znikomość,
«Chodź», śpiewały płatki, «Chodź tutaj! i tu!»
Jak szybko, na chodniku, topniejąc, mijały,
Ten ucałował mnie! I tamten! Tak wiele zginęło!
A Ego szczekał na nie i połykał, lekkie;
Biegnij tędy! I tędy! Spadały na ziemię,
Wiodąc go dalej, daleko, ode mnie,
A kiedy noc zapadła pomiędzy zaspami,
Nie miałem gdzie się schronić, daleko od domu,
Nie miałem gdzie się schronić, daleko od domu.

Fotograma de Hand Held Day dirigido por Gary Beydler

A dog named Ego

A dog named Ego, the snowflakes as kisses
Fluttered, ran, came with me in December,
Snuffing the chill air, changing, and halting,
There where I walked toward seven o’clock,
Sniffed at some interests hidden and open,
Whirled, descending, and stood still, attentive
Seeking their peace, the stranger, unknown,
With me, near me, kissed me, touched my wound,
My simple face, obsessed and pleasure bound.

‘Not free, no liberty, rock that you carry,’
So spoke Ego in his cracked and harsh voice,
While snowflakes kissed me and satisfied minutes,
Falling from some place half believed and unknown,
‘You will not be free, nor ever alone,’
So spoke Ego, ‘Mine is the kingdom,
Dynasty’s bone: you will not be free,
Go, choose, run, you will not be alone.’

‘Come, come, come,’ sang the whirling snowflakes,
Evading the dog who barked at their smallness,
‘Come!’ sang the snowflakes, ‘Come here! and here!’
How soon at the sidewalk, melted, and done,
One kissed me, two kissed me! So many died!
While Ego barked at them, swallowed their touch,
Ran this way! And that way! While they slipped to the ground,
Leading him further and farther away,
While night collapsed amid the falling,
And left me no recourse, far from my home,
And left me no recourse, far from my home.

Jacek Napiórkowski

1966, Polonia

***

Me has admitido en tu púrpura.
Un labio -verano-, el otro -otoño-.
Ventanas rotas en la catedral de la noche –
tus blasfemias y las mías.
Succionábamos el mar.
Cuando azotaba la lluvia, cuando ardía la niebla,
y los tejados esperaban el fin del mundo.
Me marcaste con palabras de amor,
Aún las tengo en la espalda, marcas
de tus dientes y alas.

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

Dopuściłaś mnie do swojej purpury.
Jedna warga – lato, druga warga – jesień.
Powybijane okna w katedrze nocy –
twoje i moje bluźnierstwa.
Ssaliśmy morze.
Kiedy zacinał deszcz, kiedy paliła mgła,
a dachy czekał)’ na koniec świata.
Naznaczyłaś mnie słowem miłości,
mam je wciąż na plecach, ślady
twoich skrzydeł i zębów.

Dariusz Suska

1968 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

invierno

Recuerda el invierno: carboneros caían como carámbanos
sus cuerpos se rompían en mil piezas
se quebraban sus plumas de cristal sentíamos que el sol
era una casualidad tal vez graznábamos muerta 
está la materia clara y la oscura al contrario
queríamos que se apiadara de los pájaros carpinteros
muertos que se apretaron contra el espino prunifolio:
 
¿vas a decir algo sobre el tiempo una palabra al menos?
 
o recuerda la muerte en invierno: la primera vez en enero
cuando nos perdimos en la nieve negra y purísima
muertos navegábamos en témpanos en trineos
de dos en dos de tres en tres de una orilla sin orilla
pienso en ello todos los días porque tal vez sea Dios
la materia oscura y tal vez sea bueno lo que supondría
una cosa más preciosa en el mundo: ¿brincos de elefantillos?  
 
dime algo sobre el tiempo di una palabra al menos
 
o recuerda la noche en verano: lo escasa que parecía
junto a hogueras que acerezadas se estaban extinguiendo
alrededor del alba que amanecía blanquecina
cuando espoleaba el látigo de los días vividos contigo 
no entiendo nada de ellos -ni la vida ni la muerte
con más exactitud: la vidamuerte la inmateria de las horas-
si tú las entiendes conocerás la impotencia de los poemas:
 
¿vas a decir algo sobre el tiempo una palabra buena al menos?

de «100 poemas de Ucrania y Polonia» (Instituto de Literatura de Polonia y Editorial Austeria, 2022)

Fotografías de Arno Rafael Minkkinen

Dzień po świętach

Przypomnij zimę: sikorki spadały jak sople
na tysiąc kawałków tłukły się ich ciałka
szklane pióra pękały czuliśmy że słońce
może być przypadkiem krakaliśmy martwa
jest jasna materia ta ciemna na odwrót
chcieliśmy żeby współczuła zamarłym dzięciołom
które się wtuliły w śliwolistny głóg –
 
powiesz coś o czasie zdradzisz chociaż słowo?
 
lub przypomnij śmierć w zimie: pierwszy w styczniu raz
gdy się zgubiliśmy w czystym czarnym śniegu
zmarli płynęliśmy na sankach na krach
we dwójkę we trójkę do brzegu bez brzegów
myślę o tym codziennie bo może jest Bogiem
ciemna materia i dobrym to by oznaczało
coś ładnego w świecie – błotne harce słoniąt?
 
zdradź mi coś o czasie powiedz jedno słowo
 
lub przypomnij noc latem: jak było jej mało
przy ogniskach które gasły na wiśniowo
naokoło świtu wschodzącego biało
gdy szło w ruch wędzisko dni przeżytych z tobą
nic z nich nie rozumiem – życia ani śmierci
ściślej: życiaśmierci niematerii godzin
jeśli ty rozumiesz znasz bezradność wierszy –
 
powiesz coś o czasie jedno dobre słowo?

Tadeusz Różewicz

1921-2014, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Nada

de noche
la palabra nada
crece se extiende
violentamente

de día
pierde su
voracidad

se desliza en la vida
como un cuchillo en la carne

Fotografía de Rebecca Cairns

Nic

w nocy
słowo nic
rozrasta się krzewi
gwałtownie

w dzień
traci swą
żarłoczność

wślizguje się w życie
jak nóż w mięso

Jerzy Ficowski

Su obra está profundamente marcada por la huella de la guerra, la opresión y el genocidio. Ficowski fue el portavoz en Polonia de la poesía gitana y judía. Descubrió, defendió y tradujo la poesía de los gitanos polacos, los judíos y también la de los poetas yidis (editor de Papusza, especialista en Bruno Schulz, traductor de Federico García Lorca). En 2022 la editorial Confuencias publicó una selección de su poesía «Lectura de cenizas» en traducción de Elzbieta Bortkiewicz (traductora de Bruno Schulz, Adam Zagajewski entre otros).

1924 – 2006, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Paso de gansos salvajes

En octubre de aves caídas
en la noche más profunda
un destello de luz cegadora o más bien
ornamento in absentia
en los oscuros túneles de la conjetura
letanías en vuelo o más bien
procesiones sonoras
santo santo santo
súplicas de gansos salvajes
oración de pura biología

se llevan de mis ojos
la noche estrecha
levantándola más amplia
al alto espacio del más allá
Veo a ciegas

su graznido anunciando
que se acercan volando blancos blancos
pese al omnívoro negro blancos

A los ángeles les es más fácil
Pueden sobrevolar la oscuridad

Fotografias de John Schmidt y Francesca Woodman

Przelot dzikich gęsi

W opadłym z ptactwa październiku
nocą zupełną
smuga ślepego blasku czy raczej
ornament zaoczny
w ociemniałych tunelach domysłu
przelatujące litanie czy raczej
procesje dźwięków
święty święty święty
supliki dzikich gęsi
modlitwa czystej biologii

zdejmują mi z oczu
ciasną noc
unoszą ją szerzej
w wysoką przestrzeń ponadwidzialną
Widzę na oślep

gęgot oznajmujący
że lecą białe lecą białe białe
pomimo czerni wszystkożernej białe

Aniołom łatwiej Lecą nad ciemnością

Roman Honet

1974 -, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

ABRÍ UN SUEÑO QUE NO ERA MÍO

Corrientes de polvo detrás de la ciudad. Polvo
y maizales, como si se hubiera estrellado aquí
una sonda espacial y de ella cayeran moradas
figuras, discos, sillones tirados en la hierba.
aquí entendí lo que quería decir la provincia,
este espasmo indiferente ante la inmensidad.
el viento: sombra de un hombre que se inclina 
solitario sobre una caja de ajedrez magnético.
se acabaron los días en que corríamos al cementerio,
para alimentar a las abejas (creíamos
que se nutrían con aplausos y canto – comida,
que los muertos no lograron llevarse), o tal vez no fue
así, eso es todo. tal vez inventé los nombres
y las fechas, abrí un sueño que no era mío.
en vano. tal vez las abejas son una especie de mal del aire,
y los muertos —niños que comen canto—

Fotogramas del maravilloso film-ensayo La metamorfosis de los pájaros de Catarina Vasconcelos

OTWORZYLEM SEN NIE MÓJ

strumienie pyłu za miasteczkiem. Pył
i pola kukurydziane, jakby rozbiła się tutaj
kosmiczna sonda i z niej wypadły fioletowe
figury, tarcze, fotele leżące w trawie.
tu zrozumiałem, co znaczy prowincja,
ten obojętny spazm wobec bezkresu.
wiatr — cień mężczyzny schylony samotnie
nad skrzynką magnetycznych szachów.
nie ma już dni, gdy biegaliśmy na cmentarz,
żeby karmić pszczoły (myśleliśmy,
że jedzą klaskanie i śpiew – pokarm,
którego zmarli nie zdążyli zabrać), a może to było
nie tak, to wszystko. może zmyśliłem imiona
i daty, otworzyłem sen nie mój.
na darmo. może pszczoły to rodzaj choroby powietrza,
umarli — dzieci, które jedzą śpiew

Grzegorz Musiał

1952 -, Polonia

Mundo de amor prohibido

¿Qué mundo se abría en esa canción que, según el presentimiento
de su conciencia, debía ser un mundo de amor prohibido? Era la muerte.
(“La montaña mágica” Thomas Mann)

es sólo la muerte, madre
no hay otro amor;

pues no has claudicado y has persistido
en un cuarto vacío y frío
pues no has buscado brazos desconocidos
de noche y más de una
recuerda tus pasos perdidos
de pared a pared
has golpeado el cielo con los puños
lo golpeaste con una llave
pero Dios te la quitó
así que rezaste, tocaba «Der
Lindenbaum”* como si
Pollini estuviera gritando
sobre las ciudades y las personas
que caminan por un oscuro arco iris
al borde de la tumba;

hermosa sobre el piano
la frente
golpeó
contra la tapa. Y qué
más
un gong.
El último
movimiento de la mano

* del «Viaje de invierno» de Franz Schubert

Fotografías de Katia Chausheva

Kraj wzbronionej miłości

Jakiż to świat kryl się poza nią, który w jego poczuciu
był krajem wzbronionej miłości? Była to śmierć.

(Tomasz Mann – „Czarodziejska góra”)

to tylko śmierć, mamo
innej miłości nie ma;

boś się nie ugiął i trwał
w pustym i zimnym pokoju
boś nie szukał obcych ramion
w nocy niejedna noc
twe głuche kroki pamięta
od ściany do ściany
tłukłeś pięściami w niebo
biłeś w nie kluczem
lecz Bóg zabrał ci klucz
więc się modliłeś, tak „Der
Lindenbaum” grała
jakby Pollini krzyczał
o miastach i ludziach
idących ciemną tęczą
skrajem grobu;

piękna nad fortepianem
czoło
uderzyło
o wieko. Cóż
jeszcze
gong.
Ostatnie
drgnienie dłoni

Zbigniew Herbert

1924-1998, Polonia

Trad. Xaverio Ballester

POR QUÉ CLÁSICOS

Para A. H.


1

en el libro cuarto de La guerra del Peloponeso
cuenta Tucídides la historia de su fallida expedición

entre largos discursos de caudillos
batallas asedio peste
tupida red de intrigas
ajetreos diplomáticos
aquel episodio es como un alfiler
en un bosque

la colonia ateniense de Anfípolis
cayó en manos de Brásidas
al retrasarse Tucídides con los refuerzos

por ello tuvo que pagar a su ciudad natal
con un destierro de por vida

exiliados de todos los tiempos
saben cuál es el precio

2

los generales de las últimas guerras
de producirse un escándalo similar
gimotean de rodillas ante la posteridad
se glorian de su heroísmo
e inocencia

inculpan a sus subordinados
a los colegas envidiosos
y los vientos hostiles
Tucídides se limita a decir
que disponía de siete naves
era invierno y navegó con rapidez

3

siempre que el objeto del arte
sea un jarrón hecho pedazos
una pequeña alma en pedazos
con gran conmiseración de sí misma

lo que tras nosotros quedará
será como el llanto de amantes
en algún hotelucho sucio
cuando el empapelado albea

Estatua en mármol del filósofo e historiador ateniense Tucídides, tallada en el siglo XIX por Theophilus Hansen (1813-1891) en Viena; fotograma de A little chaos de Alan Rickman, fotografía de Josef Sudek

Dlaczego klasycy

1

w księdze czwartej Wojny peloponeskiej
Tukidydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy

pośród długich mów wodzów
bitew oblężeń zarazy
gęstej sieci intryg
dyplomatycznych zabiegów
epizod ten jest jak szpilka
w lesie

kolonia ateńska Amfipolis
wpadła w ręce Brazydasa
ponieważ Tukidydes spóźnił się z odsieczą

zapłacił za to rodzinnemu miastu
dozgonnym wygnaniem

egzulowie wszystkich czasów
wiedzą jaka to cena

2

generałowie ostatnich wojen
jeśli zdarzy się podobna afera
skomlą na kolanach przed potomnością
zachwalają swoje bohaterstwo
i niewinność

oskarżają podwładnych
zawistnych kolegów
nieprzyjazne wiatry

Tukidydes mówi tylko
że miał siedem okrętów
była zima
i płynął szybko

3

jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą

to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety

Transl. Czesław Miłosz and Peter Dale Scott

Why the Classics

1

in the fourth book of the Peloponnesian War
Thucydides tells among other things
the story of his unsuccessful expedition

among long speeches of chiefs
battles sieges plague
dense net of intrigues of diplomatic endeavours
the episode is like a pin
in a forest

the Greek colony Amphipolis
fell into the hands of Brasidos
because Thucydides was late with relief

for this he paid his native city
with lifelong exile

exiles of all times
know what price this is

2

generals of the most recent wars
if a similar affair happens to them
whine on their knees before posterity
praise their heroism and innocence

they accuse their subordinates
envious colleagues
unfavourable winds

Thucydides says only
that he had seven ships
it was winter
and he sailed quickly

3

if art for its subject
will have a broken jar
a small broken soul
with a great self-pity

what will remain after us
will be like lovers’ weeping
in a small dirty hotel
when wall-paper dawns

Anna Kamieńska

1920-1986, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Que Existes

No corriendo levemente como en un sueño
sino abriéndose paso entre una niebla densa
con la bola de oscuridad a sus pies
por los peñascos por los matorrales
solo cuelgan harapos luminosos
de las ramas suplicantes
con la fuerza de la debilidad
¿y si no llega?
rastreará reptará se arrastrará
y con los labios agrietados
sin plegarias sin palabras
encontrará el corazón del mundo
 
Cuando nos encuentre como en el campo de batalla
medio abrazados
sollozaremos dolorosamente de felicidad

Collages propios con fotografías de Sandra Bartocha y fotogramas de La notte de Michelangelo Antonioni (1961)

że jesteś

Nie biegnąc lekko jak we śnie
ale brnąc w ciężkiej mgle
z kulą ciemności u nóg
przez głazy przez chaszcze
tylko świecące łachmany wiszą
na błagalnych gałęziach
z mocą słabości
co jeśli nie doleci
to dopełznie doczołga się dociśnie
i wargami popękanymi
bez modłów bez słów
odszuka serce świata
 
Odnalezieni jak na pobojowisku
wpół objęci
zapłaczemy boleśnie ze szczęścia

Jacek Dehnel

1980 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Deberes


Al otro lado del lago los cristales rotos del hielo flotante,
más cerca las olas como suaves vertientes, sucesivamente
arribando a la orilla,
rebotando de la orilla.

Entonces vi una garza sobrevolar la misma superficie,
doble, espejada,
la real y la reflejada,
la reflejada y la real:

Aquel día no hice nada,
e hice todo lo que había que hacer.

Berlín, 10 II 2018

Grullas en la nieve, fotografía del artista Pedro Javier Pascual

Obowiązki

Po drugiej stronie jeziora stłuczona szyba kry,
bliżej fale jak miękkie pasma, kolejno
przybijające do brzegu,
odbijające od brzegu.

Potem patrzyłem na czaplę, jak leci nad samą taflą,
podwójna, lustrzana,
ta prawdziwa i ta odbita,
ta odbita i ta prawdziwa:

nic tego dnia nie zrobiłem,
a zrobiłem wszystko, co trzeba.

Berlín, 10 II 2018

Anna Kamieńska

1920-1986, Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

cuaderno de notas 1973-1979

La experiencia de la belleza arde dentro de sí misma y nada resulta de ella. Es un valor que es suficiente en sí mismo. Lo único que importa es que esté ahí. No se puede absorber a la belleza, consumirla para más tarde. La belleza que es imposible de poseer nos enseña sobre nuestro propio ser, sobre la propia existencia. p.164

Mi Cantar de los Cantares. En un sueño mi amor me lleva por los pasillos de la noche. En profunda oscuridad se cruzan los trenes, trenes ciegos y amordazados. Llevan gritos y terror. p.185

La poesía expresa el dolor de la vida, sea cual sea la concepción que tengamos de ella, sea cual sea la función variable que le atribuyamos en un momento dado. O, en otras palabras, es un esfuerzo por superar el dolor. p.187

Musil (sobre Rilke) «Ser incluido a través de las cosas más diminutas en las cosas más grandes». p.189


Siempre percibo algo sospechoso en el concepto de la belleza, tal vez porque temo que la «belleza» sublime deje atrás la realidad en la que todo está entremezclado, donde no existen ni la belleza ni la bondad puras. El concepto de la belleza niega así la verdad de un mundo complejo e intrincado, niega la verdad misma.

8 de agosto ¡¿No hay otra forma de librarse del dolor que un dolor nuevo y fresco que alcanza el mismo cielo?

«La noche de los sentidos» de San Juan de la Cruz. Ahí ya no hay poesía, porque la poesía necesita cosas, esa escalera de las cosas por la que suben y bajan los ángeles de la poesía.

(…) El tercer ojo. El ojo que ve la verdad entre dos polos opuestos. p.206

Autor desconocido

Notatnik 1973-1979

Doznanie piękna spala się w sobie i nic z niego nie wynika. Jest to wartość, która wystarcza sama sobie. Ważne jest tylko to, że jest. Nie można piękna skonsumować najeść się go na zapas. Piękno, którego nie można mieć uczy nas samego bycia, samego istnienia. p.164

 Moja Pieśń nad Pieśniami. We śnie mój miły prowadzi mnie korytarzami nocy. Mijają się tam pociągi w głębokiej ciemności, ślepe, zakneblowane pociągi. Wiozą krzyk i przerażenie. p.185

Poezja wyraża ból życia, jakkolwiek byśmy ją pojmowali, jaką przypisywalibyśmy jej aktualnie zmienną funkcję. Lub inaczej – jest wysiłkiem przezwyciężania bólu. p.187

Musil (o Rilkem) „Być włączonym sprawami najdrobniejszymi w rzeczy największe”. p.189


Wyczuwam zawsze coś podejrzanego w pojęciu piękna. Może wynika to z obawy, że wysublimowane „piękno» pozostawia poza sobą realną rzeczywistość, w której wszystko jest zmieszane, gdzie nie ma czystego piękna ani czystego dobra. Pojęcie piękna zaprzecza w ten sposób prawdzie o złożonym, skomplikowanym świecie, zaprzecza prawdzie.

8 sierpnia Czy nie ma innego sposobu pozbycia się bólu jak nowy, świeży ból do samego nieba?!

Noc zmysłów» św. Jana od Krzyża. Tam nie ma już poezji, bo poezja potrzebuje rzeczy, tej drabiny rzeczy, po której wstępują i zstępują aniołowie poezji.

(…)
Trzecie oko. Oko widzące prawdę pomiędzy dwoma biegunami przeciwieństw. p206

Adam Górski

1976 – , Polonia (Cracovia)

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Qué hermoso contraste.
De la cara de la chica negra
Rebota la tristeza de la luz
Y abraza
La colada tendida, donde
Caen las manzanas de la memoria.

Huele a menta en lugares,
Que nunca han sido,
Resucitando el agua rauda.
El molino le da una apariencia de profundidad

Al lado dos cachorros ahogados
(fruta extraña)

Su mirada esconde el universo del purgatorio,
Polvo fino de la tierra en la que danzan los brotes furiosos
La reconciliación de los lugares
que piden salvación.

De Huellas.Pasos (2016)

Collage propio a partir de la imagen de Isabel Muñoz, fotogramas de La infancia de Iván, fotografía de Bernard Plossou

***

Jaki piękny kontrast.
Od twarzy czarnej dziewczynki
Odbija się smutek światła
I obejmuje
Schnącą bieliznę, gdzie
Spadają jabłka pamięci.

Mięta pachnie w miejscach,
Których nigdy nie było,
Wskrzeszając wartką wodę.
Młyn rzuca na nią pozór głębi

Obok dwa utopione szczeniaki
(dziwny owoc)

W jej spojrzeniu jest czyśćcowe uniwersum,
Miałkość ziemi, w której tańczą gniewne pędy
Jednanie się miejsc
Proszących o zbawienie.

Z tomiku Ślady. Kroki (2016)

Claudio Magris

1939 – , Italia

Trad. Joaquín Jordá

Otro mar

También Enrico da clases particulares y cobra, mucho, demasiado. Si alguien no puede pagar, que se apañe, no hay obligación de saber griego, cuantos menos escolares mejor. Después utiliza los billetes de banco para señalar los libros, olvidándolos dentro de los volúmenes. Lee el Cratilo y el Teeteto en la edición de Teubner que le regaló Carlo*, aparece incluso su firma, y las dos ediciones de La persuasión y la retórica, la de 1913 a cargo de Vladimiro Arangio-Ruiz, el amigo florentino, y la publicada por el primo de Carlo, Emilio, en 1922. Él ha visto nacer ese libro, cuando Carlo lo escribía mientras preparaba la tesis de doctorado en Florencia. La portada color marfil tiene un borde negro, un negro profundo que a trechos parece azul noche, en el cual unas líneas claras se persiguen y se encabalgan como olas. Son páginas que contienen la palabra definitiva, el diagnóstico de la enfermedad que corroe a la civilización. La persuasión, dice Carlo, es la posesión presente de la propia vida y de la propia persona, la capacidad de vivir plenamente el instante, sin sacrificarlo a algo venidero o supuestamente venidero, destruyendo así la vida en la esperanza de que pase lo más rápidamente posible. Pero la civilización es la historia de los. hombres incapaces de vivir persuadidos, que construyen la enorme muralla de la retórica, la organización social del saber y del hacer para ocultarse a sí mismos la visión y la conciencia de su vacío. Enrico roza con el dedo la cresta sinuosa de esas líneas, hojea el libro, anota los márgenes y el fondo de las páginas, escribe alguna observación en italiano y en alemán. Hubiera sido mejor no escribir, pero como no se puede evitar, estos garabatos son el género literario menos indecente, menos retórico.

*Carlo Michelstaedter, filósofo.

Fotografías de Herbert List (1903-1975, Alemania)

Tłum. Joanna Ugniewska

Inne morze

Również Enrico daje lekcje prywatne i każe sobie płacić dużo, za dużo. Jeśli ktoś nie ma pieniędzy, to jego sprawa, nie ma obowiązku znać greki, im mniej uczniów, tym lepiej. Potem używa banknotów jako zakładek do książek, zapominając o nich. Czyta Kratylosa i Teajteta w wydaniu Teubnera podarowanym mu przez Carla, jest nawet jego podpis, ma dwa egzemplarze „Perswazji i retoryki”, jeden z 1913 roku w opracowaniu Vladimira Arangio-Ruiza, przyjaciela z Florencji, drugi z 1922, opublikowany staraniem kuzyna Carla, Emilia. Widział, jak powstaje ta książka, Carlo pisał ją, przygotowując we Florencji pracę magisterską. Okładka w kolorze kości słoniowej ma czarne obramowanie, którego czerń przypomina ciemny granat, jaśnieją w nim ornamenty tworzące sinusoidalną linię goniących się fal. Na tych stronach padają ostateczne słowa, zarysowuje się diagnoza choroby dręczącej cywilizację. Perswazja, pisze Carlo, jest posiadaniem w teraźniejszości własnego życia i osoby, zdolnością przeżywania w pełni każdej chwili, bez poświęcania jej dla czegoś, co ma dopiero nadejść i czego oczekuje się niecierpliwie, marnując w ten sposób życie na oczekiwaniu, aby minęło jak najszybciej. Ale cywilizacja to historia ludzi niezdolnych żyć w perswazji, wznoszących ogromny mur retoryki, społecznej organizacji wiedzy i działania, mur mający ukryć widok ich pustki. Enrico dotyka palcem falistej linii ornamentów, kartkuje książkę, robi notatki po włosku i po niemiecku na marginesie, na dole, również między wierszami. Lepiej byłoby wcale nie pisać, lecz skoro nie można się powstrzymać, te bazgroły są gatunkiem literackim najmniej nieprzyzwoitym, najmniej retorycznym.

Hans Magnus Enzensberger

1929 – 24 de noviembre de 2022 (Alemania)

Trad. Heberto Padilla

Nuevos motivos por los que los poetas mienten

Porque el instante
en que la palabra feliz
se pronuncia
no es nunca el instante de la felicidad.
Porque los labios del sediento
no hablan de sed.
Porque por boca de la clase obrera
nunca oiréis las palabras clase obrera.
Porque el desesperado
no tiene ganas de decir
«estoy desesperado».
Porque orgasmo y Orgasmo
son incompatibles.
Porque el moribundo, en lugar de decir,
«me estoy muriendo»
no emite más que un ruido sordo
que nos resulta incomprensible.
Porque los vivos
son los que rompen el tímpano de los muertos
con sus terribles noticias.
Porque las palabras acuden siempre demasiado tarde
o demasiado pronto.
Porque de hecho es otro,
siempre otro,
el que habla,
y porque aquel de quien se habla
calla.

de El hundimiento del Titanic

Collage de Val Telberg (1910, Rusia-1995, EE.UU)

Tłum. Ada Trzeciakowska

Nowe powody, dla których poeci kłamią

Ponieważ chwila
gdy wymawia się
szczęśliwe słowa
nigdy nie jest chwilą szczęścia.
Bo usta spragnionego
nie mówią o pragnieniu.
Ponieważ z ust klasy robotniczej
nigdy nie usłyszysz słowa klasa robotnicza.
Ponieważ człowiek w rozpaczy
nie ma ochoty mówić
«Jestem w rozpaczy».
Bo orgazm i Orgazm
są niekompatybilne.
Bo umierający, miast powiedzieć,
«Umieram»
nie wydaje nic poza głuchym dźwiękiem
która dla nas pozostaje niezrozumiały.
Ponieważ to ludzie żywi
przebijają bębenki uszu zmarłym
straszliwymi wiadomościami.
Bo słowa zawsze nadchodzą zbyt późno
lub zbyt wcześnie.
Bo tak naprawdę to drugi człowiek,
zawsze ten drugi,
jest tym, który mówi
i dlatego, że ten, o którym się mówi
milczy.

Z Zagłady Titanica

Hans Magnus Enzensberger

1929 – 24 de noviembre de 2022 (Alemania)

Trad. Heberto Padilla

Apocalipsis. Escuela umbría, hacia 1490

No es joven ya, suspira,
saca un gran lienzo, medita,
discute tenaz y largamente con el cliente,
un carmelita avaro llegado de los Abruzzos.
Prior o superior. Ya comienza el invierno.
Crujen las articulaciones de sus dedos, crujen las ramas
en la chimenea. Suspirando imprimará el lienzo,
lo dejará secar, y lo imprimará de nuevo,
bosqueja deprisa sus figuras
en cartoncitos, simples esbozos que destaca
con blanco de plomo.
Vacila, tritura los colores, los deja unas semanas.
Y un buen día, tal vez el miércoles de Ceniza
o el día de la Candelaria, al despuntar el alba,
moja el pincel en sombra calcinada:
hará un cuadro sombrío. ¿Por dónde comenzar
cuando se quiere pintar el fin del mundo?
Conflagraciones, islas a la deriva, relámpagos
y torres y almenas y pináculos cayendo con tanta lentitud.
Cuestiones técnicas, problemas de composición.
Destruir todo un mundo es difícil tarea.
Muy arduos de pintar son los sonidos, por ejemplo,
el de la cortina rasgada en el templo,
el mugir de las bestias, el trueno; pues todo
debe desgarrarse o ser desgarrado,
todo menos el lienzo. Y no puede haber dudas
sobre el plazo de entrega: a más tardar para Todos los Santos.
Es necesario que, al fondo, el mar impetuoso una y mil veces
sea matizado con verdes destellos espumosos,
atravesado por mástiles
y los barcos hundiéndose verticalmente, naufragios,
mientras afuera, en pleno mes de julio, ni un perro
cruzará la plaza polvorienta.
El pintor se ha quedado solo en la ciudad,
sin mujeres, sin discípulos ni sirvientes.
Parece fatigado, quién lo hubiera creído,
mortalmente fatigado. Todo es ocre, sin sombra,
todo petrificado, fijo en una suerte de
eternidad maligna; salvo el cuadro, que va
adquiriendo forma, que se va ensombreciendo poco a poco,
que se inunda de sombra, gris acero, gris lívido,
gris tierra, violeta pálido,
caput mortuum; que se llena de diablos, de jinetes,
de masacres, hasta que el fin del mundo quede culminado.
Y el pintor,
por un instante reanimado,
absurdamente alegre como un niño,
como si le hubiesen regalado la vida,
invita esa misma tarde
a mujeres y niños, amigos y enemigos,
a disfrutar de su vino, sus trufas frescas y sus becadas,
mientras desde fuera llega el rumor de la primera lluvia del otoño.

de El hundimiento del Titanic

Collage propio con un cuadro de Zdzisław Beksiński

Tłum. Grzegorz Prokop

Apokalipsa. Szkoła umbryjska, około 1490

W końcu nie jest młodzikiem, wzdycha,
wyciąga duże płótno, rozmyśla, układa się długo
 i uparcie z człowiekiem zamawiającym obraz,
skąpym karmelitą z Abruzzów,
albo członkiem kapituły. Idzie zima,
palce trzeszczą w stawach, chrust
trzeszczy w kominie. On wzdycha, kładzie grunt,
czeka, aż podkład wyschnie, drugi raz gruntuje,
szkicuje, niecierpliwie, na małych kawałkach kartonu
swoje postacie, schematycznie, wydobywa je kryjącą bielą.
Zwleka, rozciera farby, guzdrze się
przez wiele, wiele tygodni. Potem, pewnego dnia,
nadeszła już tymczasem Środa Popielcowa
albo Matki Boskiej Gromnicznej, bladym świtem,
macza pędzel w umbrze naturalnej palonej, maluje:
To będzie ciemny obraz. Jak zacząć
malować zagładę, koniec świata? Morza ognia,
wyspy, które zniknęły i błyskawice; mury, blanki
i wieże, walące się zadziwiająco jednocześnie:
problemy techniczne, zagadnienia kompozycyjne.
Trzeba włożyć wiele pracy, żeby świat zniszczyć do końca.
Szczególnie trudno namalować dźwięki,
rozdzieranie się zasłon w świątyni,
ryk zwierząt, grzmot. Bo wszystko
musi się podrzeć, zostać rozdarte, wszystko
z wyjątkiem płótna. A termin już
ustalono: najpóźniej w Zaduszki.
Do tego czasu trzeba, w tle, polaserować
rozszalałe morze, po tysiąckroć, z zielonymi,
spienionymi światłami, przebite przez maszty
statków zapadających się prosto w głębinę.
wraków, tymczasem na dworze, jest już środek lipca,
nawet pies się nie rusza na zakurzonym placu.
Malarz sam został w mieście,
opuściły go kobiety, uczniowie, służba.
Chyba jest znużony, kto by pomyślał, śmiertelnie
znużony. Wszystko ma barwę ochry, nie ma cieni,
wszystko trwa w bezruchu, zatrzymane, martwe, w stylu
gniewnej wieczności; tylko nie obraz.
Obraz rośnie, powoli ciemnieje, wypełnia się
cieniami, stalowobłękitnymi, ziemiście szarymi, ponurym
fioletem, caput mortuum; wypełnia się diabłami, jeźdźcami,
rzeziami; aż wreszcie koniec świata
szczęśliwie jest ukończony, malarzowi
jest lżej, na króciutką chwilę;
bezgranicznie pogodny, jak dziecko,
jak gdyby darowano mu życie,
zaprasza, tego samego wieczora,
kobiety, dzieci, przyjaciół i wrogów
na wino, świeże trufle i bekasy,
a na dworze szumi tymczasem pierwszy jesienny deszcz.

Z Zagłady Titanica

Apokalypse. Umbrisch, etwa 1490

Er ist nicht mehr der Jüngste, er seufzt,
er holt eine große Leinwand hervor, er grübelt,
verhandelt lang und zäh mit dem Besteller,
einem geizigen Karmeliter aus den Abruzzen,
Prior oder Kapitular. Schon wird es Winter,
die Fingergelenke knacken, das Reisig
knackt im Kamin. Er seufzt, grundiert,
läßt trocknen, grundiert ein andermal,
kritzelt, ungeduldig, auf kleine Kartons
seine Figuren, schemenhaft, hebt sie mit Deckweiß.
Er zaudert, reibt Farben an, vertrödelt
mehrere Wochen. Dann, eines Tages, es ist
unterdessen Aschermittwoch geworden
oder Maria Lichtmeß, taucht er, in aller Frühe,
den Pinsel in die gebrannte Umbra und malt:
Das wird ein dunkles Bild. Wie fängt man es an,
den Weltuntergang zu malen? Die Feuersbrünste,
die entflohenen Inseln, die Blitze, die sonderbar
allmählich einstürzenden Mauern, Zinnen und Türme:
technische Fragen, Kompositionsprobleme.
Die ganze Welt zu zerstören macht viel Arbeit.
Besonders schwer sind die Geräusche zu malen,
das Zerreißen des Vorhangs im Tempel,
die brüllenden Tiere, der Donner. Alles
soll nämlich zerreißen, zerrissen werden,
nur nicht die Leinwand. Und der Termin
steht fest: Allerspätestens Allerseelen.
Bis dahin muß, im Hintergrund, das wütende Meer
lasiert werden, tausendfach, mit grünen,
schaumigen Lichtern, durchbohrt von Masten,
lotrecht in die Tiefe schießenden Schiffen,
Wracks, während draußen, mitten im Juli,
kein Hund sich regt auf dem staubigen Platz.
Der Maler ist ganz allein in der Stadt geblieben,
verlassen von Frauen, Schülern, Gesinde.
Müde scheint er, wer hätte das gedacht,
sterbensmüde. Alles ist ocker, schattenlos,
steht starr da, hält still in einer Art
böser Ewigkeit; nur das Bild nicht. Das Bild
nimmt zu, verdunkelt sich langsam, füllt sich
mit Schatten, stahlblau, erdgrau, trübviolett,
caput mortuum; füllt sich mit Teufeln, Reitern,
Gemetzeln; bis daß der Weltuntergang
glücklich vollendet ist, und der Maler
erleichtert, für einen kurzen Augenblick;
unsinnig heiter, wie ein Kind,
als war ihm das Leben geschenkt,
lädt er, noch für den selben Abend
Frauen, Kinder, Freunde und Feinde
zum Wein, zu frischen Trüffeln und Bekassinen,
während draussen der erste Herbstregen rauscht.