Leopoldo María Panero

1948-2014, España

20.000 LEGUAS DE VIAJE SUBMARINO

Como un hilo o aguja que casi no se siente
como un débil cristal herido por el fuego
como un lago en que ahora es dulce sumergirse
oh esta paz que de pronto cruza mis dientes
este abrazo de las profundidades
luz lejana que me llega a través de la inmensa lonja de
      la catedral desierta
quién pudiera quebrar estos barrotes como espigas
dejad me descansar en este silencioso rostro que nada
      exige
dejadme esperar el iceberg que cruza callado el mar sin
      luna
dejad que mi beso resbale sobre su cuerpo helado
cuando alcance la orilla en que sólo la espera es posible
oh dejadme besar este humo que se deshace
este mundo que me acoge sin preguntarme nada este
mundo de titíes disecados
morir en brazos de la niebla
morir sí, aquí, donde todo es nieve o silencio
que mi pecho ardiente expire tras de un beso a lo que
      es sólo aire
más allá el viento es una guitarra poderosa pero él no
      nos llama
dejadme entonces besar este astro apagado traspasar el
      espejo y llegar así adonde ni siquiera el suspiro es
      posible
donde sólo unos labios inmóviles
                                       ya no dicen o sueñan
y recorrer así este inmenso Museo de Cera deteniéndome
      por ejemplo en las plumas recién nacidas
o en el instante en que la luz deslumbra a la crisálida
y algo más tarde la luna y los susurros
y examinar después los labios que fulgen
cuando dos cuerpos se unen formando una estrella
y cerrar por fin los ojos cuando la mariposa próxima a
      caer sobre la
tierra sorda quiere en vano volver sus alas hacia lo verde
que ahora la desconoce

De Así se fundó Carnaby Street (1970)

Fotogramas de El árbol de la vida de Terrence Malick

Tłum. Ada Trzeciakowska

20 000 MIL PODMORSKIEJ ŻEGLUGI

Jak nitka lub prawie niewyczuwalna igła
jak kruche szkło zranione przez ogień
jak jezioro, w którym słodko się teraz zanurzyć
och ten spokój przeszywający nagle moje zęby
ten uścisk głębin
odległe światło docierające do mnie przez ogromną kruchtę
      opuszczonej katedry
któż mógłby złamać te pręty jak kłosy kukurydzy?
pozwólcie mi odpocząć w tej cichej twarzy, która niczego nie
      żąda
pozwólcie mi czekać na górę lodową cicho przecinającą
      bezksiężycowe morze
pozwólcie, by mój pocałunek ślizgał się po jej zamarzniętym ciele
gdy dotrę do brzegu, gdzie tylko czekanie jest możliwe
pozwólcie mi pocałować ten rozpływający się dym
ten świat, który mnie przyjmuje nie pytając o nic ten
świat zasuszonych marmozet
umrzeć w ramionach mgły
umrzeć tak, tutaj, gdzie wszystko jest śniegiem lub ciszą
niech ma rozpalona pierś zgaśnie pocałowawszy to, co
      jest tylko powietrzem
hen tam wiatr jest potężną gitarą, ale on nie
      woła nas
pozwól mi więc pocałować tę zgaszoną gwiazdę, przejść przez
      lustro i tak oto dotrzeć tam, gdzie tchnienie nawet nie jest
      możliwe
gdzie tylko nieruchome usta
                                       nie mówią już ani nie śnią
i tak przejść przez to ogromne Muzeum Figur Woskowych, zatrzymując się
na przykład przy nowonarodzonych piórach
lub w chwili, gdy światło oślepia poczwarkę
a nieco później księżyc i szepty
a potem zbadać usta, które świecą
gdy dwa ciała łączą się, tworząc gwiazdę
by w końcu zamknąć oczy, gdy motyl bliski
    upadku na
głuchą ziemię na próżno pragnie skierować swe skrzydła ku zieleni
która teraz go nie zna

Transl. Danny Persia

20,000 LEAGUES UNDER THE SEA

Like a thread or needle barely felt,
like a weak crystal injured by fire,
like a lake of sweet submersion,
oh, this peace that suddenly drifts across my teeth,
this embrace of the depths,
this far-off light that reaches me through the vast fish market of
        the deserted cathedral,
who could break these bars like spikes,
let me rest in this silent face that demands
        nothing
let me await the quiet iceberg that drifts across
        the moonless sea
let my kiss slip onto your freezing body
when it reaches the shore on which one could only imagine waiting.
Oh, let me kiss the smoke dissolving
this world that embraces me, without asking anything of this
world of tiny stuffed marmosets,
let me die in the arms of the fog,
die, yes, here, where all is snow or silence,
so that my burning chest expires after a kiss to what
        is only air–
in the distance the wind is a powerful guitar, but it does not
        call us
so let me kiss this dull star pierce the
        mirror and reach where not even the sigh is
        possible
where motionless lips
                       no longer say or dream,
and let me wander through this vast Wax Museum contemplating,
for example, the newly born feathers
or the instant when light dazzles the chrysalis,
and later on the moon and the whispers,
and examine the gleaming lips
when two bodies unite, forming a star,
and finally close my eyes when the butterfly, about
      to fall on the
deaf ground, wishes in vain to tum its wings to the green,
no longer remembered

Deja un comentario

Related Post