1951, México
“Mi mamá pasó los últimos años de su vida con alzhéimer y le daba vergüenza que otras personas se dieran cuenta de que algo que ella decía no era cierto o no había pasado, fue siempre muy segura y eso la incomodaba muchísimo. En cuanto percibí su pudor, inmediatamente le dije que yo también tenía esa enfermedad de las palabras. Fue un descubrimiento. Su mirada era la de un niño, fresca, que se deslumbra, sorprendida. Mi mamá pudo ver una puesta de sol en el mar y me decía: ‘Sabes qué, de pronto salió fuego del mar, estaba todo quemándose’. Pero no lo decía preocupada del fuego, sino fascinada con la imagen”. Pura poesía. “El alzhéimer lo es, en muchos sentidos, sí. Fue muy conmovedor acercarme a ella desde ese lugar. (Entrevista completa)
Que caiga esa lluvia fría
En esta oscura verdad
que abre sus mantos y sus ebrias mareas para protegernos,
que abre sus alas tristes para ahuyentarnos,
para decir que sí,
que caiga esa lluvia fina frente al umbral;
que caiga como aleteo, como irrupción brevísima.
Como un mensajero que, empapado y ardiendo en fiebre,
viene de lejos.
Trae los pliegos, trae las palabras.
Pero el dibujo de la lluvia se extiende
y no deja oír. No deja ver
lo que está sucediendo. Y es que
lo que se acerca,
lo que nos habla
y nos agarra de los hombros con fuerza,
lo que nos grita y nos sacude es la lluvia,
es el confín que se desdibuja.
Tiritamos, ardiendo, frente a esa puerta,
frente a ese puente levadizo que nadie baja.
Nadie se apresta a oír.
Esta verdad oscura, esta oscilante levedad
como el murmullo de un sinfín de murciélagos,
todos tanteando,
todos brotando a un tiempo en las despiertas
galerías de la sangre, todos tratando
de salir de las torres.
Para decir que sí,
que caiga esa lluvia fina contra el umbral,
que caiga sobre los muros;
que los vaya borrando.
Fotografías de Samantha Muljat
Tłum. Ada Trzeciakowska
«Moja matka spędziła ostatnie lata swojego życia cierpiąc na chorobę Alzheimera i wstydziła się, gdy inni ludzie zdawali sobie sprawę, że coś, co powiedziała, mijało się z prawdą lub nie miało miejsca. Zawsze była bardzo pewna siebie, a choroba sprawiała, że czuła się niezręcznie. Gdy tylko dostrzegłam jej zażenowanie, od razu powiedziałam jej, że ja również cierpię na chorobę słów. Było to dla mnie ogromne odkrycie. Jej spojrzenie przypominało spojrzenie dziecka, było świeże, oniemiałe, zaskoczone. Moja matka widząc zachód słońca nad morzem mówiła do mnie: „Wiesz co, nagle z morza buchnął ogień, wszystko zapłonęło”. Ale nie martwiła się ogniem, fascynował ją ten obraz”. Czysta poezja. «Alzheimer jest pod wieloma względami właśnie nią. Możliwość zbliżenia się do niej z tej perspektywy była bardzo wzruszająca. (frag,. wywiadu z poetką)
Niech spadnie zimny deszcz
Na tę mroczną prawdę
ślącą swe płaszcze i swe pijane przypływy, by nas ochronić,
ślącą swe smutne skrzydła, by nas przepłoszyć,
by powiedzieć „tak”,
niech siąpi deszcz przed progiem;
niech siąpi jak trzepot skrzydeł, jak nagły napływ.
Jak posłaniec, który, przemoczony i rozpalony gorączką,
przybywa z daleka.
Przynosi zwoje, przynosi słowa.
Lecz zarys deszczu rozpływa się
i nie pozwala usłyszeć. Nie pozwala zobaczyć
co się dzieje. A przecież
to, co się zbliża,
to, co do nas mówi
i chwyta mocno za ramiona,
to, co na nas woła i nami wstrząsa, to deszcz,
to zacierająca się granica.
Drżymy, płonąc, przed tymi drzwiami,
przed mostem zwodzonym, którego nikt nie spuszcza.
Nikt nie jest gotów, by słuchać.
Ta mroczna prawda, ta oscylująca lekkość
jak szmer niezliczonych nietoperzy,
a wszystkie po omacku sondują,
wszystkie naraz plenią się w rozbudzonych
galeriach krwi, wszystkie usiłują
wydostać się z wieży.
By powiedzieć „tak”,
niech siąpi deszcz na próg,
niech pada na mury;
niech je powoli wymaże.