Carina Sedevich

1972-, Argentina

VII. Muy ligera entre los cielos muertos

A la mariposa en el espejo

Piedad para todo lo que se manifiesta.
Eugenio Montale

1

Al final limpiaron el patio. Subió olor a río de la tierra cuando la removieron.
Y me trajeron un fresno alto, delgado. Derramó cosmos cuando me
acerqué. Será amarillo como el día en que naciste.

*

En aquel tiempo sólo quería verte. Desde entonces, cada vez, pienso
que podría ser la última, mi pequeño niño que me anudaste
al mundo con la delicadeza de la arena que se extiende
junto al río para que comprenda la luminiscencia.

*

Fue un domingo como hoy. Fue hoy. Es todavía. Con el candil
de la siesta sobre el techo que decidí que viviría. Mientras vivieras. Hubo retrocesos
como los de mi leche, que quería venir pero no te alcanzaba. A veces te quejabas
toda la noche. Y la llama en mi pecho vacilaba con tu voz.

*

¿Podríamos salir limpios? ¿Enteros? Desde entonces no soporto este silencio.
Busco las rasgaduras, el remover del viento, los pájaros, la gata.
El amarillo vegetal que anuda dulcemente con una luz
que vacila como llama. Retrocede pero vuelve.


2

La gran mañana va vertiendo savia
muy ligera entre los cielos muertos
y parece que pudieran ser bebidos
ahora, lentamente, y ser muy dulces.

*

El delgado portal está abierto en el terreno día, rasgado por el tenue pelo
de la gata o de la lluvia. Son lo mismo, de olor igual, presentísimo.

Miro una pequeña cuchara y pienso a Irina,
a la venida de lo vivo, a los tibios yuyos
de mi patio, a mi voluntad como maleza.

Todo me tendrá desprevenida
ahora: estas moscas que esperan
la tormenta, escuchar mi nombre en una voz
querida.

                  Sí, había luz, y no me ciega
todavía. El fulgor se ahoga y con él
yo, como si una manifestación
mejor fuera posible, como
si pudiera esperarse algo
aún. Más.

                 ¿La minúscula, amarilla,
apretada yema que cortó como un diente
no es bastante? Irina ya es ese color,
Irina refucila lejos, cierta, en el instante
del patio donde abro el corazón.

de El dios de los vacíos (2023)

Fotogramas de las películas de Carla Simón: Alcarràs, Verano 1993 y Un sol radiant  de Mònica Cambra, Ariadna Fortuny. Fotos propias.

Tłum. Ada Trzeciakowska

VII Niezwykle lekka między martwym niebami

Motylowi w lustrze

Miłosierdze dla wszystkiego co się objawia.
Eugenio Montale

1

W końcu wyczyścili patio. Zapachniało rzeką z poruszonej ziemi.
I przyniesiono mi wysoki, smukły jesion. Roztoczył kosmos, gdy się
zbiżyłam. Będzie żółty jak dzień twoich narodzin.

*

Wtedy chciałem cię tylko zobaczyć. Od tamtej pory, za każdym razem, myślę
że być może to ostatni raz, dzieciątko moje, przywiązałeś mnie
do świata z łagodnością nadrzecznego
piasku, bym mogła zrozumieć czym jest luminescencja.

*

Była niedziela jak dziś. Było dzisiaj. Nadal jest. Przy kaganku
sjesty na dachu, zdecydowałam o życiu. Dopóki ty będziesz żył. Zdarzały się regresy
jak te z moim mlekiem, które chciało dojść, ale nie mogło do ciebie dotrzeć. Czasami skarżyłeś się
przez całą noc. A płomień w mojej piersi chybotał wraz z twoim głosem.

*

Czy moglibyśmy wyjść z tego czyści? Nietknięci? Od tamtej pory nie mogę znieść tej ciszy.
Szukam rozdarcia, poruszenia wiatru, ptaków, kotki.
Żółtego warzywa, które wiąże się słodko ze światłem
chyboczącym jak płomień. Cofa się, ale powraca.


2

Wielki poranek przelewa soki
niezwykle lekkie między martwymi niebami
i wydaje się, że można je wypić
teraz, powoli, i byłyby bardzo słodkie.

*

Wąski portal został otwarty w ziemskim dniu, rozdartym przez cieniutki włosek
kotki lub deszczu. Są tym samym, zapach jest podobny, wszechobecny.

Patrzę na małą łyżkę i myślę o Irinie,
o nadejściu tego, co żywe, o ciepłych chwastach
na patio, o mojej woli niczym zielsko.

Wszystko będzie dla mnie zaskoczeniem
teraz: te muchy czekające
na burzę, moje imię rozbrzmiewające w ukochanym
głosie.

                Tak, stało się światło i nie oślepiło mnie
na razie. Blask przygasa, a wraz z nim
ja, jakby lepsze objawienie
było możliwe, tak jakby
można było spodziewać się czegoś
jeszcze. Więcej.

                                     Maleńki, żółty,
ściśnięty pączek, który wyrżnął się jak ząb
nie wystarczy? Irina jest już tym kolorem,
Irina błyska daleko, prawdziwa, w chwili
z patio, gdzie otwieram serce.

z Bóg pustek (2023)

Deja un comentario

Related Post

Enrique LihnEnrique Lihn

1929-1988, Chile Vaciada la gran promesa de la memoria: como profundidad, autoridad y apariencia de pasado, queda el puro simulacro. Desde el barro en el que posa los pies, Lihn

Adam GaiAdam Gai

Página del autor 1941 – , Argentina/Israel Localidades numeradas Para ir a la guerra tuve que comprar con anticipación el boleto con el asiento numerado para no viajar de parado.