1940 – , Sudáfrica/Australia
Trad. Mariana Dimópulos
El Polaco
—Hola. ¿Es usted la señora que viene a por los poemas? Pase. Soy Natán. Mi madre no ha llegado a casa todavía, pero no tardará. Siéntese, por favor. ¿Quiere ver los poemas?
El joven le pasa un paquete abultado: sus fotocopias más las traducciones al español cuidadosamente impresas. Ella echa un vistazo a la primera. La dama entre cuyas piernas sigue estando ahí.
—He ayudado a mi madre de vez en cuando —dice Natán—. La verdad es que la poesía no es lo suyo.
—¿También hablas polaco?
—No mucho. Pero he leído un montón de poesía polaca. En Polonia, la poesía es una enfermedad, todo el mundo se contagia. Este poeta suyo, ¿cómo se llama?
—Walczykiewicz. Witold Walczykiewicz. Murió hace unos años. ¿Has estado alguna vez en Polonia?
—Polonia es una mierda. ¿Quién quiere ir allí? Antes la situación era mala. Ahora es peor.
Ella cae en la cuenta de que son judíos, Clara y su hijo, con buenas y suficientes razones para que no les guste Polonia.
—Walczykiewicz —el joven pronuncia el apellido como un hablante nativo, mejor de lo que ella lo hace, ella entre cuyas piernas ha yacido el portador de ese nombre—. No es un gran poeta, ¿verdad?
—La poesía no era su medio. En realidad fue músico, pianista. Fue conocido como intérprete de Chopin.
—Los poemas son bastante mediocres, pero hay unos pocos que destacan. ¿Hablan de usted?
Ella permanece en silencio.
—Estaba enamorado de usted. Apuesto a que sí. Si sabía que usted no podía leer polaco, ¿por qué no se los tradujo?
—El polaco era su lengua materna. Poesía solo se puede escribir en la lengua materna. Al menos eso es lo que me enseñaron. Quizá no le molestaba que yo no pudiera leer sus poemas. Quizá lo importante era expresarse a sí mismo.
—Quizá. Lo que me gusta de los poemas es que no son secos, o irónicos, como los de todos los demás. ¿Conoce a Cyprian Norwid? ¿No? Debería leerlo. Walczykiewicz es como Cyprian Norwid, solo que no del mismo rango. El mejor poema —ya lo verá— es donde él bucea hasta el fondo del mar y se encuentra cara a cara con una estatua de mármol, y se da cuenta de que es Afrodita… ya sabe, la diosa. La diosa tiene unos enormes ojos pintados que lo miran con atención sin poder verlo. Inquietante. Leí en algún sitio que el Mediterráneo está lleno de objetos de viejos naufragios —monedas, estatuas, vajilla, ánforas—. Me gustaría salir a bucear desde la costa griega alguna vez; quién sabe, a lo mejor tendría suerte.
—Witold no tuvo suerte.
El chico la mira extrañado.
—Quiero decir, que no era una persona con suerte. Si hubiera salido a bucear no habría encontrado una diosa. Habría vuelto con las manos vacías. O se habría ahogado.
Ilustración de Miquel Barceló (Divina comedia)
Tłum. Ada Trzeciakowska
El Polaco
-Witam, czy to pani przyszła po wiersze? Wejdź. Jestem Nathan. Mojej mamy jeszcze nie ma w domu, ale to nie potrwa długo. Proszę, niech pani usiądzie, chce pani zobaczyć wiersze?
Młody mężczyzna wręcza jej nieporęczną paczkę: kserokopie i starannie wydrukowane hiszpańskie tłumaczenia. Spogląda na pierwszy z nich. «Dama między której nogami» wciąż tam jest.
-Od czasu do czasu pomagałem matce, mówi Nathan. Poezja nie jest jej specjalnością.
-Ty też znasz polski?
-Nie za bardzo. Ale czytałem dużo polskiej poezji. W Polsce poezja jest chorobą, wszyscy na nią chorują. Ten pani poeta, jak on się nazywa?
-Walczykiewicz. Witold Walczykiewicz. Zmarł kilka lat temu. Byłeś kiedyś w Polsce?
-Polska jest do dupy. Kto chce tam jechać? Kiedyś sytuacja była kiepska. Teraz jest jeszcze gorzej.
Ona zdaje sobie sprawę, że Klara i jej syn są Żydami i mają wystarczające powody, by nie lubić Polski.
-Walczykiewicz – młodzieniec wymawia to nazwisko jak rodowity mieszkaniec, lepiej niż ona, ta, między której nogami leżał posiadacz tego nazwiska. Niezbyt dobry z niego poeta, prawda?
-Poezja nie była jego dziedziną. Był muzykiem, pianistą. Był znany jako wykonawca Chopina.
-Wiersze są dość przeciętne, ale jest kilka, które się wyróżniają. Czy mówią o pani?
Ona milczy.
-Był w pani zakochany. Założę się, że tak. Skoro wiedział, że nie zna pani polskiego, dlaczego nie przetłumaczył ich dla pani?
-Polski był jego językiem ojczystym. Poezję można pisać tylko w języku ojczystym. Przynajmniej tak mnie uczono. Może nie przeszkadzało mu, że nie mogłam czytać jego wierszy. Może najważniejsze było wyrażenie siebie.
-Może. W jego wierszach podoba mi się to, że nie są suche, ani ironiczne, jak u wszystkich. Zna pani Cypriana Norwida? Nie? To powiniena go pani poczytać. Walczykiewicz jest jak Cyprian Norwid, tylko nie tej klasy. Najlepszy wiersz – sama się pani przekona – to ten, w którym nurkuje na dno morza i staje twarzą w twarz z marmurowym posągiem i zdaje sobie sprawę, że to Afrodyta… no wie pani, bogini. Bogini ma ogromne pomalowane oczy, które wpatrują się w niego uważnie, nie będąc w stanie go zobaczyć. Niesamowite. Czytałem gdzieś, że Morze Śródziemne jest pełne artefaktów z wraków statków – monet, posągów, naczyń, amfor. Chciałbym kiedyś ponurkować u wybrzeży Grecji; kto wie, może mi się poszczęści.
-Witold nie miał szczęścia.
Chłopak spojrzał na nią pytająco.
-To znaczy, nie był szczęściarzem. Gdyby poszedł nurkować, nie znalazłby bogini. Wróciłby z pustymi rękami. Albo by utonął.