Georg Trakl

1887 – 1914, Austria

Sensación en los momentos en los que la existencia se parece a la muerte: todos los hombres son dignos de amor. Al despertar, sientes la amargura del mundo; ahí está tu culpa no compensada; tu poema es una penitencia imperfecta. (G. Trakl, trad. propia)

Uczucie w chwilach bytu podobnego śmierci: Wszyscy ludzie są godni miłości. Budząc się, czujesz gorycz świata; jest w tym twoja niewyrównana wina; twój wiersz niedoskonałą pokutą (G. Trakl cytowany przez A. Lama)

 

José Luis Reina Palazón (1941-, España)

José Luis Reina Palazón en el Prólogo a Georg Trakl. Obras completas

(…) La conciencia de este dilema es lo que expresó Trakl en la conversación con Karl Rock sobre Goethe, Mörike y la poesía —“Tampoco con poesías puede uno comunicarse. No es posible comunicarse en manera alguna. Todo ello es un lenguaje exterior”— y en la carta 26.
Para Kraus, que supo ver en Trakl el desafío de quienes exigen del mundo la vuelta al caos o plenitud del que nacieron cuando ya era demasiado pronto o demasiado tarde, la obra del poeta se legitima por su propia existencia. No por su contenido o por su forma, sino por la identidad de pensamiento y expresión. Esto es lo que garantiza la revelación de la singularidad: la obra como confesión personal del poeta, como autenticidad. La discordancia entre los dos polos es lo que lleva a la falsa poesía a la ilusión de sustituto de la naturaleza o de la realidad. No puede ser natural, decía Kraus, lo que se expresa en el lenguaje de lo manipulable, sino lo que está arrancado al exterior por un interior como última posibilidad de mimetismo. No en la belleza se alcanza la plenitud, sino en la autenticidad del pensamiento en la forma. Kraus, enemigo tanto de la torre de marfil como del naturalismo sustitutivo de lo cotidiano, supo ver en Trakl no solo al poeta autentico, sino consecuentemente al alma extraña en el extraño cuerpo de la sociedad: “Nunca comprendí como podía vivir”. Que el auténtico poeta no sea reconocido era para Kraus el verdadero derecho de su autenticidad. La literatura olvidada, como utopía contra la sociedad, ha de ser protegida contra la falsa actualidad en cuya oscuridad busca a tientas la imagen primigenia perdida. Frente a la antinaturaleza que es la sociedad, la poesía es la naturaleza que en su imagen otra refleja la imposibilidad de la vida en la primera. La crítica de la falsa recepción es crítica a la ideología imperante. La otra crítica la hace la poesía misma. La recepción y la obra de Trakl son garantía de la visión del “gran sacerdote blanco” a quien Trakl agradecía “un momento de la más dolorosa claridad”. (…)

Habría que precisar que el llamado hermetismo de Trakl no es ocultación de sus complejos psíquicos, sino la búsqueda de una visión que libere su expresión de la debilidad que le impone el lenguaje social. La conciencia de la culpa no sería la aceptación de los tabúes sociales, sino de la propia singularidad como condición necesaria a la liberación del lenguaje que los sostiene. El supuesto hermetismo sería a la vez huida de ese lenguaje social y practica de su destrucción liberadora. Trakl no sería un visionario de una melancolía burguesa de la catástrofe, sino el mirlo prisionero en el infierno de esa melancolía. Su soledad, como la de Rimbaud y Hölderlin, sería el vuelo constante, consecuente, hacia la noche del alma o el oro del silencio. Adén, la locura o la muerte son distintas respuestas de una misma fascinación.
La imposibilidad de comunicación seria para Trakl la consecuencia de que la única posibilidad de “comunicar” es sencillamente común, en ese silencio del lenguaje social que se construye precisamente a partir y gracias al olvido de lo primigenio y singular, gracias a la ruptura con “nuestra” naturaleza. Toda entrega a ella supone, dado que se entra ya desde fuera, desde el yo, una muerte social, la encarnación de una culpa, liberadora de la alienación.
La poesía, “corsario en un mar de desolación”, recoge los reflejos de ese múltiple intento de apoderarse del oro imposible. La ruina de la realidad, de su lenguaje, es a la vez crimen y castigo, prueba de su alienación y necesaria vía de resurrección. Con razón decía Rilke que en la obra de Trakl “es la caída excusa para la ascensión indetenible”. La realidad, la muerte para el poeta, aparece en su derrumbe como reflejo del delirio que para el supone ese vivir, y que es al mismo tiempo liberación necesaria para el canto en el que “la realidad” es ya olvido de si misma gracias a la resurrección del poema, es decir, la reflexión que le devuelve la conciencia de su limitación y la necesidad de su negación. Esta coincide con la superación del mito en sentido tradicional como participe de esa opresión de la realidad alienadora, dotada entonces de la posibilidad de distinta manifestación. Así, sus datos transformados adquieren en el lenguaje de la poesía aquello de lo que carece en el cotidiano: singular trascendencia. La culpa seria así la pasión consciente del poema, la transgresión necesaria a su liberadora expresión. Su imposible o su banal recuperación para este mundo es lo que lo convertiría en una penitencia insuficiente.

Fuente de la imagen: Pijamasurf

Tłum. Ada Trzeciakowska

José Luis Reina Palazón we wstępie do dzieł Zebranych Georga Trakla

(…) Świadomość tego dylematu wyraził Trakl w rozmowie z Karlem Rockiem o Goethem, Mörike i poezji – „Za pomocą poezji też nie sposób się porozumieć. Nie można się porozumieć w żaden sposób. To wszystko jest językiem zewnętrznym” – i w liście 26.
Dla Krausa, który potrafił dostrzec w Traklu wyzwanie tych, którzy domagają się od świata powrotu do chaosu lub pełni, z której sami się zrodzili, gdy było za wcześnie lub za późno, dzieło poety jest prawomocne dzięki samemu swemu istnieniu. Nie dzięki treści czy formie, ale dzięki tożsamości myśli i jej wyrazu. To właśnie gwarantuje ukazanie wyjątkowości: utwór jako osobista spowiedź poety, jako autentyczność. Dysonans między tymi dwoma biegunami jest tym, co doprowadza fałszywą poezję do iluzji bycia namiastką natury czy rzeczywistości. Nie może być naturalne, mówił Kraus, to, co jest wyrażane w języku podatnym na manipulację, lecz to, co jest wydobywane na zewnętrz przez wnętrze jako ostateczna możliwość mimetyzmu. Nie w pięknie osiąga się pełnię, lecz w autentyczności myśli przejawiającej się w formie. Kraus, wróg zarówno wieży z kości słoniowej, jak i naturalizmu jako substytutu codzienności, potrafił dostrzec w Traklu nie tylko autentycznego poetę, lecz konsekwentnie obcą duszę w obcym ciele społeczeństwa: „Nigdy nie rozumiałem, jak on może żyć”. To, że autentyczny poeta nie jest uznawany, było dla Krausa prawdziwym prawem jego autentyczności. Zapomniana literatura, jako utopia przeciwko społeczeństwu, musi być chroniona przed fałszywą rzeczywistością, w mroku której poszukuje po omacku utraconego pierwotnego obrazu. Na tle antynatury, jaką jest społeczeństwo, poezja jest naturą, która w swoim drugim obrazie odzwierciedla niemożność życia w pierwszym. Krytyka dokonywana przez fałszywy odbiór jest krytyką panującej ideologii. Drugiej krytyki dokonuje sama poezja. Recepcja i dzieło Trakla są gwarancją wizji “wielkiego białego kapłana”, któremu Trakl dziękował “chwilą najboleśniejszej jasności”. (…)

Należy sprecyzować, że tzw. hermetyzm Trakla nie polega na ukrywaniu jego psychicznych kompleksów, lecz na poszukiwaniu wizji, która uwolni jego wypowiedź od słabości narzuconej jej przez język społeczny. Świadomość winy nie oznaczałaby zatem zaakceptowania społecznych tabu, lecz własnej wyjątkowości jako niezbędnego warunku wyzwolenia się z utrwalającego je języka. Domniemana hermetyczność byłaby zarówno ucieczką od tego społecznego języka, jak i praktyką jego wyzwalającej destrukcji. Trakl nie byłby wizjonerem mieszczańskiej melancholii katastrofy, lecz kosem uwięzionym w piekle tej melancholii. Jego samotność, podobnie jak samotność Rimbauda i Hölderlina, byłaby stałą, konsekwentną ucieczką w noc duszy lub w złoto milczenia. Aden, szaleństwo czy śmierć to różne reakcje na tę samą fascynację.
Niemożliwość komunikacji byłaby dla Trakla konsekwencją tego, że jedyna możliwość “komunikowania” jest po prostu kolektywna, w owej ciszy języka społecznego, który powstaje właśnie z i dzięki zapomnieniu tego, co pierwotne i osobliwe, dzięki zerwaniu z „naszą” naturą. Każde poddanie się jej implikuje, biorąc pod uwagę, że wchodzi się w nią już z zewnątrz, z jaźni, śmierć społeczną, ucieleśnienie winy, co wyzwala alienację.
Poezja, “korsarz na morzu spustoszenia”, skupia odzwierciedlenia tej wielokrotnej próby zagarnięcia niemożliwego złota. Ruina rzeczywistości, jej języka, jest zarazem zbrodnią i karą, dowodem jego wyobcowania i konieczną drogą do zmartwychwstania. Rilke słusznie powiedział, że u Trakla „upadek jest pretekstem do niepowstrzymanego wstępowania”. Rzeczywistość, śmierć dla poety, jawi się w swoim rozpadzie jako odzwierciedlenie delirium, jakim jest dla niego życie, a które jest jednocześnie koniecznym wyzwoleniem dla pieśni, w której “rzeczywistość” jest już zapomnieniem samej siebie dzięki zmartwychwstaniu wiersza, to znaczy refleksji, która uświadamia jej ograniczoności i konieczności jej negacji. Zbiega się to z przezwyciężeniem mitu w tradycyjnym sensie jako uczestnika owej opresyjności wyobcowującej rzeczywistości, obdarzonej wówczas możliwością odmiennego przejawiania się. W ten sposób jej przeobrażone fakty osiągają w języku poezji to, czego niedostaje mu w życiu codziennym: wyjątkową transcendencję. Wina byłaby więc świadomą pasją wiersza, konieczną transgresją jego wyzwalającej ekspresji. Niemożliwe lub banalne odtworzenie wiersza dla tego świata jest tym, co czyniłoby go niedoskonałą pokutą.

Deja un comentario