1950 – , Estados Unidos
Edward Hopper y la Casa junto a la vía del tren (1925)
Desde afuera, en punto del mediodía,
esa casa extraña y desgarbada tiene la expresión
de alguien que está siendo observado, de alguien que contiene
la respiración bajo el agua, en silencio, expectante;
esa casa tiene vergüenza de sí misma; vergüenza
de su fantástica buhardilla en el techo
y de su porche pseudo-gótico, vergüenza
de sus hombros y de sus manos grandes y torpes.
Pero el hombre detrás del caballete es implacable.
Es tan brutal como la luz del sol y cree que
la casa le ha hecho algo terrible
a la gente que alguna vez vivió allí
porque ahora está desesperadamente vacía,
debió haberle hecho algo al cielo
porque el cielo, también, está totalmente desolado
y desprovisto de significado. No hay
árboles ni arbustos por ningún lado: la casa
debió haber hecho algo contra la tierra.
La única presencia es un par de vías
que se prolonga en la distancia. Ningún tren pasa.
Ahora el extraño regresa todos los días a ese lugar
hasta que la casa comienza a sospechar que
el hombre, también, está desolado, desolado
e incluso avergonzado. Pronto la casa empieza
a mirar con franqueza al hombre. Y de algún modo
el lienzo blanco y vacío adopta poco a poco
la expresión de alguien que está enervado,
de alguien que contiene la respiración bajo el agua.
Y luego, un día el hombre simplemente desaparece.
Es la sombra de una última tarde que se mueve
a través de las vías, abriéndose paso
entre la penumbra de los vastos campos.
Ese hombre pintará otras mansiones abandonadas,
difusas ventanas de cafeterías y letreros mal grabados
de escaparates a las orillas de pequeñas ciudades.
Y siempre tendrán la misma expresión,
la mirada completamente desnuda de alguien
que está siendo observado, de un estadunidense desgarbado.
Alguien que está a punto de ser abandonado
una vez más, y ya no puede soportarlo.
Cuadros de Edward Hopper
Tłum. Ada Trzeciakowska
Ponad połowa drogi
Tutaj, dokładnie w środku dnia,
ten dziwny, niewydarzony dom ma minę
kogoś na kogo się gapią, kogoś wstrzymującego
oddech pod wodą, wyczekującego w ciszy;
Dom ten wstydzi się siebie, wstydzi się
swojego fantastycznego mansardowego dachu
i pseudogotyckiego ganku, wstydzi się
swoich ramion i dużych, niezręcznych rąk.
Lecz człowiek za sztalugą jest nieugięty.
Brutalny jak światło słoneczne uważa, że
dom musiał zrobić coś strasznego
ludziom, którzy go kiedyś zamieszkiwali,
ponieważ jest tak rozpaczliwie pusty,
musiał też zrobić coś z niebem.
bo niebo też jest całkowicie puste
i pozbawione znaczenia. Nigdzie ma
drzew ani krzewów: dom
musiał zatem zrobić też coś ziemi.
Obecna jest jedynie para torów
rozciągających się w oddali. Pociągów brak.
Teraz nieznajomy wraca tu codziennie,
aż dom zaczyna podejrzewać,
że mężczyzna też został opuszczony, opuszczony
a wręcz zawstydzony. Wkrótce dom zaczyna
otwarcie wpatrywać się w człowieka. I jakimś sposobem
puste, białe płótno powoli nabiera
wyrazu kogoś wytrąconego z równowagi,
kogoś wstrzymującego oddech pod wodą.
Aż pewnego dnia mężczyzna po prostu znika.
Jest ostatnim popołudniowym cieniem
podążającym torami, przecinającym
ciemniejące rozległe pola.
Człowiek ten namaluje inne porzucone posiadłości,
wyblakłe okna kawiarni i kiepsko wykonane
sklepowe szyldy na obrzeżach małych miast.
Zawsze będą miały ten sam wyraz,
całkowicie nagi wygląd kogoś,
na kogo się gapią, kogoś amerykańskiego i niewydarzonego.
Kogoś, kto ma zostać porzucony
i nie może już tego dłużej znieść.
More Than HaEdward Hopper and the House by the Railroad (1925)
Out here in the exact middle of the day,
This strange, gawky house has the expression
Of someone being stared at, someone holding
His breath underwater, hushed and expectant;
This house is ashamed of itself, ashamed
Of its fantastic mansard rooftop
And its pseudo-Gothic porch, ashamed
of its shoulders and large, awkward hands.
But the man behind the easel is relentless.
He is as brutal as sunlight, and believes
The house must have done something horrible
To the people who once lived here
Because now it is so desperately empty,
It must have done something to the sky
Because the sky, too, is utterly vacant
And devoid of meaning. There are no
Trees or shrubs anywhere–the house
Must have done something against the earth.
All that is present is a single pair of tracks
Straightening into the distance. No trains pass.
Now the stranger returns to this place daily
Until the house begins to suspect
That the man, too, is desolate, desolate
And even ashamed. Soon the house starts
To stare frankly at the man. And somehow
The empty white canvas slowly takes on
The expression of someone who is unnerved,
Someone holding his breath underwater.
And then one day the man simply disappears.
He is a last afternoon shadow moving
Across the tracks, making its way
Through the vast, darkening fields.
This man will paint other abandoned mansions,
And faded cafeteria windows, and poorly lettered
Storefronts on the edges of small towns.
Always they will have this same expression,
The utterly naked look of someone
Being stared at, someone American and gawky.
Someone who is about to be left alone
Again, and can no longer stand it.