José Watanabe

1946-2007, Perú

La mantis religiosa

Mi mirada cansada retrocedió desde el bosque azulado por el sol
hasta la mantis religiosa que permanecía inmóvil a 50 cm. de mis ojos.
Yo estaba tendido sobre las piedras calientes de la orilla del Chanchamayo
y ella seguía allí, inclinada, las manos contritas,
confiando excesivamente en su imitación de ramita o palito seco.

Quise atraparla, demostrarle que un ojo siempre nos descubre,
pero se desintegró entre mis dedos como una fina y quebradiza cáscara.

Una enciclopedia casual me explica ahora que yo había destruido
a un macho
vacío.
La enciclopedia refiere sin asombro que la historia fue así:
el macho, en su pequeña piedra, cantando y meneándose, llamando
hembra
y la hembra ya estaba aparecida a su lado,
acaso demasiado presta
Y dispuesta.

Duradero es el coito de las mantis.
En el beso
ella desliza una larga lengua tubular hasta el estómago de él
y por la lengua le gotea una saliva cáustica, un ácido,
que va licuándole los órganos
y el tejido del más distante vericueto interno, mientras le hace gozo,
y mientras le hace gozo la lengua lo absorbe, repasando
la extrema gota de sustancia del pie o del seso, y el macho
se continúa así de la suprema esquizofrenia de la cópula
a la muerte.
Y ya viéndolo cáscara, ella vuela, su lengua otra vez lengüita.

Las enciclopedias no conjeturan. Ésta tampoco supone qué última palabra
queda fijada para siempre en la boca abierta y muerta del macho.
Nosotros no debemos negar la posibilidad de una palabra
de agradecimiento.

1. Tarantelle de Stanley William Hayter, 2. Oskar Kokoschka La novia del viento 3. y 4. André Masson Gradiva y La mantis religiosa

Sobre André Masson: «En su atelier de la rue Blomet, contiguo al de Miró, Masson trabó amistad con Michel Leiris, Antonin Artaud y Georges Bataille, y con ellos descubrió fascinado a autores como Sade, Nietzsche, Lautréamont, autores que exaltaban la violencia, la crueldad cósmica o pánica por la que todos los seres se devoran mutuamente. En esa crueldad, con su aniquilación de los límites individuales, se abría el abismo de la pulsión de vivir».

Tłum. Ada Trzeciakowska

Modliszka

Mój zmęczony wzrok cofnął się z nad lasu pobłękitniałego od słońca
do modliszki, która trwała w bezruchu jakieś 50 cm od moich oczu.
Leżałem na gorących kamieniach brzegu Chanchamayo
a ona wciąż tam była, pochylona, z rękami wyrażającymi skruchę,
nadmiernie ufając kamuflażowi imitującemu gałązkę lub suchy patyk.

Chciałem ją złapać, udowodnić jej, że oko zawsze nas demaskuje,
ale rozsypała mi się między palcami jak delikatna i krucha skorupka.

Przypadkowa encyklopedia wyjaśnia mi teraz, że zniszczyłem
pustego
samca.
Encyklopedia bez zająknięcia podaje, że historia rozegrała się w ten oto sposób:
samiec, na swoim kamyku, rozśpiewany i rozkołysany, wzywa
samicę
a samica już znajduje się u jego boku,
może trochę za bardzo chętna
Za bardzo gotowa.

Długi jest akt płciowy modliszek.
Podczas pocałunku
ona wsuwa długi, rurkowaty język aż do jego brzucha.
a po języku spływa żrąca ślina, kwas,
który upłynnia organy
i tkanki najbardziej odległych wewnętrznych zakamarków, podczas gdy daje mu rozkosz,
i podczas gdy daje mu rozkosz jej język chłepcze go, aż do
ostatniej kropli substancji odnóża czy mózgu, a samiec
w ten sposób przechodzi od najwyższej schizofrenii kopulacji do
śmierci.
I widząc już jego powłokę, wzlatuje, a język jej znów jest języczkiem.

Encyklopedie nie snują domysłów. Ten też nie przypuszcza, jakie ostatnie słowo
zostaje utrwalone na zawsze w otwartych i martwych ustach samca.
Nie możemy zatem wykluczać, że mogą być to być słowa
podziękowania.

Deja un comentario