1910-1992, España
UNA HUELLA DE VIOLETA EN LA NIEVE
Me contaba su sueño hasta agotarse
y sus palabras eran
como el paso del tren cuando te encuentras junto a la vía,
y sientes su atracción en todo el cuerpo al mismo tiempo,
y vibras empujado por el vacío
que tiene un fundamento de dulzura y terror.
Mientras me hablaba
ella vivía desde este fundamento
en donde el miedo de vivir se nos acerca tanto
que la carne se agrieta para arder,
que la carne se agrieta
como la llama tiene un vacío, en su centro, de sombra natural;
y ella se iba llenando de ese hueco,
de ese espejo de nieve simultánea
mientras seguía contándome su sueño como si no pudiera despertar,
como si hablara sola,
sintiéndose empujada únicamente
por ese miedo transitivo que aún empapaba sus palabras.
Y sin embargo algo ha nacido de esa conversación extenuante,
algo que siento ahora,
que seguiré sintiendo siempre
como escucho a esta niña de tierra improvisándose
que reúne su temblor para decirme
que no sabe vivir,
que no puede vivir
porque la carne se le queda cada día más pequeña;
tan pequeña que ha llegado a sentirse impedida,
y ya no podrá nunca llegar hasta su casa,
y ya sólo recuerda que vivía en un colegio,
y ya sólo recuerda que vivía dentro del dormitorio de un colegio,
donde todas las noches despertaba
viendo pasar un tren por el pasillo atónito,
viendo pasar todas las noches el mismo tren
por el mismo pasillo titilante de camas sucesivas,
de camas con guirnaldas de muchachas que duermen
sin salir del espejo,
sin ver pasar el tren
que a ella, todas las noches, va despertándola un poco más,
a fuerza de seguirlo,
a fuerza de seguirlo cuando pasa y se pierde en la sombra,
y la desclava de su cuerpo igual que se desclava con la humedad un cuadro en la pared,
y la deja tronchada en las vías
sobre las cuales pasa el tren donde ella misma va sonriendo en todas las ventanas.
Fotografías de René Groebli (1927-, Suiza)
Tłum. Ada Trzeciakowska
Ślad fiołka na śniegu
Opowiadała mi swój sen, aż do wyczerpania
a słowa jej były
jak przejeżdżający pociąg, gdy stoisz przy torach,
i czujesz w każdym kawałku ciała przyciąganie,
wibrując popychany przez pustkę
u źródeł której kryje się słodycz i groza.
Mówiąc do mnie
czerpała z tego źródła
gdzie strach przed życiem podchodzi do nas tak blisko,
że ciało pęka i płonie,
że ciało pęka
jak płomień, pustka w jego sercu jest z naturalnego cienia;
i ona właśnie wypełniała się tą nicością,
tym równoczesnym lustrem śniegu
podczas gdy opowiadała mi swój sen, jakby nie mogła się obudzić,
jakby mówiła sama do siebie,
czując się popychana tylko
tym przejściowym strachem, którym wciąż nasiąkają jej słowa.
A jednak coś z tej męczącej rozmowy zrodziło się,
coś co czuję teraz,
co będę czuł zawsze
gdy słucham tej dziewczyny z ziemi improwizującej się
zespalającej swoje drganie by powiedzieć mi,
że nie potrafi żyć,
że nie może żyć
bo ciało jej z dnia na dzień staje się coraz mniejsze;
tak małe, że czuje się już niezdolna,
i nigdy już nie będzie w stanie dotrzeć do domu,
i pamięta już tylko, że kiedyś mieszkała w szkole,
i pamięta już tylko, że mieszkała w szkolnej sypialni,
w której każdej nocy budziła się
osłupiała patrząc na przejeżdżający korytarzem pociąg,
patrząc każdej nocy na ten sam pociąg, przejeżdżający
tym samym rozmigotanym korytarzem kolejnych łóżek,
łóżek z girlandami uśpionych dziewcząt,
nie wychodzących z lustra,
nie widzących przejeżdżającego pociągu
który, każdej nocy, wybudza ją trochę bardziej,
bo idzie za nim,
bo idzie za nim, gdy przejeżdża i znika w cieniu,
i odrywa ją od jej ciała, jak obraz na ścianie odrywa się z powodu wilgoci,
i zostawia ją odłamaną na torach
po których przejeżdża pociąg, w którym ona sama uśmiecha się ze wszystkich okien.