1946-2007, Perú
Cielo de hospital
santa
vaciada
BLANCA VARELA
Mi útero de humo
sale por la chimenea y se disuelve como nimbo
en este cielo que nunca tiene violencias.
Una violencia de cielo me hubiera consolado más.
Una enfermera cruza el jardín, ninguna
flor anuncia mi dolor. El dolor solo está
en los confines de la carne que aún me resta.
Mi útero
debió irse como un globo festivo
lleno de novios y nonatos. Él me convertía
en un animal muy bello
cuando urdía otro cuerpo.
Debió irse entonces
como un odre de dioses, ebrio y feliz, no víscera
de triste mamífero
en la bandeja de cirugía, no huevo
de la amargura.
La muerte se me acunó como hijo
y ahora también es humo de crematorio.
La cólera
o el ansia de belleza que impulsa a los árboles
a restituir la rama podada, está conmigo. Todo será
restablecido.
Voy a formar
una matriz nueva, un cuenco hondo como dos manos juntas,
no para frito, no importa si huera
pero ahí

Tłum. Ada Trzeciakowska
Szpitalne niebo
święta
spustoszona
BLANCA VARELA
Moja macica z dymu
ulatuje kominem i rozpływa się jak deszczowa chmura
na tym niebie zawsze pozbawionym aktów przemocy.
Przemoc nieba pocieszyłaby mnie bardziej.
Pielęgniarka przechodzi przez ogród, żaden
kwiat nie zapowiada mojego bólu. Ból istnieje tylko
w tych zakątkach ciała, które jeszcze mi pozostały.
Moja macica
musiała odlecieć jak radosny balon
pełen ukochanych i nienarodzonych. To ona czyniła ze mnie
piękne zwierzę
będąc osnową dla innego ciała.
Musiała odejść zatem
jak bukłak bogów, pijany i szczęśliwy, a nie trzewia
smutnego ssaka
na chirurgicznej tacy, nie jajeczko
zgorzknienia.
Śmierć ukołysała mi się jak dziecko
a teraz jest też dymem z krematorium.
Gniew
czy pragnienie piękna, które popycha drzewa
do odtworzenia odciętej gałęzi, jest ze mną. Wszystko
zostanie odtworzone.
Uformuję
nową macierz, misę głęboką jak dwie złączone dłonie,
nie na chleb, nie ważne, że pustą
byle tam
