1900-1989, Hungría / EE.UU
Trad. Judit Xantus
El último encuentro
Yo interpretaba ese encuentro, el encuentro entre ella y yo, como algo inequívoco, como ningún otro encuentro anterior. Era una mezcla de distintas razas: un poco alemana, un poco italiana y el resto húngara. Quizás haya tenido también alguna gota de sangre polaca, por el lado de la familia de su padre… Era tan indefinible, tan inclasificable… como si ninguna raza ni ninguna clase la pudiera contener del todo, como si la naturaleza hubiese tratado por una vez de crear algo único, un ser independiente y libre, alguien que no tiene que ver con clases ni con orígenes. Era como las fieras salvajes: una educación estricta con las monjas, la cultura y la ternura de su padre habían contribuido tan sólo a suavizar sus modales. Krisztina era salvaje por dentro, indomable: todo lo que yo podía darle, la riqueza, el rango social, el mundo adonde la conducía no tenían ningún valor para ella en el fondo; y ella no quería entregar a cambio ni una mínima parte de su afán de independencia y de libertad, puesto que ése era el verdadero contenido de su ser y de su carácter… Su orgullo también era distinto del de las personas orgullosas de su rango, de su origen, de su riqueza, de su posición social o de algún talento personal y particular. Krisztina estaba orgullosa de la calidad noble y salvaje de su corazón y de su alma, de esa herencia que era como un veneno. Era una persona soberana, totalmente independiente y emancipada en su fuero íntimo, y tú lo sabes muy bien; y éstas son cualidades muy raras hoy en día, tanto en mujeres como en hombres. Parece que no se trata de una cuestión de origen o de situación. No se dejaba ofender, ni se dejaba atemorizar por ningún desafío; no toleraba las limitaciones, en ningún sentido. Sabía otra cosa más que pocas mujeres saben: era consciente de la responsabilidad que conllevaban sus propios valores humanos. Te acordarás… sí, seguramente te acuerdas de la primera vez que nos encontramos ella y yo: en el salón de su casa, junto a aquella mesa grande, desbordada por las partituras y los cuadernos de su padre; entró Krisztina y aquel salón oscuro se inundó de luz. No solamente irradiaba juventud, no. Irradiaba pasión y orgullo, la conciencia soberana de unos sentimientos incondicionales. No he conocido a ninguna otra persona que fuera capaz de responder así, de una manera tan plena, a todo lo que el mundo y la vida le daban: a la música, a un paseo matutino por el bosque, al color y al perfume de una flor, a la palabra justa y sabia de otra persona. Nadie sabía tocar como ella una tela exquisita o un animal, de esa manera suya que lo abarcaba todo. No he conocido a nadie que fuera capaz de alegrarse como ella de las cosas sencillas de la vida: personas y animales, estrellas y libros, todo le interesaba, y su interés no se basaba en la altivez, en la pretensión de convertirse en experta, sino que se aproximaba a todo lo que la vida le daba con la alegría incondicional de una criatura que ha nacido al mundo para disfrutarlo todo. Como si estuviera en conexión íntima con cada criatura, con cada fenómeno del universo, ¿comprendes lo que quiero decir?… Claro, seguramente lo comprendes. Era directa, espontánea y ecuánime, y también había en ella humildad, como si sintiera constantemente que la vida es un regalo lleno de gracia.



Tłum. Feliks Netz
Żar
Ja to spotkanie, spotkanie nas dwojga, zaznajomienie się z Krystyną, uważałem za coś tak niepojętego, jak żadne inne spotkanie przedtem. Owszem, był to gatunek mieszany: odrobinę niemiecki, trochę włoski, a reszta węgierska. Możliwe, że była w niej również kropla krwi polskiej na skutek powiązań rodzinnych jej ojca… A tez ona sama była trudna do zakwalifikowania i sklasyfikowania, jakby żaden gatunek i żadna klasa nie zawłaszczyły jej sobie całkowicie, jakby natura raz jeden spróbowała stworzyć jakąś istotę samodzielną, niezależną i wolną. Była taka sama jak zwierzęta: staranne wychowanie, klasztor, kultura i czułość jej ojca, wszystko to jedynie oswoiło jej sposób bycia. Krystyna od wewnątrz była dzika, nie do oswojenia: wszystko, co jej dałem, majątek i pozycję towarzyską, nie miało dla niej istotnej wartości i temu światu, do którego ją wprowadziłem, nie chciała dać niczego ze swojego wewnętrznego luzu, z tej bezwzględnej potrzeby wolności, jaka była prawdziwą treścią jej natury… Jej duma także była innego rodzaju niż tych, którzy są dumni ze swojej rangi, pochodzenia, majątku, pozycji towarzyskiej bądź jakichś własnych indywidualnych uzdolnień. Krystyna była dumna z tej szlachetnej dzikości, jaka żyła w jej sercu i w nerwach jak jakaś trucizna i dziedzictwo. Ta kobieta – dobrze wiesz o tym – była wewnętrznie niezawisła, a to już jest bardzo rzadkie; rzadkością jest człowiek suwerenny, zarówno w kobiecie jak w mężczyźnie. Wydaje się, że nie jest to kwestia pochodzenia i pozycji towarzyskiej. Nie można było jej obrazić, nie można było postawić jej w takiej sytuacji, z której by się wycofała, nie znosiła ograniczeń w wielorakim sensie. Rozumiała coś jeszcze, a to jest ewenement w charakterze kobiety: miała w sobie tę odpowiedzialność, do jakiej nas zobowiązuje nasze człowieczeństwo. Pamiętasz – tak, z pewnością pamiętasz – kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, w pokoju, gdzie na szerokim stole leżały zeszyty nutowe jej ojca: weszła Krystyna i naraz ciemny mały pokój wypełnił się jasnością. Wniosła nie tylko swoją młodość, nie. Wniosła namiętność i hardość, suwerenną świadomość bezwzględnych uczuć. Nie widziałem od tamtego czasu człowieka, który umiałby, jak ona, całym sobą reagować na wszystko, co daje mu świat i życie: na muzykę, na poranny spacer w lesie, na zapach i barwę kwiatu, na czyjeś rozumne i właściwe słowa. Nikt tak nie potrafił dotknąć szlachetnej tkaniny czy zwierzęcia jak Krystyna. Nie znałem nikogo, kto umiałby tak cieszyć się pospolitymi darami życia jak ta kobieta: ludzie i zwierzęta, gwiazdy i książki, wszystko ją ciekawiło, ale nie ciekawością zarozumiałej sawantki, nie, ona zbliżała się do wszystkiego, co świat może pokazać i ofiarować, z bezstronną radością istoty cieszącej się darem życia. Jakby ją, osobiście, obchodziło każde ziemskie stworzenie, rozumiesz?… Tak, ty to z pewnością rozumiesz. A w tej bezstronnej bliskości była też pokora, jakby ciągle czuła, że życie jest wielką łaską i przywilejem.
Celebro que también incorpores prosa!!!!
Gracias, Ana. Seguiré… Un abrazo
P.D. Vuelvo a España esta semana.
Supongo que es buena noticia!!!!!