Zygmunt Bauman

1925-2017, Polonia / Inglaterra

Trad. Mirta Rosenberg

Amor líquido

La orfandad y el desconsuelo fueron celebrados brevemente en cuanto liberación definitiva del sexo de la prisión en que la sociedad patriarcal, puritana, aguafiestas, pacata, hipócrita y rígidamente victoriana lo habían encerrado.
Por fin había una relación pura de toda pureza, un encuentro que no servía a otro propósito que el del placer y el goce. Un sueño de felicidad sin ataduras, una felicidad sin temor a efectos secundarios y alegremente despreocupada de sus consecuencias, una felicidad de tipo «si no está completamente satisfecho, devuelva el producto y su dinero le será reembolsado»: la encarnación misma de la libertad, tal como lo han definido la sabiduría popular y las prácticas de la sociedad de consumo.
Está bien, y quizás sea incluso excitante y maravilloso, que el sexo se haya liberado hasta tal punto. El problema es cómo sostenerlo en su lugar una vez que hemos arrojado el contrapeso por la borda, cómo hacer que no se desmadre cuando ya no existen marcos disponibles. Volar liviano produce alegría, volar a la deriva es angustiante. El cambio es embriagador, la volatilidad es preocupante. ¿La insoportable levedad del sexo?
Volkmar Sigusch practica la psicología: atiende a diario a víctimas del «sexo puro». Lleva un registro de sus quejas, y la lista de heridos que acuden en busca de la ayuda de expertos no deja de crecer. El resumen de sus hallazgos es sobrio y sombrío.
“Todas las formas de relaciones íntimas en boga llevan la misma máscara de falsa felicidad que en otro tiempo llevó el amor marital y luego el amor libre (…) A medida que nos acercamos para observar y retiramos la máscara, nos encontramos con anhelos insatisfechos, nervios destrozados, amores desengañados, heridas, miedos, soledad, hipocresía, egoísmo y repetición compulsiva (…) El rendimiento ha reemplazado al éxtasis, lo físico está de moda, lo metafísico no (…) Abstinencia, monogamia y promiscuidad están alejadas por igual de la libre vida de la sensualidad que ninguno de nosotros conoce.”
Las consideraciones técnicas no se llevan bien con las emociones. Preocuparse por el rendimiento no deja ni lugar ni tiempo para el éxtasis. El camino de lo físico no conduce hacia la metafísica. El poder seductor del sexo solía emanar de la emoción, el éxtasis y la metafísica, tal y como lo haría hoy, pero el misterio ha desaparecido y, por lo tanto, los anhelos sólo pueden quedar insatisfechos…
Cuando el sexo significa un evento fisiológico del cuerpo y la «sensualidad» no evoca más que una sensación corporal placentera, el sexo no se libera de sus cargas supernumerarias, superfluas, inútiles y agobiantes. Muy por el contrario, se sobrecarga. Se desborda sin ninguna expectativa que no sea la de simplemente cumplir.
Las íntimas conexiones del sexo con el amor, la seguridad, la permanencia, la inmortalidad gracias a la continuación del linaje, no eran al fin y al cabo tan inútiles y restrictivas como se creía, se sentía y se alegaba. Esas viejas y supuestamente anticuadas compañeras del sexo eran quizás sus apoyos necesarios (necesarios no en cuanto a la perfección técnica del rendimiento, sino por su potencial de gratificación). Quizás las contradicciones que la sexualidad entraña endémicamente no sean más fáciles de resolver (mitigar, diluir, neutralizar) en ausencia de sus «ataduras». Quizás esas ataduras no eran pruebas del malentendido o el fracaso cultural, sino logros del ingenio cultural.

Esculturas de Auguste Rodin

Tłum. Tomasz Kunz

Razem osobno

Przez krótki czas świętowano „osierocenie” seksu, widząc w tym ostateczne jego wyzwolenie z więzienia, w którym dotąd trzymało go patriarchalne, purytańskie, wciąż-beznadziejnie-wiktoriańskie, pełne hipokryzji, nadęte i namaszczone społeczeństwo.
Oto, nareszcie, związek najczystszy z czystych, spotkanie, które prócz przyjemności i zmysłowego szczęścia nie służy żadnym innym celom. Wymarzona szczęśliwość bez zobowiązań, szczęśliwość wyzbyta lęku o efekty uboczne i beztrosko niebaczna na swoje konsekwencje, szczęśliwość typu „jakość gwarantowana albo pełny zwrot kosztów”: najpełniejsze wcielenie wolności, w znaczeniu, jakie nadaje jej dzisiaj potoczna mądrość i codzienna praktyka społeczeństwa konsumentów.
To miłe, może nawet rozkoszne i koniec końców wspaniałe, że seks jest tak „wyzwolony”. Sęk w tym, jak uchronić go przed dryfowaniem, kiedy cały balast wyrzucono za burtę, jak sprawić, by zachował formę, kiedy wzorcownie całkiem opustoszały Przyjemnie jest latać, ale lot bez sterów jest już tylko koszmarem. Zmiana jest rozkoszna, chaotyczność drażniąca. Nieznośna lekkość seksu?
Volkmar Sigusch jest praktykującym psychoterapeutą; codziennie styka się z ofiarami „czystego seksu”. Notuje ich skargi — a lista żalów wymagających interwencji eksperta bez przerwy się wydłuża. Wnioski, jakie wyciąga Sigusch ze swoich obserwacji, są równie posępne, co trzeźwe.
„Wszystkie modne obecnie formy intymnych relacji przywdziewają tę samą maskę fałszywej szczęśliwości, którą nosiła kiedyś miłość małżeńska, a później wolna miłość (…) Kiedy przyjrzymy się uważniej i zedrzemy maskę, znajdziemy pod nią nie spełnione pragnienia, stargane nerwy, zawiedzioną miłość, rany, lęki, samotność, hipokryzję, egotyzm i przymus powtarzania (…) Jakość wykonania zastępuje ekstazę, fizyczność pozostaje, metafizyczność znika (…) Wstrzemięźliwość, monogamia i rozpusta, wszystkie one są równie dalekie od swobodnej gry zmysłów, której nikt z nas nie zna”.
Szczegóły techniczne trudno godzić z emocjami. Skupianie całej uwagi na wykonawstwie nie zostawia czasu ani miejsca na ekstazę. Fizyka nie jest przedsionkiem metafizyki. A jednak to z emocji, ekstazy i metafizyki płynęła zawsze zniewalająca moc seksu, i tak też dzieje się dzisiaj, gdy tajemnica znikła, a pragnienia muszą pozostać nie spełnione…
Kiedy seks sprowadza się do aktu fizjologicznego, a „zmysłowość” staje się źródłem co najwyżej przyjemnych doznań cielesnych, nie znaczy to wcale, że seks wyzwolił się od przesadnych, zbędnych, niepotrzebnych, nieporęcznych i kłopotliwych obciążeń. Przeciwnie; oznacza to, iż jest on przeciążony. Przytłoczony ciężarem oczekiwań, którym nie jest w stanie sprostać.
Intymne związki seksu z miłością, bezpieczeństwem, trwałością i nieśmiertelnością-którą-zapewnia-trwanie-rodu, nie były ostatecznie aż tak bezużyteczne i krępujące, jak to niegdyś sądzono, odczuwano i deklarowano. Być może ci starzy i ponoć staroświeccy towarzysze seksu byli jego niezbędnym wsparciem (niezbędnym nie dla technicznej perfekcji wykonania, lecz dla czerpania z niego satysfakcji). Być może sprzeczności tkwiące w samej naturze seksualności nie dają się pogodzić (złagodzić, zażegnać, zneutralizować), niezależnie od braku czy obecności „zobowiązań” łączących się z seksem. Być może te zobowiązania były raczej dowodem przenikliwości kultury niż symbolem jej zafałszowań lub błędnych wyobrażeń.

Liquid Love: On the Frailty of Human Bonds

Orphaning and bereavement were for a brief time celebrated as the ultimate liberation of sex from the prison in which patriarchal, puritan, still-haplessly-Victorian, spoilsport, killjoy and hypocritical society held it.
Here, at long last, there was a purer than pure relationship, an encounter that served no other purpose but pleasure and joy. A dream happiness without strings attached, a happiness unafraid of side-effects and so cheerfully oblivious to its consequences, a happiness of the ‘if not fully satisfied, return product for full refund’ kind: a fullest incarnation of freedom, as the popular wisdom and practice of consumer society has defined it.
It is all right, perhaps even exhilarating and altogether wonderful, for sex to be so liberated. The snag is how to hold it in place once the ballast has been thrown overboard; how to hold it in shape if frames are no longer available. Flying lightly is mirth, rudderless flying is distress. Change is blissful, volatility annoying. The unbearable lightness of sex?
Volkmar Sigusch is a practising therapist; daily, he meets the casualties of ‘pure sex’. He records their complaints – and the list of grievances calling for the expert’s intervention lengthens unstoppably. His summaries of findings are as sombre as they are sober.
All forms of intimate relationships currently in vogue bear the same mask of false happiness once worn by marital and later by free love… [A]s we took a closer look and pulled away the mask, we found unfulfilled yearnings, ragged nerves, disappointed love, hurts, fears, loneliness, hypocrisy, egotism, and repetition compulsion… Performances have replaced ecstasy, physics are in, metaphysics out… Abstinence, monogamy, and promiscuity are all equally far removed from the free life of sensuality that none of us knows.
Technical concerns square ill with emotions. Concentration on performance leaves no time or room for ecstasy. Physics is not the road to metaphysics. It was emotion, ecstasy and metaphysics from which the seductive power of sex used to flow – as it would do now, but the mystery is gone and so the yearnings cannot but stay unfulfilled…
When sex stands for a physiological event in the body and ‘sensuality’ invokes little except a pleasurable bodily sensation, sex is not liberated from supernumerary, superfluous, useless, cumbersome and cramping loads. It is, on the contrary, overloaded. Overflowing with expectations beyond its capacity to deliver.
Intimate connections of sex with love, security, permanence, immortality-through-continuation-of-kin were not after all as useless and constraining as they were thought and felt and charged to be. The old and allegedly old-fashioned companions of sex were perhaps its necessary supports (necessary not for the technical perfection of the performance, but for its gratifying potential). Perhaps the contradictions with which sexuality is endemically fraught are no more likely to be resolved (mitigated, defused, neutralized) in the absence of ‘strings attached’, than they could be in their presence. Perhaps those strings were feats of cultural ingenuity rather than tokens of cultural misconception or failure.

3 comentarios sobre «Zygmunt Bauman»

  1. Bauman….te distancias de lo poético, aunque la poesía sea siempre la forma estética de manifestar lo que casi no puede ser dicho….lo que sí podemos nombrar lo convertimos en filosofía en un sentido amplio…..Es un gran referente para entender el mundo actual…no descubro nada nuevo

    1. Sí, Ana, entiendo. El objetivo que me guía es contestar el diagnóstico de Bauman con la reflexión de Onfray. Para que rocen las opiniones. La poesía supone podrá mí un salvavidas, pero como profesionalmente trabajo más con ensayos, intento hacer algo de contrabando 🙂 Ya pululan por allí Deleuze y Musil, como también fragmentos de novelas y relatos. Y mis videopoema y videoensayos. Sin duda hace falta introducir una categoría nueva. Muchas gracias y un abrazo.

Deja un comentario

Related Post