1977 – , Polonia
Para Pepe Enguídanos (exposición)
Las dos puertas del mundo
están abiertas:
abiertas por ti
en la doble noche.
Las oímos golpear y golpear
y llevamos lo incierto,
llevamos el verdor a tu siempre.
Epitafio para François en “Con varia llave”
Paul Celan
Todo acto de lectura comporta un peligro al entregarnos unas llaves maleables a las noches, limbos, abismos y soles lejanos. En el hastiado refugio de lo real, en apariencia indestructible, de golpe, rompen a florecer las fisuras como patas de arañas, mientras que, asombrados, nos damos cuenta de que los relojes no se derriten, ni el creador, siquiera, pretende eternizar el instante. Al contrario, en las ruinas de lo que fue lo real nuestro, incluso la muerte deja de estar segura de ser inmortal, imperecedera. Leer el lienzo, separar los párpados es dar nuestro consentimiento a la imagen para que nos aguijonee, arrastre, fascine. El pintor-araña acecha detrás de los hilos relucientes, deja entreabierta la puerta por la que rezuman mares rojos y luces sobrenaturales; se filtra el silencio del holandés errante varado y el canto de la ballena voladora; sopla el viento gris y calla la nieve. La experiencia sensorial deviene una llave más, esta vez, nos abre para reconstruir un diálogo olvidado, devolver los pasos perdidos a las selvas y paisajes intuidos, añorados y temidos. Fascinados, de rodillas, solos y diminutos nos encogemos en aquel mundo tan antiguo como distópico, donde la pulsión oblicua que nos atraviesa sin anestesia alguna certifica su veracidad. La araña es un animal sabio y honesto, tiende puentes pastosos al verdor que llevamos dentro. Y este verdor, como aprendimos con la araña, para ser verdadero, jamás puede ser solamente de color verde.
Cuadros de Pepe Enguídanos
Dwoje drzwi świata
zostało otwartych:
otwartych przez ciebie
w mroku.
Słyszymy je jak uderzają i uderzają
i niesiemy to co niepewne,
niesiemy zieleń w twoje zawsze.
Epitafium dla François w “Od progu do progu” (1955)
Paul Celan
Każdy akt odczytywania tekstu niesie ze sobą niebezpieczeństwo wręczając nam rozciągliwe klucze do nocy, czyśćców, przepaści i dalekich słońc. W dusznym schronie rzeczywistości, pozornie niezniszczalnym, zakwita nagle siatka pęknięć cienkich niczym pajęcze nóżki, podczas gdy my, zadziwieni, pojmujemy, że zegary nie ciekną, a twórca nawet nie zamierza utrwalać chwili. Przeciwnie, w ruinach tego czym była nasza rzeczywistość, nawet śmierć przestaje być pewna swojej nieśmiertelności i niezniszczalności. Odczytywanie płótna, rozdzielenie powiek to udzielenie pozwolenia obrazowi, na to by nas ukąsił, porwał, zafascynował. Malarz- pająk czyha za połyskującą nicią i zostawia niedomknięte drzwi przez które sączą się czerwone morza i nadnaturalne światła; przenika szparą cisza okrętu widma osadzonego na mieliźnie i śpiew latającego wieloryba; dmie szary wiatr i milczy śnieg. Bodźce zmysłowe stają się następnym kluczem, tym razem, otwierającym nas na odzyskanie utraconego dialogu, podróż do źródeł czasu w przeczuwane, wytęsknione i napawające grozą puszcze i pejzaże. Porażeni, na kolanach, samotni i malutcy, kurczymy się w tym świecie tak starym jak dystopijnym, gdzie ukośny impuls, który przeszywa nas bez żadnego znieczulenia poświadcza o jego prawdziwości. Pająk, stworzenie mądre i uczciwe, rozwiesza miękkie i soczyste mosty nad zielenią, którą w nas nosimy. A zieleń ta, tak jak nauczyliśmy się od pająka, by być prawdziwa nie może składać się jedynie z tonów zielonych.