1947 – , Perú
Del roce de nuestras piernas…
Del roce de nuestras piernas asomará un varón o una hembra.
Y tendrá el cabello largo como el heno que acariciamos entre
gritos esta noche.
Esparciremos un blanco semen y goteará en los tejados,
se recostará en los flancos,
girará en la brisa como eco quiñado en nuestras manos.
(Nacimos desnudos y salvajes,
estirándonos gruesos muñones cercenados en el frío de la distancia,
ya calmados del brío fogoso, de la hoguera ardiente,
de la noche cubierta de espasmos y estrellas.
Nacemos removiendo nuestros cuerpos deformes y depilados,
con el viento calmo esperando remover el astillado lecho,
donde los padres se revolcaban con el sudor de las sábanas
entre sus muslos agitados)
De esta noche nacerá un varón o una hembra con el roce
de nuestras piernas.
En tu vientre nutrirás carne tuya con tu propia carne.
Desde la ingle sentirás los dolores
y su cabeza irá creciendo hasta abarcar todo el cuerpo.
Donde vayas irá contigo.
Donde calles callará contigo.
Lo alimentarás con la sangre y la carne.
Y se irá de un tirón cuando estés echada sudando todo el peso
de su silencio.
Déjame acariciar tu piel como agua deslizándose entre mis manos.
Recostar el cuello en el vientre y revolcarnos hasta oscurecer la noche.
Desnudemos nuestros cuerpos con la brisa y que el olor del heno
nos cubra esperando la mañana en el hastío inmóvil.
Sólo nos pertenece esta noche.
Se lo llevarán como nos arrancaron a nosotros de los brazos,
se arrastrará en las calles escalando los elaborados peldaños.
Irá donde tú no vayas.
Dormirá donde tú no duermas.
Está amaneciendo y veo las barbas del tiempo sobre nuestras sombras.
Abrázame: que se aleje con el sudor de los dos cuerpos,
y su piel olerá como el heno de la noche.
Fotogramas de «El espejo» de Andrei Tarkovsky (1975)
Tłum. Ada Trzeciakowska
Z potarcia naszych nóg…
Z potarcia naszych nóg wyjrzy chłopiec lub dziewczynka.
I będzie mieć włosy długie jak siano które gładziliśmy pośród
krzyków tej nocy.
Rozsiejemy białe nasienie i będzie kapać na dachy,
zalegać na skrzydłach budynków,
wirować na wietrze niczym rozszczepione echo w naszych dłoniach.
(Urodziliśmy się nadzy i dzicy,
wyciągając grube kikuty ścięte chłodem rozdzielenia,
wyciszone już zapał płomienny, żar ogniska,
pokryta spazmami i gwiazdami noc.
Rodzimy się w konwulsjach zdeformowane, bezwłose ciała,
czekające, na spokojnym wietrze, aż usunie się roztrzaskane posłanie,
gdzie rodzice tarzali się w pocie prześcieradeł,
wśród wzburzonych ud)
Z nocy tej narodzi się chłopiec lub dziewczynka przez potarcie naszych nóg.
W brzuchu twoim będziesz żywić ciało twoje własnym ciałem.
Od pachwiny poczujesz ból
a głowa twoja będzie rosła aż obejmie ciało całe.
Gdzie ty, ono pójdzie za tobą.
Gdzie ty, zamilknie wraz z tobą.
Będziesz go odżywiać mięsem i krwią.
I odejdzie nagle, kiedy leżąc będziesz wypacać cały ciężar jego ciszy.
Pozwól mi pogłaskać skórę twoją niczym wodę prześlizgującą się między palcami.
Położyć szyję na brzuchu twoim i tarzać się aż ściemnieje noc.
Obnażmy ciała na na wietrze, niech zapach siana
otuli nas czekających świtu w bezwładzie apatii.
Ta noc tylko do nas należy.
Zabiorą je jak i nas wyrwano z objęć,
będzie wlokło się ulicami wspinając się po misternych stopniach.
Dojdzie tam, gdzie ty nie możesz.
Zaśnie, gdzie ty nie zaśniesz.
Świta i dostrzegam zarost czasu na naszych cieniach.
Obejmij mnie: niech odejdzie wraz z potem naszych ciał,
a jego skóra będzie pachnieć jak siano nocy.