1924-1998, Polonia
Trad. Xaverio Ballester (con algunas correcciones mías)
Don Cogito sobre la magia
1
Mircea Eliade tiene razón
somos a pesar de todo
una sociedad avanzada
magia y gnosis
florecen como nunca
paraísos artificiales
infiernos artificiales
se venden por las esquinas
en Amsterdam se descubrieron
instrumentos de tortura de plástico
una muchachita de Massachusetts
recibió un bautismo de sangre
los catatónicos del séptimo día
esperan en las pistas de despegue
se los llevará la cuarta dimensión
una ambulancia de ronca sirena
por Telegraph Street
avanza una caterva de barbudos
entre el dulzón aroma del nirvana
Juanito Pichón soñó
que era dios
y que dios era nada
y bajaba lento como una pluma
desde la torre Eiffel
un filósofo menor de edad
discípulo de Sade
corta con destreza
la barriga de una mujer encinta
y con su sangre escribe en las paredes
versículos sobre la destrucción
añádase a esto las orgías orientales
por coacción y algo aburridas
2
de aquí están surgiendo fortunas
ramas de la industria
ramas de la delincuencia
laboriosas barquichuelas realizan
travesías en pos de nuevas especias
los ingenieros de la depravación visual
trabajan sin respiro
jadeantes los alquimistas de la alucinación
fabrican
nuevos estremecimientos
nuevos colores
nuevos gemidos
nace así el arte
de la epilepsia agresiva
con el tiempo
los corruptores se harán mayores
y pensarán en reparar daños
surgirán entonces
nuevas cárceles
nuevos asilos
nuevos cementerios
mas esto es solo la visión
de un futuro mejor
por ahora
la magia
florece
como nunca
Fotogramas de Metrópolis de Fritz Lang
Pan Cogito o magii
1
Ma rację Mircea Eliade
jesteśmy – mimo wszystko
społeczeństwem zaawansowanym
magia i gnoza
kwitnie jak nigdy
sztuczne raje
sztuczne piekła
sprzedawane są na rogu ulicy
w Amsterdamie odkryto
plastykowe narzędzie tortur
dzieweczka z Massachusetts
przyjęła chrzest krwi
katatonicy siódmego dnia
stają na pasach startowych
porwie ich czwarty wymiar
karetka z ochrypłą syreną
przez Telegraph Street
płyną ławice brodaczy
w słodkim zapachu nirwany
Jaś Gołąb śnił
że jest bogiem
a bóg nicością
spływał wolno jak piórko
z wieży Eiffla
nieletni filozof
uczeń Sade’a
przecina umiejętnie
brzuch ciężarnej kobiety
i krwią maluje na ścianie
wersety zagłady
do tego orgie orientalne
wymuszone i trochę nudne
2
rosną z tego fortuny
gałęzie przemysłu
gałęzie zbrodni
pracowite stateczki płyną
w podróż po nowe korzenie
inżynierowie wizualnej rozpusty
pracują bez wytchnienia
zziajani alchemicy halucynacji
produkują
nowe dreszcze
nowe kolory
nowe jęki
i rodzi się sztuka
agresywnej epilepsji
z czasem
deprawatorzy osiwieją
i pomyślą o zadośćuczynieniu
powstaną wtedy
nowe więzienia
nowe azyle
nowe cmentarze
jest to jednak wizja
lepszej przyszłości
na razie
magia
kwitnie
jak nigdy